Widzę, że wiele osób piszę w tym temacie, więc czemu nie. Choć muszę przyznać, że przychodzi mi to z niesamowitą trudnością. Ostatnio wszystko zaczęło się sypać. Kilka miesięcy temu poznałem prawdę o osobie którą uważałem za przyjaciela. Poznałem go pięć lat temu, wydawał się w porządku. Mieliśmy wspólne tematy do rozmów, choć poglądy zgoła odmienne. Nie wszystko mi się podobało w jego zachowaniu, ale w gimnazjum był najnormalniejszą osobą z wszystkich "kolegów". Jakiś rok temu poznałem prawdę o tym jaki jest naprawdę. Zaczął ciągle mnie krytykować, lub raczej się na mnie wyżywać. Rozumiem każdy musi odreagować, ale czy naprawdę w ten sposób? Wszystko co złe to ja. Zawsze byłem tym gorszym. Przy każdej okazji obgadywał mnie za plecami. Po prostu traktował mnie jak śmiecia. No ale on to robił także wcześniej, tylko oczywiście albo o tym nie wiedziałem albo nie chciałem przyjąć tego do wiadomości. Kiedyś zarzucał mi, że nie mam własnego zdania, ale gdy już jakieś miałem to się ono po prostu dla niego nie liczyło. W końcu któregoś dnia nie wytrzymałem i postanowiłem się pożegnać z nim w jak najbardziej pokojowy sposób. Powiedziałem mu po prostu, co mi nie pasuje i że tak nie powinna wyglądać "przyjaźń". Jego reakcja? Zwyzywał mnie i powiedział, iż mną gardzi. Powiedzieć "bywa" i żyje się dalej? Ktoś inny pewnie by tak zrobił, ale oczywiście nie ja z moim chorym sumieniem. Czułem się winny, choć naprawdę nie powinienem. Bardzo to przeżywałem. Straciłem chęć do nauki, przez co ucierpiało na tym kilka ocen z niektórych przedmiotów. Kilka miesięcy później o dziwo mnie przeprosił. Mija rok od tamtego zdarzenia. I znowu to samo. Sytuacja niemal identyczna. Tylko, że tym razem już bynajmniej nie czuje się winny, nie po tym jak zaczął mnie traktować. Najgorsze w tym jest to, że chodzimy razem do klasy a on usilnie stara się uprzykrzać mi życie. Opowiada innym "kumplom" z klasy o tym jaki podobno jestem. Tylko, że to co mówi prawie zawsze mija się z prawdą. Czasami nie mam po prostu siły tego znosić. Nie wiem jak ja to wytrzymuje. Moim największym problemem nie jest jednak to o czym pisałem wcześniej a raczej to, że po prostu zacząłem odczuwać pustkę. Straciłem chęć do robienia czegokolwiek. W szkole udaję, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale tam ciągle odgrywam rolę osoby, którą tak naprawdę nie jestem. Wszystko wydaje mi się bezsensowne. Nie wiem co jest tego przyczyną. Może po prostu brakuje mi osoby, którą mógłbym nazwać nie kolegą, a przyjacielem. Tylko, że tym razem chciałbym poznać kogoś komu naprawdę mógłbym zaufać, a nie osobę, która gdy tylko nie patrzę wbija mi nóż w plecy. Teraz naprawdę zacząłem zdawać sobie sprawę z tego jak żałosny jestem.