Skocz do zawartości

Fisk Adored

Brony
  • Zawartość

    129
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Fisk Adored

  1. Jak zobaczycie tą mordę to wiedzcie, że to ja i nie musicie jużdłużej zastanawiać się czy dobrze trafiliście.

    zdjUnb4.jpgI tak, to miał być żart

    Powinienem się kręcić pomiędzy peronem a McDonalds pomiędzy 7 a 8 rano.

     

    EDIT: Pogoda zapowiada się na deszczową, nie pokazywać mi siębez czegoś typu bluza/kurteczka bo potem będziecie siorbać nochami.

  2. Dzień wcześniej pracuję do 23. Czyli znowu się nie wyśpię. :bemused:. Moja insomnia musi radować Lunarną Księżniczkę, bo już nawet co jakiś czas muszę się leczyć z wycieńczenia organizmu haha. Lubię brać się za więcej niż jestem w stanie unieść, ale czasami po prostu ciało mówi "hell no, I'm NOT going"

  3. https://docs.google.com/document/d/1q1zh5jpW7seLk4jn8nfn07KKvdHhDDeuOZbIUpRPTAI/edit?usp=sharing

     

    Karta Postaci

     

     

    Cechy fizyczne:                                                                           Gracz:

    Imię:  Solid Builder                                      Nick: Fisk Adored

    Gatunek:   kucyk ziemny                           zdobyte doświadczenie:0

    Płeć: ogier                                                        aktualne doświadczenie:0

    Maść: Szara                                                         

    Kolor grzywy:   kasztanowy                                              

     

    Umiejętności podstawowe:

    Odporność fizyczna odporność psychiczna wiedza ogólna walka w ręcz walka bronią podstawową

               (6)6                           (4                   (4)4             (3)3                        (1)1

    Ogłada                handel           przekonywanie percepcja    zręczność      wytrzymałość     siła

     (5)5                     (5)5                      (5)5              (6)6          (4)4              (25) 25           (4)4

    Wyszkolenie bojowe  umiejętności strzeleckie walka bronią jednoręczną   walka bronią dwuręczną

                (0)0[0]                    (1)1                                   (0)0                                  (0)0

    Walka bronią parującą szczęście  magia ofensywna  magia defensywna  magia wsparcia  szybkość

                  (0) 0                (6)6          (0)0                            (0)0                  (0)0              (4)4

     

    Umiejętności zaawansowane:

    Budowa …………………………………………………..….(12)12

    Znajdowanie słabych punktów budynków….....................(7)7

    Gotowanie…………………………………………………….(7)7

    Gra w Jengę…………………………………………………(5)5

    Wiedza architektura……………………………………(4)4

    Ekwipunek specjalny:        

    Broń:

    Opancerzenie:

    żółta kamizelka z milionem kieszeni (pancerz improwizowany 1 punkt pancerza na korpusie)

    Szary kowbojski kapelusz(pancerz improwizowany 1 punkt pancerza na głowie)

     

    Ekwipunek:

    Ołówek

    Narzędzia

    Metrówki

    Inne rzeczy związane z fachem

    breloczek-maskotka

     

    Majątek:

    5 złotych koron

    Stan aktualny:

    Głód : 11/9 (spada 3 dziennie)

    Pragnienie: 5/5 (spada 2 dziennie)

    Senność: 2/2 (spada 1 dziennie)

    Aktualne obrażenia: 0

    Uszkodzone lokacje:

    Głowa:0

    Tułów : 0

    Prawa ręka: 0

    Lewa ręka: 0

    Prawa noga: 0

    Lewa noga: 0

    Złamane lokacje, bądź trwale uszkodzone:

    Faktyczny stan uszkodzeń ciała:

    Choroby fizyczne:

    Choroby psychiczne:

    Uwagi:



    -Panie Solid, ale w sumie dlaczego zwolnił pan tego cieślę, może i był dupkiem ale to fachowiec jakich mało.


    Szary kuc ziemny o sierści koloru zaschniętej zaprawy spojrzał na barmana znad półdopitego kufla cydru, po którego krawędzi spływała leniwie kropla piany. Jego znaczek przedstawiał ceglaną ścianę, spomiędzy której wypływała zaprawa murarska, oraz szpachlę. Jego kasztanowa grzywa została lekko odrzucona, odsłaniając zielone oczy, które aktualnie pogrążyły się w zadumie studiując dno kufla trzymanego przez spracowane kopyta.


    -Widzisz, bo życie jest jak murowany budynek, łapiesz pan? Jesteśmy jak te cegły z których ten budynek jest zbudowany, a jedyne czego nam trzeba.... to odpowiednia zaprawa panie kolego. I dlatego własnie takie ważne jest dla mnie, żeby mój zespół był ze sobą zgrany. W końcu murowane budynki to chluba większych miast, takich jak Canterlot. A solidne i dobre cegły są ich podstawą panie kolego, nie pustaki. No, ale cydr się kończy, a i fajrant dobiega końcowi. A wiele mozna zarzucić Solid Builderowi, ale nie to, że uchyla się przed pracą tylko dlatego, bo dochapał się pozycji architekta. - To powiedziawszy odszedł ob baru, po czym skłonił się w wejściu jakiejś klaczy uchylając rondo szarego kapelusza - Panienko Carrot - Po czym wyszedł z lokalu.


    Imię: Solid Builder


    1.Wygląd

    Dobrze zbudowany kuc ziemny, o kasztanowej, zmierzwionej grzywie i zielonych oczach. Ma spracowane (pozdzierane od pracy) kopyta. Zawsze obecny szary kowbojski kapelusz. Sprawia wrażenie kogoś, kto twardo stąpa po ziemi.


    2.Ekwipunek

    Szary kowbojski kapelusz, noszony za uchem ołówek, kamizelka (żółta) z “milionem kieszeni” w której nosi narzędzia, metrówki i innego rodzaju drobiazgi związane z fachem (murarza/architekta). Kilka złotych marek brzęczących w kieszonce.


    3.Aspiracje: Chce w życiu być dla innych jak ściana. Ściana o którą każdy może się oprzeći nie bać się, że się wywróci. Poza tym, stawianie solidnych domów dla Equestriańskiej populacji, takich które nie ulękną się naturalnych katastrof, czy ataku paraspriteów.


    4.Talenty:Budowanie solidnych budynków i konstrukcji.

    Znajdowanie miejsc, które osłabiają całość konstrukcji (praktycznie, jak i metaforycznie). Gotowanie, tak. Mieszkający samotnie ogier musi jeść, a on bardzo lubi jeść.

    Wieloletnie układanie na sobie różnego rodzaju kamieni i cegieł sprawiło, że bardzo dobrze gra w Jengę.


    5. Historia zdobycia CM:

    Solid Builder od dłuższego czasu podziwiał domek na drzewie, zbudowany jego koledze ze szkoły przez jego ojca. Źrebak układał sobie właśnie kostki domina.... Jedna na drugiej.... jedna na drugiej.... Nagle jego pysk rozciągnął się w szerokim uśmiechu. Do głowy przyszła mu gigantyczna sterta kamieni stojąca niedaleko rzeki przepływającej obok domu. Mieszkańcy w corocznym święcie oczyszczali ją z co większych otoczaków organizując przy okazji festyn. To pogłębiało nurt rzeki, która z kolei nawadniała ich pola. Te kamienie nie były nikomu potrzebne...

    -Taaaaaaaato, mógłbym wziąć trochę wapna z twojej stodoły? Chce coś zbudować.

    Ojciec Solid Buildera pomyślał * Ah, jak miło. Młody che sobie zbudować domek dla żołnierzyków. Hyhy, jakie to słodkie.*

    -Jasne synek, tylko pamiętaj, jak zrobisz sobie krzywde to jestem w swoim pokoju.

    -Tak, tak. Nie jestem już dzieckiem.

    -Haha, przepraszam Pana. - Odciął się ojciec z uśmiechem.

    Solid pobiegł do stodoły swojego taty po potrzebne mu rzeczy. Wiadro, piasek i wode znajdzie nad rzeką... wapno jest w stodole... to może się udać.

    *Co to mi mówił Brick Stacker, jak przyglądałem się jego pracy? Nie można dać za dużo wody, bo będzie za rzadkie, ani za dużo piachu bo zaprawa się wykruszy... hm.... eeeee no chyba dobrze jest.*


    **************************

    Ranek:

    Ojciec Solid Buildera wyjrzał przez okno w stronę rzeki. Zawsze lubił zaczynać ranek od kawy i popatrzeć przez okno.

    -Co do stu tysięcy snopków siana! Kto się buduje na mojej posesji?!

    Po czym wybiegł z domu w stronę nowej konstrukcji. Musiał w myślach przyznać, że ktokolwiek to zrobił, to strasznie się uwinął przez jedną noc. Ale co to ma być tak bez pytania?! Po przybyciu na miejsce przywitała go ucieszona twarz syna, całego umorusanego w zaprawie.

    -Dziękuję za wapno tato, jak ci się podoba mój domek? - Powiedział malec, który nawet nie zauważył swojego znaczka, przedstawiającego murowaną ścianę, z wyciekającą spomiędzy cegieł zaprawą i szpachlę.

    Ojciec był... Zaskoczony to lekko powiedziane...

    -O piórwa - wydobyło się z jego ust

    “Domek” Dorównywał wielkością ich normalnemu domowi, prawie konkurując ze stodołą.


    6.Pełna historia postaci: Wolę opowiadać o sobie podczas sesji napotkanym osobom, nie sądze że jest to istotne w tej chwili. Jeśli się mylę to mogę strzelić tu opowiadanie na wiele stron a4, jednak to ma być karta postaci.

    Uzdolniony młodzieniec, o którego budowli pisały gazety łatwo znajdywał pierwsze kontrakty. Później poszło już z górki, a jego praca mówiła sama za siebię. Powiedzmy, że wystarczy?

    7.Napisane z nudów fragmenty pomagające zrozumieć postać:

    Zielony Kuc pokryty zmarszczkami zsunął z nosa swoje okulary i ponownie przetrząsał plik papierów unoszący się w mgiełce jego telekinetycznego uścisku.

    -Panie Builder, ta spontaniczna inwestycja w remont tamtej szkoły pozostawi bardzo imponującą dziurę w pańskim budżecie, jeśli mógłbym zasugerować

    Karcący i stanowczy głos Solid Buildera przerwał dywagacje sędziwego kuca.

    -SCRIBLER!

    -T-t-tak Panie Builder?

    -I nie zapomnij o placu zabaw, Scribler...

    -Uhm..... tak Panie Builder.


                    **************************************************************************************


                                                            Scribler Quill

    Ciepły wtorkowy wieczór, pora kiedy słońce chyli się ku zachodowi. Przy barze w lokalu “Chwila odpoczynku” siedział podstarzały kuc o zielonkawej maści. Jego sierść była matowa, w latach świetności zapewne miała nieco żywszy kolor, jednak siwienie to normala rzecz w jego wieku. Znaczek kuca przedstawiał pióro i kałamarz piszące po kawałku pergaminu. Po dokładnym przyjrzeniu się można było zauważyć, że atrament w kałamarzu był na wykńczeniu, a pergamin zapełniony mikroskopijnym druczkiem, niemożliwym do odczytania. Jego mina była grobowa, siedział naprzeciw pustego kufla wpatrując się w ścianę. Akurat tak się złożyło, że Solid Builder postanowił tego wieczoru zrelaksowaćsiępo pracy i spędzićwieczór w swoim ulubionym lokalu. Prostym barze, ze swoją hermetyczną grupą stałych bywalców w którym zawsze rozbrzmiewała znajoma muzyka puszczana z antykowego gramofonu (który to raz pomagał naprawić, w końcu był to jego ULUBIONY lokal, a ten gramofon... on był częścią nastroju jaki tu panował). Solid usiadł na stołku obok sędziwego kuca który go zaciekawił.

    -Wyglądasz jakby zło całego świata legło na twoim grzbiecie. Chcesz o tym porozmawiać? - Zagaił swoim spokojnym, głębokim głosem. Głosem kogoś, kto ze stoickim spokojem zniesie to co usłyszy. Starszy kucyk spojrzał na swojego rozmówcę z lekką niechęcią, omiótł go spojrzeniem po czym jego twarz lekko się rozpromieniła.

    -Ciężko tak mówić o suchym pysku. Postaw mi kufel tutejszego cydru. Weź i sobie, nie pożałujesz. Co jak co, ale tutejszy ma etykietę Sweet Apple Acres. Na tym płynnym złocie nigdy się nie przejedziesz. Solid przytaknął jedynie. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego jak smakuje tutejszy cydr, ale nie chciał wchodzić w słowo starszemu Kucowi, nie byłoby to taktowne. Zamówił więc dla nich dwa kufle celowo nie używając zwrotu “to co zawsze Keg” (tak bowiem miał na imię tutejszy barman. Keg Juggler), by dać starszemu kucowi pozycję “mentora” w tej rozmowie. Wiedział, że doda mu to odwagi gdy będzie się oddzywał.

    -Aaaach, tak zdecydowanie najlepszy cydr jaki piłem. A co do mojego nastroju... To jakbyś się pan czuł po skończeniu najlepszych uniwersytetów, gdy wiesz pan, że jesteś naprawde dobry w tym co robisz i nigdy się nie pomyliłeś w obliczeniach NIGDY do diaska, rozumiesz pan? Ah, ten tego jestem księgowym, dużo.... liczę. A tu nie dosyć, że zawsze proponują mi pensję poniżej średniej krajowej to jeszcze zaczynają mi odmawiać z powodu wieku! Wyobrażasz sobie pan? A tu jeszcze dzisiaj zwolniłem się z pracy bo mój poprzedni pracodawca chciał żebym mu pomagał ciąć na podatkach. Twu! Szanuję swój zawód i nie pozwolę żeby ktoś moimi kopytami które przesiąknięte są na wskroś atramentem, a nawet prawe mi się częściowo starło od ciągłego, wieloletniego pisania.... gdzie to ja byłem? Ach tak, NO to jak już mówiłem nie dam ze swojego zawodu zrobić pośmiewiska, bo za duży szacunek mam do tego wszystkiego. I powiem panu więcej, kto nie szanuje swojej pracy nie szanuje siebie. O! Więc zrezygnowałem z pracy u niego i nawet mi nie zapłacił! A teraz o, właśnie piję za cudze marki... co za los...- Oczy starca ożywiły się podczas tej przemowy, było w nich widać pasję. Po chwili jednak znowu zaszły mgłą gdy pochylił się nad swoim kuflem.

    Solid Builder natomiast uśmiechał się coraz szerzej gdy słuchał tego wszystkiego

    -A co jeśli ja bym pana zatrudnił?

    -Bah! Paaaaaanie co pan. Przecież pan to bez obrazy ale wyglądasz na... no na pracownika fizycznego... i ten teges, ciągle masz pan zaschniętą zaprawę na kopytach. Jak niby ktoś taki miałby utrzymać jeszcze kogoś innego bez nadwyrężania swoich funduszy? Nieeee panie. Miło z twojej strony, ale nie musisz tego dla mnie robić. Jestem jedynie starym nikomu niepotrzebnym meblem.

    -Ile ic płacił poprzedni pracodawca? Tak z ciekawości?- zapytał niewinnie Solid, a kiedy usłyszał odpowiedź dodał.

    -Proponuję trzykrotnie tyle, oraz obietnicę, że tak długo jak nikogo nie będziesz próbował oszukiwać w rozliczeniach będziesz cieszyć się stałym zarobkiem. Jestem kimś kto nie ma głowy do takich spraw i mogę sobie jedynie wyobrazić ile funduszy magicznie ulatnia się z mojej sakwy. Co ty na to? - Powiedział w stronę patrzącego na niego z politowaniem kuca.

    -Trzykrotnie, naprawdę? Co pan mi tu za bajeczki opowiadasz, jak ktoś kto pracuje jako... chciałoby się powiedzieć, ale nie , nie wolno mi. Ktoś taki jak pan... Kim pan do diaska jesteś?

    -Mam na imię Solid Builder, zajmuję się... budownictwem.

    Twarz Scribbler Quilla wyrażała bezmiar zdumienia

    -TEN Solid Builder? Ten rozchwytywany ostatnio jak świerze bułeczki architekt, który pojawia się czasami na stronach Equestria Inquirer? Toż to... ale przecież.... jak... Pan wybaczy, ale pan nie wyglądasz... łał...

    -Widzisz pan, bo dobry dom nie musi wyglądać pięknie. Dobry dom musi mieć solidne fundamenty, i pozwolić zamieszkującej go rodzinie nie bać sięo usterkę. Z zewnątrz taki dom będzie wyglądał jak setki innych, ale solidne fundamenty i nieprzemakający nigdy dach sprawią sporą różnicę komuś kto się dokładniej przyjrzy. Dobry dom składa się z solidnych ścian, a solidne ściany zmurowane są z solidnych cegieł. Pan jesteś taką solidną cegłą którą wielu wyrzuciłoby na śmietnik, dla mnie jednak jesteś pan czymśco chętnie wmuruję w fundament swojej firmy. Co pan na to panie Scribler?

    Dwójka kucy podała sobie kopyto przy barze. Po chwili dało się słyszeć “To co zwykle Keg, dwa razy”.


    *************************************************************************************************


    O ojcu słów kilka, oraz o miejscu gdzie łatwiej poukładać swoje myśli


    Słoneczny dzień w sklepie zabawkowym. Roześmiane dzieci biegające między półkami i ciągnące matki by pokazać im swoje upatrzone znaleziska. Dzień jak co dzień dla sprzedawcy w takim miejscu, jednak tym razem pewien szczegół nie pasował do reszty. Przy jednej z półek z maskotkami stał wysoki i postawny kuc o szarej maści, kasztanowej grzywie. Nosił on szary kowbojski kapelusz i wyglądał jakby dopiero co wyszedł z placu budowy. (Co wnioskować można było po pozostałościach tylku na jego sierści). Sprzedawca uznał, że klient nie może się zdecydować, więc postanowił moze coś doradzić. Po podejściu bliżej dostrzegł, że na twarzy jego klienta widnieje wyraz bezbrzeżnej nostalgii, a w jego kopycie znajdowała się maleńka maskotka, którą trzymał wręcz z matczyną czułością w swoim wielkim niczym cegła kopycie. Powodowało to dosyć ciekawy kontrast.

    -Dzień dobry Panu, czy mogę jakoś pomóc? - Zagadnął sprzedawca.

    -A i owszem. Proszę mi powiedzieć, czy sprzedaż tych zabawek od Toy Buildera, jak widać na metce idzie sprawnie? Kucyki je kupują?

    -Tak, owszem. Jest to jedna z naszych bardziej rozchwytywanych marek, dzieciaki je uwielbiają.

    Na twarzy Solid Buildera wykwitł szeroki uśmiech

    -Hmmm... wiesz pan co? Wezmę ten breloczek. Ile za niego?

    Chwilę później przy jednym z zaczepów przy żółtej kamizelce Solida dyndał breloczek przedstawiający maleńką maskotkę, na której metce napisane było Toy Builder.

    Tak, sklepy zabawkowe zawsze pozwalały mu się uspokoić i pozbierać myśli. Przypominały mu czasy kiedy jego ojciec, Toy Builder pracował nad tworzeniem swoich małych dzieł sztuki w salonie, który był zawsze kolorowy i przyjazny dla oka. Sam zapach nowiutkich zabawek działał na niego kojąco, pozwalał poukładać sobie wszystko na spokojnie. Teraz Solid skutecznie uspokojony wiedział już jaką odpowiedź dać temu bizneskucowi, którego sklep miał stawiać. I raczej mu się ona nie spodoba...


                     ******************************************************************************


    O akcie przemocy


    Słów kilka, riposta, temperement wzburzony

    I zamach wzięty kopytem wzniesionym

    by cios zadało druzgocący i szybki

    gdyby trafiło w ścianę posypałyby się płytki


    Celem jednak tors maści szarej

    szeroki co prawda, lecz mówmy co dalej

    piana na pysku, napastnik rozsierdzony

    ciosy spadające z każdej możliwej strony


    Lecz coraz to słabsze, na twarzy zdziwienie

    taksuje go właśnie karcące spojrzenie

    pełne politowania, lecz twarde niczym stal

    nie skierowane we wroga lecz gdyby gdzieś w dal


    “Tylko na tyle Cię stać wielki wojowniku?

    Czyżbyś lepiej nie potrafił dobrać przeciwników?

    Czy już takie problemy wojownik przysparza,

    że atakujesz bez powodu zwykłego murarza?”


    Przed wojownikiem niczym solidna ściana

    stała sylwetka z rodu builderów wydana

    mimo żeber trzeszczących, złamanych kości

    grymas bólu na pysku nie zagościł


    Głos wciąż spokojny, lecz z ust krew płynie

    efekt ciągłego uderzania po łepetynie

    mgłą wzrok zaszedł i czas już na finał

    wojownik ten już zawsze będzie go przeklinał


    słowa przebrzmiały, runęła szara ściana

    niczym prócz woli wcześniej nie trzymana

    ryk z gardła wojownika się wydobywa

    ryk przegranej, cóż i tak też bywa...



    Ze zbiorów przygodnie napisanych wierszy dzieła Rhyme Weaver’a po zajściach w pewnym lokalu zwanym “Chwila Odpoczynku”.



     

    • +1 1
  4. a) Realia sesji: Spokojnie dostosuję się do każdych realiów jakie będą Ci odpowiadać. To, że Tobie odpowiadają sesje z kucami w roli głównej jest dla mnie tutaj plusem, gdyż chcę spróbować sił w tego typu sesji już od ponad roku, ale jakoś się wstrzymywałem. Sam chciałem poprowadzić sesję Roleplaying is Magic, ale na razie nie było mi dane.

    b) Charakter sesji: Również nie mam wysokich wymagań, moim głównym powodem zapisów akurat tutaj jest to, że chcę zagrać w coś prowadzonego przez Ciebie. Zwyczajnie odpowiada mi twój styl wypowiedzi. Równie dobrze czuję się w epickich opowieściach o chwale, co w codziennych sytuacjach takich jak herbatka na przyjęciu u cioci. W końcu wszędzie można bazując na interakcjach między postaciami przyczynić się do powstania ciekawej sytuacji, wolę być w tej kwestii zaskakiwany przez MG niż narzucać swoje preferencje.

    c) Rodzaj sesji: Jeśli przez multisesje masz na myśli granie z innymi osobami w daną przygodę, to jest to zdecydowanie jedyny sposób grania jaki akceptuję. Jak będę chciał popisać sam to napiszę opowiadanie.

    d) Jak zaprawionym jesteście graczem: Zacząłem bawić się w RPG w wieku jedenastu lat..... czyli będzie już ładne trzynaście lat odkąd się tym zajmuję. Sam prowadzę od powiedzmy dziewięciu lat. Jestem założycielem Zgorzeleckiego klubu entuzjastów gier fabularnych "Auryn". Do tej pory miałem do czynienia z Warhammerem, Neuroshimą, Legendą 5 kręgów, Światem mroku (Starym i nowym. W tym Wampirem, Wilkołakiem, Łowcą i Magiem), Wolsungiem, D&D, Klanarchią, Zewem Cthulhu, Wiedźminem... A także kilkoma innymi których podręczniki przejrzałem, jednak nie dane mi było zagrać. Czytałem praktycznie wszystkie książki o prowadzeni/graniu, widziałem i słuchałem większości łatwo dostępnych prelekcji na tenże temat. To w jaki sposób prowadzę postać na sesjach forumowych można łatwo zaobserwować w temacie sesji Eden, prowadzonej przez Zegarmistrza, który to właśnie w mojej altance uczestniczył w swoich pierwszych sesjach, a teraz ja gram u niego. (Całkiem miło) Można również Zegarmistrza, oraz Xsadi zapytać o moją osobę, grali już ze mną i mogą mieć wartościowe uwagi.

    e) Co najbardziej podoba mi się w sesji: Relacje między postaciami, ciekawe dialogi i sytuacje, możliwość "improwizacji" oraz swobodnego opisywania swoich poczynań. Przedkładam zawsze odgrywanie ponad statystyki, więc jeśli MG sobie życzy nałożyć jakieś ograniczenia proszę zwyczajnie poinformować, chętnie się dostosuję. Zwyczajnie przerabiałem już większość "sytuacji" dlatego nie wymieniam konkretnego typu sesji, a bardziej ... to co wymieniam. Chciałbym jedynie, by MG pilnował, żeby gracze odpisywali w terminie.

     

    Jeśli chodzi o tworzenie karty postaci to bardzo proszę o PW z informacją o Realiach prowadzonej przygody, czy ma to być kucyk, czy człowiek, oraz czy ma to być postać gotowa do prowadzenia armii, ktoś kto będzie się nadawał do wypraw dyplomatycznych, szarmant uczestniczący w balach, poszukiwacz przygód, czy może zwykły mieszczanin/farmer/inny murarz. Wszystko po to, by dopasować się do klimatu prowadzonej sesji. To, żeby postać zwykłego murarza była ciekawą nie jest wcale takim problemem jak się niektórym wydaje, zdecydowanie wolę takowymi grać. Jeśli jednak MG planuje desant na plażę Omaha to wypada stworzyć wojskowego lub medyka, nieprawdaż?

  5. Temat wielce ciekawy, jeśli rzucony zostanie temat, to mój główny problem przy pisaniu zniknie... Mógłbym wreszcie coś napisać. A planowałem od dłuższego czasu, brak było jedynie impulsu, który mógłby mnie do tego pchnąć. Zdecydowanie podoba mi się inicjatywa, wstępnie byłbym zainteresowany. Jeśli nie wyjdzie, trudno. Warto jednak spróbować w końcu sił w pojedynku z tekstem pisanym.

  6. Świetnie, to teraz nie mamy nawet dwóch tygodni, żeby się zapowiedzieć GDZIEKOLWIEK i jeśli nie będzie dla nas miejsca to pocałujemy klamkę.

    zKnC3em.jpg

    Zawiodłem się...

    Ja tu leżę uziemiony w łóżku i mam załatwiać...

    Edit: Wiem, że brzmi jakbym wylewał żale, ale naprawde nie czuje sie na siłach tego załatwiać, mimo to spróbuję. I proszę, by następnym razem jak ktoś zacznie to organizować pomyślał, czy ma zamiar być na miejscu/coś załatwić. Bo temat na forum to może założyćkażdy w nadziei, że "może coś z tego będzie".

  7.                Groźba prawdy ostatecznej

     

                   Ujmujące crescendo przybierało na mocy, siły natury podążały za każdą nutą spływającą ze smyczka natchnionego grajka. Fisk patrzył na to wszystko i nie wierzył własnym oczom. Znana mu była pewna Equestriańska legenda o tym, jak to nasz świat powstał z tchnienia Kosmicznej Matriarchini mającego formę melodii, melodii przepełniającej każdą cząstkę istnienia, melodię w rytm której drżą nawet najmniejsze części składowe atomów w swoim nieustającym tańcu kształtującym naszą rzeczywistość. Prawdziwe widzenie, którym Fisk spoglądał na świat pozwoliło mu rozpoznać naturę melodii którą snuł instrument Albericha. Jak widać nie wszystkie legendy są jedynie bajkami. Skąd tak młody mag mógł posiąść wiedzę na temat tak pradawnej magii?

    Z rozmyślań czarownika wyrwał odgłos grzmotów wydobywających się w rytm muzyki. Nie zdążył nawet zareagować zanim jego smoczy towarzysz nie wydał z siebie okrzyku pełnego bólu, pełnego niedowierzania. Takiego jak tylko nowo narodzona i niewinna istota nie znająca nawet pojęcia bólu może wydać w obliczu cierpienia. Wcześniej jego ciało było w dużej mierze niewykształcone, a jego kamienne elementy cudownie uziemiły ładunek z elektrycznych kul, jednak teraz smok był już w całości ukształtowany, jego ciało nie było już nawet połączone z ziemią do której mogłaby ujść potężna energia błyskawic.

                 -Nie! - Wygobyło się z gardła młodego maga, krzyk jednak stłumiło ryczenie opadającego w stronę ziemi smoka, przypominające zaśpiew setek palonych żywcem ptaków. Jego potężne, owinięte naokoło Fiska ciało pociągnęło czarownika razem z jego towarzyszem w stronę pobliskich drzew, które na szczęście przynajmniej trochę zamortyzowały upadek. Fisk spojrzał na swojego towarzysza niedoli, którego ciało po raz kolejny uratowało go przed krzywdą. Wyraz jego pyska wyrażał przerażenie, nie rozumiał co się stało, nie rozumiał dlaczego cierpi i najwidoczniej chciał by to się wreszcie skończyło.

    Odgłosy kolejnych grzmotów miały rozlec się już za chwilę, Fisk zapamiętał melodię Albericha. Wiedział, że to nieuniknione. Wiedział również, że uniesiony w górę łeb smoka jest aktualnie najwyższym punktem na całej arenie, nie trzeba było geniusza by dodaćdwa do dwóch, kolejne błyskawice również uderzą w niego...


                 Nagły błysk, kakofonia dźwięków, błyskawice sunące w stronę ziemi i samotna sylwetka stojąca im na drodze. Sylwetka wyciągnęła ręce w górę, a jej oczy rozbłysły nieziemskim blaskiem. Wszystkie błyskawice skręciły w połowie drogi w jej stronę. Z gardła Fiska wydobył się rozdzierający dusze słuchaczy krzyk gdy energia zetknęła się z jego ciałem.... ciałem, które całe zwęglone i dymiące opadało właśnie bezwładnie na ziemię... Tęczowy kryształ unoszący się w górnych partiach areny pokrył się pęknięciami...

     


                                               *******************************************

     

     

               -Stwórco? - Zapytał smok, patrzący na nieruchome ciało - Stwórco, dlaczego się nie ruszasz?

    -Tutaj jestem smoku - Powiedział Fisk unoszący się ciągle w tym samym miejscu gdzie błyskawice dosięgnęły jego ciała. Nie miał formy, nie miał kształtu. Był jedynie świetlistą plamą na tle nieba. - Tylko ty mnie widzisz, jesteśmy połączeni w sposób przekraczający pojęcie. Jesteś częścią mnie, a ja jestem po części tobą.

    - Ale stwórco, dlaczego twoje ciało nie rusza się, dlaczego nie oddycha? Dlaczego dymi?

    - Moje ciało uległo zniszczeniu, mozna powiedzieć umarło. Należy dbać o swoje ciało, gdyż jest ono nośnikiem naszej duszy i jedynie ono sprawia, że możemy istnieć w tym materialnym świecie. Poza tym nie nazywaj mnie stwórcą, źle się z tym czuję..... to, nieodpowiednie.

    -Więc jak mam się do ciebie zwracać? - Zapytał smok

    -Może na początek, przyjacielu.

    -Przyjacielu?

    -Tak, przyjaźń to piękne uczucie. Dla każdego przyjaźń oznacza coś innego. Czasem przyjacielem nazywamy kogoś, z kim spędzamy dużo czasu i mamy podobne zainteresowania. Przyjacielem może być też ktoś, z kim dobrze się rozumiemy i pomagamy sobie w trudnych chwilach. Przyjaciele mogą być do nas bardzo podobni lub zupełnie inni niż my. Zazwyczaj jednak przyjaciel to osoba, z którą lubimy spędzać czas. Ktoś, komu ufamy i czujemy, że możemy powierzyć nasze sekrety. Ktoś, kogo chcemy wysłuchać i pomóc kiedy nas potrzebuje. - tłumaczył spokojnym głosem Fisk

    -Chyba rozumiem. Tak, podoba mi się to słowo..... przyjacielu - Powiedział smok uśmiechając się. - Co teraz z tobą będzie?

    -Na szczęście nic strasznego, zaklęcie w klejnocie pozwoli wrócić mi do świata rzeczywistego. Odczuję to jedynie jako wybudzenie się ze snu.Smok spuścił łeb i zapytał smutnym tonem - Czy to znaczy, że juz się nie zobaczymy?

    -Nie, jeśli ja będę miał w tej sprawie coś do powiedzenia - Odpowiedział mag wesołym tonem. Mamy jeszcze trochę czasu zanim...

    Głos ugrzęzł Fiskowi w “gardle” gdy spojrzał na leżącego pod drzewem Albericha. Otaczająca jego postać wszechrzecz wlewała się w jego ciało w zastraszającym tempie, zmieniając go nieodwracalnie.


               Leżący pod wierzbą Alberich był dla Fiska w tym momencie otwartą księgą. nie miał ciała które by go ograniczało, przyjmował wszystko dokładnie takim jakim było naprawdę. Widział, że Alberich staje się jednością ze wszechświatem, widział jak nieprzenikniona wiedza wlewa się w jego ciało. Ciało, które jednak nie mogło tego wytrzymać, żadne nie było w stanie. Kryształ snów popękał jeszcze bardziej...


                *Mam mało czasu, jeśli zostawię go w tym wymiarze, to może już nie wrócić do swojego ciała, za bardzo zestroił się z otoczeniem. Chyba nie spodoba mi się to co teraz zrobię...*


                 Świetlista “kula” unosząca się ponad areną z wielkim impetem uderzyła w ciało Albericha...

    Fisk zrobił to samo co wcześniej z ognistą kolumną, dostajając się do jej “bytu”. Tym razem jednak zrobił to z bytem Albericha, ich myśli na krótki moment stały się jednym. Alberich czuł to co Fisk, Fisk natomiast to co Alberich. Fisk mimowolnie spojrzał w odsłonięte oblicze prawdy. Uderzyło to jego umysł niczym rozpędzona ciężarówka, miliony obrazów w jednej chwili, miliony uczuć przepełniających świat... Taki stan rzeczy nie mógł trwać długo, ich dusze zaczną się niedługo odrzucać, to naturalne. Fisk miał jednak chwilę by powiedziec to co chciał. Nieludzkim wysiłkiem otrząsnął się z natłoku informacji głowiąc się jakim cudem Alberich mógł znieść to tak długo.


                -Alberichu! Rozumiem co chiałeś osiągnąć, ta wiedza jest nieograniczona, wiedz jednak, że żadnemu śmiertelnikowi nie jest dane się nią cieszyć! Dzięki naszej chwilowej symbiozie rozumiesz w jaki sposób postrzegam świat, wiesz, że jedynie obserwuję prawdziwą formę wszechrzeczy, jednak nigdy nie sięgam po nieograniczoną wiedzę która znajduje się jedynie krok dalej! Pojęcie wszechrzeczy, całkowite i permanentne sprawi, że tak jak zakłada zen staniesz się bytem niezależnym od koła życia i śmierci, niezależnym od karmy. Jednak w jaki sposób? Otóż dostroisz się do przepełniającej wszechświat energii, staniesz się jedynie kroplą w morzu. Nie będziesz mieć własnej woli, będziesz częścią czegoś co niektórzy nazywają bogiem, stąd właśnie przekonanie, ze bóg jest wszędzie, stąd stwierdzenie “po zrozumieniu prawdy, staniesz się bogiem zawarte jako podstawowy dogmat zen. To pochłonie cię i odmieni! Jedynym sposobem by zachować swoją jaźń, jedynym sposobem by móc się cieszyć z życia jako takiego, by móc uczyć się, by móc odczuwać ucucia, by móc zawierać przyjaźnie jest trzymanie się od tej granicy z daleka. Alberichu, jeśli chcesz pozostać sobą, przejrzyj na oczy! Alberichu..... wróć do nas....


                Kryształ snów pękł, wyzwalając swoje zaklęcie. Telebimy unoszące się nad areną wypełnił tęczowy blask. Jego fizyczna manifestacja obracając się powoli opadła na ziemię by tam się zwyczajnie przewrócić i trwać tak w bezruchu.  Oboje magów ocknęło się, z ich ust wydobyło się ciche westchnienie. Fisk Spojrzał w twarz Albericha, czekając na to czy w jego spojrzeniu rozpozna swojego przyjaciela, który teraz już powinien rozumieć jak patrzeć, aby widzieć, czy może zobaczy pustkę...


                Na palcu Fiska pysznił się aktualnie pierścień przedstawiający tęczowe oko smoka. Uważny obserwator dostrzegłby, że czasami porusza się ono obserwując otoczenie. Fisk pogładził go z czułością wiedząc, że cokolwiek się nie stanie będzie przynajmniej jeden pozytywny skutek tej przygody...

  8. Miałem przyjemność czytać dzisiaj rano i zdecydowanie poprawiło mi to humor :D. Powiem więcej, zaliczyłem chwilowy reset mózgu, ale Pinkie po prostu jest sobą więc czego tu się spodziewałem? Tłumaczenie na poziomie, któremu nie można jak zwykle nic zarzucić. Dobra robota Dolar. Z niecierpliwością czekam na twoje...... żeby nie spoilować powiem "inne" tłumaczenie na literkę M. Już ty wiesz które :D

  9.        Przemowa Alberichca dała młodemu magowi chwilę czasu. Niby było to niewiele, jednak wystarczyło by skupić w jednym miejscu gigantyczne ilości czystej mocy, energii przenikającej każdą cząstkę naszej rzeczywistości. Fisk z zafascynowaniem patrzył, jak wiry świetlistych punkcików posłusznie zbliżają się w jego kierunku. I zagarniał je do siebie niczym sól z blatu, niczym drobiny okruchów ze stołu w piekarni. W końcu naokoło niego dało się dostrzrec dziwne rzeczy, powietrze zmieniało swoje barwy, znikąd obok niego pojawił się zdezorientowany wróbel, który nie wiedząc co się dzieje pośpiesznie oddalił się od dziwnie buczącej gęstwiny powietrza. Zdecydowanie trzeba było to jakoś ujarzmić, a do głowy chłopakowi przchodził aktualnie tylko jeden pomysł. Przypominając szalonego artystę począł dłońmi ugniatać migoczące powietrze, nadając mu kształt. Ruchem przypominającym wykręcanie ścierki, który później zmienił się w systematyczne oddalanie od siebie rąk począł kształtować całą zebraną moc w jednym punkcie, tworząc coś co przypominało ciemnej barwy trzon broni drzewcowej, na końcu jednak jego dłoń zmieniła kształt przypominając ruch którego używa się by posypać potrawę szczyptą przypraw, z drzewca natomiast wyłoniło się włosie pędzla. Wyglądał jakby był zrobiony z czarnego drewna, a jego włosie przesiąknięte było cieszą mieniącą się na wszystkie barwy jednocześnie. Możnaby go uznać za zwyczajny czterdziesto centymetrowy przyrząd do malowania, gdyby nie to, że powietrze naokoło niego drgało i falowało niekontrolowanie, a sam przedmiot wydzielał lekki blask.

     

          Podczas tego procesu, część mocy która przez pewien czas miała postać wielobarwnej cieczy oderwała się od całości i powoli, ciągle zmieniając swoje kształty jak gdyby żyła własnym życiem opadła na piach areny. Reakcja jaką to wywołało była natychmiastowa. Od miejsca upadku we wszystkich kierunkach po suchym piachu areny rozrosła się gęsta i soczyście zielona trawa, by jedynie chwilę później wychynęły pomiędzy jej źdźbłami nieśmiałe storkrotki o nierozwiniętych pąkach, jak gdyby czekały na pierwsze promienie słońca które mają ich dosięgnąć. Zmieniło to w jednej chwili całą arenę z suchej pustyni, skutku wielu bojów, w piękną kwiecistą łąkę która zatrzymała się dopiero pod samymi murami, a i one pokryte zostały gęstymi pnączami. To wszystko jednak nie było najciekawszym ze zjawisk, dokładnie w miejscu upadku źródła zmian w powietrze wystrzelił słup kamieni, który to bardzo szybko łączył się z wodami gruntowymi, a moc zawarta w migoczącym płynie poczęła przekształcać jego postać w smukłą sylwetkę smoka wyglądającego jak żywcem wyjęty z japońskich legend. Kamienne ciało pokryło się łuskami stworzonymi z kamieni szlachetnych znajdujących się pod areną. Ich złoża przesiąkły wieloletnimi wyładowaniami mocy które były skutkiem tutejszych zmagań. Gigantyczny gad, o lśniących jadeitowych oczach z wielką furią rzucił się na lecące w stronę maga kule energii elektrycznej, które aktualnie przekształciły się w skaczące pomiędzy jego zakrzywionymi zębami iskry. Otoczył on swoim cielskiem postać swojego stwórcy unoszącego się na wysokości sześćdziesięciu metrów nad ziemią w taki sam sposób jak czuła matka chroni swoje młode. Zwrócił swój wielki łeb w stronę maga, a po otrzymaniu delikatnej pieszczoty dłonią na arenie dało się słyszeć bardzo niski i wibrujący pomruk zadowolenia. Wielobarwne włosy jego wąsów i długich brwi falowały na podmuchach eterycznej energii.

     

          Fisk podziwiał gigantyczne cielsko, które przepuszczając przez siebie tęczowe światło emanujące z kryształu unoszącego się nad areną rozświetlało kryształowe łuski jego dzieła sprawiając, że wyglądał prawdziwie bajkowo, jak gdyby właśnie wydobył się z kart magicznej bajki dla dzieci, jednej z tych które czytywał jako małe dziecko, tych które ukształtowały jego wybujałą wyobraźnię po to, by teraz ona mogła ukształtować to wszystko.

       

          Bajkowy smok po chwili napawania się uwagą swojego stwórcy odwrócił łeb w stronę agresora, który przed chwilą usiłował atakować Fiska. Z jego gardzieli wydobył się ryk pełen wyrzutu. Nie brzmiał jednak strasznie, przypominał piękną pieśń coś jak gdyby odgłosy którymi porozumiewają się wieloryby, jednak zwielokrotnione i połączone ze świergotem setki ptaków. Efektem tego ryku był otaczający jego łeb deszcz płatków kwiatów, a stokrotki na łące poniżej rozwinęły swoje pąki.

       

          Fisk z zafascynowaniem, oraz lekkim przestrachem patrzył na znajdujący się w jego dłoni pędzel. Jak wielki potencjał mógł zawierać stworzony z jego kaprysu artefakt? Czy używanie go było mądrym rozwiązaniem? Nie dawało mu to spokoju, jednak po usłyszeniu śpiewnego okrzyku otaczającego go smoka jego twarz rozświetliła się w uśmiechu, a wszelkie wątpliwości rozwiały się. Spojrzał w stronę swojego oponenta po czym machnął w jego stronę swoim pędzlem.

     

          -Jeśli brak ruchu jest jedynym rozwiązaniem, wtedy takie piękno nigdy nie mogło by powstać! Każda molekuła tworząca wszechświat pełna jest ruchu i drgań! Jej części składowe nigdy nie zaprzestają swojego tańca! Tworzą one nawet przedmioty zgoła nieruchome! Są ich pełne! Choć Masz rację, stałość mocy przepełniającej wszechświat istnieje, bo to co wcześniej było jedynie częściami składowymi areny, oraz iskrą mocy nadało życie mu! - Tu wskazał ręką na baśniowego smoka - Nawet po jego śmierci to co go tworzyło powróci do ziemi, by stać się w przyszłości czymś jeszcze innym! Wiekli krąg życia nie ma początku ani końca, ten kto rozumie postanowienia Zen jest w stanie to pojąć! Ten kto prawdziwie to rozumie jest poza kręgiem karmy warunkującym te przemiany i może na niego wpływać! Twoje spostrzeżenia nie są błędne, są jednak tylko częścią układanki! Nie da się jednak tego nauczyć od kogoć, trzeba najpierw przejrzeć na oczy! CIężko ci jednak to może przyjść spod tych poduszek!

     

          Podczas tej przemowy moc zawarta w pociągnięciu pędzlem przekształciła się w prawdziwe gradobicie smagające ciało Albericha, jednak zamiast twardych kul lodu w jego stronę podążały miękkie poduszki różnych kolorów, jedne mniejsze, inne większe.Były ich takie ilości by zakopać oponenta w miękkim łożu wśród polnych kwiatów. Na pewno ogrom poduszek wystarczy by zwalić go z nóg, jednak nie wyrządzi raczej fizycznej szkody. Fisk Ogarnięty radością tego pojedynku,  zaśmiał się szczerze. Jego śmiech był zaraźliwy, przypominał w tej chwili wesołe dziecko, które ochlapało podczas kąpieli swoją matkę i wydało mu się to nadzwyczaj zabawne. Zaczął chrząkać i trzymać się za brzuch, a w jego oku pojawiła się łza szczęścia, którą szybko otarł wierzchem dłoni.

  10. Chodzi zapewne o Heliodor.

     

    tygrysie.jpg

     

    Jest odmianą kwarcu. Ma zlocisty lub zlocistobrazowy kolor, jest zwiazany z energia ognia.

    Kamien ten uzmyslawia nam, ze jedyna pewna rzecza w swiecie jest ruch, zmiana i jedynie dzieki jej akceptacji mozemy przezywac szczescie i poczucie pelni. Dzieki wibracjom tego kamienia mozemy zaktywizowac wlasna energie, wzbudzic sobie poczucie bezpieczenstwa bez koniecznosci przylegania i trzymania sie tego, co materialne i namacalne. Energia ta pomaga nam pozbyc sie wewnetrznego zametu i zniesc blokady emocjonalne.

    Ten kamień wyostrza nasze postrzeganie (równiez wzrok), na wielu poziomach zaczynamy lepiej dostrzegac, co sie wokól nas dzieje, wzrasta tez nasza zdolnosc przewidywania. Kamien ten dodaje odwagi w wyrazaniu wlasnego zdania, wzmacnia wole przetrwania i dazenia do sukcesu.

     

    Jeden z moich minerałowych ulubieńców. Kiczowaty opis wzięty z przypadkowej stronki, jednak powinien starczyć obrazek.

     

    Edycja po 3 minutach od napisania: Właśnie uświadomiłem sobie, że to TY masz zadawać następne minerały a nie MY. Wybacz to niedopatrzenie, mam nadzieję, że dzieło mojej nieuwagi okaże się pomocne, jeśli nie to z chęcią edytuję ten post zostawiając samą odpowiedź.

    By nie zaśmiecać tematu, we just met and this is crazy co heres my mineral, PW me maybe?

    Jeszcze jedno, heliodor jest chyba minerałem, nie kamieniem szlachetnym. Moja propozycja natomiast odwrotnie, jako minerał jest pochodną kwarcu ale jako kamieńszlachetny ma inną nazwę.

    Edycja2: I znów nie miałem racji, Heliodor to kamień szlachetny pochodna berylu, mój błąd :D

    Podoba mi sie aspekt edukacyjny tej zabawy, dla czytającego jak i dla szukającej informacji osoby. Fisk Approves .

  11.             Obaj z Alberichem wpatrywali się w mieniący się barwami kryształ, który Fisk rozkręcił powoli niczym bączek. Kryształ uniówł się w powietrze i rozbłysł leciutko wewnętrznym blaskiem. Wydobyły się z niego tęczowe wiązki światła, które po oświetleniu magów sprawiły, że ich głowy delikatnie opadły, przenosząc ich do krainy marzeń. Z górnej części kryształu wystrzeliła w górę dużo większa wiązka, we wnętrzu której uformowały się dwa komplety gigantycznych ekranów, po cztery u góry i u dołu. Na jednej parze wyświetlało się to co działo się z perspektywy lotu ptaka, druga natomiast wyświetlała obraz “z oczu” uczestników. Obrazy różniły się jednak od siebie niewielkim szczegółem, to co widział Alberich wyglądało zgoła normalnie, natomiast to co pokazywał ekran przeznaczony dla Fiska przedstawaił świat lśniący delikatnym światłem, wyglądało to, jakby wszystko co widział pokryte było delikatnie lśniącym pyłem, który przepełniał nawet samo powietrze. Arena, jego obecny przeciwnik, nawet on sam gdy spojrzał na swoje dłonie pełen był tej lśniącej substancji.


                 Fisk po otwarciu oczu stwierdził, że znajduje się na wiernej kopii wcześniejszej areny. Wszystko, łącznie z widmowym odwzorowaniem publiczności znajdowało się dokładnie na swoim miejscu. Ucieszyło to chłopaka, w końcu pozwoli to na swobodny pokaz umiejętności podczas którego nikomu nie musi stać się krzywda. Wysoko ponad nimi znajdowała się tutejsza wersja tęczowego kryształu. Nie przykuwała wzroku obserwatora tak jak jej siostrzana kopia, jednak wydawała się być większa. Unosiła się swobodnie w miejscu, gdzie pomiędzy okalającymi arenę antymagicznymi osłonami tworzył się okrąg nietkniętego nimi nieba, przez które na arenę wpadało światło dnia, tym samym rozświetlając kryształ. Dawało to swojego rodzaju klimat, gdyż cała arena pokryta była różnokolorowym światłem, wyjątkowo przyjemnym dla oka. Niczym wielka, lecz nienarzucająca się intensywnością tęcza która prześwituje czasami przez czyjeś okno, tutaj jednak pokrywała większość areny. Wyjątkowo niecodzienna atmosfera przypominała uczestnikom o ich “odmiennym” miejscu pobytu.


                   *Mmmm piękne...* - Pomyślał Fisk, po czym zaciągnął się powietrzem. Było takie samo jak wcześniej, suche z leciutko wyczuwalną nutką spalenizny. Gdy przymykało się oczy przywodziło na myśl wyjątkowo upalny dzień na plaży, tuż obok smażalni ryb. Poza tym, tęcza była czymś co Fisk kochał ponad wszystko, zawsze gdy widział ją ponad polami, to wydawało mu się, że świat jest bardziej magiczny niż w rzeczywistości...


                    Tak rzeczywiście było, pewnego razu spojrzał na świat widząc go takim, jakim był naprawdę.Jego umysł prowadzony rozmyślaniem nad poznaną niedawno filozofią zen pozwolił mu spojrzeć inaczej na otaczający go świat.


    當你明白,現實取決於你自己。當你不明白,你依賴於現實。當現實取決於你自己,這是不是真正的變成了現實。當你依賴於現實,這是真正的為假。當你依賴於現實,一切都是假的。當現實取決於你自己,一切都是真的。


    Kiedy zrozumiesz, rzeczywistość zależy od ciebie. Jeśli nie rozumiesz, polegasz na rzeczywistości. Kiedy rzeczywistość zależy od ciebie, to, co nie jest realne staje się realne. Kiedy polegasz na rzeczywistości, to, co jest realne staje się fałszywe. Kiedy polegasz na rzeczywistości, wszystko jest fałszywe. Kiedy rzeczywistość zależy od ciebie, wszystko,  jest prawdziwe.


                       Z jego perspektywy, powietrze którym się zaciągnął, widoczne pod postacią zasiedlających je świetlistych punkcików powoli zawirowało w okolicach jego twarzy, po czym wciągnięte zostało przez nozdrza, po to jedynie by po chwili wydostać się w lekko zmienionej formie na zewnątrz. Fisk dostrzegał te nieznaczne zmiany, tak jak dostrzegał teraz prawdziwą naturę wszystkiego co go otaczało. Niektórzy wierzą, że wszystko naokoło nas przepełnione jest “kosmiczną energią” która przenika każdy aspekt rzeczywistości, czy to włąśnie to widział? Nie wiedział na pewno, jednak był to jego tok rozumowania. Dzięki tej umiejętności właśnie nauczył się naginać rzeczywistość do swojej woli, wystarczyło bowiem spojrzeć na przykład na promień słońca, wyciągnąć swoją wolę w jego kierunku, i stwierdzić “promieniu, jesteś jedynie bytem przedstawiającym się moim zmysłom jako promień”, potem zobaczyć go w innej, zmienionej formie... Kiedy prawdziwie rozumie się otaczający świat, to rzeczywistość zależy od obserwatora.


                       Po pomyśleniu tego, przed Fiskiem dało się zobaczyć maleńki rozbłysk światła, jednak większości obserwatorów nawet nie dane było tego zauważyć.


                       Następne posunięcie Albericha wprawiło Fiska w zdumienie, oto przed nim pojawił się stolik,  na którym stały pucharki wypełnione po brzegi truskawkami z cukrem. Były dorodne, idealnie czerwoniutkie i  bardzo, ale to bardzo apetycznie wyglądały.


                      -Haha, muszę uważać co przy tobie mówię. Jak to miło z twojej strony, że pamiętałeś o naszej rozmowie w której chwaliłem się jak to uwielbiam truskawki z cukrem. Oczywiście, nie odmówię. - Po czym oboje zaczęli... pałaszować przygotowany deser rozmawiając o głupotach i śmiejąc się szczerze. Publiczność pewnie nie wiedziała co się dzieje, jednak to oni chwilowo dyktowali tutaj warunki, jak zechcą przywoływać sobie posiłki, to będzie konkurs kucharski pierwsza klasa, ot co. Spożyty cukier jeszcze bardziej pobudził podatny na takie substancje umysł Fiska, który stwierdził, że wszystko naokoło niego dzieje się jakoś powoli, sam natomiast zaczął mówić bardzo szybko...


                        -Atyznowumiwmawiasztenkocisamniewiemco! Ech, coś w tym musi być. - Po chwili przestawił się na wolniejsze wysławianie Fisk.


                          Po kilku spędzonych tak minutach oboje stwierdzili z przykrością, że jednak nie po to tutaj przybyli. Rozeszli się na większą odległość, po czym widać było, że Alberich aż pali się do użycia pewnego zaklęcia, na co jego oponent jedynie skinął głową i czekał z niecierpliwością na efekty jego działań.


                        – To zaklęcie pustynnego ognia, może nie jest za potężne, ale za to… wygląda przeepicznie. - Stwierdził Alberich, po czym cisnął w powietrze garść żarzącego się piasku.


                        Na efekt nie trzeba było długo czekać, Fisk wyraźnie widział jak emanująca z Albericha moc rozbudza zaklęte w piasku zaklęcie do życia. Piasek począł reagować z daną mu mocą, po czym podtrzymywaćswoje spalanie tlenem z otoczenia. Świetliste punkty z trzech różnych źródeł, każde z nich różniące się nieznacznie barwą poczęły w idealnej harmonii krążyć po okręgu wydobywając na światło dzienne wielką kolumnę płomieni, które rozświetlone tęczowym światłem spod sklepienia przypominały kolorem zorzę polarną. Ryk płomieni i odgłos skwierczącego piachu, który ciemniał pod wpływem zbliżającej się do Fiska pożogi mógł sięwydawaćstrasznym widokiem, jednak Fisk nie wyglądał na przerażonego.


                       Wręcz przeciwnie, piękno owego zjawiska przytłoczyło młodego maga, który nie widział jeszcze czegoś równie pięknego. Po jego policzkach zaczęły spływać łzy szczęścia. Zamiast czym prędzej uciekać przed ognistym piekłem, pięknym ale jednak niszczącym zaczął powoli iść w jego stronę wyglądając niczym dziecko chcące dotknąć matki swoją maleńką rączką.


                       Fisk zauroczony tym widokiem zapragnął stać się jego częścią, doskonale rozumiał, że jego ciało jest jedynie efektem jego i innych, można powiedzieć zbiorowej percepcji narzuconej nam odgórnie przez wszechświat, wiedział również iż nie jest to prawdzia forma, a przynajmniej nie musi nią być i można ją łatwo zmienić jeśli rozumie się pewne założenia. Tuż przed tym jak słup ognia zbliżył się do jego osoby Fisk sięgnął rękami do swojej klatki piersiowej, zamykając na chwilę oczy, gdy je otworzył dało się słyszeć:


                      -Alberichu, to jest tak piękne, że chcę być tego częścią - Po czym publiczność zamarła widząc postępujący na jego ciele samozapłon, przekształcający całe jego ciało w płomienie. Dwa źródła ognia zderzyły się ze sobą, a ciało maga zostało pochłonięte przez ognistą kolumnę. Gdy wszyscy już myśleli, że to koniec W ognistej kolumnie dało się wychwycić zarysy twarzy maga, z dużo intensywniejszymi płomieniami zamiast oczu i ust. Kolumna przemówiła dziwnie brzmiącym, szeleszczącym głosem.


                     -Aaaaahhh..... - Po czym zatrzymała się i zaczęła przez swoje monstrualne usta nabierać powietrza, skutecznie powiększając swoje rozmiary za pomocą pozyskanego z otoczenia tlenu.

    Kolumna płomieni po podwojeniu swoich rozmiarów zaczęła wracać w miejsce swojego początku, wprost na postać Albericha. Tym razem jednak, cały twór kręcił się wokół własnej osi zasysając coraz to więcej powietrza z otoczenia. Z tylnej części kolumny natomiast wyprysnęła wirująca w powietrzu postaćFiska, który śmiejąc się jak dzierlatka stiwerdził:


                   -To takie wspaniałe uczucie być częścią czegoś tak pięknego! Musisz jednak uważać, kto bawi się zapałkami może się nimi poparzyć! - Po czym zaczął zataczać w powietrzu okrężne ruchy dłońmi, jak gdyby zagarniał do siebie rozsypane po stole ziarna jakiejś niewidzialnej rośliny, lub rozsypany po blacie kuchennym cukier... w powietrzu znów dało się wyczuć lekkie drgania, włosy młodego maga falowały na  jakichś niewidzialnych podmuchach, a jego oczy rozjarzyły się lekkim białym blaskiem. Ledwie słyszalne buczenie spowodowanie gromadzniem mocy powróciło. Sam Fisk nie miał jeszcze pojęcia co ma zamiar zrobić, ale zbyt dobrze się aktualnie bawił by się nad tym zastanawiać.

  12.             Zmysły zaczynały wracać pod kontrolę właściciela, a potworny ból głowy ustępował. Pierwszym co zauważył Fisk był brak nudności, co powitał z wielką ulgą. Wypuścił wreszcie z kurczowo zaciśniętych kończyn swoją koronę, po czym powoli umieścił na głowie.

    Gdzieś spoza zamkniętych powiek słyszał głos Zmary, w pierwszym odruchu chciał się

    zerwać i wracać do tego co rozpoczął, do dawania małej lekcji komuś kto...


               *Co?! Nie, to nie możliwe! Nie mogłem wyciągnąć aż tak pochopnych wniosków... On sam tego chciał?! Nie, nie, nie....*

     

               Fisk uderzał swoim czołem w ziemię, nie mogąc uwierzyć w to jak bardzo dał się ponieść emocjom. Nie dosyć, że skrzywdził kogoś, kto chciał po prostu ze swoim partnerem walczyć ramię w ramię, to jeszcze oskarżył jedną z tych osób o traktowanie tej drugiej jak niepotrzebnego śmiecia... Co gorsza, jego słowa zostały wzięte na poważnie. Na tyle poważnie, by skrzywdzić czyjeś uczucia, na tyle poważnie by wywołać płacz. Ta sama osoba której ubliżył, którą poturbował w sposób prawdziwie bestialski właśnie starała się ulżyć mu w jego cierpieniach łykając własne łzy.


            *Nic dziwnego, że mój mistrz uwięził mnie w tym ciele i wygnał do innej krainy bym przemyślał swoje zachowanie. Podobny wybuch emocji podczas ważnej politycznej decyzji mógłby się zakończyć katastrofą dla kraju. Nie dosyć, że przez swoją porywczość skończyłem w tym ciele, to teraz przez nią cierpią inni. Jakim prawem chciałem zostać władcą dbającym o cały naród jeśli nie mogę nawet poradzić sobie z tym?*


            -Co postanawiasz? - Zapytała Zmara

     

            *Tak, czas coś postanowić mały książe...*


            Fisk z wielkim wysiłkiem dźwignął się na łapy, po czym zrobił kilka chwiejnych kroków w kierunku Zmary.


            -Mamy sobie do wyjaśnienia kila spraw, ale masz rację to nie jest czas na takie rozmowy. Wiedz tylko, że nie ty tu zawiniłaś, a tylko ja wyciągnąłem pochopne wnioski. Miałem dobre intencje, chciałem żebyś coś zrozumiała, żebyś żałowała za coś czego tak naprawde nie zrobiłaś. Jeśli chodzi o postanowienia, to mam jeszcze obietnicę do spełnienia...


            *W końcu obiecałem, że zabiorę ich do szpitala, czyż nie?*


            Po powiedzeniu tego Fisk skupił się na swoim ostatnim zaklęciu tego dnia. Oboje magów zniknęło z areny, a na ich miejscu została jedynie kartka z napisanym: Koniec pojedynku, jesteśmy w klinice.


    //To już koniec pojedynku, jest to nasza wspólna decyzja. Rozmawialiśmy o tym przez komunikator i uznaliśmy, że ciągnięcie tego dalej byłoby przesadą.//

  13. Czas pojedynku zbliżał się wielkimi krokami, zawodnicy zostali zapowiedzeni przez Alexsuza, a publiczność wyczekiwała z niecierpliwością tego, co jeszcze mają do zaoferowania magowie pojedynkujący się na tej arenie. Po tym co pokazali poprzednicy można było spodziewać się bardzo ciekawych widoków.


    Fisk zdawał się spóźniać do swojej szatni, wśród personelu krążyły już plotki iż nie pojawi się wcale. Jednak punktualność to jedna z jego zalet których się w życiu kurczowo trzymał. Tym razem jednak pośpiech wydawał się mieć daleko idące skutki...


    Na arenie pojawiła się mała, prostokątna powierzchnia falująca niczym muśnięty dłonią staw. Pierwszym, co mógł zauważyć baczny obserwator, był powoli wydostający się z niej... kubek, z jakąś parującą zawartością i napisem “Keep calm and Muffins”, trzymany przez rękę o dosyć bladej karnacji. Kubek został powolutku postawiony lekko z boku, a w ślad za nim podążył talerzyk z na wpół zjedzoną muffinką czekoladową. Talerzyk postawiony został po przeciwnej stronie dziwnego “portalu”.Blade kończyny zaparły się o podłoże i poczęły wydobywać sylwetkę swojego właściciela, który to właśnie sapiąc z wysiłku i burcząc coś pod nosem usiłował wydobyć swoją osobę na arenę.


    -Mogłem kupić większy monitor... - oznajmił przybysz.


    Gdy w końcu udało mu się stanąć na nogach, a jego długie kasztanowe włosy odgarnięte zostały z twarzy odsłoniły wreszcie  oblicze, które zdobiła krótka, przystrzyżona bródka i wąsiki. Okazało się, że jest to nikt inny, jak Fisk Adored, jeden z uczestników następnego pojedynku. Jego facjata przedstawiała zmęczonego człowieka, z podkrążonymi oczami wyglądającego jakby dopiero co wstał z łóżka. Wyglądał na dwadzieścia kilka lat, jednak ruszał się jakby miał sześćdziesiąt i do tego połowiczny paraliż ciała. Jego rozczochrane włosy dopełniały efektu. Ubrany był w czarny podkoszulek z którego do wszystkich uśmiechała się jakaś zezowata klacz o szarym umaszczeniu, również tego samego koloru jeansowe spodnie, zieloną tanio wyglądającą bransoletkę z napisem “Fundacja Ronalda, w pomocy dzieciom chorym na raka”, oraz … niebieskie bambosze. Powolnym, bardzo powolnym ruchem schylił się po swoje niedokończone śniadanie, po czym rozpoczął konsumpcję. Żując przypominał raczej starą bezzębną osobę, która usiłuje uporać sięz wyjątkowo opornym kawałkiem mięsa, niż potężny mag mający zaraz stoczyć pojedynek przed tak liczną publiką.


    Na trybunach dało się wychwycić odgłosy niezadowolenia które pomału stawały się coraz to głośniejsze. Fisk po przytoczeniu w myślach steku starożytnych krasnoludzkich przekleństw, zbyt plugawych by je tutaj zaprezentować skierował w końcu swój wzrok na podłoże.


    -Szlag, bambosze...


    Szybkim łykiem dokończył  kakao, po czym sięgnął ręką poprzez przezroczystą powierzchnię którą tu przybył wyciągając z niej najpierw szary plecak, później parę czarnych, zamszowych butów. Szybkimi ruchami nóg strącił swoje bambosze w czeluść prześwitującej tafli, a za nimi wsadził do środka kubek i talerzyk po czym z kieszeni spodni wyjął mały pilocik z czerwonym guziczkiem.


    HONK! HONK! - Oznajmiło urządzenie po wciśnięciu przycisku, a droga wejściowa poczęła rozmywać się, a chwilę później zniknęła całkowicie.


    Fisk wiedział, że o jakimkolwiek pojedynku w tym stanie może zapomnieć, był jednak przygotowany na taką ewentualność. Z głębin swojego plecaka wydobył około dziesięciu pojemniczków, których etykieta oznajmiała “Wata Cukrowa”, po czym zaczął je metodycznie otwierać. Opakowania jedno za drugim trafiały do jego niezmordowanie pracujących szczęk.


    Fiskowi zawsze wystarczyła kostka czekolady by stać się rozgadanym wesołkiem usiłującym rozweselić pobliskie osoby, to jednak nie była kostka czekolady. Wata cukrowa z ostatniego z plastikowych kubeczków została zjedzona, a ciałem konesera słodkości wstrząsnęła seria silnych, niekontrolowanych dreszczy. Jego plecy wygięły się do tyłu pod nienaturalnym wręcz kątem, a źrenice na chwilę zwęziły się. Z gardła zaczęło wydobywać się prawie że mruczenie oznaczające zapewne ukontentowanie. Plastikowe naczynie wypadło mu z dłoni, a głowę zalała burza doznań. Produkowane w zastraszającym tempie endorfiny, hormony odpowiedzialne za dobry nastrój oraz również za zmniejszanie odczuwanego bólu (co może okazać się bardzo pomocne, jednak Fisk nawet nie zdawał sobie sprawy z tej konkretnej właściwości) rozlewały się po jego mózgu niczym tsunami z siłą tak wielką, że aż przytłaczającą.


    -WOO HOO! - Zakrzyknął gdy jego kręgosłup prostował się do zwyczajowego pionowego ułożenia, a źrenice wracały do swoich normalnych rozmiarów.

    *Jak ten kubek powoli opada...* - pomyślał, po czym zatrzymał jego upadek wysuniętą stopą. Co najdziwniejsze jego zachowanie oraz wygląd stały się tak odmienne od tych sprzed zaledwie chwili, że możnaby pomyśleć, iż jest to inna osoba. Jego twarz promieniowała wręcz pozytywnymi emocjami. Usta rozciągnięte były w szerokim, szczerym uśmiechu, a w oczach dało się wychwycić nieobecną wcześniej radość i figlarność. Szybkimi, okrężnymi ruchami rozruszał zastałe stawy, po czym zaczął się przeciągać i wyginać na wszystkie strony, czasami uzyskując ciche pyknięcie z okolic kręgosłupa. Wtedy też myśli maga przyśpieszyły swój bieg. Przypomniał sobie z kim ma się dzisiaj pojedynkować.


    *Mmmmm..... cukier. Chwilka, chwilka. Alberich, HAHAHAHAH z miejsca trafił mi się Alberich! TAAAAAK! To oznacza, że będę mógł się nie ograniczać, że będę mógł użyć pełni swoich możliwości i nie obawiać się o to, czy przeciwnik odpowiednio szybko zareaguje. Będę mógł sięgnąć po prawdziwą moc! Nasz pojedynek będzie tak epicki, że będą o nas śpiewali pieśni!*


    Naokoło maga w powietrzu dało się zauważyć wyładowania różnokolorowych iskier, jego oczy rozjarzyły się białym blaskiem, a powietrze na arenie wydało się raptem być tak gęste, że można by kroić je nożem. Dało się również słyszeć lekkie buczenie, jak gdyby niedaleko był generator energii elektrycznej. Twarz maga wyrażała teraz dziwną mieszaninę uczuć, wyglądała jak oblicze psychopaty który dopadł w końcu swoją ofiarę. Powodowała nim jednak czysta radość, nie zaś rządza mordu, co też w końcu sobie uświadomił.


    *Jednak to, że jest to Alberich nie pozwala mi korzystać z pełni sił, a gdybym zrobił mu coś złego? Coś, czego medycyna nie byłaby w stanie odwrócić!? NIE! Nigdy bym sobie tego nie wybaczył! Nie mogę skrzywdzić przyjaciela, choćby nie wiem jak bardzo mnie o to prosił...*


    Wyładowania mocy naokoło Fiska całkowicie zniknęły, a jego twarz zasępiła się w wyrazie zrezygnowania. Nie trwało to jednak zbyt długo.


    *Wiem!*


    Mag wyraźnie ożywił się jakąś myślą, po czym wydobył ze swojego plecaka jarzący się wieloma barwami kryształ. Samo patrzenie w jego stronę zatrzymywało wzrok na dłużej niż by się chciało. Piękne refleksy rzucane przez jego powierzchnię hipnotyzowały swoim pokazem świateł.


    *Mogę przecież wykorzystać to samo zaklęcie, dzięki któremu mam jak w zaciszu własnego domu eksperymentować z mocą.*


    Fisk poczekał na pojawienie się swojego przeciwnika, dając mu tyle czasu ile będzie potrzebował, po czym krzyknął zdecydowanie radosnym głosem.


    -Alberichu! Kopa lat przyjacielu! Słuchaj, mam nadzieję, że obaj nie chcemy sobie zrobić krzywdy. Przygotowałem więc zaklęcie, które przeniesie nas do nieprawdziwej kopii tej areny. Jest to zaklęcie wykorzystujące krainę snów z kilkoma autorskimi usprawnieniami. Używam go we własnym domu, by nie zwracać na siebię uwagi otoczenia. Ah, byłbym zapomniał! Wszystko to, co będziemy tam robić zostanie pokazane naszej przemiłej publiczności na.... no będzie telebim, wieeeeelki telebim. Będzie pokazywał nasz pojedynek z wielu ciekawych ujęć. Jest tylko jeden minus, nie udało mi się zachować realizmu bez wyłączania receptorów bólu, więc niestety będzie bolało tak samo. Nie ma jednak ryzyka śmierci, co najwyżej zaklęcie zostanie przerwane.

    *Chyba*

    Możesz najwyżej stracić kończyny i.... Nie, nie, nie do tego nie dojdzie. Co ty na to? Dodam również, że jesteśmy w krainie, gdzie pewna księżniczka ma pełnię władzy nad krainą snów, co powinno być dodatkowym zabezpieczeniem! A gdybyś w jakimś celu chciał wrócić do rzeczywistości, to wystarczy, że zbijesz odpowiednik tego kryształu w alternatywnym wymiarze, a czar przestanie działać. Żeby zacząć po prostu musimy skupić wzrok na krysztale przez dłuższą chwilę. Radzę usiąść zanim to zrobisz, upadek może być bolesny.


    Po wypowiedzeniu tego małego monologu Fisk zaczął się wpatrywać w postać Albericha z nadzieją, wyczekując z niecierpliwością odpowiedzi.


     

  14. Feliks Cherish

     

    Feliks zastrzygł uszami słysząc to co mówi Risa.

     

    -Droga Riso, jestem przekonany, że nikt się tu z nikim nie pozabija, jeśli tylko przestaniemy dokręcać sobie śrubki - Powiedział grajek wyczarowując z rękawa haftowaną chusteczkę z inicjałami F.C w rogu i podając ją Risie uśmiechając się. Chusteczka wydzielała ledwie zauważalny aromat perfum.

     - Dobre domy publiczne nie są tylko tym za co ma je ogół społeczeństwa, są miejscem gdzie po przybyciu każdy traktowany jest w taki sposób by poczuć się dobrze, by móc się zrelaksować. Można tu przyjść jedynie po to by odbyć miłą rozmowę z kimś kto nie wygląda szpetnie oraz jest rozgarnięty bardziej niż przeciętna osoba. Gdyż takie osoby są właśnie w takich miejscach zatrudniane. Wielu stałych bywalców takich miejsc nigdy nie zakosztowała seksualnych igraszek. W czasach takich jak nasze te miejsca są wbrew pozorom jednymi z ostatnich miejsc gdzie zachowała się jakaś kultura osobista. Jeśli oczywiście potrafi się znieść trochę nagości i alkoholu. Szczegóły natomiast mają nam przekazać na miejscu, co nie zajmie już długo. Zresztą możesz polegać na opinii kogoś, kto w kilku takich przybytkach miał już okazję bywać. Nie patrz tak na mnie, grywałem w nich! - Powiedział, po czym zaśmiał się cicho.

  15. Co takiego musiałaby zrobić taka osoba prócz założenia tematów oraz pilnowania poziomu postów (Dłuższe niż 1 zdanie posty itp) oraz ewentualnego ogłoszenia końca pojedynku? Musisz podać konkrety by nie rzucać nic nie wiedzącego człeka na głęboką wodę. Choćby i w podpunktach dla ułatwienia.

    (Nie wiem, czy to dobre miejsce na to, pewnie nie. Ale na drzewku turniejowym możnaby dodać nicki walczących pod obrazkiem by nie musieć przeglądać zapisów w poszukiwaniu konkretnego awatarka. Nie każdy zna wszystkich użytkowników po awatarze. Ułatwiłoby to również organizację, czyli stworzenie pierwszych postów/tematów mających zawierać dany pojedynek dla osoby mającej się tym zająć. Takie moje pięć groszy)

     

    P.S   Mogę dodać napisy do obrazka, jeśli mi wolno. Zajmie to kilka minutek, ale wymaga jedynie odpalenia chćby i MS Painta oraz dobioru odpowiedniej czcionki.

     

    P.S 2 

    Już się tym zajmuję...

    Link do pliku rar z opisanym drzewkiem w 3 formatach http://www.sendspace.pl/file/f465f3ffcda3592a2ba6ce7

    Oraz wrzucone na imgur poszczególne

    http://imgur.com/0DyQ7Jh

    http://imgur.com/CVCe7f3

    http://imgur.com/oCmWFK1

     

    Więcej pomocy mogę udzielić po odpowiedzeniu na powyższe pytanie.

     

    Poza tym strzelić ogłoszenie, że potrzebny wodzirej.

  16. Feliks Cherish

     

    Feliks zaraz po zakończeniu tej małej wymiany zdań wykonał lekkie skinienie głową mniej więcej pomiędzy kamerą, a lustrem znajdującymi się w windzie. Nie wiedział bowiem gdzie dokładnie znajdowałą się aparatura Charona.

     

    -Dobry wieczór Charonie, nazywam się Feliks Cherish i będę chwilowo gościć w waszych progach. Zawsze miło poznać kolejną inteligentną istotę, nawet jeśli nie posiada wspomnianego futerka. Mam nadzieję, że nie pobierasz symbolicznego obola za przeprawę? - Pozwolił sobie na mały żart animalus.

     

    *Hah, czyli miałem większą publikę niż myślałem.*

     

    Po powiedzeniu tego zwrócił się w kierunku Lori

     

    -Pierwsze rozwiązanie również według mnie jest najbardziej odpowiednim - mówiąc to zmrużył lekko oczy kierując wzrok dokładnie na twarz Lori.

    - Chętnie wziąłbym gorący prysznic, uwielbiam to uczucie gdy woda ścieka po caaaałym moim ciele. - podczas mówienia tego na jego ustach zagościł mały uśmieszek

     

    Uśmiech zniknął równie szybko jak się pojawił, a następna kwestia została wygłoszona w kierunku Risy.

     

    -Oczywiście jeśli tobie to rozwiązanie nie odpowiada, zrozumiem. Mamy jednak pracować jako zespół, a ja bardzo cenię sobie zgranie grupy jeśli przyjddzie mi w takowej pracować

     

    Następna kwestia została wypowiedziana znów w kierunku Lori.

     

    -Bardzo cenię sobie stosunki międzyludzkie.

  17. Fisk zastrzygł uszami po usłyszeniu pierwszej części wypowiedzi Zmary, a wcześniej utrzymywane telekinezą wachlarze upadły bezwładnie na piach.

    Słowa które usłyszał ciągle rozbrzmiewały w jego głowie. "Bezużyteczny kawałek złomu". Niczym nie powstrzymywany teraz dym ponownie owiał jego postać zasłaniając go przed widokiem.

     

    *Bezużyteczny kawałek złomu...*  Ciałem Fiska wstrząsały niekontrolowane drgawki. Bardzo dawno nie czuł już gniewu, takiego prawdziwego pierwotnego i niepohamowanego gniewu, który zasłania wzrok krwawą zasłoną, który przesłania wszelkie myśli. *Bezużyteczny kawałek złomu...* Z jego gardła wydał się warkot, bardzo niski i pełen złości.

     

    Oczy Fiska zaczęły się powolutku, coraz to mocniej rozjarzać białym blaskiem. Nigdy jeszcze nie koncentrował w jednym miejscu tyle energii.

    Opary Zmary zaczęły skutkować, głowa zaczęła kiwać mu się na boki, a całe ciało ogarnęły mdłości. Jednak to była tylko mała niedogodność w porównaniu z bólem który właśnie rozsadzał mu czaszkę.

     

    -BEZUŻYTECZNY KAWAŁEK ZŁOMU?! ŚMIESZ WYSŁUGIWAĆ SIĘ INNYMI, A PO ICH SKRZYWDZENIU, PO TYM JAK SIĘ DLA CIEBIE POŚWIĘCAJĄ NAZYWAĆ ICH BEZUŻYTECZNYM ZŁOMEM?! - Wykrzyczał na całe gardło koci mag.

     

    Naokoło Fiska utworzył się stworzony siłą telekinezy, aktualnie bardzo silnej i wspomaganej niekontrolowaną furią wir piasku i żwiru, który to wirował z coraz większą prędkością naokoło niego. Wir był potężny, jego obroty powodowały ryczenie powietrza, a potężna siła obrotowa zasysała do jego wnętrza cały dym z areny, wraz z pomniejszymi przedmiotami. Wśród nich również zapomnianą od początku starcia świecą palącą się czarnym płomieniem. Do wiru dorzucona została również jedna z bomb dymnych które były w posiadaniu Fiska, zawierała ona łatwopalny gaz, który zmieszał się z całym tym dymem. Po zetknięciu z czarnym płomieniem mieszanka zapłonęła gwałtownie czarnym płomieniem skutkując powstaniem gigantycznej sfery o średnicy pięćdziesięciu metrów zbudowanej z prawdziwej burzy piasku i żwiru która poszatkuje wszystko co stanie jej na drodze, duszących gazów zaprezentowanych przez oponenta, oraz aktualnie płonąca dziwnym, niegasnącym czarnym ogniem.

     

    Unoszący się ponad tą sferą Fisk wykonywał bardzo szybkie okrężne ruchy przednimi kończynami, jak gdyby trzymał miniaturową wersję tej sfery pomiędzy łapami.

     

    -SKORO KOŃCZENIE POJEDYNKU JEST DLA CIEBIE WAŻNIEJSZE NIŻ NAPRAWIENIE SWOJEGO BŁĘDU TO ZACIĄGNĘ DO SZPITALA NIE TYLKO VLADA ALE RÓWNIEŻ TWOJE BEZWŁADNE CIAŁO. JEŚLI SIŁA ARGUMENTÓW NIE DZIAŁA NA CIEBIE, TO ZASTOSUJĘ ARGUMENT SIŁY!

     

    W tym momencie zauważył niczym nie osłoniętą już postać Zmary. Stojącą kilkanaście metrów od niego, usiłując zaprzeć się nogami by również nie zostać wciągniętą w gigantyczny wir płomieni.

     

    *To nie będzie ci już potrzebne*

     

    Maska chroniąca głowę przeciwnika zniknęła z jego twarzy, dołączając do Ciągle powiększającego się wiru przed nim, topiąc się w skutek temperatury.

     

    -AAAAAAAAAAHHH!

     

    Fisk gestem przednich łap wypchnął przed siebie swoje wyobrażenie stworzonej kuli, a gigantyczne inferno poniżej usłuchało.

    Z oczu i uszu maga poczęły ciec stróżki krwi, skutek tak wielkiego mentalnego wysiłku. Jego szczęki zaciśnięte były w grymasie zawzięcia, a zęby zgrzytały pod siłą nacisku.

     

    Gigantyczna płomienista apokalipsa o średnicy ponad pięćdziesięciu metrów z wielkim impetem podążała właśnie w stronę przeciwnika.

     

    Skutek wdychanego wcześniej dymu przyszedł znienacka. Krzyk pełen gniewu i determinacji został przerwany bulgoczącym odgłosem wymiotów.

    Zawroty głowy spowodowane wdychanym dymem, oraz wysiłkiem mentalnym osiągnęły szczyt nasilenia skutecznie przerywając koncentrację na telekinezie unoszącej jego ciało w powietrzu. Wzrok tracił szybko swoją ostrość, a poczucie tego co jest górą, a co dołem poszło w diabły wraz z nim. Gdyby ktoś zwrócił uwagę na to co działo się aktualnie z twórcą sfery zobaczyłby spadającą bezwładnie sylwetkę Fiska, który nie był w stanie skupić się na unoszeniu własnej osoby kurczowo ściskającego swoją koronę w taki sposób, by po uderzeniu w ziemię nic jej się nie stało. Zobaczyłby jak uderza ona w ziemię niczym szmaciana lalka i zwija się w mały łkający i duszący się własnymi wymiocinami mieszającymi się z krwią cieknącą z oczodołów i uszu kłębek nieszczęścia marzący jedynie by przestać odczuwać wszechogarniający ból. Dwa efekty, w zupełności wystarczyły.

     

    Wzrok wszystkich skupiony był jednak na tym jak zareaguje Zmara.

  18. *Oj, chyba niechcący poszatkowałem nie coś, a kogoś* - Pomyślał Fisk w momencie w którym kłęby dymu zaczęły się wznosić naokoło niego. Na jego twarzy wykwitł wyraz zakłopotania, na szczęście tą upokarzającą scenę zakrywał już dym.

     

    *Ciekawe, ciekawe. Myśli, że przed zwierzęciem schowa się zasłaniając mi oczy. Ciekawe jest również, czy wie, dlaczego palacze zawsze tak bardzo cuchną dymem kiedy palą. A palenie ogniska? To dopiero się cuchnie! Przecież włosy są częścią ciała która w bardzo łatwy sposób przesiąka zapachami. A jej włosy aktualnie prezentowały się dosyć dobrze. Bujne kłęby nośników zapachów podążały za nią wszędzie. Co tu dużo mówić, po wzięciu porządnego wdechu wprawdzie ten dymek lekko dusi, ale z łatwością mogę wyczuć ziołowy zapach jej szamponu (Elfy? Serio? Elfy istnieją? A w sumie czemu ja się dziwię, widziałem już gadające pastelowe kucyki. BA! Nawet z nimi mieszkam w jednym mieście będąc gadającym kotem do diaska! Dziwnie to toczą się moje losy ostatnimi czasy) nie mówiąc już o nutce swojego własnego. A dobiega on.... mniej więcej zza mnie. Więc pójdźmy w tamtym kierunku*

     

    Fisk podążył więc w tamtą stronę, zatrzymując się w momencie, gdy był już na tyle blisko by wyróżnić nikły zarys sylwetki. Klejnot na medalionie ponownie zalśnił leciutko czerwienią, a przed Fiskiem pojawiła się znana już metalowa tuba wzmacniająca głos. Małym dodatkiem było związanie nóg luźnym sznurem, niewyczuwalnym od razu, ale w przypadku gwałtownego odskoku efekt bywa komiczny.

     

    *To może być wredne, ale zaryzykuję*

     

    -ZIEMIA DO ZMARY! NIE RZUCAMY W PRZECIWNIKA PRZYJACIÓŁMI BO MOGĄ SIĘ NIECHCĄCY POSZATKOWAĆ! I CO JA CI GO MAM TERAZ POSKLEJAĆ CZY JAK?!

    *Hm, może na razie nie powiem jej, że ją wyniuchałem. To może mi się jeszcze przydać.*

    -POZA TYM STRASZNIE TUPIESZ PO TYM ŻWIRZE.

     

    Tak silny głos z tak małej odległości, w dodatku  znienacka ma do siebie to, że jego odbiorca prócz dzwonienia w uszach, może mieć chwilowe problemy z błędnikiem, czyli utrzymywanie równowagi będzie problemem przez najbliższe minuty.

     

    Tuba została odesłana do przestrzeni kieszonkowej, a na jej miejsce pojawiło się kilka wachlarzyków, które wprawione w ruch telekinezą szybko poradziły sobie z dymem naokoło Zmary, a przynajmniej w bardzo małym obszarze naokoło niej. Proces ten odsłonił również wbitą w ziemię pomiędzy nimi tabliczkę z napisanym: "Przepraszam, ale to nauczka za Vlada. Proponuję kończyć. Znam kilku świetnych zaklinaczy w kryształowym imperium. Czuję się za to częściowo odpowiedzialny, więc chętnie was tam dostarczę." Co było dosyć rozsądnym rozwiązaniem biorąc pod uwagę chwilowe problemy ze słuchem których można się było spodziewać.

    Jako wspomnianą nauczkę Fisk odteleportował małą część podłoża spod Zmary. (zakładając upadek na tylną część ciała) Kształt tej małej części przypominał prostokącik z wydrążoną dziurką. Co w jego miejscu pozostawiło ostry niczym igła szpikulec, ochoczo wbijający się w miękkie ciałko. Nie było szans na poważniejsze obrażenia, była to jednak kara za narażanie własnych przyjaciół, co w kodeksie honorowym Fiska miejsca mieć nie mogło.

     

    -Bardzo mi głupio za skrzywdzenie twojego.... eeee znajomego. Pozwól mi proszę pomóc. Dosyć już sobie "guzów" ponabijaliśmy. - Powiedział po raz pierwszy bez swojego uśmiechu zastąpionego na tą chwilę wyrazem totalnego zakłopotania.

×
×
  • Utwórz nowe...