Wyłonienie trzech ulubionych odcinków nie jest zadaniem prostym, bo różne z nich lubię z różnych powodów. Ale trafiają się czasem takie perełki, które łączą wiele silnych aspektów i aż się proszą o wykrzyknięcie "F### YEAH!", kiedy wchodzą napisy końcowe. A są to moim zdaniem:
- Ponyville Confidential - za zaskakująco dojrzałe zwieńczenie głównego wątku, które nie dość, że stawia świetny przykład dla młodszych odbiorców, to dodaje CMC wiele emocjonalnej dojrzałości, której wcześniej nie mieliśmy okazję ujrzeć. Ten odcinek jest wg mnie przeciwieństwem One Bad Apple, które pomimo lepszych żartów i strasznie chwytliwej piosenki niosło naprawdę nieprzemyślane przesłanie.
- A Canterlot Wedding - ludzie, czego ten odcinek nie ma: jest akcja i tajemnica, są spiski i, jak na standardy serialu, mroczne sceny. Są śwetne piosenki w dużej obfitości, efekty wizualne jak nigdy przedtem i mnóstwo drobnych smaczków dla spostrzegawczych fanów. Wśród takiego dobrodziejstwa łatwo można zignorować fakt, że plan Chrysalis był mniej więcej tak przemyślany, jak akcja Rainbow z Read It And Weep.
- Princess Twilight Sparkle - wciąż świeży odcinek, w którym fani pokładali olbrzymie nadzieje i wątpliwości. Na szczęście okazał się być wręcz rewelacyjny i przerósł moje i tak optymistyczne oczekiwania. Nienachalne i naturalne interakcje bohaterek w związku z przemianą Twilight. OGROM światotworzenia i informacji o przeszłości Celestii i Luny, które przy okazji podniosły znacząco poprzeczkę w kategorii wzbudzania emocji. Dużo elementów spajających z poprzednimi wydarzeniami, Discord master troll, animacja na zupełnie nowym poziomie... Mógłbym tak do jutra. Pewnie, wady też są, ale raczej niewiele i dotyczą głównie tempa akcji.
I najgorsze. Tu będzie prościej, mam kilka swoich czarnych owiec, które zaraz wywlekę na światło dzienne.
- Spike At Your Service - ech, Spike, co oni co zrobili? Cała oprawa odcinka jest do przełknięcia, ale borze gęsty i pełen zwierza, ktoś chyba fundamentalnie nie zrozumiał charakteru i cech smoka, z którego zostaje w zasadzie tylko oprawa audiowizualna. Nie znoszę wymuszonych zmian w postaciach, które są wciskane tylko po to, żeby ruszyć fabułę z miejsca, a ten odcinek jest tego jaskrawym przykładem.
- Mysterious Mare Do Well - ^jak wyżej. Rainbow zostaje wciśnięta w ramy stereotypowego osiłka z ego wielkim jak morświn. Ale to nie koniec; pozostała piątka z premedytacją trolluje i dręczy klacz tylko i wyłącznie dlatego, żeby nauczyć ją pokory. Serio... na muchę wystarczy packa. Nie potrzeba patelni. Masz mózg- użyj go. Masz usta- rozmawiaj. Fabuła rozłazi się w szwach, fatalna lekcja dla młodszych, paaanie, idź pan z tąd.
- Games Ponies Play - co prawda dialogi, żarty i gagi wizualne są jak najbardziej w porządku, ale muszą być postawione na fundamencie, którym jest fabuła. A tutaj niestety są one rzucone jak suche liście na psią kupę. Ogląda się umiarkowanie przyjemnie ale po zakończeniu człowiek zostaje z pustką w głowie. Nic się nie stało. Historia nie zrobiła ani pół kroku na przód. Ten odcinek jest jak jak czekoladowy mikołaj zamiast obiecanej tabliczki mlecznej z rodzynkami. Z wierzchu niby coś jest, ale wśrodku pusto.