Skocz do zawartości

Lariska

Brony
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Lariska

  1. Mocną kawę proszę - westchnęłam. Nie miałam ochoty na nic innego. No, chyba że po kawie jakiegoś mniejszego drinka. Spojrzałam na towarzyszy spod kaptura.
    - To co? - spytałam spokojnie - poszukamy Tyto najpierw na arenie?
    Właściwie nie czułam tej atmosfery walk. Była wyczuwalna, owszem. Ale nie byłam nią podekscytowana. Wręcz przeciwnie, znużona. Walki walkami, ale widok flaków wylatujących z jednego pegaza/gryfa na drugiego może znudzić.

  2. Nie przejmując się nawet zdjęciem kaptura, czy rozłożeniem skrzydeł szybkim krokiem podeszłam, i zajęłam wolny stolik najbliżej wyjścia. Przywołałam towarzyszy kopytem. Zamierzałam poczekać na swoich towarzyszy, a jeśli gdzieś pójdą będę miała na nich oko. W końcu gramy w jednej drużynie. Jeśli zaś podejdą i usiądą wtedy z nimi pogadam.
    - Wiemy gdzie może być Tytus, więc pozostaje go znaleźć. Lepiej być w grupie jeśli go spotkamy, dlatego trzeba zadecydować. Rozdzielamy się i szukamy osobno, czy w grupie? A najważniejsze. Jak go poznamy poza straganem z niewolnikami, poza charakterem?
    Szczęście, że te pegazy nic o mnie nie wiedzą. Inaczej chyba nic bym nie mówiła. A tak to wraca mój charakter z dzieciństwa. Jednak najbardziej ciekawi mnie ten Tytus. Nie umiem go sobie wyobrazić. Jak więc go poznamy. Mogliśmy o to zapytać klacz. Ha. A więc jednak przeczucie mnie nie myliło. Faktycznie o czymś zapomnieliśmy.

  3. Skinęłam lekko głową Aleksemu, co było moim odpowiednikiem powitania. Spojrzałam po swoich towarzyszach, i doszłam do pewnego wniosku. Wszyscy potrzebowaliśmy powietrza i kofeiny. Szeptem odezwałam się w ich stronę, tak żeby Aleksy też usłyszał.
    - Myślę że przerwa na przemyślenie, i coś pobudzającego nam nie zaszkodzi.
    Szczere nadzieje że Rushy i Lightning mają ochotę na to samo co ja. Jeśli nie to najwyżej wyjdę sama.

  4. Słuchałam klaczy już szczerze zaciekawiona. Poprzednie obrzydzenie klaczą już mi nieco mijało. Znów zaczynałam się robić neutralna w tej sprawie. Co do tego że z jakimś przestępstwami mało ma wspólnego to raczej prawda. Kopyt nie chce sobie ubrudzić, to nie bierze udziału w takich rzeczach. Jeśli już to raczej jako informator by działała. A że jest ważna to prawda. Jeśli to Agis okazałby się złodziejem Sztandaru to można by spróbować wymienić u niego Sztandar za żonkę.
    Nie zniknęło dużo pieniędzy, a Agis - jeśli jest tak mądry jak ta klacz mówi - nie szastałby forsą bo to by ściągnęło na niego zainteresowanie. Prócz Zebr. Nie że je nie szanuję, wręcz przeciwnie. Szanuję wszystkie kucyki i gryfy, ale według mnie Zebry są zbyt... ufne. 
    Spojrzałam na towarzyszy spokojnie, i zwróciłam się spokojnym szeptem.
    - Chyba mamy już następny kontakt. 
    Następnie spojrzałam na klacz i zwróciłam się do niej zimnym tonem.
    - Wie może pani gdzie Tytus zazwyczaj przebywa?

    Nie oczekiwałam zbyt dokładnej odpowiedzi.

  5. Spojrzałan na Lightninga jak na ograniczonego umysłowo. Na szczęście pod kapturem mniej to widać.
    - Już jutro. - Odpowiedziałam mu spokojnie i z chłodem.
    Jak on mógł nie zauważyć wszystkich przygotowań? Nie wiem, i nie chcę wiedzieć. Na razie nie zamerzałam także pytać o więcej przesłuchaną. Wcześniej mówiła że nie zna Tytusa, a teraz wspomina o nim jako handlarzem. Czy ukrywa coś więcej? Raczej zbliżamy się do końca. Ale pewna nie jestem.

  6. Spojrzałam na klacz z pewną irytacją. Chodzi sobie, jakby była gościem. W sumie nim była, ale w tym gorszym znaczeniu.
    - Proszę usiąść. - Oświadczyłam chłodnym głosem.
    Spojrzałam po tym na Lightninga z uniesioną brwią. Zmiana koloru grzywy? Albo sierści? Gdyby nie szybka reakcja klaczy, byłabym nadzwyczaj zdziwiona. Zaczęłam jednak dostrzegać sens myślenie, więc zamiast tego skinęłam mu lekko głową. Po czym spojrzałam ponownie na przesłuchwianą. Walki, zmiana wyglądy, jakieś imię - Tytus... Wcześniej myślałam o zawodniku, ale teraz uznaję tą możliwość za mniej prawdopodobną. Na walkach, jest Mnóstwo pegazów i gryfów, a jednorożców też nie najmniej. Jeśli Agis postanowił się zmienić, to mógł równocześnie użyć produktów od Zebr. Piękne wyjaśnienie... jakie proste gdy już się o tym myśli.
    - Wie pani może z kim Agis chodził na walki?
    Czułam coraz większe zaciekawienie, a jednocześnie czułam że coś pominęliśmy. Takie przeczucie.
     

  7. Ach, zawody. Zmaganie się pomiędzy pegazami, a często nawet gryfami... Może kiedyś wezmę udział. Gdy życie stanie mi się nie miłe. Albo gdy będę się nudzić, tak jak wtedy gdy klacz mówiła o urodzie. Bo co mnie obchodzi jej uroda. Bardziej jej słowa.
    - Czy poznała pani któregoś z tych kucyków, które poznał mąż?
    Mam szczerą nadzieje że w końcu się dowiemy czegoś więcej. Mam wrażenie jakby to przesłuchanie trwało dwa tygodnie, a nie z dwie godziny.

  8. Zamyśliłam się lekko. Widać że klacz podziwia jednorożce. Tak bardzo jej się nie dziwie. Ta ich magia jest świetna. Umią się zaczarować by chodzić po chmurach, czego nie umieją ziemskie kucyki. A po za tym moje skrzydła to prezent od tamtego jednorożca. Uśmiechnęłam się krzywo na wspomnienie tamtego wyścigu, i odruchowo przycisnęłam skrzydła do boków. Oczywiście że to misterny mechanizm, ale większość kucyków nie toleruje "innych" osób. I jeszcze walki pegazów. To prawda, bywają brutalne, a że ona woli teatr to znaczy że panienka z dobrego domu nie lubi się pobrudzić. Zamoczyć kopyt jak mówił jej tata. Nie rozumiem jak można nie lubić walk.
    - Czy zawsze chodziła pani z mężem na walki pegazów, czy może sam chodził częściej?

    Spojrzałam na Rushy z pytaniem w oku. Jeśli zrozumiała wiadomość to może ma jakiś trop. Nawet najmniejszy.

  9. Krytyk, tak? Spojrzałam na nią nieco zaciekawiona. W sumie na taką wygląda. Lubi sztukę, plus dla niej. Ja też, ale nie ten typ. Teatr i poezja mnie nie pociągają. Wolę muzykę. Rock i różne remiksy to chyba moje ulubione typy. Pasują mi o wiele bardziej niż poezja. Wiersze są tak trudne do zrozumienia dla mnie jak ta klacz. W sumie gra tak dobrze jakby miała jakieś zaburzenia psychiki. Gdyby nie sytuacja byłabym zachwycona.

     

    Nie mam więcej pytań na razie. Właściwie z wielką chęcią zrobiłabym sobie przerwę. Takiego piekła nie miałam nawet z Likanem. A młody umiał wkurzyć. Gdyby nie to że mieszkaliśmy w innym mieście to bym mogła pomyśleć że uczył się sztuki dyplomacji od tej klaczy. Znaczy sztuki wymijania tematu, a nie dyplomacji. W sumie to chyba na jedno wychodzi. Wymijać temat umiał, bez dwóch zdań. Wkurzać z resztą też.

  10. Czułam jak część krwi odpływa mi z twarzy na widok jej znaczka. Dwie teatralne maski... No to mamy przerąbane. Jak to jest, zaczynamy coś odkrywać i nagle się dowiaduje że to może być fałsz. Słabo. Ale odpowiem jej na pytanie. Byle tylko jej zbytnio nie poluzować wodzy.
    - Po przesłuchaniu, jak odpowie nam pani na wszystkie pytania. - powiedziałam spokojnie i z chłodem. Nie mówiłam co dostanie po przesłuchaniu. Miałam przed chwilą nawet ochote ją umówić na wizyte u kata. Ale nie. Spojrzałam na Rushy porozumiewawczo. To przed nią przesłuchiwana czuła respekt, czy strach. Ona z niej wydobędzie więcej informacji. Spojrzałam ponownie na przesłuchiwaną uważnie. Wiedziałam że bała się strażników. To już coś.
    - Czy myśli pani że pani mąż wróci tutaj? - zapytałam nieco łagodniej. Nieco, czyli z mniejszym chłodem. Nie zamierzałam się przed nią uginać.

  11. Wybuch Rushy nie był zaskoczeniem. Był nawet spodziewany. Ale reakcja przesłuchiwanej była ciekawa. Przestraszona, jakby nigdy nie oberwała za swoje zachcianki. Spojrzałam na rozzłoszczoną klacz i z uśmiechem skinęłam jej głową. W podziękowaniu. Już luźniejsza spojrzałam na przesłuchiwaną klacz. Wyglądała jak 7 nieszczęść. Mimo wolnie poczułam do niej litość. Utrudniała nam śledźto (?), owszem, pewnie jeszcze kłamała. Ale każdy kucyk na coś zasługuje. Obróciłam lekko pysk w stronę Rushy i uniosłam jedną brew, w niemym pytaniu. Niech ona odpowie przesłuchiwanej. Ja na razie tylko patrzyłam na nią wzrokiem pozbawionym wszelkich uczuć. W tym litości.

  12. Spojrzałam z pewnym zdziwieniem i uznaniem na Rushy. Co ona tam wykombinowała. Uśmiechnęłam się, tym razem widocznie. Teraz to ona przejmuje pałeczke. Skinęłam jej głową i zaczęłam obserwować podejrzaną. Praktycznie już się przyznała że list należy do jej męża. Ale jeszcze nie że do niej. Tak cicho, żęby podejrzana nie usłyszała spytałam klacz.
    - Co tam wykombinowałaś?

  13. Spojrzałam lodowatym wzrokiem w oczy przesłuchiwanej. Spodziewałam się inne reakcji. Zaczęłam analizować jej zachowanie i słowa. Potwierdziła że znaleziono ten świstek w jej domu. Ale czy w jej książce?
    - Pani maż nie jest jedynym podejrzanym, ale jeśli to on był sprawcą miał duże szanse ze względu na swoją inteligencje i spryt.
    Podkreśliłam głosem słowo jedynym, i atuty które mu nadawała. Spojrzałam na swoich towarzyszy spod kaptura. Ciekawe czy myśleli o tym samym co ja. Przed chwilą klacz patrzyła na nas z pogardą i szyderczym uśmiechem, a teraz po strachu wybuchła gniewem. Niby normalne, ale jednak. I jeszcze określiła Pegazopolis z pogardą. Źle. Na razie nie mówiłam więcej, tylko myślałam. Ma jednak troche racji. Patrzyła z przerażeniem na list, ale jak go otworzyliśmy to nagle zaczęła się uśmiechać drwiąco. Może mamy zły trop?

  14. Oderwałam wzrok od kartki i spojrzałam w stronę klaczy. Szyderczy uśmiech, i spojrzenie pełne pogardy rozzłościł mnie na dobre. Dość tego! Nie zasługuje na litość! Westchnęłam lekko, po czym odezwałam się jakby do siebie.
    - W zdobyciu kodu mogą pomóc Kaci, i ich maszynki, jak bat.
    Oczywiście powiedziałam to na tyle głośno żeby podejrzana usłyszała. A ton do uspokojających nie należał. Spokojny, jakbym proponowała taką błachostkę jak jabłka na przekąskę. W głowie za to biorąc, zaczęłam w myślach zawyżać i zaniżać wartości liter. Poruszyłam się gwałtownie, przez co ktoś uważny mógłby zauważyć krańce metalowych piór gdy płaszcz się przesunął. Miałam pewien pomysł w głowie, ale nie wiem czy wypali. Odwróciłam się do swoich towarzyszy i spytałam obojętnym tonem.
    - Jaki rodzaj tortur proponujecie?
    Mrugnęłam do nich pod koniec, tak obrócona żeby przesłuchiwana nie zauważyła. Mimo że nie pomogłabym tej klaczy jakby czegoś ode mnie chciała to nie miałąm zamiaru jej ranić.

  15. Najpierw książka, potem ten "Diament". Coś w tym może być. Moja ochota podetknięcia ostrza pod jej gardło nieco zmalała. Przycisnęłam je mocniej do boków i spojrzałam na swoich towarzyszy. Ciekawiło mnie czy myślą o tym samym. Skinęłam lekko głową szarej klaczy. Na razie nie miałam więcej pytań do "Królowej". Zagłębiłam się w myślach. Miałam szczerą nadzieje że moje podejrzenia są fałszywe. Gdyby jednak nie, to nie powinnam o nich wspominać przy tej klaczy. A właśnie. Spojrzałam jej twardo w oczy. Bez cienia współczucia. Taki pojedynek na wzrok.

  16. Byłam zachowaniem klaczy obrzydzona, zirytowana, i nieco rozbawiona. Wysoka klacz, wierzy że wszystko jest dla niej. Opuściłam nieco głowę analizując jej zachowanie i wypowiedzi. Coś ukrywała. Książkę i syna będzie trzeba sprawdzić dla samej pewności. I tą korespondencję. Ale skoro są "normalnym" małżeństwem, to czemu się związał z taką klaczą? Pozycja, czy prawdziwa miłość? I kim był wcześniej?
    - Proszę współpracować, albo spotka się pani z konsekwencjami. Gdzie pani poznała męża, gdzie się wychował, i czy miał inny zawód przed wstąpieniem do Zakonu.
    Jeśli jest związany z Jednorożcami to źle. Jeśli z Bandytami to jeszcze gorzej. A jeśli jest chciwy to trzeba napisać jego Nekrolog.
     Skinęłam ledwo widocznie głową szarym kucykom. Niech idą dalej. A jeśli ta Paniusia zacznie znowu biadolić jak nad tą biżuterią, lub strzeli focha to chyba jej ostrze na skrzydle przystawię do gardła. Zobaczymy jak wtedy zaśpiewa.

  17. Zaczęłam czuć obrzydzenie dla tej klaczy. Przystawia się do tego ogiera, a nas traktuje jak rzepy, które przyczepiły się do jej ogona. Jakby była źrebakiem, zazdrosną o wszystko i myślącą że wszyscy jej robią na złość. I zupełnie bez taktu. Powinna przynajmniej wiedzieć kiedy zamilknąć, a tutaj wyszła na wierzch jej Arognacja i płytkość. Ale zauważyłam coś - zadrgało jej kopyto. Zdenerwowanie, gniew lub strach. Raczej to pierwsze, lub trzecie. I to jak mówi o mężu. Ciekawe. Trzeba by spróbować.
    - Jest pani pewna że nic nie pamięta? Jeśli chcemy odnaleźć pani męża potrzebujemy wszystkiego.
    Spokojny, chłodny ton, jak poprzednio. I jeszcze uważniejsze przypatrywanie się reakcjom, mimo że gdy ją pytałam to patrzyłam prosto w oczy. Jeśli nadal będzie odmawiać współpracy trzeba będzie użyć innych środków. Miałam nadzieję że ogier ma trochę rozumu w głowie. Popełnił pewien błąd mówiąc jej o sztandarze. Teraz będzie trzeba ją trzymać w odosobnieniu do końca misji. Mogłaby się wygadać, a jakby ta wieść doszłą do nie odpowiednich uszu byłoby Bardzo źle.

  18. Spojrzałam nieco zaciekawiona na tego szarego Ogiera. Nie wyglądał na kucyka który zbiera imiona klaczy by później pisać do nich listy miłosne. Co najwyżej wyroki śmierci. Ale skoro już mi powiedział swoje imie trzeba by mu odpowiedzieć tym samym.
    - Lariska. Lariska Hunter, a nowicjusz to słowo opisujące źrebaki, więc nie nas.

    Hm, w głowie brzmiało to lepiej. Trudno się mówi. Odwróciłam się powoli w stronę drzwi które właśnie się otworzyły. Wszedł strażnik, zameldował i wyszedł. Tylko ta klacz coś nie ten teges. Panienka na "wysokości" nam się trafiła. Ach jak ja nie znoszę tego typu kucyków. Myślą że są wyższe od "prostych" kucyków. Część faktycznie, zasługuje na uznanie, ale Ona raczej nie. Stop! Nie będę jej osądzać od tak! Niech najpierw ta szara klacz zacznie przesluchanie. Potem osądzę tą "żonę zakonu strażników sztandaru". Skinęłam głową szarej klaczy po czym spojrzałam uważnie spod kaptura na nowo przybyłą.

    - Proszę nam powiedzieć co się działo trzy dni przed zniknięciem pani męża.

    Powiedział to spokojnie, niemal chłodno, wpatrując się w klacz i analizując jej reakcje. Znam podstawy kłamania. Reakcje też się wliczają w kłamanie.

  19. Ach, więzienie. Miejsce w którym wszelkie Złe kucyki są przetrzymywane, przesłuchiwane i po części torturowane. Nawet mi ich żal, mimo że wiem że ich przestępstwa w wielkiej mierze były po prostu okropne. Bardziej jednak interesowały mnie te dwa pegazy które są tu prócz mnie. Jakaś szara klacz, i szary ogier z grzywą w kolorze pomiędzy brązem a pomarańczem. Był troche niepokojący. W jego oczach nie widać było uczuć, a pysk miał chłodny wyraz. Klacz za to miała niebiesko-błękitną grzywę, a jej oczy wyrażały inteligencję i spryt. Będzie trzeba na nich uważać. Jeszcze przez chwilę im się przyglądałam po czym leciutki uśmiech wystąpił na mój pysk. Obserwowałam ich spod kaptura, jeszcze przed wejściem, ale gdy Aleksy przemawiał to na nim skupiłam uwagę. Teraz wróciłam do obserwacji ich spod kaptura który prócz sporej części pyska zasłaniał też ciasno złożone skrzydła i pasek torby. Brązowa torba wypełniona sprzętem do skrzydeł i jeszcze jednym płaszczem była już jednak widoczna. Coś czułam że nie będę miała czasu by wrócić do mieszkania po swoje rzeczy.
    - Kto będzie przemawiał.
    Powiedziałam cicho, co bardziej przypominało westchnienie niż pytanie. Chociaż pytania to też nie przypominało. Raczej stwierdzenie że "to nie ja mówię, a więc kto chce?" Nie mam ochoty przesłuchiwać tej klaczy. Po prostu nie lubię krzywdzić innych kucyków, fizycznie ani psychicznie. Poczekamy, zobaczymy jak to mówią.

  20. Imię: Lariska, Lisa, Liska
    Nazwisko: Hunter
    Płeć: Klacz (pegaz)
    Wiek: 7 lat
    Wygląd: Wysoka i szczupła klacz z zieloną skórą, niebiesko-szarą grzywą i ciemno niebieskimi oczami. Jej prawe ucho jest urwane w połowie, a od lewego ucha, pod okiem ciągnie się wąska blizna. Skrzydła są interesująca, ponieważ są częściowo mechaniczne. "Ramię", część piór i skóra na nim są jej, ale od trzeciego pióra zaczyna się mechanika. Ma tam "gniazdka" do których może wpinać pióra, części skrzydła albo ostrza na "ramieniu" skrzydła. Musi o nie jednak dbać, tj. oliwić, czyścić itd. Głównie dlatego może je wyjmować. Są one z jakiegoś lekkiego i wytrzymałego stopu. Zazwyczaj nosi ze sobą torbę na ostrza, pióra, olej i jeszcze kilka rzeczy, a także płaszcz z kapturem który zasłania jej skrzydła. Jej słodki znaczek to pióro skrzyżowane z nutą.

     

    Charakter: Kiedyś była wesoła, rozrabiała i grała w najróżniejsze gry i zabawy z bratem i przyjaciólmi. Była krnąbrna i lubiła być w centrum uwagi.

    Teraz skryta, spokojna, przewrażliwiona trochę na punkcie swoich skrzydeł. Nie za bardzo śmiała, ale zdarzają jej się momenty. Nie lubi gdy inne kucyki wytykają ją kopytami, i boi się odrzucenia, mimo że tego po sobie nie okazuje. Z tego powodu jest lojalna dla przyjaciół. Zazwyczaj nieco smutna, ale łatwo ją rozśmieszyć. Spełnia swoje obowiązki, a największą ucieche na ziemi daje jej gotowanie i śpiewanie. Pełna litości ze względu na swoje wady, ale jak się zdenerwuje to bije jak dziecko Aresa. Gdy ma momenty śmiałości (najczęściej gdy inni są zagrożeni) nie obchodzą ją jej skrzydła ani nic, byle tylko zapewnić innym bezpieczeństwo. Myśli samodzielnie, ma świetną pamięć i jeśli ją obrazisz to po prostu sobie pójdzie, nie zważając na ciebie.
    Główne cechy:

    - Inteligencja - 5pkt
    - Siła - 4pkt
    - Siła woli - 0pkt
    - Sprawność - 2pkt
    - Wytrzymałość - 1pkt
    - Szybkość - 3pkt
    - Szczęście - 0pkt
    Cechy poboczne:

    Retoryka- słodkie oczka
    Walka wręcz- 4 (licząc razem ze skrzydłami)

    Umiejętność posługiwania się bronią białą- słabo
    Urok osobisty- jakby nie
    Obrona- podstawy tylko
    Medycyna- 1

    Spostrzegawczość- nie najlepiej

    Włamywanie- 2
    Wykrywanie kłamstwa- 3
    Blefowanie- nul

     

    Uzbrojenie: Ostrza na skrzydłach, same skrzydła (jak ci tak metalem przywali to nokaut będzie) jeszcze jak jej źle przypięte pióro odpadnie, ale to nie zamierzone

    Historia: Lariska pochodzi z rodziny Hunter, najzwyklejszej - jeśli można tak powiedzieć - ale szanowanej. Mieszkała w naziemnej wiosce, nie tak daleko od Pegazopolis. Jej źrebięce lata były szczęśliwe, miała kochanego brata (Likana), kilku przyjaciół i dom w którym mieszkała z rodziną. Ogólnie szczyt luksusu dla dorastającego pegaza. Jej rodzice są sprawnymi lotnikami, a Lariska i jej brat odziedziczyli po nich sprawność, z czego korzystali by zadziwić swoich rówieśników i znajomych. Gdy w ich okolice przeprowadziła się nowa rodzina pegazów. Lariska chodziła do szkoły z ich synem - Brayem i spróbowała się zaprzyjaźnić. Nie wie czy to przez jej krnąbrność, czy to przez przechwałki Braya, ale postanowiła się z nim ścigać, kto jest lepszym lotnikiem. Na początku to Likan chciał, ale starsza siostra postanowiła go wyręczyć. Było to dla niej bardzo ważne, bo stwierdzenie że jest słabym lotnikiem było dla niej większą obrazą niż nazwanie jej idiotką. Więc się z nim ścigała. Poza wioską, nisko nad gęstym lasem. Zebrała się chyba cała jej klasa i kilka źrebaków z młodszej klasy. Tor lotu miał być tylko dla niej i Braya, a reszta miała czekać na mecie. Po wystartowaniu szybko zdobyła przewagę zostawiając Braya w tyle. Leciała jakieś trzy metry nad drzewami, z dobrą prędkością gdy coś poczuła. Okropny ból w lewym skrzydle. Zmachała nim parokrotnie, zaczęła jednak spadać gdy prawe skrzydło nie zdołało utrzymać jej ciężaru. Przebijanie się przez gałęzie pełne kolców, z rozłożonymi skrzydłami nie jest przyjemnym doświadczeniem w żadnym stopniu. Gdy w końcu spadła i straciła dech przez upadek, była poobijana, podrapana, miejscami miała głębokie rany a jej sierści zostało tyle ile zdrowej skóry, piór nie miała prawie w ogóle. Okropne - pomyślicie. Lariska poraniona leży w lesie mając siły tyle żeby cicho płakać, a potem zemdleć. Pewnie macie rację, prócz tego że na całe szczęście przechodził tam tędy zebra i jak się później dowiedziała - jednorożec. Gdy się obudziła była w domu Zebry. Opatrzone głębsze rany i skrzydło, urwane uszko i blizna przez oko. Z tym mogła się pogodzić. Ale nie z widokiem skrzydeł. Pióra i lotki razem z częścią mięśni i skóry były po prostu wyrwane i ziała po nich pustkan. Nawet jeśli mięśnie odrosną to pióra już nie. Czyli nie będzie mogła latać. Już płakała z powodu swojej głupoty, i tego że chciała się ścigać z powodu czegoś takiego jak przezwiska, gdy do domku Zebry wszedł ten jednorożec. Dość stary, z grzywą białą od wieku. Ucieszony że Lariska w końcu wstała wyjaśnił że znaleźli ją w lesie, nieprzytomną i całą poranioną. Wyraził także kondolencje na temat jej nie sprawnych skrzydeł. Wiedział jakie one dla pegazów są ważne i cenne. A potem jeszcze coś co ją zadziwiło. Powiedział że jest specjalistą "od protez", też takich jak skrzydła. Zaproponował że zrobi jej protezy skrzydeł za darmo, bo nie robił ich wcześniej. Zgodziła się. Następnego dnia zainstalował jej "gniazdka" i resztę mechanizmu. Bolało, owszem. Ale gdy miała już gniazdka wystraczyło wpiąć pióra. Dostała od niego kilka rodzajów piór, ostrza, trochę oleju i osełkę. Nauczył ją konserwować sprzęt, ostrzyć ostrza, oliwić mechanizmy. Wiedziała że najpewniej już go więcej nie spotka więc przyjęła te lekcje i sprzęt jsko prezent porzegnalny. Po paru dniach, gdy zregenerowała się dostateczne Zebra odprowadziła ją do wioski. Rodzina i znajomi z wielką ulgą przyjeli jej powrót bo stracili już nadzieję. Gdy opowiedziała co się stało i wyjaśniła skąd ma protezy nie byli zbyt szczęśliwi z ich powodu. Zresztą który rodzic byłby zadowolony widząc dziecko z proteząmi skrzydeł. Bray nie dopuszczał do siebie myśli że wygrał przez jej kontuzję i razem ze swoją bandą którą zebrał gdy kurowała się u Zebry przezywali ją, wypominali to że jest inna. Na szczęście Likan i jej przyjaciele mówili że dzięki tym skrzydłą jest jedyna, wyjątkowa. Przez pare tygodni nie mogła latać nim nie przyzwyczaiła się do skrzydeł i odrosły jej mięśnie i pióra (w miejscach gdzie nie straciła mięśni skrzydeł). W sumie widząc Braya, i jego bandę która była "Normalna" cieszyła się że jest "inna". Chyba to było decydujące - jej obojętność na jego przezwiska. Bray "przez przypadek" strącił jej plecak po ostatniej lekcji i wypadły z niego jej rzeczy. W sumie bardzo się nie zdziwiła. Od dawna ze swoją bandą ją popychał, spychał jej rzeczy, i podnosił kopyta tak żeby się potykała. Nie robił jednak więcej niż szkolny huligan więc nie reagowała. Wyszła ostatnia, tuż przed nauczycielką która wyszła tuż za nią. Skierowała się na skróty do domu, bez Likana który kończył wcześniej i już był w domku. Wtedy do akcji wszedł Bray ze swoją bandą. Gdy przechodziła za domami, w cieniu zepchnęli ją na ścianę. Chcieli ją pobić, ale najpierw zaczęli z niej szydzić. Zniosła to bez słowa. Z obojętnością wręcz. I to go rozwścieczyło. Uniósł szybko kopyto by ja uderzyć, a ona odruchowo zasłoniła się skrzydłem. Usłyszała jego krzyk. Gdy odsunęła metalowe - i twarde - skrzydło zobaczyła z zaskoczeniem że Bray trzymał się za kopyto którym próbował ją udeżyć. Zebrała się w sobie i uderzyła go w twarz (mordę?), po czym spojrzała na zastyłych z zdumienia członków jego bandy obserwujących ją i zwijającego się z bólu szefa. Krzyknęła na nich każąc zabierać się z tąd nim oni też oberwą. Usłuchali, razem z Brayem któremu krew leciała z nosa. Gdy nikogo nie byłp opadła zdumiona i wystraszona nieco użytecznością skrzydeł. Od tamego czasu zaczęła się trzymać na uboczu, a Bray unikał jej. Nikt nie przyszedł ze skargą na młodą Lariskę. Potem dorosła, zaczęła wędrować od miasta do miasta, od wioski do wioski w poszukiwaniu roboty. Jeszcze w rodzinnej wiosce zdobyła swój znaczek. Gdy przyleciała do Pegazopolis jakiś Aleksy dał jej propozycję. Odzyskanie sztandaru. Właściwie nie wie czemu ją wybrał i się zgodziła. Może dlatego że chciała pokazać swoją wartość.

×
×
  • Utwórz nowe...