weekend się kończy, więc krótki raport ode mnie.
spotkaliśmy się na Stanicy, oczywiście trzeba było czekać na wszystkich ale było warto zobaczyć 14 osób naraz. kilku osób zabrakło ale to i tak nieźle biorąc pod uwagę fakt: kiedy pół roku temu grupa się reaktywowała było nas ledwie pięciu.
A więc. do godziny 18.30 rozmawialiśmy o wszystkich pierdółkach. W końcu przeszliśmy do realizacji scenariusza, żeby było bardziej nieprzewidywalnie, zamiast standardowego ,,my na was" postanowiliśmy się podzielić i obejść jezioro z dwóch stron, gdzie się spotkamy, tego nie wie nikt...
Oczywiście ,,starzy ludzie" narzekali jak to ich wszystko boli i jak bardzo woleli by zostać i poczekać tu, inni chcieli się wyrwać na przód, doszliśmy do kompromisu. idziemy kawałek aż znajdziemy idealne miejsce.
po jakimś czasie dotarliśmy do wyciętego placka na stoku stromego ,,brzegu" jeziora. postanowiliśmy tam się obsadzić. po kilku konsultacjach nt. formacji i sektorów byliśmy gotowi na nadejście nawet czołgu. z moją emką położyłem się w niezbyt gęstych zaroślach ok, 20 m dalej niż stok zmienia się w płaszczyznę (w sumie to i tak nie ma znaczenia) gotowy,
minęło 30 minut, ani widu ani słychu,
Po godzinie uznałem że coś tu nie pasuje, i pewnie jak idioci leżymy po przeciwnych stronach jeziora.
po półtora godziny coś się ożywiło (i przy okazji ściemniło) zaczęło lecieć disco-polo, i zacząłęm słyszeć charakterystyczny dźwięk człowieka idącego po lesie. poruszyłem się, no tak, nie widzę nawet drugiej strony ścieżki, którą osłaniałem. nagle ucichło, pewnie obserwuje teren, po jakiejś chwili znowu słyszałem kroki ale z kilku miejsc, naprzeciw mnie. Adrenalina zaczęła buzować, czyli nareszcie przyszli!!
Nie widziałem już wtedy nic, po dźwięku zawęziłem miejsce gdzie prawdopodobnie siedzi wróg, wystarczyłaby jedna krótka seria w krzaki...
Nie! poczekam, wejdę im na plecy. potem tylko w oddali słyszałem kroki po drodze, disco polo i komary...
minęło (od momentu wyjścia) 2 i pół godziny
totalnie 0 widoczności, wyłączyłem kolimator, bo nie miał sensu i tak nawet nie będę widział gdzie celuję. wyprostowałem rękę, natychmiast poczułem jak wraca krążenie...
P. który krył nieco inny sektor, nareszcie się obudził, rzucił w krzaki granat, ziewnął, przeciągnął się i wrócił do pozycji wyjściowej.
Minęła kolejna godzina, w końcu od strony stanicy dobiegł nas huk, dostaliśmy na radiu wiadomość że druga grupa jest już w stanicy. na początku nie rozumiałem o co chodzi, zresztą... zdążyłem przez te 3 godziny przemyśleć całe moje życie i plany na przyszłość...
weszliśmy do środka, na początku oczywiście każdy każdemu próbował wytłumaczyć co się właśnie odje##ło, okazało się że doszli na przeciwny brzeg gdzie jest,,plaża" i postanowili jej bronić, 2 od n ich kryło plecy, Również słyszeli z swoich pozycji ludzi, czyli jednak grzybiarze/pijani wracają z Disco. postanowili więc po tych 3 godzinach wrócić tą samą, pewną drogą. przez cały ten czas nie wystrzelono ani jednej kulki.
odrzuciliśmy wszelkie złości ( wszyscy zjebali, każdy o tym, doskonale wiedział) kwitując tą porażkę żartami, rozpaliliśmy w kominku, kolega wyjął gitarę. rozwiązywaliśmy zagadki, gadaliśmy ochoczo i wesoło,
rozsiedliśmy się na ławach i fotelach odpoczywając po najbardziej dyplomatycznej strzelance ever...
KONIEC ( w sumie to nie ale więcej wiedzieć nie musicie )
Morał:
1. środki na komary.
2. kiedy planujecie taki scenariusz, ómówcie się ŻE SIĘ NIE ZATRZYMUJECIE!