Skocz do zawartości

Draco Brae

Brony
  • Zawartość

    2929
  • Rejestracja

Posty napisane przez Draco Brae

  1. Fioletowy jaszczur o jasnozielonych łuskach na brzuchu i takiego samego koloru kolcach przy uszach i na grzbiecie wstał, a potem się otrzepał. Złapał jeszcze kilka oddechów po wyczerpującym maratonie, by wreszcie ze spokojem przyjrzeć się Tobie.

    - Mhm, jakoś - odparł jeszcze zmęczony. - Zdaje się, że coś co ucieka jak kot, jest gonione jak kot - odpowiedział na Twoje pytanie. Dopiero, gdy wróciła mu krew do mózgu, wyglądał jakby zdał sobie z czegoś sprawę. - W bibliotece powiadasz? Jestem Spike, a Ty pewno jesteś Magnus?

  2. Zaczynało mnie wkurzać określenie "Chamunda". Czułem się cały czas przez to słowo obrażany. Wynikało to raczej z faktu, iż po prostu nie znam jego znaczenia. Poza tym... brzmiało tak bardziej jak bym był klaczą...

    W między czasie moje oczy również wodziły za brzdącem, który najwyraźniej traktował mnie jako rozrywkę. A przynajmniej takie odnosiłem wrażenie po ekscytacji małej klaczki. Było to dla mnie żenujące, upadłem z rangi potwora na zwierzę w cyrku. Dopiero kolejna wzmianka o "Chamundzie", wyrwała mnie z zamyślenia, a kolejne słowa sprawiły, że odruchowo uniosłem lewe skrzydło. Prezentowałem je w całej okazałości. Nie do końca sam rozumiałem po co to robiłem. Po kilku sekundach owej demonstracji zdałem sobie sprawę, że przyłączyłem się do tej głupiej gry w cyrk. Złożyłem skrzydło i nachyliłem się ku klaczce.

    - Ciesz się z tego co masz - odparłem ściszonym głosem, który był nastawiony na grozę. W pewnym sensie brakowało mi tradycyjnego okrzyku pełnego strachu. Dodatkowo uśmiechnąłem się złowrogo.

  3. - Więc nie pozostanie Ci nic innego jak PRZYJECIE! - wybuchła radośnie klacz. Rozpierająca ją energia dosłownie podniosła ją z ziemi, by za chwilę z delikatnością postawić na ziemi z powrotem. - Zostaw to wszystko mnie! - dodała i popędziła szybciej niż zdążyłeś powiedzieć "czekaj".

    I tak zostałeś znów sam w mieścinie, której nie znasz. Wróciłeś zatem do sytuacji, gdzie nie miałeś prostej szansy się odnaleźć. Nie pozostało Ci nic innego jak po prostu błądzić dalej z nadzieją, aż ktoś Ci pomoże lub rozpoznasz kogoś. Ten dzień jak i kilka ostatnich nie były zbyt przyjemne bowiem, spacer po Ponyville zaczął przeciągać się w nieskończoność. W zasadzie doba powoli chyliła się ku końcowi, a słońce delikatnie tonęło w zabudowaniach, choć wciąż dobrze oświetlało miasteczko. Przed Tobą zapowiadała się wizja spędzenia nocy pod gołym niebem, znowu. Póki co nie przerywałeś marszu, a nóż widelec byłeś u kresu swego spaceru?

    - AAAAAAaaaaaaa! - rozległ się wrzask. Owy krzyk zmierzał w Twoim kierunku.

    Dość szybko dostrzegłeś niewielką sylwetkę na dwóch nogach. Za cholerę nie przypominało to kuca, bliżej temu było do przerośniętej jaszczurki. Za gadem biegł Twój wilczy przyjaciel.

    - Ratunku - zawołała jaszczurka i biegła ile sił miała w swoich nogach.

    Wilk szybko z niego zrezygnował widząc Ciebie i znacznie przyspieszył bieg, wyprzedzając przy tym gada. Oczywiście nie Timber nie przejmował się tym co uciekało jak zwierzyna do tej pory i zwyczajnie potrącił nieszczęśnika. Po chwili skakał już koło Ciebie i był gotów do zabawy.

    - Ugh, dziękuję za ratunek - wysapał skołowany smok.

  4. Lyriel delikatnie trącała młode rośliny kopytem i nachylała się nad nimi by sprawdzić jak się mają. Twoje słowa nawet nie wywołały na niej większego wrażenia, a tym bardziej nie odwróciły jej uwagi. Bacznie kontynuowała to co robiła.

    - Hej, Ren - odpowiedziała na przywitanie. Zanim jednak oświeciła Cię odnośnie kwiatów jak mniemałeś, zdjęła gąsienice z jednej z roślin. - Nie hoduję ich. Uprawiam tylko kilka rodzajów warzyw i gruszę.

    Trzymała robaczka na kopycie i przyglądała mu się uważnie. Drobny owad o długości pięciu może sześciu centymetrów sunął powoli przed siebie. Rozglądał się od czasu do czasu z jakby szokiem, bowiem oderwano go od żarełka.

  5. Na Twoje szczęście nikt nie zwrócił uwagi na to co między wami zaszło. Miejscowi, którzy przechodzili musieli być już od dawna przyzwyczajeni do krzyków i milknięć Pinkie. Zaś gdy tłumaczyłeś o co Ci dokładnie chodzi, klacz bacznie słuchała i kiwała łepkiem.

    - Chcesz ją poznać? - spytała retorycznie. - Więc może po prostu sam od niej się tego wszystkiego dowiesz?

  6. Na określenie "mówi" zarżałem kpiąco. Mimo to, wciąż obserwowałem to co robi młoda klaczka. Jej tłumaczenie było na miejscu. Co ciekawe zwróciła uwagę na coś na co nie powinna.

    - Zdajesz sobie sprawę kogo o to pytasz? - odparłem pytaniem na pytanie w dość szorstki sposób.

    Szybko dotarło do mnie, że coś się zmieniło w moim monotonnym życiu, a jeszcze więcej zmian będzie później. Pytanie brzmiało czy owe zmiany będą dobre. Chyba, że to dalszy ciąg moich halucynacji. Wtedy powinienem zrobić coś absurdalnego, by się ich pozbyć. Tylko... Czy wtedy moja psychoza się nie pogłębi?

    Zaostrzyłem wzrok na oczach wciśniętych w krzaki.

  7. Klacz zrobiła wielkie oczy i nieco również przysunęła do Ciebie swój pyszczek.

    - GRATULUJĘ! - wybuchła i wyciągnęła z munduru listonosza nieco kolorowych balonów, już pełnych, które poleciały ku górze. - Chcesz żebym przygotowała przyjęcie dla was? - spytała i przekrzywiła łepek. Nim zdążyłeś cokolwiek powiedzieć, klacz znów zaczęła swój potok słów. - Wasze przyjęcie, bo na pewno się lubicie. O i na pewno długo znacie. Takie przyjęcie w Ponyville to coś super. Przyjęcia są zawsze super, a zwłaszcza ślubne. KIEDY WASZ ŚLU... - zatkała sobie pyszczek kopytem - Sarz przyjdzie? - dokończyła po chwili i zaczęła się dziwnie rozglądać.

  8. Nie wzruszyła mną reakcja szczeniaka. Wytrwale i metodycznie kontynuowałem to co postanowiłem. Starałem się przy tym nie myśleć. Jeszcze bym zmienił zdanie. Świat nie jest taki piękny jak się przecież wydaje.

    Od kopania oderwała mnie reakcja szczeniaka na szelest liści. Zmysły już dawno stały się głuche na otoczenie. Brak potencjalnego wroga nie zmuszał mnie do walki o życie, więc po prostu nie dostrzegałem tego co on. Nie zachowałem się jednak równie głupio jak szczeniak. Spoglądałem wciąż w to co robiłem do tej pory i pozwalałem, by moje kopyta czekały na to co będzie. Słysząc jakieś słowo, najprawdopodobniej imię tego szczeniaka zrozumiałem, że właściciel się znalazł. Zastrzygłem na to uszami i uniosłem łeb, by patrzeć przed siebie. Ostatecznie nie musiałem już brudzić sobie kopyt i byłem gotowy odlecieć.

    Od zamiaru odciągnęło mnie określenie Chamunda. Prychnąłem na tyle wyraźnie i głośno, by właściciel wiedział, że ja wiem o jego obecności. Zwróciłem więc wzrok ku krzakom, w których teraz siedziały dwa maluchy.

    - Niebezpiecznie jest chodzić samemu po lesie - stwierdziłem ze spokojem.

    Przeszywałem krzaki wzrokiem. Zwykle przede mną uciekali lub mnie obrażali, więc może po prostu ta reakcja mnie ciekawiła?

    Chamunda..? Cokolwiek to znaczyło, pewnie i tak byłem potworem...

  9. Tisa tylko kiwnęła twierdząco w odpowiedzi na Twoje pytanie, a potem usunęła się na bok, byś mógł przejść. Niezwłocznie ruszyłeś, ale od razu się zatrzymałeś i spojrzałeś pytająco na Tisę. Klacz odpowiedziała Ci delikatnym uśmiechem.

    - W ogródku.

    Więcej nie potrzebowałeś. Ruszyłeś tak czy siak na zewnątrz. Nawet jeśli nie będziesz potrafił porozmawiać z Lyriel, to zawsze będziesz mógł polatać. Stając na ganku ujrzałeś jak gołębia klacz przechadza się między grządkami i dokładnie je ogląda.

  10. Pinkie Pie usiadła przed Tobą ze spokojnym już wyrazem pyska. Może nawet poważnym. Siedząc wydawała się jeszcze niższa, a jej zadarty łeb mógł rozbawić przeciętnego widza tej sceny. W końcu nie często się widzi taką różnicę we wzroście u kuców. Jej spokój był tylko chwilowy...

    - Poprzez serce, z nadzieją w locie, babeczkę w oko, wsadź głęboko - wytrajkotała na jednym tchu. Machała przy tym raz jednym kopytem, raz drugim, by wreszcie lewe przyłożyć sobie do oka. Tym wybrykiem skończyła frazę i czekała na to co teraz powiesz.

  11. Wpatrywałem się chwilę w brązowe oczy psiaka i rozważałem co mam z nim zrobić. Zostawienie go, oznaczało dla niego pewną śmierć. Zabranie ze sobą byłoby ogromną katorgą, bo chyba nigdy nie zajmowałem się zwierzęciem, a przynajmniej tak czuję. Zresztą nawet jeśli bym go zabrał, to szybko bym odczuł w rzecze czasu jego brak. Rozdzierałbym siebie na jeszcze drobniejsze kawałki.

    Rozejrzałem się raz jeszcze za potencjalnym właścicielem. Szczeniak szybko doświadczył okrucieństwa świata, bo zdaje się, że był od małego sam.

    - Przepraszam mały - rzuciłem niedbale, nie chciałem się przywiązywać, ale nie chciałem również, by cierpiał w lesie głód, a wreszcie śmierć z tego powodu. Pozwoliłem by moje kopyto zaczęło rozgrzebywać ziemię na jeszcze jeden dołek.

  12. Tisa odpowiedziała niemym przytaknięciem i została w kuchni. Ty zaś wylądowałeś znów w swoim pokoju. Sam. Jedyne co przyszło Ci do głowy to rzucenie się na łóżko i bezproduktywne leżenie. To jednak miało swoją wadę. Brak zajęcia powodował jego instynktowne szukanie, a umysł zawsze robił to mimowolnie. Szybko odczułeś konsekwencje obijania się, bowiem Twoje myśli kierowały się do tego co się ostatnio działo. Szybko odbiło Ci się czkawką takie leżenie. Próbowałeś więc przespać się, ale i to nie odnosiło skutku. Gdy wreszcie w Twoje kopyta wpadła gitara, to wszystko co grałeś było puste. Żadna nowa melodia nie chciała się ułożyć w cokolwiek, a każda, którą znałeś tylko uświadamiała Ci Twoje położenie. Siedzenie w pustym pokoju było swego rodzaju katorgą. I gdy wreszcie chciałeś wybiec przed domek Lyriel i choćby polatać, to tuż przed drzwiami do pokoju, w którym byłeś, zastałeś Tisę.

    - Sz-szósty zmysł? - pisnęła ze zdziwienia klacz.

  13. Różowa klacz niczym ninja przeskoczyła za Ciebie. Jak tylko zdążyłeś się odwrócić, stała w przebraniu listonosza i miała w kopytach wachlarzyk i zbiorniczek do robienia baniek mydlanych. Właśnie tym dmuchnęła Ci prosto w pysk. Przez chwilę widziałeś dziesiątki własnych odbić, które pękły i odsłoniły znów Pinkie.

    - Wszystko - odparła i znów zrobiła całą masę baniek.
    Odpowiedź była krótka, zwięzła i ogólna jak Twoje pytanie...

  14. Dalsza wędrówka została przerwana. I to czym!? Drobnym kłębkiem sierści, mleczaków oraz ogona, który startuje do większych od siebie. Pocieszne to i nie uświadomione. Obserwowałem psa z powagą, szybko jednak zdałem sobie sprawę, że on sam tu nie jest. Nie zapowiadało to kłopotów, ale zwiastowało raczej spacerowicza.

    Gdzieś w głębi słyszałem "Zostaw Puszka! Nie zjadaj go!" Czy inne takie. Westchnąłem ciężko i zdecydowałem się rozejrzeć, za potencjalnym właścicielem. W końcu może i ja go faktycznie nie zeżrę, ale cała gama innych stworzeń może to zrobić.

  15. Pinkie wybuchła śmiechem na słowa o młodej mamie. Jej atak był nie do powstrzymania i wylądowała na grzbiecie. Z trudem łapała oddech, ale mimo to dalej w pewien uroczy i specyficzny sposób się rechotała. Śmiało się całe jej ciało, co przyciągnęło uwagę gapiów, ale nikt nie odważył się dociekać o co chodzi. Przechodzili oni dalej. Pinkie wreszcie zaczęła się uspokajać i popatrzyła na Ciebie z rozbawieniem.

    - Nie jestem mamą, ale pomagam! - oznajmiła wciąż z rozbawieniem.

  16. Tisa poderwała się nieco i spojrzała badawczo. Przymrużyła przy tym jedno oko.

    - A powinnam? - spytała z powagą godną Lyriel. Szybko jednak kącik jej ust wykrzywił się w uśmiech. Daleko jej było do oryginału. Ale ważne, że miała swój autorytet. Jak tylko zorientowała się, że kiepsko jej to wychodzi, oparła kopyta o blat stołu i przeciągnęła się delikatnie. - To dzięki Lyriel. Jesli ona zachowuje się w czyjejś obecności swobodnie, to i mi łatwiej przychodzi porozumienie się z tym kucykiem.

    Po tych słowach spojrzała w okno. Tam też utkwiła wzrok. Poszedłeś w jej ślady, ale szybko stwierdziłeś, że po prostu podziwia widoki.

  17. Powoli trawiłem po przebudzeniu to co mnie nawiedziło. Nowy element układanki. Być może nawet igraszka losu, która zmusza mnie do nienawiści. Takowi zbrojni nie pasowali do obrazu wioski. Ich obecność... Czy powinienem ich obwiniać? Czy powinienem mieć za bohaterów? Łatwiej uwierzyć w to pierwsze.

    Podniosłem się z ziemi i raz jeszcze spojrzałem na grób. Przypomniało mi się, o kamieniu. Zamrugałem parę razy, przeciągnąłem się i strząsnąłem nieco wody, która mogła jeszcze gdzieś na mnie być. Spojrzałem ponownie w kierunku jaskini.

    - Słowo się rzekło - podsumowałem to co wczoraj powiedziałem.

    Teraz po prostu zabrałem się do znalezienia odpowiedniego kamulca, który byłby odpowiedni na grób. Potem będę kontynuował swoją tułaczkę.

  18. Twilight podskoczyła z zaskoczenia słysząc Twój głos. Wyrwałaś swoją mentorkę ze skupienia, ale mimo to dała radę opanować sytuację, a raczej zachwianą próbówkę. Pokręciła jeszcze głową, po czym spojrzała na Ciebie badawczo. Na jej nosie sterczały niewielkie okulary, które podkreślały kolor jej oczu oraz urok.

    - W czym rzecz? - spytała swobodnie. Nie czuła jeszcze powagi sytuacji i po prostu wróciła do eksperymentu.

  19. Pinkie uśmiechnęła się jak najszerzej mogła.

    - Jasne! - zakrzyknęła radośnie i wylądowała na swoich kopytach.

    Klacz zrobiła na chwilę zadumaną minę. Sprawiała wrażenie, iż poddaje się silnym procesom myślowym. Te chyba jednak zakończyły się fiaskiem, bo Pinkie zaczęła podskakiwać przed siebie. Cóż mogłeś uczynić, ruszyłeś za klaczą. Nowa znajoma zaprowadziła Cię do cukierni, niby takiej samej jak wszystkie inne, ale pachnącej znajomo. Teraz dopiero zdałeś sobie sprawę, że podobną woń można wyczuć od Pinkie. Słodki zapach nęcił i zapraszał do środka różowego i słodkiego budynku.

    - Tu mieszkam, pracuję i maluchy wychowuje! - stwierdziła z wesołością i dmuchnęła w trąbkę zabawkową.

  20. Różowa klacz wlepiała z zaciekawieniem swoje oczy w Ciebie. Jej jasno-niebieskie oczy iskrzyły radością, może nawet aż płonęły. Gdy tylko zacząłeś odpowiadać na to co zapamiętałeś z potoku słów Pinkie, ta zaczęła skakać w okół Ciebie. Miałeś wrażenie, że to pewna forma zlewania Twojej osoby, jednakże uspokoiło Cię przytaknięcie. Niestety, to było zapowiedzią kolejnego monologu. W dodatku klacz powtórzyła Twoje słowa nader szybko i na jednym tchu. Co ciekawe sama również dodała, że jest przyjaciółką tej dwójki, o której wspomniałeś. Przebąknęła, że zna jedną zebrę i dodała, że głuptasa z siebie zrobiła, ale mimo to wciąż podskakiwała radośnie. O co chodziło z głuptasem mogłeś się jedynie domyślać, że przypomniała sobie, iż różnisz się od zebry, ale to chyba bez znaczenia, bo znowu próbowałeś wychwycić jak najwięcej z jej niezamykającego się pyszczka. Z nich zdołałeś zrozumieć, że nie masz się co przejmować i że ona sama też ma słabą pamięć, co zaowocowało propozycją przyjęcia zatytułowanego "słaba pamięć". W dodatku zaczęła pytać co lubisz jeść i jakie gry. Przynajmniej tyle mniej więcej zrozumiałeś. Gdy skończyła trajkotać, stała na ogonie przed Tobą, prezentując wszystkie cztery kopyta i krąglutki, ale nie za duży różowy brzuszek. Można powiedzieć, że i on się do Ciebie uśmiechał...

  21. Chwilę jeszcze patrzyłem na dzieło jakiego dokonałem. Pierwszy raz chyba kogoś grzebałem. Nie czułem przy tym nic poza spełnieniem obowiązku. Stałem tak gapiąc się bezmyślnie, po czym zastanowiło mnie jedno: co teraz? Miałem świadomość, że daleko stąd do najbliższych osad, więc nawet jeśli komuś by się udało tu zajść, to co mu po tym.

    Westchnąłem.

    Nie chciało mi się teraz szukać jakiegoś głazu, by nadać temu miejscu pewną symbolikę, więc odłożyłem to na dzień jutrzejszy. Teraz już nawet nie miałem ochoty szukać schronienia. Zresztą, mój wygląd, który teraz został ubarwiony krwią, zwiastował tylko kłopoty. Ułożyłem się więc po prostu w pobliżu nagrobka i czekałem na sen, na poranek...

  22. Tisa dosłownie leżała na stole. Jej wzrok utkwił gdzieś na blacie i mogłoby się zdawać, że jest niczym figura woskowa, gdyby nie jej oddech. Twoje słowa sprawiły, że rubinowe oczęta klaczy zniknęły pod powiekami. Klacz dodatkowo, by ukryć się przed światem i problemami nakryła łeb kopytami.

    - Ja się przed nim gotuję - zaskomlała niemalże Tisa.

    Urocza nastolatka, niemalże dorosła, niewinna i jednocześnie już pełna kobiecości z takim charakterem jest spełnieniem marzeń niejednego ogiera.

  23. Wychodząc z biblioteki nie natrafiłeś na tłumy kuców, ale wszędzie trochę ich było. Twój wzrost nie budził takiego zainteresowania, jak fakt, iż całe Twoje ciało pokrywały tatuaże. Każdy choć przez chwilę spoglądał na Ciebie, a gdy Ty odpowiadałeś tym samym, to uciekał wzrokiem. Mimo to spacerowałeś dalej. Wszystko było na tyle kolorowe i nowe, że szybko zdałeś sobie sprawę, iż się zgubiłeś. A gdy tylko chciałeś spytać kogoś o drogę, to wszyscy usuwali się z Twojego pola widzenia. W zasadzie prawie wszyscy... Rozglądając się tak za kimś kto mógłby Ci pomóc, zauważyłeś przed sobą różową klacz z różowymi zakręconymi włosami na głowie. Spoglądała na Ciebie wesolutko i bez krzty strachu. Gdy już chciałeś się odezwać, jej również zakończyły się procesy myślowe.

    - Hej. Jesteś tu nowy. Widzę Cię pierwszy raz, a wszystkich znam doskonale. Skąd jesteś, ach nieważne. Jak masz na imię? Podoba Ci się tu? Masz już jakichś przyjaciół, bo ja bardzo chętnie zostanę Twoją przyjaciółką. Skąd masz te wszystkie śmieszne linie na ciele? Jesteś spokrewnioną z zebrami? Ach przepraszam nazywam się Pinkie Pie, miło Cię widzieć - trajkotała dalej klacz o przyjaznym usposobieniu. Z grubsza przestałeś jej słuchać po chwili ze względu na natłok pytań i informacji, których nie sposób było oddzielić od siebie na dłuższą metę.

  24. Nie leciałem daleko. Nie musiałem. Szybko dotarł do mnie fakt, iż dusza była przywiązana bardziej do miejsca jak ciała. Wszystkie moje działania są jednak pozbawione sensu. Cokolwiek bym nie uczynił, zawsze jest tak samo. Pytania bez odpowiedzi i sprawy, które nie kończą się pomyślnie. Chciałbym chociaż przez to czuć kucie w sercu, ale i tego nie ma. Po raz pierwszy ktoś do mnie był życzliwy, ale to było niczym otwarta klatka, która została zamknięta tuż przed mym nosem. Mam ochotę zrobić to co zwykle robiłem nocami, przeczekać, ale najpierw musiałem spełnić prośbę zmarłego. Nie znając jego imienia, postanowiłem mu tylko usypać nagrobek. Jedyne co go tu znajdzie, to robactwo.

    Niewiele czekając, zdecydowałem, że zakopie go blisko jaskini. Oczywiście w miarę możliwości. Potem dopiero ułożę się gdzieś obok. Szybko obniżyłem lot z nadzieją, że ziemia nie odmówi pochówku...

×
×
  • Utwórz nowe...