Niebo tej nocy było ciemne. Większość gwiazd było przykryte przez chmury, podobnie zresztą jak księżyc. Niewiele światła docierało na ziemię toteż na całej wyspie, a zwłaszcza na klifach, panował mrok. Dla niewprawnego oka, klify były puste. Jednak jeśli ktoś potrafił patrzeć przez ciemność mógł dostrzec sylwetkę, sylwetkę mężczyzny siedzącego na krawędzi patrzącego z melancholią w dół. Był wysoki, blady, miał ciemne włosy i lekki zarost. Spojrzał w bok patrząc na pustą butelkę po rumie. Westchnął żałośnie i wstał. Zaczął patrzeć w dół, wyglądał smutno, do tego jakby był zmęczony życiem. Przyglądał się wodzie uderzającej skały. W jego głowie kłębiły się myśli, naprawdę wiele myśli. Kilka razy widać było że zaczyna robić krok w przód, jednak cały czas się cofał. Rozejrzał się jeszcze po okolicy, jakby czegoś szukając wzrokiem. Ale zaraz potem wrócił do patrzenia w dół.