Przeszukaj forum
Pokazywanie wyników dla tagów 'potwory'.
Znaleziono 2 wyniki
-
Witajcie~! Potrzebuję waszej pomocy. Właśnie siedzę w TARDIS całkowicie skonfundowany. Trafiłem na nową planetę, zupełnie sobie nieznaną. Żyje tutaj całe mrowie obcych stworów wszelakiej maści, których nigdy wcześniej na oczy nie widziałem. Nie wiem czego mogę się po nich spodziewać. I tu właśnie wkraczacie wy. Uzbroiłem się w specjalnie oprzyrządowanie dzięki, któremu będę w stanie pokazywać wam to, na co się natknę. Waszym zadaniem będzie opisanie owej istoty. Chcę wiedzieć następujące rzeczy: - Jaka jest nazwa tego czegoś. - Czy jest to niebezpieczne. - Czym się żywi. - Sposób zdobywania pożywienia. - Inne rzeczy jak np. w jakim środowisku żyje, cechy specjalne (trucizny, szybki lot, "kameleon" etc.). Po prostu wszystko co możecie mi powiedzieć na temat tychże istot. Najciekawsze opisy trafią w przyszłości to Księgi Istot Obcych, którą mam zamiar zrobić. Oraz będą punktowane do nagrody działowej. Na pierwszy ogień taki oto stwór: Punktacja:
- 19 odpowiedzi
-
- opisywanka
- kosmici
-
(i 2 więcej)
Tagi:
-
Atmosfera w karczmie rosła wraz ze wzrostem liczby narzekań na prawdziwość opowieści. Jak widać wieśniacy nie potrafili dostrzec prawdziwych łowców potworów, nawet mając ich przed samym nosem. W powietrzu oprócz smrodu tytoniu wisiała walka. Nikt nie chciał ustąpić i zmienić swojego zdania. Wieśniacy szykowali się do dania grupowego wpierdolu przybyłym, a Wańka właśnie odwiązywał swój krowiak, owinięty wokół pasa. Przezorny karczmarz właśnie chował swoje wszystkie naczynia, by nie zniszczyli je walczący. Gdy już cienka granica po której była rzeź miała pęknąć, nagle rozległo się głuche uderzenie. To cichy do tej pory Sasza skończył pić swoje piwo. Był ascetą ale po każdej wyprawie pił jeden kufel za poległych towarzyszy i znajomych, którzy oddali życie w walce z całą tą zgrają. Wstał powoli, patrząc groźnym wzrokiem po tłumie. Wańka chciał już podejść i przywalić pierwszemu ale Sasza zablokował mu drogę swoim pastorałem. Wańka klapnął z powrotem na krzesło, rzucając klątwami, które ani trochę nie były magiczne. - Wy... - zaczął. Jego głos był sam w sobie potężny i nieco zdarty od wykrzykiwania modlitw, psalmów i egzorcyzmów. Wywinął w powietrzu straszliwego młynka, że ci wyżsi musieli się schylić, by pozostać przytomni. - Wieśniacy, oprychy, bandyci i gnidy. Tym jesteście, zwykłymi robalami siedzącymi w swoim ukochanym gównie tak głęboko, że nie możecie dostrzec motyla, który nań siądzie. My jesteśmy łowcami tych szkarad. To dzięki nam nie musicie się bać każdego dnia, że coś wam odgryzie dupę. Wy niewdzięczne sukinsyny, potraficie tylko narzekać i kwestionować! - Ciągnął swój wywód, gdy nagle odezwał się jakiś gość z tłumu. - To zabierzcie nas ze sobą, pokażemy, że potrafimy się bić i nie jesteśmy tchórzami! - Tłum zawył zgodnie, okazało się, że tym odważniejszym był staruszek. Miejscowy furiat, który zawsze narzeka na bachory. Sasza pociągnął nosem i splunął mu pod nogi. Podszedł wolnym krokiem to starca, trzymając mocno swój pastorał. Wania się uśmiechnął. To mogło oznaczać, że jednak będzie mordobicie. Nie przepadał co prawda za tym pierdoleniem syna, ale co trzeba było przyznać, nic tak nie pomagało się zaognić atmosferze jak kilka ostrych słów. Czyli jednak będzie mordobicie, dobrze. Wymierzanie kary swoimi rękami i wiernym krowiakiem sprawiało mu zawsze nieopisaną radość. Staruszek mężnie stał przed o wiele większym, potężniejszym i mniej trzęsącym się ze starości przeciwnikiem. Miał już wykonać swój pierwszy cios i zaraz po tym spotkać stwórcę, gdy drzwi do karczmy otwarły się z łomotem. Wszystkie oczy zwróciły się w stronę otworu w ścianie i ujrzały córkę starosty. Była cała zdyszana i w poszapanych ubraniach, które pokazywały więcej niż by chciała (a trzeba podkreślić, że miała co zasłaniać), odgarnęła kilka złotych loków ze swojej twarzy, teraz całej we łzach. - Ludzie, papcia porwała jakaś bestia i zatargała za wzgórza na łąki, a mnie poraniła. Błagam musicie nam po... - Nie dokończyła, bo w tym momencie chwyciła się za brzuch i zaczęła charczeć i wydawać dźwięki, które były w stanie wywołać ciarki u największego zawadiaki. Jej schludnie paznokcie zczerniały i zaczęły się wydłużać i grubnieć. Ładne brewki połączyły się, a błękitne oczy zżółkły i wtedy srebrny sztylet przybił jej gardło do framugi. Potwór warczał i starał się wyrwać niezgrabniem ale ból wywołany przez poświęcone, srebrne ostrze zdecydowanie mu nie pomagał. Po kilku minutach stało się nieuniknione - bestia skonała, będąc w części w postaci człowieka, a w części w postaci wilkołaka. Nie był to piękny widok. W karczmie zapadła cisza. Że też najładniejsza dziewka we wsi tak marnie skończyć musiała... Kawał dziołchy się stracił. Wańka odrzucił swój stół na bok pod ścianę, bo nie chciało mu się go tak zwyczajnie obchodzić. Powiedział bardzo poważnie. To nie był głos bajarza Wańki, który przed chwilą opowiadał o ghulu. On był profesjonalistą i kiedy zaczynała się praca, to była praca i nic kurwa więcej, jasne? - Wilkołaki... Jebane psiekurwy. Czas wymierzyć im porządną karę. Idziemy Sasza. - Klepnął go po ramieniu i ruszył przez rozwalone drzwi. Sasza wyciągnął ostrze i bezwładne truchło padło na ziemię. Schował dobrze swoje ostrze z innym i spojrzał ponuro na tłum. Widział jak wlepiają w nią wzrok i wiedział, że kilka kłaków nie powstrzyma ich godnej pogardy żądzy do jej ciała. Wyszeptał coś i uderzył końcem pastorału w trupa. Przeszło przez jej mostek, tak jakby to był piasek. Ciało zaczęło się wypalać i rozwiewać ukazując zwykły szkielet. Kilka jęków dobiegło z tłumu. Znowu splunął. - Wiedziałem, że skoro nie macie wiary by uwierzyć w świętą misję walki z plugastwem to nie będziecie mieli jaj, by stanąć z nimi do walki. Pochowajcie ją... Ale po bożemu i żadnych profanacji... Nie chcecie wiedzieć, co robię z profanatorami... - Odwrócił się i wyszedł, na zewnątrz czekał już Wańka z założonymi rękami i grymasem na twarzy. Nie lubił stać z założonymi rękami. Lubił działać i bić rzeczy. Gdy kierowali się w stronę wzgórz, z karczmy wyszło jeszcze dziewięć postaci, który za nimi szły. Wańka szturchnął syna w bok. - Może jednak ktoś się odważy. - Powiedział szeptem nie odwracając się. Sasza szedł dalej niewzruszony, nawet nie drgnął by zobaczyć kto za nim idzie. - Trzeba ich wprowadzić, choć i tak pewnie większość zdechnie. Ale zasady to zasady. - No, dobra. Chcę wiedzieć, coście za jedni i z czego jesteście zrobieni - rzekł Iwan i odwrócił się do kilku odważnych śmiałków.