Skocz do zawartości

Efei

Brony
  • Zawartość

    79
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Efei

  1. Stalowe kule wracają jak bumerangi. Nic nie szkodzi. Odsunęła się kilka kroków w bok pozwalając najbardziej wysuniętej w lewo musnąć tarczę. Z delikatnym uśmiechem na pyszczku obserwowała, jak pocisk zwalnia, po czym ześlizguje się po osłonie jak po pochyłej ścianie. Zanim spadła wzięła go, a także pozostałe dwa w chmurę swej magii, i znacznie zwiększyła ich ciężar. Dzięki temu mają o wiele większą bezwładność i niełatwo wytrącić je z poprzedniego toru lotu. Tłumiąc chęć niegdysiejszych klonów powrócenia do poprzedniej postaci ułożyła je w szereg i rozpędziła cały czas kontrolując ruch tak, by ich nie spowolnić, a móc interweniować w razie potrzeby. Cel: przeciwnik. Wszystko stało się błyskawicznie, tak, by zdążyć zanim pies zdąży schować się w wydrążonym przez siebie tunelu. Ten atak prawie na pewno się uda. W końcu pies po ciosie w kark ma o wiele mniej zwinności i koncentracji. Ledwo lata, pewnie z mniejszej odległości widać, jak chwieje się w powietrzu. Nie pokazuje tego po sobie, ale po takim ciosie pewnie ledwo utrzymuje równowagę. Z pewnością tępy ból uniemożliwia mu koncentrację. Tide spróbowała więc jeszcze raz dyskretnie podglągnąć umysł rywala uprzednio po raz kolejny umacniając tarczę. Nie chciała zbyt szybko być za pewna siebie, ale jak na razie szala zwycięstwa przechylona była w jej stronę. Wciąż miała juki. I miecz  aktualnie leżący bezczynnie na środku placu i odzyskujący zwykłą temperaturę i kolor po podpaleniu areny. To porządna, dobrze zahartowana (i wzmocniona magicznie) broń. Co to dla niej kilka płomieni? 
    Dziwny głos na razie zamilkł. Widocznie zajął się czym innym. Klacz nie była pewna, czy to uczucie, które czai się gdzieś w środku to nie zawód.
  2. Turning Tide z pewnością poczuła co najmniej lekkie poczucie zawodu, kiedy patrzyła, jak przeciwnik neutralizuje po kolei wszystkie części jej pięknego ataku. A jeśli nawet któraś z nich udała się tak, jak miała, to po psie wszystkie obrażenia spływały jak po kaczce. Czemu? Lepiej byłoby od razu znaleźć na to odpowiedź, ale oponent nie dał jej czasu. Jego kopie niebezpiecznie szybko zaczęły się do niej zbliżać. 
    - Bo co trzy głowy, to nie jedna -usłyszała dziwnie znajomy głos w swojej głowie. Zignorowała go. Wyczuła coś w rodzaju niezadowolonego fuknięcia, lecz nie miała ani chwili, by zacząć je analizować.
       Zamiast tego przeteleportowała się na bezpieczną odległość zostawiając za sobą swą iluzję i tarczę tworząc wokół siebie kolejną. Niemalże uległa odruchowi stuknięcia się kopytem w czoło na widok swego wielkiego zaniedbania. Na chwilę zapomniała o osobliwej blokadzie ułudy. Postanowiła więc trochę z nią poeksperymentować. Zwiększyła realność i prawdopodobieństwo swojej laleczki. Ta zaczęła migotać, jakby walczyła o pojawienie się. Żeby zatuszować ów efekt Ametystowa pomnożyła mgłę otaczającą arenę. Mruganie nie powinno być tak widoczne. Odrobinę zwiększyła też transparentność swojego ciała, by lepiej wtapiać się w otoczenie.  
          Teraz mogła podziwiać natarcie klonów. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym, że mogłaby znajdować się na miejscu swojego sobowtóra. Ale nie zamierzała marnować cennego czasu. Była już w połowie zaklęcia przemiany stosowanego na klonach Deto, kiedy poczuła, że arena nagle zaczyna się rozgrzewać. Dość szybko. A nawet bardzo szybko. Odruchowo zaczęła podskakiwać przerywając czar. Trochę poparzyła kopyta zanim zdążyła przeteleportować się kilkanaście metrów nad ziemię i zamienić płomienie w pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy: kwiaty. Dokładniej leśne fiołki. Nic dziwnego biorąc pod uwagę fakt, że przy każdej możliwej okazji zamieniała rzeczy nawijające się jej pod kopyto w swoje ulubione kwiaty. Było ich całkiem sporo, w końcu jej oponent chciał skąpać całą dostępną powierzchnię w płomieniach. Lecz wciąż niewystarczająco, by wylądować całkiem bezkolizyjnie. Naprędce utkała więc zaklęcie pozwalające na zagęstnienie powietrza pod nią czyniąc lądowanie odrobinę miększym. Wciąż trochę niewystarczająco. Nawet dodając do tego ochronę tarczy (magini porusza się z dużą prędkością, ale że tarcza ją otacza działa jakby to ziemia zbliżała się do czarodziejki) klacz nieźle się potłukła. Na szczęście nic ponadto. Już tyle wystarczy, żeby poruszać się dużo wolniej.
        Już po krótkiej chwili jednorożka doszła do siebie i z determinacją wypatrywała przeciwnika. Zobaczyła niejasny zarys jego ciała, a także sylwetek klonów przez mgłę. Tyle powinno starczyć. Wzięła się za przemienianie sobowtórów w nieduże stalowe kulki, po czym nadała im prędkość podobną do tej, którą osiąga wściekły huragan (a huragany bywają bardzo drażliwe) celując w przeciwnika. 
    - Teraz widzisz jak w zwierciadle, niejasno, lecz wtedy zaś zobaczysz twarzą w twarz… - mówił głos rozbawiony. Wciąż ostentacyjnie  nie zwracała na niego uwagi. Usłyszała tylko wesoły, może nieco złośliwy chichot.
  3. Niebezpiecznie jest nie zwracać uwagi na nóż na swoim gardle. Lub miecz na swoim karku. Jeden pies.
     
    Choć dyskretny szturm mentalny klaczy zakończył się fiaskiem, i choć zaraz potem szóstym, 'magicznym' zmysłem wyczuła niepokojące zawirowania czasu znaczące zapewne jakieś kombinacje przeciwnika wciąż miała na tyle jasny umysł i dobry refleks, by zdążyć z całej siły uderzyć Deto płazem klingi w kark. Akurat na czas. Bowiem przed chwilą ten zdążył wyczarować swoje podobizny otaczające Ametystową.
       Jak najprędzej przeteleportortowała się więc za ich plecy, w odległości kilkunastu metrów. Zasłaniając się mieczem sprawdziła umysłem zawartość ukrytego pośród widzów kuferka. Wciąż zawierał sporo kul ognia, kilka zaklęć paraliżujących, unieruchamiających, parę iluzji. Magini postanowiła wykorzystać technikę mieszaną. Zaatakowała każdy z klonów ogniem, a jednego uprzednio iluzją wycieńczenia i osłabienia, zaś na oryginalnego psa nasłała unieruchamiacz: czar działający na zasadzie elektronu: kulka energii elektrycznej grożąca potężnym, co najmniej nieprzyjemnym wyładowaniem, poruszająca się po orbicie niedającej się przewidzieć z powodu wielkiej szybkości owego obiektu. To powinno wystarczyć. Na wszelki wypadek odnowiła tarczę anty-szybko-poruszającym-się-obiektom. Strzeżonego Celestia strzeże. Teraz tylko czekać na posunięcie oponenta. 
    - Masz pozdrowienia od niejakiej Kate - rozbrzmiał głos w głowie klaczy.
    - Miałam ci przekazać. 
     
  4. Kiedy skończyła tworzyć tarczę odczekała jeszcze chwilę, po czym upewniwszy się, że kule już powinny osiągnąć swój cel, o ile nikt im nie przeszkodził zdjęła iluzję ściany ognia, dzięki czemu mogła podziwiać okrzyk przeciwnika i zneutralizowanie efektu kulki poprzez osobliwą przemianę ciała. Cóż, przynajmniej zyskała jakąś wiedzę na temat oponenta.

       W tym czasie ten, wyraźnie niezadowolony (nic dziwnego, każdy byłby po nieprzyjemnym zapachu palonego na własnym grzbiecie futra) zrobił dziwny ruch łapą, po czym (o zgrozo!) zniknęły wszystkie iluzje Ametystowej. Klacz spróbowała więc zastąpić je nowymi, jednak ze zdumieniem stwierdziła, że zaklęcia nie działają. Inne typy magii - tak, iluzja - nie. Szkoda, aczkolwiek nie samą iluzją magini żyje. Ale będzie niewygodnie. Pies nareszcie się przedstawił. Jednak Tide słuchała jego mowy tylko jednym uchem, bowiem zajęła się maskowaniem leżących na środku równiny juków. Niepostrzeżenie przeniosła je gdzieś na widownię zamieniając je w zwykły kuferek (było to możliwe pomimo mgły z powodu prostego zabiegu: chwilowej zamiany w taką samą mgłę z zachowaniem struktur zaklęć. To tak, jakby włożyć obrazek do worda, przesłać mailem nie zapychając komuś skrzynki i znów zamienić w obrazek). Umysłem sprawdziła, czy struktura czarów zamkniętych w kulach pozostała nietknięta. Na szczęście wciąż działały jak należy. Wyciągnęła stamtąd miecz i przeniosła go na wysokość karku Deto. Zanim ten skończył tyradę ostrożnie weszła do jego umysłu. O ile obywatel ZitaToli nie jest tam ochroniony cały manewr powinien się udać, a szala zwycięstwa przechyli się na stronę jednorożki.

  5. Nawet się nie przywitał! Wprawdzie mieli walczyć przeciwko sobie, jednak dobre maniery obowiązują zawsze. Cóż, nie wszyscy to wiedzą. Zamiast się przedstawić zaczął medytować. Ametystowa bynajmniej nie uważała tego za dobre posunięcie. Przecież w ten sposób jest niemalże całkiem odsłonięty na ataki fizyczne, a przeciwnik zwykle tylko czeka na taką okazję. Ona również nie zamierzała jej stracić. Szybko chwyciła telekinezą kilka ognistych kulek i rzuciła je z różnych stron na oponenta. Jedną od przodu, doskonale widoczną, dwie z boków, jedną od góry, jedną od tyłu. Zamaskowała dwie wymienione jako ostatnie mniej więcej poprawną magią iluzji odbijając w nich otoczenie tak, by stały się niewidzialne. Wprawdzie przy takiej prędkości ukrycie ich dokładnie stało na granicy możliwości klaczy, lecz najprawdopodobniej nie było to konieczne. Dodała do tego jeszcze iluzję wzrokową ściany płomieni otaczającej oponenta, z dużym dodatkiem dymu.

        Nie czekając, aż pociski osiągną cel przeszła do kolejnego etapu swojego "ruchu": obrony. W końcu całe to siedzenie po turecku z zamkniętymi oczami powinno czemuś służyć. I lepiej zawczasu się przed tym ochronić. Stworzyła więc tarczę broniącą dostępu do niej wszystkiemu, co porusza się szybciej od spadającej piłki plażowej dbając o to, by nie błyszczała w mdłym świetle księżyca. Iluzją podobnej otoczyła swą "laleczkę".

    - Twój ruch - Bezgłośnie szepnęła.

  6. Nastał kolejny wieczór w pewnym skromnym warsztacie, niskiej przybudówce przytulonej do ściany jednej z kamienic zachodniego krańca Canterlotu. Młoda dama, drobna jednorożka o ametystowej sierści wciąż ślęczała nad papierami poniewierającymi się po całym stole, i tak już porządnie zaśmieconym zapiskami konstrukcyjnymi, rysunkami i uwagami, z reguły dotyczącymi wszelkiej maści maszynerii, która trafiała tu do reperacji, bądź dopiero była tworzona. Jednak teksty, które dziś pochłonęły uwagę klaczy nie dotyczyły mechaniki. Jeśliby przyjrzeć się im bliżej można zobaczyć, że to między innymi krótki, elegancki list opatrzony drobną pieczęcią, a także kilka tomów na temat przeróżnych magicznych pojedynków. Iluzjonistka, bowiem to jest główną specjalizacją owej panny właśnie przegląda je z zainteresowaniem. Już niedługo wiele zależeć będzie od tego, ile zdoła zapamiętać. Choć przecież nie walczą na śmierć i życie, niemniej jednak miło byłoby uniknąć nieprzyjemnych obrażeń, a jeszcze przyjemniej wygrać...

     

    Dzień pojedynku. Oboje przeniesieni zostają na arenę. Dla Tide (gdyż właśnie Turning Tide mieni się owa pani) to całkowita nowość. Nigdy jeszcze nie walczyła, lecz ze starych ksiąg niejednego można się nauczyć. A kiedyś musi być ten pierwszy raz. Przygląda się więc ciekawie otoczeniu, bada strukturę magiczną tajemniczej mgły, dyskretnie posyła na nią sondę-niewielką kulkę energii. Rozbija się ona z niewielkim plaśnięciem nie zostawiając na ścianie najmniejszego śladu. Wzgórze jest dość obszerne, łatwo byłoby objąć je wzrokiem, gdyby nie panujący tu półmrok. Czarodziejka uśmiecha się pod nosem. Niewielka ilość światła działa na jej korzyść. Nie tracąc niepotrzebnie czasu zabiera się do przygotowań. Musi się pospieszyć, wygląda na to, że przeciwnik dotarł tu chwilę przed nią. Jej róg błyszczy leciutko, jednak wątpliwe, by oponent zauważył to z takiej odległości. Nie widać, by cokolwiek się stało, jednak sztukmistrzyni zdążyła już niezauważona i niewidzialna przejść za plecy osobliwego psa, z którym ma walczyć. W miejscu, gdzie stała poprzednio pozostała tylko jej iluzja.

        Po cichu wyjmuje z juków kilka szklanych kul wypełnionych już utkanym zaklęciem ognistego pocisku i ilością energii potrzebną do jego zrealizowania. Neutralizuje strukturę czaru i wypełnia kulę nowym: zabutelkowaną ułudą. Ilość energii powinna wystarczyć, by podtrzymać ją do końca pojedynku. Chwyta je w chmurę swej magii i turla po równym podłożu owego nadzwyczajnego miejsca. Nie trzeba długo czekać na efekty. Gładka ziemia zaczyna się wybrzuszać w niezliczone niskie pagórki. Najniższe mierzą niewiele, ot wystarczająco, by zakryć drobnego pieska. Najwyższe górują znacznie nad przeciętnej wysokości kucem. Iluzja powinna automatycznie reagować na dotykające jej przedmioty tak, jakby była prawdziwą skałą. Pora na przywitanie. Dziwnym trafem żadne wzgórze nie zasłania przestrzeni pomiędzy osobliwym psem a kopią magini. 'Marionetka' Turning Tide przemawia: Witaj, nieznajomy. Miło będzie mi zmierzyć się z tobą w walce.-Usta poruszają się wydając głos niemalże identyczny z jej prawdziwym. Nigdy nie potrafiła dokładnie go skopiować. -Nazywają mnie Turning Tide Mist.- Tu dodaje delikatny ukłon poruszając 'kukiełką' tak, jak sama zachowałaby się na jej miejscu. Cały czas uważnie obserwuje oponenta i po raz kolejny zastawia się, o czym jeszcze zapomniała. Oczywiście. Juki. Teleportuje je więc pospiesznie za któryś z głazów w pobliżu swojej kopii. Teraz wszystko przygotowane.

  7. „- Ale ja nie chcę iść do nikogo szalonego – oświadczyła Alicja. 
    - Ale nic na to nie poradzisz - powiedział Kot – my tu wszyscy jesteśmy szaleni. Ja też jestem. I ty.
    - Skąd wiesz, że jestem szalona? – zapytała Alicja.
     
    - Musisz być – odparł Kot – bo inaczej by cię tu nie było.”
    Alicja w Krainie czarów
     
    Tove Jannson
    Nigdy nie jest się zupełnie wolnym, jeśli się kogoś za bardzo podziwia.
     
     
    Nie masz pojęcia... tu się tak niewiele dzieje... A my tak dużo marzymy...
     
     
     
     
    • +1 1
  8. Jak dla mnie Belle Epoque,(przełom XIX i XXw) na przykład Londyn czy Paryż.

    Najchętniej jako bierny obserwator lub ktoś mało znaczący. Tak, aby nie zmienić za bardzo historii. No i tylko jeśli mogę wrócić kiedy tylko chcę.

    A co do poznania przyszłości: ktoś czytał "Poniedziałek zaczyna się w sobotę" Strugackich?

    I do podróż w przeszłość: film "O północy w Paryżu" Woodego Allena? Ja chciałabym odbyć wycieczkę w czasoprzestrzeni na podobnych zasadach, i miałabym taki sam cel.

  9. Minął ponad rok od ostatniego rozdziału, dobre kilka miesięcy od ostatniego posta!

    Z tego właśnie powodu nie jestem w stanie zamieścić oceny. Prawie jedyne co pamiętam, to to, że to świetny fic i należy cierpliwie na niego czekać. Więc czekałam. Wchodziłam tu chyba co tydzień. Sprawdzałam wielokrotnie odstęp czasu między pierwszymi dwoma rozdziałami. I dysproporcja pomiędzy poprzednią przerwą a teraźniejszą rosła coraz bardziej. Wreszcie nadszedł ten dzień, że postanowiłam delikatnie zachęcić cię do ruszenia tego do przodu.

    Carry on!

  10. NicJb7Q.png

    imię: Turning Tide (Mist)

    wiek: 25

    rasa: jednorożec, kuc kryształowy półkrwi

    płeć: klacz

    wygląd: 

    Krótki róg.
    Średniej długości, lekko falowana grzywa koloru jasno chabrowego .
    Długi ogon związany wstążką u nasady.
    Sierść skrząca się i delikatnie transparentna, koloru fioletowego. A może raczej purpura. Taki, jak czasem, bardzo rzadko fioletowe bywa niebo. 
    Niewysoka, drobna, szczupła.
    Kolor oczu złoty.

    cm:

    spirala symbolizująca magię iluzji
     

    historia:

    Urodziła się w Kryształowym Imperium. Przez dość długi czas była najmłodszą w rodzinie, trochę rozpieszczaną małą siostrzyczką i córeczką. Kiedy podrosła brat uczył ją magii iluzji. Często przesiadywała u ojca w warsztacie ucząc się rzemiosła. Wszystko ją interesowało i chętnie zdobywała wiedzę. Później (jak miała 12 lat) brat się wyprowadził by występować w obwoźnym przedstawieniu jako Wielki Mag Tressoro, iluzjonista. W międzyczasie urodziła się jej młodsza siostrzyczka, kucyk ziemny o sierści najbardziej skrzącej się od tej starszego rodzeństwa. Była małym skarbem, ukochanym szkrabem. Tide często się nią zajmowała. Czas szybko płynie jeśli nie zwaca się na niego uwagi. Ani się obejrzała a jeszcze niedawno niemowlak, maleńka siostrzyczka stała się młodą panienką. A starsza panienka Mist znalazła się w wieku, w którym wypada wiedzieć mniej więcej co chciałoby się w życiu robić. Zawsze uwielbiała sztuczki magicznej iluzji, lecz nie był i nie jest dobrze płatnym zajęciem pokazywanie ich orzbawionej gawiedzi. Zaczęła więc od drugiej pasji: maszynach. Któryś z dalekich krewnych matki prowadził mały serwis mechaniczny w stolicy, więc samodzielna szesnastoletnia Turning Tide pojechała do niego na praktykę. Po kilku latach odłożyła znaczną sumkę i mogła przeznaczyć część czasu na ukochane sztuczki. Była wolną słuchaczką na Kolegium Magii i prowadziła naukowe badania tej gałęzi czarów. W wieku 21 lat zakłada własny sklepik. Można tam znaleźć preróżne mechanizmy, a także czasem biżuterię, a nawet zegarki. Jeśli chodzi o życie towarzyskie sporadycznie chodzi na bale Canterlockiej elity, ale niezbyt podoba jej się panująca tam atmosfera i sztywne maniery. W tym roku postanowiła znaleźć inne zastosowania magii ułudzeń i zapisać się do "Konkursu Trubadurów". Z regulaminu wynika, że można rozegrać go poprzez wspólne tworzenie niepowtarzalnego widowiska. Poprosiła brata o kilka wskazówek i oto staje do zapisów gotowa na przedstawienie.

    umiejętności:

    Magia iluzji. Poziom: co najmniej bardzo dobry. Nie jest to skomplikowany rodzaj magii, lecz wymaga dużo skupienia, dobrej pamięci, spostrzegawczości, a przede wszystkim bujnej fantazji (czego jak czego, ale wyobraźni klacz ma pod dostatkiem). Początkowo z tym pierwszym było jej ciężko, ale po latach ćwiczeń nie ma z tym większych problemów. I nie lekceważcie iluzji! Dobrze sporządzona łudzi nie tylko oko i ucho, ale także dotyk, zapach, a mistrzowie potrafią 'podrobić' nawet smak. A także późniejsze skutki wyimaginowanej rzeczy. Wywołana w ten sposób butelka wody może wydawać się ciężka, chlupać przy potrzącaniu, a nawet udawać, że gasi pragnienie, ale nie powstrzyma od śmierci głodowej, nie licząc oczywiście efektu placebo.
    Opanowała też teleportację. Stopień podstawowy, zajmuje jej to minutę, dwie, nie potrafi określić miejsca lądowania dokladniej niż kolo o przybliżonej średnicy 7 m, a także ma trudności z prawidłowym przerzutrm na odległość większą niż z Canterlotu do granicy Everfree.
    Lewitacja: stopień podstawowy plus. Limit wagi: 13 kg. Granica błędu precyzji: 0,5mm. W końcu ojciec uczył ją konstrukcji maszyn, a do tego kopytka zwykle są zbyt niedokładne.

    rys charakteru:

    zamknięta w sobie.
    jeśli tylko może stara się mieć więcej informacji o rozmówcy niż on ma o niej.
    cicha.
    chętniej słucha niż mówi.
    wysoko rozwinęła sztukę komunikacji niewerbalnej.
    używa szerokiej gamy uśmiechów.
    raczej introwertyk.
    cierpliwa i wytrwała.
    uparta.
    niezbyt przejmuje się regułami dobrego wychowania jeśli rozmówca nie zasłuży na jej szacunek.
    unika obłudy i fałszu, więc nie będzie kreować się inną niż jest, chyba, że rozmówca nie wzbudzi jej szacunku i będzie chciała się nieco zabawić.
    lubi droczyć się z kucami, ale bez przesady.

     

  11. Myślę, że to coś w rodzaju wakacyjnego kursu latanie bądź doskonalenia umiejętności lotniczych. Zwyczajowo niemal wszyscy pegazi rodzice posyłają na niego swoje pociechy. Mógłby być na przykład organizowany przez miasto Cloudsdale... Może Gilda przyjechała do Equestrii na kilka tygodni, a Drżypłoszkę przekonali rodzice tłumacząc, że pozna rówieśników, no i fruwanie nie będzie dla niej takim problemem.

  12. Zaraz po twoim poście wzięłam się za szukanie. I stwierdziłam, że dawno tego fica nie czytałam, i o dziwo nie wydaje się taki dobry, jak kiedyś.

    Więc jeśli chcesz to sprawdź tu (jest króciutki, na mniej niż minutę lektury), ale ja wycofuję się z jego rekomendacji.

  13. NMM:

    Jednak choć oni w ogóle nie zdawali się tego zauważać czas nagle zaczął... rozciągać się dla Wondreboltsów. Latali tak wolno, że nawet muchy by ich przeganiały gdyby nie to, że one też latały z prędkością kilkanaście razy mniejszą niż zazwyczaj.  Całe powietrze zgęstniało utrudniając oddychanie i poruszanie się w nim. Zrozpaczona Luna próbowała biec po pomoc, znaleźć jakiegokolwiek kuca, gdyż została sama w wielkiej sali. Nadaremnie. Zdyszana i bezsilna zaczęła szlochać osuwając się na ziemię. Lecz wkrótce zauważyła, że jej oddech zamiast stopniowo się wydłużyć wciąż jest płytki i nerwowy. Płacz także nie pomógł, i księżniczka z rozpaczą usiłowała zabrać głęboko powietrze w płuca. Przez to okropne, gęste jak budyń powietrze było to niemożliwe. Słyszała tylko swój szloch odbijający się echem po całej komnacie, powracający do niej donośniejszy i drwiący z jej słabości. Trwała walka o każdą porcję tlenu.

     

    Userzy!

    Zapominacie, że to sen i prowadzicie akcję, jakby działa się w realu. Proszę was nie zapominajcie, że marzenia senne rządzą się własnymi prawami.

    Efei

  14. Nie dość, że są całe usmolone, a ich sierść całkowicie zmieniła kolor na dużo ciemniejsze odcienie, to głosy przez jakiś czas mają dość mocno ochrypłe. Później jednak im przechodzi, i z przerażeniem zauważają, że całkiem zmieniły głosy. Sweetie ma dorosły, kobiecy, najprawdopodobniej taki, jaki będzie miała w przyszłości. Applebloom- głos siostry, Babs Seed męski baryton, a pomarańczowy kurczak... gdacze.

    Obawiają się, że nie mają pojęcia jak z tego wyjść.

    • +1 1
  15. Może i jestem bezbronna, ale mam przy sobie pełny mieszek. Starając się zachowywać w miarę przytomnie sugeruję im, że dam łapówkę za zostawienie mnie w spokoju. Tymczasem zerkam na barmana, to chyba uczciwy człowiek. Raczej zdąży wezawć stróżów prawa zanim draby porządnie mnie uszkodzą.

    i jeszcze co do zadania 'Tytanic': przygotowuję się na śmierć i dźgam sbie w szyję ostrym kawałkiem metalu. Chyba to szczątki stalowej liny. Koty mają dziewięć żyć, zostało mi więc osiem. Nie ma się czego bać. Reinkarnacja rządzi.

     

    Dzisiaj jest ważny test, a ty całkiem o tym zapomniałeś. Wczoraj była niezła impreza, więc śpisz jak suseł. Wprawdzie machinalnie nastawiłeś budzik, ale wygląda na to, że już dawno zadzwonił, a ty w ogóle na niego nie reagujesz. Nie masz co loczyć na to, że ktoś cię obudzi. Nie masz rodzeństwa, ojciec jest na delegacji, mama dawno poszła do pracy. Twe jedyne zwierzątko, bury kot ma pełną miskę i niewiele interesuje go czy jeszcze żyjesz, czy już nie. Jak zwykle nie umiesz komletnie nic na egzamin.            

    Co zrobisz by uniknąć śmierci z rąk rozwścieczonych pedagogów, bądź doprowadzonych do białej gorączki rodziców?

     

  16. Ustawa 000002 z 2015 roku. Każde miasto ma wystawić lampkę przedstawiającą Pana Chaosu na ogólnopaństwowy konkurs. Nad miastem, które będzie ostatnie w klasyfikacji (a warunki oceniania są tajne, oczywiście) przez kolejny miesiąc wisieć będą burzowe chmury powodując powszechny lodowstręt. Miasto, które zwycięży dostaje wszystkie lampki w skali 2323:1.

×
×
  • Utwórz nowe...