Skocz do zawartości

Bodzio

Brony
  • Zawartość

    30
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Bodzio wygrał w ostatnim dniu 7 Marzec 2014

Bodzio ma najbardziej lubianą zawartość!

1 obserwujący

O Bodzio

  • Urodziny 02/07/1996

Informacje profilowe

  • Płeć
    Ogier

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

Bodzio's Achievements

Źrebaczek

Źrebaczek (1/17)

34

Reputacja

  1. Przepraszam, skoro zakazane są wszystkie tagi poza [Adventure] i [Violence], to po kiego grzyba pisać, że na tę edycję do grona zakazanych dołącza [Random] i [Romans]? Czy nie powinno być w takim razie wprost napisane, że dozwolone są jedynie te dwa pierwsze? Przecież to jest proszenie się o pomyłki ze strony uczestników.
  2. Cóż, podszedłem już raz do pisania, co myślę o Oblężeniu i moja opinia na pewno się na lepsze nie zmieniła. Wciąż uwielbiam go nienawidzić i pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że jest tak złe, że aż dobre, jednak na pewno nie mam zamiaru szczerze go bronić. W komentarzach kolegów powyżej (skoro już się spoufalamy tutaj wszyscy) nie ma chyba ani słowa, za którym bym murem nie stanął, a pewnie jeszcze odrobinę amunicji bym z przyjemnością dodał. No i z przykrością stwierdzam, że najwyraźniej za rzadko używam sarkazmu i stał się zbyt delikatny, by wyczuć go w tekście bez ostentacyjnego "/s".
  3. Jakkolwiek miodem na moje serce jest widzieć, że Oblężenie dostaje w końcu odrobinę zasłużonej uwagi, w tej jednej kwestii mogę stanąć, ekhm, w obronie Oblężenia. W końcu Spidi pisał już kiedyś, że Equestria w tej, ekhm, powieści, nie jest wzorowana na nazizmie jako takim, a jedynie na pewnych aspektach armii Rzeszy. Wszystkich. ...no, chyba, że dla kogoś "bo autor tak powiedział" jest niewystarczające.
  4. Gdyby nie przedłużenie terminu pewnie miałbym spory problem ze zdążeniem, ale jednak się udało. Temat 3. - "Gwiazdy" - [Adventure...?][Alternate Universe] (1048 słów) Temat 5. - "Pustka" - [Baśń, a co] (1287 słów) Temat 10. - "Księżyc" - [Adventure] (1490 słów)
  5. Wbrew wszelkiemu rozsądkowi, udało mi się coś wyskrobać. 1. Kapitan Equestria! - Bohater [Slice of Life] 2. Za dzień... za dwa... - Śnieg [Dark] [Anthro] 3. I'm the night! - Wizyta [Nic mi nie przychodzi do głowy]
  6. Bez owijania w bawełnę. Wszystkie mają co najmniej sto słów poniżej limitu. 1. Ostatni jednorożec - "Zapomnienie" [Dark] Lekko inspirowane Kryształowym Oblężeniem. Całuski, Spidi. 2. W oku cyklonu - "Siewca" [slice of Life] 3. Syndrom Sztokholmski - "Zmiana" [Romance]
  7. Nie raz i nie dwa zbierałem się już do napisania tego komentarza. Najpierw, kiedy wypuszczone były jedynie trzy rozdziały Oblężenia, potem gdy miało ich sześć, siedem… aż do teraz. Nie pomagał również fakt, że z każdym rozdziałem ciężej było mi złożyć wszystkie moje odczucia w jedną, spójną opinię. Przyszedł jednak czas, by wziąć w obroty tę, jak to określa sam autor, powieść. SPOILERS AHEAD, TAKE CARE Miejmy od razu z głowy jeden z najprostszych zarzutów, jakie mogę z czystym sercem wysunąć Oblężeniu. Gdyby nazwać je powieścią jedynie ze względu na przynależność gatunkową, nie miałbym nic przeciwko temu. Autor jednak usilnie tworzy dookoła swojego dzieła aurę wielkości, próbuje już na wstępie przekonać, że jest to dzieło stojące ponad przeciętnymi, przydługimi opowiadaniami; nie zwykła fanowska fikcja, a profesjonalna książka, ba, będąca największym dziełem polskiej części fandomu. Problem w tym, że Oblężenie do związanych z tym oczekiwań nijak nie dorasta. W znaczącej części jest to zasługą zatrważającej strony technicznej. Nie raz i nie dwa natknąłem się podczas lektury na niewłaściwy zapis dialogów, literówki, brak znaków przestankowych, niekonsekwentnie używane odstępy, a nawet nagłe zmiany używanej czcionki czy koloru… Z każdym rozdziałem lista tych uchybień robi się dłuższa i dłuższa. Być może gdyby wersja na GDocsach nie była uznana z góry za gorszą, znalazłaby się jakaś dobra dusza, która w odpowiednich miejscach zostawiłaby pomocne komentarze. Nie mam zamiaru oczywiście całej winy za stan techniczny zwalać na bogu ducha winną korektę, jakkolwiek kilkakrotnie zdarzało mi się zastanawiać, czy w ogóle miała ona miejsce. Już nie od niej zależał styl autora, o którym odrobinę rozpisał się Dolar we wcześniejszym komentarzu. Teraz jednak rozdziałów jest więcej i z pewnym smutkiem muszę powiedzieć, że zmiany, o ile jakiekolwiek zaszły, są niezauważalne. Jedną z rzeczy najbardziej rzucających się w oczy jest godne podziwu łamanie wszelkiego, mozolnie wytworzonego klimatu za pomocą jednego czy dwóch słów. Jak ten nieszczęsny regulamin, tak kolący w Dolarowe oczy, tak “reumatyczna granica” (co autor miał na myśli?) czy “cała moc nokturnu” zmusiły mnie do przerwy w czytaniu. Na tym nie kończą się umiejętności doboru słów, oczywiście. Nigdy nie widziałem w niekomediowej literaturze użytych takich wyrażeń, jak “fiksum dyrdum”, czy “ni z gruszki ni z pietruszki”, których poważne traktowanie jest czymś, do czego zdolny nie jestem, tym bardziej, gdy pojawiają się w narracji. Naprzeciw nich stają słowa niepotrzebnie skomplikowane, użyte tylko dlatego, że zdają się brzmieć mądrze czy wzniośle, a tak naprawdę nie przekazują tego, na co wskazywałby kontekst zdania. Ten zresztą również jest czasami mało pomocny, gdyż błędy składniowe i nieprawidłowe związki wyrazowe skutecznie mu to uniemożliwiają. Konsekwencje tego stanu rzeczy nie są bynajmniej jedynie kosmetyczne. Sposób, w jaki opisywane są wydarzenia, nieraz utrudnił mi, czy wręcz uniemożliwił właściwe odczytanie tekstu. Sceny, które mają na celu przedstawienie życia codziennego, bardzo często wychodzą sztucznie i nieprzekonująco. Te zaś, które powinny być poważne, dzięki słowu czy dwóm tracą większość swojej wiarygodności. To akurat może być także winą postaci, które w tychże scenach występują. Charaktery bohaterów zawsze ciężko ocenić w przypadku dłuższych dzieł, gdyż mogą się zmieniać albo być niezbędne dla dalszych wydarzeń fabularnych, co odrobinę by usprawiedliwiało niesympatyczność bohaterów. Nie zmienia to w żadnym stopniu faktu, że jedyną spośród nich, na losie której w jakimkolwiek stopniu mi zależało w trakcie lektury, była Mistel. Z jednej strony z radością gratuluję autorowi, że zdołał tak porwać mnie wątkiem, który pojawił się góra trzy razy. Z drugiej zaś, przykrą sprawą jest, że niemal cała reszta mogłaby spłonąć, a ja nawet bym nie wstrzymał lektury, by zastanowić się nad ich losem. Najprościej zacząć będzie od szóstki głównych bohaterek serialu, które póki co nie miały szczególnie wiele czasu antenowego, lecz nawet Dolar w swoim wczesnym komentarzu dostrzegł pewne problemy w ich kreacji. Pod piórem autora zmieniły się w przerysowane wersje swoich kanonicznych wersji. Applejack jest jeszcze bardziej prostacka, Rainbow Dash jeszcze bardziej tępa, Rarity bardziej wyniosła i rasistowska, Pinkie głupsza… Fluttershy stanowi szczególny przypadek, gdyż z jednej strony jej charakter został zrównany z ziemią przez wypowiedź w pierwszym rozdziale, później jednak wdarła się niekonsekwencja, przez którą wpasowała się w schemat swoim tchórzostwem. Gdyby chociaż wykorzystała swoją znajomość z księżniczkami, by wyrwać siostrę spod opieki rodziców i uchronić ją od tego, co ją samą spotkało w młodości, zachowałaby chociaż swoją troskliwość. Wtedy nawet nie burzyłbym się, gdyby w dalszej części miała zostać komandosem i osobiście wyrywać gardła sombryjskim oficerom. Najwięcej godnego pochwały charakteru Elementy Harmonii pokazują niestety niewielkimi gestami, jak wtedy, gdy Rarity odrzuciła negatywne odczucia wobec siostry, czy reakcja Applejack na wieść o wojnie. W tym prostym przyłożeniu kapelusza do piersi zawarło się więcej emocji, niż w jakimkolwiek przekombinowanym, patetycznym dialogu. Twilight zaś… tak jak i w serialu jest traktowana jako główniejsza z głównych bohaterek, tak wypada poświęcić jej osobny, choć odrobinę krótszy akapit. Nie zaskoczył mnie fakt, że to w niej obudziło się poczucie obowiązku; jest to motyw częsty w przypadku opowiadań, które zakładają pogrążającą się w wojnie Equestrię. Pozwolę sobie porównać tę kreację z dwoma innymi, akurat anglojęzycznymi, które najlepiej mam zachowane w pamięci. Pierwszą z nich jest Upheaval, gdzie Twilight nie tylko czuje potrzebę ochrony wszystkich nieświadomych Equestrian w Wewnętrznej Equestrii, chronionej przed trwającą od wieków wojną, lecz także solidarność z walczącymi, o których podczas bezpiecznego życia nie miała nawet pojęcia, a do wszystkiego dochodzi fascynacja nigdy wcześniej nie widzianą magią bojową. Drugi to The Immortal Game, w którym powierniczka Elementu Magii również zostaje obarczona rolą dowódczą, okazuje się jednak być do tego przez Celestię subtelnie szkoloną i przygotowaną przez całe swoje życie, a w uzyskaniu autorytetu pomaga jej także niewiarygodna potęga magiczna, pozwalająca jej stawić czoła bogom. W obu tych przypadkach okoliczności sprawiają, że rozwój jej osobowości nie wydaje się bezpodstawny. Tutaj Twilight po prostu nagle oznajmia “Hajda na wojenkę!” Nie lepsze wydają się equestriańskie władczynie, które ze względu na to, jak często to właśnie ich losy obserwujemy, można śmiało nazwać centralnymi postaciami tekstu. Spośród rzeczy, które wyczytałem we wcześniejszych komentarzach, nic nie zaskoczyło mnie tak, bardzo, jak pozytywna ocena ich kreacji. Jak można się domyślić, moje zdanie jest odrobinę inne. Zarówno Celestia, jak i Luna, posiadają cechy które w zamiarze miały chyba uczynić je bardziej wielopoziomowymi i prawdopodobnymi postaciami. Tak więc mamy księżniczkę dnia, która dla swoich poddanych jest wyjątkowo miła, czy wręcz kochana… wystarczy jednak, że któryś z nich wyrazi sprzeciw wobec któregoś z jej pomysłów, a budzi się w niej dyktatorka. Nie przeszkadza jej to oczywiście zaniedbywać swojego państwa, cechować się niemal imponującą próżnością (a przy tym rumienić się, gdy jest czczona jako bóstwo) i mieć mniejszego pojęcia o magii niż nieobecna przez tysiąc lat siostra. Ta nie jest zresztą wiele lepsza. Młodsza z alicornów jest co najmniej psychicznie niestabilna, mściwa i brutalna, a mimo to nie życzy sobie, by jej imieniem nazywano narzędzia śmierci. Fakt, że “tajemnica” jest dla niej słowem-workiem niemal tak pojemnym, jak “gwiazda” dla Rafała Wojaczka, uznam za coś, co irytuje jedynie mnie. Cokolwiek próbował zrobić autor, jeżeli tylko jego zamiarem nie było przedstawienie władczyń nie nadających się do rządzenia, w moich oczach poległ. Kto w końcu ukrywa niebezpieczną technologię w oddalonej, wojowniczej prowincji, by potem zapomnieć o niej na ćwierć wieku, niemal prosząc się o zdradę? Dalej wypadałoby przejść do dowódczej trójcy Equestrii. Nie można na ich temat powiedzieć zbyt wiele, lecz zarazem nie są to bynajmniej tak krytyczne rzeczy, jak w przypadku wspomnianych wyżej postaci. Dornier pokazał się jako żołnierzyk o skrzywionym poczuciu honoru i postać w żadnym razie sympatyczna, niemniej jednak jego charakter jest spójny i wiarygodny. Lighthouse to klacz dość przyjemna, od której da się wyczuć troskę o tę gałąź wojska, nad którą sprawuje pieczę. Depicted Picture zaś, oprócz imienia, przez które chwytam się za głowę, ma całkiem ciekawy charakterek, dzięki któremu jeszcze jej nie skreśliłem. Patrząc na nich, ród Night Eye, czy nawet parę z pierwszego preludium albo upadłego imperatora, którego imienia ani kraju nie przywołam z obawy o własne zdrowie psychiczne, łatwo dostrzec, że w pisaniu tego typu postaci autor czuje się lepiej, a przynajmniej osiąga lepsze efekty. Nie wygląda to niestety tak dobrze po drugiej stronie barykady. Choć Sombra odrobinę zaczął bronić się przed zarzutami Dolara, który nazwał go “zwyczajnym idiotą i kretynem”. Uchylono przed czytelnikami rąbka tajemnicy, jak to udało mu się przejąć władzę w państwa składowych Sombrii… wciąż jednak nie zobaczyliśmy bezpośrednio nic z jego sprytu. Fragmenty, w których mu towarzyszymy, wciąż ukazują go jako kogoś dość bezmyślnego, wzywającego swoich doradców, by opowiedzieć sen, który wydał mu się ważny, a potem wyjawiającego swoje słabości komuś, kto jest tak ewidentnie dwulicowy, że jego zdrada jest tylko kwestią czasu, a dawanie mu amunicji to największe głupstwo. Nie, żeby Slither pokazał się jako ktoś inny, niż nadmiernie wulgarny typ spod ciemnej gwiazdy. White Fire’a i Śnieżynki było póki co zbyt mało, by mieć o nich konkretną opinię, jednak klacz jest co najmniej intrygująca. W tym miejscu można by postawić znak obwieszczający koniec tej najbardziej krytycznej części komentarza. O ile wierzę, że wspomniane wyżej elementy tekstu, zwłaszcza dotyczące strony technicznej, mają szansę zmienić się na lepsze, następne zarzuty mają odrobinę inny charakter. Nie zmienia to faktu, że z chęcią zobaczyłbym odpowiedź autora, gdyż dotyczą one samej idei opowiadania i niektórych podjętych przez niego wyborów. Na pierwszy ogień nich pójdzie pomysł z odtworzeniem II wojny światowej w Equestrii. “X, tyle że z kucami” to coś, z czym na fimfiction dane mi było spotykać się na każdym kroku, można więc powiedzieć, że jestem w pewnym sensie zahartowany. Rzucił mi się dzięki temu w oczy jeden problem: zazwyczaj opowiadania tego typu są ciekawe nawet dla kogoś zaznajomionego z materiałem źródłowym, ponieważ autorzy zmuszeni są znaleźć wytłumaczenia dla pewnych elementów, bez których całość by, najprościej mówiąc, nie działała. Tego póki co Oblężenie zaskakująco zręcznie unika. Nie dowiadujemy się, jak maszyny i broń przystosowane są do bycia obsługiwanym przez kuce. Magia zostaje, mam nadzieję że jedynie pozornie, wyłączona z rozgrywki. Poznajemy magiczne stworzenia, lecz tylko po to, by odciągnąć je od wojny. Nawet to, co zostało wyjaśnione, czyli pochodzenie zaawansowanego uzbrojenia, nie jest szczególnie porywające. Dawna technologia, ukryta dla dobra ogółu, lecz nie zniszczona “bo powody”? To banalny i uniwersalny motyw, który mógłby zostać wykorzystany w każdym uniwersum. Czemu więc kuce, a nie jakieś inne humanoidy? Może dlatego, że wtedy pozostałaby jedynie uproszczona wersja II wojny światowej, w której pozbawieni ideologii naziści są tymi dobrymi, a wróg-komunista zostaje wyniesiony do rangi zła ostatecznego. Nie pomaga także to, że autor usilnie próbuje kuce uczłowieczyć w najprostszy sposób. Dajmy im chwytne kopyta, w których będą taszczyć miecze i karabiny. Ubierzmy je i posadźmy za sterami maszyn, które kawałek po kawałku odrą je z różnic względem człowieka. Ba, dajmy im nawet miesiączkę, bo to taki cudowny motyw, kopalnia fabularnego złota, któremu po prostu nie można się oprzeć! Pytam więc: czemu nie pójść na całość i nie napisać anthro? Ponieważ to odarłoby czytelników z resztek złudzeń? Nie jestem także pewien, na ile dobre czy konieczne było umieszczenie w powieści szóstki głównych bohaterek serialu. Jest to motyw nad wyraz popularny w tego typu opowiadaniach (w końcu wielu to właśnie o nich chce czytać czy pisać), jednak powinien on być poparty choć szczątkowymi argumentami. Tutaj role zostają im przydzielone z marszu, bez żadnych prób czy testów, co można usprawiedliwić jedynie, jeżeli jest celowym zabiegiem, by czytelnicy mogli być świadkami porażek Elementów, wtedy jednak będę mieć kolejny argument na poparcie mojej opinii o księżniczkach. Znów mamy jeden szczególny przypadek, tym razem Rarity. Rozumiem, że można chcieć zrobić z głównych bohaterek jednostki wyjątkowe, lecz trzeba znać pewien umiar. Nie ważne, jak wybitną projektantką jest biała jednorożka, zrzucenie na nią stworzenia nie tylko mundurów, lecz także symboli i odznaczeń jest zwyczajnie przesadne. Nieprawdopodobne, wręcz. Kolejne moje zarzuty są coraz mniej poważne… i coraz mniej są zarzutami. Nazwanie całej rodziny Dorniera tak, by potem można było te miana przekazać na maszyny związane z lotnictwem mnie rozbawiło, nie wiem jednak, czy to zamierzona przez autora reakcja. Brummbär nie jest ani owadem, ani nazwą używaną przez nazistowskich żołnierzy. Opis smoka również był tak karykaturalny, że nie mogłem go potraktować poważnie. To już mniejsze rzeczy, które często nie są same w sobie problemami. Jest jednak jeszcze jedna sprawa, którą chciałbym poruszyć. Mianowicie, pomimo tego wszystkiego, co zawarłem w powyższych akapitach… przy czytaniu Oblężenia świetnie się bawiłem. Mimo wszelkich błędów, potknięć, głupot i absurdów, jest w tym tym dziele coś, co sprawiło, że nie zadowoliłem się jedynie zignorowaniem wszystkich niedociągnięć i zabrałem się do tego przydługiego i w większości dość negatywnego komentarza. Uznałem po prostu, że autor czegoś takiego nie potrzebuje klepania po główce i zrozumie, że jeżeli nie wspomniałem o czymś, nie mam żadnych zarzutów, lub też umknęło to mojej uwadze, co postaram się w swoim czasie nadrobić. Póki co jednak nie mogę nazwać Kryształowego Oblężenia niczym innym, jak tworem niemal z kategorii tak złych, że aż dobrych. Jak inne takie dzieła część rzeczy robi wystarczająco dobrze, by lektura nie była udręką, inne zaś były w swej niedoskonałości zaskakująco przyjemne. Niech więc żyje dalej ze swoimi złoczyńcami w szlafmycach, niepotrzebnymi rozmowami o seksie i bezpłodności i porażająco przesadzonymi dialogami. Inni niech dalej znajdują rozrywkę w tekście i dyskusjach o nim. Ja też będę wciąż czytać, zarazem bojąc się i oczekując dnia, w którym ta powieść przestanie mnie bawić.
  8. No proszę, tym razem każdy dostał trzy recenzje, czemu więc by tego w jakiś sposób nie uczcić. Na przykład odpisując na nie w jakikolwiek sposób, choć nie wiem, na ile mam zamiar bronić siebie czy moich prac. Powinienem zapewne cieszyć się, że nie były potworne mimo względnego pośpiechu i pozwoleniu sobie na parę ustępstw… lecz o tym może za moment. Przede wszystkim wypada podziękować Mordce, że mimo braku przymusu przeczytał wszystkie opowiadania i nawet miał w sobie na tyle dobroci (i chęci), by coś o nich napisać. Jeżeli chodzi zaś o postawione tam zarzuty… zgadzam się z nimi w stu procentach. Za cel podczas tego konkursu wyznaczyłem sobie napisać kilka sytuacji wyciągniętych ze świata, nad którym powolutku pracuję, by może kiedyś nawet go gdzieś wykorzystać. Występujące postacie to z zamierzenia statyści, którzy poza Aurorami oraz Nim prawdopodobnie żadnej większej roli by nie dostali. Posłużyli jedynie za narzędzia, to nie o nich miały być te teksty. Mój styl pisania jest zupełnie inną kwestią, a jego nadmierne skomplikowanie wywodzi się z próby przekazania dokładnie tego, co mam na myśli, a nie jedynie tego, co potrzebuje wiedzieć czytelnik. Jest to coś, co staram się poprawić, czasami jednak umyka mi podczas gruntownej korekty. Do recenzji dwóch panów jurorów muszę podejść odrobinę inaczej. Przede wszystkim zaskoczył mnie fakt, że w stosunkowo małej ilości przypadków ich zdania się pokrywają. Jak widać, nawet klimatem nie można zadowolić wszystkich. “Perła Pustyni” to pierwsze opowiadanie, które przyszło mi do głowy, gdy zacząłem zastanawiać się nad tematami konkursu. Do końca postanowiłem nie zmieniać zbytnio jego założeń, choć miałem przygotowany Plan B w postaci opisu sił powietrznych Equestrii. Cieszę się, że nawet mimo wad opowiadania (które niemal skłoniły mnie do rozpoczęcia pisania od nowa), niektórzy poczuli się zaciekawieni Unią i rasami w niej zjednoczonymi. Zapamiętam, że jest to coś, czego czytelnicy chcieliby widzieć więcej. “Popioły” powstały za to jako ostatnie i gdy patrzę na nie teraz, bez problemu jestem w stanie zauważyć wynikłe z tego błędy. Część dziejąca się w przeszłości tworzona była w odrobinę innych warunkach, w niektórych miejscach niepotrzebnie się rozpisałem, a na końcu musiałem usuwać słowa, by tylko zmieścić się w limicie. Cała historia przez to nie jest taka, jak sobie wymarzyłem. Kończy się zbyt wcześnie, a wiwerny, jako kolejny Plan B, zostały wybrane ze względu na bycie wersją zwyczajnie bardziej zwięzłą. Co zaś do zarzutu Spidiego o wspomnienie Stalliongradu… cóż, kiedy już tworzy się własny świat, ciężko oprzeć się pokusie, by choć króciutko wspomnieć o jego elementach. “Akta Aurory” definitywnie mogłyby być dłuższe. Co do tego zgadzamy się wszyscy. Tutaj również plany były większe, miała być druga scena, która nieco przybliżyłaby czytelnikom ghule… lecz zacząłem obawiać się, że nawet, jeżeli udałoby mi się ją zmieścić, nie miałbym jak zakończyć opowiadania. A jeżeli obecne wydaje się nagłe i urwane, nie chcę nawet wiedzieć, co powiedziano by o tamtym. “Tranzycja” była w tym konkursie opowiadaniem, na które liczyłem chyba najbardziej. Sam pomysł przeprowadzenia konwersacji jedynie w sposób niewerbalny, o ile dość szybko się nasuwający, wyjątkowo przypadł mi do gustu. Potem wystarczyło wymyślić odpowiednią sytuację, wziąć się do pisania… i liczyć, że nie zostanę ugryziony w tyłek przez nie zawarcie niemal żadnych konkretów. Odpowiadając jeszcze na wątpliwość Dolara — rzadko kiedy piszę opowiadania, za pomocą których chcę coś konkretnego przekazać. W przypadku “Tranzycji” liczyłem głównie na to, że czytelnik poczuje klimat, może da się zaciekawić i zastanowi nad tym, co jest przedstawione, lecz nic więcej. Pozostaje jeszcze kwestia Spidiego i jego prośby o jakąś wskazówkę odnośnie “Tranzycji”, gdyż jestem absolutnie pewien, że jest to opowiadanie jeżeli nie bezpośrednio o kucykach, to na pewno przy nich dryfujące. Mam przede wszystkim nadzieję, że nie umknął Ci tag, informujący o osadzeniu w świecie Equestria Girls. Potrzebne jest jedynie parę podstawowych informacji o antagonistach obu filmów… oraz znajomość komiksu “The Fall of Sunset Shimmer”, co jest już bardziej specyficznym wymogiem. Konkrety już za spoilerem, bo czemu nie.
  9. Nareszcie konkurs, przy którym zwyciężyłem z lenistwem. Wszystkie opowiadania teoretycznie mają miejsce w jednym uniwersum, różniącym się od serialowego, lecz w jednym jest to szczególnie widoczne, więc otrzymało odpowiedni tag. Temat 1: Perła pustyni [solarpunk][Alternate Universe] Temat 4: Popioły [Odrobinę smutne... może... nie?][Exposition] Temat 5: Akta Aurory [Dark][Violence] Temat 10: Tranzycja [Dark][EqG/Human/Alternate Universe bo zasady]
  10. Postanowiłem mimo pewnych wątpliwości dołożyć swoją cegiełkę, nieco jak dla mnie nietypową, gdyż od wszelkich form poezji staram się zazwyczaj trzymać jak najdalej. Do domu snów [Poezja][soL][Autor-ignorant]
  11. Żywot porzuconych [Dark][sad][Genocide] ~1200 słów Drugi konkurs, odkąd zacząłem na nowo zerkać na forum, druga praca, do której napisania byłem w stanie się przemóc. Tym razem wyraźnie czasu miałem aż nadto, więc nie mogę zwalić winy na błędy na pośpiech. No i jeszcze problem z tagami, bo pomysł się w głowie zakorzenił, a dwa tagi poza [Dark] oczywiste nie były, między innymi dlatego, że nie potrafię oceniać klimatu we własnych pracach. Niemniej jednak coś powstało, a mnie pozostaje liczyć, że nie zostanie zdyskwalifikowane, bo coś. Teraz pytanie, czy uda mi się zrealizować pomysł na edycję patriotyczną...
  12. Cóż, Skyfall to postać tak naprawdę stworzona jedynie do tego oneshota (któremu naprawdę powinienem przyprawić opis), podobnie jak cały koncept Loży, który w dłuższym opowiadaniu pewnie posypałby się z tego czy innego powodu. Z przykrością więc muszę powiedzieć, że nie ma co liczyć na bezpośrednią kontynuację, choć bohaterowie trafią do mojego schowka i może kiedyś zostaną ponownie wykorzystani. Wkrótce być może zbiorę się w sobie i napiszę jakieś mniej spontaniczne opowiadanie, więc można ewentualnie czekać właśnie na nie, choć proszę, nie z niecierpliwością, bo dość mocno nie lubię zawodzić czyichś oczekiwań. Kto wie, może nawet wysmażę coś na obecną edycję specjalną Konkursu, o ile tylko uda mi się tam upchać wystarczająco wiele patriotyzmu. Ach, no i dziękuję za pierwszy komentarz. To zero swą niebywałą okrągłością potrafi dość niekorzystnie działać na ego autora, jeżeli tylko nie ma towarzystwa innych liczb.
  13. Czas od ogłoszenia wyników: tydzień. Ilość mniejszych i większych zmian: wciąż za mało. Zajęte miejsce: N/A Oto i jest! Jedyne i niepowtarzalne opowiadanie ze specjalnej edycji konkursu literackiego, które przy okazji można uznać za mój debiut. Ach, te emocje, błysk fleszy, ryk tłumów...! Ekhm... Upadek, czyli dzień z życia Tej Złej Wersja (mam nadzieję) poprawiona Komentarze jak najbardziej mile widziane, nawet te niezbyt uprzejmie wytykające błędy. Miłej lektury.
  14. Łomatko, wyniki się pojawiły i to rzeczywiście przed MLK! Tłumy wychodzą na ulice, flagi radośnie powiewają na wietrze... Bodzio siedzi i nęka ludzi, by zerknęli na jego opowiadanie, bo sam obawia się spojrzeć na coś pisanego w zbytnim pośpiechu. Przynajmniej będę mieć nauczkę na następny raz, że jak chcę napisać jakieś opowiadanie o jakości przekraczającej "nie ścierwo, ale nie uznaj tego za komplement", to być może wypadałoby przysiąść do niego nieco wcześniej, niż na całe dwa dni przed limitem czasu. W sobotę powstały bodajże cztery strony, może pięć, a cała reszta dnia następnego, co jest tempem stanowczo zbyt wysokim, by ustrzec się nawet podstawowych błędów. Może powinienem to użalanie się nad sobą dać w spoiler, czy coś... Pomijając jednak tę kwestię, jestem z całego tego przedsięwzięcia dość zadowolony. Zwłaszcza cieszy mnie fakt, że mimo wszechobecnych jednorożek (i okazjonalnej pegazicy) na moim opowiadanku pozostała choć jedna sucha nitka. Jeszcze. Do osobnego tematu trafi po korekcie i tam już pewnie będą wszystkie chwyty dozwolone.
  15. Matko bosko, dwudniowy maraton pisania zakończony, ale oto jest. Upadek, czyli jeden dzień z życia Tej Złej [slightly dark][slice of Life][Oneshot] Reszta posta może do uzupełnienia nieco później, jak mi spadnie poziom adrenaliny.
×
×
  • Utwórz nowe...