Skocz do zawartości

Draco Brae

Brony
  • Zawartość

    2929
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Draco Brae

  1. Szarpanie się pomogło. Musiałaś jakoś uderzyć ogiera, bo się cofnął. Niestety znów ujrzałaś jego paskudny pysk. Cały ociekał zieloną posoką w okolicach ust. Co chwila przez nią wysuwał się wężowy jęzor... Szybko wstałaś i zaczęłaś się cofać. Ogier powoli i spokojnie wykonywał ruchy ku Tobie. Uciekać? Przez wieczność? To Ci groziło... byłaś sama i cofałaś się ciągle przed nim, a on Cię powoli gonił. - WYYY*******AAAAAJ - usłyszałaś donośny krzyk Moon. Nie widziałaś jej nigdzie, ale po wrzasku mogłaś stwierdzić, że się zbliża gdzieś z nieba. Nagle w coś gruchnęło w ogiera. Rozległo się chrupnięcie, zupełnie jakby kości pękały... To była Moon. Uderzyła z niemałym impetem kopytami prosto w pysk ogiera. - Zawsze się wpakujesz w jakieś kłopoty? - spytała biała klacz.
  2. Zespołu swojego jeszcze nie znalazłeś. Za to na scenie już słyszałeś tłum oczekujący potężnej dawki dobrej muzyki. Plątanina kabli lekko utrudniała chodzenie, a wielkie wzmacniacze i dwie perkusję prezentowały się cudnie z tyłu. Jeszcze za tym wszystkim prezentował się wielki ekran, na którym był olbrzymi napis. Blast & Trapnest Tło cały czas się w na ekranie zmieniało, ukazując różnych członków obu zespołów, w różnych sytuacjach. Robiło to ogromne wrażenie, ale chyba było włączone z lenistwa czyjegoś, bo scena wciąż była zasłonięta. Gdy Ty tak wszystko obserwowałeś, pojawił się cały Twój zespół, jak i Trapnest. Wszystkim dopisywały humory. Cameron zasiadł przy perkusji po lewej, a Tisa przy prawej. Każdy zaczął się podłączać. Nagle wbiegł do was jakiś techniczny oszołom. - Macie trzy minuty. Zaczyna Trapnest, a potem gra Blast i tak na zmianę - rzucił krótko i wypadł ze sceny tak szybko jak się pojawił. Wyglądało to nieco głupio... Jeden zespół ma grać, a drugi stać i się gapić? Twoje myśli były bliskie szaleństwa, ale nie ze zdenerwowania. To była raczej euforia. Już za chwilę mogłeś robić to co kochasz... - Do tej pory repertuar był nieznany... - rozległ się czyjś głos. - Czekaliście na to długo prawda? - TAAAAK! - wrzasnął tłum. - Powiem wam... Warto było. Karmcie zmysły tym co zaraz zobaczycie i usłyszycie. Szacunek dla obu zespołów przede wszystkim! - HUAAAA! - zakrzyknął znów tłum. - Trzydzieści sekund... Cała widownia musiała być już w ekstazie. To samo tyczyło się Ciebie. Byłeś podekscytowany, czekałeś na to cholerne trzy dni piekła... Rozległa się gra skrzypiec... A kurtyna was zasłaniająca zaczęła się rozsuwać. Tłum oszalał, a Artens dla niego śpiewał... ____________________________________________________________ http-~~-//www.youtube.com/watch?v=jrqF2KhZfa0
  3. Po chwili zaczęło coś kapać na podłogę. Nierównomierne kapanie tworzyło złowrogi klimat. - Błąd... - wycharczał znowy. - To... był... błąd... Z tymi wycharczanymi słowami ogiera, poczułaś ciężkie kopyto na swoim grzbiecie. Z początku delikatnie Cię nacisnęło. Niestety tylko z początku. Poczułaś ból jak tylko mocniej zaczął Cię dociskać do podłogi. - Ukarana... - ogier bełkotał dalej. - Musisz... być... ukarana...
  4. Tristis spojrzał na Ciebie wściekłym wzrokiem. - Sprawdzić czy się nadajesz - wycedził przez zęby. - Tam rezyduje organizacja, szkoląca nowych. Zakładam, że nigdy nie słyszałeś o Tehavis. Po tych słowach, Tristis wylewitował warzywa z ogniska i zostawił Ci porcję przed ogniskiem. Swoją cześć cały czas lewitował i pogryzał w milczeniu...
  5. Zbliżenie się do przepaści nic Ci nie dało. Spojrzałeś za to w dół. Teraz wyglądało to jakby nie było tam w ogóle dna. Bezdenna przestrzeń. - To chyba nie działa - skomentowała Twilight. - Stawiam, że klucz będzie pasował tam skąd go wyciągnąłeś. Derpy czy mo... - słowa jednorożca się urwał. Zwróciłeś swój wzrok na szarą pegazicę. Trzesła się i stała w bezpiecznej odległości od przepaści. - Ja... ja się boję, nie chcę tu latać... - odparła Derpy. Wywiad ze strony pegaza nie wchodził w grę... - A wystarczyło mnie znów poprosić... - Na ciche słowa Shivy powstał lodowy most. Sklejał się powoli, ale wyglądał na stabilny. - Nie wiem czy wytrzyma... ale próbowałam...
  6. Ogier jednak już nie ustępował. Zbudziłaś potwora. Czułaś jak bada Cię samym węchem. Musiał mięć język jak wąż bo zasyczał. Nie ciekawiło Cię za bardzo jak to wygląda przez zszyte usta. - Grzesznica... - wycharczał. Stoisz i czekasz grzecznie na to co dalej zrobi ten ogier, czy zrobisz coś innego? W każdym razie ucieczka odpadała, bo drzwi mógł otworzyć jego dzwonek. Tylko jego...
  7. Te dwa ostatnie słowa skierowane do Rarity wprawiły ją w ekstaze. Z cichym jęknięciem zaczęła opadać na podłogę. Gdyby nie Dave, klacz gruchnęłaby o ziemie. - Łamacz serc... no idź już - ponaglił Cię wesoło przyjaciel. Wyszedłeś z garderoby gotowy i z kamienną twarzą. Nie mogłeś dać poznać nikomu, że coś jest inaczej... Ekipa techniczna latała jak poparzona. Do samej sceny miałeś może sześć lub siedem metrów. Nadchodziła wielka chwila. Emocje znów rozgrzały się w Tobie na nowo, ale jak zwykle w takich wypadkach przychodził Stan. - Ren, Ren - krzyczał już z pewnej odległości. Odwróciłeś się za siebie i widziałeś, że ten skurczybyk niesie dwa futerały. Po chwili był już przy Tobie. - Tak jak wybrałeś w hotelu mam tą gitarę. Jest jeszcze jedna. Z tymi słowami położył na ziemi i otworzył oba futerały. Po lewo prezentowała się elegancka czarna gitara, wyglądająca jak klasyczna. Zaś po prawo bardziej odpowiadająca stylowi w jakim teraz się prezentowałeś. - Wybieraj - rzucił już zmęczony. - A potem grzej na scenę. Jest jeszcze zasłonięta dla dodania smaku temu koncertowi... Jest masa kuców.
  8. Z małym opóźnieniem, ale sesja się pojawia Brat... słowo Ci obce, a jednak tak bliskie. Kucyk Ci bliski, dosłownie na wyciągnięcie kopyta był gdzieś obok, ale jednak był tak daleko... Świat drwił z Ciebie na każdym kroku. Tym razem, żeby coś się zmieniło musiałeś zacząć szukać, działać na własne kopyto, tak jak kiedyś z ojcem... Canterlot, serce Equestrii, wielkie miasto. Zwykłe szukanie nie miało nawet cienia szansy. Powodzenie zależało od szczęścia i Twojej operacji słowem... Tak rozmyślając siedziałeś przy ciepłowni Canterlotu. Gdzież indziej mógłbyś siedzieć jako szycha wśród bezdomnych? Kilkoro innych kuców, podobnych Tobie również grzało się w zimowy dzień...
  9. - Przykro mi - odparła Twi. - Wcześniej w Ponyville rozważaliśmy te opcje. Na nic była nasza magia - dodała beznamiętnie. Co dziwne mgła jednak się przerzedziła nieco. To musiała być sprawka Leviathanatiany, choć milczała, zrobiła swoje. Podziękowania były zbędne, bo mogliście bezproblemowo kroczyć dalej. Zaczynało się ściemniać jeszcze bardziej niż przedtem. Nagle pomimo mroku znów stałeś z towarzyszkami nad przepaścią, którą nie tak dawno przebyłeś, by dostać się do zamku. Tym razem był jeden szkopuł. Nie było chmur po których można byłoby przejść. - Jak tam się wtedy dostałeś - spytała Twi? - Na drugą stronę?
  10. Kuc spojrzał na Ciebie. To był błąd. Tak długo jak Cię ignorował było dobrze, jednak widząc puste oczodoły zrobiło Ci się niedobrze. Teraz jak zauważyłaś, Ogier wciągał, jak pies powietrze. Badał Ciebie. Usta miał zszyte, ale mimo to lekko się rozchyliły i z ran pociekła zielona posoka...
  11. Wstawał kolejny poranek. Obudziłeś się i leniwie przeciągnąłeś na łóżku. Było jeszcze wcześnie, ale już mogłeś poczuć zapach dochodzący z kuchni. Zapewne Melody robiła śniadanie. Ten dzień zapowiadał się zwyczajnie, jednak czułeś w kościach, że będzie inaczej. Powoli wstałeś z łóżka i spojrzałeś na kalendarz. Poniedziałek, dzień zajęć. Poniedziałki zawsze są beznadziejne. Początek tygodnia i koniec weekendu. Jedyne co teraz motywowało Cię by funkcjonować z rana to śniadanie i przyjaciółka... ____________________________________________ Twoje mieszkanie, więc jeśli masz potrzebę opisz je. Etc...
  12. Kuc tylko stał i się gapił. Ty zaś stałaś obok niego. Bez celu. Widok może i był porażający, ale co Ci po tym? Rozejrzałaś się w przestrzeń za Moon, jednak na próżno. Kręciłaś się w kółko obok tajemniczego kuca...
  13. Ogień płonął równo, a warzywa piekły się w nim. Tristis gapił się w płomień dłuższą chwilę, a potem położył. - Mówiłem już, do ruin Tambelonu... Mam wrażenie, a zresztą... Z tymi słowami wstał i porządnie się rozejrzał. - Pułapki gotowe, zjem i idę spać...
  14. Podeszłaś, a on nawet na Ciebie nie spojrzał. Wrota za Tobą się zatrzasnęły. To cud, że jeszcze żyłaś, ale teraz prowokowałaś kogoś kto opiekował się zaświatami. Jednak Twoja obecność nie robiła na kucu żadnego wrażenia. Był większy, znacznie większy od Ciebie i gapił się w przestrzeń. Głowa ledwo wystawała Ci ponad barierkę. Spojrzałaś w tę samą stronę co kuc. Widziałaś ogromną dziurę w ziemi. Niby była w oddali ale widziałaś jak płynie w niej ogień... Ten ogień spływał przez kanion prosto do tego leju jak po bombie...
  15. Kuc stanął wreszcie na "balkoniku" i stał tak przez dłuższą chwile. Jego oddech kroił Twoje uszy. Tak on oddychał, słyszałaś to wyraźnie, jak ciężko rzęzi w jego gardle i jak gwiżdże mu w nosie. Ogier postawił jeszcze kilka kroków do przodu i stał dosłownie nad Tobą. Czułaś to... Nagle się jakby odwrócił i stał zwrócony do drzwi. Mimowolnie spojrzałaś w jego stronę. Wyjął spod płaszcza dzwoneczek i zadzwonił... W odpowiedzi zadzwonił również dzwoneczek nad wrotami. Wejście stało otworem. Szary blask światła zgasił pochodnie i widziałaś, że jest to wieża widokowa... Kuc stanął przy marmurowej barierce.
  16. Pomysł był dobry, gorzej z wykonaniem. Jedynym czarem ofensywnym jaki znałaś, były trzy ogniste kulki. Chwila skupienia i nic się nie stało. Ogień tylko zgasł na szybce. Kuc w płaszczu zbliżał się nie ubłaganie. Był już zaledwie kilkanaście stopni od Ciebie. Śmiało mogłaś powiedzieć, że to może być koniec...
  17. Derpy z Twoją pomocą jakoś doszła do siebie. Z pewnością była kimś, kto raczej nie obcuje tak blisko z magią... Ruszyliście, wszyscy razem. Ty nie znałeś nikogo, po za wilkiem. Miałeś wiernego przyjaciela, to samo Twi i Derpy. Problemem była jednak obcy kuc w waszej drużynie. Kimkolwiek była, czy dobrze zrobiłeś przyjmując ją w swoje szeregi? Takie uczucie wzbudziło się w Tobie i nie chciało odejść... Co zabawniejsze, mgła przed wami się nasilała, zupełnie jakbyś zbliżał się do zamku... - Cz-czego tam szukasz? - Spytała zdławionym głosem Shiva. Z pewnością nie była typem introwertyczki...
  18. Drzwi nie miały klamki, a tym bardziej nie chciały drgnąć. Cichy stukot kopyt ogiera w płaszczu zaczął się nieść po całej wieży. Musiał być już w połowie. Cholerne wrota miały nad sobą tylko dzwonek za szybką. Byłaś w pułapce...
  19. Któż inny mógłby być odpowiedzialny za modę ;D ___________________________________________ Tylko krótką chwilę musiałeś czekać, bo biała klacz odsunęła się zaraz od Dave'a. Odziwo też został przyodziany w bardzo podobną skórę co Ty miałeś na sobie. Jednak zamiast pieszczochy, czy karwaszy, kopyta miał oplecione łańcuchami... - Cudnie, wprost cudownie - skomentowała biała klacz. - Oh, przepraszam nie przedstawiłam się Panom. Jestem Rarity - dodała odsuwając się lekko od was, tak byście mogli widzieć jej lekki ukłon. Potem się podniosła i zmierzyła Cię wzrokiem - Tu niestety nie będę miała nic do roboty... a szkoda.
  20. Pomimo pukania drzwi się nie otwierały. Rozejrzałaś się i nic nie dostrzegłaś. Co gorsza, znów miałaś to dziwne uczucie, że grawitacja się zwiększa. Spojrzałaś na dół i to co zobaczyłaś nie było zbyt optymistyczne. Na samym dole wieży, po schodach wchodził kuc w czarnym płaszczu...
  21. Zjawa przymknęła oczy i zrobiło się naprawdę niewesoło. Jej widmo zaczęło się jakby rozpływać i wirować wokół niej. Twilight patrzyła na to w osłupieniu, Derpy zaś wciąż leżała skulona za Tobą. Wreszcie, gdy widmo zjawy całkiem się rozpłynęło momentalnie uderzyło w zbroję. Dziwne uczucie, które towarzyszyło Ci wcześniej było teraz jeszcze mocniejsze. - Jestem gotowa... - odparła zduszonym i pełnym smutku głosem Shiva.
  22. Momentalnie po wyjściu zostałeś wepchnięty przez Stana do drugiej budki. W garderobie obok Dave'a skakała białej barwy klacz, a dokładniej jednorożec i wyszukiwał coraz to wymyślniejsze skóry, czy inne ozdóby takie jak pieszczochy. Dave patrzył tylko wzrokiem "stary co ja tu robię... zresztą, uciekaj". Jednak było już za późno. - Ah, ah, ah witam i Pana, Panie Ren. Proszę usiąść i poczekać chwilkę... Jestem waszą ogromną fankąąąąąąąąąą! - krzyknęła klacz i zamknęła za pomocą magii drzwi...
  23. - Nie zdążyłam zbadać nawet tego miecza - rzuciła szybko Twilight, zupełnie jakby wyczuwała kolejny potok słów zjawy. - Czego ja bym chciała? Na pewno nie służby. Nigdy nie patrzyłam tak na swój dar i dalej nie zamierzam. Pomniki i kaplice również nie mają dla mnie znaczenia. Moje jezioro już od dawien dawna nie istnieje... Z każdym słowem zjawa smutniała. Zupełnie jakby zdawał sobie sprawę z beznadziejności sytuacji w jakiej była. Shiva nie była chciwa, nie była też łasa na komplementy czy inne dziwne potrzeby. Była prawie bogiem, ale nie zachowywała się jak bóg. - Siena taratiana, fiedro cantara, mihwa... Kaplica stworzona przez Shivę, rozpadła się w powietrze. Przestała istnieć tak szybko jak szybko się pojawiła. - Obiecaj, że pochowasz moje szczątki w miejscu, gdzie przodkowie nadali Ci "tożsamość"... I że nikt nigdy więcej ich nie zbezcześci... Przysięgnij...
  24. Dave zaśmiał się jeszcze bardziej i położył kopyto na klamce. - I niby jak to odkręcisz? Ren, pociąg już pędzi, a wyskoczyć z niego albo zatrzymać się go nie da. Po za tym... Za kogo miałaby Cię Reira, gdybyś pokazał jej tak słabą stronę siebie? Co powiedziałby nasz wieczny imprezowicz? Zrób i mi przysługę, i napraw wszystko co Cię trapi. Z tymi słowami Dave otworzył drzwi i wyszedł. Męska duma? Ty też ją posiadasz, właśnie dlatego chciałeś to wszystko odkręcić... Jednak było tak jak Dave powiedział, pociąg pędził... W miejsce z którego wyszedł właśnie przyjaciel, przyszła Reira. W cudnej ciemno niebieskiej sukni z białym krzyżem i "nachlapanym" napisem "Blast" pionowo. Po za tym była prosta i zwyczajna, ale mimo to pełna uroku... - Um mamy mało czasu - rzuciła niepewnie Reira. Gdyby tylko miała pojęcie o co tu chodzi uciekłaby...
  25. Wędrówka po schodach była spokojna i nawet lekka, w porównaniu do tego co przeżyłaś na pustyni. Pokonywałaś stopień za stopniem, aż wreszcie znalazłaś się na szczycie. Na małym "balkoniku" wewnątrz wieży. Były tam drzwi, a nad nimi dzwoneczek, jakby za szybką...
×
×
  • Utwórz nowe...