Skocz do zawartości

RedSky

Brony
  • Zawartość

    345
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez RedSky

  1. Uncanny zacisnął wargi w grymasie niezadowolenia. Jak to nie chce wybierać?! Sztuka jaką uprawia wymaga choć częściowej kooperacji z drugą stroną spektaklu. Magik westchnął, chciał już znów oprzeć się o ścianę i czekać na rozwój wydarzeń, ale krew go zalewała na myśl o zmarnowaniu triku. 

     

     

     - Czyli nie bawisz się po dobroci? - wycedził przez zęby - Dobrze. Zrobimy to inaczej 

     

     

    Unacanny rozłożył sobie przed twarzą talię kart i dotknął rogiem pierwszych czterech. Hologramy, wcześniej półprzezroczyste, w pełni się teraz zmaterializowały. Cztery metalowe platformy w kształcie figur znanych każdemu, kto trzymał kiedyś w ręce karty, ustawiły się w schody. Kuc wszedł po nich, a gdy znajdował się na najwyższym, treflowym podeście zaczął wypatrywać przeciwnika, skrytego w podejrzanej mgle. Nic z tego. Ale był sposób. Magik wyrzucił nad siebie trzy karty pikowe, dwójkę, trojkę i piątkę, i skierował je w różne miejsca areny. Zawisły, jedna nad sufitem, druga tuż pod nim, a trzecia za iluzjonistą. Magik skupił wzrok we mgle, a karty rozbłysły na krótko oślepiająco jasnymi światłami. Nic, nic i... dziwne załamanie cienia. Wystarczające na cel.

     

     

    Kuc uśmiechnął się. Wyrzucił nad siebie resztę talii, która zawisła mu nad głową, Róg rozbłysł mu jaśniej, a czterdzieści dziewięć kart zgięło się w połowie. Róg rozbłysł jeszcze raz, a karty zaczęły trzepotać wcześniej otrzymanymi skrzydełkami. Tekturowe motylki. Małe stadko. Magik wskazał skinieniem głowy w miejsce, gdzie znajdował się zarys. Motylki zapłonęły barwnymi płomykami. Różnokolorowe światełka migały w mgle, chmara chwilę jeszcze pokrążyła i skierowała sie z stronę Emrrona, chcąc „ucałować” go swoim gorącem. I nie tylko. Od niebieskich świetlików promieniowało chłodem, żółte co jakiś czas oddały w powietrze trochę prądu, a z zielonych skapywał żrący płyn nieznanego składu. Dla zwiększenia sprytne motylki, ku radości swojego stwórcy, w locie uformowały w locie smoczy łeb, doskonale widoczny i w mgle, i na widowniach. 

  2. Czarownik do tej pory opierał się o ścianę areny naprzeciwko Emronna, czekając w nieruchomości na pierwszy ruch przeciwnika. Oczy miał zamknięte, czoło zmarszczone w skupieniu. Zaczęło się. Usłyszał dokładnie całe przesłanie, wzdrygnął się na myśl o niespodziance. Niespodzianka to sekret. On lubi wiedzieć wszystko o wszystkim, bez tajemnic. Opadł  i zaczął iść przy ścianie, delikatnie dotykając jej prawym kopytem. Gdy zapuścił się już do połowy jednej strony areny, zawrócił i uczynił to samo po drugiej. Po takim spacerze wrócił na swoje miejsce i zaczął, donośnie, ale bez krzyku:

     

     - Też cię witam, Emronnie. Postaram się Cię nie zawieść, ale moja ulubiona dziedzina magii ma to do siebie, że jest jednym wielkim oszustwem. Niczego Ci więc obiecać nie mogę, ale dam z siebie wszystko i trochę. Publika jest tu bogiem i wyrocznią, więc jej tym bardziej nie mogę do siebie zrazić. Powodzenia.

     

    Sięgnął za kołnierzyk i wyjął jedną ze swoich talii kart:

    - Niespodzianka w zamian za zabawę. Popatrz - mówiąc to rzucił kartę w każdy z rogów areny. W miejscach ich zniknięć we mgle pojawiły się sporych rozmiarów wizerunki każdego koloru: trefla, piku, karo i kier. Podrapał się za uchem i kontynuował - Wybierz swój ulubiony kolor, dobrze?

     

    Po wygłoszonym monologu zaczął przyglądać się miejscu w którym stał przeciwnik, tasując jednocześnie karty. Tak, to będzie dobry pojedynek.

     

    .................................................................

     

    Przepraszam, ale nie będę w stanie odpisywać do 29 czerwca. Wyjeżdżam do Włoch na wakacje, prawdopodobnie nie będę miał dostępu do sieci. 

  3.  - Chcę  Cię  stąd  zabrać.  Nie  powinnaś  być  w  tym  miejscu. - Cień  podszedł  chcąc  ja  złapać  za  kopytko,  ale  Pinkamena  się  odsunęła - Powinnaś  stąd  odejść. - 

     

     - Nie!  Nie! - Pinkamena  trzymała  się  kurczowo  za  głowę  i  machała  nią  przecząco. - Już  was  nie  potrzebuję!  Dla  mnie  nie  istniejecie!  Odejdźcie  stąd!  Nie  chcę  was  tu!  To  mój  moje  miejsce!  To  wy  macie  odejść,  nie  ja!  Wy  wszystkie! - 

  4. - Pozostaje  siedzieć  cicho - Pomyślał - Ciekawe,  zatyka  moją  gadatliwą  gębę,  choć  jest  to  jedna  z  niewielu  rzeczy  dzięki  którym  wie,  gdzie  jestem.  Muszę  się  mieć  na  baczności. Ona  coś  kombinuje. -

    Red  wyprostował  się, zacisnął  zęby  i  rozłożył  ręce.  Segmenty  zielonej  strzały  wbijały  się  w  jego  ciało,  powodując  spory  ból,  ale  nie  aż  taki,  jakiego się  spodziewał. Słaniając  się  od  upadku  wyjął  z  cylindra  pustą  fiolkę.  Ścisnął  ją  mocniej  w  ręce.  Malutkie  segmenty  zaczęły  wtapiać  się  w  jego  ciało  i  rozpływać.  Zielone  użylenie  wyraźnie  odznaczało  się  na  jego  ciele,  pnąc  się w  stronę  głowy.  Limonkowe  żyły  łączyły  się  przy  oczach,  które  zabarwił  się  na  ten  sam  kolor.  Magik  przybliżył  sobie  fiolkę  do  twarzy  i  zaczął  płakać.  Seledynowe  łzy  spływały  po  jego  twarzy  i  powoli  wypełniały  naczynie.  Płakał  tak  dopóki  ostatnia  kropla  toksyny  nie  wypłynęła  z  krwiobiegu,  dopóki  probówka  nie  była  pełna.  A  gdy  już  żyły  i  oczy  przybrały  normalny  kolor obcasem  buta  wykopał  mały  dołek,  do  którego  wlał  płyn.  Zatoczył  dłonią  kilka  kółek  w  powietrzu,  na  co  wiatr  areny  zareagował  gwałtownym  ożywieniem.  Żywioł  świstał  w  koronach  drzew  wydając  odgłosy  ćwierkania  stu  jeden  gatunków  znanych  mu  ptaków.  Eter  areny  wypełnił  gwar,  który  po  chwili  zamilkł.  

     

    Albo  ucichł,  bo  zdawał  się  z  każdą  chwilą  powracać.  To  ptaki  odpowiadały  na  wezwanie.  Każdy  zawołany  okaz  stawił  się  na  rozkaz,  wlatując  na  arenę  wszelkimi  możliwymi  drogami. Zaczęły  krążyć  nad  czarodziejem  tworząc  wielobarwną  chmurę  piór  i  dziobów.  Mag  wskazał  otwartą  dłonią  na  zagłębienie,  a  słowik,  kruk,  szpak,  wróbel,  gołębie,  krogulec,  pustułka,  kawka,  myszołów,  jastrząb,  koliber  i  wiele  innych  majestatycznych  podniebnych  istot  jeden  po  drugim  maczały  w  truciźnie  swe  dzioby.  Następnie  skinął  na  przeciwniczkę,  a  chmara  ptactwa  pognała  aby  pokąsać  ją  i  dać  zakosztować  jej  własnej  broni.  

    Pozostałą,  niewielką  ilość  trucizny  magik  przelał  z  powrotem  do  fiolki i  schował  do  kieszeni.

  5. Czyli  delikatny  uśmiech  pasuje  najbardziej  do,  wybranej  większością  dwóch  głosów,  Malinusi!  Gratulacje!

    Następny  do  rozdania  jest:
    Tajemniczy  uśmiech!

    300_74424.jpg

     

    No  dalej,  kto  jest  najbardziej  tajemniczą  osobą  na  forum?

  6. Vivacious  Lyrics

     

    Vivacious  podchodzi  powoli  do  kamiennego  tronu.  Porozrzucane  kończyny  nie  dodawały  mu  odwagi,  a  wciąż  obawiał  się  przed  chwilą  usłyszanego  głosu.  Jednak  była  tu  rzecz  dla  której  chciał  zaryzykować - kamień.  Nie  mógł  być  zwyczajny,  to  "coś"  za  bardzo  chroniło  wysepki. Bard  zaczyna  śpiewać  piosenkę,  która  zawsze  dodawała  mu  otuchy:

     

    Luna, won't you guide me home?
    Luna, won't you calm my fears?
    Princess, alone I pray to you,
    Princess, I don't know what to do

    Won't you tell me how to break this spell?
    The darkness ever present in my mind?
    Are the shadows alive? I can't tell,
    Are there puzzle pieces I am meant to find?

    Never felt so helpless, nor so trapped,
    I can't escape, I'm drowning,
    Until I look up in the sky enraptured,
    For you have found me,

    And this night I know I am by your side
    And this night I know I don't have to hide
    Luna, you have guided me home
    Luna, you have calmed my fears.
    Princess, I give my thanks to you
    Princess, I give my thanks to you.

     

     

    Powtarza  te  cztery  zwrotki  niczym  mantrę,  chcąc  podnieść  pobliską  zbroję,  owinąć  nią  kamień,  zabrać  łup  i  jak  najszybciej  się  zwinąć  z  tamtego  miejsca.

  7. - Koty  pierwsze.  Jednak,  kryształy  są  szybsze.  Uciekać.  Nie,  pozbyć  się  problemu.  Którego?  Szybszego.  Albo  nie,  obu.  Obu  naraz,  to  najlepsze  wyjście.  - Myślał  szybko  Red.  Po  tym  krótkim  zastanowieniu  zaczął  działać,  o  ile  działaniem  można  nazwać  śpiew,  lub  raczej  chwilowy  pisk  Śpiewał  o  jedną  z  piosenek  o  wspomnieniach,  ale  to  nie  treść  się liczyła,  to  nie  ona  zwracała  uwagę.  Tak  naprawdę  nawet  nie  było  jej  słychać.  Czemu?  Przez  wysokość  dźwięków.  W  jednej  chwili  z  gardła  magika  wydobył  się  już  nie  dawny,  głęboki  i  niski  głos,  ale  raczej  przeraźliwy  wrzask,  wyjątkowo  piskliwy.  Przez  chwilę  przechodził  fazę  przejechania  paznokciami  po  tablicy,  a  na  koniec  zniknęła  zupełnie,  a  tak  naprawdę  wyszła  poza  skalę  słuchaczy.  Szczęśliwie  nie  wszystkich - koty  tarzały  się  po  ziemi  torturowane  odgłosem.  A  po  kryształach, tych  lecących  na  Reda  i  tych  pod  sufitem,  został  tylko  pył  osiadły  za  pelerynie  czarodzieja.
     

    Magik  miał  jednak  miękkie  serce  i  nie  mógł  patrzeć  na  cierpienie  tych  zwierząt  z  gatunku  jego  ulubionych.  Sam  miał  mniejszego przedstawiciela  rodziny  kotowatych  w domu  i  nie  wyobrażał  sobie  skrzywdzić  kogokolwiek podobnego  do  jego  Puszka.  Przerwał  krzyk,  pozwalając  kotom  odpocząć,  a  sam  zabrał  się  do  pracy.  

    Po  pierwsze - projekt.  Red  wyobraził  już  sobie  odpowiedni  model  swojego  tworu.  Co  potem?  Materiały.  Nic  prostszego,  wystarczyło  użyć  pozostałości  po  dawnych  kryształach  aby  mieć  dość  kruszcu  do  ukończenia  dzieła,  Zostało  wykonanie. Po  wypowiedzianych  w  myślach  słowach  woli  stały  już  przed  nim  gotowe...  trzewiki.  Trzy  pary,  jego  rozmiar,  w  całości z  kryształu.  Jak  na  komendę  one  i  mag  puścili  się  w  bieg  po  arenie.  Cała  czwórka  zataczała  koła  wokół  oślepionej rywalki,  czasami  skracając  drogę  przez  środek  okręgu  i  przemykając  tuż  obok  Animal. W  końcu  zrobił  to  sam  Red. Zaczął  biec  po  średnicy  okręgu,  po  jego  pelerynie  i  kapeluszu  przeskakiwały  iskry  elektryczności.  Gdy  znalazł  się  za  plecami  Animal  skierował  całą,  niemałą,  zebraną  w  sobie  podczas  okrążeń  moc  w  nią.  Światło  wyładowania  odbijało  się  w  pelerynie,  sprawiając,  że  wydawała  się  jaskrawsza niż  jest  zazwyczaj.  

  8. Vivacious  Lyrics

     

     - Dajcie  spokój. - Powiedział  Vivacious  wychodząc  przed  grupę. Zasłonił  usta  skrzydłem,  aby  chociaż  trochę  ograniczyć  ilość  dymu  jaka  dostanie  się  mu  do płuc, - Czym... - Zaczął,  ale  przerwał  mu  kaszel  wywołany  przez  smog. -  Czym  smok  miałby się  tu  żywić? Jedyną  potencjalną  zwierzyną  jaka  tu  widzieliśmy  były  gargulce,  i  choć  te  gady  jedzą  kamienie  szlachetne,  raczej  nie podejrzewam  ich  o  trawienie  zwykłych  głazów. - 

    ​Vivacious  podszedł  do  brzegu  jeziora.  pochylił  się  i  zmiótł  za  pomocą  skrzydła  wierzchnią  warstwę  piasku, czy  może  kurzu  nagromadzonego  tu  przez...  zdawałoby  się , że  wieczność.  Po  odnalezieniu  odpowiednio  płaskiego  otoczaka  muzyk  spojrzał  jeszcze  raz  w  stronę  wyspy.  Przyglądał  się  jej  dokładnie,  oceniał  odległość.  Uniósł  kopyto  z  kamieniem  i  rzucił  nim  płasko  w  stronę  celu - wysepki.  Wsłuchał  się  w  ciszę,  wyczekując  odbić  puszczonej  kaczki. Raz,  dwa,  trzy,  cztery,  pięć,  plum. Koniec. 

     

     - Ok,  chodźcie - Bard  wzbił  sie  w  powietrze  i  zaczął  lecieć  w  stronę  światła  na  wyspie.

  9. Wstawiłbym  wodę  ma  herbatę  i  poszedł  się  przebrać.  Potem  przygotował  dwa  kubki  i  zaparzył  w  nich  napój.  Podałbym  napój  na  stole  w  salonie,  usiadłbym  i  wpatrywał  się  wciąż  w  zebrę.  

  10. No  cóż....

    Wykonanie  nawet  ładne,  podoba  mi  się  wyprostowanie grzywy przy....  właśnie,  przy  uderzeniu. Pewnie  domyślasz  się  co sądzę  o  biciu  kucyków   Tyczy  sie  to  w szczególności  Pinkie  Pie,  której  jestem  fanem.  

     

    P.S. Miłego  udzielania  się  na  forum.

  11. Tym  razem  różowa  klacz  znów  chce  wam  coś  podarować.
    Nie  będą  to  słodycze.

    Nie  będzie  to  zabawka.  

    Nie  będzie  to  nawet  kawał.

    Pinkie  Pie  chce  wam  dać  to,  co  sprawia  jej  najwięcej  radości - Uśmiechy!
    Tak,  razem  z  Pinkie przyznajemy  uśmiechy  osobą,  które  według  was  na  to  zasługują!
     

    Na początek...  Delikatny  uśmieszek. 

    blogtu7661351682029szsk.jpg

     

    Zaczynajmy!

  12. Pływanie  motylkiem,  inaczej  zwanym  delfinem  (a  krąży  jeszcze  określenie "koń")  wygląda  świetnie   ale  jest  to  najtrudniejszy  i  najbardziej  męczący  styl.  "400  koniem"  jest  tym  mistycznie  demonicznym  karnym  dystansem  do  dodatkowego  przepłynięcia  w  zamian  za  przeszkadzanie  w  monologu  trenera.  

  13. Red  przeturlał  się  na  plecy.  Czuł  już,  że  słabnie,  zaklęcie  było  groźne. Zdążył  się  jeszcze  uśmiechnąć  do  przeciwniczki...  po  czym  objął  go  ogień.  Spod płomieni  nie było  już  widać  ani  magika,  ani  nawet  jego  wysokiego  kapelusza.  Temperatura  na  arenie  gwałtownie  wzrosła.  Woda  zaczęła  parować,  suche  gałęzie  zajęły  się  ogniem.  Nagle  płomień  zawirował  miesząc  się  z  obłokami  pary.  Całość  przybrała  głęboko  fioletowy  kolor  i  zaczęła  matowieć.  Zamieniła  się  w  materiał,  pelerynę  czarodzieja.  Stał  w  miejscu  wcześniej szalejącej  pożogi,  lecz  tym  razem  z różą  w  zębach. Różą  z  tatuażu,  po  którym  nie  było  już  śladu.  

     

     - Dziękuje  za  prezent.  -  Powiedział  wręczając  przeciwniczce  kwiat. - Zawsze  rozważałem  tatuaż,  ale  raczej  nie  przepadam  za  motywami  kwiatów. -

     

    Mag  rozejrzał  się  po  arenie.  Czul  się  świeżo,  od razu  poprawił  mu  się  humor.  Wszędzie na  arenie  mieniła się rosa,  efekt  uboczny  powtórnego  ochłodzenia  powietrza. Kropelki  mieniły się niezliczonymi  barwami,  wręcz  raziły. 

     

    Raziły...

     

    Red  gwałtownie  obrócił  się  z powrotem w  stronę  Animal.  Podszedł  po  niej  i  potknął  w  czoło,  nakładając  kolejne  zaklęcie.  Sprawiało  ono,  że  organizm  celu  inaczej reagował  na ilość  światła.  Źrenice  mocno  się   rozszerzają,  wyłapując  więcej  światła  niż  potrafi  przetrawić  siatkówka. 

  14. @Nosacz:  Ja  tak  samo

     

    Jakoś  odpycha  mnie  jakość  polskiej  wersji,  ale  może  być  to  spowodowane  tym,  że  znam  wersję  angielką  i  przeszkadzają  mi  zmienione  głosy,  a  tym  bardziej  dialogi.  

  15. IMPREZĘ!  - powtórzył  nasłuchując  facepalma  autorki tematu.

     

    Balony w  kolorach  sierści  wszystkich  jej  przyjaciółek.  Albo  lepiej,  niech  każdy  gość  dostanie  balon  w  swoim  kolorze!  Przyjęcie  ma  ogarnąć  całe  Ponyville.  Niech  Twilight  zaprosi  księżniczki,  koniecznie  dodając  w  wiadomości, że  będzie  ciasto.  Kilka  tortów,  różne  smaki.  Ciasta  piętrowe,  dajmy  je  zaprojektować  Pinkie,  będą  ciekawe.  Aha,  i  ma  być  Discord.  Będzie  zachwycony chaosem  panującym  na  urodzinach. Chcemy  wywołać  uśmiech  na  jego  twarzy,  co  nie?  

  16. *Cholera,  myśl, myśl!!  Te  promienie  z  pewnością  nie  będą  chciały  mnie  tylko  połaskotać* Myślał  gorączkowo  Red  szukając  wyjścia  z  sytuacji. *Czemu  jeszcze  tego  nie  zrobiły?  Czemu  dają  mi  czas?  Czekaj.... One  muszą  we  mnie  wymierzyć!  To  daje  chwilę,  ale  trzeba  działać  szybko.*  

     

    Magik  był  całkowicie  sparaliżowany,  nie  mógł  wykonać  zbyt  złożonego  zaklęcia  dopóki  nie  rozpracuje  natury  pułapki.  Ale  wciąż  są  te  proste  do  których  wystarczą  myśli. 

     

    *Teleportacja?  Nie,  to  nic  nie  da. Osłona,  jakaś  tarcza?  Nie,  nie,  to  nie  wypali. Będę  musiał  przyjąć  cios  z  zaciśniętymi  zębami.* Czarodziej  chętnie  by  zamknął  oczy,  lecz  niestety  nie  mógł.* Zaraz,  jest!*

     

    Red  pomyślał  o  prostej  sztuczce,  podstawie  iluzji.  to  mogło  się  udać.  Obmyślał  formułkę  i  nagle  zaczęły  wybiegać  z  niego  jego  podobizny.  Identycznie  ubrani,  tak  samo  ostrzyżeni  czarodzieje  biegali  po  całej  arenie  bez  ładu  i składu,  podczas  gdy  ten  właściwy  wciąż  był  unieruchomiony  i  tworzył  kolejne  kopie.  Zdezorientowana  matryca  celownicza  zaklęcia  wszędzie  wykrywała  swój  cel.  Bezradne  promienie  wybrały  najbliższego  Reda  i  przeszyły  go  na  wylot.  Kopię,  na  szczęście.  Reszta zniknęła,  nie  było już  sensu ich  podtrzymywać.  Uwolnienie  się  z  zaklęcia  trwało  chwile  dłużej,  ale  ostatecznie  udało  się.  

     

     - Mocne...  muszę  przyznać. - Zdyszany,  próbował  złapać  oddech.  O  dużo  za  dużo  klonów. -  Ok...  Już.  Już  dobrze. - 

     

    Mag  wyprostował  się,  poprawił  cylinder,  przykręcił  wąsa.  Spojrzał  na  przeciwniczkę,  jakby  ją  badając.  Wyciągnął   w  jej  stronę  kopyto  i  skupił  się  mocno  na  jej  osobie.

     

    Red  rzucał  zaklęcie  Ukrytego  Strachu.  Polegało  ono  na  tym,  że  zatruwał  on  umysł  przeciwnika  najgorszymi  jego  lękami,  przenosił ofiarę  do  urojonego  świata  strachu. Nie  było  to  miłe,  szczególnie  przez  fakt,  że  cel  nie  potrafił  rozróżnić  swoich  halucynacji  od  świata  realnego.  Cóż, to  chyba  najmniej  przyjemny  rodzaj  koszmaru.

  17. Vivacious  Lyrics

     

    Grajek  odwrócił  się  słysząc  ponowioną  ofertę  przewozu.  Podszedł  do  Elise  i  uśmiechnął  się  najszerzej  jak  umiał.

     

    - Szczurki? - Jakby  na  zawołanie  zwierzaki  wystawiły  głowy  z  torby - Oooo! Widzisz, polubiły  cię!  I  ostatnim  razem  bardzo  im  się  podróż  podobała. Pewnie  chciałyby  przejechać  się  jeszcze  raz.  Pozwolisz? - 

  18. Vivacious  Lyrics

     

     - Co  ją  ugryzło?  Wszyscy  czekają  tylko  na  Pinkie  a  ona  strzela  focha...  i  robi  dokładnie  to  o  co  zadecydowaliśmy.  Tej  klaczy  nie  da  się  przewidzieć,  niezależnie  jaka  ma  grzywę. - Vivacious  ruszył  za  przewodniczką  zagłębiając  się  w  mrok  jaskini.  Prawie  nic  nie  widział,  co  udowodnił  potykając  się  o  kamień  pod  nogami.  Skomentował  to  wiązanką  siarczystych  przekleństw.

  19. - Bezużyteczny  chwast.  Stworzyłem  cię  i  tak  mi  się  odpłacasz? - Mag  zwrócił  się  do  drzewa  z  wyraźną  frustracją - Jak  chcesz.  Wiedz,  że  tym  samym  podpisałeś  na  siebie  wyrok. - 

     

    Czarodziej  zaczął  śpiewać.  Jego  głos  wibrował  często  zmieniając  ton  i  barwę.  Pieśń  traktowała  o  morzach,  deszczu,  strumieniach, jeziorach  i  wielu  innych  rzeczach  związanych  z  wodą.  Red  zachwalał  jej  świetność  i  wzywał  do  pomocy,  licząc  na  wysłuchanie.  Chyba  się  udało.

     

    Z  korzeni  drzewca  zaczęły  ciec  stróżki  wody.  Najpierw  pojedyncze  żyłki  formujące  kałużę  wokół  rośliny,  potem  już  małe  strumyczki. Ilość  wody  wokół  drzewca  ciągle  rosła,  a  z  samą  rośliną  zaczęło  się  dziać  coś  niepokojącego - igliwie  opadało,  oschnięte,  gałęzie  wykręcały  się  i  zaczynały  pękać.  

     

     - Zawiodłem  się  na  nim.  Następny  będzie  lepszy - 

     

    Drzewo  szybko  puściło  Reda i  w  swoim  chwilowym przypływie  rozumu  zaczęło  próbować  się  ratować.  Ale  nie,  woda  dalej  z  niego  uchodziła,  część  gałęzi  popękała  i  odpadła  od  konaru.

     

    - GIŃ!!! -

     

    Wściekłość  tylko  przyśpieszyła  cały  proces. W  przeciągu kilkunastu  sekund  ze  zdrowej  rośliny  została  uschnięta  skorupa.  

     

    Woda,  która  rozlała  się  po  arenie  zaczęła  spływać  w  jedno  miejsce.  Przez  chwilę  buzowała,  a  potem  nagle  wystrzeliła  w  górę.  Uformowała  z  siebie  wielkiego,  przezroczystego  węża,  który  podszedł  do  stwórcy  i  uchylił  przed  nim  głowę.  Mag  odwzajemnił  ukłon.  Stwór  zaszarżował  na  Animal  i  złapał  ja  swoim  masywnym  ogonem.  Najwidoczniej  uznał,  że  czarodziejka  jest  obiadem  podarowanym  mu  przez  "ojca",  bo  zaczął  przygotowywać  się  do  jej  konsumpcji.  

×
×
  • Utwórz nowe...