Klacz rzuciła zimne spojrzenie na swojego kapitana, mimo to była przystosowana do tego, iż rzadko mówiono jej po imieniu. Odeszła lekko na ubocze i lekko znudzonym spojrzeniem słuchała przydzielanych stanowisk.
-Jak zechcesz mogę bć fałszerką... pozostaje mi mieć nadzieję, że nic nie spapram - podsuowała lekko ponurym głosem.
Dalej stała na uboczu obserwując teraz wymianę zdań dóch ogierów. Nie znała się na mechanice, więc nic nie mogła na po poradzić.
Stała tak aż do wydania rozkazu dowiedzenia się w czyim śnie są.
Z lekką litością wysłuchała propozycji zielonego jednorożca, a następnie oglądając poczynania białego ogiera grzebiącego w starych śmieciach i narzędziach.
- Kapitanie! Tu nic nie znajdziemy! Musimy iść czym prędzej dalej! - usłyszała.
-No wreszcie ktoś gada w miarę rozsądnie - powiedziała, po czym podeszła do drzwi lekko je uchylając tworząc niewielką szparę, przez którą można było zobaczyć fragment jasnego szpitalnego korytarza.