@donard - co do Patelni, jako miejsce "startu", to nie mam najmniejszych zażaleń. Sam często się ze znajomymi tam umawiam.
Co do Paradoxu - wszyscy mówią, że klimat i etc. Sam uważam, że jest to tęsknota za tym, co było. Wyidealizowaną wizją przeszłości. Bez podziałów, elity, gimbazy, kiedy się wszyscy kochali i było pięknie (uprzedzam ewentualne odpowiedzi - celowo podałem przymiotnik "wyidealizowaną").
Zresztą o ile dobrze pamiętam, to nie siedziało się cały czas w Paradoxie. Przynajmniej od kiedy ja byłem na meetach (okres od 28 kwietnia 2012 roku). Kilka godzin w Paradoxie, potem wyjście do KFC na przeciwko dh Smyku, potem wypad "po blindbagi". I na sam koniec na Patelnię. Niby cały czas to samo, ale to wytwarzało pewien "rytuał", nadający poczucia stabilizacji i przynależności do grupy.
Zaznaczam jednak, że mój niemal idylliczny wygląd ostatnich meetów "przednocnych" jest pod wpływem sporej dawki sentymentów (pierwsze meety, czy wogóle coś pierwszego zawsze smakuje najlepiej).
Jak jesteśmy już przy Paradoxie, to zarzucę jeszcze jednym aspektem "dlaczego meety są gorsze". Kucykowość meetów.
Nie oszukujmy się, dzisiejsze meety z kucykami mają tyle wspólnego co Atomówki z projektem Manhattan. Pamiętam do dzisiaj swój pierwszy "zwykły" ponymeet. Przychodzę do Paradoxu, patrzę, a tu masa figurek na stole, wszyscy się witają, dają mi się podpisać na liście. Ludzie mają przypinki, koszulki. Tematyka towarzyska, ale było też sporo o kucykach (między innymi dzięki nieobecnemu już Markowi). Niektórzy pokazywali arty.
A teraz co jest kucykowego w meetach? Czasem przewiną się przypinki należące do mnie, Szaniasa czy Twichy'ego (no i okazjonalnie innych). Koszulek prawie nie widać (nie licząc "nowych" pegasis). Figurki? Jakie figurki? A lista? Pamiętam, jak się co poniektórzy cieszyli, jak po dwóch miesiącach na jednym meecie była lista. A teraz? Ni śladu. Artów także malutko, rysowania na meetach nawet karykaturalnego nie ma. Ale Munchkin jest (no dobra, teraz go nie ma, ale jeszcze z miesiąc temu był wszechobecny).
Jak przystało na konserwatystę, uważam, że właśnie w braku swoistej "tradycji" leżą teraz konflikty.
@Baleron King - pozwól, że powolutku przeanalizuję twoje zdania:
No, to to jest bezpodstawne. O ile mnie pamięć nie myli, to do Otwockiego Ponymeetu byłem stałym gościem meetów, później sumiennie przychodziłem na "prywatniejsze" LosNosotros Meety (które ja przywróciłem do życia, tak btw.), więc widywać to się mogliśmy. No i nie raz zachodziłem na normalne, tyle, że coraz rzadziej. Argument obalony
Przeczytaj sobie mój drugi post, tam gdzie cytowałem Donarda. Albo poczekaj, zacytuję siebie:
Argument obalony
Jak wyżej
Tu się nie mam do czego przyczepić... na razie
Czy koniecznie Linds byłby tu dobrym przykładem? Do Olqa mogę się przyczepić, owszem.
Nie mam się do czego przyczepić
Ja sam staram się dystansować co do gimbazy, co udaje mi się średnio. Ale się staram. I utożsamiam się do jej zażartych wrogów. Zacytuję znajomego - "Wiem, przecież nienawidzisz gimbazy"
Chwila, bo nie za bardzo rozumiem twój tok rozumowania, co nie powinno mi sprawiać trudności po tłumaczeniu na polski tekstu Cycerona (a on to zawile pisał...). Czyli że utożsamiasz gimbazę z pomysłami i inicjatywami? Czy że nawołujesz "Patrz! Ja jestem gimbazą, Szanias jest gimbazą, Pitruź jest gimbazą, Linur jest gimbazą - a ty nie jesteś? Taki z ciebie przyjaciel?"? To już jest zagrywka poniżej pasa. Zakładasz, że ludzie nie mogą się zmienić... co ja mówię, nie mogą się zmienić. Albo jeszcze lepiej, mają się zmienić na twój model. Bo to tak się czyta. Czy człowiek pochodzący ze wsi nie może krytykować zaściankowego zachowania? Czy człowiek mający za przyjaciela gimbusa (mówię to ogólnie) nie może krytykować gimbazy?
Z kolei mówisz, że byłem pełen pomysłów. Polecam przeczytać to zdanie:
Potem przeczytaj "Lalkę" Bolesława Prusa, zwracając szczególną uwagę na podejście Wokulskiego do spraw społeczeństwa (jesteś w klasie humanistycznej - to będzie dla ciebie dobre ćwiczenie), potem znowu moją wypowiedź, i zrozumiesz, dlaczego już nie jestem "pełen pomysłów i inicjatywy". Czyste rozczarowanie. Dlaczego utalentowany polski informatyk, Jacek Karpiński, twórca komputera k-202 wyprzedzającego inne z tej epoki o lata, skończył jako hodowca świń. Bo nikt go w kraju nie docenił, a był za wielkim patriotą (teraz byśmy powiedzieli - za głupi) żeby wyjechać. A mógł.
Jak wyżej. Zresztą - ja nic nie robię? No to żeś teraz przesadził. I to stosunkowo mocno, szczególnie, jeżeli przyjrzałbyś się, co robię dla tej węższej grupki przyjacioł, a już na pewno co zrobiłem dla ciebie we wrześniu. Czytając te dwa ostatnie zdania, zaczynam się zastanawiać, czy na pewno dobrze zrobiłem, interesując się twoim nagłym opuszczeniem fandomu...
Widzę też, że piszesz, iż sympatyzuję z elitą. Tu też przegiąłeś, bo ja się uznaję za neutralnego. Chcę dobra fandomu warszawskiego. Nie chcę podziału, ale jeżeli będzie on konieczny, to nie zawaham się go poprzeć. Ani elita, ani gimbaza nie prezentują sobą takiego fandomu, jaki powinien być.
I ostatnia rzecz. Mówisz, że chcesz dyskusji. Proszę bardzo. Zorganizuj meeta dyskursywnego. Tak, żeby przyszła "każda zainteresowana strona". Z chęcią przyjdę i powiem kilka gorzkich zdań co myślę o sytuacji w warszawskim fandomie. Tylko skrzyknij ludzi, podaj miejsce i dzień. No i załatw to tak, by dyskusja była porządna, a nie stała się po 2 minutach zwykłą pyskówką i przekrzykiwaniem racji. A wtedy ci pokażę, dlaczego Liceum Poniatowskiego wygrywa Ligi Debatanckie...