Skocz do zawartości

KougatKnave3

Brony
  • Zawartość

    3487
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez KougatKnave3

  1. - Twilight, przestań uciekać... - powiedziałem desperacko i też wskakuje w krzaki nie mając zbytniego wyboru... teleportować się nie mogę, bo to ma swój limit po tym jak z dobre pół godziny szukałem sygnału matki i dwadzieścia minut sygnału Twilight.
  2. Teleportuje się na dół i ją dalej gonie... muszę ją pilnować by nie zrobiła komuś krzywdy... co prawda przyjemnej, ale wciąż kurwa krzywdy. Poza tym muszę ją pilnować przed niebezpieczeństwami...
  3. Staram się jakoś ją złapać, patykiem, magią, i już pierdolę na infekcję. Nie mogę pozwolić by zginęła... nie może ona zginąć, nie pozwolę na to...
  4. - Twilight... - krzyknąłem za nią, wiem że to głupie posunięcie, lecz nie pozwolę by ona zginęła skacząc w dół... to pewna śmierć. - Nie rób tego...
  5. Włączam sobie niewidzialność i biegnę za nią... jednak wciąż mnie można dotknąć więc uważam na nagły atak Twilight... matko, oby nic się jej nie stało. Walcz Twilight, z tego co zrozumiałem to już ostatnia faza...
  6. - Dobrze... - powiedziałem i przed teleportem mowie... - wszystko się uda, ale jeśli nie... nie, na pewno się uda. No to lecę - powiedziałem i robię sekwencje teleportacji (Wypowiadam czar w myślach, zamykam oczy, przenoszę się i otwieram oczy po przeniesieniu)
  7. - Włócznia Lucjena, powoduje że mogę zabrać do 10.000 kucy z sprzętem za jednym zamachem, tylko muszą zamknąć oczy, bo takie ostre światło będzie że ślepota na godzinę... nie że coś wiem... to co? Mam sam iść, czy też się zabieracie?
  8. - Mniej więcej po środku Lasu Everfree. Na ułamek sekundy się pokazała, ale to już jakiś trop - powiedziałem spoglądając na Lunę. Aż tak się daleko zapuściła? Kurwa, spory kawał...
  9. Salutuje... - Jak każesz - powiedziałem więc cały czas molestuje patyk by wyszukał Twilight, choć by najmniejszy ślad jej energii. Nie może być daleko, a jeśli jest, to trzeba się śpieszyć...
  10. Więc kurwa przestaje... skoro to nic nie da... spuszczam głowę... - Więc... jak ją znajdziemy? Ona mogła się udać dosłownie wszędzie... - powiedziałem spoglądając na Lunę... zaczynam się bać. Jeśli ona jest na wolności, to istnieje ryzyko że będę potęcjalnym... nie, to rzekomo działa na tego kogo ona widzi, więc póki mnie nie zobaczy, jest git.
  11. - Jak to się kurwa zdarzyło, to pomieszczenie nie mogło chyba nawalić. I CZEMU TEN PIERDOLONY BADYL NIE DZIAŁA!? - wrzasnąłem poddenerwowany. Kurwa badylu proszę cię, daj mi potrzebne informacje bo zaraz się zabije...
  12. Wciąż szukam jej sygnału za pomocą badyla... kurwa, ona nie mogła by zniknąć od tak, to musi mieć jakieś wytłumaczenie logiczne, KURWA MUSI! Pomieszczenie jest anty magiczne, więc nie mogła by od tak sobie zniknąć... bez... pomocy...
  13. CHOLERA JASNA!!! SZUKAM JEJ ZA POMOCĄ BADYLA! Ona teraz łazi sobie bezkarnie gwałci bogu ducha winne ogiery... jeśli jakieś spotkała... ale równie dobrze może to być zasadzka jej... badyl mi potwierdzi jedno z przypuszczeń...
  14. Przerażony że coś Twilight też się stało też tam biegnę... szykuje się na ewentualny odskok i unik jej nagłych ataków pożądania seksualnego... Oby wszystko było w porządku bo nie wiem co zrobię...
  15. Zaciekawiony sprawdzam badylem o co może chodzić... mam złe przeczucie co do tego i spodziewam się kłopotów... trzeba się upewnić przecież, nie?
  16. Myje pozostałości, i wystawiam by się wysuszyły, a następnie teleportuje się do strażnika i wręczam mu podarunek dla Twilight i Capo... mam nadzieje że będzie smakować...
  17. No to robię jak ustaliłem, daje boltowi jego i moją porcje, daje też Lily, potem pakuje porcje dla Capo i Twilight. Zorbie im jeszcze jakieś inne danie, i będę mógł wysłać im ten podarunek...
  18. No to mam ciężarka w dosłownym znaczeniu... idę do kuchni i zaczynam pichcić owy budyń rozdzielając to tak żeby na każdego starczyło. Dla pewności, zachowam też po misce dla Twi, i Capo...
  19. Przytulam Bolta... - Spokojnie, przygotuje budyń i dostaniesz dwie porcje... ja i tak nie lubię budyniu więc będzie dla wszystkich dobrze... ok? - spytałem się małego. Wiem że przeginam gadając do dziecka...
  20. Podchodzę i biorę owy proszek... - Spokojnie... jak chcecie to mogę go wam zrobić... - powiedziałem patrząc się na maluchy z lekkim uśmiechem.
  21. Westchnąłem. Jak by był jakiś sposób by pokazać że jestem dobry... ale nie.. oni i tak mi już nie zaufają... i mówię to szczerze. No nic, wracam do domku i czekam aż coś się stanie...
  22. Szukam go badylem... trzeba jakoś przekonać ludzi że nie jestem potworem... dla nich. Ocaliłem ich przed śmiercią od Amerykanów, i dałem im nowy dom, a oni się mnie boją... dość chyba oczekiwana reakcja heh...
  23. Jakoś głodny nie jestem za bardzo więc daje mu małą część kanapek a resztę zjadam szybko... po zjedzeniu sprawdzam czy jest coś dla mnie do roboty... jeśli cokolwiek znajdą dla kuca z umiejętnościami magicznymi...
  24. Zamykam ją... czyli Luna miała racje... wszystko będzie zależeć od Twilight. No nic, wstaje i idę zrobić sobie i dzieciakom śniadanie, bo za moment będą wstawać... a znając Lily, głodna może się zachować jak ten szybki zombie...
  25. No nic... mam czas... poszukam jej później, ale i tak będzie ją trzeba tutaj przenieść. Więc tak, znajduje sobie jakąś lekturę i czytam ją do rana... jeśli jakaś jest...
×
×
  • Utwórz nowe...