Skocz do zawartości

Draco Brae

Brony
  • Zawartość

    2929
  • Rejestracja

Posty napisane przez Draco Brae

  1. Podanie:

    Otyły kuc radośnie rozpychał się w tłumie. Bacznie przy tym obserwując całe towarzystwo. Szczerzył się, gdy ktoś na niego patrzył. W zasadzie jak nie spoglądali, to uśmiech też był na pysku tęgiego kuca. Baku Quale nieco rubaszny ogier o wesołym usposobieniu smakował powietrza stacji. Pierwszy raz tu był i już jego podniebienie wołało, by zajrzeć do najbliższej knajpki. O tak, do tej pory przecież nie unikał słodkiego miodu pitnego, jeszcze słodszych dziewek i przede wszystkim jedzenia. Kochał jeść i o tym właśnie myślał tłocząc się w tym tłumie. Gdy ktoś go potrącił lub też raczej jego juki i z nich leciał ulubiony rądelek Mistrza Quale, ten z niebywałą zwinnością jak na swoją tuszę pochwycił go. Był gruby, ale nie niezdarny czy nieporadny. Baku jednak nie obruszył się na zaistniałą sytuację, wrócił tylko myślami na ziemię. Znaczy na stację. Wyjął bukłak z miodem pitnym i z rozczarowaniem stwierdził, że wypił już wszystko. Próbował jeszcze w nieco obleśny sposób wydobyć choćby ostatnią krople językiem, lecz bezskutecznie.
    Gładząc się po obfitej brodzie, słuchał formułki odklepywanej przez chucherko za biurkiem. Roześmiał się donośnie na widok zdjęć klaczy w kopytach drugiego szczawika. A jeszcze bardziej wybuchł śmiechem na zabawne określenie chędożenia. Z takim nastrojem odebrał dokumenty do wypełnienia i oddalił się nieco od lunarnych. Zastanowił się przez chwilę czy znajdzie się tak duży mundur dla niego samego, wzruszył jedynie kopytami. Nie miał wyboru, zabrał się za wypełnianie arkusza. Lub najpierw jego przeczytania. Przy jednym z pytań Baku się zatrzymał. Nie dlatego, że go nie rozumiał, ale że go bawiło. Bardzo. Otyły kuc trzymał się za brzuch. Senior Quale zawsze powtarzał, że jego pierworodny ma żołądek chyba po jakimś smoku lub świni. Zeżre wszystko i w każdej ilości. To była pierwsza myśl na którą wpadł czytając o mutacjach.
    Jedna z brwi Baku uniosła się niebezpiecznie wysoko. Zupełnie jakby miała zaraz wystartować niczym prom kosmiczny. A wszystko przez to że cały arkusz brzmiał dla niego jak wywiad do lekarza. Tylko jakiegoś popieprzonego lekarza, który zawsze mu wrzucał, że zawał czy inne cholesterole się do niego przypałętają. Zdecydowanie tak. Przecież nie był aż tak gruby. A tym bardziej nie miał problemu z serduchem czy jakimiś tam cholesterolami, których nigdy w życiu nie widział na oczy.... Tłustawy ogier zaczął mieć swoje pierwsze wątpliwości co do pomysłu rozwiązania problemu, w którym był.
     
    Bez większego zastanowienia, Baku postanowił napisać dokładną odpowiedź na pytania przed nim postawione. Dokładną i lakoniczną. Co chwila jednak wzdychał, gdy doczytywał się mniejszego druku i musiał kreślić w odpowiedziach. Utrudniali wszystkim na siłę. Kreślił poprzednie odpowiedzi i zabrierał się na nowo do pisania. Parę razy widząc treść pytań, Baku myślał o tym, by wrzucić do gara kuca, który wymyślił te wszystkie bzdury.
     
    Tęgi kuc ciężko westchnął ze zmęczenia. Poruszyło to całe jego tłuściutkie ciało. Ktoś postronny mógłby pomyśleć, że nie można być jeszcze bardziej grubym, gdyby nie fakt, że gdy Baku oddychał robił się jeszcze większy. Lecz on sam nie widział w tym problemu. Ale linie lotnicze czy komunikacja miejska tak. Dwa bilety psia mać… Quale zastanawiał się jak wcisnąć swoje jestestwo do wojska. Kuchta, kuchtą, ale przecież musiał znaleźć powód dlaczego zrezygnował ze swojego bezpiecznego zawodu. Mlasnął groźnie.

     
    1. JESTEŚ KUCEM, ZEBRĄ, CZY PRZEDSTAWICIELEM INNEJ RASY? JAK SIĘ NAZYWASZ I SKĄD POCHODZISZ? JAKI JEST TWÓJ WZROST I WIEK? JAK JESTEŚ ZBUDOWANY/NA?
     
    Kuc, Baku Quale. Tarragon. 186 cm, lat 28… Grubo kościsty.
     
    2. JAK PRZEBIEGAŁO TWOJE DZIECIŃSTWO? TWOJE DORASTANIE?
     
    Rodzina górników. Dobrze się tam dorastało.
     
    3. JAKIE JEST TWOJE POCHODZENIE SPOŁECZNE?
     
    Wolny poddany.
     
    4. CZY POSIADASZ JAKIEŚ MOCE OKULTYSTYCZNE?
     
    Brak.
     
    5. CZYM SIĘ ZAJMUJESZ? CZY KIEDYKOLWIEK CHCIAŁEŚ/AŚ BYĆ KIMŚ INNYM?
     
    Kucharz. Aspiruję na bycie mieć własne bistro.
     
    6. JESTEŚ PRZESĄDNY, CZY KIERUJESZ SIĘ ROZSĄDKIEM?
     
    Smakiem. To najlepszy przewodnik.
     
    7. WYZNAJESZ JAKĄŚ RELIGIĘ (Kult Słońca, Kult Księżyca, Kult Smoka, INNA), CZY WIERZYSZ TYLKO W SIEBIE?
     

    W dobrą kuchnie!
     
    8. CO SĄDZISZ O NOWOCZESNEJ TECHNICE/TECHNOLOGII? CZY POTRAFISZ SIĘ Z NIĄ OBCHODZIĆ?
     

    Jak trzeba to się znam. Potrafię się z nią obchodzić.
     
    9. POSIADASZ JAKIEŚ MUTACJE I/LUB WSZCZEPY CYBERNETYCZNE?
     
    Nie.
     
    10. CZY ZADOWALA CIĘ OBECNY STAN RZECZY, CZY RACZEJ JESTEŚ TYPEM REWOLUCJONISTY? MASZ KONTAKTY ZE ŚWIATEM PRZESTĘPCZYM?
     
    Cieszy mnie moje życie. Chcę próbować nowych smaków wszechświata, tylko takiej rewolucji oczekuje - kuchennej ma się rozumieć. Jestem uczciwym obywatelem.
     
    11. CO NAJBARDZIEJ CENISZ, CZEGO NIE CIERPISZ I DO CZEGO DĄŻYSZ? KOCHASZ KOGOŚ? STRACIŁEŚ/AŚ KOGOŚ? MASZ ZACIEKŁEGO WROGA?
     
    Cenię dobrą kuchnię. Nie cierpię dzielić się jedzeniem. Dążę by spróbować każdego smaku. Kocham tylko jeść. Resztę mam w…
     
    Ostatnie zdanie zaczął wykreślać. Nie przyniosłoby mu nic dobrego. Pozostał jeszcze tylko podpis. Baku wiedział, że nie będzie odwrotu, ale powrotu też nie miał. Był skończony na Tarragonie. Przesadził i musiał brać swoją dupę za pas. Może policja jeszcze nie wysłała za nim między planetarnego listu gończego.
    Brodacz podrapał się po swoim pękatym brzuchu wracając do poprzedniego pytania. Potem przeczytał je raz jeszcze. Czego oczekiwali po takim pytaniu do wojska. Przecież nikt o zdrowych zmysłach by… Baku pociągnał raz jeszcze powietrze stacji i zrozumiał o co chodziło z tym pytaniem. Była tu masa podobnych szaleńców do niego. Pachnących śmiercią. Świat przestępczy? Nie, nie… Świat kuchni z odpowiednim uposażeniem…
     
    Baku Quale


     
    Wygląd, cechy i umiejętności specjalne:

    Dość wysoki ogier o dużej tuszy. Bardzo dużej tuszy, prawie baryłkowatej. Barwy oleju do frytkownicy. Wygląd kuca bardzo przypominał również jego styl życia... Rudzielec o krótkich włosach i bujnej, długiej brodzie. Brązowe duże oczy, by mógł też nimi jeść… Ogromny pysk, prawdopodobnie w celach mieszczenia jeszcze większych kawałków jedzenia.


     
    Kuchmistrz: Baku jest wirtuozem patelni. Nawet zwykły kartofel z ogniska w jego wydaniu będzie niebywałym smakołykiem. Nigdy nie uczęszczał do szkoły gastronomicznej. Zmuszony był się nauczyć gotować najpierw w domu, gdyż w wyniku śmierci jego matki po urodzeniu piątego dziecka, to na niego spadły domowe obowiązki. Potem postanowił w tym zawodzie pracować aż stał się naprawdę dobry. Później został Kuchmistrzem
     
    Wiecznie głodny: Baku nigdy nie odmówi posiłku. Nigdy. Nawet gdy jest najedzony wciśnie w siebie kolejny kawałek pizzy czy wleje w siebie następne piwo. Jest to również bardzo upierdliwe, gdy w pobliżu brakuje jedzenia...
     
    Jeden nerw łączy brzuch i nos: Węch Baku jest na tyle czuły na zapach jedzenia, że pozwala mu wyczuć gotującą się strawę z dużych odległości i trafić do jej źródła.
     
    Kanibal/mięsożerca: Baku wbrew swojej naturze może spożywać mięso, krew czy nawet chrupać kości. Nawet bardzo lubi i ceni sobie ich obecność w kuchni. Oczywiście odpowiednio przygotowanych. Nie ma oporów do patrzenia na członków swojej rasy jako potencjalny składnik dzisiejszego obiadu. Mięso jednak nie może być jedynym elementem jego diety.
     
    Baletnica: Ze względu na większą grawitacje na Tarragonie, Baku jest na tyle sprawny, by poruszać się w mniejszej grawitacji z dużą gracją.
     
    Zapaśnik:
    Baku w wolnych chwilach trenował zapasy. Uczestniczył również w nielegalnych zawodach i był jednym z czempionów swego czasu.
     
    Górnik, to jest majsterkowicz: Urodzony na Tarragonie nie miał wyjścia jak się dostosować i zaznajomić z techniką, naprawą i obsługą maszyn. Nie jest w tym wybitny, ale jego wiedza nie jest też podstawowa.



    Uzupełnienie

    Baku Quale, pierworodny Seniora Gamui Quale. Urodzony na Tarragonie w rodzinnie górniczej. Od zawsze miał problemy z nadwagą. Mniej lubiany w szkole ze względu na swoją tuszę, nie przywiązywał dużej uwagi do nauki. Nie był jednak prostym głupkiem. Po prostu nie interesowała go szkoła. Tam też podczas pierwszych szkolnych przepychanek zaczął korzystać ze swojej masy. Nie musiał się wysilać by złoić dupsko swoim oprawcom. Cenna lekcja pomogła mu również w obronie młodszego rodzeństwa, które pojawiało się bardzo szybko. W wieku 12 lat Baku stracił matkę, a zyskał w zamian kolejnego członka rodziny. Brak jednego rodzica oznaczał, że drugi musiał pracować więcej, przez co obowiązki domowe spadły na Baku. Kuc nie miał wyjścia jak tylko dostosować się. Wtedy też odkrył w sobie pasję, która zaspokajała jego potrzeby. Smak. Gładko poszło grubaskowi z nauką gotowania. Na tyle łatwo, że zaczął szukać coraz to nowszych i dziwniejszych inspiracji. Baku nigdy nie skończył technikum o profilu górniczo-mechanicznym, jednak wiedza w nim została. Gdy tylko zrezygnował ze szkoły, najął się do pobliskiej restauracji. Gotując dla wszystkich, po raz pierwszy spróbował mięsa. Taki dzień można nazwać tylko w jeden sposób: narodzinami diabła, rzeźnickiego kuchty. Pękaty ogier tak posmakował w mięsie, że oszalał. Dotarły do niego możliwości za tym płynące. I w miejscu swojej pracy zamordował pierwszą ofiarę jego kulinarnych zapędów. Innego kuca. Baku skorzystał tylko z kawałka ofiary, jej resztę poćwiartował i wrzucił do studzienki kanalizacyjnej. Tak oto zaczął się sekret, o którym wie tylko sam Baku. Nie polował często, a z czasem nauczył się oprawiać swoje ofiary i dłużej przechowywać mięso. Rzeźnicki kucharz zaczął swój precedens w wieku 20 lat. W między czasie trenował zapasy i startował w zawodach. Czasem też w tych mniej legalnych. Takie życie sprawiało frajdę już brodatemu ogierowi. Baku nie potrzebował niczego więcej. Jednak połączył fakty z pojawieniem się węszącej policji. Szukali seryjnego mordercy. Szukali samego Quale. Ogier nie miał wyjścia, musiał brać tłuste dupsko za pas. Jak najszybciej i jak najdalej zanim dotrą do niego. Być kucharzem można wszędzie...

  2. Sacre tylko westchnął i przysiadł. Przejechał kopytem po chwili po swojej czuprynie i zakończył to drapaniem się za uchem.

    - Nie wiem co żeś przeskrobał, ale zachowujesz się jakby cała gwardia samej Celesti miała Ci zrobić z dupy jesień średniowiecza i to późną - stwierdził ze zrezygnowaniem. - Dawaliśmy sobie wszyscy tutaj jakoś radę, gdy Cię nie było i dać będziemy musieli jeśli znowu znikniesz. Jednak u niektórych wciąż pozostaniesz w sercach i zawsze będziesz mieć do kogo wrócić, dupku - oznajmił Ci przyjaciel. Potem pomachał lekceważąco przed Tobą kopytem i wstał z miejsca, kierując się z powrotem do miasta. - Jeszcze po jednym?

  3. Pozwolę sobie odpowiedzieć na takie pytanie.

    Odpowiedź brzmi "Nie". Dlaczego? Sam mecz jest raczej małym wydarzeniem. W dodatku przy napiętej sytuacji politycznej nie miałby możliwości mieć w ogóle miejsca. Jeśli już miałoby się coś pojawić to raczej jakieś igrzyska międzyplanetarne. Ale taki mecz, bo mecz? Po prostu nie widzę tego. Nawet jeśli obie frakcje stawiałyby mocno na sprawność fizyczną obywateli, to ograniczyłyby możliwość integracji międzypaństwowej.
     

    Simple: Celestia nie chce więcej tracić obywateli, a Luna pewno jeśli miałoby być to jakieś grubsze spotkanie byłaby łatwym celem (zresztą podobnie z Celestią).
    Mam nadzieję, że wyczerpałem temat.

  4. Towarzysze Granta zdawali się nawet rozważać pomysł delikatnego przemieszczenia się. Miny jednak im zrzedły, gdy ten wypalił ze swojej broni.

    - KURWA! Somers! - ryknął Brown. - Jebie mnie to, że rzuciłeś granatem, jak i zrobiłeś sobie zasłonę dymną. Ale nie musisz wywieszać flagi tym kutasom, że jesteśmy akurat tutaj!

    Noah tylko pokiwał głową z uznaniem dla starszego szeregowego. Potem zrzucił z siebie niektóre bambetle i wsunął się lekko pod samochód. Zdaje się, że chłop nie do końca był uczciwym człowiekiem, ale chyba lubił swoje życie.

    - Spróbuję odpalić te kupę złomu, o ile jej nie rozebrali do reszty przed ewakuacją - zakomunikował.

     

  5. Twilight nie odpowiadała. Po prostu przez tą dziurę badała szczelinę. Ty zaś skorzystałeś ze swoich mięśni i sforsowałeś nieopodal klaczy, mur. Twoje uderzenie zrobiło całkiem ładne wejście. Wzbiłeś jednak przy tym tyle kurzu i pyłu, że widziałeś jak ze szczeliny, gdzie Twilight sobie patrzyła, wyleciała ogromna chmura. Sekundę, może dwie później klacz zakaszlała i wyciągnęła głowę. Patrzyła na Ciebie zażenowana. Włosy, usta, nos, brwi rzęsy... Wszystko miała w kurzu i pyle.

    - Dzięki - odparła cynicznie.

    Wyłom który zrobiłeś, rzucił światło na pomieszczenie, które zdawało się być czymś w rodzaju spiżarni lub chociaż wejścia do niej. Wszędzie walały się beczki, a szczurów była tu cała masa.

  6. Sacre nawet nie drgnął, gdy zaczynałeś się tłumaczyć. Doił kolejną butelkę, a jego spojrzenie dalej nie było skierowane ku Tobie jako rozmówcy.

    - Pieprzysz zupełnie jakbyś urwał się z wariatkowa - stwierdził z uznaniem. - Wszystko bez ładu i składu. Może zamiast owijać w bawełnę, powiesz wreszcie co Ci łazi po głowie, dupku?

    Do tej pory Sacre starał się być cały czas poważny widząc jak się zachowujesz. Imprezowy muzyk, z beztroskim i dziarskim uśmiechem na pysku odleciał w cholerę. Widziałeś go takiego zaledwie kilka razy...

  7. Cóż, jeśli Zegarmistrz ma możliwie więcej czasu, to jestem skłonny odpuścić techy, którymi miałem się zająć. Powód? Mam niewystarczająco czasu, sądziłem, że dam radę, przeliczyłem się.

  8. Podczas jak Ty się produkowałeś, Sacre tylko spoglądał wciąż niebo. Popijał czasem piwko, by wreszcie upuścić pustą butelkę. Zrobił to zaraz jak skończyłeś się produkować. Nie odezwał się ani słowem, tylko nagle spojrzał na Ciebie. Chwilę później leżałeś na trawie, nieopodal swojej butelki. Sacre uderzył Cię bardzo mocno w pysk. Na tyle mocno, by zwalić Cię z kopyt. Spoglądał niewzruszony na to jak wylegujesz się teraz na trawce. Z ust popłynęła Ci krew.

    - Są rzeczy, na które nie mam wyjebane jak błędnie założyłeś. Jedną z nich są bliscy, a do nich łapią się przyjaciele - dodał po chwili.

    Sacre znów spoglądał w stronę rozgwieżdżonego nieba. Nie mógł się oprzeć trzeciej butelce. Usłyszałeś jak ją otwiera.

    - O co chodzi? - spytał poważnie. - Nie robiłbyś mi inaczej tego kazania.

  9. Ekhem, stary skin? Mam wrażenie, że jeden z nowszych, oczywiście nie najnowszy, ale i tak sążny.

    1. Impulsowy - wciąż faza testowa. Trzymałbym się tego, by za daleko się po prostu nie zapędzać.

    2. Miłoby było jakby ktoś był za opisywaniem poszczególnych techów. Osobiście piszę się na Napędy i Eksplorację i delikatnie w Energetyce. Kiedy się pojawią? Mam nadzieję, że jak najszybciej.

  10. Ogólnie cacy. Mam jednak kilka "ale".

    Pierwsze - zaznaczaj jakimś kolorem nowości, bo czasem ciężko jest to wychwycić jak się zerka raz na jakiś czas. Niestety. Byłoby to oczywiście na krótko okres czasu, np 2-3 dni.

    Dwa - przydałoby się zaznaczyć, że SE zajmuje cały glob i nazywa go Equestrią, nie tylko swoje państwo. Czyli aneksja Gryfiego Królestwa, Camelu i temu podobnych.

    Trzy - przemyśl fakt wykorzystania śmierci Twilight Sparkle, jak i tego co Ci już wspominałem względem Luny. Ogólnie mało politycznych matactw :D. Rozumiem, że to dopiero początek. Ale fakt śmierci Elementu Magii aż się o to prosi.

     

    Wszelkie niepewności, wsparcie etc zapewnię, tylko pisz ;). Wybacz mi również moją śmiałość.

  11. Gdzieś w trawie usłyszałeś świerszcza. Jego samotne cykanie cichło co chwila. Razem z lekko wyjącym wiatrem i szumem wody, tworzyło to specyficzną symfonię. Zupełnie jakby natura sugerowała Ci wyluzowanie. Zapomniała jednak, że według praw pewnego kuca-konstruktora Murphy'ego, potrzebny był jeszcze strzał w klatę. Mało optymistyczna wizja szybko zlała się razem z widmem nadchodzącej fali nieszczęść. Sacre wpatrywał się jeszcze chwilę w Ciebie. Jego wzrok był niczym rozgrzane żelazo tuż nad Twoim karkiem. Czułeś, że spogląda w Twoją stronę. Ale nie "uderza".

    Gdy się odwróciłeś, ruszył wreszcie. Zmącił miarowy szum trawy. Szedł powoli, nieświadom Twojego prawdziwego celu. Nawet jeśli nie chciałby teraz dołączyć, to wkrótce siłą by go zaciągnęli. Wiedziałeś zatem, że gdy się dowie, nie odmówi Ci. Nie wyrwie się z pajęczej nici, którą uknuł większy pająk, ale Ty sam zręcznie się po niej poruszałeś. Stanął tuż obok Ciebie.

    - Powiedziałeś, że jeśli tkniesz po pijaku jakąś swoją siostrę, to mam Cię osobiście wykastrować. Dla mnie kuzynka również byłaby niczym siostra... - stwierdził spoglądając w ten sam punkt na niebie co Ty przed chwilą. Jego obwieszczenie było na tyle teraz spokojne, że groźba wydawała się realna. Grzebiąc jednak w pamięci, nie mogłeś stwierdzić, kiedy mu to powiedziałeś. Pozostawała wiec furtka, że zrobiłeś to będąc pijanym lub naćpanym...

  12. Podczas, gdy Ty się produkowałeś, Twilight zatrzymała się na dłużej przy jednej dziurze. Światło, które padało z nieba, nie oświetlało specjalnie wnętrza pomieszczenia, do którego prowadził wyłom. Nie wiele myśląc, po prostu zaświeciła tam, a zaraz później wsadziła do środka głowę.

    - Mhm - odparła niczym z pudła rezonansowego. - Ja bym je ukryła w jakiejś tajnej komnacie - znów zadudnił głos Twi. Co zabawne, klacz chyba nie zdawała sobie sprawy, że brzmi w taki sposób.

    Przyglądałeś się jedynie temu, jak mięśnie szyi Twi żywo poruszały łbem. Szkoda, że nie zmieściłbyś się razem z nią tam.

  13. Mam drobne zastrzeżenie co do kilku wydarzeń. Tj śmierć Celestii, Ok rozumiem (powiedzmy). I śmierć Twilight.
    Trzon NLR vs SE upada w tym momencie. Domyślnie przecież jest Luna vs Celestia... Wiem czepiam się, ale tego jakoś nie widzę, IMO mało klimatyczne.

    Poza tym zimna woja powinna nastąpić wcześniej. Tak samo jak spadek narodzin jednorożców.
    Tyle na teraz. Wybacz, że się czepiam.

  14. Czułeś jak Sacre wlepia w Ciebie swoje oczy. Spoglądając na rozgwieżdżone niebo, czekałeś. Delikatny nocny wiatr i chłód smagał Twoje ciało. Szumiało Ci w głowie, a może w sercu. Nie byłeś pewien, ale upływający czas uświadamiał, że jest go coraz mniej. I choć teraz mijały zaledwie sekundy, chciałeś by każda jedna trwała wieczność.

    - Którą? - zapytał drżącym półgłosem. Usłyszałeś wreszcie jak trawa, na której zalegał, szeleściła. Stanął wreszcie twardo kopytami na ziemi, a towarzyszący wam szum wody, budował atmosferę nadciągającej przyszłości. - Mówże, którą! - wysilił się na nieco mocniejszy ton, choć wciąż brzmiał w sposób niepewny.

  15. - Prawdy - odpowiedziała pospiesznie Twilight.

    W jej słowach nie znalazłeś konkretnej odpowiedzi, a tylko więcej niejasności. Czegokolwiek szukała, odbijało się to na niej dość mocno. Zresztą jak wszystkie wydarzenia na Tobie. Kto by przecież pomyślał, że ot tak zakochasz się w Derpy.

    - I oczywiście również chce pomóc Shivie - dodała Twilight wkraczając wreszcie na deski mostu.

    Klacz nie zważając na to, że konstrukcja się chybocze, parła ku zamkowi. Ty zaś za nią, a gdzieś za Tobą Timber. Jedno spojrzenie pod kopyta wystarczyło, by przyprawić o zawrót głowy, toteż specjalnie nie kwapiłeś się do spoglądania w przepaść. Stając wreszcie na twardym gruncie, mogłeś wreszcie podziwiać starą konstrukcję, bez obawy, że zaraz będzie chciało Cię coś zeżreć czy zabić. Było to w pewien sposób uspokajające. Jednakże dotychczasowe doświadczenia mówiły Ci, że to raczej tylko podpucha. Mimo to, patrzyłeś teraz na zamek w dzień i w dodatku, na jego naprawdę starą, zniszczoną i porośniętą mchem wersję. Wyglądał teraz niegroźnie, zupełnie jak relikt przeszłości jakim faktycznie był.

    - A Ty czemu przyszedłeś tu akurat teraz? - spytała Twilight przyglądając się murom zamku. Badała każdą cegiełkę i wyrwę z osobna. Lub raczej po prostu zastanawiała się nad jego przeszłością.

  16. Za pasem Grant miał jeszcze dwa stielhandgranaty. Rozglądając się kurczowo i w miarę kryjąc przed luką w budynku, przez którą pewno snajper dorwał jego kumpla, cieszył się życiem. Patrząc na ranę towarzysza, Somers zdał sobie sprawę jak ulotne jest życie. Wojna nie była taka jak ją sobie wyobrażał. Juz w jej pierwszych dniach miał okazję oglądać omeny śmierci, które niosła. Kłębiące się myśli, budziły w nim panikę, ale dziecko jakie w nim pozostawało, wciąż chciało by się wykazał. Starszy szeregowy przyjął od Granta bandaż, ale ograniczył się jedynie to uciskania nim rany kumpla.

    - Myślę, że to nie czas na ocenę - zakomunikował Brown. - Jesteśmy kawałek drogi od naszych, w dodatku jest tu gdzieś snajper. Stawiam panienki jeśli nie ma ich tu więcej.

    - Drogę powiadasz? - rozległ się głos Noah. Dupek nieźle nastraszył swoich kompanów. Obracając się, Somers zauważył, iż Noah skradał się nisko przy ziemi od drugiej strony auta. Zaryzykował, ale w mniej męczący sposób. - Powrotna raczej jest odcięta przez snajpera.

    - Możemy zatem czekać, co nie jest na rękę Adamsowi. Lub spróbować naokoło - zasugerował Brown. - Obie perspektywy są mało ciekawe.

    Wspomniany ranny nieco jęczał z bólu, ale żył. Przynajmniej na chwilę obecną.

    - Kto się zgłasza na ochotnika i zaryzykuje postrzał? - wypalił Noah. On również coś planował. Sęk w tym, że w tym momencie kolejny postrzał pogrzebałby całą czwórkę...

    - Nikt - odparł Brown. Choć wcale nie miał pomysłu co dalej.

    Po mieście rozchodziły się kolejne strzały snajperów. Każdy z nich oznaczał niemal pewne trafienie w jednego z sojuszników. Somers nawet nie zdawał sobie teraz sprawy ile miał szczęścia, że to nie on oberwał. Nie zmieniało to jednak faktu, że to się mogło szybko zmienić.

  17. Sacre nawet nie drgnął, gdy mówiłeś o Canterlocie. Kiedyś odległe marzenie o scenie tam oraz o sławie temu towarzyszącej, teraz nie wprawiało nawet w ruch jego powieki. Leżał dalej i konsumował drugie piwo. Pośpieszenie go, by wstawał odniosło zerowy sukces. Sacre miał naprawdę w głębokim poważaniu wszelkie "wielkie problemy". Żył tu i teraz, i zdawać by się mogło, że nie ma ochoty tego zmieniać.

    - Zachowujesz się jakby Luna rozłożyła kopyta i zrobiła dni otwarte Nejra. I mam wrażenie, że chcesz spędzić wszystkie dni otwarte pomiędzy tymi kopytami, by nie dopuścić tam nikogo innego - stwierdził Sacre z zauważalną nutą zgryźliwości. Cóż lubił kpić, była to część jego natury. - Zamiast się szlajać i wyglądać jakbyś wyjebał własną siostrę, mów co Ci leży na wątrobie - rzucił i ponownie poleciał w ślimaka z butelką. Po chwili szybko jednak oderwał się od przyjemności, by spojrzeć na Ciebie jak najpoważniej na świecie, a zarazem z nutą przerażenia. - Ale Ty chyba nie przeleciałeś żadnej ze swoich sióstr, prawda?

  18. Sacre na każde Twoje pytanie odpowiadał równie lakonicznie, co Ty je zadawałeś. Zdecydowanie z nich mogłeś wywnioskować, że żył. Wiódł swoje życie, ale był lekko znudzony, a może przytłumiony tym, że świat jest już poukładany. Niby znalazł dziewczynę, niby ma kapelę, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że daleko nie zajdzie. Karmazynowy ogier nie był jednak rozmowny. Zaraz po toaście zapanowała cisza, przerywana co chwilę poprzez "gaszenie pragnienia". Woda lekko szumiała, ale był to jednak dźwięk, który był gdzieś wewnątrz Ciebie wytłumiony.

    - Przyszłość? Huh... - powtórzył i westchnął mocno ogier. Nie odrywał wzroku od gwieździstego nieba, ale kopyt od butelki również. Dopiero pytanie o pocztę nieco go rozbudziło. - Ano. Stara poczta zajęła sąsiadujący budynek Lotosłońca. Wiesz, tej kolektury. I jest jeszcze jedna w mieście, zajmuje się paczkami i temu podobnymi pierdołami. Niedaleko ratusza.

    Butelka przyjaciela została odstawiona, a zaraz za nią, kolejna została otworzona...

  19. Twilight patrzyła na Ciebie z nutką zażenowania. Nie miała żadnych znamion wysiłku lub ran. Wyglądała zatem lepiej od Ciebie. W dodatku to ona przyszła się zorientować czy wszystko z Tobą w porządku. Ten dzień nie należał do Twoich najlepszych.

    - Wierzę, że w zamku jest wskazówek albo nawet odpowiedzi na nurtujące mnie pytania - odparła, gdy już upewniła się, że masz się dobrze. - Poza tym, przez całą drogę w lesie towarzyszył mi Timber.

    Na samo wspomnienie o wilczym bracie rozejrzałeś się dookoła. Timber włóczył się między drzewami wąchając, tropiąc czy po prostu się bawiąc. Twilight jednak nie przywiązywała uwagi do tego. Lekceważyła również Twoje przesadne zaniepokojenie. Ruszyła dalej ku zamkowi. Most był już niedaleko.

  20. Sacre cwałował bez choćby jednego słowa, podczas gdy Ty szperałeś po kieszeniach. Sprawdzając jedną za drugą, powoli docierało do Ciebie, że dłużący się czas w pociągu, zdążyłeś sobie umilić. Po sprawdzeniu ostatniej kieszeni, mogłeś jedynie westchnąć ze smutkiem. Jak już przestałeś być skupiony tylko i wyłącznie na jaraniu, podniosłeś łeb. Przechodziliście własnie obok swojej starej budy. Zmierzaliście zatem nad rzeczkę. Sacre doskonale wiedział gdzie najlepiej się będzie piło po powrocie. Skubaniec nagle się zatrzymał i wstąpił do małego sklepiku. Zostawił Ciebie, wlepiającego spojrzenie w budynek szkoły. Dzwoneczek drzwi sklepowych zadzwonił po krótkiej chwili, wybudzając Cię z krainy wspomnień. Gdziekolwiek byłeś, przelało się przez Ciebie jeszcze więcej wspomnień, niż podczas rozmowy z Irmą czy Terrym. Odwróciłeś się w kierunku Sacre, o dziwo ten był bez żadnej torby. Już miałeś pytać czy aby na pewno coś kupił, a wtedy lekko uchylił swoją skórzaną kurtkę. Butelki zabrzęczały, ale widziałeś tylko jedną.

    - No już, już, nie gap się jak sroka w gnat, idziemy - choć zdanie skierowane było, gdy spoglądałeś na alkohol, to domyślałeś się, że chodziło mu o szkołę.

    Niebawem zaszliście nad rzeczkę. Lekko pochylona gleba idealnie nadawała się by poleżeć na trawce i gapić się w nawet rozgwieżdżone niebo. Sacre nawet nie czekał, położył się zaraz na grzbiecie. Wyciągnął asortyment i otworzył swoją butelkę zębami. Mieliście po trzy butelki na głowę miejscowego piwska.

    - Za przeszłość - rzucił toast i zaczął żłopać.

  21. Noah tylko westchnął. Wiedział już co zamierza zrobić Grant i specjalnie z tego powodu nie był zachwycony. Wyglądał tylko tak jakby faktycznie spodziewał się najgorszego. Podając bandaż swojemu narwanemu koledze, westchnął z nadzieją. Zatem nawet Noah miał jakieś uczucia.

    Dym stworzył ładny obłoczek, który skutecznie ograniczał widoczność w tym miejscu. Grant prując całym magazynkiem w kierunku chmury był już gotowy. Rozejrzał się jeszcze przed biegiem, przycisnął karabin do piersi i ruszył. Trzymając głowę nisko, przebierał nogami niczym sprinter. Momentalnie wyhamował i doskoczył do towarzyszy. Klapnął przy nich, opierając się o samochód. Przed sobą prezentowała mu się lekko zniszczona kamienica, która ładnie odsłaniała dzwonnice kościoła. Obok Somersa leżał postrzelony w prawe ramię Adams. Brown uciskał mu ranę.

    - Fajnie, że jesteś - jęknął Lehmann. - A... ale rusz się stąd, tam gdzieś jest snajper...

  22. Wycofałeś się z miejsca, w którym o mały włos doszłoby do kolejnego mordobicia. Pomimo próby trzymania tych wszystkich spojrzeń na dystans, te wciąż podążały za Tobą. Nie zbliżały się jednak aż nadto. Ostatecznie będąc cały czas zwarty i gotowy na wszystko, musiałeś zwolnić. Na co by się zdała przecież Twoja pomoc, gdybyś był martwy? Ostatnimi czasy zbliżałeś się za bardzo do tej dziwnej granicy żywych i umarłych. W dodatku towarzyszyła Ci przecież świadomość, że cały ten las żyje i spogląda na to co robisz. Duchy, przodkowie czy cokolwiek tu było, chyba miało coś do Ciebie. Korony drzew tego zagajnika skutecznie odcinały Cię od dostępu do światła, zmniejszając widoczność do zaledwie kilku metrów. Zlewające się kolory runa lasu Everfree, były zdradliwe. Kilka razy zahaczyłeś kopytem o korzeń, który po poruszeniu cofał się gdzieś w "bezpieczniejsze" miejsce. Trafiło ci się nawet wpaść w jakąś zajęczą norę. Musiała być wcześniej przykryta mchem lub innym dziadostwem, bo byłeś niemal pewien, że jej tu nie było. Przez ten incydent uderzyłeś pyskiem w nisko rosnącą gałąź. Niby nic, ale jakby to był kuc, to byś się odwdzięczył pięknym za nadobne. Teraz zaś nie miałeś komu dać po mordzie. Bić się z drzewem? Oznaczałoby to utratę zmysłów. Te zaś dostrzegły gdzieś w oddali słabą, fioletową poświatę. Twilight była blisko. Zrezygnowałeś z ostrożności i galopem przez ten bieg z przeszkodami, zmierzałeś do niej. Po drodze zaczęło się jakby przejaśniać, a korony drzew przerzedzać. Ten moment nieuwagi wykorzystał las Everfree. Uderzenie konarem zwaliło Cię z kopyt. W głowie Ci nieco zawirowało i leżałeś jak długi, spoglądając jednocześnie w stronę nieba. Błękitne z nielicznymi chmurkami ładnie się prezentowało.

    - Co się stało?! - usłyszałeś wreszcie głos, a za chwilę ujrzałeś lawendowy pysk, fioletową grzywę i róg. Twilight sprawdzała Twoje oznaki przytomności. - Magnusie?

    Nie byłeś pewien jak długo leżałeś, ale z pewnością chwilę trwało Twoje oszołomienie. Cóż las Everfree versus Magnus? Jeden do zera.

×
×
  • Utwórz nowe...