Skocz do zawartości

Xelacient

Brony
  • Zawartość

    59
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Xelacient

  1. Przeczytałem cały fanfik, a nawet wszystkie komentarze w temacie. Większość tej dyskusji skomentuje krótko: Krwawe Słońce to jet fanfik, czyli opowieść napisana przez fana dla fana (w tym przypadku MLP:FiM), Verlax przy jego pisaniu mógł się przy tym inspirować czym chce.  Jednak znaczenie ma tylko to czy fanfik jest "dobry". Jak JA definiuje "DOBRY" fanfik? Ano tym czy spełnia to co obiecuje. Jeśli Verlax obiecuje wojenną opowieść z elementami gore to ma to być historia o tym jak wojna wpływa losy bohaterów oraz mają być naturalistyczne opisy wypruwania wnętrzności. Fanfik zawiera obiecane treści, więc jest dobry.

     

    Oczywiście gdyby Verlax chciał to mógłby całkowicie usunąć krwawe opisy, ale równie dobrze mógłby ich dać dziesięć razy więcej. To czy wiernie oddaje "historyczne wydarzenia" nie jest istotne (bo to nie jest powieść historyczna). Verlax rzetelnie opisał co jest w jego fanfiku, toteż zarzuty o "zbyt dużej ilości niepotrzebnego gore" uważam za bezzasadne.

     

    Czas przejść do rzeczy, czyli do samego fanfika, przyznam że zacząłem go czytać z okazji "bitwy fików" naprzemiennie z "Sześcioro" i choć na początku Sześcioro bardziej mi się podobało to jednak Krwawe Słońce (po miałkim początku) bardziej mnie wciągnęło.

     

    Spoiler

    Światotworzenie:

     

    Na początek na pewno należy się pochwała za to, że Verlax stworzył unikalne państwa. Wiadomo na czym są wzorowane, niemniej na tle innych fanfikowych kreacji wypadają oryginalnie. Co prawda nie do końca podoba mi się to, że ich mieszkańcami są po prostu kuce takie same jak w Equestrii tylko "skośnookie", ale to już kwestia gustu. Za to Ursa jako państwo inteligetnych niedźwiedzi bardzo mi się spodobało (nawet jeśli było tylko wspominane).

     

    Za to światoworzenie ma jedną obiektywną wadę, nie jest od początku sprecyzowany status świata oraz jego stan technologiczny i cywilizacyjny. Co jest mocno konfundujące. W przypadku Siny i Nippony ten problem jest częściowo rozwiązany dzięki "Raportowi Generała Folk Hausa", jednak przy Equestrii jest już znaczący problem. Skąd czytelnik ma wiedzieć, jaki ma poziom technologiczny oraz jaką "rolę" pełni w świecie przedstawionym? Na początku w wątku Rainbow Dash jest zasugerowane, że mamy tutaj normalną "serialową" Equestrię (stylizowaną na USA, co sugeruje choćby wspomnienie coca-coli), a z czasem zaczyna się okazywać, że Equestria pełni tutaj Imperium Brytyjskiego! Różnica jest o tyle istotna, że jeśli rzeczywiście była jakaś "Wielka Wojna", między Gryfonią, a Equestrią to taka Rainbow Dash powinna mieć inne podejście do kofliktu w którym się znalazła! Inaczej mówiąc, Equestria w tym fanfiku okazuje się być "normalnym" państwem uwikłanym w swoje interesy i konflikty, a nawet mającego jakąś swoją religię, którą „eksprotuje” do Siny. Zaś Dash zachowuje się jakby pochodziła z takiej Equestri w której od 1000 lat panował spokój. Mamy tutaj znaczącą niekonsekwencję.

     

    Jednak to tyle jeśli chodzi o zarzuty, reszta światotworzenia jest jak najbardziej znakomita. Na początku rzeczywiście trochę ma się wrażenie, że to tylko "ludzie zastąpieni kucykami", ale szybko dochodzą wyjątkowo specyficzne elementy dla kucyków jak powietrzne bitwy pegazów, kontrolowanie pogody, latające pancerniki oraz taktyczne wykorzystanie magii.  Bardzo spodobało mi się również  wspomnienie, że uciekający cywile żywili się trawą. Co prawda nie zmieniło to radykalnie ich sytuacji, ale i tak mieli lepiej niż gdyby byli ludźmi. 

     

    Mam tylko dwa zastrzeżenia:

     

    Po pierwsze:  jednorożce są kreowane na o wiele potężniejszych żołnierzy niż kuce ziemne i pegazy, można odnieść wrażenie, że każdy jednoróg ma wrodzoną umiejętność teleportowania się i stawiania kuloodpornych barier i dźwigania wielotonowych ciężarów.  No ale właśnie, ciężko uznać to za obiektywną wadę, a do tego w pewnym momencie jest napisane wprost, że jednorożce są lepsze. Ot taka kreacja świata, która może się komuś nie podobać (na przykład mi), ale nie jest wadą samą w sobie.  Zresztą w samym serialu jednorożce bardzo często przytłaczają swoją przerysowaną potęgą inne postacie.

     

    Po drugie:  powietrzne bitwy zostały dobrze oddane, mamy krajobraz krwawego starcia w którym nie ma żadnej osłony przed wrogimi pociskami przez co straty po obu stronach są szybkie i ogromne. Jednak tu powstaje pytanie czy wobec tego nie powinna istnieć formacja tarczowników? W bitwie naziemnej targanie ze sobą blachy jako osłony nie miałaby wielkiego sensu (już lepiej sobie poszukać naturalnej osłony), jednak wysoko w chmurach gdzie nie ma lepszej alternatywy? Taka formacja przydałaby się szczególnie stronie Sinskiej, która miała dużo "ochotników". Żeby być dobrym strzelcem trzeba mieć przeszkolenie, ale żeby trzymać tarczę to nie trzeba żadnego treningu. Co za problem dla Sinczyków zorganizować na przykład  czterech rekrutów do trzymania tarcz na przodzie chmury i kolejnych czterech z tyłu, żeby poruszali zwiększoną masą? W ten sposób byliby chronieni znacznie cenniejsi strzelcy. Mogłoby być to szczególnie dobre rozwiązanie przy osłonie stanowisk karabinów maszynowych. Zaś same tarcze można byłoby zaimprowizować z rozbitych samolotów, bo przecież w fanfiku bylo kilka razy wspomniane, że ich poszycie jest wystarczająco wytrzymałe, by zatrzymać kulę karabinową (z określonej odległości).

     

    Fabuła:

     

    No cóż, zasadniczo mamy stos wątków, które mają oddać skalę całej wojny. Zasadniczo to  los wojny wpływa na los bohaterów, a nie na odwrót. Ciężko w to wejść, jednak po przebrnięciu początku i pobieżnym zapamiętaniu postaci robi się coraz lepiej. Na pewno można powiedzieć, że jest różnorodnie, mamy narady dowódców,  starcia żołnierzy, oraz próby przeżycia cywili. Toteż jest szansa, że każdy znajdzie coś dla siebie, mi plany strategiczne raczej nie pasowały, ale jak się zaczęły się taktyczne walki to się wkręciłem na całego. Z  całości najbardziej podobał mi się wątek Sharp Eye i Dead Pan, treściwy, dobrze pokazywał przebieg wojny z perspektywy zwykłych żołnierzy i dobrze pokazywał tragedię strony Sinskiej.

     

    Za to najlepiej zapamiętam scenę podczas "wywiadu do gazety" Rising Storma, muszę przyznać, że dałem sie zaskoczyć. Myślałem, że reporter jest "agentem" sam w sobie, i sam już wszystko "przerobi jak trzeba". A tu bach, ten "zmęczony żołnierz" był agentem.
     

    Oczywiście wątek Rainbow Dash to osobna kategoria. Dlaczego? No bo mamy tutaj postać, którą "znamy" z serialu (a nawet z innych fanfików), sprawia to, że jej wątek na wstępie wzbudza większe zainteresowanie i  emocje, bo w końcu każdy (fan serialu), jakąś tam swoja wizję Rainbow Dash ma. Dlatego nie zgodzę, się z tym, że na miejsce Rainbow Dash mogła być inna postać. To właśnie obecność Rainbow Dash sprawia, że jej wątek ma taki, a nie inny wydźwięk. To dzięki temu, że w mamy tutaj znaną i (nie)lubianą Rainbow Dash to poczucie bezradności oraz zagrożenia jest w jej przypadku wyjątkowo dojmujące.
     

    Scena gdzie samotna Rainbow siedzi pod drzewem szczególnie zapada w pamięć, ciężko byłoby mi wskazać fanfik gdzie Dash byłaby równie osamotniona w nieznanym jej świecie.
     

    No i koniec trzeba zaznaczyć, że fabuła biegnie logicznie do finału. Z każdym kolejnym dniem wojna robi się coraz bardziej zażarta, aż w końcu narastająca brutalność osiąga swoją kulminację w postaci masakry w Makinie. Ja powiem wręcz, że ostatnim rozdział nie stanowi zmiany „jakościowej” tylko „ilościową”. Wszelkie możliwe zbrodnie działy się już wcześniej, w Makinie doszło „jedynie” do ich dużego zagęszczenia w krótkim odstępie czasu. No może jedynym wyjątkiem są gwałty, które jakoś wcześniej nie były wspominane. Nawet to, że pewnym momencie krwawe opisy stają się mechanicznie i bezemocjonalne uważam za zaletę. Pokazuje to, że pewnym momencie Nippońscy żołnierze są tak „zaprawieni” w czynieniu zbrodni, że robią je odruchowo i bez rozterek.

     

    Bohaterowie:

     

    Rainbow Dash została bardzo źle wykreowana, jest inteligenta, odważna i sympatyczna, zupełnie nie taka jak  w serialu. ;P
     

    Poza tym doskonale sprawdza się roli protagonisty w obcym świecie. Postaci z perspektywy której czytelnik może obserwować obcy (dla postaci i dla niego) świat, a tym samym pomaga w zapoznaniu się z nim.  Do tego przez cały czas zachowuje się wiarygodnie, każda jej decyzja jest w ten czy inny sposób uzasadniona.

     

    Podoba mi się szczególnie scena pod koniec gdy próbuje uratować Grima i Sly (w sumie ten wujek Grim  i tak był miły, bo tylko ją okradł xD). Oczywiście Rainbow to robi, bo poczuła taką moralną powinność, ale uważne wczytanie się tekst pozwala stwierdzić, że jej czyn był w pełni racjonalny. Po pierwsze, czytelnik z innej osobnej sceny wie, że jak Nipponcy wpadną do jakiegoś domu to rzeź robili od parteru w górę. Dlaczego w mieszkaniu z Rainbow mieliby zatrzymać się na parterze? Tym bardziej, iż widzieli i słyszeli jak ścigana dwójka dobija się do nich? Podejrzenie, że było tam coś „ciekawego” nasuwało się samo, toteż Nippońcy i tak wbiliby do pokoju Rainbow. Wobec tego Dash mogła bezczynnie czekać na gwałt i śmierć (niekoniecznie w tej kolejności), albo zgodnie z podaną w fanfiku myślą „Należy udawać siłę gdy jest się słabym”. A że nie wyszło… cóż, ryzykowne plany mają to do siebie, że nie wychodzą, ale i tak są lepsze niż bierne czekanie na śmierć.

     

    Rising Storm, niby druga główna postać, co prawda jest to postać bardziej przebajerzona i heroiczna niż Dash to jednak nie zgodzę się z Verlaxem, że jest nie na miejscu czy nie pasujący do świata. Rising Storm jest wytworem propagandy (i dobrego wychowania), a propaganda ma to do siebie, że kreuje rzeczywistość. Zresztą potwierdza to sam fanfik przytaczając historię komunistycznego majora co powiódł swoje oddziały do walki z Nipponcami. Był to czyn nie logiczny i nie pasujący do panujących realiów (Nippońcy zmasakrowali komunistów), ale propaganda zrobiła swoje.

    Poza tym jest jeszcze jedna rzecz, która różniła Rising od żołnierzy-zbrodniarzy. Rising brał „tylko” udział w normalnej walce, podczas gdy część „lądowa” Nipponców miała już na koncie liczne zbrodnie wobec cywili w trakcie marszu przez wioski (czy nawet w Far Porcie gdzie już strzelali do wszystkiego co się ruszało). Dla zaprawionych zbrodniarzy rzeź w Makinie była logiczną kontynuacją  ich działań, zaś dla Risinga była czymś nowym . Jednak to nie do końca prawda, bo zdążył już zabić małą klaczkę z ostrożności, czyż cała reszta Nippońskich zbrodniarzy nie zaczynała tak samo? Od zabijania cywili z ostrożności w Far Porcie?

     

    Toteż nie, Ryżowy Sztorm jest bardzo wiarygodna postacią i pasującą do realiów świata, uważam  że Verlax dopiero pod koniec fanfika zaczął go kreować na oderwanego od rzeczywistości, po to, by przykryć nim znacznie gorszą, niedopracowaną i nieprzemyślaną postać.

     

    Dai Law

     

    Szef wywiadu zaczyna bardzo dobrze, ale później już jedzie równo w dół. Jego plan z „wrobieniem nippońców w zabójstwo Dash” na początku brzmi sensownie, ale tylko dlatego, że czytelnik sam nie wie jaka Equestria jest w tym fanfiku. Z braku sugestii zakłada, że jest taka serialowa, czyli „Wszystko zależy od decyzji Celestii (ewentualnie jej bliskiego grona), zaś Rainbow to jedna z najpotężniejszych obywatelek tego państwa( która jest użyteczniejsza niż cała Gwardia Królewska)”.  No, ale szybko taka wizja zostaje zdekonstruowana tym, że Rainbow herosem nie jest, Equestria ma swoje układy i umowy, zaś i tak Nippończycy ubijają sporo Equestriańkich obywateli, choćby w czasie ostrzału Far Portu ze statków.
     

    Jakby tego było mało to sam szef wywiadu zachowuje się wyjątkowo niefrasobliwie, nie ma nic złego w osobistym dowodzeniu przy nalocie na placówkę wrogiego wywiadu. Jednak niefrasobliwe wypijanie nieznanej herbaty ze stołu gdy wie się, że wróg miał pod kopytem cyjanek jest delikatnie mówiąc nierozsądne.

     

    Ponadto samo przeprowadzenie zamachu na Dash jest niedorzeczne, poświęcenie jednego zaufanego podwładnego (i tu muszę przyznać, że scena z Huang Li gdy świadomy nadchodzącej śmierci próbuje jak najszybciej się upić jest świetna) oraz kilku plebejuszy nie jest czymś wielkim dla bezwzględnego szefa wywiadu. Jednak wygląda na to, że po przeprowadzeniu akcji, że Agent-bardzo-dobra-herbatka „zapomniał” o Rainbow i zostawił ją samą sobie. Nie mógł wysłać  wysłać kogoś, bo dokończył misję, skoro i tak poświęcił kilkanaście kucy?
     

    Dalej robi się jeszcze bardziej zagadkowo. Zorganizowana zasadzka na Rainbow w Tianjou wygląda na absolutnie bezcelową, śmierć Rainbow Dash w tamtym miejscu niczego by nie zmieniła, dla żadnej ze stron.

     

     I to miał być  „dobry podstęp, świetny plan,  ogromne szanse powodzenia i  dobra intryga”?

     

    No nie bardzo.

     

    Podsumowywując  „Bardzo Dobra Herbatka”  poświęcił mnóstwo czasu i zasobów na rzecz, która nie miała się prawa udać. I to ma być wyrafinowany i zorganizowany szef Sińskiego Wywiadu, cyniczny profesjonalista, który w wyrachowany sposób dokonuje rachunku zysków i strat?

     

    Toteż tak, na cały pluton dobrze zrobionych postaci masz jedną skopaną :P


    Podsumowywując: Fanfik pomimo, że jest bardzo długi to pozostawia uczucie niedosytu. Co bardzo dobrze o nim świadczy, bo przy dobrych historiach zawsze jest żal, że się skończyły. Niewątpliwie najlepszy fanfik w klimatach wojennych w polskim fandomie. Jak ktoś lubi gore (albo przynajmniej mu nie przeszkadza) to polecam przeczytać.

    • +1 4
  2. Generalnie nie znoszę tematyki "Biur Adaptacyjnych". Po prostu dla mnie fantastyka jest po to, żeby zapomnieć o "realnym świecie", jego historii, polityce, religii i innych problemach. Podobne podejście mam przy kucykach, toteż mieszanie ludzi (ze świata realnego) z nimi jest dla mnie po prostu aberracją. Wynaturzeniem, które mogę tolerować, ale nigdy nie polubię.
    I jedyny powód dla którego przeczytałem tą historię to "przygotowania" na "bitwę fików" w "KKPK".

    I muszę przyznać, że historia jest bardzo przyjemna.
     

    Spoiler

     

    Przede wszystkim mamy tutaj udane światotworzenie, nie jest tego wiele, ale wszystko wygląda wiarygodnie i tworzy spójną całość. Szczególnie spodobał mi się pomysł, że serial MLP:FiM  jest efektem specyficznej ingerencji w sny ludzi. W efekcie "świat serialowy" jest podobny do "świata w tym fanfiku", choć nie do końca. Jest to zgrabny wytrych Cahan do dowolnej kreacji świata w swojej historii. Sposób na to, by wszystko opowiedziała po swojemu, w bardziej realistyczny sposób.
     

    Właśnie ten realizm przypadł mi do gustu, wciąż mamy tutaj świat kolorowych kucyków, które mają swoją cywilizację i używają magię, ale jest to świat wiarygodny.

    Sama "główna bohaterka" jest jak najbardziej na plus. Ma swoje wady, ma swoje zalety, do sytuacji w której się znalazła też podchodzi z mieszanymi uczuciami. Jednak da się ją lubić, czy właściwie jej cyniczny typ humoru, doprawiony hermetycznymi dowcipami z nauk ścisłych oraz nabijaniem się z fandomowych marzeń broniaków o przeniesieniu się do świata kucy, gdzie ich problemy w magiczny sposób znikną. Wszystko to co lubię.

    Samej fabuły i postaci na razie jest niewiele. Niemniej wszystko wypada dobrze. Cahan miała zwyczajnie pecha (choć było w tym trochę szczęścia) padając ofiarą ataku gryfa i dwóch zebr, a wszystko co dalej się dzieje jest następstwem tego zdarzenia. Inne postacie są dość pobieżnie naszkicowane, ale mają swoje charakterystyczne cechy i są spójne.

     



    Podsumowywując: ten fanfik znacznie polepszył mój stosunek do "gatunku TCB". Sam nie wierzę, że to piszę, ale z pewnością będę wracał do tego fanfika. ;)

     

    • +1 2
  3. Konfrontacja mimo, iż jest kontynuacją „Delirium” (i „Pościgu” w sumie też) to przynosi znaczącą zmianę narracyjną. W końcu nie ma eksploracji pojedyńczyńczych umysłów, tylko mamy normalną narrację trzecioosobową.
     

    Fanfik ten rozwija ważne wydarzenie, które zostało nam pokazane w serialu (nawet jeśli to była jedna scena), pokonanie Sombry i wygnanie go razem z całym imperium. I muszę przyznać, iż jest to próba udana. Malviago w pełni wykorzystał fakt, że cała historia została jedynie wspomniana, dzięki czemu mógł ją opowiedzieć po swojemu.

    Już sam początek historii od samego początku gładko wyjaśnia czemu Celestia i Luna ruszyły do walki bez wsparcia „zwykłych żołnierzy”. Zamieć, która „nie jest zwykła zamiecią” nie tylko logicznie uzasadnia wybór sióstr, ale również klimatycznie wprowadza ciężką atmosferę nachodzącego starcia. Atmosferę, która robi się tym cięższa im Celestia i Luna są bliżej celu.
     

    Sama kreacja „młodej” Celestii oraz „młodej” Luny jest nad wyraz wiarygodna i charakterystyczna, podobnie jest z opisem podbitego Kryształowego Imperium oraz jego zniewolonych mieszkańców, których Sombra wykorzystuje do manipulowania alicornijkami. Klimat robi się coraz cięższy, aż w końcu dochodzi do tytułowej konfrontacji.

    Sama walka jest… przebajerowana, co prawda mamy tutaj walkę istot dysponujących półboskimi mocami, ale to jednak materializowanie broni z powietrza, przenikanie przez ściany oraz wyłażące macki jakoś psują mi klimat. Podobnie jak Sombra uwieszony szyi Celestii. Może to miało co ukazać jak to czarny ogier jest przesiąknięty zwierzęcą nienawiścią (i stanowi ciekawe wyjaśnienie czemu Celestia cały czas paraduje w złotej obroży), ale i tak jest dla mnie komiczna. Przynajmniej fragment z Luną, która aby pokonać czarnoksiężnika, musi najpierw rozwiązać zagadkę jego labiryntu, ratuje całość.
     

    Na szczęście na końcu mamy bardzo niesatysfakcjonujący finał. Niesatysfakcjonujący oczywiście dla postaci, a nie dla czytelnika. Królewskie siostry wygrały, ale nie sposób ich zwycięstwa nazwać ostatecznym. Do tego jego efekty nie sposób nazwać w pełni pozytywnymi.
     

    Na końcu należy wspomnieć, że choć „Konfrotnacja” broni się jako samodzielna historia to wiele zyskuje, dzięki przeczytaniu „Pościgu”, „Delirium”, a także „Tajemnic”. Ja sam tą historię przeczytałem dawno temu (po Pościgu i Delirium, ale przed Tajemnicami), i teraz gdy znów do niej wróciłem (już mając w pamięci Tajemnice) to odkryłem dodatkowe znaczenie pewnych scen w całej historii. Świadczy to o znakomitym przemyśleniu cyklu!
     

    Podsumowywując:  Świetne kreacje postaci, wiarygodne i charakterystyczne kreacje postaci oraz genialna historia zaburzona przez przerysowaną walkę. Jeśli ktoś lubi eksplorowanie dziejów Equestrii oraz ciężki klimat to ten fanfik jest dla niego.

    • +1 2
  4. „Delirium” w sumie jest to powtórka z „Pościgu”. Narracja pierwszosowa, bezimienny bohater i chaotyczny ciąg myśli. Przynajmniej dla odmiany mamy to, że chaos myśli jest spowodowany krańcowym wyczerpaniem, a nie paniką.


    Na początek oczywiście doczepię się kwestii prozaicznych. Skoro główny bohater został tym „posłańcem” to nie mógł przed wyruszeniem w drogę porządnie się przygotować? Czy zniewolone społeczeństwo kryształowych kucy nie było w stanie odpowiednio zaopatrzyć choć jednego kuca? Jeśli nie byli w stanie to zasługiwali na zniewolenie. xD
     

    Niemniej jest to drobny przytyk, równie dobrze mogło być tak, że główny bohater dobrze się przygotował, tylko zwyczajnie droga była długa i ciężka to zwyczajnie zjadł co miał, zaś odzież zużyła. Jednak w jego umyśle przede wszystkim wrył się ten ostatni, morderczy etap, no bo ze wspomnieniami jest tak, że najmocniej utrwalają się te nacechowane silnymi (i negatywnymi)  emocjami.
     

    Jeśli o emocjach mowa to mamy w tym fanfiku udane przejście, od kuca popychanego desperacją do kuca, który już nie ma siły myśleć więc tępo idzie przed siebie, bo to ostatnia rzecz, która ostała się w jego umyśle.
     

    Na plus też należy zaliczyć kreację Sombry, enigmatyczna, ale dzięki temu można historię interpretować dwojako. Główny bohater cudem dotarł na południe i „przekazał” wiadomość, albo wszystko było sadystycznym planem Sombry. Decyzja należy do czytelnika, ja oczywiście wybieram drugą interpretację. ;)
     

    Podsumowywując, jest to zgrabna historia opowiadająca o zwykłym kucu, który napędzany mieszaniną strachu i nadziei brnie naprzód, by wykonać swoją misję. Najlepsza jest ta niejednoznaczność. Ciężko powiedzieć czy swoją misję wykonał dzięki tym pozytywnym czy też negatywnym emocjom.

    • +1 1
  5. Pamiętam jak przeczytałem to opowiadanie dawno temu, dzisiaj ponownie je przeczytałem i... w ogóle się nie zestarzało. Być może dzięki temu, że Król Sombra w przeciwieństwie do wielu innych postaci w serialu nie uległ dewaluacji. Dzięki temu twórczość fanowska z nim związana jest tak samo świeża jak w dniu wydania.

    Sam fanfik umiejętnie odwołuje się do tego co widzieliśmy w serialu. Kryształowe kuce na dźwięk samego imienia Mrocznego Króla drżały ze strachu, toteż oczywistym jest, że jego tyrania musiała dla nich traumatycznym przeżyciem. Tutaj mamy wiwisekcję pojedynczego "krytycznego"  przypadku. Skoro Sombra nazywał kryształowe kuce swoimi niewolnikami to łatwo się domyślić do czego mógł wykorzystywać niektóre klacze. Cała historia pomimo swojego mroku wydaje się być spójna ze światem przedstawionym w serialu.

    Samo opisanie gonitwy myśli u głównej bohaterki spowodowanych strachem, bólem oraz mroczną magią są perfekcyjnie zrobione. Z jednej strony doskonale oddają stan emocjonalny bohaterki, ale z drugiej strony klarownie sugeruje co się dzieje. Nie dałoby sie tego zrobić lepiej.

    No kolejny plus należy doliczyć umiejętne wplecenie motywów serialowych do historii, mamy "przeklęte drzwi", a także mamy triumfalne oblizywanie się Sombry. Mała rzecz, a sprawia że postać z fanfika jeszcze bardziej przybliża się do serialowego pierwowzoru. 

    Na koniec przekornie nie zgodzę się z autorem. To NIE BYŁ sen. To wszystko wydarzyło się naprawdę, i wciąż prześladuje główną bohaterkę we śnie. Nawet jeśli Sombra w rzeczywistości został pokonany. Ot taka moja własna interpretacja.
     

    • +1 2
  6. Po namyśle zagłosowałem za archiwizacją starego forum i zrobienie nowego. Uważam, że lepiej dla wszystkich fanfików będzie jak zostaną zachowane w formie stabilnego archiwum, niż gdybyśmy mieli nagle wszystkie utracić. Do tego popieram projekt tematu "Komentarze do Archiwum Fanfikcji".

    Od siebie powiem, że mimo iż jestem w fandomie od początku to nigdy się nie wkręciłem na mlpolska, forum było dla mnie zwyczajnie nieczytelne i zniechęcające do użytkowania. Jeśli nowe forum będzie bardziej przejrzyste to tym lepiej.

    I czy jest sens tworzenia nowego forum? Jak najbardziej! Fandom serii gier Heroes of Might and Magic wciąż się trzyma mimo tego, że marka zjeżdżała po równi pochyłej, aż w końcu została zajeżdżona i zamknięta przez Ubisoft. Mimo to fora im poświęcone dalej funcjonują! Mimo to właśnie się odbywają Ogólnopolskie mistrzostwa w HoMM III! Mimo to wciąż powstają nowe mody!  I mimo to wciąż odbywają się coroczne konwenty!

    Wobec tego uważam, że nowe forum czekają dobre perspektywy, zaś nowa generacja będzie "nowym otwarciem", a nie końcem fandomu.

    • +1 3
  7. Po odświeżeniu sobie "Delirium" I "Konfrontacji" zawziąłem się za "Tajemnice". Zgodnie z "ostrzerzeniem" autora historia była dłuższa niż jego poprzednie dzieła. Niemniej jak już ją zacząłem to wracałem do tekstu kiedy tylko mogłem. Klimat umiejętnie zbudowany na niedopowiedzeniach jest gęsty I ciężki. Do tego wizja świata zbudowana z elementów serialowych jest spójna, spójniejsza nawet niż sam serial. 

     

    Jedyne do czego mogę się doczepić to sposób "dojścia" do najważniejszego wspomnienia, "zalicz to I to, aby odblokować tamto". Wedle mnie umysł/dusza tak nie działa I zamiast "lokacji" "ogród popiołów", która była punktem zbornym po każdej wizjii, powinno być raczej bezpośredbie przechodzenie ze wspomnienia we wspomnienie, I problemem nie powinno być odblokowanie jakichś tam dzwi lecz raczej znalezienie odpowiedniej "ścieżki". Tak jak jest w umyśle, wspomnienie jednej rzeczy przypomina nam drugą. Jednakże jestem w stanie to zakceptować jako świadomy wybór mający zapobiec nadmiernemu mnożeniu się scen. Przynajmniej na "osłodę" miałem dodatkowe wspomnienie wymuszone przez "nienawiść". Zasadniczo wątek reinkarnacji jest na plus. Jest on o tyle ciekawy, że Shining stał "półobcy", ale za to mieszkańcy kryształowej krainy stali się "półznajomi".

     

    Na koniec muszę wyznać, że to jest najlepsza mi znana kreacja Sombry, cudowna w swojej zwyczajności, bez zbędnego przekombinowania. 

    To co? Skoro "zabili go I uciekł" to teraz będzie robił "Crystal Siege"? ;P

    • +1 1
  8. Cóż... na pewno odbicie do góry z poziomu do którego fanfik swojego czasu dążył asyptotycznie w dół.

    Początek w Kryształowym Imperium o tyle dobry, że pokazuje jak zawiłe są intrygi dworskie, że każdy podejrzewa każdego i tak na dobrą sprawę nikomu nie można ufać. No i mamy przykład kolejnej głupoty/namiętności tworzącej historię, jakoś ci to nieźle wychodzi Kanclerzu.

    Tylko ja naprawdę nie mogę sobie wyobrazić Flasha jako "pułkownika"... zwiadowca, posłaniec, członek elitarnych sił rozpoznania, widziałem zbyt wiele memów, bym mógł go sobie wyobrazić jako kogoś inteligetnego.

    Fragment z Blinkie Pie mi sie podobał (w końcu trochę fantastyki w magicznej krainie Equestrii), mimo iż był strasznie zamotany narracyjnie, zapodajesz jakąś fioletową klacz i ja sobie łamię łeb, JAKA to klacz, później nagle wyjeżdzasz z jakieś drużyny od jakiegoś niedoszłego gwałtu i zastanawiam się czy to nie było gdzieś wcześniej... i dopiero gdzieś w środku dowiadujemy się, że chodzi o nową postać... później ten numer powtarza się z Bluebloodem, dla mnie są to prymitywne zabiegi narratorskie, który niepotrzebnie komplikują i tak już złożoną historię.

    No i w końcu następuje najlepszy fragment w Stallionfortcie, momentami miałem tylko wrażenie, że autor za bardzo pojechał z rozmiarami twierdzy, ale już tam.... w końcu fantasy. Co czyni ten fragment dobrym? Na pewno odmienność miejscowych kucy, niby to juz przejawiało sie wcześniej, ale to zawsze zgrzytało gdy postacie "obrobione" w tylu innych fanfikach nagle okazywały sie szlachcicami, baronami i jeszcze nie wiadomo czym jeszcze. Co prawda dla takiego ingnoranta jak ja różnica między:  tarpanami, bachmatami i hucułami jest niezuważalna, ale to jest zdecydowanie lepsze niz kolejne magiczne mutanty z czułkami, rogami i wypustkami. Co prawda ja tam operuje na poziomie cygańskich kóz i żydowskich baranów, ale takie kresowe kuce są świetne nawet jeśli po 10 linijkach nie wiem kto jest kim.

    No i przede wszytkim nagle przygody Rarity nabierają... sensu. Jest sama jedna, ale skutecznie służy swoimi umiejętnościami i radą. Ten fragment z budowaniem krosen bardzo mi sie spodobał nawet jeśli jest trochę przesadzony.


    Ponarzekałbym na zniknięcie smoka, ale wyobraziłem sobie, że porwał go ukradkiem zły niebiesko-biały wilk, spodobała mi się ta opcja.

  9. Ja to mam farta. Jak wczoraj zacząłem czytać to z trudem przerywałem lekturę aż do samego końa, a tu proszę... zanim zaczęła mi dokuczać tęsknota za kolejnym rozdziałem to już jest następny rozdział. :P

    Pamiętam, że już dawno zoczyłem tą historię na FGE, ale jakoś się do niej nie zabrałem. Dopiero wczoraj w nocy buszując na Tawernie.biz wpadłem "na jakiś" kucykowy fanfik to stwierdziłem, że muszę go przeczytać... później sie zorientowałem, że... "Gdzieś ten tytuł już widziałem".

    Krótko mówiąc: Ta historia jest jak jej główna bohaterka, może czegoś jej brakuje, może co chwila zdarzają się jej jakieś potknięcia, ale i tak ma w sobie niezwykły urok.

    No dobra, z prologiem/I rozdziałem jest ten problem, że jak narracja sie rozkręca i padają kolejne imiona/nazwy własne to nawet przy dobrych chęciach ciężko się połapać. Później na szczęście z poziomu 'historycznego/dynastycznego schodzimy na losy głównej bohaterki i już jest lepiej. Choć "Cień Grozy" to mój faworyt (głównie za te "perypetie" dynastyczne).

    Jeśli chodzi o samą wizję alicornów to ja to "kupuje", potężna i pradawna rasa o niskim przyroście, która z łatwością zyskuje dominację nad innymi rasami kopytnych, a w takim settingu autor ma pełne prawo tworzyć sobie "alicorn OC". I nie drażni to, że postać jest "overpower".

    Co do świata przedstawionego, tak lubuję się w opisach flory i fauny, lubię jak wymyślasz nowe gatunki roślin nawet jeśli ich nazwy (podobnie jak imiona postaci) są tendencyjne, a nawet lubię ten miks anglicyzmów i zwrotów staropolskich.

    No może postacie mometami zachowują sie wręcz groteskowo, ale traktuje to jako integralny element świata przedstawionego. :P 

    Ponadto gratuluje, udało ci się mnie wykiwać...Już typowałem naszego dowódcę oddziałów specjalnych na jakiegoś dawcę nasienia dla głównej bohaterki, ale jak sir Oakforce dostał z bełta to myślałem, że zszedł już na dobre, później jak go przesłuchiwali to myślałem, że przeżył tylko po to, by skończyć jeszcze gorszą śmiercią, a tu proszę... wciąż żyje i ma jeszcze jakieś plany na przyszłość :P

    Chociaż w sumie nie do końca rozumiem sytuacji Orange Tail, okej po tym jak syn sołtysa ją wykorzystał to mogła znienawidzić wszytkie ogiery, ale dlaczego miałaby być odrzucona przez całą wiochę? Jakby nie patrzeć to sporo klaczy zostało przez niego uwiedzionych, więc chyba jakieś przyzwolenie na to było?

    I jeszcze jedna uwaga co do naszej wojującej feministyki, Nighty wiele razy sie zarzeka, ze nie będzię klaczą rozpłodową i rodzić iluś tam źrebiąt, no ale tak biorąc przykład choćby jej matki to cały "interes" skończyłby się raczej na fwóch, góra trzech potomkach, a nie ośmiu czy tam piętnastu.

    Krótko mówiąc: udany pastisz (jakoś to słowo cały czas ciśnie mi się na usta), który z pewnościa będę śledzić.

    A i bym zapomniał(rzecz o którą męcze każdego autora )... jak tam twoja wizja na "inne rasy inteligentne"? (Kozy, świnie, owce, krowy, jelenie), wszytko to "zwierzęta", czy moze są jakieś "rozumne" odmiany?
     

    • +1 1
×
×
  • Utwórz nowe...