Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Okazało się, niestety, że lewy sierpowy pod wodą nie działał najlepiej, ale kosztował dużo energii. Za włosy udało mu się złapać, jako że były dosyć długie. Kątem oka pod wodą zobaczył świecące ślepia i nawet jeśli obraz był zamazany, twarz wydawała się być... No cóż, z pewnością nie tak piękna jak przed chwilą. To co musiał zrobić to wynurzenie się na powierzchnię i wydanie rozkazu. 

    Póki co jednak kolejną niespodzianką było to, że czymkolwiek Anna była, siłą Adamowi nie ustępowała, a i jej przewaga polegała też zapewne na tym, że nie potrzebowała tlenu. Adam poczuł palący, ostry ból w karku. Adrenalina wzrosła. 

  2. - Może być bez liściku pożegnalnego. Widziałeś tu kiedyś łowcę, który byłby wampirem? Ja widziałem. I dla dwóch innych nie skończyło się to dobrze. Eksperymentowałem. Chciałem przyjąć go z powrotem, bo równie żarliwie jak ty dalej chciał je zwalczać. Ale nadszedł głód. Chłopcy nie zdążyli się przygotować, bo ufali mu jak dawnemu koledze, którym już nie był. Po wszystkim zostały dwa pozbawione krwi trupy i jedna obrzydliwa plama na podłodze. Miałeś już fazę głodu? - zapytał.

  3. Niestety na tym wszelki romantyzm się skończył.

    Adam został dosyć gwałtownie pozbawiony równowagi przez podcięcie, a potem nagle zrobiło się ciemno i zimno. Został wciągnięty do wody, a poprzedni, miły uścisk zmienił się w niemal żelazny uchwyt. Trzymała go za nadgarstki, boleśnie wbijając w nie zbyt długie pazury.

    Problem z Hetmanem i Wilkiem był taki, że nie mogli pomóc Adamowi bez wypowiedzenia rozkazu, nawet jeśli mieli taką wolę. Słowo rzucone przez niego było przepustką w świat materialny. 

    Póki co więc Adam topiony w płytkim jeziorku był pozostawiony sam sobie. 

  4. - No dobrze. Niech tak będzie. - Anna przez chwilę przyglądała się twarzy Adama. W bladym świetle księżyca wyglądała całkiem normalnie, a nawet bardzo ładnie. Pod wpływem impulsu prawdopodobnie, po lekkim zawahaniu objęła chłopaka i mocno przytuliła. Tym razem żaden z duchów nie skomentował, nawet Wilk lubujący się w złośliwościach.

  5. - Przysięgasz, że się zobaczymy? - zapytała. - Możesz mi to przysiąc? 

    - "...A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie, ani na niebo, bo jest tronem Bożym; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla.  Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz nawet jednego włosa uczynić białym albo czarnym." Ewangelia według świętego Mateusza - odezwał się Hetman. 

  6. Mistrz spojrzał na Pete'ego niemal współczującym spojrzeniem. Podniósł stary sztylet leżący na blacie. Był inkrustowany srebrem, poczerniały i miał długą historię. Przez dziesiątki, setki lat przekazywany od Wielkiego Mistrza do Wielkiego Mistrza jako dowód uznania i symbol najwyższej pozycji w bractwie. Mistrz zaczął oglądać sztylet, przyglądając się szczegółowym wzorom na ostrzu. 

    - Walczył zawsze dwoma nożami. Oba były pokryte srebrem, tak jak to czynimy tradycyjnie z naszą bronią, srebro bowiem działa na wampiry wyniszczająco. Otóż miał ze sobą papier, na którym to napisał list. Położył list, zabrał jedno ze swoich ostrzy i dźgnął się nim w serce - odpowiedział i spokojnie odłożył sztylet z powrotem na biurko, znacząco patrząc na Pete'ego. 

  7. - Cały i zdrowy, cały i zdrowy... Choć w nieco innej formie - stwierdził swoim monotonnym, spokojnym głosem i kaszlnął. - Spójrz na mnie, chłopaku. No już. Udowodnij, że wciąż jesteś łowcą i nie brak ci odwagi - Tu już pojawił się ton ojca nadającego reprymendę nieposłusznemu dziecku. Jone został z tyłu, nie otrzymawszy innego rozkazu. Atmosfera była nieco luźniejsza, choć przecież i tak nie dało się oczami wyobraźni przywołać Wielkiego Mistrza wpadającego w szał. 

    - Miałem kiedyś przyjaciela, wiesz, Pete? Łowcę. Jednego z najstarszych i najskuteczniejszych. Reputacja lepsza nawet niż ta od Jone. I pewnego razu... Stało się to, co dzieje się zawsze. Trafił na silniejszego. Ale wampir nie dał mu umrzeć. Nie wystarczyła mu jego krew. Ugryzł go, dając mu nowy początek, jako wampirowi. Wiesz co zrobił, jak już się obudził? 

  8. - Masz na myśli... Nie będzie cię tutaj przez te najbliższe dni? Ani razu się nie zobaczymy? - W głosie zabrzmiało ogromne rozczarowanie. - Miałam nadzieję, że popłyniesz z powrotem ze mną. Że pokażesz mi co i jak, poprowadzisz w... Cóż, świat jest teraz dla mnie nowy. Nic się nie da zrobić? - zapytała. Chwyciła w chłodną dłoń rękę Adama, drugą zrobiła to samo z jego drugą ręką. 

    Wilk zarechotał do ucha chłopaka. 

  9. - Dobrze wiedzieć. Witaj, Mistrzu - powiedział Jone, kiedy już pchnął drzwi. Przyklęknął na jedno kolano, w ten sposób pokazując Mistrzowi szacunek. Był to stary wśród łowców zwyczaj. 

    Przy wielkim, dębowym biurku siedział sobie starzec. Wielki Mistrz miał siwą brodę, łysą czaszkę i przenikliwe spojrzenie. Mało kto z łowców dożywał starości, tym bardziej nie należało staruszka bagatelizować, zwłaszcza, że do niedawna prowadził czynną służbę. 

    - Tak, tak, witaj Jone. I... czy moje oczy dobrze widzą? Pete. Podejdź tu do mnie, chłopcze. Pokaż się. No już, co żywo. - Machnął chudą, kościstą ręką, nakazując Pete'emu zbliżenie się. 

  10. - Dowiemy się zapewne jutro. Tymczasem pozwól, że załatwię sprawy urzędowe. Jeśli będziesz mnie szukał, najprawdopodobniej znajdziesz mnie idąc w stronę lasu. Jest tam niewielki stary cmentarz z kaplicą. Cenię sobie tradycję - wyjaśnił, skinął głową na pożegnanie i ruszył w stronę siedziby, zapewne złożyć raport. 

    A w świetle księżyca, gdy Lars już się oddalił, Adam zauważył odbijające się od powierzchni wody światło i stojącą nad brzegiem postać. Anna patrzyła w jego stronę, najprawdopodobniej niepewna czy podejść, czy też poczekać. Wypadałoby się pożegnać. 

  11. Torn spojrzeniem wyrażał podobne przerażenie do tego towarzyszącego Pete'emu. Po chwili jednak kontakt się urwał, bo weszli do środka. 

    Niemal za każdym razem kiedy tylko kogoś mijali, reakcja była taka sama. Najpierw zaskoczenie, raczej pozytywne; potem nagła zmiana nastroju i ochłodzenie atmosfery. Tyle, że większość łowców była w terenie albo w swoich siedzibach, więc Pete nie widział zbyt wielu "braci".

    Szli korytarzem oświetlonym pochodniami aż do holu. Jone zaczął wspinać się po schodach w stronę pokoju w którym rezydował Wielki Mistrz. I wreszcie nadeszła ta chwila. Łowca zapukał, zza drzwi odpowiedział mu zachrypnięty głos. 

    - Czy twoje jedzenie musi żyć? - zapytał jeszcze łowca, nim otworzył drzwi.

     

  12. - Prawdopodobnie za mało wody. Nie może pozostawać dłuższy czas poza wodą, bo ostatecznie zginie. Jako człowiek musiała się utopić i powróciła jako wodny demon. Boginka, rusałka, topielica - jak zwał, tak zwał. Przez ostatnie setki lat musiała spać, a topielcy których zawezwała jako bezwolne marionetki jej służyły. Tym razem udało się załatwić to ugodowo, ale zazwyczaj istoty tego sortu próbują cię utopić, zawieszone między życiem, a śmiercią. To jedna z istot nadprzyrodzonych powstałych z człowieka, rzadko kiedy da się je udomowić. O wiele łatwiej jest z tymi, które od zawsze były nadprzyrodzone, bo są świadome. Anna zostanie przetransportowana z powrotem do Europy Wschodniej i będzie pod stałą kontrolą tamtejszego oddziału. Czy masz jeszcze jakieś pytania? - zapytał. 

  13. Odpowiedź nie padła. Samochód ruszył. 

    Zatrzymywali się parę razy, głównie przez Annę, która o ile starała się zachować spokój, o tyle treści żołądka już nie dała rady. Tak więc po wielu bojach w końcu udało się dotrzeć do siedziby Stowarzyszenia. 

    - Nieopodal jest staw - poinformował Lars, kiedy już wysiedli z samochodu. Na to wspomnienie Anna, jeszcze bledsza niż zazwyczaj i trzymająca się za brzuch pomknęła w tamtą stronę jak na złamanie karku. 

    - Gdzie mieszkasz? - zapytał mentor, kiedy zostali sami obok samochodu. - Mogę cię odwieźć, jeśli to niedaleko. 

  14. I jak na zawołanie otworzyły się drzwi i wyszedł przez nie... Torn. 

    Jone nie przejął się zbytnio, przynajmniej z początku. Torn natomiast wprost przeciwnie. Gdyby Pete go nie znał, broda zakrywająca większość twarzy uniemożliwiłaby odczytanie emocji. Ale były drobne symptomy zdradzające osłupienie, a zaraz potem przerażenie. Krasnolud nie był dobrym aktorem, ale zaskoczenie w tym wypadku pomogło. 

    - Pete, ty żyjesz! - rzucił, starając się żeby brzmiało to wiarygodnie. Starał się trochę za bardzo. - Też mi niespodzianka, ty stara dupo, gdzie cię poniosło, co? - zapytał. Eks-łowca mógł być niemal pewien, że pod hełmem Torn zaczynał się pocić. 

    - Daj spokój, Torn. Widzisz, że nie do końca żyje. Ale nie przejmuj się, wyjdzie na łowcę - wyjaśnił Jone, prąc do przodu. Torn rzucił Pete'emu pytające spojrzenie. 

  15. - Jest żywy? - zapytała. - Czym się go karmi? Może działa na ogień? 

    Usiadła na tylnej kanapie, trochę bardziej pewnie. Kilka razy wypróbowała miękkość siedzenia. 

    - Jak bardzo miękkie łóżko, ale bez słomy. Tu się śpi? Trochę krótkie - stwierdziła. - To trochę jak dom, ale przenośny. Bardzo mądre. - Widać było, że usilnie starała się znaleźć pozytywy tej jakże nieprzyjemnej sytuacji. Chwilę później wrócił Lars i usiadł za kierownicą. 

    - Samochód będzie warczał. Jest bardzo głośny i bardzo szybki, ale się nie bój - wyjaśnił oschle. Właściwie cały czas miał bardzo oszczędny w emocje wyraz twarzy i ton głosu. 

    Anna powstrzymała się żeby na niego nie nasyczeć. 

    - Swoją drogą, Adamie... Muszę cię pochwalić - poinformował, odpalając samochód. U topielicy wywołało niemały szok, zwłaszcza że stary Nissan do cichych nie należał, a amortyzatory działały, tyle że topornie. W samochodzie czuć więc było dosyć konkretnie wyboje. 

  16. - Nie będziemy tu nocować - odparł. - Sądziłem, że potrwa to dłużej. Ale jeśli tak nie jest, to wrócimy już teraz. To dwie godziny drogi. Pójdę się odmeldować, a ty wytłumacz dziewczynie, czym jest samochód - powiedział i rzucił chłopakowi kluczyki od Nissana na minutę przed tym, jak dotarli na parking. Anna nie wyglądała na zadowoloną widokiem hoteliku i parkingu. Chwilowo nikt nie przejeżdżał drogą, więc nie miała też się czego przestraszyć. 

  17. - A...aha - stwierdziła. Dawna, prosta dziewczyna ze wsi raczej nie znała się za bardzo na słownictwie związanym z polityką. Zatrzymała się dopiero kiedy weszli na drogę, nieufnie przyglądając się latarniom. W tym świetle było widać, że skóra dziewczyny jest szaroniebieska, jakby zbyt długo przebywała w zimnej wodzie, oczy lekko podkrążone, a paznokcie u dłoni dziwnie ostre. W niektórych miejscach jej skóra błyszczała jakby światło odbijały łuski, choć nie było ich widać. Wyglądała młodziej niż się wydawało i w całej jej upiorności można było znaleźć osobliwy urok.

    - Co to jest? Ogień? - zapytała, wskazując na latarnię. Było jasne, że do hotelu raczej nie wejdzie głównym wejściem. - A to... kamienny trakt? Tak? - zapytała, stopą dotykając niepewnie asfaltu. 

  18. Brodacz rzucił okiem w stronę Gassota, a potem znów spojrzał na most. Cóż, Noxianin został zignorowany. Drugi natomiast prychnął jakby słowa chłopaka rzeczywiście go rozbawiły. Może istotnie tak było?

    - W górach umierają ludzie! Idzie wróg, musimy przekazać to królowej! - zabrała głos Taliyah. Była wzburzona, a na jej twarzy emocje było widać niemal natychmiast. 

    - No to tak jak zawsze. Powiedz mi coś nowego - odparł strażnik. 

     

  19. - Wyobraź sobie, że nie byłeś jedynym tematem rozmów. Nie wiem,  nie pytałem. Pewnie jak zobaczą że nic ci nie jest poza zmianą stron, będą chcieli cię zabić. Pewnie tak. Nie można powstrzymać instynktu łowcy. Ale wiesz co? Mało kto mi się sprzeciwia. Wszystkim wydaje się, że jestem szaleńcem. Zabawne, co? - zapytał. 

    I oto niedaleko wykwitła siedziba łowców. Budynek z szarego kamienia odgrodzony murem od ulic miasta, dość wysoki, przypominający miejskie budynki administracyjne. Tyle, że w przeciwieństwie do reszty budynków sięgał głęboko w dół - miał całkiem rozbudowany system lochów połączonych z kanałami pod miastem. To często służyło łowcom za element zaskoczenia. 

    Podeszli do bramy. Jone otworzył skrzydło drzwi - nigdy nie było zamykane, bo też każdy wiedział, że wejście tam nie ma sensu jeśli nie liczy się na przykre konsekwencje. Póki co na dziedzińcu nie było nikogo. 

    - Spietrany? - zapytał Jone. 

  20. - Do usług - odparł Hetman. 

    Się wie - dodał Wilk. 

    - Co to znaczy, że  zmienił się świat? - zapytała, idąc za nimi. Kiedy szła, rozlegało się mokre człapanie - cały czas ociekała wodą, wyglądając nieco jak znana postać z japońskich horrorów wychodząca z telewizora. 

    Adam tymczasem czuł, jak z zimna i wilgoci zaczynają mu drętwieć ręce i końcówki palców. 

     

  21. To zawsze wyglądało tak samo. I zawsze było równie ekscytujące.

    Nagle zrobiło się nieco chłodniej, zza pleców Adama zaczął wiać porywisty wiatr. To była szarża husarii pod przewodnictwem Hetmana - rząd widmowych, lekko zielonkawych jeźdźców, który z hukiem podobnym gromowi z powietrza zniżył się na ziemię i zaatakował topielce. Wilk ustawił się odpowiednio i przeładował karabin. Zaraz potem rozległy się odległe strzały. Utopce tym razem były bez szans, zwłaszcza, że widmowych jeźdźców - z racji tego, że byli martwi od dłuższego czasu - nie można było zranić. Utopce darły się koszmarnie wydając z siebie skrzeczące dźwięki wbijające się boleśnie w uszy. Najbardziej jednak bolało to prawdopodobnie Annę. 

    - Możemy chyba wracać - poinformował Lars, kiedy już na plaży zapadła cisza i pozostały same ciała. - Będziesz musiał wyjaśnić Annie, jak zmienił się świat. Chodźcie - rzekł i ruszył z powrotem w stronę hotelu. 

  22. - Dobrze. Dobrze. Pójdę - zdecydowała w końcu po dłuższej chwili. Odwróciła się w stronę utopców i odetchnęła głębiej.

    - Odejdźcie! - krzyknęła. Nie przyniosło to efektu, dalej szły w ich stronę. - NATYCHMIAST. - Dalej nic. 

    - Jeśli znajdziesz się w odpowiedniej odległości, odejdą. Nie mają duszy - to tylko ciała kierowane twoim umysłem. Jeśli odejdziesz, na powrót staną się tylko martwymi, utopionymi ludźmi. Adam może je... zatrzymać - odezwał się Lars. - Prawda?

    Dziewczyna ponownie spojrzała na niego pytająco. 

     

  23. - Krzywdę? Nie, są niezwykle mili. Pomagają mi, przynoszą jedzenie... - Można było domyślić się, jakie to było jedzenie. - ... A jeśli macie rację? Jeśli moja rodzina nie żyje? Wtedy będą jedynymi przyjaznymi duszami, które mi na tym świecie zostały! - jęknęła. 

    - Musisz podjąć decyzję. Oni nie są żywi. Robią to, co im każesz...

    - NIC IM NIE KAŻĘ!

    - ...Podświadomie. 

    Utopce były coraz bliżej. Nie spieszyły się, ale do nozdrzy chłopaka dotarł ich obrzydliwy, mulisty smród. 

×
×
  • Utwórz nowe...