Skocz do zawartości

Dolritto

Brony
  • Zawartość

    56
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Dolritto

  1.  

                                                                                                                       * * *

     

    Kapitan – jak już chwilę temu zaczął podświadomie określać go młodzik; miarkując zachowanie i słowa ogiera - zatrzymał się teraz i obrócił. Spojrzał w stronę Doltona, ale nie konkretnie na niego. Kawowy szybko przepłynął wzrokiem po korytarzu przed sobą. Domyślił się, że ogier skupił się teraz na Woodzie, którego nie było widać nigdzie za jego plecami. Pewnie jeszcze ociągał się przed ruszeniem w stronę dyżurki.

     

    Toffik nie zastanawiał się nad przebiegiem rozmowy dwóch ogierów. Miał teraz na uwadze coś O WIELE przyjemniejszego w obserwacji.

     

    Gray minęła białego ogiera jako pierwsza i zasadniczo prowadziła teraz cały pochód. Dolton szedł narzuconym przez klacz tempem. Na moment nawet zrównał się z nią, ale wpadł mu do głowy inny ciekawszy pomysł. Zwolnił i dostosował tempo, jakieś 2 metry za nią, minimalnie po jej prawej stronie. Mógł teraz bez problemów obserwować zgrabne i lekkie ruchy jej tyłka. Malutki szyderczy uśmieszek wysunął się na jego twarz; powieki lekko opadły przykrywając teraz prawie połowę oczu.

    Hipnotyzujące... - Skomentował w myślach te płynne ruchy z boku na bok...

    Z boku na bok...

    Z lewej na prawą...

    Z boku na bok...

    Z lewej na prawą...

     

    Przerwało mu coś. Mocny zapach, zapach kawy. Podniósł wzrok i rozejrzał się po miejscu w którym się teraz znajdowali. Przy tych wahadłowych ruchach kompletnie stracił poczucie czasu i nie zarejestrował ile już przeszli.

     

    Szeroki korytarz, zdecydowanie szerszy od tych które dotąd widział. Po prawej ścianki działowe. Pewnie strefa dla personelu. Po lewej okna. Okna? OKNA! Szyderczy uśmieszek przyjęty podczas obserwacji poszerzył się, a z oczu zniknęły iskierki. Jeszcze nie trafili na okna, czy jakikolwiek inny kontakt ze światem podczas patrolowania niekończących się korytarzy. Kawowy zauważył teraz, że mimo ich braku i niezależnie od zatłoczenia korytarza, cały czas towarzyszył im całkiem przyjemny mikroklimat. Chłodne, lekkie powietrze.

     

    W korytarzu był tłum, ale złożony nie z bywalców, a pracowników. Przemieszczali się oni dziwnie gładko; nie manewrowali pomiędzy sobą. Szli praktycznie po prostej linii i przy wielkim zdumieniu młodego nikt nikomu nie wadził. Jakby korytarz tworzył jeden wielki organizm w ktory właśnie wpadła jego drużyna. Niestety raczej w roli zamaskowanych bakterii, niż by współdziałać.

     

    Dolton podobnie jak Gray obrócił się do dochodzących właśnie ogierów. Obdarzył szefa pytającym spojrzeniem. Ten zaś minął ich udając się w stronę ściany z oknami. Kawowemu bardzo odpowiadało, że zmierza właśnie w ich stronę. Ruszył za białym ogierem.

     

    Gdy dotarli do okien i dane mu było w końcu spojrzeć na krajobraz za nimi, nadal utrzymywany przez niego uśmiech prysnął jak bańka mydlana. Spodziewał się słońca, krótko ostrzyżonego trawnika i szczerych uśmiechów bijących z oblicz kucyków opuszczających już ten budynek. Właśnie to chciałby ujrzeć wyglądając przez szpitalne okno. Taki widok na pewno podnosiłby na duchu wszystkich bywalców tych murów i teraz też jego.

     

    Zawiódł się jednak niesamowicie.

    Padało. Stały deszcz zraszał szarobure pola. Było rowniez kilka drzew po ktorych poznał, że najpewniej są na drugim, góra na trzecim piętrze. Te szarości były dla niego wręcz bolesne w porównaniu do tych, które bacznie obserwował przez ostatnie kilka minut.

     

    Biały usiadł na jednym z licznych krzeseł ktorymi usiana była przestrzeń korytarza. Gray i Wood usiedli po jego prawej i lewej. Dolton wziął krzesło spod okna przez ktore przed chwilą patrzył. Nie było najlzejsze, ale czego to on już w pysku nie utrzymywał. Spiał mięśnie karku i szyi taszcząc krzesło do czekającej na niego grupki. Ustawił je mniej więcej przed kapitanem i usiadł tak wygodnie jak tylko pozwalało mu twarde i już trochę zuzyte siedzisko. Nareszcie miał chwilę by się odpreżyć. Pozwolił sobie na to, bo mógł teraz otwarcie uczestniczyć w rozmowie, zamiast dosłuchiwać się ukrytego sensu w podsłuchiwanych wcześniej konwersacjach.

     

    Gdy kawowy usiadł już spokojnie, biały skupił na nim uwagę całej grupy.

    -Starszy Sierżant Sky Shield, dowódca drużyny Lucida, Alfa – powiedział oficjalnym tonem jednocześnie przekopując młodemu duszę swoim jednookim spojrzeniem. Ogier wystawił również kopyto, ale ten gest wykonał w całkowicie nie oficjalny sposób. Sky Shield tak? Czyli w kontaktach mamy jakiś progres? Faktycznie, nie mylił się z tym kapitanem. Nie mylił się również w jeszcze jednej sprawie. Owy napakowany, przewodzący im ogier faktycznie okazał się Alfą. Wiedziałem! Kawowy nie zrozumiał jednak do końca jego zachowania. Na co był Ci ten ton Sky.

    Mimowolnie rozluźnił się bardziej. Taka prosta sprawa, jak poznanie imienia tego ogiera, od razu trochę podniosła mu samopoczucie. Jednak teraz wypadało coś odpowiedzieć.

     

    -Dolton Routt – szybko zapełnił praktycznie nie powstałą jeszcze lukę w rozmowie jednocześnie delikatnie i z pewną niepewnością wbijając mu wyciągnięte kopyto. Otrzymał to, czego się spodziewał. Wieloletnie posługiwanie się bronią sprawiło, że skóra kuca była miękka, ale przy tym już dośćwyrobiona pod uchwyt rękojęści, czy trzonka. Nie był pewien jaką bronią posługuje się Sky.

     

    Spojrzał na lewo. Faktycznie, Wood o dziwo pozwolił klaczy przedstawić się jako pierwszej.

    Wyciągnęła do niego swoje kopytko z uśmiechem. On rownierz zmienił swój wyraz twarzy.

     

    -GrayPencil - Przedstawiła się. Ogier bez oporów przybił jej piątkę. Było to przyjemne doświadczenie. Jej kopyta-jego zdaniem-nigdy nie widziały ciężkiej pracy. Stuknięcie było więc miękkie i miało coś co mugłby nazwać gracją. Sam zadbał równierz o delikatność ze swojej strony.

     

    Teraz cień uśmiechu znikł z jego twarzy. Obrócił się w stronę jednorożca. Powstrzymał się przed wystawieniem do niego kopyta. I miał rację. Ogier nie wystawił własnego. Gdyby Dolton jednak wykazał odrobinę uprzejmości i wystawił swoje, najpewniej brązowy kuc nic by nie zrobil.

     

    -Wood Iron – Powiedział krutko, jakby niemile wyrwany z przemyśleń. Takiej reakcji się właśnie po nim spodziewał. Pasowała do niego. Zdaniem Toffika żelaznogrzywy chciał jak najszybciej odbębnić swoją część w tej rozmowie, by muc powrócić do przeszukiwania pamięci lub knucia czegoś. Miał ewidentnie gdzieś, jakie zrobi wrażenie na nowym koledze. A może zwyczajnie domyślił się, że spełnia jedynie formalność, bo młodzik doszedł już do tego, jak ma na imię. Albo może gra dalej, udając jedynie, jak mało go interesuje imię współpracownika. Tego Dolton nie wiedział.

     

    -Pokaż tą nieszczęsną rozpiskę. - Sky przerwał milczenie.

    Jednorożec podał mu kartki.

     

    Ogier zabrał się za przeglądanie rubryczek. Kawowy nie widział nic z tej perspektywy, a nawet gdyby Biały opuścił kartki i on mógłby już widzieć co na nich jest, to zdecydowanie nie miał ochoty by zbędnie męczyć się z czytaniem do góry nogami.

     

    Podniósł się z tej poniekąd wygodnej pozycji, którą przyjął na krześle. Mimo najszczerszych chęci siedzenie na tej plastikowej desce nie należało jego zdaniem do przyjemnych. Mógł stanąć w lekkim, „bezpiecznym” dla poglądów odstępie obok wrednego, bądź grającego takiego brązowego ogiera lub NIECHCĄCY stracić równowagę i przytulić się do tej szarej niuni i zachwycać się zapachem perfum. Miał wrażenie, że mimo wieku jednak już z jakichś korzysta.

    Wybrał rzecz jasna tę drugą wersję.

     

    Stanął obok Pencil. Wpił wzrok w kartkę, ale spróbował obserwować całą przestrzeń. Klacz spojrzała na niego przez sekundę, czy dwie. Dla niego był to impuls do działania. Powstał na tylnych nogach, pochylając się bardziej nad nią, niż w stronę samej kartki i oparł lewe kopyto głęboko na oparciu jej krzesła. Podobało mu się to, jak genialny ma pretekst do tej pozycji. Jednak niczego od niej nie poczuł. Uznał, że inne zapachy zabija kawa.

    Klacz nie zareagowala w zaden sposob.

     

    Sky'owi zdecydowanie nie spodobało się to co właśnie przeglądał. Toffik spojrzał nareszcie na karty w dogodny do ich interpretacji sposób.

     

    Dzielone pokojami. Pokoje? Salami operacyjnymi byłoby lepiej nie? Imiona? Nazwiska? „A komu to potrzebne?” Za to są nazwy owoców... O bracie! Rozumiem, że obżarstwo szkodzi i akurat szpital to takie miejsce, w którym zdecydowanie powinno się jeść lekkie posiłki ale... NO BEZ PRZESADY! Jedna sałata? Dwie czereśnie? Takie mierne ilości na pokój?! A może...

    -A może te owoce mają jakieś specjalne właściwości w stosunku do urazów? Te pokoje mogą zajmować pacjenci o tych samych przypadłościach, a te porcje to nie cały jadłospis, tylko specjalna wkładka, która ma być w posiłku dla pacjenta o danej chorobie? I dlatego są takie małe ilości i dzielenie na pokoje, a nie sale, co? - Powiedział cicho to, co wpadło mu właśnie do głowy, ale bardziej do siebie, niż do innych w drużynie. Nie dostał więc żadnej odpowiedzi.

     

    Uświadomił sobie, że jeśli ma racje to najpewniej mają przerąbane. Taki układ nie daje im bowiem żadnej odpowiedzi. Nie wiedzą przecież jaką przypadłość ma powierniczka harmonii. Bo to jej szukamy, prawda? A jeśli coś się stało z jej przyjaciółką, bądź ona właśnie opuszcza szpital? Nie. Jego pomysł z pewnością nic nie wniesie, a jak ma racje, to bardzo źle dla nich.

     

    -Z resztą... Nie, nie ważne. - Powiedział zrezygnowanym tonem zasmucając się minimalnie.

     

    Usiadł na krześle obok Gray, uprzednio wysuwając je trochę do przodu. Spojrzał na Sky'a. Co ty znowu odwalasz? Ogier gapił się uparcie na coś przed sobą. Mlody obrócił głowę, ale nie zauwarzył nic niezwykłego. Fakt, tłum trochę zelrzał, ale czy takie coś mogło aż do tego stopnia przykuć uwagę ogiera? Nie, raczej nie. Dolton powrócił wzrokiem na Sky'a. Nadal gapił się w tamten punkt.

     

    -Drużyno – Zaczął, nie zmieniając punktu zaczepienia swojego spojrzenia; mówił teraz spokojnym głosem. Nieco wolniej niż normalnie. - chcę coś sprawdzić. Nie reagujcie. - Dokończył tym samym tonem.

     

    Kawowy niejasno przeczuwał, że coś jest nie tak. Co on niby zamierza sprawdzać, skoro dodatkowo uprzedza o tym reagowaniu? Na co się tak lampi? Czemu mówi w ten sposób?

    Zaraz miał zobaczyć efekty jego działań i poznać odpowiedzi. Głos głęboko w jego głowie wyszeptał tylko: Uważaj, to będzie niezłe!

     

    Sky wziął papiery w drugie kopyto, a prawym zdjął swój czepek. Teraz kawowy mógł podziwiać jego opaskę na oku w pełnej okazałości. Spojrzał na przechodniów z lekką niepewnością. Ktokolwiek patrzy? Nie. Nic. Nikt nie zwrocił uwagi na opaskę. Obrócił się teraz z powrotem. Ogier nadal wpatrywał się w jakiś punkt. Co, tyle?

     

    Sprawdził językiem swoje zęby. Wyglądało na to, że coś go uwiera. Podniósł kopyto do ust. No i to niby na to miałem uwa...

     

    Metaliczny zgrzyt. Doltonowi zmalały źrenice. W jednej sekundzie skora zeszła z kopyta ogiera. Rozłozyło się ono w pięć niezaleznych od siebie szponów. Matowy metaliczny materiał zajaśniał trochę w blasku szpitalnych lamp. Kawowy w żaden sposób nie przewidując czegoś takiego spiął się w mgnieniu oka i odepchnął na krześle jakieś dwa metry do tyłu.

     

    Korytarz przemierzała pewna starsza klacz. Od dawna pracowała w tym szpitalu na pewnej dla niej posadzie woźnej. Nie zarabiała zbyt wiele, jednak wystarczająco, by się utrzymać w połączeniu z pracą męża. Poza tym lubiła gdy jest czysto i schludnie, więc cieszył ją widok po skończonej robocie. Niosła swój ulubiony dębowy mop oraz wiadro ze świezo wlanymi mydlinami. Jeszcze tylko parę godzin i znów zobaczy się z mężulkiem. Przystanęła na moment by odsapnąć i przywołać w pamięci jego uśmiechnięte oblicze, gdy ktoś zniszczył urok chwili.

     

    Jakiś gburowaty młody lekarz odsuwając się nieuwaznie na krześle przewrócił dopiero co postawione wiadro wylewając całą zawartość na podłogę i przy okazji ochlapując ją oraz siebie samego. Woźna cofnęła się trochę dając miejsce na jego niekontrolowany upadek, spotęgowany jeszcze kontaktem z wiadrem. Na jej oblicze zaraz wpłynął wyraz wściekłości.

     

    -O nie! - Zakrzyknęła głośno. - Patrz co żeś narobił, mule jeden!

     

    Z perspektywy Doltona sprawa wyglądała jednak o wiele gorzej. Nie zdązył nawet wydać żadnego dźwięku obrazującego przerażenie gdy poczuł wyraźny opór za oparciem. Prawie już jechał na dwóch tylnych nogach siedziska, więc to zderzenie kompletnie wytrąciło go z równowagi. Opór który napotkał puścił jednak i kuc z całym krzesłem runął do tyłu. Zamknął oczy; poczuł, że leży na czymś mokrym i raczej nie na wodzie. Podłoga była śliska i się pienila.

     

    -O nie! Patrz co żeś narobił! - Usłyszał gdzieś z góry. Szorstki kobiecy głos teraz w swej twardości spotęgowany jeszcze agresywnym tonem.

    Otworzył oczy. Zobaczył nad sobą tęgą, starą klacz stojącą na tylnych nogach podpierając się mopem. Jej twarz wykrzywiła złość. Teraz kawowemu wydała się ona najstraszniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek widział. Zerwał się szybko, ale zaraz z powrotem runął na ziemię. Nie mógł utrzymać się na zalanej mydlinami podłodze.

    -Ośle jeden; ja mam to teraz myć!? - Wydarła się na niego zwracając uwagę połowy korytarza. -Nie doczekanie twoje, mule bezmózgi!

     

    Ogiera zatkało. Łapiąc balans, woźna obróciła mopem nad głową z lekkością i płynnością godną doświadczonego wojownika. Szpital rozdarł potężny trzask, gdy drewniany kij uderzył w bok młodego. Trafiony jęknął tylko cicho i wykrzywił się w drugą stronę. Spróbował wstać, zmuszając się przy tym na niewyobrażalny wysiłek jednak zaraz padł od następnego, równie potężnego ciosu. Tym razem napastniczka posłużyła się wiadrem. Nie próbował wstać; obrócił się jedynie na brzuch, by łatwiej mu było przyjmować ciosy.

    Kolejne potężne uderzenie, które tylko cudem nie przerwało mu rdzenia kręgowego.

     

    Woźna spojrzała na niego. Żałosna mina która wykrzywiła jego twarz dawała do zrozumienia, że już swoje zrobiła i należy kończyć. Puściła swój mop, uniosła ogiera do pozycji siedzącej i zarzuciła mu wiadro na głowę.

     

    Nie miał już sił, miał za to dobitnie dość. Nigdy nie należy nie doceniać przeciwnika.

    Jakaś olbrzymia siła obróciła go na plecy i uniosła, aż usiadł na czterech literach. Rozmyty obraz który zyskał po ataku ukazał teraz staruszkę, ale zaraz wszystko zniknęło z lekkim ciosem w glowe. Nie był w prawdzie w całkowitej ciemności; od dołu w okolicach szyi zobaczył obwódkę światła. Nie wiedział co się dzieje, ale spodziewał się najgorszego.

     

    I słusznie.

     

    Potężne uderzenie które teraz poczuł na swojej głowie prawie go powaliło. Obraz zlał się w jedną plamę, niezrównany ból przeszył jego głowę pozostawiając po sobie ogromny, lecz malejący z czasem wstrząs.

     

    I znowu powróciło światło. Powróciło po szarpnięciu które prawie znów go położyło.

     

    -Może to cię nauczy co to uwaga, niedorobiony jeden! - Ten krzyk był niczym w porównaniu do poprzednich. Obraz powolutku zaczynał się wyostrzać. Kawowy rozejrzał się. Woźna teraz zbierała swój mop i wiadro z podłogi. Jakaś klacz, na oko starsza od niego o mniej niż dziesięć lat, klęczała obok i zbierała z ziemi jakieś papierzyska z wyrazem niepokoju. Ona była jedną z niewielu nie patrzących właśnie na niego. Wyręczali ją prawie wszyscy którzy byli dookoła.

    Zaczerwienił się i ostatnim wysiłkiem podniósł z podłogi. Mydliny które teraz już się trochę rozmyły i straciły właściwości poślizgowe pozwoliły mu w miarę bezpiecznie wstać. Poczuł, że zasadniczo cały jego kitel jest mokry i zbielał trochę od mydlin w niektórych miejscach. Super.

     

    Dopiero teraz doszło do niego co dokładnie zrobił i jak bardzo zwrócił na siebie uwagę. Nie patrzyli się na niego jedynie najblizsi przechodnie, ale cały korytarz. Wolałby jeszcze oberwać od tej baby kilka razy, jeśli miałoby to sprawić, że przestaną go obserwować.

     

    Teraz jednak część oczu zwróciła się za niego. Obrócił się z nadzieją, że powiedzie w to miejsce jeszcze niektóre spojrzenia. Sam też był dość ciekawy co odciągnęło od niego uwagę tłumu.

     

    Ujrzał Sky'a dłubiącego sobie w zębach swoja łapą. Tą samą od ktorej się wszystko zaczęło. Teraz jednak nie zrobiła już na młodym takiego wrażenia. Zastanawiał się tylko co też chciał osiągnąć dowódca i skąd on w ogole ma taki sprzęt. Wydało mu się to... cool.

    Tak, w ten sposób mógłby określić co myśli o takiej kończynie. Jednocześnie jednak wizja czegoś takiego zamiast zwykłego, zdrowego kopyta przerażała go.

     

    -A mam może paradować przy pacjentach z paszczą jak wystawa w warzywniaku? - Bialy skomentował teraz pełne obrzydzenia spojrzenia innych lekarzy, pokazując przy tym wyraźnie jeden z wbudowanych pazurów. Faktycznie znajdował się na nim fragment jakiegoś zielska.

     

    Obserwatorzy ku uldze młodego powoli powracali do swoich zajęć puszczając w niepamięć lub roznosząc plotki o wydarzeniu w dyzurce. Kuc znów podsunął krzesło blizej białego, ale nie tak blisko jak ostatnio i z zaciekawieniem oraz pozostałością nieufności przyglądał się jego nodze. Przypominała mu gryfi szpon odlany z jakiegoś metalu, czy czegoś w tym stylu.

     

    Sky pochylił się nad rozpiską przeczesując łapą krotką grzywę. Toffik postanowił raz jeszcze usiąść na siedzeniu przed nim. Zamyślone oblicze szefa rozjaśnił lekki poblask pomysłu. Przeszukał łapą kieszenie. W prawej na piersi znalazł coś co go lekko zdziwiło. Wyjął to coś łapą. Kawowy mógł teraz podziwiać pełną precyzję owej stalowej protezy.

     

    -Drużyno – Pokazał jemu i reszcie niedużą plakietkę z jego podobizną i podpisem: „Sky Shield - doktor habilitowany neurochirurgii” Co to znaczy habilitowany? - sprawdźcie czy nie macie podobnych. Prawa kieszeń na piersi.

     

    Dobra. Dolton przeszukał kopytem zawartość swojej kieszeni. Była w niej plakietka z jego zdjęciem i odpowiednim druczkiem. Przyjrzał się dokładnie. „Dolton Rout – doktor chirurgii” głosił napis pod półprofilem. Spojrzał jeszcze na plakietkę Gray i Wooda. Ona jest doktorem habilitowanym chirurgii klatki piersiowej, a on doktorem kardiochirurgii. Co do jasnej ciasnej znaczy ten „habilitowany”?! Nie musiał się tym tak do końca martwić. Przynajmniej sam nie posiadał takiego stopnia. To pewnie mondrastyczne określenie na stopień zaawansowania. On był tylko zwyczajnym chirurgiem. Nie zachmurzył się tym jednak w ogóle. Zdecydowanie zbyt błahy szczegoł. Cóż życie. Pomyślał na moment o postaci ktorą odgrywa. Ciekawe jaki ma charakter...

     

    - Gray, potrzebujemy małego przedstawienia aby uśpić czujność podświadomości i pójść w ustronne miejsce. Drasnę cię teraz nad kopytkiem. Będzie odrobina krwi, ale zaufaj mi, wiem co robię. - Chwila, co? Czego ty wymagasz! Wiedział od razu, że przy odporności klaczki na takie rzeczy najpewniej nie będzie różowo.

    - Krew? - Szepnęła drżącym głosem. Tak jak myślałem. Ileż to razy już ranił się spadając z murów, rozwalając sobie kopyta o twarde kanty skał, czy robiąc masę innych równie głupich rzeczy. Rzeczy, które często były konieczne.

     

    Sky spojrzał na jednorożca i młodego po czym wydał dość jasną komendę.

    -Do męskiej ubikacji, już! - Rzócił i obrócił się do Gray.

    Dol nie zamierzał kwestionować jego rozkazu. Z miłą chęcią zejdzie już z oczu tym wszystkim krzywo patrzącym nań lekarzom. Rozejrzał się i dostrzegłszy drzwi od toalety ruszył w ich stronę.

    Minęła już dłuższa chwila odkąd woźna skończyła go grzmocić. Wyćwiczony organizm sam narzucił mu jego standardowy, lekki, sprężysty krok.

     

    -Och, Grey! - Usłyszał jeszcze komentarz za sobą. - Jaką trzeba być niezdarą aby TAK zaciąć się papierem? - A więc zrzucasz winę na papier? Poważnie? Nie masz już lepszych pomysłów szefie? - Ty to masz talent! - Kawowy zwrócił uwagę, że coraz więcej kucyków zatrzymuję się i gapi w stronę tej dwójki. Znowu sie zaczyna... Miałem rację z tym shit magnesem. On jest po prostu świetny w tej roli. Głęboko w duchu cieszył się jednak, że już nikt na niego nie patrzy. - Nie ma opcji, trzeba to przemyć i opatrzyć! Chodźmy do łazienki.

     

    Doszedł do drzwi jako pierwszy i otworzył je szeroko solidnym pchnięciem. Wood troszeczkę przyśpieszył i zmieścił się tuż za nim. Stanęli teraz obaj przyglądając się pokojowi.

    Młody mógł teraz odsapnąć. Wypuścił całe powietrze z płuc, po czym nabrał nowe łapczywym haustem. Zaraz jednak skupił się i prześlizgnął wzrokiem po wyposażeniu.

     

    Kibel jak kibel. Trzy kabiny, a po drugiej umywalki. W rogu wisi jakaś paczka. Nie jakaś, apteczka. Standard.

     

    Wyszedł na środek pomieszczenia, ale faktycznie niczego więcej nie było. No, może jeszcze średniej wielkości wiadro stało pod jedną z umywalek.

    Mógł teraz tylko czekać, aż w drzwiach pojawią się Sky i Gray. Nie trwało to zbyt długo.

     

    Drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem ukazując wyraźnie zdenerwowanego Sky'a. Szybko wskoczył on do pomieszczenia wciągając za sobą piszczącą szaraczkę. Puścił ją jednak szybko i chwytając drzwi trzasnął nimi za sobą, po czym przyblokował je butlą. Tą, którą dotachał aż tutaj.

     

    Biały szybkim ruchem wyjął jakiś prześwitujący przez jego kieszeń punkcik. Pomieszczenie wypełniło się białym światłem. No tak, Lucida! Ogier puścił teraz gwiazdę, ale nie oznaczało to jej upadku. Uniosła się trochę i odsunęła od niego. Usłyszeli teraz dość wyraźny przekaz. Słowa zdawały się wydobywać z gwiazdy tak, jak z małego głośniczka. Po incydencie z łapą coś takiego nie zrobiło na Doltonie prawie żadnego wrażenia. Przymrużył jedynie oczy do których pod wpływem jasnego światła powoli zaczęły napływać łzy.

     

    Lucida, jeśli mnie słyszycie, dajcie znać. Tu Sykstus, dowódca Cerastes. Jesteśmy w podziemiach, brak kontaktu wzrokowego z celem. Jeśli znaleźliście śniącą, podajcie koordynaty. Kryształy odbierałeś ode mnie, więc może ten przekaz też odbierzesz, sierżancie Sky.

     

    Gwiazda przygasła po zakończeniu przesyłania do nich informacji. Młody mógł pomyśleć nad tym, co właśnie usłyszał.

     

    Czyli mamy z innymi jakąś łączność. Ten Sykstus ma gwiazdę, tak samo jak Sky. Ciekawe jak doszedł do tego, że można jej użyć jak krótkofalówki. Zaraz, zaraz! „Kryształy odbierałeś ode mnie”? On zna naszego szefa! A jeśli jest do niego podobny, to w Cerastes też pewnie nie mają za lekko. Uśmiechnął się drwiąco, zaraz jednak powrócił do pokerowej miny trzymanej podczas większości drogi. Oni też chyba nie posunęli się ani trochę do przodu, skoro proszą nas o koordynaty. A są po drugiej stronie szpitala. No, mniej więcej. Zwizualizował sobie potencjalny wygląd szpitala. Skupił się teraz jedynie na poziomach. W podziemiach? Czyli dzielą nas minimum dwa piętra. Pierwsze i parter. Oczywiście jeśli faktycznie jesteśmy na drugim, a nie na trzecim, a piwnice mają tylko jeden poziom...

     

    -Przepraszam was, ale nie chciałem nadwyrężać cierpliwości subuwagi – Usłyszał głos Sky'a. - Zaraz was opatrzę. - Dokończył. Nas? A NAM coś się stało? Popatrzył na Wood'a. Stoi twardo, nic mu nie jest. I mi tez nie.

     

    Gdy on się zastanawiał pegaz dotarł już do paczki przy ostatniej umywalce którą teraz przeszukiwał. W pewnym momencie zawiesił wzrok na czymś co trzymał w łapie.

     

    -Delikatniej się nie dało szefuńciu? - Zapytała Gray bojowym tonem. Dolton w porę powstrzymał opadającą szczękę. A od kie... - Gray jest bardzo delikatna! Mogłeś jej coś połamać. Już starczy, że omal nie zemdlała! - Teraz nie powstrzymał nisko opadającej kopary. Co do cholery?! Stał tempo, nie rozumiejąc. Nie! Na pewno się przesłyszałem! Szkodzi mi szpitalne powietrze, czy coś... prawda? W międzyczasie ogier skończył już z apteczką. Omiótł pomieszczenia spojrzeniem, ustawił swoje znaleziska na umywalce i wyjął z kieszeni nieszczęsne papierzyska. Odwrócił się do chłopaków i rzucił im je karząc dalej przeglądać. A może jednak w tej Cerastes mają łatwiej?

     

    -Nie miałem lepszego pomysłu – Kawowy nie miał zamiaru znów męczyć się z tą nieszczęsną makulaturą. Przysłuchiwał się za to uważnie co pegaz ma podopiecznej do powiedzenia. - a gdybym tego nie zrobił, to przekaz od Cerastes dopadłby nas na środku korytarza – Czyli wszedłeś tu w samą porę? Mogli nas przyłapać? Czyli... nie kontrolujesz tego kiedy przekaz może przyjść. Porównanie do walki-talki okazywało się coraz trafniejsze. Kuc zwrócił uwagę, że kolana coraz bardziej trzęsą się pod klaczą. - I tak straciliśmy już za dużo czasu na włóczenie się tymi korytarzami – Co prawda, to fakt. Komentował w myślach każde słowo. Do niczego sensownego nie doszliśmy, za to zgubiliśmy członka ekipy. - To może zaszczypać – Powiedział Sky. Był bardzo niewyraźny.

     

    Klacz zapiszczała z boleścią i zaczęła wymachiwać kopytkiem w powietrzu. Mięśnie kawowego spięły się na ten dźwięk tak mocno, jak tylko pozwolił na to podświadomy hamulec.

    Popłakała się.

    I teraz mózg młodego ogiera doznał smażenia. Usłyszał bowiem nie jakiś komentarz przez łzy, a twarde, męskie przekleństwo.

    -W zad kopana jego matki cerbera mać! Co ci cholera odbiło! Chcesz ją zabić!?

    Kogo? Co? Kto? Gdzie? Toffik popatrzył jedynie głupio. N.I.E.R.O.Z.U.M.I.E.M.

     

    Klacz skończyła się wyrywać. Młody zauważył, że kolana zmiękły jej kompletnie. Zaś szef miał zajętą łapę. Czas działać.

    Szybkimi susami pokonał dzielącą ich odległość wyhamowując ostatni metr na tylnych nogach. Nim złapał balans chwycil jednak Gray. W prawdzie wolałby przytrzymać ją w całości wkładając jedno kopyto pod zgiete kolana, a drugim przytrzymując w okolicach barków, ale nie miał czasu na takie operacje. Podtrzymał ją pod pachami zostawiając tylne nogi całkiem luźne.

     

    -Pociąg Gray Pencil odjeżdża ze stacji przytomność. Ciu, ciu! - Usłyszeli jeszcze bełkot na do widzenia i klacz opuściła męską łazienkę. Sky pomógł w bezpiecznym kładzeniu małej na ziemi. Miała teraz gdzieś, że leży na zimnych kafelkach.

     

    Ogier szepnął coś do siebie. Coś, co umknęło jednak czujnej parze uszu.

    -... - Dolton już prawie zaczął, ale kolega wyprzedził jego uwagę.

    -Ani słowa! – Warknął twardo. Nie usłyszał więc pochwały, że mimo wszystko zrobił to, co powinien.

    Wyciągnął teraz igłę i nić chirurgiczną. No nie mów, że chcesz ją połatać?! Młodszy spojrzał na rozcięcie. Jego zdaniem nie wymagało szycia. Nigdy nie widział takiego zabiegu, bo i nigdy go nie potrzebował; rany zostawiał same sobie. Igła to ciało obce. Lepiej jest bez niej. Wiedział jednak, że dowódca wie co robi.

     

    W tym czasie pegaz nawlókł już nić i zaczął robotę. Stalowy szpikulec przebił skórę i pociągnął za sobą nić. YYYYYYY! Nie wyglądało to przyjemnie.

    Młody mógł oglądać całe morza krwi. Farba nigdy nie robiła na nim wrażenia, ale rzeczy takie jak ścięgna, czy szpik kostny sprawiały, że był bliski wymiotów. Widok pękającej pod naciskiem metalu skóry od razu przypomniał młodemu o giętkich połączeniach ciała.

     

    Zrobiło mu się gorzej, ale otrząsnął się z tego. Ograniczył się jedynie do zamknięcia oczu i zaciśnięcia zębów. Oczywiście obrócił również głowę od nie miłego obrazu.

     

    -Czym się zajmujesz, Młody? W prawdziwym życiu? - Kapitan zadał mu pytanie. Przez głowę szybko przeleciała roztrzęsiona myśl, jak by tu określić profesję której chce się podjąć.

     

    -Jestem listonoszem na poczcie – Powiedział starając się o zwykły ton. Taka odpowiedź zasadniczo nie zmuszała go do kłamstwa, a przy tym nie mówiła wszystkiego. - Jak nabiorę nieco wprawy chcę zostać kurierem do zadań specjalnych. - Dopełnił, by ogier nie wziął go za zwykłego aprzydatnego w tej misji dzieciaka. Jednak uderzyło go, czy może nie powiedział za wiele.

     

    - Jestem naprawdę szybki, ale jeszcze nie chcą mi dać nic ważniejszego do kopytek. – Nieświadomie dodał do słów trochę dezaprobaty. To powiedział tylko po to, by podnieść swoją przydatność w oczach starszego, ale nie był pewien, czy potraktuje poważnie jego umiejętności.

    W czeluściach umysłu był pewien, że jeśli Sky nie będzie mógł skorzystać ze skrzydeł stanie się przy nim wolny jak żółw, ale tego nie chciał mówić kapitanowi. Tak, gdyby nie miał skrzydeł. Zachmurzył się trochę.

     

    - A ty, szefie? Czym zajmujesz się tak... na co dzień? - Spytał zachowując niepewny ton. Jednocześnie skutecznie zszedł z tematu tego, co sam robi.

    - Jestem sierżantem "Szarych Orłów", najtwardszej eskadry na usługach Księżniczek, Młody – Chciał ewidentnie wywrzeć na nim wrażenie. Nie wyszło mu. Zbyt wiele powiedziałeś gdy się przedstawiałeś. Młody ogier nigdy nie ufał innym kucom do końca, gdy słyszał takie rzeczy. Wywrócił teraz oczami. Kontem oka spostrzegł, że Sky spojrzał na niego. „Z jego perspektywy najpewniej wyglądało to na odwracanie wzroku”-zdążył jeszcze pomyśleć nim szef dopełnił swą wypowiedź. - Niektórzy mówią mi Sokole Oko – Uśmiechnął się i powrócił okiem do rany. - ale ty mów mi po prostu Sky. - Dzięki za pozwolenie! Nawet jakbyś mi zabronił, to i tak bym mówił po imieniu, wiesz? Uśmiechnął się lekko. „Sokole oko”?

     

     

     

    Wszystko fajnie, ale byłbym wręcz zaszczycony gdybym dostał odpis na aktualny post MG
    ~Ever

  2. 1. Wolałaś bawić się z bratem, czy Cadance?

    2. Twoja ulubiona książka to... ?

    3. Kiedy twój brat wstąpił do wojska (ile miałaś lat)?

    4. Czy bardzo wpłynęło to na twoje kontakty z nim?

    5. O jakiej pracy marzyłaś?

    6. Kto był twoim największym autorytetem?

    7. Słynną rymowankę wymyśliłaś razem z Cadance, czy to jedynie jej pomysł (a może twój)?

    8. Czy rodzice próbowali Ci narzucać to kim masz zostać?

    9. Czy dużo czasu spędzałaś z rodzicami?

    10. Czy przeszkadzało im, że Shining Armor chce zostać żołnierzem (jak zareagowali gdy im powiedział)?

  3. Regis wpadł na ten pomysł z „taktycznym spojrzeniem” dla każdego w drużynie.

    Mnie taki pomysł się bardzo podoba z uwagi na to, że różne obiekty i konstrukcje mogą wydawać się dla poszczególnych graczy nieistotne, a dla innych ciekawe i możliwe do wykorzystania; np. moja postać z (nazwijmy to…) „niestandardowym poruszaniem” będzie zwracać uwagę na obiekty i konstrukcje pozwalające na: odbicia (ściany i coś do chwycenia powyżej, meble pozwalające na wyskok lub skrycie się), chwilowe odcięcia się od przeciwnika w trakcie walki (solidny stół na 4 nogach z możliwością wślizgu) itp. Jeszcze jeden większy przykład; jeśli postać chce dogodzić innej, to może chwilowo lub stale zwracać uwagę na obiekty które będą interesować 2 postać (tą której nasza chce pomóc lub zaimponować), oczywiście w mniejszym stopniu i czasami MG mógłby to celowo robić niedokładnie lub w niektórych przypadkach nawet mylnie? Każda „klasa postaci” (alfa…) ma również inne możliwości i zadania i to również powinno być uwzględniane.

     

    Jeśli tak, to mam propozycję jak to będzie wyglądać:

    Poniżej posta prowadzącego będą spojlery z imionami postaci; kolejno: Alfa, Omega, Architekt, Konstruktor i Fałszerz w których MG poda dodatkowe wskazówki i sugestie dotyczące nastawienia i umiejętności dla każdej postaci. Tj

     

    Imię Alfy

    sugestie

    I Omegi

    sugestie

    I Architekta

    sugestie

    I Konstruktora

    sugestie

    I Fałszerza

    sugestie

     

    My jako kuce dobrej woli po prostu nie będziemy otwierać nieswoich spoilerów dopóki dany gracz nie uzna, że możemy spojrzeć na jego spoiler.

    I co wy na to???

     

     

     

    Rozejrzał się po zgromadzonych.

    -Och, pani! -spojrzał na alicorna z wyraźnymi przeprosinami w głosie- Przepraszam, lecz zbyt wolno zwróciłem uwagę na obecnych. -wykonał niski, płynny dworski ukłon. 

  4. Generalnie mlp to też jest używka... Robi się weselej i człowiek patrzy na świat całkiem inaczej...  :lie: 

     

    A poza tym, to od czasu do czasu z kumplem jakiegoś energetyka sobie łyknę, ale sam to nigdy tego nie piję. Generalnie jak pije się ich zbyt wiele, to ponoć robi się z człowieka flak... 

  5. A propos przewrotki - coś ostatnio kolano postanowiło się nade mną poznęcać. Już drugi raz mam tak, że kiedy robię tygrysa (rzucenie się do przodu + roll) to coś mi przeskakuje w lewym kolanie, a jak prostuję nogę to wraca na miejsce. Irytujące to jest bo boli, no a przy tym jest mega nie przyjemne uczucie. Generalnie w życiu miałem takie coś wiele razy, ale zawsze na lewym kolanie. Dziwne, że dopiero teraz to zauważyłem....

    Lekarz to już oglądał?

  6. Wolny. I bawi się super. Spędzam czas z kumplami, obijam się na kompie, czasem popracuję, bo milej się potem obijać. Generalnie, żyję i cieszę się życiem (w rytmie The Offspring i forumowego radyjka :rdwild:). Związek jest dla ludzi, którzy mają na to czas. Ja zwykle nie mam i nie boli mnie to. :dunno:

  7. Jesteś z Torunia i przywitał Cię Turoń...

                                                                  ...Przypadeg? Nie sondze.   :crazytwi:                

     

     

    Ta, się masz i miłego zwiedzania. :twilight2:


    A! Jak można nie wiedzieć czym jest lukrecja! Już mi na google grafikę i dowiedz się co to! :fluttershy4:

  8. Co robić żeby było lepiej?

    Co robić żeby było lepiej?

    Co robić żeby było lepiej?!

     

    Zamknąć program DO OBRABIANIA ZDJĘĆ i odpalić coś DO ROBIENIA GRAFIKI!!! :flutterage:

     

    Pokrzyczałem sobie i czas na coś bardziej sensownego. Gimp nie jest zrobiony do tworzenia grafik. Generalnie jeśli coś już stworzysz, to możesz pracę "podkręcić" w Gimpie by lepiej wyglądała. Ale robienie w nim od podstaw jest ciężkie i średnio przyjemne. Aktualnie uczę się obsługi programu Inkscape, który w porównaniu do Gimpa jest z założenia do tworzenia grafik od podstaw. Działa on nie na bitmapie, a na wektorach (w grafice wektorowej możesz sobie obraz zwiększać ile Ci się podoba i nie doszukasz się pikseli; działa to nie na punktach, a na tzw. krzywych). Inkscape jest trudniejszy, ale jeśli już ogarniesz o co chodzi i znajdziesz czas na pracę, to możesz tworzyć dzieła przy których szczena opada.

    Polecam. :huhwha:

     

    A jeśli chodzi o twoją pracę, to jest całkiem ok. Prawda; widać te niedoróbki, ale do przeżycia. Już Ci pisali, dodaj gradient i będzie fajniej. :fluttershy5:  

×
×
  • Utwórz nowe...