Skocz do zawartości

Scootaller

Brony
  • Zawartość

    110
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Scootaller

  1. Niech zgadnę... przyjaźni? Twi kontynuuje swoje studia w szkole średniej jako człowiek. To pokazuje, że equestriański system szkolnictwa jest na niższym poziomie niż nasz.

     

    12 lat chodziłem do szkół, w tym trzy do szkoły średniej i gucio się tam nauczyłem o przyjaźni. Dlatego to miejsce jakoś mi nie pasuje.

    Ale może się mylę i szkołą Twilight okaże się zupełnie innym miejscem :pinkiep:

  2. Cały pomysł humanizacji mi się podoba, ale jak widzę fabułę i jakiegoś pajaca który ją obsciskuje to dostaje srogiego bólu tyłka xD

    Święte słowa, ponadto nie podoba mi się, że główne postaci będą musiały chodzić do ludzkiej szkoły. To dobre dla Cutie Mark Crusaders, ale nie dla Twilight. Niby czego będzie się tam uczyć? I kto by ją przyjął na uczennicę bez świadectwa szczepień i temu podobnych ludzkich pierdółek. :unsuresb: Sorki, ale tak już mam, że lubię analizować fabuły "na poważnie". :P

  3. Co sądzicie o niedawno ukończonej animacji fanowskiej rodem z Peru(!!!) pt. "Hijo de la Luna"?

    Autorem poniższego dzieła jest niejaka FlashQuatsch.

     

    Jak dla mnie piękna historia, odwołująca się do lokalnych legend i cygańskiego folkloru. Wydawało by się, że te elementy są jakby odległe od świata kucyków, a tu proszę... udało się je doskonale spoić!

     

    Jutro na moim kanale powinno pojawić się tłumaczenie tego filmu na polski (link w sygnaturce pod postem).

    • +1 1
  4. Numer drugi był - zgodnie z przewidywaniami - bardzo fajny. Na tyle, że aż pokuszę się o krótkie recenzje prezentowanych komiksów...

     

    1. Zdecydowanie najlepsza historia numeru. Świetne rysunki, lepsze niż w niejednej gazetce z komiksami jakie często widuję na wystawach w sklepach. Sama fabuła jest jedną z najlepszych, na jakie do tej pory natknąłem się przy fanowskich pordukcjach spod znaku My little pony (a trochę tego było). Wielki plus za zaprezentowanie nam cząstki kraju gryfów - jego stolicy i pokrótce sposobu bycia mieszkańców. Do tego zabawne smaczki, jak moment w którym Twilight pyta Shining Armora o jego miesiąc miodowy :twilight4: 

    Jedynym mankamentem komiksu było to, że skończył się tak szybko, ale ponieważ zakończenie wywarło niecierpliwe oczekiwanie na dalszy ciąg, mozna powiedzieć, że i ten zabieg spełnił swój cel. Moja ocena zaprezentowanego w numerze początku tej historii to zdecydowane 10/10

     

    2. Kolejna część to to, co wypełniało całość pierwszego Comichoofa, czyli krótkie, niepowiązane ze sobą historyjki nastawione głównie na humor. I tak jak w poprzednim numerze, niektóre są śmieszne, niektóre głupkowate, a jeszcze inne nie bardzo zrozumiałe. Generalnie, widać w nich pewną różnorodność, i za to należy się plus. Większość historyjek zawierała nawiązania do rozmaitych filmów i seriali, ale część z tego stuffu wydawała się być dodana na siłę, tylko po to by istnieć i cieszyć japska maluczkich, pozostawiając logikę gdzieś z boku. Koniec końców, ta część pisma też sprawiła mi dużo frajdy, okazując się dość satysfakcjonująca dla krytycznego odbiorcy. Myslę, że sprawiedliwie byłoby wystawić jej 7,5/10.

     

    3. Początek kolejnego dłuższego komiksu, przedstawiającego postać Dusk Shine'a - męskiego odpowiednika Twilight Sparkle. Z postacią o imieniu Dusk zetknąłem sie wcześniej w fanowskiej animacji Dusk's Dawn, ale jakichkolwiek nawiązań do tamtej produkcji jak na razie nie wyłapałem (być może poza imieniem głównego bohatera nie mają ze sobą punktów wspólnych). W zasadzie pomysł z podmianką naszej lawendowej klaczy na ogiera miał duży potencjał, gdyby tylko należycie go wykorzystać. Tu akurat widać, że twórcy nie do końca udało się to, co sobie założył. Historia w zasadzie jest dokładną kalką tej z pierwszego odcinka serialu, ze zmianą płci bohatera (gdyby nie przypisy, możny by się nawet nie zorientować, bo oboje są do siebie bardzo podobni). Drobne zmiany, w rodzaju Spike'a nazywającego naszego protagonistę "bratem", to trochę za mało, by komiks zaczął się bronić. Na plus wybija się za to kreska, wystylizowana na mangę - bardzo trafny pomysł, w dodatku profesjonalnie wykonany. Niestety, sama szata graficzna to o wiele za mało. Starcza na litościwe 5/10.

     

    Podsumowując, zawartości drugiego Comichoofa wystawiam ocenę taką samą jak pierwszemu - 8/10.

    Jakość pracy redakcyjnej, tłumaczenie, dobór tekstów i formę oceniam bardzo wysoko. Z niecierpliwością będę czekał na kolejny numer (głównie ze względu na kontynuację pierwszej historii, ale nie tylko). Dzięki za to, że w ogóle Wam się chciało, no i pozdrawiam serdecznie.

    Scootaller.

  5. Pierwszy fanowski odcinek obejrzany. I cóż. Jeżeli chodzi o najnowsze produkcje związane z mlp, to Snowdrop bije Double Rainboom na głowę. Co wcale nie oznacza, że dziełko Zacharego Richa jest kiepskie - bo nie jest. Ale może po kolei.

    Dużą wadą Double Rainboom jest to, że, tak jak zauważyli niektórzy moi poprzednicy, fabuła jest tu praktycznie szczątkowa i w zasadzie niczemu nie służy. Morał, jaki na koniec RD wysuwa po całej przygodzie niknie wobec wrażenia pozostawionego po zmasowanej akcji pod tytułem zniszczenie Ponyville + crossover + nadmiar "scen akcji", ograniczających się głównie do podniebnych akrobacji RD, puszczania oka do widzów i zabaw w kotka i myszkę z Atomówkami. Nie bez przyczyny na wstępie zestawiłem DR ze Snowdrop, albowiem produkcje te wywodzą się z jednego trzonu (fandom) a stanowią wobec siebie wręcz totalne przeciwieństwo. Przede wszystkim, Double Rainboom cierpi na brak scenariusza, przesłania i dialogów. Służy wyłącznie poczciwej zabawie i przełamaniu kolejnej bariery w fandomie - dokonania czegoś, co wcześniej mogłoby się udać chyba jedynie pełnometrażowemu filmowi aktorskiemu "My little Dashie" gdyby tylko raczył łaskawie powstać. Oto przed naszymi oczami postawiono kucyki takie, jakimi (teoretycznie) chcieliby widzieć je fani. Mieliśmy wstawki w formie uroczej animacji a la piosenka Twilight z odcinka o weselu. Były chyba wszystkie najważniejsze postaci z tła robiące coś, co charakteryzuje nasze pobieżne wyobrażenia o nich. Wreszcie, jest główna oś szczątkowej fabuły i magiczny płyn umożliwiający Rainbow wywrócenie całej koncepcji do góry nogami. Czy słusznie?

    Bo oto druga część DR staje się już jakby czymś innym, hołdem złożonym w moim odczuciu nie tyle Lauren Faust, co stacji Cartoon Network w takim kształcie, w jakim starsi widzowie pamiętają ją sprzed około 10 lat. Stąd te wszystkie cameos - Johnny Bravo, Deska, Samurai Jack, Bloo etc. etc. Okazuje się, że miast pozostawić fanowską animację kucyków fanowską animacją kucyków, twórca postanowił połączyć ją z zupełnie inną stylistyką, zupełnie innym... no właśnie, światem przedstawionym. Światem, dodajmy, jeszcze bardziej łobuzerskim, przejaskrawionym i obliczonym na proste (lub prostackie) gagi. Na szczęście, oszczędzono nam scen z humorem baaardzo niskich lotów znanych choćby z "Ed, Edd i Eddy", czy - przykro mi to mówić - niektórych odcinków oryginalnych Atomówek. Ostatecznie, wszystko zakończyło się wielką, dosłowną ruiną, która w Townsville zapewne nie jest czymś nadzwyczajnym, ale dla serialowego, kanonicznego Ponyville nie powinna stanowić pospolitego drobiazgu możliwego do naprawienia przy pomocy nerwowego śmiechu listu do Księżniczki i kilku puszek gwoździ.

    Ogółem, mimo wad, DR posiada niezaprzeczalną wartość rozrywkową oraz stanowi wielki postęp techniczny w produkcjach bronych - przy czym jest to właściwy krok na drodze rozwoju fandomu. Szkoda tylko, że twórca tak otwarcie unikał wyjaśniania nam w trakcie seansu i przed nim, z jakim właściwie rodzajem produkcji mamy do czynienia. Teraz przynajmniej jest to wiadome - ma być (tylko i aż) zabawnie, ciekawie i efektownie. A werdykt brzmi: nie jest źle, choć oczywiście mogło być lepiej.

    Wiem, że to co napisałem powyżej nie przekłada się na treść mojego podsumowania, dlatego radzę potraktować te wynurzenia jako garść spontanicznie sformułowanych refleksji po seansie, a nie specjalistyczną recenzję. Jeśli chcielibyście udowodnić swojemu teoretycznemu znajomemu spoza fandomu, że animacje bronych mogą nieść za sobą magię, piękno i wzruszające przesłania - natychmiast pokażcie mu Snowdrop, lecz broń Boże DR. Jeżeli zaś szukacie czystej rozrywki i dobrej animacji, a więc po prostu ociekającej sokami niesamowitości produkcji od fanów dla nieco szerszej i bardziej konsumpcyjnej widowni, Double Rainboom jest najlepszym co mogło zostać stworzone. Czekam teraz na konkurencyjny projekt, który przy podobnym czasie trwania przebije DR na polu zaangażowania emocjonalnego... i temu podobnych spraw:rd8:

    Ocena cząstkowa... w kategorii zwykłego, szarego widza wystawiam Double Rainboom 7,5/10, a jako fan 9/10. Zachary Rich zasłużył na pochwały, bo dopiął swego i stworzył coś, co powinno jednoczyć fanów w poczuciu zadowolenia z powodzenia projektu, miast dzielić na obozy zwolenników i przeciwników jego nowej animacji. Już prędzej stwórzmy konkurencyjne frakcje miłośników kucyków "na poważnie" (Snowdrop) i "z jajem" (DR). Przynajmniej wytworzy się jakaś zdrowa konkurencja w fandomie.

    Pozdrawiam

    Scootaller (vel. MrStronger91, ale who cares)

  6. Kto pisze takie głupoty? Jak dla mnie opowiadanie jest niezłe dla umiarkowanie wybrednych fanów rozmaitych odstresowujących głupotek. Nie mogę powiedzieć, żeby szczególnie mi się podobało - przede wszystkim było o wiele za krótkie. Także język mógłby być bardziej dopracowany (może to kwestia tłumaczenia? No chyba, że to polski grimdark). Ocena? 5/10

    • Nie lubię 1
  7. Weźcie głęboki wdech, albowiem gdyż leci wyczerpująca, emocjonalna recenzja!

    Jestem świeżo po seansie... I cóż mogę powiedzieć? Szok.

    Szok i poczucie lekkiej schizofrenii.

    Niektóre elementy odcinka należy ocenić jako świetne. Fenomenalne piosenki, musicalowa konstrukcja, dobra animacja i pomysł z zamianą znaczków, czuć było magię i wszystko to co dawało radość z oglądania przy dwóch pierwszych sezonach. Przez cały seans towarzyszyły mi przedziwne emocje - kucykom chyba wreszcie udało się obudzić głęboko uśpioną dziecięcą część mojej podświadomości. Za co poleciał kolejny plus. Niestety, tą beczkę miodu wypadałoby zmieszać w równych proporcjach z kompletnie niestrawną beczką dziegciu.

    No bo co zawiniło?

    Twalicorn.

    TWALICORN. Sam do ostatniej chwili miałem nadzieję, że jest to wynalazek na jeden odcinek. Ciekawe ile Bronych zza Oceanu dostało dzisiaj zawału serca/napadu szału. Wierny widz serialu raczej nie może przejść obok tej sprawy obojętnie.

    Najbardziej boli mnie sposób, w jaki zostało to wszystko rozegrane. Do momentu "sennego" spotkania z Celestią było gites (I brawa za inspiracje "Matrixem"). Potem nieustające pozytywne odczucia MUSIAŁY wymieszać się mi z przemożnym pragnieniem głośnego przeklinania. Szkoda, że na forum tak nie można, bo zasób słownictwa miałbym naprawdę spory. Paranoja, jakie ambiwalentne emocje może wzbudzić (nie)zwykła bajka dla młodzieży :unsuresb:. Z jednej strony zakończenie odcinka byłoby po prostu IDEALNE jak na całkowity koniec serialu i całej generacji (można by później dodać co najwyżej film średniometrażowy). W takiej funkcji Twalicorn sprawdziłby się wyśmienicie.

    I pięknie, ładnie... tylko wszyscy się chyba ze mną zgodzicie, że jest o wiele za wcześnie, by kończyć serial. Zwłaszcza, że 4 sezon jest już potwierdzony. Problem z motywem skrzydlatej Twilight jest taki, że stało się to o kilka lat za wcześnie (serialowych, nie ludzkich). Owszem, w odcinku tym dokonała czegoś więcej niż dotąd, ale na Celestię - one jest dopiero nastolatką. W dodatku rozedrganą emocjonalnie i bardzo neurotyczną. Jak dla mnie coś tu jest nie halo.

    Kolejną sprawą są jej dalsze losy. Zmiana głównego bohatera w kogoś nadprzyrodzonego, mającego większą władzę niż dotychczasowi "równorzędni" jemu przyjaciele może okazać się dla serialu gwoździem do trumny. Tak jak pisałem wcześniej - tak idealne zwieńczenie fabuły jest kompletnie nie pasujące w takim momencie. I na tą chwilę nie jestem pewien, czy chce mi się oglądać dalsze przygody "Księżniczki Sparkle".

    (Czy tylko mi ten motyw skojarzył się z Witchcraftem? "Princesz Sparkle... Princesz Sparkle... Yay! YaY!" Śmiechu warte.)

    Poza tym te skrzydła nie pasują jej wizualnie - czyli inaczej mówiąc wygląda w nich brzydko. Takie jest moje zdanie.

    Nie przeczytałem jeszcze Waszych komentarzy - nie wiem, co o tym sądzicie. Wybaczcie, jeśli w jakiś sposób nie pasuje wam to co udało mi się tu powyżej wysmęcić. Moim zdaniem fandom się od tego nie zawali - z drugiej strony może stać się to, co widać na forach poświęconych Gwiezdnym Wojnom, czyli ostateczny prymat fanonu nad kanonem w zainteresowanym środowisku. Mam nadzieję, że doczytaliście do tego miejsca i jakoś ze mną podyskutujecie w tej materii, bo w sumie to nawet chciałbym się mylić. Pozdrawiam.

    Scootaller

×
×
  • Utwórz nowe...