3/4 ludzi na tym forum uzna to za fajne.
A więc styczniowa noc, kilka minut po północy i nie mogę zasnąć, wtedy postanawiam usiąść na łóżku i zobaczyłam obok drzwi na kawałku ściany dziwny, bladoniebieki kształt kucyka wystający poza koniec ściany. Wystraszyłam się i postanowiłam szybko zasnąć. Następnej nocy postanowiłam sprawdzić czy to "coś" nie wróciło. No cóż i nie wróciło. Nadal nie mogę się nadziwić, że to był prawdopodobnie duch kucyka lub czegoś podobnego.
EDIT: O dobra...
Od pewnego czasu zawsze No... prawie mam wrażenie, że ktoś lub coś mnie obserwuje. A potem ludzie się dziwią, że mam stracha przed lustrami i otwartą przestrzenią...
I kiedy jest ileś tam minut po północy słyszę jakiś... hm... jakby to ująć... szum, który trwa minutę i się urywa.
I kilka razy się zdarzyło, że coś spadło. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że petencjalni sprawcy (ja i moje dwa koty (Sylwester & Shirva)) byli gdzie indziej - Sylwek jest trzymany na dworze, Shirva śpi pół dnia, a ja gram.
Oraz raz, kiedy w wakacje zasypiałam, na dworze usłyszałam trzaski łamanej, sychej trawy. Z jednej strony mógł to być wiatr, gdyż było wietrznie, bądź jakiś ptak, ale jest jeszcze jedna opcja - teren nie był jeszcze ogrodzony... więc co to było? Duch? Albo jakiś człowiek. Cholerka wie...
EDIT2: Od dziś do dziwnym rzeczy jakie napotykam zaliczają się drzwi od WC-ta samoistnie się otwierające i lekko rozwinięta rolka papieru znikomo się poruszająca w górę i w dół mimo braku przeciągu. No dobra... zaczynam się bać...
A me nastawienie do duchów można opisać tak: może ich wcale nie obchodzić to, że ja w nie nie wierzę. Czy w nie nie wierzę, ale jednocześnie wierzę. Taki tam sobie paradoks~