Skocz do zawartości

Varthy

Brony
  • Zawartość

    71
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Varthy

  1. Kucyki z północy zawtórowały śmiechem. - Ta... miejmy nadzieję, nie chciałbym stawać ze smokiem w więcej niż jednym kawałku - burknął radośnie Milo. Nagle wrzawa w gospodzie, która przez chwilę nieco ucichła, znów wybuchła i to z podwojoną intensywnością. Dhok i jego świta rozejrzeli się. Spora część towarzystwa wstała już od stolików i zaczęła przepychankę do wyjścia. Niektórzy skończyli jeść i zbierali spod stolika swój sprzęt. - Oho - zawołał Dhok - Chyba się zbierają.
  2. Maszerowałyście pospiesznie ulicami Canterlot, raz po raz zapadając kopytkami w lepką, błotnistą ziemię. Zewsząd rozbrzmiewały krzyki, wrzaski, pohukiwania, trzaski tłuczonego szkła. - CHAOS! WSZĘDZIE CHAOS! - poprzez chłodne, nieprzyjazne powietrze rozbrzmiewały radosne, usatysfakcjonowane okrzyki Discorda. Mimo, że nie mogło być później jak południe, w mieście panował półmrok. Z nieba, przykrytego grubą i gęstą warstwą chmur, wyglądających jak wata cukrowa, strumieniami lały się hektolitry czekoladowego mleka. Drzewa, które niegdyś rosły wzdłuż głównej drogi do pałacu, wyszły z korzeni i tańczyły dziko, w rytm niemej melodii Discorda. Wszędzie unosiły się kolorowe baloniki, z narysowanymi uśmiechniętymi twarzami. - Hej! Pomocy! Może mi ktoś pomóc?! Halo! - usłyszałyście nagle nawołujący, donośny męski głos.
  3. - Nie mam bladego pojęcia, Olo - wzruszył kopytami Dhok. - Przybyliśmy w nocy, pewnie niewiele wcześniej od ciebie - do rozmowy włączył się Milo. - Ponoć pegazy z Gwardii Zwiadowczej Cloudsdale wyśledziły, gdzie to bydlę ma siedzisko. - Ciekawe czy to daleko stąd - wtrącił z kolei inny kucyk z kompanii Dhoka. - Na pewno gdzieś w górach, z tego co wiem to smoki rzadko kiedy posiadają się na nizinach. A ty Olo, wiesz coś gdzie to bydlę jest?
  4. Olo podszedł do stolika i w powitalnym geście przybił kopytka z każdym z kucyków. Dhok nieco odsunął się ze swoim stołkiem, by zrobić mu miejsce. Jeden stołek był wolny. W powietrzu unosił się słodkawy zapach zupy grzybowej. - Piękna robota z tym nadętym hrabią - powiedział niewyraźnie Dhok, zapychając się dwoma kromkami chleba jednocześnie.
  5. Trochę to trwało, zanim tłum się przerzedził i Olo odebrał wreszcie swoją porcję chleba i zupy grzybowej. Teraz stało przed nim nowe wyzwanie: znaleźć miejsce w pękającej w szwach gospodzie. Na szczęście warto zawierać nowe znajomości. - Olo! - uszu kucyka dosięgnął przytłumiony przez wrzawę głos Dhoka. - Tutaj! Chodź do nas.
  6. Pegaz popatrzył to na leżącego szlachcica, to na Ola. - Mądra decyzja - powiedział wreszcie po chwili, chociaż jego głos nadal nie okazywał żadnych emocji. - Rapid Wind... tak ci dziękuję... tak ci... - zaczął jęczeć szlachcic, ale pegaz, nazwany Rapid Windem wciął mu się w słowo. - Stul pysk Wordy Mouth. Ostatni raz ratuję ci zad, obiecuję. W gospodzie panowała cisza. Rapid Wind popatrzył się wokół - Na co się gapicie? - warknął po chwili, wodząc wzrokiem gniewnie po zbiegowisku. - Wracać do swoich spraw, idźcie żreć obiad, póki jeszcze nim nie jesteście. Po tych słowach szturchnął Wordy Moutha kopytkiem, obrócił się i pomaszerował w stronę wyjścia z gospody. Tłum jeszcze chwilę stał głuchoniemy, dopiero po chwili znowu zapanowała wrzawa i wszyscy powrócili do konsumpcji śniadania, lub walki o niego.
  7. Olo już zerwał się do leżącego na ziemi wokół własnych zębów szlachcica, kiedy nagle zatrzymał go surowy, gruby głos. - Stój gdzie stoisz, albo twój łeb poleci szybciej niż jego zęby. Olo odruchowo obejrzał się w stronę, z której dotarł do jego uszu dźwięk. Około półtora metra od niego stał granatowo-grzywy pegaz o niebieskiej maści, w stalowym, srebrzystym napierśniku. Był rosłej budowy, a jego mięśnie były wyraziste i masywne, choć nie dorównywał Olu nawet w połowie. Patrzył się obojętnie chłodnym wzrokiem na zaszłą sytuację.
  8. Varthy

    Władca pierścieni.

    Nie zauważyłem wcześniej tego tematu Mnie też proszę dopisać.
  9. Miarka się przebrała. Mały, acz potężny siłą fizyczną, Olo doskoczył do dostojnego kucyka, sprzedając mu z kopytka potężnego podbródkowego. Z ust szlachcica trysnęła kapka krwi, a on sam odleciał z impetem w tył i trzasnął głucho o podłogę, wypluwając garść czegoś, wyglądającego jak umazane krwią białe perełki. Nietrudno było się domyślić, że delikwent właśnie stracił co najmniej połowę swoich zębów. Olo miał nadzieję, na dalszą i nieco trudniejszą walkę, ale szlachcic okazał się być zwykłym cwaniakiem, mądrym tylko w gębie. W karczmie wybuchły oklaski, gwizdy i podniecone okrzyki. Dopiero teraz Olo zdał sobie sprawę, że całe towarzystwo karczmy zebrało się w kółku wokół niego i szlachcica. Spośród tłumu wyłapał zafrasowaną minę gospodarza, zalotne spojrzenia jego pomocnic i Dhoka, którego wyraz twarzy mówił coś w rodzaju "nieźle, naprawdę nieźle". - Ty gnoju... pfu... - warknął szlachcic, podnosząc się z podłogi, wypluwając sporadycznie krew. Bez zębów śmiesznie zaczął seplenić. - Doigrałeś się. Rapid Wind! Gdzie jest Rapid Wind?
  10. - Siusiumajtku - powtórzył ironizowanym głosem szlachcic. - Co za bogaty, barwny język! Ta wiocha, z której jak mniemam pochodzisz, tam cię tego nauczyli? Pewnie "wołata" się tam na "łobiod" i "grzmocita dziewuchy na sionie". W tłumie rozległy się śmiechy. Możnowładca był wyjątkowo zuchwały i przekonany o swojej wyższości. Pytanie tylko, czy Olo dłużej będzie to tolerował...
  11. Phi - prychnął szlachcic, zarzucając przemoczoną grzywę na bok. - Chyba coś ci się grubo pomyliło, durny wieśniaku, jeśli uważasz, że możesz mówić do mnie w taki sposób.
  12. Olo wyprostował się, napiął barki i ruszył dumnym krokiem w tłum kucyków, przepychając i popychając wszystko, co się napatoczy po drodze. Jego oczy zwrócone były ku ladzie i gospodarzowi, wydającemu śniadania. Z chwalebnego marszu po jedzenie, Ola wyrwał chlust rozlewającej się na podłogę cieszy. - Tyyy!!! - z boku dobiegł go jakiś oburzony, zniesmaczony głos. Olo odwrócił głowę. W kałuży jakiejś brunatnej cieczy stał jeden z dostojnych kucyków w lśniącej zbroi i złotej szacie, pięknie uczesanej, lśniacej grzywie. No, teraz nie była taka lśniąca. Olo musiał przypadkowo potrącić szlachcica, który oblał się własnym śniadaniem. - Ty prymitywna, niecywilizowana pokrako! - wrzasnął szlachcic oburzonym, pogardliwym głosikiem, jakby mówił do stworzenia, którego wysoce się brzydzi i którym gardzi.
  13. Olo założył na ciało swoją zbroję, przypiął pasami topór i szyszak na plecy, po czym wyszedł z pokoju. Na korytarzu panował niemały tłok; Steamy w końcu mówił, że to jedyna gospoda w Canterlot, która ostała się w miarę dobrym stanie. Nic dziwnego więc, że wszyscy wojownicy, których przywiodła tu chęć zdobycia sławy i pieniędzy nocowali właśnie tutaj. Olo wszedł między tłum, powoli ruszający się w stronę schodów. Gdy już zszedł na dół do głównej sali, to co zobaczył przekroczyło jego najśmielsze oczekiwania; gdy kilka godzin wcześniej przybył tu aby zjeść i się wyspać, była późna pora nocna i na dole zostało tylko kilku spośród przybyłych do Canterlot kucyków. Teraz gospoda dosłownie pękała w szwach. Olo szybko zlustrował wzrokiem towarzystwo; były tu naprawdę kucyki z każdego zakątka Equestrii - dostojni, pięknie uczesani rycerze w lśniących zbrojach, lekko opancerzone, wyposażone we włócznie kucyki o ciemnej maści, jasnogrzywi mistrzowie łucznictwa z lasu Everfree, odziani w lekkie, skórzane ale świetnie wykonane i przyozdobione zbroje oraz zielone pelereny; było również kilku wojowników z trawiastych stepów leżących u stóp gór - okrągłe tarcze, krótkie, lekkie miecze i średniej ciężkości zbroje. Nagle oczy Ola napotkały jakoś dziwne znajome twarze. Wzrok Łamignata zatrzymał się i po chwili rozpoznał poznanych wczorajszej nocy (albo raczej dzisiejszego ranka) wojowników z północy. Wszyscy goście gospody zgromadzeni byli, a raczej ściśnięci przy ladzie, gdzie gospodarz, dzisiaj z dwoma klaczkami jako pomocnicami, wydawali śniadanie.
  14. Varthy

    Co mówi sygna?

    Spieszmy się kochać kuce, tak szybko odchodzą
  15. Dodatkowe sceny to wynik ambicji Jacksona, który, jak pisałem wcześniej, chciał umocnić więzi pomiędzy filmowymi trylogiami WP i Hobbita. Chciał, aby obie historie łączyły się w jedną, spójną całość, trylogia Hobbita, uzupełniona dodatkowymi wątkami to po prostu prequelizacja(?).
  16. Pytanie Ola nie doczekało się jednak odpowiedzi. Kucyk przetarł oczy. Gospodarza już w pokoju nie było. Drzwi zostawił uchylone, słychać więc było jego głos na korytarzu. Najprawdopodobniej robił obchód po pokojach i budził wszystkich, którzy wcześniej o to poprosili. Przez korytarz powoli przewijała się słodkawa woń świeżej pieczeni, która po chwili natrafiła na nos Ola.
  17. Dobrze, że ktoś założył taki temat, szkoda że nie od razu o trylogii. Byłem w kinie trzy dni temu, na wersji 2d z napisami i ogólnie mam nastawienie pozytywne. Podoba mi się zabieg, w kierunku którego poszedł Jackson tj. usiłowanie zrobić z Hobbita prequela do LotR'a, którym książka de facto nie była. Film jest po pierwsze strasznie klimatyczny (scena w której krasnoludy odśpiewują Misty Mountains Cold to poezja) i wciąga, nie spieszy się z opowiadaniem historii i żyje swoim dość serialowym tempem. Rozbudowany wątek Dol Guldur i Radagasta, czy spotkanie Białej Rady w Rivendell nie urywały co prawda tylnej części ciała, ale jako zapychacz spełniały swoją funkcję. Finałowa bitwa była tylko trochę nijaka. Największą wadą filmu są według mnie efekty specjalne. Oczywiście, są wspaniałe, problem w tym, że jest ich nawalone w każdą sekundę filmu w takich ilościach, że momentami aż raziły w oczy. To jest spory krok wstecz w stosunku do Władcy Pierścieni, filmowej trylogii liczącej sobie już przecież dekadę. Jednak nawet dziś, oglądając bitwy o Helmowy Jar czy Pola Pelennoru mamy wrażenie, jakby ścierały się ze sobą żywe armie z krwi i kości. Bitwa o Morię we wspomnieniach jednego z bohaterów wygląda tak sztucznie i komputerowo, że aż oczy bolą. Poza tym design orków i goblinów to koszmar - zdecydowanie wolałem LotR'owską wizję. Jak jeszcze orkowie i Wargi, mimo czystego, gładkiego i błyszczącego wyglądu jeszcze ujdą, tak gobliny o skórze w kolorze pomarszczonego jelita zakrawają o skandal. Nie wspominając już o Azogu i królu goblinów. BTW. Rozwalało mnie, jak Gandalf przed każdą większą akcją gdzieś znika, tylko po to, by w krytycznym momencie wbić znikąd i uratować resztę
  18. Sen przyszedł szybko. Olo był naprawdę zmarnowany po wyprawie, a kilka kufli cydru jeszcze bardziej pogrążyło jego zmęczenie. Olo czuł, jak czyjeś kopytka szturchają go upierdliwie w plecy. - Panie, wstawaj pan, już poranek - usłyszał znajomy głos gospodarza. Oczy nadal miał kurczowo ściśnięte za powiekami, wybudzony ze snu umysł musiał nieco oprzytomnieć.
  19. Kucyki z północy nie odpowiedziały, tylko skinęły głowami z uznaniem i również wstały. Pewnie mieli już wynajęte pokoje, bo zamiast pójść do karczmarza, od razu udały się na górne piętro. - Jest jeden wolny pokój - mruknął gospodarz, przeliczając monety, które wręczył mu Olo. - Choć za mną. Niski kucyk wyszedł zza lady i wspiął się na drewniane schody. Długo to nie trwało, bo sufit w gospodzie był wyjątkowo niski; w końcu musiano jakoś upchnąć dwa piętra w tak niskim budynku. Gospodarz zaprowadził Ola przed drewniane drzwi do ostatniego pokoju w korytarzu; razem było ich około dziesięciu. - Dobranoc więc - burknął, wręczając kucykowi klucz.
  20. Wojownicy z północy roześmiali się, a Dhok poklepał Ola przyjacielsko po ramieniu. Karczmarz był w trochę mniej towarzyskim nastroju, sądząc po minie z jaką zbierał puste kufle ze stolika. Po chwili zjawił się z kolejną tacą, tym razem kufli pełnych napoju. Dhok ziewnął. - Cholera, chyba już późno. Wypadałoby się przespać chociaż tę godzinkę, co chłopy?
  21. - Nazywam się Dhok Żelazne Kopyto - uśmiechnął się kucyk i jednym, szybkm i jakże potężnym ruchem wgniatając kopytko Ola w stół. - I chyba nie bez powodu noszę taki przydomek - zaśmiał się i uwalniając kopytko Ola, sięgnął po kufel z cydrem i jednym łykiem opróżnił go do połowy.
  22. Najstarszy kucyk uśmiechnął się wyzywająco. - No, skoro chcesz prawdziwego wyzwania... - mruknął ze złośliwą nutką ironii w głosie, kładąc kopytko na drewnianym stoliku, zębami nieco odsuwając rękaw, żeby bardziej wyeksponować mięśnie. Reszta jego towarzyszy wydała z siebie gwizdy podniecenia (nie, nie na widok jego mięśni).
  23. Młody kucyk uścisnął Olu kopytko i zaczęła się wojna siły. Ku zdziwieniu Łamignata, młody kucyk całkiem nieźle stawiał opór, jak na młokosa, ale i tak nie mógł dotrzymać pola potężnemu Bonecrusherowi i po minucie jego kopytko walnęło w stolik, przygniecione przez Ola. Starszy z północnych kucyków zmarszczył czoło. - Nieźle - odparł po chwili.
  24. Varthy

    Filmy wojenne

    Dla odmiany, bo widzę że tu głównie Wietnam i II wojna, polecę coś ze świeższych klimatów: - Hurt Locker - świetne i diablo klimatyczne życie saperów w Iraku. Mimo, że nie ma tu ani wielkich intryg, spisków i polowań na terrorystów w fabule, a duża część to życie w barakach i rutynowe patrole, to wciąga i nie zanudza. - Green Zone - odmiana dla Hurt Lockera i w dużym stopniu jego przeciwieństwo, mamy aferę rządową z nieistniejącą bronią nuklearną w tle i złych urzędasów i oświeconego trepa, który zauważa że coś jest nie tak i dąży do poznania prawdy. Bourne'owski klimat, ogólnie całkiem przyjemny film. - Bitwa o Irak - taka tam ponura opowiastka o złych marines i cywilach, których pomordowali.
  25. - Chłopki, on nas wyzywa - powtórzył na głos lider grupy. Pozostali zachichotali ciężko. - Łokej, Milo, pokaż mu dziewiczą siłę północnych pustkowi. Najmłodszy z kucyków podwinął zębami rękaw koszuli, którą nosił pod zbroją i zarzucił kopytko na stół. - No dalej twardzielu - zarechotał ironicznym głosem.
×
×
  • Utwórz nowe...