Favri Napisano Grudzień 23, 2019 Share Napisano Grudzień 23, 2019 Pomyślałem sobie, że dobrym zarzewiem chaosu językowego jest pewien czeski wierszyk który kiedyś czytałem. Jest on opatrzony kryptonimem "Bajachna". Zostawiam z nim was na chwilę sam na sam: Spoiler Dawno, dawno temu, przed kilkoma godzinami wysoki chłopak o niskim wzroście szedł z sześcioletnią staruszką po łące pokrytej asfaltem Był czwartek, i jak na początek tygodnia przystało chłopak szedł leżąc na ziemi w pozycji kucznej podczas czołgania do sklepu hydraulicznego po mąkę, lecz mieli tylko zielone pomarańcze Poszedł z nimi do wujka, z którym poszli samochodem na rowerze na basen pobiegać w górach na rękach z odważnikami Po powrocie wchodzi wujek do windy, a tam schody Naciska przycisk i wchodzi na górę Czeka tam ubrany golas na boso w butach z gaśnicą i zapytał się czy nie pójdą do kina na zakupy Był wieczór, około ósmej rano po południu, więc zaczęli pić kanapki i zagryzając wodą niegazowaną z gazem Po niesytym posiłku byli bardzo najedzeni, więc poszli jeść dalej, gdyż byli głodni Po drodze spotkali małą dziewczynkę o dużym wzroście z kwadratowymi trójkątami w kształcie koła na plecach, więc nie zapytali jej 'co się stało', a ona nie odpowiedziała im, że dziadek ma zielone sandały Wpadli w szok po zobaczeniu tej wiadomości i zaczęli krzyczeć z całych sił po cichu, żeby nie przeszkadzać ludziom, bo byli w bibliotece na stadionie, gdzie odbywał się mecz bicia się kablami od telewizora, w którym uczestniczył wielki tłum ludzi liczący jedną osobę, która siedziała na drewnianym kamieniu zrobionym z aluminium opalając się w cieniu W tym samym momencie, trzy dni później, nastał upalny mróz Chłopak pobiegł nad jezioro, gdzie nad brzegiem stały trzy łódki - jedna cała, drugiej pół, a trzeciej wcale nie było Wpełzł na rzęsach do trzeciej i poleciał na bezludną wyspę, gdzie była wioska węgierskich indiańców z północno-południowej Afryki Wszedł na palmę, poślizgnął się i zleciał z jabłoni na wierzbę Przychodzi właściciel tej sosny i mówi 'złaź z tej topoli, bo to mój dąb' Chłopak zszedł, pozbierał kokosy i poszedł na plac sprzedawać marchewki Wtedy głuchy usłyszał, jak niemy mówił, że ślepy widział, jak szczerbaty odgryza włosy łysemu, który biegnie razem ze sparaliżowanym Więc pobiegł za nimi, zakręcili prosto i się zgubił, ale wiedząc, gdzie jest, wrócił do domu i wysikał kupę i wyskoczył przez okno spać Niechcący kopnął się środkowe kolano trzecią pachą Spadł na dach tegoż oto budynku, z którego wyskoczył godzinę temu Nie wiedząc co robić zdecydowanie poszedł dalej tymże chodnikiem Koniec bajachny Już nie pamiętam ze studiów jakim rodzajem błędu logicznego jest to utwór, ale chciałbym tu wspólnie z Wami odtworzyć go, pisząc drugą Bajachnę! Tak, tylko teraz w uniwersum kucykowym. Zróbmy to dla Discorda! Pozwólcie. że zacznę: Nasza historia swój koniec ma w Equestrii, gdzie ostatecznie udało nam się ją rozpocząć. Po wielkim wysiłku, jak na zawołanie Celestia dmuchnęła i tak powstał nasz Świat, który należy do kucyków. Nie było to trudne, trzeba było tylko podzielić przez zero dodatnią całkę pierwiastkowaną pochodną liczby zespolonej a. Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Recommended Posts