Czarownik pewnym krokiem wszedł na kamienną posadzkę areny i spojrzał przed siebie, aby ujrzeć swojego przeciwnika, którego tam jeszcze nie było... albo był ukryty poza zasięgiem bladego światła rzucanego przez świetliki. Kula żyjątek przyciągnęła na krótką chwilę uwagę Cyanera, który zawsze lubił przeanalizować wszystko, co dane jest mu zobaczyć. Układał też jego plan działania, a jego wyobraźnia podpowiadała mu różne scenariusze wydarzeń, które mogły się tu za chwilę rozegrać...
Wykorzystują chwilową nieobecność przeciwnika, postanowił, że już teraz przygotuje mu jakąś... "niespodziankę". Otworzył zatem jego skórzaną torbę, aby zobaczyć, czy wziął cały jego magiczny asortyment bitewny i zaczął szukać czegoś, co pozwoli rzucić jakiś czar na początek... coś efektywnego, ale nie nazbyt efektywnego - aby jego późniejsze czary nie były gorsze niż ten pierwszy... Po chwili uśmiechnął się do siebie i wydobył z wnętrza torby niepozornie wyglądający woreczek z kilkoma hieroglifami (zapewne napisanymi w języku jakiejś kultury mezoamerykańskiej) i zawiązany małym, jedwabnym sznureczkiem. Cyaner pociągnął sznurek, ukazując zawartość sakwy - czarne drobinki, które od popiołu odróżniała tylko lekki blask. Cyaner mruknął coś w niezrozumiałym dla przeciętnego człowieka języku i proszek wystrzelił na kilkanaście centymetrów do góry, tworząc czarną chmurę, która po chwili zaczęła wirować, zmieniając swój kształt w coś przypominającego kulę o wielkości czyjejś głowy. Coś tak niepozornego skrywało jednak wielkie ilości magii, które Cyaner zamierzał uwolnić, gdy tylko przeciwnik wykona swój pierwszy ruch...