Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Póki co wcale. No, z jedną różnicą. Wpadłam pod samochód i wydobrzałam. A dodam, że to była ciężarówka - odparła. - Coś tam mi mówili, że dopiero się zacznie i że będzie to jak grypa pomieszana z właśnie okresem dorastania. Nie wiem, zobaczymy. Niejedną grypę w życiu przeszłam, więc stawiam, że nie będzie tak źle. A podobno te problemy z apetytem na krew są mocno przesadzone. Zresztą, pół życia jestem na diecie, dam sobie radę - powiedziała, znów się uśmiechając. Atmosfera znacząco się rozluźniła. 

    - A właśnie, wspominałeś o nieprzyjemnych doświadczeniach. To ma powiązanie z tym, że ludzie są tu ponurzy? Możliwe, że wiem mniej niż ty. Nie byłam ani razu w terenie. 

  2. - Proszę, w jakim towarzystwie się obraca nasz mały nietoperz - rzekł Torn, teatralnie obudzonym głosem. Gestykulacja też nie zawodziła - wymachiwał łapami jak wiatrak, wskazując na Pete'ego. Zawsze po alkoholu robił się bardziej rozmowny i energiczny. - Najpierw wampiry, teraz wiedźmy i sabaty. Co następne będzie? Demony? - zapytał. 

    - Hehe - skomentował Meer. Zdaje się, że został uprzedzony o nowym życiu Pete'ego. - A powiedz mi, druhu... Tańczyły te wiedźmy może nago, hę? Młode były, czy może pomarszczone jak śliwki? 

    - A ja słyszałem - odezwał się Albrecht - że to już ostatnio tylko atrakcją turystyczna te całe sabaty. Ile wybuliłeś na wejściu, kolego?

    Co do zużycia trunku, na stole stało już lekko sfatygowane szkło. Chłopcy nie owijali w bawełnę- raczyli się kuflami. 

  3. Palce parę razy niecierpliwie zabębniły o powierzchnię kubka, a Irene wzięła głęboki oddech. Zachichotała z zakłopotaniem, robiąc się trochę czerwona na twarzy. 

    - Nie wiem czy spotkałeś kogoś takiego w stowarzyszeniu, ale tak jakby trochę od tygodnia jestem w trakcie transformacji w wampira. Znaczy coś w rodzaju, nie do końca, ale mniej więcej tak. Rozumiesz, taki drugi okres dorastania, ale nie przejmuj się, nikomu nie zagrażam i wcale nie chcę jeść ludzi - zapewniła szybko. - I myślę normalnie, więc tak jak mówię, nie ma strachu. Mówię to, żebyś potem nie czuł się w jakiś sposób osaczony albo przestraszony, bo ja rozumiem, że tak może być, ale to nie jest tak, że coś ukrywam - mówiła coraz szybciej, wyraźnie się stresując, aż wreszcie zamilkła, mierząc Adama wzrokiem. Zapadła nieco niezręczna cisza. 

    - Jeśli poczułeś się niekomfortowo to powiedz, zrozumiem. 

  4. - Tak, to prawda. Może jeszcze w dodatku jest skrajnie stara i zakurzona jak te książki. - Irene odchrząknęła. Chwyciła oburącz kubek i znów wzięła głęboki łyk. 

    - Słuchaj, mówili mi, że nie powinnam tego ukrywać przed innymi członkami stowarzyszenia, więc powiem ci coś, tak dla bezpieczeństwa, ale obiecaj, że nie uciekniesz ani nic. Zero gwałtownych ruchów - powiedziała asekuracyjnie. 

  5. - Taka jakby wrodzona nekromancja, nie? - zapytała. - Pewnie dobrze mieć takich towarzyszy. Cóż, mam nadzieję, że wszystko się ułoży i do ciebie wrócą. Błędy się w końcu każdemu zdarzają - odparła. 

    - A biblioteka jest w porządku, ale bywa męcząca. I nie lubię bibliotekarki - stwierdziła. 

  6. - Jakby to... Tak, ale jeszcze nie do końca. Też do odblokowania - odpowiedziała, z zakłopotanym uśmiechem wzruszając ramionami. Towarzystwo Irene było całkiem pozytywne, na pewno przez to, że często się uśmiechała i wydawało się to być szczere. 

    - Mam parę umiejętności, które są w stanie larwalnym. Jakiś czas temu miałam poważny wypadek i gdyby ktoś mi nie pomógł, to byłby koniec. Nie wiem na ile jesteś zapoznany z tym wszystkim co tu się dzieje, nie mów nikomu, ale osobiście uważam, że straszny tu mają burdel. Nie do końca rozumiem na czym polega moje szkolenie i jest strasznie chaotyczne. Dodatkowo całe dnie się tutaj snuję i czytam książki, bo nikt nie daje mi nic do zrobienia. Też tak masz? I jakie  masz zdolności  do  odblokowania? - zapytała, upijając kolejne łyki kawy. 

  7. Załodze plecaka absolutnie nic się nie stało, wszystko było na swoim miejscu, wszystko w dobrym stanie. 

    Po chwili rozległ się dźwięk gotującej się wody, pstryknięcie czajnika i nowo poznana adeptka zasiadła w fotelu z kubkiem parującej cieczy, niemal się w nim zapadając. Za oknem wciąż panowało ciemnoczerwone niebo, niepokojąc i strasząc. Adam widział, że Irene również czasem tam zerka. 

    - To co? Masz jakieś tajne zdolności? - zapytała. 

  8. - A gdzieś ty niby  - tu Meer czknął tak, że knajpa niemal zatrzęsła się w posadach - sukkuba złowił? - zapytał. 

    - Pewnie się zgrywa - wtrącił Torn. - Ale jeśli po każdej nocy z "sukkubem" będzie przynosił alkohol, to ja się jak najbardziej zgadzam. Wyrażam zgodę na ten związek - stwierdził krasnal, mrugając do Pete'ego niedyskretnie. W międzyczasie podszedł do nich Typowy Doker i wyciągnął łapę do wampira. 

    - Albrecht - przedstawił się. 

  9. Pokój socjalny był na piętrze, wielkością przypominał mniej-więcej gabinet Franka Benu. Było tam całe mnóstwo foteli, od starych, przez nieco bardziej nowoczesne. Wszystkie ustawione po cztery wokół małych stolików z kolorowego szkła. Wyglądało to wszystko przytulnie, zwłaszcza że przy każdym stoliku stała lampa oświetlająca segment ciepłym światłem.

    Pod jedną ze ścian znajdował się aneks kuchenny. Adam mógł dostrzec ze swojego miejsca czajnik elektryczny, ekspres do kawy, lodówkę, mikrofalówkę i szafkę, w której zapewne znajdowały się sypkie produkty. 

    - Chcesz coś do picia? Ja się obsłużę kawą - stwierdziła Irene. Na oparciu fotela zawiesiła płócienną torbę, która jej towarzyszyła i czarny płaszcz.

  10. - Ao wizisz, przybyem z podróżżży - wybełkotał, wstając niepewnie zza stołu. Legendarny refleks i zwinność łowców w tym momencie mogłyby zostać podane w wątpliwość. - Żeby zobaszyć starych znajomych! - odparł, podchodząc do Pete'ego z rozłożonymi rękami. Teraz alkoholowa atmosfera niemal ożyła w nosie młodego wampira. Meer powiesił się na wampirze, serwując mu nietrzeźwy uścisk, a Torn stał w kolejce, widocznie zachęcony złocistym trunkiem trzymanym przez Pete'ego. 

    - Czy to jest to co widzę? - zapytał, pokazując paluchem butelkę. Torn, chociaż lekko podchmielony, był w znacznie lepszym stanie niż Meer, a była to wina jego krasnoludzkej egzystencji. 

    - A tu takie zmiany, takie zmiany... Powiedz no, Pete, jak to się stało, bracie? - zapytał bełkotliwie Meer, starając się odkleić od wampira i zachować pozycję wertykalną. Miał przy tym minę tak zmartwioną, jakby miał się zaraz rozpłakać. 

    Nieznajomy również wstał od stołu, a jego stan był czymś pośrednim między Tornem, a Meerem. 

  11. - Tak, tak, źle ułożyłam pytanie. Chodziło mi raczej o to, jak to się stało że tu jesteś. Ja jestem z kolei z Czarnogóry, ale tam tylko mieszkałam. Pochodzę z Danii - wyjaśniła. - Może pójdziemy gdzieś pogadać? Nie ma co tak stać w korytarzu. Zdaje się, że mają tu taki pokoik, w którym można posiedzieć i odpocząć między misjami. Ja mam misję dopiero jutro, więc jeśli masz czas, możemy iść na kawę albo herbatę.

  12. Ręka została natychmiast mocno uściśnięta. 

    - Irene Lauridsen - przedstawiła się. - Miło mi. Nie znam tu zbyt wielu ludzi, a ty jesteś chyba pierwszym, który jest młodszy niż reszta. Z wyjątkiem takiego okularnika, ale szedł prawie po ścianie jak mnie zobaczył i nie chciał za bardzo gadać. Skąd jesteś i co tu robisz? Nazwisko słowiańskie. Czechy? Polska? - zapytała bardzo zresztą entuzjastycznie. 

  13. - Wspaniale! I nie, nie, ja go powiadomię - odparł Benu, spuszczając wzrok i skupiając się już na czymś innym, zapewne na papierkowej robocie. 

    Adam trafił na adeptkę w drodze do biblioteki, akurat kiedy z niej wychodziła. 

    Była raczej niska, ale dość szczupła. Miała czarne włosy kończące się nieco powyżej ramion i proporcjonalną, nieco dziecięcą twarz nie bez wdzięku. Na sobie zaś miała czarną sukienkę nad kolano, przylegająca do ciała. Sportową, co podkreślały trampki. 

    Dziewczyna uśmiechnęła się przyjazne, widząc Adama. 

    - cześć! - zawołała.

  14. - Nie jestem Vastajem. Nie do końca wiem, jak powinnam się nazwać - odpowiedziała, ani na chwilę nie tracąc tej dziwnej, prymitywnej pewności siebie. Wykonała okrężny gest nadgarstka i pomiędzy dnem, a krawędzią dziury wyrosły korzenie, po których istota lekko wspięła się, równając się poziomem z Vasco i Taliyą. Teraz dopiero ją zobaczyła, gdy dziewczyna wstała prędko i otrzepała się, próbując przywrócić resztki godności. Przy roślinnej, barwnej i atrakcyjnej "bogini" wyglądała jak szary wróbel. 

    - I tobie też jestem winna przysługę, jak się zdaje. Nazywam się Zyra i jestem wdzięczna za ratunek. Możliwe, ale tylko możliwe, że biały gad i ja mieliśmy drobną sprzeczkę - wyjaśniła. 

     

  15. Drzwi były zabezpieczone luźnymi obecnie dechami i w środku panował przeciąg. Paliło się parę świec przy stole, przy którym siedział Torn i Meer, jeden z obecnych łowców i znajomków krasnoluda i jego wampirzego kumpla. Prócz nich był też jakiś nieznajomy typ, cała trójka grała w karty. W nozdrza Pete'ego uderzył mocny zapach gorzały w powalającym połączeniu z ostrym, ziemnym zapachem grzybków halucynogennych, dosyć drogim i niezbyt szkodliwym narkotykiem. 

    - Ło, patrzcie kto przytaszczył blade dupsko - skomentował bełkotliwie Torn. 

    - Pete, mordo! - Meer zareagował znacznie bardziej entuzjastycznie, wywalając w powietrze karty trzymane w ręce. - Lata cie nie widziaem! 

    - A ten to kto? - zapytał wąsaty, rudy nieznajomy. Wyglądał jak typowy pracownik portu i mimo białej, grubej tuniki wampir mógł przysiąc, że pod nią kryły się rubaszne tatuaże. 

  16. - Nie było to łatwe. Nigdy nie jest. Ale dbamy o swoich ludzi i jesteśmy w stanie walczyć o nich z samą śmiercią - odparł Benu. - Bez obaw, mój drogi. Będziesz tam dla nauki. Poza tym, szykujemy zasadzkę i tym razem będziemy znacznie bardziej ostrożni niż ostatnim razem, za który pani doktor Richardson zapłaciła życiem - zapewnił. - Więc jak, zgadzasz się? Jeśli tak, to możesz śmiało porozmawiać z tą drugą adeptką. Powinna obecnie siedzieć w bibliotece. 

  17. - Przy pomocy drogiego Anubisa. Właśnie, Adamie... Mniejsza z przekonaniami o ludzkich zmianach, powiedz mi lepiej, co byś powiedział na wycieczkę? Pomyślałem, że mógłbyś pomóc naszym łowcom, a przynajmniej czegoś się od nich nauczyć. Byłbyś piątym uczestnikiem. I byłaby tam też adeptka w twoim wieku... Mniej-więcej, jeśli pamiętam. To jak? Jak decyzja? - zapytał. 

  18. REDWATER

    Ogród był całkiem miłym zaskoczeniem. 

    Porastały go dość bujne, tropikalne krzewy i palmy i był ostoją, niemal oazą pośród całego tego śliskiego, cuchnącego otoczenia. 

    Była pokręcona, wybrukowana ścieżka zwieńczona kamiennymi ławeczkami, była mała fontanna, a nawet strumień. Red słyszał świegot ptaków, które musiały znajdować się gdzieś w klatce za żywopłotem. Widział też parę roślin, które obrodziły w kolorowe owoce. 

    - No, dobra, chodź tutaj! - syknął Copper, zakradając się za najbliższy płot. Dał znak Redowi, żeby opuścił kratę. 

     

    ROSE

     

    Roo przewróciła oczami w lekkim niecierpliwieniu i machnęła kopytkiem. 

    - No, dalej. Musisz ćwiczyć talent aktorski, bez tego ani rusz! Nie wstydź się, jesteśmy tu same. Ale szybciutko, bo czeka nas sporo innych lekcji! - zachęciła. 

     

  19. REDWATER 

     

    Im bliżej krat, tym bardziej doskwierał mu nie tyle głód, co uporczywy zapach zgnilizny. Nie był to zapach gnijących od wilgoci liści, ale smród trupa, od którego żołądek Reda się buntował, wprawiając go w malutki kryzys egzystencjalny. 

    Niemniej źródła zapachu nigdzie nie było widać. Były co prawda zakratowane odnogi rur, ale oczy jednorożca nie wychwyciły tego, co jego nos. 

    W końcu nad głową Reda pojawiła się sylwetka Coppera, który zaczął się szarpać z kratą i w końcu, po wielu trudach ją otworzył, robiąc przy tym dramatyczny hałas. 

    - Gotowe! - zawołał z triumfem. Rozległ się kolejny hałas, kiedy z góry zjechała podrdzewiała, metalowa drabinka i skosem ustawiła się niedaleko od dna kanału, wprowadzając nadzieję do śliskiego, odrażającego świata kanałów. 

     

    ROSE

     

    - Nie chcesz? Dlaczego? - zapytała Roo, przybierając na pyszczek autentycznie zmartwiony wyraz. - Tu naprawdę nie jest źle. Nie wiem, czy prędko znajdziesz coś lepszego w mieście. Wiesz, większość mieszkańców jest dosyć stronnicza. I bardzo cenią sobie lojalność. Ale z drugiej strony... - tu głęboko westchnęła - to twój wybór. Dobrze. Poczekaj. Hmm... - rozejrzała się po pokoju i zatrzymała wzrok na talerzu obsadzonym owocami. Pokręciła jednak lekko głową i znów spojrzała na Rose. 

    - O, już wiem. Zaczniemy od czegoś, co wydaje się być proste. Wyobraź sobie, że jestem ogierem i spróbuj mnie uwieść. Najpierw zrób to mową ciała - poprosiła. 

  20. Karczma nie znajdowała się w miejscu szczególnie turystyczne uczęszczanym. Ot, kamienica dwie uliczki od rynku. Torn odziedziczył segment owej kamienicy, a to dawało mu możliwość założenia nie tylko karczmy, ale i gościńca. Pete znał takich, co zrobiliby z tego burdel. 

    Póki co fasada budynku nie zachęcała i widać było, że krasnolud dopiero rozwija interes. Szkło w niektórych oknach było wybite i zasłonięte deskami. Od środka świeciło się słabe światło, ale tylko na parterze, dając znak czyjejś obecności. 

    Cała reszta zdawała się być opuszczona. 

  21. Benu pomasował skórę na czole między brwiami w zadumie. Westchnął głęboko i jakby ze zrezygnowaniem. 

    - Nie wiem, nie wiem, Adamie. Sam nie wiem. Można zażartować, że jako bóstwo solarne zawsze widzę światełko tam, gdzie inni widzą ciemność. Czy można winić człowieka za to, że w złej chwili został omotany? Zobaczymy, wszystko zobaczymy. Nie widziałem się z tą dziewczyną. Ale spójrz tylko, w organizacji pracują istoty, które są uznawane za mroczne, a wszak chronią ludzi. Może to jest cel? Rozumiesz, nie likwidować, a rozumieć. Kogo tylko się da - odparł Benu filozoficznie.

  22. Benu wpadł w chwilową zadumę nad tym, co powiedział Adam.

    - Wiadomym jest, że nekromancja jest magią moralnie wątpliwą. Nie uważam jednak, że powinniśmy spisywać adeptkę na straty, bo jest w wieku - jak mniemam - zbliżonym do twojego. Może jeszcze da się ją zwrócić na dobre tory, tego nie wiemy. Niemniej jej mistrz jest stracony, a im dłużej ona pozostaje pod jego wpływem, tym trudniej będzie ją nawrócić. Być może jej gniew jest spowodowany wewnętrznymi wątpliwościami? Nie wiemy, póki się tego nie dowiemy, a nie dowiemy się póki jej tu nie sprowadzimy. Jedno jest pewne. Nekromancja to wynaturzenie i należy ją wyplewić. Owszem, my również przywróciliśmy do życia doktor Richardson, ale nie zachwiało to porządkiem świata. Dobrze że mi to mówisz, Adamie. Nie wspomniałeś jednak, co za czynność w wykonaniu adeptki tak cię przeraziła. Co było dalej? Rozeszliście się w swoje strony? Próbowała coś ci zrobić? Jak zakończyła się potyczka? - zapytał. 

  23. Karczmarz szybko rzucił okiem na mieszek, który wylądował na jego dłoni. Rozchylił go, szybko przeliczył i kiwnął głową, a butelka złotej cieczy wylądowała w ręce młodego wampira. 

    - Na zdrowie - powiedział karczmarz, zabrał pozostałe dwie propozycje i zamknął drzwi, wracając do obowiązków. 

    Teraz pozostawało jakoś trafić na karczmę Torna. Zapewne jeszcze nie funkcjonowała w pełni, bo i krasnolud dopiero co porzucił łowców. Pytanie gdzie jej szukać, czy też jak szukać żeby zapewnić sobie w miarę bezpieczeństwo.

×
×
  • Utwórz nowe...