Skocz do zawartości

Linds

Brony
  • Zawartość

    1053
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    11

Posty napisane przez Linds

  1. Cytuj

    Dobra, niech będzie, że spotkanie było prywatne i z tego, co mówiliście wycieczka z przewodnikiem była fajna, ale zdziwiło mnie, ze zamiast przyjść do nas, ściągneliście Arpegiusa do siebie.

     

    Nikt Arpegiusa nie ściągał. Rzuciliśmy po prostu w eter informację, że coś robimy i jak ktoś chce, to może do nas dołączyć. Arpegius informację tę odczytał sam i sam postanowił do nas dołączyć. Bez sprzeciwu z naszej strony, ponieważ nic nie mamy do niego. To, że nie siedzimy w fandomie, nie oznacza, że mamy wrogo się nastawiać do każdego broniacza.

    Po drugie chyba nie łudziłeś się, że wpadniemy na meeta? Nie od dziś wiadomo, że Donard od dawna na meety już nie za bardzo chodzi (chyba tylko na te największe) i, że ja nie kręcę się wokół fandomu za bardzo (powiedziałbym, że w ogóle, ale ten meet świąteczny postawiłby mnie w pozycji hipokryty). Co więcej - o ile Donard interesuje się jeszcze tym kiedy są większe meety, tak nie interesuje się on pozostałymi i ja nie interesuję się żadnymi. Ba, jak Arpegius nam powiedział, że przybywacie z meetu, byliśmy zdziwieni, albo przynajmniej ja byłem i na pewno nie umknęło to Twojej uwadze. Nasz czas w fandomie się skończył i w nim już nie działamy i tyle. 

     

    11 godzin temu Siper napisał:

    Tak się złożyło przypadkiem, że od rana pracuję nad zmianami na forum i akurat teraz zauważyłem, że po raz kolejny wylewasz swoje żale na mnie i na mój sposób administrowania.

     

    Skoro już tu jestem i oberwałem nowym forum z plaskacza, to przy okazji dorzucę od siebie Siper jedną uwagę, co do forum, której możecie się przyjrzeć - drugi raz się zalogowałem, by sprostować wątek Arpegiusa, chciałem cytować post Maklaka i o dziwo zamiast cytować ten post, cytował mi mój poprzedni i potem mimo odświeżania forum, po wejściu w kreator posta musiałem walczyć o usunięcie tego, co forum próbowało mi wcisnąć do postu (chyba dopiero za 3 razem mogłem usunąć wszystkie okienka cytowania). Nie wiem, czy to kompleksowy problem, może za tym się coś kryje więcej, więc tak ino uprzedzam. 

     

    Zobacze do da się zrobić~Siper

     

    EDIT: I Siper, może jestem ślepy, ale kiedyś bardzo kochałem opcję przełączania edytora na edytor kodowy, w który dowolnie wpisywałem klamerki z 'img', czy 'b'. Nie widzę tej opcji, a zaświadczam, dla niektórych taka opcja jest niczym zbawienie. 

     

    Będzie to w MyBB ~Siper

  2. Miałem się nie logować i nic nie pisać więcej na tym forum, ale skoro już dostałem cynk, że coś wymaga sprostowania na mój temat, to czemu nie... Przy okazji się przekonuję jak teraz boli korzystanie z nowej wersji forum w porównaniu do poprzedniego. Chociaż znając adminów to pewnie były ważne powody, dla których forum stało się nowocześnie szpetniejsze, z dziwnym edytorem postu. 

     

    24.01.2016 at 21:51 Maklak2 napisał:

    Później poszliśmy z Arpegiusem do KFC przy Rotundzie, gdzie trwało równolegle drugie spotkanie, Donarda z Lindsem. Myślełem że w tej "elicie", która odcięła się od gimbazy jest więcej ludzi. Zresztą obaj zaprzeczyli, że należą do "elity" i powiedzieli, że elity już dawno nie ma.

     

    Rozegraliśmy drugą partię Munchkina, ale skończyliśmy, bo tylko Linds nie był uwalony klątwami i trwałymi ujemnymi modyfikatorami i tak jakby wygrał, choć miał 3 poziom. Mi się dostało podobno za to, że Arpegiusowi do głodnej torby dorzuciłem kartę odejmującą 1 od wszystkich rzutów kostką. Skończyliśmy dosyć późno, ale było fajnie.

     

    Równoległe, drugie spotkanie to było po prostu prywatne, spontaniczne spotkanie moje i Donarda, gdyż przed pójściem do KFC byliśmy na spacerze po mieście szlakiem B. Prusa i dawaliśmy znać po prostu grupie ludzi, wśród których znalazł się też Arpegius, że w razie ktoś chce, niech dołącza. Jedyne, co to spotkanie miało wspólnego z "elitą" to jedynie fakt, że na spotkaniu byłem ja, który do tamtej "elity" zawsze był zaliczany. I tyle.

    Nie wiem więc skąd te pogłoski, że to miało być równoległym, drugim ponymeetem, jakąkolwiek konkurencją dla meetu czy tam innym meetem fandomowym, czy spotkaniem "elity" fandomu. Tym bardziej, że aktualnie żadnej "elity" nie ma, a tamta stara rozrzedziła się przez pracę, studia, dziewczyny. W zasadzie czy można dalej mówić o jej istnieniu, skoro ta ekipa raz na naprawdę ruski rok się spotka? Zakładając, że jeszcze jakoś ta grupa jest, to potwierdzam, że w tej grupie jest dużo więcej ludzi. 

    Reszcie opisu nie zaprzeczę. Jednakże z całym szacunkiem do Ciebie Maklak, proszę Cię, abyś w przyszłości nie wypowiadał się na temat, na którym się nie znasz, tym bardziej, jeśli ten temat dotyczy jakoś mojej osoby, ponieważ potem ja muszę użerać się z pewnymi osobami i ich męczącymi pytaniami. I tym bardziej, jeśli część tych informacji twierdziłeś już na spotkaniu i na tym samym spotkaniu zostały przeze mnie (i chyba też przez Arpegiusa) zweryfikowane. 

     

    A rozgrywka była fajna. Nie ma to jak wygrać poprzez to, że wszyscy zrezygnowali. Uwaga dla twórcy gry - koleś, twój kucykowy Munchkin jest tak nie zbalansowany, do tego tak bardzo chciałeś zrobić chaos i być fajnym przy karcie Discorda, że potem mieliśmy problem z interpretacją tej karty tak, by nie złamać żadnej z zasad, czy to dotyczących pokonania, czy nie pokonania Discorda.... 

     

    Cytuj

    W końcu zostałem ja, Linds, Wlocz i ktoś czwarty. Linds opowiadał anegdoty o fandomie. Mnie tam jakoś nie interesują historie kto dokładnie ogladał clopy w centrum handlowym przy dzieciach dwa lata temu, albo które miasto pokłóciło się z kim, ale co kto lubi. BTW, nie krzyczcie "Lindsu pedał", Lindsa to drażni i rozumiem go, bo też miałem kiedyś głupią ksywkę. Lindsu wyjaśnił też, że tak głośne deklarowanie że odchodzi z fandomu było po to, żeby ludzie nie zawracali mu głowy żeby coś tam załatwiał, bo akurat był zajęty.

     

    Za powyższy fragment dziękuję. Szczerze. W końcu ktoś poza mną w tym fandomie powiedział, jak bardzo irytujące, wkurzające, czy momentami i żałosne dla mnie było wysłuchiwanie tego "Lindsu pedał" (tym bardziej, jak zdarzały się w fandomie gimby, które rzucały ten tekst w tłumie, czy we mnie non stop myśląc, że tym tekstem coś wygrają w grupie). Szczególnie za ten fragment dziękuję.

     

    Ale trzy rzeczy naprostuję i to już nie dla czepiania się Maklaka, tylko dla jasnego przedstawienia pewnych faktów. Kropka nad i musi zostać postawiona. 

     

    Anegdoty opowiadane były na prośbę Wlocza. Cóż, nic nie poradzę na to, że jak ktoś mnie zapyta o takie smaczki typu historia, czy polityka fandomowa, to, że chętnie o tym poopowiadam. A, że pierwszy raz rozmawiało mi się z Wloczem w miarę przyjemnie, nie chciało mi się psuć tej chwili. 

     

    Deklarowanie odejścia z fandomu - zwyczajnie postanowiłem opuścić fandom i poświęcić się studiom, pasjom i konkretnym relacjom międzyludzkim. Zacząć wieść normalne życie. W tym celu potrzebowałem spalić za sobą wszelkie mosty (wbrew pozorom ban na MLP Polska mi też dużo pomógł), żeby ludzie mi nie truli potem plota fandomem, np. zaproszeniami na każdy event fandomowy, prośbami o załatwienie czegoś i w kółko pieprzeniem, że z fandomu nie odszedłem. Wszystkich mostów co prawda nie spaliłem, owszem, ale co najmniej minimalne założenia pomysłu osiągnąłem i decyzji nie żałuję w żadnym stopniu (mimo tego, że ostatecznie nie wyegzekwowałem od pewnego polskiego artysty dwóch artów, które opłaciłem już 1,5 roku temu. Mam tylko nadzieję, że ten hajs, który wyłożyłem został dobrze spożytkowany, a fandomowi polecam nie dawać kredytu zaufania nawet tym artystom, którzy osiągnęli w Polsce i zagranicą renomę, tylko ugadywać się na zasadzie zaliczek).

    Kto wie, może w przyszłości ktoś z Was pójdzie w moje ślady i będzie o tyle lepszy ode mnie, że zrobi to bardziej po cichu i w lepszym stylu. Bo nawet i ten post tutaj udowadnia, że jedną z rzeczy chyba niezmiennych tego fandomu jest to, że czy tego chcę, czy nie, wychodzę na atencyjną dz. co jakiś czas.  

     

    Tu też muszę zaznaczyć - tak, wpadłem na ten meet świąteczny. Pod koniec jego i tylko ze względu na pewną grupę ludzi, którzy zapisali się w moim życiu jako wartościowi przyjaciele, którzy wsparli mnie w niejednej trudnej chwili. I czy mi się to podoba, czy nie, oni jeszcze wbijają na wasze meety. Trudno, nie będę ich przecież zmuszać do nie chodzenia - wolni ludzie. Ale krótko potem wyjeżdżałem na święta. Uznałem, że to moja jedyna szansa, by złożyć im życzenia świąteczne osobiście, co też uczyniłem. No, a potem polazłem z grupą ludzi pogadać, ta grupa ludzi poszła i zostałem z innymi ludźmi i wyszły historie. Uznałem, że i o ten wątek tu zahaczę, skoro część osób była na tyle durna, by nie tylko mi w kółko sugerować powrót do fandomu, ale i by to rozpowiadać dookoła. 

     

    Cytuj

    Na koniec staliśmy i rozmawialiśmy przed wejściem do centrum handlowego i doczepiły się do nas jakies dwie młode kobiety. Rozmowa przebiegała mniej więcej tak:
    K: Ej, czy wy jesteście pedałami?  
    Ja: Nie.
    K: A czy lubicie w dupę?
    Ja: Nie.
    K: Wyglądacie na pedałów.
    Ja: Spieprzaj.
    K: Co powiedziałeś? Czy ty wiesz kim jestem?
    Ja: Nie interesuje mnie kim jesteś. Interesuje mnie, żebyś zostawiła mnie w spokoju.
    Dalej dokładnych słów nie pamiętam, ale kiedy spojrzałem w bok, chłopaki byli kilka metrów dalej i tak jakby się ulatniali, dziewczynę drugą straciłem z oczu, a pierwsza zapytała mnie, ile mam przy sobie pieniędzy. Jakoś jednak stanęło na tym, że nie chce mi się z nią rozmawiać i poszedłem za naszymi. Dziewczyny coś tam jeszcze krzyczały, że jesteśmy pedałami i żebyśmy spadali i jedna chyba obściskiwała się z jakimś wielkim chłopakiem.
    Reszta coś tam wspomniała, że jestem odważny, bo się jej postawiłem, ale to nie tak; to wy jesteście skundleni, a ta dziewczyna powinna co najmniej dostać w nos za bezczelność. No cóż, przynajmniej wiem, że w razie czego nie mogę na was liczyć. Nawet chyba żaden z was nie zrobił jej zdjęcia telefonem ani nie nagrał rozmowy. Poza tym przez was dostałem mniej expów, bo w końcu nie wiem, czy te dziewczyny były pijane, szalone, próbowały nas wciągnąć w walkę, żeby ten wielki chłopak mógł nam dołożyć za "bicie kobiety" i nas okraść, czy może chciały nas naciągnąć na kasę. Tak czy siak, nieźle mi tym popsuły humor. Ech, jak nie Siper, to inny kataklizm :/

     

    Do tego dorzucę, że typiara jeszcze spytała, czy mamy pieniądze i mimo odpowiedzi mojej i chyba jeszcze kogoś, że nie, spytała czy chcemy zaraz nie mieć. Derp. 

    Czemu się uczepiła nas? O ile dobrze pamiętam, jeden z Was miał kucyki na sobie. I to był chyba ten trzeci, z lubelskiego. 

    Wypraszam sobie określania mnie skundlonym. Po prostu racjonalnie oceniłem sytuację - dziewczyna od samego początku wyglądała, jakby przed przyjściem do centrum handlowego się za dobrze zabawiła. Nie wiem, czy była pijana, czy naćpana, ale jestem absolutnie pewien, że trzeźwa nie była. I po jej kolesiu widziałem, że i on nie chce problemu i, że wcześniej, czy później typiarę ogarnie - już od początku ją przywoływał do porządku i z jego strony szkoda, że po prostu do niej nie podszedł i nie odciągnął jej siłą. Szkoda mi sił i zdrowia na takich podludzi jak ona, zwłaszcza, że ją zobaczę może tylko raz w życiu, a za drugim razem w ogóle się nie skojarzymy. Ryzykować zdrowie i czystą kartotekę dlatego, że ktoś w naszym towarzystwie i to ktoś obcy dla mnie, obwiesił się kucykami? Ryzykować mimo tego, że ewidentnie nikt poza tą typiarą i Tobą nie chciał mieć problemów? No przepraszam, ale nie. 

    I nie ma co pisać o wielkich facetach, bo oni wielcy nie byli. Ot, typowe Sebixy osiedlowe, mniejsze od Krzyświeła, może ino nieco umięśnieni. 

    Ja swoją próbę odwagi miałem później tej samej nocy, jak pojechałem od Wlocza i miałem w tramwaju nożownika. Fajnie było, serio. 

     

     

    Tyle ode mnie. Resztę zostawiam Waszym refleksjom, ja już znikam z tego forum. 

     

    EDIT: I swoją drogą zastanówcie się, czy ten fandom w ogóle jeszcze żyje, czy tylko jest przywracany do życia na czas większych eventów, ponieważ wątpliwości budzi ulokowanie tego tematu w dziale archiwalnym... 

    • +1 1
  3. Zdarza. I to nie tak rzadko jakby się mogło wydawać. I akurat rak z krewetką to coś jak kot z psem :rdblink:.

     

    :ohmy:

     

    W tym momencie mógłbym użyć argument Elwara, że człowiek jest ponad innymi zwierzętami, ale nie będę wychodzić na hipokryzję, godność jakąś mam. Jeszcze  :suspicious:

     

    Widzisz Linds, jak już powiedziałem nasze opinie się różnią. Teraz kiedy otwarcie i wielokrotnie już nazywasz mnie osobą chorą i broniącą innych osób chorych a nawet zrównujesz mnie do kryminalisty, to widzę, że dyskusja z tobą daleko nie zajdzie. Postaraj się tylko kiedyś zobaczyć, że istnieją inne racje niż twoja racja i, że argument "to nienormalne" nie zawsze jest argumentem decydującym.

     

    Koniec dyskusji z mojej strony.

     

    Widać, że mało mnie znasz  :fluttershy5:

  4. Dobra, rozumiem, tylko tak się zastanawiam - podajesz przykłady seksu międzygatunkowego, ale koniowatych z koniowatymi, kotowatych z kotowatymi... a coś typu pies z kotem się zdarza? Chodzi mi o przypadki, którym - jak mi się wydaje, mogę się mylić - natura nie umożliwi normalnie spłodzenie potomstwa?

  5. Źródło? Biologia w LO. Oraz powstawanie mieszańców międzygatunkowych również w naturze.

     

    Chyba się coś pozmieniało od lat 2008-2011, ponieważ ja na biologii nigdy nie miałem o tym. Albo kwestia tego, czy to zwykła, czy rozszerzona biologia.

    Ale to chodzi Ci może o to, jak m.in powstał muł? 

  6. No przepraszam bardzo, ale ja tutaj widzę założenie, że w sumie my wszyscy jesteśmy zoofilami, bo nam się ludzie podobają. Jeżeli tak by było to do lamusa z moją argumentacją bo i tak i tak każdy akt z większością tego, co się rusza to już zoofilia. Chyba, że zmienimy znaczenie zoofilii z "Odczuwanie popędu płciowego względem zwierząt" do "Odczuwanie popędu płciowego względem zwierząt innego gatunku", ale wtedy znowu napalanie się na widok elfki też wpadałoby w zakres zoofilii, a nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek tak uważał.

     

    Masz punkt, oficjalna definicja zoofilii nie jest dopracowana i wykazałeś, że definicję należy poprawić tak, by była zgodna z nauką. 

     

    Twierdzić, a dowieść to dwie różne rzeczy. Prawda, mają swój język który ustępuje jedynie mowie ludzkiej pod względem złożoności oraz zdecydowanie bardziej rozwinięte struktury społeczne niż jakikolwiek inny gatunek zwierzęcia (znowu z wykluczeniem człowieka), ale delfin nie podpłynie do ciebie na plaży i nie zawoła "Hej, bejbe, chcesz się bzykać?". Ich język jest niezrozumiały dla ludzi i został dobrze zbadany tylko na podstawowym poziomie. Natomiast nawiązać komunikację z kucem już dałoby się bez problemu a ich społeczeństwo jest zatrważająco podobne do naszego.

     

    Biorąc pod uwagę twoją logikę to dziwię się, że akurat użyłeś takiej argumentacji.

    Ludzie badają, nauka się rozwija. Kto wie, może z czasem uda się zrozumieć język delfinów i wtedy porozumiewanie się z nimi będzie po prostu kwestią nauczenia się języka. Tak jak migowy, angielski, francuski, czy alfabet Braille'a. 

    Dalej to jednak nie zmienia prawdy - delfin jest inteligentny, to było dowodzone i dalej seks z nim byłby zoofilią. 

     

    Jakby się dało i obie strony tego chciały to czemu nie. Tylko że jak to bywa z roślinami, zbytnio się nie da. Nigdy nie przeszło mi przez myśl zakochać się w roślinie, więc nie rozważałem nigdy tego tematu i nie zamierzam tego robić.

     

    Za to przyszło ci do głowy, by zamiast zakładać rodzinę z kobietą, czy mężczyzną, to pójść walić konia do zwierzaka o 4 nogach zakończonych kopytami. Logiczne. 

     

    Śmiem twierdzić, że problemu nie mam. 

     

    Osoba uzależniona rzadko kiedy zdaje sobie sprawę z tego, że ma problem. Najczęściej przyznanie się do tego, że się problem ma, jest największym krokiem ku wyleczeniu się, znormalnieniu. Wyjściu na ludzi.  :squee:

     

    Według Ciebie mam, według mnie już nie. Po prostu mamy sporą różnicę światopoglądową, bo jak dla mnie argument opierający się na tym, że "Seks międzygatunkowy jest be bo to nienormalne" popierany zestawem zaprzeczeń moich argumentów i odwołaniem do normalności jest argumentem z dupy. Normalność to pojęcie względne, dla przeciętnego Polaka nienormalnym jest to, że w Indiach krowy są święte, a dla przeciętnego mieszkańca Indii nienormalne jest to, że w Polsce krowy święte nie są. Według mnie każdy człowiek podlega dwóm "normalnościom"; zestawowi zasad miejsca, w którym się znajduje i swojemu własnemu zestawowi zasad. Jeżeli człowiek nie robi otwarcie niczego przeciwko normalności lokalnej oraz całkowicie niczego przeciwko swojej osobistej normalności, to jego moralność nie powinna być kwestionowana. Moralność grupy ludzi, zasady normalności uznawane w danym miejscu to rzecz zmienna. I jest ona zmieniana nie przez nikogo innego, jak tych samych ludzi, którzy się jej poddają. Gdy nagle okazuje się, że coś, co od wieków było zakazane, większość ludzi popiera, to z czasem okaże się, że zakaz zostanie zniesiony.

     

    To może po kolei. 

    Zaprzeczenia twoich argumentów... no trudno, żebym miał ci przyklaskiwać. Chorobie* się nie przyklaskuje, tylko się leczy, tak samo nie przyklaskuje się łamaniu prawa*. Poza tym na tym polega dyskusja - na stawianiu argumentów i ich bronieniu. Nawet jeśli ktoś taki jak Ty broni pewnego rodzaju sodomię. 

    Porównywanie fapania do kucyków ze statusem świętości krowy jest co najmniej śmieszne. Ma to jakieś odniesienie do seksu, zoofilii? Nie ma. Wskazujesz jedynie na różnice kulturowe. Wskażesz mi kulturę, gdzie zoofilia jest czymś normalnym? Od razu uprzedzam, że jak wyskoczysz z muzułmanami i kozami, to tylko wywołasz bekę z ciebie, nic więcej. 

    Nie, hindusi nie uprawiają seksu z krowami. 

    Clopy i R34 są tematami bardzo kontrowersyjnymi, uderzającymi w - jak to określiłeś - normalność lokalną. W normalność cywilizacji zachodniej, rosyjskiej i nie tylko. Jak zostało wskazane wcześniej - nikogo nie zdziwi R34 z postaciami ludzkimi, ale zawsze w normalność będzie uderzać R34 ze zwierzętami, czy smerfami, czy inne tego typu. Poza tym sam sobie zastawiłeś teraz pułapkę - napisałeś, że "ORAZ", a nie "LUB osobistej normalności". Idąc dalej - jeśli normalność lokalna =/= normalności osobistej, to jest tu jakiś problem. Czyli mogę kwestionować twoją normalność zgodnie z twoimi słowami. 

    I owszem, masz rację, że pewne zwyczaje, tradycje itd. się zmieniają z biegiem lat. Ale ludzie normalnie myślący przeciwstawiają się zmianom patologicznym typu legalizacja pedofilii, czy zoofilii. 

     

    Dajmy na to że spotykamy kosmitów...

     

    Tego nawet nie będę czytać. Odłóżmy na bok i zostawmy science-fiction, bajki i rozważania "co by było, gdyby". A jeśli faktycznie dojdzie do czegoś takiego, to na pewno nie za naszego życia i o to będą się martwić ludzie w przyszłości.

     

     

    * Polski Kodeks Karny, art. 202. §3.: „Kto w celu rozpowszechniania produkuje, utrwala lub sprowadza, przechowuje lub posiada albo rozpowszechnia lub publicznie prezentuje treści pornograficzne z udziałem małoletniego albo treści pornograficzne związane z prezentowaniem przemocy lub posługiwaniem się zwierzęciem, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

    Clopy się zaliczają jak najbardziej do takich materiałów. Co prawda tylko tych, gdzie jest relacja człowiek - kucyk, ale jednak. Weźmy jeszcze pod uwagę kwestię taką, że tego typu zakazy są w prawie nie jednego państwa. I co więcej - prawo takie jak najbardziej może dotknąć internet (obalony mit - internet nie jest całkowicie wolny!) - jeśli strona publikująca clopy znajduje się na polskim serwerze, serwery podpadają wtedy pod polskie prawo i wtedy clopy łamią prawo polskie. Nie chcę wyrokować, czy tak samo jest w przypadku np. 4chana, czy derpiboo.ru - nie wiem na jakich serwerach się te strony znajdują i w związku z tym, pod jakie prawo podpadają. 

    Plus Światowa Organizacja Zdrowia umieściła zoofilię w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD-10 jako rodzaj "innych zaburzeń preferencji seksualnych", natomiast Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne umieściło czynności seksualne z udziałem zwierząt w klasyfikacji DSM-III i IV jako rodzaj „parafilii niewyspecyfikowanej gdzie indziej”.

    Nie chcę nic mówić, ale seksy międzygatunkowe są całkiem częste w świecie zwierząt, tylko dzieci z tego zazwyczaj nie ma. A delfinom podobno zdarza się gwałcić ludzi - ale tego nie byłabym w 100% pewna.

     

    Wiem, że są przypadki homoseksualizmu wśród zwierząt, ale seksu międzygatunkowego? Nie byłbym pewien. W każdym razie, miło by było, gdyby było jakieś źródło potwierdzające te nowinki. 

  7. Tutaj się zgodzę, bo tak jest. Z biologicznego punktu widzenia to znaczy.

    Wiele słów ma więcej niż jedno znaczenie i nie inaczej jest ze słowem "zwierzę". 

     

    Za to znaczenie zoofilii dotyczy kwestii czysto biologicznej. No i z domieszką psychologii, bo nikt normalny nie chciałby fapać do zwierzaka kopytnego. 

     

    Nie użyłem go tutaj jako wyznacznik królestwa gatunków, tylko jako wyznacznik stopnia inteligencji. 

     

    A gdyby kwiatek był wesolutki, myślący, to też desperacko starałbyś się bronić dendrofilię? 

     

     

    Ale podejdź do jakiegoś człowieka na ulicy i powiedz mu, że jest zwierzęciem, to dobrej znajomości nie nawiążecie. Słowo "zwierzę" ma także użycie w zakresie społecznym - z pogardą, zwierzęciem nazwać można człowieka głupiego, lub takiego który poddaje się swoim instynktom gdy oczekuje się od niego ich przezwyciężenia. Istota rozumna pochodząca z królestwa zwierząt od strony biologicznej wciąż jest zwierzęciem, ale z punktu widzenia społeczeństwa już nie. Więc proszę, nie opieraj kontrargumentu na innym znaczeniu pewnego słowa, którego nigdy nie zamierzałem użyć (tj. znaczenia). Jeżeli sam uważasz, że każdy człowiek jest zwierzęciem i nie powinien się pod tym względem wywyższać ponad inne gatunki, proszę bardzo, znam kilku ludzi którzy też tak twierdzą i nie mam z tym problemu. Ale musisz zauważyć, że taka filozofia nie zmienia zestawu znaczeń tego słowa.

     

    Próbujesz uczepić się potocznego znaczenia, tylko widzisz, ludzie są po szkole i rozumieją, co oznacza słowo "zwierzę". Co więcej, my tutaj problem R34 rozpatrujemy od strony naukowej, jak i filozoficznej, biorąc oczywiście pod uwagę również wnioski z nauk humanistycznych, ale to wciąż nie zmienia faktu, że twoja argumentacja, że clopanie nie zaliczymy do zoofilii z racji poziomu intelektu jest argumentacją do plota. 

     

    Delfin też ma wysoki iloraz inteligencji, niektórzy twierdzą nawet, że jest inteligentniejsze od człowieka. A jednak seks z delfinem nadal byłby zoofilią. 

     

    Odłóż argumentację będącą tak naprawdę z dupy i po prostu przyznaj się przed sobą, że masz pewien problem. 

    • +1 1
  8. Pod względem tego co wymieniłem jako pierwsze - clopy to nie zoofilia. Chyba, że widzisz w poniaczu konia który rży i nie jest w stanie zrozumieć różnicy między miłością a pożądaniem, bo dla niego jest to jedno i to samo. Zoofilia opiera się na akcie seksualnym ze zwierzęciem; zwierzęciem czyli istotą niezdolną do wyższego myślenia, kontroli emocji i pojęcia ich znaczenia oraz komunikacji z innymi rozwiniętymi istotami. Zwierze jest kierowane instynktami oraz emocjami w najbardziej bazowym ich znaczeniu, ma niewiele kontroli nad nimi. Nie wydaje mi się, żeby kucyki, które są równie inteligentne co my, mogły być traktowane jako zwierzęcia tylko i wyłącznie dlatego, że nie stoją na dwóch nogach i nie mają rąk. Fizyczne podobieństwo do zwierzęcia nie jest równoznaczne z byciem nim. Dlatego nie, clop to nie jest zoofilia. 

     

    Ładnie podsumowałeś człowieka. Że człowiek nie jest w stanie zrozumieć różnicy między miłością, a pożądaniem. Jest niezdolny do wyższego myślenia, kontroli emocji i pojęcia ich znaczenia... blablabla.

    Drogi Elwarze, czy ci się to podoba, czy nie, człowiek to też zwierzę. Od strony biologicznej, to jak najbardziej jest zwierzę. Człowiek nie jest bakterią, roślinką, czy grzybem - jest zwierzęciem.

    Pominę już kwestię seksu międzygatunkowego... To nie jest kwestia rasy. To jest kwestia gatunku. 

    Człowiek w swym egocentryzmie może się uważać za coś innego niż zwierzę, ale natury nie oszuka - zwierzęciem jest. Co najwyżej można uznać, że to on jest królem zwierząt, a nie lew, bo w końcu opanował cały świat i go przekształca po swojemu, wpływając tym samym na inne zwierzęta. 

  9. Zgodze się, że Rebelia jest grupą o niskim poziomie kultury osobistej jak się z nią spotkałem. Choć z Kambodżą bym dyskutował, bo są tam osoby pokroju gimbazy i osoby lepiej wychowane. Sądze, że się Kambodża po Rocznicowym w Maju i małych reformach się wybije.

     

    Problem Kambodży polega na ideologii równości - osoby, które mogłyby Was godnie reprezentować mieszacie z tłumem gimbazy, która już samym swoim stylem bycia robi wam porządny przypał. I potem jest taka zła opinia Kambodży, bo nie dość, że gimbaza jest większością u Was, to jeszcze Wasza grupa jest największym przypadkiem mieszania fandomu z polityką - cała ta gadka o Imperatorze, Kambodży, komunizmie, flaga kambodżańska... to wszystko się nakłada. I nawet jeśli się coś wybijecie, to i tak pozostanie grupa ludzi, która nie będzie Was brać na poważnie przez sam pryzmat Kambodży. 

     

    Ja zawsze uważałem, że tolerancja zawsze ma granice. Rozpita osoba to mój najlepszy kump w fandomie i Czajnik dostała Bana na BK, co się rzadko zdarza by ktoś miał bana. Nawet Rasiak go nie ma, choć uważam, że jak się pokażemy, że jesteśmy cywilizowaną grupą to zmieni o nas zdanie. Szczerze moja tolerancja gdy byłem nowy w fandomie była wiele większa niż obecnie i uważam, że słusznie.

     

    Nie łudź się. Jak Rasiak już raz sobie coś ubzdura, to mu to z głowy bardzo trudno wybić. 

    Słusznie, że kiedyś była większa, czy że teraz jest mniejsza?

  10. Ja dorwałem okazyjnie tę książkę: 

     

    161885_big.jpg

     

     

    Absolwent mojego wydziału miał masę książek do oddania za free lub za "co pan da" i załapałem się na to. Ciekawią mnie wulkany, więc dałem od siebie dyszkę facetowi i książkę wziąłem i czytam w wolnej chwili. Szczególnie mnie fascynuje zjawisko jezior lawowych - jest ich zaledwie kilka na całym świecie, a nie wiem czemu! Nie można uznać czynnika klimatycznego, bo takie jeziora są m.in w Nyiragongo (Kongo), Kilaulea (Hawaje) i w Erebusie (Antarktyda)  :cheese:

    Może ta książka udzieli mi pewnych odpowiedzi.  :twilight2:

  11. Dobra miałem nie odpowiadać, ale to zrobię. Przedstawiam swój punkt widzenia, który jest diametralnie różny od tego jaki proponuje Linds i z tego powodu mocno kontrowersyjny. Pozwolę go wyjaśnić szerzej. Ja nie lubię twojego punktu widzenia, a ty nie lubisz mojego punktu widzenia i pewnie nic cię nie przekona. Ot życie. Nie chciałem cię w żaden sposób obrazić, chociaż nadal uważam, że jeżeli tak bardzo polecasz emigracje do innego kraju to powinieneś sam z niej skorzystać, skoro w ten sposób twierdzisz, że "pomagasz" w Polsce. Możesz mnie zgłosić do moderatora zapraszam :)

     

    >Mam rację, ale z góry wiem, że cię i tak nie przekonam

    W prawdziwym życiu też od razu się poddajesz? 

    Co do mojej ewentualnej emigracji - tak się składa, że myślę o emigracji, ale wpierw chcę ukończyć studia zanim to zrobię. Wbrew pozorom w Polsce idzie uzyskać dobrą edukację, by nie skończyć na zmywaku. 

     

    Popatrzmy na dwie osoby:

    Pierwsza osoba chodzi na jakieś demonstracje PKW (pomijam tutaj zupełnie dywagacje o słuszności tej akcji). Manifestuje, manifestuje - efekt końcowy nic się nie zmieniło wybory zostały i tak uznane.

    Druga osoba organizuje wymianę kulturową. Pracuje, pracuje - efekt końcowy w skali kraju jest śmiesznie niski, ponieważ pomogłem jedynie pewnym jednostkom.

     
    Różnica polega na tym, że pikietując pod PKW w tym wypadku osiągnąłeś równe zero, chociażbyś nie wiem jak zaklinał rzeczywistość. Ja pomagając w tej jednej akcji zrobiłem coś, co pomogło w najbardziej pesymistycznym kilku osobą. Liczmy jak lubimy, ale zero jest zawsze mniejsze od czegoś nawet najmniejszego. To ty jesteś osobą, która ryczy może i coś robi, ale efektów nie masz absolutnie żadnych. Mówisz mi, że gdy pomagam innych to nie pomagam Polsce, ale kraj to przecież obywatele z krwi i kości.

     

    Efekty są takie, że o Twojej akcji wiedzą tylko jednostki, zaś o akcji osób typu pierwsza, dzięki organizatorom i mediom, wie o niej dużo, dużo więcej ludu. Do tego dorzuć pocztę pantoflową zapoczątkowaną w jednostkach biorących udział w takich akcjach. W efekcie tego o problemach, propagandzie krajowej itd. wie coraz więcej ludu i liczba protestujących się zwiększa. Co więcej, w niektórych kręgach mówi się powoli o rewolucji. Co prawda, zapewne do samej rewolucji nie dojdzie lub nie wypali, bo dochodzi kwestia NATO, UE itd., ale wbrew pozorom takie akcje dużo zmieniają. 

    Sam kiedyś nie chciałem w takich akcjach brać udziału. W końcu przekonał mnie kolega ze studiów, który mi opowiedział pokazując filmy itd. jak naprawdę wygląda Marsz Niepodległości, pokazując też inne dowody na propagandę w polskiej telewizji. 

    Efektem więc jest zwiększanie świadomości obywateli, zmniejszanie ich bierności. Są to pierwsze kroki w naprawie państwa. Realnej naprawie. Bo to, że pomożesz kilku obywatelom nie wpłynie w żaden sposób na zadłużającą się gospodarkę, czy status kraju jako niesuwerennej już neokolonii. Chętnie bym przyrównał nasze postawy do postaw osób z II Wojny Światowej, ale to jest co najmniej niepoważne. Po prostu różnica jest taka, że ty coś robisz, tzn. pomagasz paru obywatelom, ale wbrew temu co piszesz, nie zmieniasz samej sytuacji w kraju. Twoje akcje nie powodują poprawy jakości życia w kraju, nie zmniejsza liczby ludzi chcących wyjechać i nie zwiększa liczby Polaków wracających. 

     

    Pomyśl teraz gdyby każdy człowiek pomógł kilku innym osobą czy wtedy Polska nie stałaby się lepszym miejscem do życia?

     

    Utopia, bo ludzie są tak stworzeni, że wielu jest chętnych do brania i korzystania, a mało kto zaś pomoże. 

    Ale załóżmy, że się ta utopia realizuje. Owszem, Polska stałaby się lepszym miejscem do życia, bo zawsze będzie ktoś, kto pomoże. Podobnie było w PRL-u w społecznościach wiejskich - ludzie sobie zawsze pomagali. Ale i tak zawsze znajdował się ktoś, kto wyjeżdżał za lepszym życiem do miasta, czy zagranicę. Wiesz dlaczego? Bo taka pomoc to ulżenie na chwilę, a nie pomoc w naprawie kraju.

     

    Być może już cię uraziłem, ale urażę cię jeszcze mocniej na przykładzie ACTA, które pewnie w opozycji do protestów pod PKW uznasz za sukces, bo w ten sposób zmieniłeś politykę rządu. Dla mnie ta umowa międzynarodowa była idealnym przykładem paniki internautów z której swego czasu miałem dosyć duży ubaw. Wtedy się nieco bardziej interesowałem polityką i w zasadzie ta sama umowa nie miała większego wpływu na rzeczywistość tamtego okresu, a ludzie podnosili raban jakby miał nastąpić koniec internetów wszelakich. Dobrze to wyjaśnił pewien Burak z internetu jego filmik daje w spoilerze, bo zawiera dużo wulgaryzmów. Możesz go obejrzeć lub nie. Nie ma to większego znaczenia. Ja się tym po prostu zbytnio nie przejmowałem i robiłem swoje.

     

    Film obejrzałem i w zasadzie nie podaje on konkretów, tylko przystawia ludzi.

    Ja stanąłem przeciwko ACTA dla bronienia wolności internetu, ale też - czym cię zaskoczę - jestem zwolennikiem piractwa do pewnego stopnia. Dlaczego? A widzisz, przez piractwo wydawnictwa nie mogą sobie poszaleć z cenami i by zyskać klientów, ustawiają lepsze, niższe ceny, a nie ceny wyzyskujące. Do tego człowiek może sprawdzić content przed jego zakupem i jeśli zechce, to ruszy dupę do sklepu i kupi produkt oryginalny, płacąc za niego. Co prawda będą zawsze Polaki-Cebulaki (i innych nacji cebulaki), którzy będą piracić, bo tak, bo nie chce im się hajsu wydawać, ale wskaż mi społeczność, gdzie nie ma złych elementów.

     

    Ja uważam, że mam zdecydowanie za małe kompetencje, by oceniać tych, którzy są na górze. Mam zwyczajnie za małą wiedzę z zakresu polityki i gospodarki, by rzetelnie ocenić pracę rządu. Mimo, że w porównaniu do wielu osób mam dosyć sporą wiedzę. Nie boję się tego przyznać. Owszem mogę słuchać jakiś dziennikarzy nawet z wielu opcji politycznych, ale to zajmuje za dużo czasu, a i tak nie mam pewności czy to co jest mówione jest rzeczywiście prawdą. Doskonale wiem, że łatwo jest krytykować swojego przełożonego, że się nie stara i nie robi wszystkiego. Wszystko się zmienia, kiedy ty sam staniesz się osobą decyzyjną, wtedy kiedy awansowałem w organizacji studenckiej okazało się, że musiałem zdecydowanie bardziej ogarniać wiele różnych spraw, a i tak mnie krytykowano. Tak naprawdę to zawsze będziesz krytykowany niezależnie od tego co zrobisz. Mam podobny stosunek do obecnych rządzących. To są w zasadzie zwyczajni ludzie, którym dano odpowiedzialne stanowiska i pewnie za wiele rzeczy można ich krytykować, ale na pewno się starają i chcą dobrze do kraju, a że nie zawsze wychodzi to trudno.

     

    Widzisz, rozmawiasz z człowiekiem, który studiował logistykę, a co za tym idzie - przedmioty z zarządzania, marketingu itd. Nie raz przewodniczyłem grupom, organizowałem coś. I doskonale wiem, że człowiek może się starać, ale zawsze będzie źle. Tu się objawia prawda uniwersalna - nie urodził się jeszcze taki, co by każdemu dogodził. 

    Ale z drugiej strony, rozmawiasz z członkiem Koła Geopolitycznego działającego na moim uniwersytecie. Interesuję się nieco polityką i orientuję się w tym, co się dzieje w kraju. Do tego, gdy się człowiek rozejrzy dookoła, to zobaczy, co się dzieje. A dzieje się to, że Polacy wyjeżdżają, bo sytuacja się poprawia nieznacznie dla Polaków, zaś dla ludzi z biedniejszych krajów poprawia się dużo lepiej - dla Białorusinów, Ukraińców, czy Czeczeńców Polska będzie lepszym krajem do życia, owszem. Ale teraz zapytaj się Niemca, Anglika, Francuza, Amerykańca, czy Kanadyjczyka, czy zamieszkaliby w Polsce. Wyśmialiby cię, bo może i ich kraje mają jakieś problemy, ale jest u nich wciąż lepiej niż u nas. Jedynie co, to słyszałem, że Francuzi i Anglicy ponoć czasem emigrują do Kanady. 

     

    I owszem zgodzę się, że polityka ma niebagatelny wpływ na rzeczywistość podatki i różne ustawy jakie są tworzone lub nie mają znacznie większy wpływ niż podczas organizacji nawet największych wolontariatów czy pomocy społecznej, którą organizuje sam pan Owsiak. Ja mam z tym jeden problem, ale ja za bardzo nie mam na to wpływu, dlatego mnie to zbytnio nie kręci. Owszem mogę zagłosować, ale to niezależnie jak bardzo się interesuje i działam mam taki wpływ na rzeczywistość jak osoba, która przychodzi do komisji wyborczej z nudów. Powiesz mi, że mogę się zapisać do swojej ulubionej partii i coś podziałać, wystartować w wyborach albo wspierać swoich faworytów. To wszystko prawda, ale to jest dla mnie zbyt ryzykowne i odległe. Musiałbym robić coś przez kilka lat w takiej partii, aby innych przekonać albo poświęcić masę czasu na wewnętrzne układy. Nawet jeśli dam z siebie maxa to i tak nie mam pewności czy moja formacja wygra w przeciągu najbliższych kilkunastu lat, ponieważ nadal mam za mały wpływ na wybory i jest ryzyko, że osiągnę równe zero. Ja nie chce czekać. Ja chcę działać teraz, nawet jeśli to jest to tylko nieco więcej niż zero.

     

    O i nagle straciło się twoje hasło, którego próbowałeś nauczyć już nauczonego, że na zmiany potrzeba sporego czasu! 

    Tzn nie straciło się. Zmieniło się Twoje nastawienie wobec tego. Z jednej strony wołasz do mnie, bym coś działał, ale sam się wycofujesz ze względu na fakt, jakiego zaangażowania to wymaga. Cóż za hipokryzja. Mnie nawołujesz do nie wylegiwania się w łóżku, a w zasadzie sam się wygodnie oddalasz do swojego, zasłaniając się pomaganiem jednostkom. 

    Nie chcesz narzekać, chcesz działać, ale twoje posty przeciwko mnie świadczą odwrotnie. Zwłaszcza jeśli mówimy o działaniach dla ratowania kraju, a nie pojedynczych jednostek. 

     

    Ja również dystansuje się od polityki, ponieważ jest tam dla mnie zdecydowanie za dużo negatywnych emocji, a ja chce słyszeć pozytywne rzeczy, które mnie nakręcają, a nie coraz głupsze kłótnie między politykami.

     

    Och, przykro mi, że świat nie jest różowy  :twistare:

     

    Spójrz na przedsiębiorców. Widziałeś kiedyś by strajkowali pod siedzibą rządu niczym rolnicy w takich sprawach:

    - Głupie przepisy

    - Wysokie podatki

    Chociaż pewnie każdy przedsiębiorca ci powie, że chciałby bardziej przyjaznego przyjaznego państwa, to jednak ci ludzie dają z siebie 100% w tej rzeczywistości jakiej są teraz i nie stękają w większości wypadku pod sejmem. Robią coś sensownego, jeżeli biznes jest etyczny to w ten sposób pomagają innym ludziom oferując swoje usługi czy produkty. Skupiają się na tym co jest tu i teraz. Wywierają realny wpływ na lokalną rzeczywistość, a nawet większy jeśli ich firma odniosła ogromny sukces. Nie traktuj też tego, że zmiana punktu widzenia wolontariat i biznes to zupełnie odmienna perspektywa, bo w zasadzie obie rzeczy polegają na tym samym spełnianiu potrzeb drugiego człowieka.

     

    Z mojego punktu widzenia, wolontariat służy pomocy ludzi i przy okazji zrealizowaniu własnego celu uzyskania satysfakcji z pomocy innych podczas, gdy biznes każdy otwiera ze względu na chęć zarobienia pieniędzy. Jeśli interes jest nieopłacalny, to ci nikt go nie otworzy nawet mimo argumentu "Ale ludziom to jest potrzebne". 

    Przedsiębiorcy atakujący polityków za zbyt wysokie podatki i przepisy często się poddają w efekcie walki z ZUSem i urzędnikami, z biurokracją. I niejeden z nich potem zaczął się realizować w polityce. Jakbyś prześledził życiorysy pewnych osób kręcących się wokół KNP, czy Ruchu Narodowego, to dostrzeżesz nie jednego przedsiębiorcę zniszczonego przez własne państwo. Chociażby znany - w sumie mi nie aż tak, bo zapomniałem nazwiska  :crazytwi3: - człowiek, który gdzieś za Lublinem miał salon samochodowy, został oskubany przez ZUS w większości legalnymi drogami i nagle znalazł się na bankructwie, a jak potem próbował dociekać swoich praw i ujawniać wady systemu, to m.in został przy pierwszym-lepszym zarzucie wpakowanym do więzienia. 

    Nie jeden przedsiębiorca, by utrzymać się w kraju po prostu zwyczajnie oszukuje. Polecam poczytać niekiedy o tym. Przykładowo jakoś w pierwszej połowie 2014 roku opublikowano raport, że zdecydowana większość przedsiębiorstw, które dostawały na start interesu dotacje unijne, ogłaszały bankructwo. Co się okazało? Te bankructwa były fikcyjne - po prostu przedsiębiorcy wiedzieli, że jeśli im się interes oficjalnie uda, to będą musieli zwrócić dotacje plus pewne dodatkowe koszty, co dla nich oznaczałoby bankructwo. 

    Lecimy dalej! Jak to jest, że żeby przyciągnąć inwestorów z zagranicy, trzeba dla nich stawiać specjalne warunki tworzenia biznesu w kraju? Jak to jest, że taki Fiat regularnie szantażuje polski rząd i moje rodzinne miasto (Tychy), by m.in uniknąć jak najwięcej podatków ograniczających jego rozwój, grożąc przeniesieniem produkcji do Włoch lub Serbii? 

     

    Kto miał większy wpływ na świat Obama czy Steve Jobs?

     

    Nie porównuj ich do sytuacji w Polsce. Steve Jobs miał warunki do działania w swoim kraju podczas, gdy w Polsce każdy wynalazca czegoś rewolucyjnego bez pomocy z zewnątrz zostaje zmiażdżony przez polskie podatki i biurokrację. Nie jeden wynalazek, który rewolucjonizował świat, przeszedł nam przez to koło nosa. Chociażby Blu-Ray z tego, co pamiętam. 

    Niedawno opracowano tańszy sposób na produkcję grafenu. Póki co, ledwo udało się go obronić przed polską polityką. 

    Niestety prawda jest taka, że najczęściej Polak coś odkryje i zostaje to przygaszone, by zaraz potem ten sam wynalazek mógł ogłosić Zachód, czy Japonia i zarobić na tym. 

     

    To trudne pytanie na które sam powinieneś odpowiedzieć. Ja też nie chce tutaj zaklinać rzeczywistości, że tworzę w domu drugiego Apple, ale chcę stworzyć projekt, który ma realnie pomóc innym w najbliższym czasie, a nie narzekać, że jest źle.

    Pozdrawiam

    Mój zupełnie inny punkt widzenia na otaczającą rzeczywistość.

     

    Ty sobie działasz w wolontariaciku lub w projektach pomagającym pojedynczym ludziom, nie zmieniających kraju.

    Ja zaś jestem otoczony efektami polityki państwowej. Emigracja do Warszawy po lepsze jutro, rodzinne miasto coraz bardziej popadające w stan niewolnictwa i wykorzystywania, coraz więcej krewnych uciekających za granicę, a więc i rozbijanie rodzin. Nie jesteś na pozycji takiego Airlicka, który w swoim rodzinnym Wyszkowie nie ma żadnych perspektyw. Ty masz swój światek, który starasz się, by był jak najbardziej różowy poprzez wolontariaty. 

    Przy okazji, pominęliśmy jedną dziurę w twoich wymianach kulturowych. Nauczysz dzieci czegoś o innym kraju. Fajnie, dzieci poszerzą wiedzę. Ale w żaden sposób to ci nie daje pewności, że dzieciaki dzięki temu zostaną w Polsce, budować silny i bogaty kraj. Nie. Nie mówię, że mamy zmuszać dzieci do pozostania w kraju, ale sam żeś mnie krytykował za myślenie o emigracji. Jak twój wolontariat, twoja wymiana kulturowa przeciwdziała emigracji? Nie przeciwdziała. Powiem więcej - dzieciaki zainteresowane inną kulturą mogą mieć podświadomie wskazany cel emigracji. 

  12. Kurde Linds, zabierz to na priv i starczy offtopu.

     

    Primo - to nie jest offtop wbrew pozorom, ponieważ mowa o naszej przyszłości. Jakby nie patrzeć, nasza przyszłość w pewnym stopniu zależy również od przyszłości państwa. 

    Secondo - nie ja zacząłem ten wątek, więc proszę nie do mnie z wontami o to.

    Terzo - nie odpuszczę, bo zwyczajnie koleś mnie uraził na co najmniej 2 sposoby, po czym zaraz po moim naskoku na niego ucieka z podkulonym ogonem mało co siląc się na wyjaśnienia. Nie widzę do tego powodu, zwłaszcza, że jestem człowiekiem, któremu jak się udowodni, że nie ma racji, to otwarcie on to przyznaje i zwraca honor. 

     
    Jeśli się to komuś nie podoba, to albo tego czytać nie musi, albo może mi wlepić ostrzeżenie, bo mam to gdzieś szczerze mówiąc. 

     

    Dobry wieczór. W związku z tym, iż inni Użytkownicy ( z dużej litery nie bez powodu ) udzielający się w tej dyskusji mają znaczną przewagę w wiedzy i doświadczeniu życiowym ( Oni to młodzi ludzie, po liceach/technikach, a ja to pryszczaty nastolatek ), przez co moje stanowisko z pewnością spłonie w ogniu ich krytyki pozwolę sobie na nie odniesienie się do powyższej dyskusji. Zamiast tego, odpowiem na pytanie zadane w pierwszym poście tego tematu:

     

     

    Pozwolę sobie opisać moją przyszłość krótkoterminową, gdyż co do długoterminowej nie mam zdania ( rodzice chcą, żebym był lekarzem i został w Polsce, a ja często łapię się na bezmyślnych i niepoprawnych marzeniach o wyjeździe do Wielkiej Brytanii. ).

     

    Obecnie dość dobrze się uczę ( tego z pewnością nie zamierzam zmieniać - im ciężej pracuję teraz, tym lepiej będę się miał kiedyś ), chodzę do dość dobrego gimnazjum

    ( Często przyłapuję się na idiotycznym uczuciu nienawiści do niego - chciałem chodzić do innej, moim głupim zdaniem lepszej szkoły, ale szczęśliwie moja Mama podjęła decyzję w moim imieniu. Tego też nie zmienię ). Nie mam żadnych przyjaciół, posiadam za to kilku internetowych znajomych, Ciocię Taty i dwudziestu siedmiu kolegów

    ( tylu ludzi liczy moja klasa, oczywiście nie licząc mnie ). Tutaj nie czynię żadnych przewidywań, gdyż Ciocia jest już podeszła w wieku ( ostatnio złamała sobie rękę i obcięła sobie palec ), z klasy może odejść każdy w każdej chwili, a sieć to sieć. Obecnie podjąłem się pracy nad swoją kondycją ( podnoszenie 0,5 kg. ciężarków, 1h jazdy na rowerze/dzień i ćwiczenia na rolkach do nóg ), aby chociaż częściowo zredukować efekty zespołu aspergera i wcześniactwa. Posiadam również młodszą ode mnie o siedem lat siostrę. Nasze relacje są nieciekawe i niestety nie mogę tego zmienić - zespół ogranicza moje umiejętności kontaktu z innymi. Z rodzicami mam bardzo dobre kontakty i oczywiście nie chcę tego psuć. Obecnie zrezygnowałem z pisania fanfików ( moje umiejętności są zbyt mizerne i nie zamierzam dalej zalewać forum chłamem ) i przestawiłem się na produkcję AARów. Zamierzam utrzymać ten stan do czasu, aż nie ukończę gimnazjum i nie nabędę umiejętności wraz z wiekiem.

     

    Dziękuję za przeczytanie tego postu i przepraszam za zbędną stratę twojego czasu, do której z pewnością się przyczyniłem.

     

    Tym postem zyskałeś sobie mój szacunek Maciej. Dojrzale podchodzisz do pracy nad swoją przyszłością, do tego pracujesz nad sobą. Niejeden w pełni zdrowy dzieciak mógłby pozazdrościć, zwłaszcza, że wielu z nich to są zwyczajne lenie, albo nieogary. 

    Siostrą się nie przejmuj - sam mam siostrę 3 lata starszą ode mnie i kiedyś na myśl, że ja i ona się będziemy dogadywać wybuchaliśmy śmiechem. Momentami się nienawidziliśmy, zwłaszcza, że siostra była zazdrosna nie raz o to, że niby mam się lepiej u rodziców niż ona (okres buntu i te sprawy). A teraz? Teraz to się dogadujemy momentami aż za dobrze :P 

  13. Zwyczajnie się nie dogadamy, ponieważ mamy zupełnie inne postrzeganie rzeczywistości. Najlepiej to scharakteryzuje odpowiedź na ostatni akapit.

     

    Powiem szczerze polityka mnie teraz niezbyt interesuje. Uważam, że nie sensu się nią zajmować, ponieważ mamy na nią za mały wpływ, nawet jeśli będziesz chodzić na wszystkie manifestacje w pierwszym rzędzie. Dla mnie nie ma znaczenia czy rządzi Komorowski czy Korwin. Możesz mnie nazwać zwyczajnie członkiem układu lub jeszcze gorzej. Nie dbam o to, ponieważ tutaj jest nasza różnica w światopoglądzie. Ja zawsze wolałem się zajmować tym na co miałem realny wpływ, czyli na swoje najbliższe otoczenie. Konkretny przykład. Organizowałem dla lokalnych szkół gimnazjalnych i licealnych wolontariaty dla innych studentów np. z Brazylii. Dzieciaki w dwudziestu różnych szkołach miały w ten sposób realną możliwość poznania innej kultury. Dla mnie to był rzeczywisty wpływ na młode społeczeństwo w moim mieście.

    Co ja robię? Ja nawet nie zapieprzam do pracy, bo pracuje w domu :) Nie jest to rzecz jasna jakaś tam robota, tylko projekt start-upowy, który ma realnie pomóc innym ludziom i pracujemy rzecz jasna z Polski. W niego obecnie wkładam większość swojego czasu, chociaż pieniądze mam z niego obecnie wręcz śmieszne. Niedawno pomyślałem, że mogę dla was czyli (EqT) napisać artykuł o szybkim czytaniu, co może się zwyczajnie wam przydać. Pewnie zakręcę się w czymś jeszcze, ponieważ ostatnio niemal skończyłem studia i uwolniło mi się więcej czasu. Powiesz mi, że tylko tyle, ale wcześniej miałem okazje być wolontariuszem w domu starców, działałem aktywnie w organizacji studenckiej, pomagałem nieodpłatnie organizacji pozarządowej związanej z branżą IT. Trochę się tego nazbierało w życiu.

    Czuje, że dalsza dyskusja nie będzie miała sensu, więc z mojej strony EOT.

     

    Najlepiej, nawiać przed niewygodnymi pytaniami, ale ja i tak je zadam.

    Ty chcesz zmieniać kraj poprzez wpływ na najbliższe otoczenie. Jestem ciekaw JAK chcesz to uczynić, skoro i tak na to twoje otoczenie wpływa POLITYKA, wpływają PODATKI i ustalenia zarówno z Warszawy, jak i z Brukseli? W swoim otoczeniu jedyne, co możesz zrobić to działać w wolontariatach lub w fundacjach, które pomogą jednostkom, nie wpłyną na stan kraju i na poziom życia w kraju. I to z resztą robiłeś. Pomagałeś jednostkom, co nie ma odniesienia do pomocy Polski. Do polepszenia jej sytuacji. Swoją bezczynność wobec ojczyzny zakrywasz pomocą dla starców. 

    Tym, że zorganizowałeś dzieciakom wymianę kulturową pomogłeś jedynie w poszerzeniu wiedzy. Powiedz mi, jak to miało pomóc państwu? Zaatakowałeś mnie, że nie robię nic dla kraju, że ja bym śmiało leżał wygodnie nic nie robiąc, albo spieprzyłbym z kraju, podczas, gdy ty też nie zrobiłeś nic, co Polsce by pomogło realnie. NIC. I w tym momencie różnica w światopoglądzie ciebie nie kryje. Różnica, różnicą, ale oskarżenie wobec mnie wydałeś konkretne, co więcej takie, które moim zdaniem nie do końca pasuje do twojej światopoglądowej odmienności. 

    Zapewne powiesz mi, że czegoś nie rozumiem. Dlatego w tym momencie proszę ciebie o KONKRETY, nie o ogólniki. Jeśli ich nie podasz, zwyczajnie uznam, że jesteś niczym krowa, co głośno muczy, a mało mleka daje, czy pies, który głośno szczeka. 

    Co jak co, ale nadepnąłeś mi na niezły odcisk i tego ci łatwo nie podaruję. Gdybym chciał, podniósłbym to do rangi obrażania mnie.

     

    Podsumowując - pomoc jednostkom, pomoc ludziom NIE RÓWNA SIĘ pomocy w naprawie państwa. To jest jedynie pomoc w polepszeniu życia wybranym jednostkom, co nie przerzuca się na kraj tak czy siak. 

    Nie krytykuję działalności społecznej, jako tako popieram, ale odnosząc to do pomaganiu Polsce, to jest po prostu BULLSHIT. 

     

    Bardzo chciałbym się zaangażować w politykę, gdy już sam coś w życiu osiągnę. Nikt w tym kraju nie zaufa nowej twarzy, trzeba się gdzieś pokazać, a moim zaczynanie od polityki moim zdaniem świadczy o tym, że nie umie się robić w życiu nic innego. Jeśli kariera naukowa mi się powiedzie i zostanę profesorem, ewentualnie powiedzie mi się w branży w inny sposób, to się w politykę zaangażuję. Jeśli mi się nie powiedzie, to myślę, że w polityce nie mam czego szukać, a chwilowo nie wiem, która możliwość jest bardziej prawdopodobna, bo dopiero jestem po pierwszym semestrze studiów.

    Warto spojrzeć chociażby na kandydatkę SLD na prezydenta, by zobaczyć o czym mówię. Doktorat z fabryki dyplomów, doświadczenie tylko na stażach. I kto zagłosuję na taką osobę, pomijając już jej poglądy? Chyba tylko fanboye jej partii, ewentualnie ludzie, dla których to najmniejsze zło. Obecnie w naszym kraju wszyscy najchętniej głosowaliby przeciw, a nie ma osoby, na którą ludzie chcieliby zagłosować. 

     

    I tak wybory w tym kraju są ustawiane i nawet jeśli ludzie głosują nie na tego, kogo trzeba, to i tak liczy się to, kto liczy głosy. 

    Wybory na prezydenta Warszawy to pokazują najlepiej. W sondażach wygrywał Wipler. Miał realne plany i pomysły na miasto. A w oficjalnych wynikach był na 4. miejscu, niżej od kandydatki SLD, która czym się szczyciła? Tym, że jest biseksualistką. Tylko tym. Zadziałała też ładnie machina propagandowa, bo np. WawaLove prezentując kandydatów na prezydenta przedstawiła wszystkich, perfidnie tylko ominęła Wiplera. 

    W wyborach nie liczy się to, kto ma jakie zasługi, tylko jak bardzo umie się przypodobać elicie, która decyduje o twojej pozycji w machinie władzy. Dlatego sposobem na wygranie, jest przechytrzenie elity. 

    Ale i tak masz plusa ode mnie, bo od strony normalnej, masz dobre myślenie. 

    • +1 1
  14. Jeśli ci się nie podoba to proszę bardzo wyjeżdżaj z jak to nazywasz pseudo-Polski. Nikt cię tutaj na siłę nie trzyma. Jeśli bym mógł to bym ci kupił bilet do dowolnego kraju w jedną stronę najlepiej bez żadnej możliwości powrotu. Prawdziwa Polska nie potrzebuje ludzi, którzy ją tylko i wyłącznie wspierają narzekając na każdym możliwym kroku. To jest coś co mnie jako osoby, która robi coś sensownego tutaj w kraju naprawdę denerwuje.

     

    Ja i tak bardzo mało marudzę, bo jeszcze nie muszę się sam utrzymywać mając 2-3 roboty naraz, bo w Polsce utrzymać się z 1 roboty i żyć na jakimś normalnym poziomie? Tak mogą tylko nieliczni. 

    Przede wszystkim ja nie marudzę na to, jak się ludziom żyje, a na to, co się z tym krajem wyrabia. Polska już od lat nie jest 100% suwerennym krajem. Ponad nami jest prawo UE, dla której tak naprawdę jesteśmy neokolonią. Czy dla całej UE? Czy może tylko dla Niemców? Wiesz, istnieje teoria, że UE to po prostu IV Rzesza - co ma sens jeśli wziąć pod uwagę, że pierwsze kroki w kierunku powstania UE zrobili ludzie, którzy w III Rzeszy byli wysoko postawieni...

    Wciska się w nas coraz durniejsze przepisy, wciska się w nas powoli emigrantów muzułmańskich (których jest coraz więcej i to widzę na własne oczy), próbuje się nasze Lasy Państwowe złupić tak, by wszystko wykupili ludzie z UE, a nie Polacy. A to wszystko okraszone polityczną poprawnością i traktowaniem Polski jako kraju III zrzutu przez wszystkich. 

    Podczas, gdy Azjaci, czy Australijczycy mogą spokojnie sobie odłożyć hajs na wyjazd do Paryża, a Francuzi mogą spokojnie sobie odłożyć na wycieczkę do Japonii, bo dla nich bilety lotnicze nie kosztują majątek, tylko jest to kwestia 2-3 miesięcy odkładania, tak zaś Polak musi się mocno natrudzić, by móc pojechać chociażby na kilka dni do jednego miasta europejskiego. I to jeszcze pojedzie nie na luksusach jak tamci, tylko autostopem lub najtańszym lotem, będzie doszukiwać się darmowych wejściówek i żałować grosza na wejście do jakiejś restauracji, czy pubu. 

    Chciałbym nie musieć uważnie liczyć grosza i 10 razy się zastanawiać, czy warto uprawiać swoją pasję. Anglicy mogą sobie do Paryża jeździć na weekend przy swoich zarobkach. Polak? W ramach urlopu, na który musi zapierdalać.

     

    Większej bzdury ostatnio nie słyszałem. Wyobraź sobie, że każdy młody i ambitny wyjedzie z kraju. To niby co się zmieni? Będą rządzić ci sami, bo niby kto zostanie wybrany jak każdy kto chce radykalnej zmiany wyjedzie? Zostanie jeszcze bardziej zabetonowany stary układ, który tak krytykujesz. Prosta droga do upadku jaki nam sugerujesz.

     

    Bez większości narodu, nie będzie kto miał utrzymywać i hordy emerytów, którzy na pewien sposób są odpowiedzialni za obecny stan Polski i polityków, którzy spieprzyli co się dało i kraju. 

    Kraj zbankrutuje i może się coś zmieni. Nie wierzę co prawda w drugą Islandię, prędzej w drugą Grecję, bo w końcu Polska to konflikt interesów rosyjskich, niemieckich, żydowskich i tylko Luna wie, kto jeszcze potajemnie ustawia stołki... 

    Zachód wymusi pewne zmiany w kraju ku normalności, bo tak się składa, że jakieś 5% gospodarki naszego kraju to gospodarka narodowa (więc sporo zysku wypracowanego przez te firmy nie zostaje w Polsce, lecz leci do Niemiec, Francji, Szwecji, Chin, USA, UK... ). Reszta to firmy zagraniczne. Tylko zagraniczne. Krótko mówiąc - jeśli wdupi się Polska, wdupionych zostanie masa innych krajów. 

    U Greków jest podobnie. Myślisz, że czemu oni walczą o umorzenie kredytów? 

     

    Nie przeceniałbym możliwości polityków, którzy są wybierani. Owszem mają wpływ i w pewnych sytuacjach mogą pomagać, ale tego z różnych względów nie robią. Jednak wiara, że nagle zostanie wybrany w wyborach Kukiz, Korwin czy inny ulubiony kandydat Lindsa to nagle z twojego życia nie zrobi Dysneylandu. Tak to nie działa, bo to ty decydujesz o swoim życiu, a nie grupa polityków, których właściwie nie znasz. Jak dla mnie trzeba się za coś zabrać do roboty w jakieś organizacji czy coś. Pomóc innym ludziom, działać, a nie narzekać. Samym stękaniem dla stękania nikt jeszcze niczego nie naprawił. Ja wiem, że łatwo jest położyć się wygodnie na łóżku i trochę pokrytykować na forum, a trudniej jest coś zrobić sensownego dla Polski w realnym życiu.

    Tyle z mojej strony.

     

    Rozmawiasz z gościem, który studiował przedmioty ekonomiczne i który interesuje się geografią społeczno-ekonomiczną. Więc obrażasz mnie zakładając z góry, że nie rozumiem tego, że na pewne zmiany potrzeba lat. 

    Gorzej, że nasi politycy nie robią NIC w kierunku lepszego jutra. NIC. 

    Że autostrady budują? Dostaje się hajs, to trzeba hajs wydać. W końcu na pierwszej stronie gazety lepiej wygląda informacja o otwarciu kolejnego odcinka autostrady A2 niż informacja o problemach z emeryturami, czy afera polityczna. 

     

    I teraz twoja recepta na naprawienie państwa to pomaganie ludziom. Czyli umacnianie ludzi w kraju coraz bardziej upadającym przez kredyty i socjale (wiesz, że nasz dług przekroczył już dawno magiczny próg 50%, co zgodnie z ekonomią oznacza, że dług już jest nie do spłacenia i tylko czekać na upadek?). Organizacje, fundacje, które naprawdę NIC nie robią. Ot, postoją, postękają i tyle. 

     

    Do tego to pogrubione zdanie... nie znasz mnie, więc NIE WAŻ się oceniać tego, co ja robię i próbowałem zrobić dla kraju, jasne? Tak sporo peplasz, a ciekawe ile sam robisz.

    Ja na każdej manifestacji się stawiam i głośno manifestuję swoje zdanie. To ja byłem na przodzie na protestach ACTA. To ja protestowałem pod PKW, gdy sfałszowano wyniki wyborów. To ja namawiam ludzi, by brali udział w manifestacjach. To ja chodzę na spotkania z politykami i z nimi rozmawiam i dzięki temu przede wszystkim wiem, że nawet taki Korwin ma wady. 

    A teraz proszę, Panie "Śmiało oceniam innych, choć ich nie znam i gówno o nich wiem", oświeć mnie, co TY takiego robisz dla kraju poza zapiepszaniem do roboty i grzecznym opłacaniem podatków, którymi pomagasz tylko temu choremu systemowi przetrwać dłużej? 

  15. Mi się nawet wydaje, że ludzie wyjeżdżając z tej pseudo-Polski robią właśnie wiele dla prawdziwej, silnej Polski - dzięki temu ten zepsuty system szybciej upadnie, więc może i szybciej zacznie się normalnienie w tym kraju... 

    • +1 2
  16. Co nie zmienia faktu, że będąc gimbami nadal nie są jacyś super tolerancyjni i toleruja tylko to co im się podoba.

     

    Tolerancja tolerancją, ale są też pewne granice. I dobrze, że organizatorzy na Twilightmeecie zareagowali jak zareagowali, bo chociażby wciskania alkoholu osobie na niego uczulonej jest nie do tolerowania. Samo to już uderza w ideę Love & Tolerate. 

  17. Wszystko zależy od środowiska, w jakim się obracasz i na co zwracasz uwagę. Prawda, kiedyś oglądało się show dla samego show, ale bądźmy ze sobą szczerzy - kto w tej chwili jest w fandomie dla samego serialu? Zszedł on na drugi plan, a wraz z tym nadeszły również dodatkowe "zainteresowanie", że tak to ujmę.

    Poza tym, pijaństwo, clopy i i ćpanie było w fandomie zawsze. Przykłady? Meety Poznańskie, I Otwocki.

     

    Tylko wiesz, kiedyś to był jeszcze alkoholizm w fandomie na zasadzie "Aaa, napiję się z ziomkami". Teraz patrząc na niektórych odnosi się wrażenie, że to jest alkoholizm na zasadzie "Jadę na meeta się naj<cenzor>"  :grumpytwi:

    Ćpanie zawsze? Furanie tabaki, czy palenie trawki to nie ćpanie. Ćpanie przyszło z czasem, na szczęście teraz jest głównie w jednym regionie. Chyba, że o czymś nie wiem, to nie wyprowadzajcie mnie z błędu. 

    Kiedyś w fandomie się było i dla serialu i dla ludzi. Z czasem przeszło to na "tylko dla ludzi" i to rozumiem, bo sam jestem tego przykładem. Ale teraz zastanawiam się, czy aby na pewno tak jest nadal, czy to nie poszło dalej w złym kierunku. 

     

     

    Dla mnie kucyki wciąż są bardzo istotne.

     
    Momentami aż za bardzo  :aj3:
  18. Napisałbym coś, ale na forum nie wolno przeklinać. Inna sprawa, że chyba tylko skończony (tu wstawić obraźliwe określenie na człowieka nie myślącego) wziąłby to na poważnie. Prawda?

     

    Niestety nie. Czytałem artykuł o tym gościu. Koleś chińczyk, produkuje tego typu produkty i postanowił zainwestować... O ile czytałem dobry artykuł. 

    Niestety, ta lalka to symbol jak ten fandom stacza się na dno. Kiedyś seks w fandomie był dodatkiem, a teraz po tych latach ma się wrażenie, że większość fandomu krąży wokół alkoholizmu, clopów i seksu. 

×
×
  • Utwórz nowe...