Darnok2
Brony-
Zawartość
768 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Informacje profilowe
-
Płeć
Ogier
Ostatnio na profilu byli
978 wyświetleń profilu
Darnok2's Achievements
Koń (6/17)
3
Reputacja
-
((W Bayment nie masz budynków wyższych niż dwa piętra, pomijając że Twój jest drewniany i usytuowany poza centrum dzielnicy. Nie zapominaj kto tu kreuje otoczenie. O tym że sam decydujesz co robią istoty kontrolowane przez postać nad którą władzy NIE masz. Nie zapominaj kto jest tu MG)) John nawet się nie zdziwił atakiem Marcusa. Spokojnie zmienił konzystencję ciała w krem który spłynął na ziemię, osadzając się po części na dłoni napastnika. Ów krem o intensywnym, słodkim zapachu miał silne właściwości żrące i w mig wypalił żelazną skórę mężczyzny do samych mięśni, a momentami i do kości. Ból był silny i powalił Marcusa na kolana. Były żołnierz dostał zawrotów głowy i osunał się na ziemię, ledwo zachowując przytomność. Kremik był trujący. Maź na podłodze ponownie uformowała ciało Pawulona, jednak na jego twarzy nie było już nawet cienia ciepłego uśmiechu. - Nie jesteś nawet w połowie na tym poziomie co ja. Ta pycha Cię zniszczy dziecko. W tym samym czasie Killua rozpoczął atak na przywołańce Łowcy. Poraził je prądem, właściwie nie wiadomo w jakim celu, składały się bowiem one z tej samej substancji co John, substancji która mogła zmieniać się w ciało stałe czy nawet gaz. Atak nie zdał się jednak na nic. No, prawie na nic. Istoty będące kontrolowaną przez Łowcę grupą zwróciły uwagę na Semantę i rzuciły się do ataku. Pawulon uśmiechnął się. - Zabił ją. Za zdradę. Zdradę do której nakłoniła ją Treyna. Nie żywię do Jeffreya urazy, zrobił to co należało. Lecz gdyby nie ta smarkula, Amy nie musiałaby ginąć. Akari stała mniej więcej w połowie drogi między zaatakowanym Semantą, a otrutym Semantą. Klasnęła rękami krzycząc. - Hal A'lyan! - na te słowa między Killua a kremowymi stworami pojawił się lewitujący, fioletowy płomień z wielkim okiem które wytworzyło tarczę. W samą porę - wypluty na chłopaka krem załatwiłby go jak Marcusa albo i gorzej. Zielonowłosa warknęła do "błyskawicznego" kolegi. - Nie ściągaj na siebie niepotrzebnych ataków idioto! To nie nasza liga. - spojrzała z troską na leżącego mężczyznę. Wywołała spod gruntu pięć szkieletów które odgrodziły Johna od Semanty. Syknęła ostro do starca. - Czym jest ten krem? -Mieszanka dwóch zabójczych związków. Kremówczan Wadowiczanu i Dwujeban Dziecianu. - odrzekł starzec spokojnie - Zanim zapytasz o antidotum...istnieje. I prosto je wykonać. Wciąż nie chcę was zabijać. Dogadamy się ślicznotko? Receptura na antidotum dla Twojego kolegi za informację gdzie jest Treyna. To uczciwy układ. Akari przygryzła wargę. "Ten stary pierdziel wyczuje kłamstwo..." W końcu odrzekła szczerze. - Ajacco. Pojechała do Ajacco. Nie wiem po co. -Ajacco. No tak. Można było tak od razu, wiecie? - mruknął poważnie i zapadła cisza przerywana cichymi stęknięciami Marcusa. Pawulon westchnął. - Na jedną szklankę: pięć łyżek sody oczyszczonej, trzy łyżki sypanej kawy, pół łyżki kwasu solnego, 1/5 spiryrusu, 4/5 wody gazowanej. Całość wymieszać i podać. - John skończył i wyszedł z domku, kremówkowe stwory tuż za nim, a dziewczyna odwołała nieumarłych i fioletowego ducha. Spojrzała na Killua sucho. - Zanim rzucisz się do mnie z mordą...on by nas z palcem w swojej zdziadziałej dupie pozabijał. Jeśli chciałam uratować Antho...Marcusa, to musiałam to zrobić. - powiedziała i skoczyła do kuchni przyrządzić antidotum. Marcus był blady i się pocił. Zrobiła je w kilka minut i natychmiastowo je podała doustnie. - Killua! Przygotuj zimny okład. - krzyknęła i ujęła twarz mężczyzny w dłonie. Wyglądał fatalnie, ale pot ustąpił, a rytm serca wracał do normy. Spojrzała na wypaloną już do kości rękę Marcusa. Ujęła ją w dłonie i otoczyła zieloną poświatą. Wytężyła moc wskrzeszania i regeneracji. Tkanka powoli wracała na miejsce, będąc niczym nowa. Po czterech minutach ręka była jak nowa na Marcus odzyskał możliwość mówienia i ruszania się. Akari klęczyła przy nim uśmiechając się, co nadawało jej twarzy jeszcze piękniejszy wyraz. Powiedziała do niego cicho. - A to jeden z tych moich ukrytych talentów.
-
-Jak to ich nie zachęci to trzeba będzie ich dobitniej przekonać. - Uśmiechnęła się Treyna patrząc chytrze na Krasusa - Na przykład usuwając Senatora ciemiężącego ludność. Senatora którego zastąpisz Ty. O ile nie okaże się po powrocie do domu iskierki że zdążyli się z kimś pobić. To by utrudniło robotę, przynajmniej w Bayment. *** Starzec z niesłychaną jak na jego wiek szybkością zatrzymał nogą stołek. Rozłożył ręce w geście bezradności. - Doprawdy, za grosz w was wyczucia. Daleko mi do reszty Łowców. Nie przejawiam skrajnego sk**wysyństwa jak Damazi, przesadniej agresji jak Jeffrey, niezwykłej precyzji jak Tadashi czy totalnej obojętności jak Reginald. Jestem miły i dobroduszny, a wy tak mi się odpłacacie. Nie chciałem was zabijać, naprawdę nie chciałem. Imienia tego co stoi jak słup soli nie znam, ale Ciebie Marcusie mamy namierzonego, dzięki Landraxowi. Smutno mi, strasznie mi smutno. - powiedział z dość dobrze udawaną przykrością. Akari słuchała uważnie. Notowała każde słowo napastnika słysząc jednak że Pawulon nazwał Anthony'ego Marcusem wzdrygnęła się. Chciała coś powiedzieć leż nagle kremówkowo-bobasowe twory rzuciły się do niej i pchnęły ją ku Johnowi, ten zaś złapał ją za nadgarstek i wygiął jej rękę za plecami przystawiając dziewczynie ukryty nóż do gardła. Akari na chwilę sparaliżował strach, ale nie minęło pięć sekund i rozpoczęła obmyślanie planu ucieczki. Czuła obleśny oddech starca na karku. Starca który odezwał się ponownie. - Zmuszacie mnie do mordowania. To niedobrze. Wasz kolega akurat był wyjątkiem, podpadł mi z twarzy. Ale do rzeczy. - Pawulon zrobił wymowną pauzę - Gdzie jest Treyna? Gdzie ta suka która odebrała mi dziecko które oduczyłem stawiać opór? Dziecko którego oczka podniecały mnie bardziej niż cokolwiek! - John widząc że traci panowanie przerwał. Kontynuował po chwili, już spokojnym tonem. - Będziesz tak dobry Marcusie? Czy mam ukrócić żywot Twojej zielonowłosej przyjaciółeczki? Chyba że ona mi odpowie.- Gdy mówił Akari puściła oko do Marcusa. -Poszła do dzielnicy... - "Mężczyźni mają jeden, zawsze czuły punkt." Pomyślała - ...do dzielnicy "Chrzań się staruchu!" - warknęła i zginając nogę zadała swoim długim, czarnym obcasem cios w jądra starca. Ten w bólu upuścił nóż i złapał się za krocze. Akari chwyciła go za szaty i przerzuciła na ziemię. Mężczyzna upadł z głuchym hukiem na plecy. Zielonowłosa skoczyła szybko do Marcusa i syknęła. - Kwestię "Marcusa" i "Anthony'ego" rozwiążemy później kłamczuchu. Pawulon wstał z ziemi, stwory wysunęły kremówkowe ostrza z rąk i patrzyły na dwójkę Semantów. John wyprostował się i chłodno, z kamienmą twarzą rzekł do Marcusa i Akari. - Wy naprawdę chcecie umrzeć.
-
-Są zajęci szukaniem Akari. A to im trochę zajmie bo nie znają ani jej wyglądu, ani nawet nazwiska. - Treyna mówiąc to zamyśliła się na chwilę. - Bez Tadashiego od razu by ją zgarnęli. Jakby tak się jej przyjrzeć to widać rodzinne podobieństwo. *** -Ach, na co ta agresja. Nie tak Bóg wam przekazał dzieci. - Pawulon uśmiechnął się i spokojnie skalkulował sytuację. Jeden był martwy, drugiego sparaliżował strach bo stoi jak kołek. "Jedynie ta nabuzowana dwójka, albo przynajmniej udająca nabuzowaną." Potworki skoczyły na duszka przyzwanego przez Akari przyduszając go ciężarem i lepką mazią. Rzuciły się również na dziewczynę, ta jednak zasłoniła się przyzwanym nieumarłym. Starzec słysząc słowa Marcusa uśmiechnął się kpiąco, lecz wciąż ciepło. - Jacy Wy jesteście nieokrzesani. Semanci których wychowuję na Łowców są o wiele grzeczniejsi. Pod wpływem mojego dotyku i młode ciała poznają świat. - John oblizał wargi - Dlatego szukam Treyny. To ona zepsuła moją Amy. Była taka śliczna...szybko oduczyła się stawiać mi opór. - Mężczyzna zrobił smutną minę. Niemowlaki w tym czasie połączyły się w kilka większych. Pozostało ich dziesięć, dziesięć dwumetrowych humanoidalnych maszkar z połączonych ciał bobasów i kremówek. Stały jednak czekając. Tak jak czekał Pawulon.
-
-O nie, Tobie coś się pomyliło Krasus. Nie jestem od wyrównywania Twoich rachunków. - Treyna zrobiła pauzę - Mamy ważniejsze probleny niż Miss Terigold. Także lepiej żebyś miał dobry argument. *** -Jesteś strasznie wulgarny moje dziecko. - Pawulon uśmiechnął się ciepło. Ludziki które zabiły Dastana rzuciły się na Marcusa unieruchamiając go i wydając dziwne odgłosy. Akari rzuciła się w stronę towarzysza i wyciągnęła rękę. Z pomiędzy desek na podłodze wyleciały kości które uformowały szkielet który zaczął odrywać stworki od Marcusa. Akari wykonała zwrot i przywołała niebieską kulę z oczami. - "Nie znam jego siły, świetlik go przetestuje". Przywołaniec plunął strumnieniem wody w Johna. Dziewczyna syknęła. - Spieprzaj dziadu. - Strumień odepchnął starca o jakiś metr. Ten jednak wciąż zachowywał potulny uśmiech. Stanął wyprostowany i zapytał. - O co walczycie Semanci? O wolność? O sprawiedliwość?
-
-Właściwie to ani to, ani to. - zastanowiła się dziewczyna - Prze de wszystkim z góry odpuszczam sobie sukienki, nie czuję się w nich dobrze. Nie da się nakupować takich rzeczy jakie zazwyczaj noszę? - zapytała myśląc o zwyczajnych jeansach i shortach. - Czarne koszulki możemy raczej sobie darować, jakbyś o to pytał. *** -Skargi do Arcykonsula Raymonda Stellara. - syknął starzec. Potworek mimo wyglądu hybrydy małego dziecka i kremówki był klejący i momentalnie przylgnął do ręki Marcusa oblkejając ją, nie czyniąc jednak większysz szkód poza ograniczeniem ruchu. Kolejna grupa kremówkowych bobasów rzuciła się na Dastana, ten nie zdążył nawet zareagować. Przywalony grupą przywołańców został wkrótce pozbawiony tlenu, a ich nacisk połamał mu ciało, miażdżąc żebra które poprzebijały płuca i serce. Pawulon uśmiechnął się ciepło. - Swoją drogą wybaczcie moje maniery. Jam jest John Pawulon, Łowca Semantów. I pytam ponownie, wbrew temu com mówił. Gdzie jest Treyna? Akari spojrzała na Marcusa z lekkim podziwem, dziewczyna zawsze ceniła bezczelność. Nie odezwała się jednak ani słowem, a podniosła Killua który najwidoczniej zemdlał i położyła go na kanapie. Potworki czekały na rozkaz, Pawulon czekał na odpowiedź.
-
((Ja jak najbardziej mogę. Tylko czekam aż więcej osób odpisze))
-
-Zawsze to odmiana od łażenia po norach by znaleźć tych którzy odczuwają ciągły strach przed Łowcami. - dziewczyna uśmiechnęła się lekko, zadowolona z rozmowy z kimś kto przejawia oznaki normalności. - Myślisz że to dobry pomysł? No wiesz, zostawiać ich tam samych. *** John Pawulon stanął obok chatki Killua, tu zapach Treyny był niesamowicie intensywny. Nie namyślając się długo wskoczył na dach który się momentalnie zawalił. *** Akari siedziała czekając na odpowiedź. Żaden oczywiście się nie odzywał, w końcu rozmowa to tak trudna czynność. Dziewczyna już miała powtórzyć pytanie gdy nagle sufit się załamał a do środka wleciał starszy mężczyzna w białych szatach i śmiesznej czapce. Wstał i popatrzył na Semantów. Jego głos był zimny, chociaż miał w sobie coś uspakającego i dziwnego. Zapytał. - Gdzie jest Treyna? Całą czwórkę otoczyły pojawiające się z nikąd niemowlaki z kremowymi ciastkami zamiast głów. Była ich z dobra setka. Pawulon uśmiechnął się. - Drugi raz nie zapytam.
-
-Hmmm...szczerze to nie miałam za dużo czasu i nadziei by myśleć o przebranżowieniu się. - powiedziała lekko zamyślonym tonem była Łowczyni, po czym po chwili namysłu dodała - Zawsze chciałam założyć zespół. Chociaż bez różowych włosów to tak średnio. Jest jeszcze taka opcja że z moimi umiejętnościami założę jakąś wioskę kamienia. Nazwałabym się tsuchikage albo coś w tym guście. *** John Pawulon stał na ugiętych nogach na wieży widokowej w Bayment i aż trząsł się z podniecenia. Treyna. Był tu. Zapach. Czuję jej zapach. - Moja malutka Amy...dorwę Cię bezbożna suko... - zacharczał pod nosem wściekły starzec - ...czuję Cię... - Ręce zaczęły mu się trząść, to znowu parkinson. "Bogu dzięki mam sposób" - pomyślał i wyciągnął zza swojej pokaźnej białej szaty pudełko śniadaniowe. Ostrożnie wyjął kremówkę i już po jednym gryzie choroba minęła. Łowca uśmiechnął się i oblizał wargi. Znów mógł szukać tej słodziutkiej blondynki.
-
-Jeny, jeny. - westchnęła do siebie zielonowłosa chemiczka. "Na jakąkolwiek gadkę z Anthonym to ja nie mam co liczyć. Taki fajny, a taki milczek. Mógłby czasami się odezwać." Akari stwierdziła że postara się rozkręcić atmosferę. - No misiaki. - zaczęła - Opowiadajcie jak się w tym wszystkim znaleźliście. Na początek Ty. - spojrzała na Killua - Tak, Ty. -Jasne, zróbmy ze mnie faceta, to genialny pomysł. Od razu zamieńmy się płciami. Ja będę ekhem..."skromnym przedsiębiorcą", a Ty się pokitrasz po kanałach. - Dziewczyna zaśmiała się, głównie z powodu tego jak bardzo absurdalna była propozycja Krasusa - Wyśmienity plan, serio. - Gdy dziewczyna wsiadł do auta, w głębi duszy przyznała że wyrwanie się od tamtej czwórki to był świetny pomysł. - Rzeczywiście klima jest. Nie myślałeś nad pracą w policji?
-
Akari wypiła trunek. Był ostry, a smakował podobnie do lubianych przez nią Mad Dogów. Ostre jedzenie należało do jej ulubionych, więc i ostry alkohol lubiła. Zniechęcała ją trochę obojętność Marcusa, był strasznie posępny. A że w porównaniu do reszty wydawał się mimo wszystko interesujący to kontynuowała rozmowę. Podeszła do niego i zagaiła. - Jesteś jakiś markotny. Uśmiechnij się, masz minę jakby ktoś umarł. -Mi to nie robi. Zalety bycia mordercą. - Treyna uśmiechnęła się krzywo. Akurat skrupółów nie miała w nadmiarze - Ja mogę zabijać niewinnych jak boisz się brudzić rączki. Idziemy. - powiedziała sucho i weszła do pokoju. Widząc Krasusa który stoi przy drzwiach czekając na jakieś prośby odnośnie zakupów stwierdziła, że przesadnie dobry Killua, lakoniczny Dastan, nudny Marcus i zboczona Akari to niezbyt dobre towarzystwo na jej aktualny, beznadziejny humor. - Krasus, idę z Tobą. Muszę się przewietrzyć.
-
-A poproszę, raz Semancie śmierć. Właściwie sama wezmę. - powiedziała z uśmiechem i wyjęła butelkę z dłoni Marcusa, ich dłonie przelotnie się zetknęły, ale dziewczyna nie zwróciła na to uwagi. A przynajmniej takie sprawiała wrażenie, bo jeśli udawała to niezwykle skutecznie. Nalała trunku do kieliszka i zawahała się zatrzymując go orzed ustami. Jej usta pozostały w niezmiennym uśmiechu, lecz oczy błysnęły czymś co ciężko określić. - Będzie piekło?
-
-Killua. Ty chcesz rewolucję bez ofiar? - zapytała chłodno Treyna patrząc mu w oczy. W tej chwili wydawała się o wiele starsza niż zwykle. Jej spojrzenie było spokojne. - Słuchaj, wolności nie wywalczysz bez ofiar. A tu zasady są proste. Albo jesteś z nami. - Blondynka zrobiła pauzę - Albo jesteś martwy. Akari spojrzała na Marcusa. - Nalewka z papryczek chili? - skrzywiła się - Od razu daj mleko i ogórki. - zachichotała patrząc dwuznacznie na mężczyznę.
-
Treyna spojrzała dziwnie na Killua. Słyszała o podstępnych gwałcicielach, ale nie wiedziała czy podejrzewać o to swojego sojusznika. - No...dobra. Chodź. - powiedziała cicho i poszła do drugiego pokoju czekając na Killua. Akari spojrzała na nich dwuznacznie. Podeszła do Krasusa. - Czyżby ten białowłosy kolo startował do naszej blondi? A to Ci dopiero. - powiedziała cicho w duchu wyobrażając sobie całą sytuację i śmiejąc się.
-
-Nie naskakuj tak na cukiereczka. - uśmiechnęła się Akari stając w obronie Treyny - Pracują nad tym od 41 lat, prace zaczęły się może miesiąc po przewrocie Raymonda. I dalej są daleko od zakończenia. A przygotowanie czegokolwiek ze sfery Amy Kristall też im trochę zajmie. Nie musisz się aż tak tego obawiać Anthony. Treyna, kto jet Senatorem Peunion? -Jin Bao, zwany Czarnym Smokiem. Groźny typ i stosunkowo młody. - odparła blondynka - Ma jednak dziwne hobby. Lubi zapuszczać się bez ochrony do Smoother...- przerwała jakby nie chciała czegoś powiedzieć. -To wszystko malutka? - zapytała spokojnie, acz stanowczo Akari. -Nie. On jest... - Była Łowczyni przełknęła ślinę. -...Semantą. Potężnym Semantą. *** Oldtown. Wieża jednego z kościołów górujących ponad zabytkową dzielnicą. Przy dzwonnicy stało dwóch mężczyzn. Pierwszy z nich, dwudziestopięcioletni, ogromny facet w czarnym płaszczu z długimi czarnymi włosami i poparzoną połową twarzy obserwował posępnym wzrokiem całą okolicę. Mina drugiego, masywnego mężczyzny pod sześćdziesiątkę była skupiona, a kojący uśmiech nadawał mu wygląd dobrego wujka. Miał na sobie białe szaty i specyficzną białą czapkę na głowie. -Dlaczego nie ruszysz ze mną? - zapytał Łowca Semantów, John Pawulon drugiego. - Przecież chcesz ją dopaść. -Nie ma takiej opcji John. - odparł Landrax - Mam personalny zakaz od Arcykonsula. Reginald mnie pilnuje, Damazi wciąż jest poza barierą, a Tadashi skupił się na szukaniu tamtego złodzieja. Idziesz sam. -Niech i tak będzie. - starzec objął Jeffreya ramieniem. -Poradzisz sobie? -Spokojnie. Treyna to jeszcze dziecko. A ja wyczuję każde dziecko. - Uśmiechnął się zbereźnie oblizując wargi. - Zapłaci za zbałamucenie mojej Amy. "Obleśny stary zwyrol." pomyślał Landrax. - Zatem powodzenia. -Bóg z Tobą Landraxie. - odparł Pawulon i oddał długi skok. Szybował niczym biały gołąb i bez problemu znalazł się na ziemi. W ręku trzymał próbkę krwi Treyny. Powąchał ją i poszukał zapachu w powietrzu. Oczy mu się rozszerzyły. - A więc gdzieś tam jesteś dziecko. - szepnął podniecony i ruszył na południowy wschód wyspy.
-
-Zupełnie nie znasz naszych struktur władzy od środka, nie? - Treyna zapytała Marcusa z lekkim niedowierzaniem wtrącając się w jego rozmowę z Akari. - Tutaj Senator ma władzę ograniczoną jedynie wolą Arcykonsula. Urzędnicy nie mają prawa składać skarg na Senatora bez przedstawienia wyraźnych dowodów na niezgodność jego postępowania. Krasus to inteligentny mężczyzna, wiedziałby dobrze jak postępować by się nie zdradzić i jednocześnie nam pomóc. Teraz starczy opracować dokładny plan. -Jeśli pozwolisz cukiereczku. - wtrąciła Akari rozglądając się po wszystkich - Co wy właściwie planujecie? Powinnam w sumie dawno o to zapytać. -Zniszczyć ten system. Zaprowadzić Nowy Porządek na tym świecie. - powiedziała niepewnie Treyna. W tym pokoju stuprocentowego poparcia dla jej idei mogła się na pewno spodziewać od Dastana i Killua. Reszta wydawała się mieć ciche obiekcje. - To nasz cel. A plan? Krasus obejmie władzę w jednej z dzielnic, poświęcimy mnóstwo czasu na zorganizowanie podziemnego państwa, zbierzemy Semantów, zyskamy przychylność narodu i...rozpoczniemy ogólnopaństwowy zryw. -No cukiereczku, jednak nie jesteś taka głupia, całkiem cwane. - uśmiechnęła się Akari. - Są błędy i dziury w Twoim planie, ale...nieźle jak na Ciebie. Uznaj to za komplement.