Skocz do zawartości

Ferrix

Brony
  • Zawartość

    30
  • Rejestracja

  • Ostatnio

O Ferrix

  • Urodziny 06/03/1993

Informacje profilowe

  • Płeć
    Ogier
  • Miasto
    Łódź
  • Zainteresowania
    Literatura z naciskiem na fantastykę, muzyka, głównie metal w różnych odmianach, dobre kino i anime, choć do bycia otaku mi daleko. Grywało się też trochę w RPG, w większości D&D.
  • Ulubiona postać
    Purple book horse & Princess Sunbutt.

Ostatnio na profilu byli

757 wyświetleń profilu

Ferrix's Achievements

Źrebaczek

Źrebaczek (1/17)

12

Reputacja

  1. Nazbierało przez lata Nie sądzę, żebym zbierał dalej. Nieco się we mnie już fascynacja MLP wypaliła, ale przynajmniej mam na co spojrzeć z rozrzewnieniem. Szkoda tylko, że ten okres największego nakręcenia spędziłem poza fandomem. Pluszaki: http://i.imgur.com/69sz0qe.jpg http://i.imgur.com/dKfdjlU.jpg Figurki: http://i.imgur.com/392MGwA.jpg Komiksy: http://i.imgur.com/ZBG7VaM.jpg I wszystko razem: http://i.imgur.com/1N20vOw.jpg
  2. Ferrix

    Wasze rytuały MLP

    Poprawiając monokl spoglądam na współlokatora, tego plebejusza i kołtuna, który plami się oglądaniem w średniej jakości. Tłumię w sobie chęć wyzwania go na szable. Tylko full HD może oddać sprawiedliwość królewskiemu zadowi. Bezmyślnie przeglądam YouTube i zerkam na wypalone na blacie biurka symbole, przeczące matematycznym aksjomatom i prawom figur płaskich. Nabierają zielonkawego pobłysku- znak, że uploader spełnił swą powinność. Ignoruję dobiegające od nich eteryczne szepty o ściągnięciu DVD z Amazona. One zawsze namawiają do szaleństwa. Z drugiej strony są poleconym sposobem na wybłaganie progresji charakteru Spike'a i zmniejszenia wpływu merchandise'u na fabułę serialu. Daję znak wynajętemu ałtańskiemu szamanowi, że może przestać śpiewać. Zapobiegliwie zasysam odcinek na dysk i dopiero wtedy, sprawdziwszy, czy słuchawki mają odpowiednie, audiofilskie ustawienia, klikam "play". Po czym współlokator pstryka swoją starą lampką, która wywala korki w całym mieszkaniu.
  3. Nie będę się rozpisywać (czyt. nie umiem recenzować) i rzeknę jak człek prosty- jest gęsty klimat, jest barwny język, jest gładkość czytania i prawie się nie zauważa, że ten barokowy pociąg jedzie donikąd Sam bal i postacie, choć tylko pokrótce przedstawione, są jak olejny obraz, do czego wydatnie przyczynia się soczysty język i obcojęzyczne wtrącenia. Już po kilku zdaniach opisu przed oczami stają dystyngowane kuce i mimo tego, że czytelnik zna je od jakiś 30 sekund, momentalnie kupuje ich autentyczność i dorabia sobie w głowie ich twarze i głosy. Tym bardziej odcina się zagubiony nieco i błądzący po tekście Heartmender. Wydał mi się średnio interesujący, zarysowanie jego charakteru na początku opowiadania nie znalazło wyraźnego odbicia dalej. Zjawił się, spróbował wkroczyć z kopyta na salony, nie wyszło mu, więc odszedł, gorejąc od emocji i nie zaszła w nim żadna istotna przemiana. Poza byciem depresyjnie precyzyjną metaforą mojej kariery twórczej od gimnazjum włącznie, mam wrażenie, że nic znaczącego nie wniósł, ani nie wyniósł z historii. Technicznie, poza spójnikami pozostawionymi na końcach wierszy, bez uwag. Całość kipi od klimatu, aż pokrywka brzęczy. Takie chwilowe zanurzenie w wir muzyki i wytwornych strojów, z którego wychodzi się w lepszym nastroju, niż się wchodziło. Z bardziej charyzmatycznym i istotnym fabularnie bohaterem byłoby tylko lepiej.
  4. Jestem... w lekkim szoku, w tej recenzji jest więcej treści, niż w moim tekście Połowa z tego nawet mi przez myśl przy pisaniu nie przeszła. Zwykle mam jakiś ogólny pomysł, siadam z nim przed laptopem i walę do skutku w klawisze, nie wiedząc gdzie mnie chwila poniesie i, często, jak się tekst skończy. Tym milej usłyszeć, że spod moich bluźnierczo wręcz niedouczonych literacko kopyt wyszło coś, co da się przeczytać. Po raz kolejny też dostaję sygnał, że biorę się za oklepane tematy, więc chyba przyszła pora na zintensyfikowanie czytania twórczości innych, zanim niechcący popełnię plagiat
  5. Dziękuję za feedback i kopytko za te przecinki przed imiesłowami, zapomniałem o nich na śmierć. Czytając twoje wrażenia zaczynam żałować, że pierwotny (ze trzykrotnie dłuższy) pomysł porzuciłem na koszt krótkiej, prostej historyjki z charakteryzacją przerzuconą całkowicie na znany czytelnikowi kanon. Byłem na scenie z golemami, kiedy wersja 1.0 poszła do kosza. Wydawało mi się, że nadmiernie szczegółowa przygoda nie będzie grać z młodymi umysłami CMC i postawiłem na wspomnienia z własnego dzieciństwa, gdzie w podobnych zabawach często przesmykiwało się przez setting i przechodziło do "samego gęstego" . Nie wiem, czy wypada już zamieszczony tu tekst drastycznie edytować i rozszerzać, ale zapamiętam to sobie na przyszłość. EDIT: Doszedłem do wniosku, że sednem problemu jest zbyt małe podobieństwo i brak bezpośrednich nawiązań, przez co postacie tracą kontekst i wszystko się sypie jak domek z kart. Tekst aktualnie w przebudowie. EDIT 2: Dodałem wstęp, który skutecznie psuje niespodziankę, ale przynajmniej dodaje postaciom i wydarzeniom brakującego kontekstu. Trudno, buck it, nie wyszło, będę uważał następnym razem.
  6. Czy Shooting Star, Amazon Lily i Sapphire zdołają ominąć śmiertelne niebezpieczeństwa i dotrą do skarbca straszliwego Rariathana? Czy wygrają wyścig z czasem, w którym stawką jest życie? Czy tylko mi się wydaje, czy z czymś mi się to wszystko mgliscie kojarzy? Czy mogę napisać cokolwiek, bez psucia konwencji opowiadania? Krótkie opowiadanko, na które pomysł naszedł mnie w drodze do sklepu. Osobista przerwa w pracy nad większym projektem. Wrzucam, zanim zacznę po raz ósmy kompulsywnie na nowo czytać i sprawdzać te kilka stron . Kto Się Boi Złego Smoka https://docs.google.com/document/d/1pGSLL7cuii8m0XcR_17xJE-pssU59R0mGlLt-vkn19o/edit?usp=sharing
  7. Krótkie, łatwe i przyjemne. Discord wydaje się momentami jakoś mało elokwentny, a jego każda interakcja a z Dash wygląda podobnie, ale urok przekomarzania się z tym skurczybykiem jest w tekście. Końcówka mocna, 100% Discord style i przywołała szeroki uśmiech na mojej twarzy. Jak długi, fabularyzowany żart, dobry na niezobowiązujące przeczytanie i poprawę humoru.
  8. Wojny i inne tragedie opowiadane z perspektywy zwykłego mieszkańca, jeśli dobrze przedstawione, działają na mnie z większą mocą, niż bezpośrednie opisy wielkich konfliktów. Taka scena rodzajowa z pociskiem ziemia-ziemia w tle. Tutaj filtr, czyli nasz woźnica Yellow, dość dobrze odgrywa tę rolę. Przez jego prosty i bezpośredni charakter można go błyskawicznie polubić, mimo że opowiadanie jest krótkie. Ma przebłyski naprawdę trafiające w emocje, kiedy porusza temat zbliżającego się konfliktu, ale niektóre jego myśli wydają mi się zbyt zmanierowane i skutecznie wytrącają z klimatu codziennego życia w ciszy przed burzą. Mimo to jego wewnętrzny monolog przeskakujący, tak bardzo życiowo, od tematu do tematu, wypadł ciekawie i jest bardzo trafnym sposobem opisu. Ogólnie widzę w tym tekście spory potencjał, styl przemyśleń Yellowa momentami przywodził mi na myśl Strugackich, a nietypowa forma utrzymała się przez całość pracy i wyszła obronną ręką. Tym, co w moim ujęciu ciągnie tekst w dół, to miejscami nietrafione, z lekka sztucznie brzmiące wstawki Yellowa, nieco błędów ortograficznych i średnio brzmiące spolszczone odmiany angielskich nazw. No i "Mac Intoshu's". Pomijając, że jest to jeden z tych "wybijających" mnie osobiście terminów, to poczułem się jak saper stojący nad jakąś dziką, radziecką bombą. Nie wiadomo nawet, z której strony podejść Porządnie napisany zbiór przemyśleń, miejscami trafiający w bebechy, miejscami kulą w płot. Duży plus za sumienne trzymanie się stylu, który sprawdził się idealnie do opisywanych wydarzeń. Wyszło swojsko i klimatycznie.
  9. Muszę przyznać, że sadzając zad przed monitorem miałem zupełnie inne oczekiwania po tytule i opisie. W zasadzie wszystkie zostały rozwiane naprawdę dobrze walniętym zdaniem, które otwiera fabułę. Tak zgrabnie ucina wstęp, że sam też niemal usłyszałem opisywane echo. Sama intryga okazała się być prostą, solidną zagadką ze stosunkowo niewielką ilością tajemnic, co przyjmuję z zadowoleniem, gdyż w miarę mnożenia się niewiadomych i mylnych tropów, wspomniana solidność często gdzieś się gubi. Jest zbrodnia, jest detektyw, jest grupa podejrzanych i jeden brakujący element układanki do znalezienia. Nieprzekombinowana fabuła rozwija się powoli przez strony opowiadania nie robiąc żadnych dzikich serpentyn ani akrobacji, autor wie dokładnie gdzie ją poprowadzić, a czytelnik szybko to wyłapuje i podąża za bohaterem razem z nim szukając brakującego puzzla. Naprawdę nie mogę wymyślić innego słowa na jej skwitowanie niż "solidna". Co do postaci... Hmm, tu mam małe problemy. Postacie kanoniczne zostały oddane przekonująco, rozpoznawalnie, a wizja twórcza autora nie zatarła charakterów... z wyjątkiem Dashie. Próbowałem się wczuć, ale przy całym settingu zachowanym bez zmian jej zachowanie w historii przez nią samą opowiadanej nie przypadło mi do gustu. Gdyby chodziło o mniej ważną sprawę- kupiłbym. Ale w sytuacji tak poważnej, jak ta opisana, zgrzytnęło mi w głowie jej zachowanie. Przyszedł czas na samego Spektruma, głównego bohatera. Jest zdystansowany, opanowany, "zahartowanie zawodem" i idąca za tym zgryźliwość aż z niego wycieka, metodyczny i ogólnie ciekawy do obserwowania. Tyle że wydawało mi się przez cały tekst, że za tę cienką czerwoną linię między byciem zgryźliwym a rozmyślnie cynicznym może nie wychodził, ale wystawiał co jakiś czas kopyto. Ostatecznie wyszedł koń z twardo zarysowanym charakterem, który już po kilku stronach stał się elementem świata przedstawionego równie wyraźnym, jak postacie kanoniczne. Niełatwy do polubienia, ale rzetelny i "życiowy". Duży plus za rymowanki Zecory, zgrabne i na miejscu. Przyjemna lektura. Dosłownie pojedyncze błędy czy niekoniecznie udane słowa nie zaburzały gładkości czytania, tempo akcji jest w miarę równomiernie rozłożone, ogólnie w kwestii technicznej ciężko się do czegoś przyczepić. No chyba że do spolszczeń nazw, ale to nie tyle błąd, ile kwestia gustu. Rozbroiło mnie również użycie słowa "kopytko" w odniesieniu do dorosłych kuców, ale to pierdoła. Z ciekawością zauważyłem, że opowiadanie nie bazuje mocno na kanonie serialu. Kucyki są tu użyte jako dodatek, opakowanie, przez co całość utrzymałaby się bez większych problemów także w innej scenerii. Dużo łatwiej się narzeka niż chwali, ale "Cena Prawdy" to bardzo dobrze opowiedziana, konkretna historia warta przeczytania.
  10. Lyra i Bon Bon jako parodia CatDoga, widziałem kilka takich fanartów kiedyś.
  11. Bezpośrednie, choć ciężkie pytanie zawinięte w kucyki. Czyta się gładko i nic od strony technicznej ani stylistycznej nie rozprasza czytelnika. Krótki i dosadny, nie przesadnie filozoficzny, ale ładny przykład na to, że leczenie i moralność nie zawsze żyją w zgodzie. Ogólnie dobry.
  12. Łezka się w oku kręci, kiedy poznaje się fandomowe memy i dzieła przeniesione do serialu. Ale kolejny fanfest, którym była połowa odcinka, w niedługim odstępie czasu nie trafia już tak, jak poprzedni. Lekki przesyt. Niemniej bardzo spodobał mi się pomysł dojścia w końcu do sedna (mam nadzieję) problemu zżerającego Lunę, od kiedy tylko wróciła. Problem zadręczania się przeszłością jest memu sercu bliski i miło się oglądało, jak zmagają się z nim nasze koniki.
  13. Wielkie podziękowania za ciepłe słowa, które dodatkowo niesamowicie kontrastują z mailem, którego dostałem z FGE, na której to "Ostrze" się nie ukaże z powodu "ciężkiego i nudnego stylu" xD Pierwsze, o czym muszę z marszu napisać, to wyjaśnienie dotyczące jednej z postaci: Tak, pracuję nad kolejnym dużym opowiadaniem fantasy, do którego siadam za każdym razem z mieszanymi uczuciami. Drugim projektem jest zakrojone na szeroką skalę opowiadanie (również fantasy, a jak ) autorskie, do którego świat buduję już od dłuższego czasu i to na nie przeznaczam póki co częściej wolny czas. Tym, co mnie zniechęca, był fakt, że "Ostrze", w które włożyłem całe serce, pół duszy i wszelkie zdolności tworzenia, jakie gdzieś tam się w mojej niedojrzałej głowie kłębią, przeszło jakoś tak... bez echa Tak wiem, jestem narcystyczny po tym względem. Tak, jestem lekką attention whore, która by chciała, żeby cały świat pochylił się nad jej pracą, skoro tyle się koło niej narobiła. I tak, brzmię przez to czasami jak zapatrzony w siebie buc Ale będąc absolutnie szczerym, to właśnie mnie hamowało przez pisaniem o konikach- nie bardzo mogę się tym pochwalić komukolwiek ze znajomych mi osób, poza moim wiernym i wkurzającym do białości, ale tak po przyjacielsku, proofreaderem Aureosem (który już mi zapowiedział, że następnego opowiadania z MLP mi nie obejrzy, bo "się marnuję"). Ale dziękuję Madeleine, dałaś mi motywację do podjęcia fanfika Obawiam się, że dla niektórych forumowiczów nie będzie zbyt atrakcyjny, raz ze względu na to, że całą obsadą są OCki, a dwa, że niezwykle popularne na tym forum wątki militarne zostały przeze mnie wzięte na warsztat i potraktowane bardzo laicko i umownie
  14. Będąc osobą bardzo wrażliwą i skłonną do wielogodzinnego rozpamiętywania obejrzanych/przeczytanych przygód staram się unikać tekstów, o których wiem, że przyłożą mi sierpowym w brzuch. Mimo to zacisnąłem pośladki i zabrałem się za "Pszczoły". Nazwanie tego opowiadania arcydziełem jest według mnie nieco na wyrost, ale żeby nie było nieporozumień- jest naprawdę dobre. Choć może "dobre" to nie jest właściwe słowo, ponieważ co rusz znajdywałem jakąś pierdółkę, która mi się nie podobała, począwszy od poszatkowania tekstu setką akapitów, a na stylu odpływającym momentami od wysokiego poziomu reszty skończywszy (gdyby na sali był psychiatra, stwierdziłby pewnie, że próbuję się odgrywać za własną nieporadność językową. Ale psychiatry na sali nie ma, więc opinia zostaje). Określeniem, które zdecydowanie bardziej tu pasuje, jest według mnie "mocne". Cholernie mocne. Niezaprzeczalną siłą tego opowiadania, i to siłą naprawdę imponującą, jest zbudowany krótkimi, trafnymi opisami klimat. Ogrom rozpaczy i beznadziei wprost bije z kart, a czytelnik z każdą kolejną stroną czuje się, jakby wciągało go grząskie bagno. Bardzo zgrabny przykład użycia prostych narzędzi, jakimi są lakoniczne, rzeczowe opisy, do sięgnięcia głęboko w serce czytelnika. Na dobrą sprawę tekst powinien posiadać dwie oceny; za część techniczną i za treść, ponieważ są one w moim przeczuciu mocno od siebie oddalone i wyciągnięcie z nich matematycznej średniej nie oddało by sprawiedliwości żadnej z nich. Pierwszą określiłbym na jakieś 7. Jest dobrze, a wszelkie możliwe na tym etapie uwagi zostały po wielokroć zawarte w oceanie wypowiedzi Bodzia. Drugą notą byłoby 10. Za moc. Za zbudowanie wrażenia tak beznadziejnej rozpaczy, że teraz do końca dnia będę włóczył się jak zombie rozpamiętując to, co przeczytałem, a kładąc głowę do poduszki zapewne będą mi stawały przed oczami co poniektóre opisy. [Epic]? Tak. Tekst jest świetny, pokazuje głębokie zrozumienie przez autora literatury, którą się inspiruje, i z całej siły ściska człowieka tam, gdzie mieszka wszystko, co wesołe i pogodne.
×
×
  • Utwórz nowe...