Skocz do zawartości

Favri

Opiekun Działu
  • Zawartość

    200
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    6

Favri wygrał w ostatnim dniu 6 Luty 2022

Favri ma najbardziej lubianą zawartość!

O Favri

  • Urodziny 10/16/1994

Informacje profilowe

  • Płeć
    Ogier
  • Miasto
    Rawa Mazowiecka

Ostatnio na profilu byli

7385 wyświetleń profilu

Favri's Achievements

Kucyk

Kucyk (4/17)

117

Reputacja

  1. W końcu od dłuższego czasu uraczyłem się jakimś ficzkiem z MLP, i Oh Boy, nie byle jakim. I chociaż narzucają mi się oczywiste podobieństwa do Past Sins, jednak jest to coś innego, oryginalnego. Problemy z jakimi zmaga się pisarz i jego bohaterowie są specyficzne i ładnie ujęte na kartach opowiadania tworząc spójną i zgrabną całość. I muszę to teraz zaznaczyć: Ghatorr, byłby z Ciebie (jest?) dobry psycholog. Obsidian jest słodka i gorzka, buntownicza i zachowująca kamienny spokój, dobra i mroczna… No po prostu świetna kreacja postaci, a w dodatku – chociaż może źle to zabrzmi – na jej osobie jak na zwierzątku doświadczalnym mamy szansę prześledzić jak zmienia się psychika, jak nagina się ona wpuszczona w obcy system, jak błądzi, znajduje kompromis między dawnymi przyzwyczajeniami i nowymi wytycznymi, między światem zewnętrznym i wewnętrznym… A to wszystko okraszone w swobodny i humorystyczny styl. O światotworzeniu już było w innych komentarzach, więc teraz trochę bełkotu psychologicznego. Odnoszę się do całego utworu. Uwaga na spoilery. Zastanawia mnie, w jakim stopniu autor rozplanował i rozpisał sobie uprzednio fabułę, szkic tworzonego uniwersum, a w jakim rozwija wątki na freestylu. Pewnie coś pośrednio, jak to w pisarskim świecie bywa, ale chciałem docenić konsekwencję niektórych zdarzeń: przebiegła Obsidian znajduje w pamięci odwołanie do przysięgi składanej Twilight o wstrzymywaniu się przed agresją w kierunku innej istoty, ale tylko w obrębie Ponytown. Jakby mózg był matematyczny, to właśnie dodał do siebie macierze i wyszło mu, że Obsy, pozwalam ci sieknąć Starlight czarną magią. Inny przykład, Papilla. Od początku wydawał mi się podejrzany, więc nie było dla mnie w VIII rozdziale zaskoczeniem, że ma trochę krytyczne zdanie na temat magii przyjaźni. Co mnie urzekło to możliwość zastanowienia się jak ewoluują kwestie moralne i etyczne, jaki mają wpływ na funkcjonowanie społeczeństwa ale i życie pojedynczego obywatela, jak, dzięki wglądowi w myśli Obsidian i Twilight i ich rozmowom, możemy znaleźć logikę w różnych systemach politycznych i formach sprawowania władzy, strukturach społecznych, dlaczego się utrzymywały i dlaczego jeden jest w wybranych aspektach lepszy od drugiego. Oprócz tego razem z Obsidian próbujemy zrozumieć ideę magii przyjaźni i to w dwójnasób; z czystego zainteresowania i chęci zyskania przewagi nad „przeciwnikiem”. Dzięki temu autor może z czytelnikiem od podstaw rozpracować całą tą magię przyjaźni, jaki ma sens, jakie ma znaczenie psychologiczne i socjologiczne. Obsidian jest zaiste ciekawom klaczom. Niektóre jej cechy mógłbym przypisać sobie z pewnego okresu życia (chociaż nie, nie jestem potomkiem mrocznego króla ani nie zahibernowano mnie na 1000 lat), więc może łatwiej mi jest zrozumieć… Zaraz, czy autor nie próbuje aby właśnie zrozumieć jak warunkuje się czarny charakter? No bo załóżmy, że Sombra nie przegrał, Kryształowym Imperium włada jego żelazne kopyto, a Obsidian realizuje jego niecne knucia i intrygi, sycąc się jego naukami, trenując pod zwierzchnictwem wyznaczonych przez niego sług, chłonąc esencję czarnej magii? Czy mogłaby wyrosnąć na kucyka okrutnego i bezwzględnego? Cóż, sprawy w fanficu potoczyły się jednak inaczej, więc się tego nie dowiemy. Została wybrana ciekawsza opcja. Wyrwana z macierzystego środowiska, targana przez świat którego nie poznawała, prowadzona przez „słabe” kuce które się nad nią „litowały”, zobowiązana przeszłością i stawiająca niepewne kroki we współczesności, do tego nałogowo wypalająca sobie emocje… To tworzy mieszankę o sporym potencjale do poprowadzenia fabuły w interesującą stronę. Takie zabiegi jak nieplanowany wypad do Everfree czy inspekcja lizaka świetnie wyciągają z Obsidian jej tak bardzo naturalne, choć skrajne, zachowania. Poziom empatii Ghatorra względem Obsydianki is over 9000. Ciekawszą jeszcze od Obsydianki kreacją postaci, choć nie postacią samą w sobie, jest natomiast według mnie król Sombra. Przede wszystkim dlatego, że nie występuje osobiście jako aktor na scenie opowiadania, ale jest budowany poprzez odwołania i nawiązania do niego, w szczególności cytaty pojawiające się w głowie jego córki. Gdyby wprowadzić go do akcji, byłby materialny, z krwi i kości, może przewidywalny, a tak narasta wokół niego taka mroczna aura, mityczna otoczka, jak wokół Xardasa z Gothica I i III, dopóki go nie spotkamy (kto grał ten wie). Co do reszty postaci odniosę się ogólnikowo, zostały jak dla mnie opisane dobrze, choć bez rewelacji. Nie wiem, czy trudniej było rozwinąć charaktery na podstawie istniejących serialowych postaci, bo musiały stanowić ich continuum, czy wykreować nowe, bo trzeba nadać im unikalne cechy i odpowiednio wpleść w opowieść, ale jedne i drugie wyszły nieźle. Chociaż „genialne pomysły” Twilight to trochę egzageracja i pole do podśmiechujek, poza tym Twilight spełnia się w roli Twilight jak Twilight. Kilka luźnych myśli. Chciałem jeszcze zwrócić uwagę na to, jak ciepłe, serdeczne relacje i pozytywne uczucia (Joy) wypierają buntowniczą naturę i solo-walkę z całym światem (Obsydian). Jak to się skończy nie wiem, ale biedna ta Obsidian. Ops, sorry. Ulitowałem się nad nią. Oprócz tego zagadnienie czy człowiek (kuc) jest z natury dobry. Cóż, każdy postępuje logicznie… Każdy rodzi się dobrym, ale poddawany złym wpływom może stracić rozeznanie co jest działaniem destrukcyjnym, a co konstruktywnym. Pojęcie dobra i odczuwanie empatii jest potrzebne społeczeństwu, żeby je spajało i nie popadało ono w dezintegrację. Obsidian zdaje sobie sprawę, że wyrządziła krzywdę bliźniemu i odcisnęło to w niej traumatyczny znak. W ogóle co ja pierdzielę, nawet bez tego faktu nie jest krzty zła, jeśli zło zdefiniujemy jako świadome czynienie krzywdy pośrednio lub bezpośrednio drugiej istocie. Fajnie, że mamy pierwszorzędowy wgląd w zebrania alicornów. Trochę to rozjaśnia, w jaki sposób sprawowane są rządy w Equestrii. Znalazłem lekkie nawiązanie do wolności sztucznej inteligencji w słowach Obsidian z VII rozdziału strona 2. Ciekawi mnie, jak subiektywnie Obsidian odczuła ten skok czasowy o 1000 lat wprzód. To znaczy, są opisane jej myśli, ale to nie ten najwyższy stopień doświadczenia o którym mówi Platon, przeżycie czegoś. Czy „odczuła” go drastycznie, zmieniła się jej percepcja, czy to było jak zaśnięcie i przebudzenie się. Co do narzekania… Seriously, czy żarcie jest aż tak istotną wartością? Miałem wrażenie, że gdy ledwie zaburczy im w brzuchu to jakby odczuwali fizyczny ból, jakby byli na głodówce przez kilka dni i to zamknięci w jaskini, gdzie nie ma się skupić na czym innym tylko obiedzie który dominuje ich myśleniem. Ja rozumiem, że sztuka kulinarna to bogata dziedzina i autor może mieć zajawkę na szerokie opisy egzotycznych potraw, ale czasami szedłem za rozumowaniem głównej bohaterki, że oni są jednak pod tym względem naprawdę zepsuci. Co więcej… Czasami miałem wrażenie, że pewne postacie były wprowadzone tylko po to, by znaleźć w nich refleksję zachowania Obsidian. Hm, może to i dobrze? W końcu to z jej punktu widzenia prowadzona jest narracja i jej świat zgłębiamy. Jak dla mnie to nie minus, że postacie i wątki poboczne są rozwijane i tempo akcji jest powolne, ale w rozdziale VIII te same problemy z jakimi zmaga się Obsidian, z jakimi bije się w swoich myślach zaczynają się już nieco dłużyć. Podsumowując, pożarłem bardzo obiecującego fica, więcej uwag nie pamiętam. Taka myśl mnie naszła, że w oryginalnym serialu kucykowym fabuła skończyłaby się na przeczytaniu przez Obsy dziennika przyjaźni, ściana końcowa, Myy Little Pooonyy, frieeeeeeends. Ale nie, ona go zreinterpretuje dla swoich niecnych celów. Tylko czy w czasie swojego systematycznego planowania wskrzeszenia Sombry albo jego idei, nie zrozumie czasem czym jest ta przyjaźń? To w następnym odcinku. Pisz Ghatorr, bo dobrze Ci idzie. Dziękuję, do widzenia!
  2. Obejrzałem minutę i... zwątpiłem. Nah, to nie dla mnie. To już lepiej tabliczkę czekolady sobie zjem jak będę chciał się dosłodzić.
  3. Ja to tu zostawię. Kto chce??? ;)

     

     

    1. Phylian22

      Phylian22

      O mój boże to arcydzieło!Przecudowne :pinkiesmile:

  4. Najlepszego w dniu urodzin :party:

    Spoiler

     

     

    1. Favri

      Favri

      Dzięki :pinkie: To jest z jakiegoś odcinka bo już nie pamiętam?

    2. misterspauls

      misterspauls

      Nie. Hasbro stworzył dla ludzi którzy moją tylko urodziny. Stworzyli dla zabawy.

  5. To i ja dodam od siebie swoje trzy grosze. Ostrzegam – dużo truizmów i oczywistych spostrzeżeń (tak mam). Generalnie cieszę się, że film jest poddawany takiej wnikliwej i szczegółowej analizie, i nie tylko tutaj, ale w całym community, equestriadaily etc. To duże wynagrodzenie dla twórców za ich ciężką jakkolwiek bądź pracę, a także, jako iż wyłapiemy przecież wszystkie smaczki, te lepsze ale i gorsze strony, niejako odpowiedź na ich mrugnięcia okiem i błędy. Dzięki krytyce, czy ją czytają czy nie, w niewielkim chociaż stopniu sprawiamy, że finalny produkt może być lepszy. Myślę, że będąc twórcą, czy to animatorem, czy scenarzystą lub innym przyczyniającym się do produkcji, miałbym niemałą satysfakcję z tego tylko faktu, że ich dzieło zostanie prześwietlone na wylot, stanie się przyczynkiem do dyskusji i snucia teorii. A ile artów z tego powstanie, ho ho! Ale przechodząc do samego filmu. Jak dla mnie najważniejsze swe zadanie spełnił. Zostawił takie ciepło na serduszku. I poprawił humor. Pokazał całkiem wiarygodny świat, do którego możemy się na chwilę przenieść. Może za mało ostatnio oglądam twórczości filmowej w ogóle, a już w szczególności bajek i animacji które moglibyśmy podciągnąć pod „familijne”, „przygodowe”, ale na ten film specjalnie zarezerwowałem sobie czas i wiedziałem mniej więcej, czego się spodziewać, z jakim uczuciem go „opuszczę”… No dobra, nie wiedziałem, bo po zajawkach i trailerach spodziewałem się, że będzie bardziej cukierkowy i przesłodzony. Ale nie był! Czym był? Netflix wskazuje mi trzy kategorie: magia, pogodny, emocjonujący. Zadanie było dosyć trudne, bo trzeba było zrobić coś niesztampowego, wgryźć się jakoś ciekawie w strukturę fabularną poprzednich odsłon, która stanowiła jej podwaliny. Do tego twórcy narzucili sobie temat dosyć wyzywający – konflikt trzech ras, który trzeba było zrealizować na przestrzeni politycznej, społecznej, psychologicznej i jednostkowej i wpleść w to, czy może zrobić to podążając za losami bohaterów odpowiednio kształtując ich charaktery, zachowując przy tym humor i klimat dla młodszych. Odwróćmy nasze postrzeganie: ten konflikt dawał takie możliwości! Iii to się całkiem nieźle udało! Nie dajcie się zwieść pierwszemu wrażeniu; po ponownej analizie wychodzi, że fabuła została poprowadzona stosunkowo dobrze w wymierzonych jej 01.31h. Chociaż są oczywiście nieścisłości które zostały już wspomniane wyżej, ale o nich później. Mamy nawiązanie do G4, wstęp i przejście do właściwej akcji. Jakoś ucieszyło mnie, że rozstanie z ojcem – jak się wydaje - zaszło w przypadku Sunny w pogodnym nastroju, nie było to buntowanie się przeciwko losowi, jaki to on okrutny i stawianie wyzwania samemu Bogu (chyba tu mi się narzuca chociażby Fullmetal Alchemist). Napisałem „ucieszyło” nie dlatego, broń Boże, że jestem okrutnikiem; po prostu w wielu utworach żal po utracie bliskich jest wyolbrzymiony, przerysowany i de facto ograny, i fajnie ukazano tutaj motyw czegoś innego, takiego ciepłego wspomnienia ojca, który zostawił swój odcisk w duszy Sunny i płynnie przeszedł w przeszłość. Kraina kucyków wcale nie jest taka pusta, chociaż pokazano tylko trzy skupiska odpowiednio do trzech ras: Zatoka Grzyw, Zefirowe Wzgórza i Różkowo. Co mam na myśli: pokazano całkiem sporo postaci drugo i trzecioplanowych, zanimowanych i biorących czynny udział w akcji. Postarano się o takie niuanse, jak strzyżenie uszami w momencie, gdy uwaga jest skierowana na inną postać. Różne zwyczaje, przeświadczenia, świadomość społeczna. Te miasta żyją i mają głębię. Niektóre postacie lepiej, inne nieco gorzej nakreślone, ale o tym już było. Phyllis Cloverleaf bardzo mi przypominała Wróżkę Chrzestną ze Shreka. Zachowaniem, pozycją i intrygami. Jednocześnie najmniej mi przypadła do gustu. Chyba mniej, niż nawet Sprout. Są złolce których się lubi i szanuje, a ta para... Po prostu ich nie lubię. Napisałem „złolce” ale to nie do końca prawda, i tutaj plus dla filmu, bo odegrali w niej nieco inną rolę, nie tych na których się zrzuca całą krzywdę, ale narzędzie do wyrażenia uwarunkowanych lęków i wahań społecznych, które wykorzystali, i pobudzenia ich do czynu. Na końcu Sprout już psychicznie odjeżdża maszyną huk-wie-co-to-jest, i cała ta jego przemiana jak dla mnie zaszła trochę za szybko… Ale zamysł był dobry! Fajne są niektóre ujęcia kamery; na przykład w 19” minucie farba z wyrzutni trafia jakby w obiektyw, kamerę, którą operator potrząsa. Są i inne przykłady, ale teraz nie pamiętam gdzie. Gdzieniegdzie zauważyłem jawny przejaw magnesu wszechprzyciągającego, które kuce mają w kopytkach. Tak poza tym transformacja postaci 2D w 3D przeszła moją afirmację i choć nie mieliśmy okazji zobaczyć niemowlaka (och, te są makabryczne w G4), źrebaki wypadają OK. Co mi się bardzo podobało, to przesłanie; wychowanie w duchu przyjaznych zasad przekłada się na późniejsze idee, do których realizacji – pierwotnie nieudolnie – z czasem z coraz większą pomyślnością dąży Sunny i hej! W końcu jej się udaje. I ta scena gdy Izzy przyznaje się, że trafiła do kucyków ziemskich po znalezieniu „listu” od Sunny… Piękne. Scena z wyzwaniem rzuconym przez Sunny temu tam barmanowi skojarzyła mi się z No Game No Life, a konkretnie motywem, według którego Sora postawił bierkę rasy w zamian za przejęcie tej oponenta. Nie wiem, czy to jawne nawiązanie, ale podobieństwo się narzuca. Na razie tyle. Jak mi się coś przypomni, to napiszę jeszcze.
  6. Orientuje się ktoś czy organizowane jest jakieś spotkanie premierowe MLP gen. 5, czy stream w internecie, czy może nawet spotkanie na żywo?

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [1 więcej]
    2. Favri

      Favri

      To będę oglądał we wszystkich trzech miejscach jednocześnie. Dzięki za info :twilight2:

    3. KLGDiamond

      KLGDiamond

      To raczej nie możliwe patrząc na możliwości discorda, ale powodzonka.

    4. Wonsz

      Wonsz

      Było spotkanie w Gdańsku w sobotę. Przyszło około 40 osób.

  7. Favri

    Paradoksy nieśmiertelności

    Z nieśmiertelnością wiąże się ściśle, patrząc od technicznej strony, kwestia, niegdyś z domeny filozoficznej, współcześnie już bardziej będąca zainteresowaniem neuronauk, mianowicie pojemność mózgu. Czy jest ograniczona, jak pamięć w komputerze, i jej zasoby mogą się wyczerpać, czy też sieć neuronowa się w sposób nieskończony rozszerza i tworzy wciąż nowe połączenia? Zauważ, że z założenia zakładasz to drugie. Jest też inna opcja: po to zaaplikowano nam mechanizm zapominania i zastępowania starych połączeń nową treścią, byśmy między innymi nie zwariowali mając cały czas aktywizowane traumatyczne doświadczenia, i mogli się zająć aktualnymi, ważnymi zadaniami. Kwestia sięga głębiej, bowiem nie tylko pamięć, patrząc materialistycznie na umysł, ulega wyczerpaniu, ale i inne parametry takie jak aktywność hormonalna, dojrzałość/wyrobienie/zużycie emocjonalne, zdolność do uczenia się itd. Wszystko jest wyważone tak, czy może powinniśmy stwierdzić: tak wyszło Naturze, że nasz czas został określony na te kilkadziesiąt lat egzystencji. Nasza subkietywna perspektywa się zmienia gdybyśmy na przykład weszli w ciało konia, który ma średnio 25 lat życia, myszy (której czas według dowcipu zależy od kota) albo nawet muchy, która ma go z miesiąc. Nie wiem, czy byłem w innym wcieleniu muchą czy koniem, więc nie mam pewności, ale zgaduję, że to jak ze snem; czas subiektywnie płynie w nim wolniej. Odnieśmy skalę czasową do przestrzennej: dla mrówki nasz ogródek to rozległy las, a jedno nasze oko, które przerasta ją kilkusetkrotnie wielkością rozwiązuje ten sam problem, który u niej załatwiają nieporównywalnie mniejsze receptory. Do czego dążę: perspektywa zależy od punktu odniesienia, i jeden czynnik, wydłużenie życia, porusza zbyt wiele innych sznurków, i nie tylko w ujęciu jednostki, ale całej społeczności. Niemożność zabicia się nie jest niczym dobrym, i niezależnie co czeka nas po śmierci, czy inaczej: kto czego spodziewa się po śmierci, odebranie nam możliwości zadania jej sobie jest równoznaczne z pozbawieniem pewnej składowej wolnej woli. Śmierć samobójcza może być przejawem niezgadzania się, nieakceptowania, ucieczki lub jedynym rozsądnym wyjściem z tego świata. Ciężki temat, ale są sytuacje, w których istota się męczy z sytuacją która się wokół niej (lub wewnątrz niej) wytworzyła, fizycznie lub mentalnie na nią oddziałuje, i jest w jej przypadku najbardziej logiczną opcją. Chociaż zawsze jest smutna. Mówisz, że są tylko trzy warianty? A co z wariantem nieśmiertelnego, który chodziłby do psychologa, uprawiał ogródek, popijał poranną kawkę i czytywał poranną gazetkę i przy tym wszystkim zachował stabilność psychiczną ? Wydaje mi się, że koncepcji nieśmiertelności jest więcej, i to zależy tylko od odpowiedniego ich przedstawienia, przy czym część część takich koncepcji już została, a część zostanie opisanych. O, a na przykład ktoś kto nie był z góry, ale zyskał nieśmiertelność, wypełnił swoją misję i z niej zrezygnował, spoczywając w grobie? I nie, nie należy nam się wieczne życie, jesteśmy tylko materią która się ciągle mieli.
  8. Favri

    Zapytaj Discorda

    Rzeczywiście, zabawna seria, i achh, pachnie starymi, minionymi czasami, kiedy to się piło nektar na dworze u Zeusa, albo plotkowało z Mojrami. Skąd ja ich znam? Nie pytaj. Ale wróćmy do samej essentia, jaką są lego. Podpatrzyłem pewnego dnia małego ogierka, który tworzył całkiem udane projekty, ale to, co mnie w jego przypadku zadziwiło, to niezwykłe historie jakie był w stanie z nich tworzyć. Tak, dokładnie z tymi figurkami które występują na pokazanych mi przez Ciebie filmikach. A ile było radości kiedy ożywiłem te ludziki... Mógłbym się tu żachnąć, że taki bezinteresowny gest nie jest moją domeną, ale w sumie co mi szkodzi? I tutaj plottwist: tak powstały pokazane przez Ciebie filmiki. Nie wierzysz? Cóż, nikt już nie dociecze prawdy.
  9. Favri

    Spojrzenie Fluttershy

    Dodam tylko, że żeby spróbować utrzymać kontakt wzrokowy w kłótni - ten słabszy, bardziej uległy albo po prostu mający coś na sumieniu "spuści wzrok", jak to się mówi. W takim przypadku bezpośrednie spojrzenie jest wyzywające i oznacza pewność siebie. Chociaż w MLP:FiM przyznaję, że "STARE" jest trochę przykoloryzowane specjalną zdolnością.
  10. Favri

    Zapytaj Discorda

    Hurrrr, czuję się jak smok (którym w pewnej części jestem) w samotnej jaskini do którego jakiś dzielny rycerzyk w końcu zajrzał... Z jednej strony samotność mi odpowiadała, z drugiej tak mi się nudziło, że jakbym go oczekiwał. Co my tu mamy... Papier to bardzo wartościowy produkt żywieniowy, nie wiem jak można go ignorować, jest papier w sosie słodko-kwaśnym, papier w rosole, papierzanki i inne grzanki, papierogi, papier po canterlocku... Doprawdy, trzeba docenić potencjał każdego wytworu. Moje klony to ja, ach, materia jest jedną wielką zupą, jesteśmy tylko pozornie rozdzieleni od siebie. Moje klony... Czasem nie można ich znieść, ale czasem wpadają na bystre pomysły, warto ich słuchać! Psst, tak naprawdę draconequusy nic nie jedzą! Żywimy się ciemną materią i to nam wystarcza. Meimuzor oc zsam an ilśym! A tu mamy kolejnego petenta... Dzień dobry, witamy! Pierwsze słyszę! Lego jest cudowne, tyle w tym chaosu, z którego można coś stworzyć! A skąd pytanie? Czyżbyś posiadał jakiś egzemplarz takowych?
  11. SPOJLERY Co my tu mamy... Zecora, nasza tajemnicza szamanka, do której wszyscy przychodzą po radę gdy już nie ma gdzie szukać, tym razem sama potrzebuje pomocy i wsparcia ze strony innych kucyków? Zecora wytrącona ze stanu equilibrium, stanu równowagi, pozbawiona pewności siebie? A co to się stało? Coż wytłumaczenie jest całkiem dobrze uzasadnione... Gdy razem z Twilight przyglądaliśmy się, jak jej najnowszy nabytek, osobliwa książka-bez-imienia, rozpływa się pod wpływem jęzorów ognia, było nam jej szkoda, taka tajemna wiedza która ma zostać całkowicie strawiona. Byliśmy źli na Zecorę. Jednak, spojrzenie na to samo zdarzenie parę akapitów później było już kompletnie inne. Nabraliśmy perspektywy, co ukazuje głębię całej historii. Radykalne działanie zebry było wskazane i uzasadnione. I wtedy rozwija się właściwa część fanfica. Mistyczna podróż duchowa. Czytałem to w stanie podgorączkowym, lekko chory, a to zawsze pobudza wyobraźnię, ale i bez tego wizja mocno oddziałuje na imaginację. Generalnie, miałem wrażenie, że rozgrywam jakąś sesję RPG, a autor jest mistrzem gry. Powodowały to głównie rozmaite predyspozycje poszczególnych bohaterów, ich wspólne spotkanie i rozprawienie się ze złem. Nie byłby to najgorszy scenariusz. Magia szamańska, cały ten rytuał został zgrabnie nakreślony. Idube, z początku trochę dziki, później okazuje się logiczny w swym działaniu, jak sprzedaje pier***nięcie Karmazynowemu Królowi, a przede wszystkim dlatego, że ujawnia się jako ten, który "znał milczenie". W ogóle fajnie, że opowiadanie rozwija historię zebr, ich zwyczajów, rytuałów, z reguły pomijaną w twórczości fandomowej. Szkoda, że w opowiadaniu tak mało dowiadujemy się o tym, czym jest wspominana raz po raz "pycha". Generalnie, można było pewne rzeczy raczej wykazać na jakimś przykładzie, a nie opisywać dosłownie, jak tutaj: ...Każąc wziąć te słowa a priori. Chociaż gdy później Inkosi krzyczy "Jeden Bóg!"? Ale to i tak mało. Nie wszystkie rapsy Zecory są też udane. Niektóre się rymują, niektóre tak średnio. "Brzemię" to dobre opowiadanie, a tytuł wraz z biegiem wydarzeń nabiera swojego pełnego znaczenia. Nie zapoznałem się wprawdzie z konkursem, który wygrał, ale jako ciekawe opowiadanko na raz jak najbardziej polecam.
  12. 3 lata minęły... Wciąż tkwią w tym obozie? Cóż, czas na Moją Małą Recenzję. Naprawdę małą. A później może zagłębienie się w lekturze kontynuacji, bo fanfic okazał się niezły, łykłem go na raz. Uwaga spoilery. Przede wszystkim opowiadanie jest przesiąknięte ciężkim, przygnębiającym klimatem, i takie uczucie pozostało mi po jego przeczytaniu. Nie można powiedzieć, że kończy się dobrze, ale to wszystko idzie na korzyść fica, bo takie uczucia przystają do charakteru sytuacji, w jakiej znaleźli się bohaterowie i zachowany jest realizm prezentowanych wydarzeń. Naprawdę poczułem zapach tej krwi, która została przelana przez nieszczęsnych skazańców, i ciężar kuli, którą targała za sobą Twilight. W tej materii rzeczywiście autor osiągnął sukces, a stało się to za pośrednictwem wielu zabiegów: nieoszczędzanie bohaterów, niefaworyzowanie ich kosztem tej przeciwnej strony - strażników, wspomnienia o losie tych którzy nie mieli szczęścia zachować skrzydeł a nawet życia, opisy katorżniczej pracy i szarej codzienności oraz inne. Ciekawym akcentem jest wplecenie w całą tą atmosferę postaci Pinkie Pie, do której jakby nie docierał katastrofizm ich sytuacji, która potrafiła się cieszyć z drobnych, prostych rzeczy i aklimatyzowała się w tym specyficznym środowisku. Tym bardziej boli to, co się jej później przytrafiło. Z drugiej strony, i ona wydaje się jakby zgasła, jakby już nie ta sama iskra pierwotnej radości rozpalała jej duszę, a jej optymizm sprawiał wrażenie niestosownego, jeśli nie obsesyjnego. Co do kreacji innych postaci to również dostrzega się ich swego rodzaju znieczulenie, w końcu byli w tym łagrze tyle, że pewne rzeczy stały się dla nich normalne, codzienne. Twilight jest gotowa rozpatrzeć kwestię oddania swych skrzydeł, zaś gdy Trixie i Yell zdążają na ratunek swej różowej przyjaciółce, ich uwagę rozprasza... delektowanie się soczystymi jabłkami. Relacje Twilight i Trixie się pogłębiły, i zostało to ukazane w sposób naturalny, współtrwanie w tych przytłaczających czasach spowodowało, że zaakceptowały swoje wady. Yell jest tu ciekawym wtrąceniem, względem innych kucyków zdaje się jakby bardziej energiczna, mniej przytłoczona sytuacją, żywa. Wrażenie to potęguje jej szczególny zmysł powonienia, jest jak szczur zamknięty w labiryncie. Pozostali, Whine Star, Rapid Wish, Candy i inni też zostali przyzwoicie nakreśleni, mają swoją duszę. Akcja płynie wartko, i jest rozwijana zarówno przez barwne opisy, jak i przeprowadzone dialogi. Nie wiem, czy ostateczne powstanie które miało miejsce jest dokładnie tym, czego oczekiwała Twilight po swoim "planie", ale od tamtego punktu tempo rozgrywanych wydarzeń znacznie wzrasta, tak, że rozrysowując to w układzie współrzędnych współczynnik kierunkowy a strzela do góry. Nie jest to błędem, biorąc pod uwagę, że zrobił się rozgardiasz i działo się o wiele więcej. Zaskakuje trochę, że Alicorna, jednego z nielicznych w całej Equestrii, zmuszali do współdzielenia losów innych nieszczęśników i zaprzęgali do żmudnej pracy w obozie, a nie wykorzystywali jego magicznych zdolności. Cóż, może to i robienie z faktu ujarzmienia księżniczki symbolu, że nawet ona nie oprze się panującym w ich czasach podmiotom. W ogóle nie mamy żadnych informacji o innych księżniczkach, ani - jeśli już idziemy tym torem - wglądu w sytuację zewnętrzną i odpowiedzi na pytanie co doprowadziło do takiego stanu, jaki spotykamy. Dostajemy taki insight, sprawozdanie z sytuacji wewnętrznej, i może taka perspektywa odpowiada zamkniętemu środowisku opowiadania. Na koniec dwa cytaty które utknęły mi w głowie, warte zapamiętania: oraz: True! Owies na tysiąc sposobów... Przytłaczający klimatem i zawierający kilka szczególnych rozwiązań i pomysłów świetnie kreślących sytuację. Ogólnie polecam!
  13. Ciekawe co listonosz doręczający bilet na Galę miał w adresie. "Wymiar Anarchii, Chaosville"? W końcu tam trafił, więc potrzebował jakiegoś klucza, otwierającego portal, w serialu portal stanowił "Bottomless pit" czyli dziura bez dna. Samo Chaosville jest miejscem intrygującym i mającym potencjał dla fanficopisarzy. Jak gospodarz powoli je sobie układał i budował, i co jeśli w początkowych odcinkach pozwolono by mu zrobić to samo ze światem wspólnym dla wszystkich.
  14. Jeśli Twoja pierwsza myśl na hasło "Discord" to nie platforma czatowa a draconequus, zaś "Octavia" nie model samochodu a kucyk, to niesamowity znak że jesteś Bronym/Pegasis


    (albo przedawkowałeś MLP)

  15. Był taki przypadek... rzeczywistość w podejrzany się tu sposób zlała ze snem, i tak widziałem swój pokój w letargu, z perspektywy śpiącego, ktoś wchodził do niego, nachylał się nade mną i się obudziłem. Drzwi się poruszają, światło gaśnie w przedpokoju, cisza. Mocno się wtedy zdygałem, poszedłem sprawdzić, ale wszyscy spali. Był okres kiedy przytrafiały mi się dziwne zbiegi okoliczności. Często kiedy patrzyłem wieczorem na zegarek, trafiałem na godzinę 22:22. W ogóle liczba 22 mnie prześladowała. Kiedy chciałem do kogoś zadzwonić i już wykręciłem numer, ten ktoś zadzwonił do mnie. Gdy zapomniałem zapalniczki w pracy w innej szafce znalazłem zapałki. Bardzo się też głowiłem nad pewnym rzadkim zwrotem słownym, gdy nagle usłyszałem go z radia obok, wplecione w wypowiedź kogoś. I to cholerne uczucie déjà vu, które mnie prześladowało, tak jakbym odkodowywał ślady z przeszłości, z nagranego filmu. W ogóle polecam sobie obejrzeć klip Michaela Stevensa na temat dziwnych przypadków w Świecie, co mogłoby znaczyć, że jest "zaprogramowany". Czy tylko zbieg okoliczności?
×
×
  • Utwórz nowe...