Skocz do zawartości

[Fantastyka] - Gniew Króla Licha


Kirara

Recommended Posts

Ok. Jak w temacie - opowiadanie, które zamierzam tu zamieszczać jest czystą fantastyką. Jego akcja toczy się w świecie Azeroth - czyli w uniwersum Warcrafta. Opieram się na dodatku do gry World of Warcraft - Wrath of the Lich King, ponieważ bardzo przypadł mi on do gustu... i szczerze mówiąc, gdy to pisałam, jeszcze nie było mowy o kolejnym rozszerzeniu - czyli "Kataklizmie"...

Proszę się nie dziwić sposobowi, w jakim przedstawiam świat Azeroth, postacie czy poszczególne rasy... moim mentorem w tej kwestii jest Richard A. Knaak, którego książki poświęcone uniwersum "Warcrafta" po prostu uwielbiam... Na nim się wzorowałam i często zdarza mi się wplatać wydarzenia, które miały miejsce w jego twórczości :)

I wybaczcie mi braki tabulatorów, nie wiedziałam jak je wprowadzić :(

A teraz... zapraszam do lektury!

PROLOG

[justify] W mrocznej krainie skutej lodem od stuleci, obudziło się Zło. Jest ono tak potężne, i tak nieprzewidywalne, że zadrżeli wszyscy możni w świecie Azeroth.

Nie wiedzieli co dokładnie zbudziło się w mroźnym Northrend. Mieli jednak świadomość, że jeśli nic nie zrobią, to ich świat, który zdołali odbudować i doprowadzić do względnej równowagi po dwóch najazdach straszliwego Płonącego Legionu, oraz wyniszczającej wszystko i wszystkich dookoła Plagi Nieumarłych… Ich świat czeka zagłada.

Nawet prastara rasa – Smoki – odczuła zło sączące się z odmętów ciemności. Te szlachetne behemoty, a dokładnie Szkarłatne stado cudownego Aspektu Życia Alexstraszy zaczęło się niepokoić. Nawet sama Ta Która Jest Życiem odczuła dreszcz strachu, który przebiegł jej od czubka szlachetnej głowy, aż po końcówkę pięknego, pokrytego łuskami ogona.

Postarała się zebrać więc pozostałe Aspekty na zebraniu w ich sekretnej komnacie, jednak spośród pięciu zjawiło się prócz niej, jeszcze tylko dwoje – Ysera, Ta Która Jest Śnieniem, Szmaragdowa Pani Snu i Marzeń Sennych, oraz Nozdormu, Pan Czasu, ogromny piaskowy lewiatan skrzący się wieloma kolorami. Jego dumne oczy ze szlachetnych kamieni o idealnym szlifie błyszczały tajemniczo w odróżnieniu od oczu Śniącej, które zawsze pozostawały zamknięte.

Na zebraniu zabrakło zdrajcy smoczego gatunku, Nelthariona, Aspektu Ziemi, najpotężniejszego spośród Wielkiej Piątki, czarnego behemota, który pogrążony w szaleństwie stworzył maleńki złoty dysk. Duszę Smoka, w której zamknął esencję z każdego żywego smoka.

Wtedy szlachetne gady sądziły, że potężny hebanowy Aspekt tworzy dysk do walki z Legionem. Jednakże, bardzo się myliły… Za ich pomyłkę zapłacił kolejny nieobecny – Pan Magii, Malygos. Neltharion broniąc swe ukochane dziecko, złoty dysk, Duszę Smoka, tak celnie nazwaną później „Duszą Demona”, wykorzystał jej moc przeciwko Błękitnemu gigantowi, wybijając całe jego stado i na zawsze zamieniając pogodnego, żartującego smoka, który nigdy nie miał miny innej, niż rozbawiona, w pogrążoną w mrocznym szaleństwie, kochającą samotność bestię…

Tak. Skrzydła Śmierci, bo i pod takim mianem znany był Neltharion, na zawsze zmienił losy smoczego gatunku…

- Cieszę się, że zjawiliście się, moi szlachetni krewniacy – zaczęła czerwona smoczyca, obdarzając dwójkę Aspektów najszczerszym, ze swych łagodnych spojrzeń. – Moje stado, jak i ja, a także, głównie mój młody małżonek, Korialstrasz, wyczuliśmy Zło, które zbudziło się do życia w Naszym Domu. W Northrend.

Ysera milczała, wsłuchując się w słowa swej siostry. Pozornie nieruchoma, z zamkniętymi oczami, jednak pod powiekami można było dostrzec ruch gałek ocznych.

Nozdormu zdawał się falować w swej ogromnej piaskowej postaci. Jednak podobnie jak Śniąca, i on był skupiony na tym, co mówi Ta Która Jest Życiem.

- Obawiamy się, że to Arthas… Król Lich obudził się i pragnie zemsty… Wszyscy mamy odczuć na sobie jego gniew… Uważam, że my, jako strażnicy tego świata, powinniśmy podjąć jego ochronę, przed plugawym, żądnym zemsty Królem Plagi…

- Siostro – Śniąca zwróciła swój piękny pysk w stronę Szkarłatnej Aspekt. – Rozumiem twoje obawy, i również je podzielam – zaczęła Ysera. – Jednak zanim podejmiemy jakieś działania, powinniśmy pozwolić, by młodsze rasy wzięły sprawy w swoje ręce. Nim pomogliśmy im w walce z okrutnym Płonącym Legionem, długo sami dawali sobie radę… Pozwól mi obserwować ich poczynania we śnie… - po tych słowach, szmaragdowa postać zamigotała i znikła, jednak jej dumna osoba nadal była wyczuwalna.

- Dobrze rzekła nasza ssssiossstra, droga Alexsssstraszo – podjął temat Pan Czasu. – Gdyby to Malygosss chciał sssię mścić… Wtedy musssielibyśmy wkroczyć od razu… A teraz..? Dajmy szansssę wykazania się innym… Pamiętaj, że to mówię ja… Ten Który Jest Przeszłością… Teraźniejszością… I Przyszłością…

- Macie rację oboje, moi drodzy… - powiedziała Królowa Smoków dumnie składając skrzydła. – Jednak dla pewności, poślę między śmiertelników swego syna, Eternistrasza. Niech on będzie naszym obserwatorem i ambasadorem wśród młodszych ras…

- Młody Eternistrasz? – cielesny kształt szmaragdowej Ysery pojawił się wewnątrz idealnie okrągłej Komnaty Aspektów, która była tak wielka, że to prawdopodobnie tam został stworzony świat. – Tak... To dobry wybór. Jest zupełnie taki, jak twój szlachetny małżonek… Myślę, że dobrze sprawdzi się w swojej roli.

Nozdormu tylko skinął z aprobatą swym ogromnym łbem, i począł przesypywać się z jednego miejsca w drugie, niczym ziarna piasku w klepsydrze.

- Zebranie zatem uznaję za zamknięte… Niech Bogowie mają Azeroth w opiece…

[/justify]

JEDEN

[justify]Słońce chyliło się już ku zachodowi nad krainą Teldrassil. Dzienne stworzenia układały się do snu, a w miasteczku Dolanaar właśnie budziło się życie.

Mieszkańcy z ulgą powitali mrok, który począł się roztaczać wokół.

Nocne elfy, wysokie i smukłe istoty, których odcienie skóry mieniły się od głębokiego fioletu po delikatne barwy mające więcej wspólnego z kobaltem, właśnie wieczory i późne noce najbardziej ceniły i uważały, że to wtedy powinno toczyć się życie towarzyskie.

Po zmroku były pełne sił i wigoru, a za dnia czuły się niekomfortowo i ospale, odcięte od kojącego światła księżyca, swojej bogini, Elune.

Jednakże Ventress Stormrage nie przejmowała się zbytnio porą dnia, czy nocy. Tak jak i ojciec, została adeptką druidyzmu, od zawsze bowiem czuła nierozerwalną więź z naturą.

Szczęśliwie, elfka miała dwóch wspaniałych nauczycieli – półboga lasów, kniei i puszczy, Cenariusa, oraz swego ojca, Malfuriona Stormrage’a, który dzięki swym umiejętnościom zdołał powstrzymać pierwszy atak Płonącego Legionu na Kalimdor.

Po zakończonych naukach, które toczyły się za dnia, bo wtedy można było odebrać najwięcej bodźców od otaczającego świata, elfka zmierzała do niewielkiego domu leżącego na obrzeżach miasteczka.

Ventress w odróżnieniu od członków swojego ludu, ceniła prostotę i stonowane barwy, w przeciwieństwie do pretensjonalnych, jaskrawych kolorów, którymi mieniły się domostwa w centrum Dolanaar. Podobnie miało się zresztą z ubiorem. Nocne elfy kochają przepych i wystawne stroje, wprost ociekające zdobieniami.

Młoda druidka natomiast, ceni sobie proste suknie i płaszcze w kolorach ziemi – na pierwszy rzut oka szarobure i zupełnie nie pasujące do jej kształtnego, pięknego ciała, jednak dodające jej jeszcze więcej uroku.

Zresztą, nikt nie mógł odmówić urody adeptce druidyzmu. Twarz miała piękną, delikatnie naznaczone kości policzkowe, duże srebrne oczy bez źrenic, w ciemnościach błyszczące tajemnicą. Do pasa sięgały jej włosy w kolorze głębokiego granatu, gdzieniegdzie poprzetykane srebrzystymi kosmykami.

To na jej widok, serce Ravona Shadowsonga zaczynało szybciej bić.

Młody członek straży miasta szybko odnotował powrót do domu swej przyjaciółki z dzieciństwa.

To zawsze on o tej porze patrolował ulice miasteczka, dosiadając swej potężnie zbudowanej, zadbanej nocnej pantery.

Ravon był barczystym młodzieńcem, o pociągłej twarzy i lekko skośnych oczach, które odziedziczył po ojcu, Jarodzie Shadowsongu. Prócz oczu, przejął po nim zamiłowanie do wojska, układał wymyślne taktyki i wspaniale władał każdym typem broni, choć wolał sprawdzone ostrze swego elfickiego miecza.

Na jego atletycznej sylwetce idealnie leżał lekki, aczkolwiek wytrzymały pancerz Dolanaarskiej straży. Długie fioletowe włosy wiązał zawsze w koński ogon, by nie przeszkadzały mu w pracy.

- Witaj Ventress Stormrage. Światło księżyca oświetlając twą twarz, ukazuje zmęczenie – oficjalnie rozpoczął rozmowę, gdyż był na służbie.

Elfka wzdrygnęła się lekko, nie spodziewając się spotkania ze swoim przyjacielem z dzieciństwa.

- Witaj Ravonie. Odłóż na bok te konwenanse, przecież wszyscy wiedzą, że się przyjaźnimy, i nie przeszkadza nam w niczym fakt, że jesteś na służbie – zaśmiała się, gdy zauważyła oficjalną minę Shadowsonga.

Na te słowa, Ravon uśmiechnął się lekko i szybko ześlizgnął się z grzbietu wielkiego kota.

- Cieszę się, że ciebie widzę – zaczął, łapiąc elfkę delikatnie za ręce.

Już tyle razy chciał jej powiedzieć, co do niej czuje… Jednak zawsze brakowało mu odwagi.

- I ja się cieszę. Nie masz dzisiaj zbyt wiele pracy, jak widzę – Ventress obdarzyła go delikatnym, nieśmiałym uśmiechem, starając się zapanować nad ciepłem, które ją ogarnęło na jego widok. – Znalazłeś nawet czas, by zauważyć mój powrót do domu – jej oczy zamigotały lekko, i druidka wyswobodziła się z delikatnego uścisku rąk strażnika.

Czuła, że coś się między nimi dzieje. Już od roku czuła to narastające napięcie między sobą, a Ravonem. Jednak elfka nie potrafiła jeszcze przyjąć do wiadomości, że między nimi dwojgiem zaczęło rodzić się głębsze uczucie, niż zwyczajna troska, czy przyjaźń. Zawsze w podobnych chwilach uciekała niczym spłoszona łania, szybko zmieniając temat. Tak było i tym razem. Nawet nie przeszkadzał jej w niczym fakt, że inne elfki w jej wieku mają już zalotników. Ona nie była taka jak inne. I Ravon o tym wiedział.

- Oczywiście, że znalazłem dla ciebie czas, Ventress… - odpowiedział młody strażnik z uśmiechem. – W końcu jesteśmy przyjaciółmi – dodał trochę ciszej, wciąż nie mogąc oderwać wzroku od swej towarzyszki.

- Zawsze wiedziałam, że… - Ventress chciała dodać coś jeszcze, jednak przerwało jej zagranie rogów.

Na ten sygnał Ravon od razu wskoczył na grzbiet swojej pantery, a następnie pochylił się, by spojrzeć druidce w oczy po raz ostatni przed odjazdem.

- Powinnaś odpocząć… Twój shan’do bardzo cię ostatnio męczy… - to powiedziawszy, odjechał, zostawiając elfkę samą na placu.

Jednak czuł na sobie jej wzrok tak długo, aż nie zniknął w tłumie.

[align=center]***[/justify]

Młody Eternistrasz, syn Alexstraszy i Korialstrasza, wyruszył by spełnić zadanie, które powierzyła mu matka, jedna z pięciu Aspektów. Aspekt Życia.

Początek miał iście mistrzowski. Odleciał właśnie z Dragonblight – smoczych ziem, jednej z krain na mroźnym kontynencie Northrend – upajając się tym, co smoki kochają najbardziej – lotem. W myślach cieszył się tym, co mu powierzono.

Od dawna pragnął żyć między zwykłymi śmiertelnikami, poznać ich zwyczaje i problemy, móc się od nich czegoś nauczyć.

Najbardziej fascynowali go magowie z frakcji Kirin Tor, mieszkający w Dalaranie. Mieście czarodziejów. Wiedział, że nie miałby problemu, by zapoznać się z obszernymi bibliotekami znajdującymi się w Fioletowej Cytadeli. Jego ojciec – Korialstrasz, był bowiem mentorem obecnego przywódcy Gildii Magów, Rhonina.

Krasus (bo pod tym imieniem magowie znali jego ojca), wysłał wtedy młodego maga na misję, by uwolnił jego małżonkę, Alexstraszę, z niewoli orków. Oczywiście odbyło się to nie bez problemów, a Rhonin nie wiedząc, że działa na zlecenie smoka, wybaczył mu fakt tak niecnego postępku. Od tamtego momentu, oboje byli dobrymi przyjaciółmi.

Na samo wspomnienie tej niesamowitej historii, Eternistrasz pokiwał z uznaniem swym wielkim szkarłatnym łbem. Nim się obejrzał, a przed nim zaczął rozciągać się kontynent – Kalimdor.

Nie wiedzieć czemu, młody karmazynowy smok kierował się prosto na wyspę Teldrassil, krainę zamieszkaną przez nocne elfy.

Kiedy wylądował w, zdawałoby się, pustym lesie, przybrał swą drugą postać – bardziej upodabniającą go do śmiertelników. Gdy był jeszcze pisklęciem podejrzał to u ojca. Miał całe pięćdziesiąt lat, by dopracować tę sztukę.

Na swoje szczęście, niedaleko usłyszał szum źródła, więc mógł się przejrzeć i ocenić efekt swojego zaklęcia.

W szemrzącej tafli wody ujrzał przystojną twarz młodego elfa. Krótkie, białe jak śnieg włosy połyskiwały w świetle księżyca, a złote oczy błyszczały ogromną mocą.

- Tak… Od teraz będę przedstawiał się jako Eternus… - powiedział do siebie cicho, a kiedy się odwrócił, stanął twarzą w twarz z oddziałem nocnoelfickiej straży.

„No to pięknie rozpocząłem spełniać swoje zadanie” – przemknęło przez myśl młodego smoka, gdy wpatrywał się w błyszczącą klingę miecza, który dzierżył jeden ze strażników, na wysokości jego nosa.

- Zostajesz pojmany za naruszenie granicy państwa nocnych elfów – warknął przywódca. – Radzę ci nie stawiać oporu, przybyszu. Kapitan Darkmoon na pewno będzie miał do ciebie kilka pytań – to powiedziawszy, elfy spętały nadgarstki Eternistrasza i bez słowa wrzuciły go na grzbiet nocnej pantery, niczym podróżny tobołek.

„Zapomniałem użyć zaklęcia ochronnego” – zganił się w myślach Eternus, jednak po chwili znalazł jedną dobrą stronę w zaistniałej sytuacji.

„W ten sposób szybciej dotrę do miasta i nawiążę kontakty… Może znajdę kogoś, kto będzie mógł podjąć się zadania eksploracji Northrendu… I Cytadeli Śmierci w Icecrown…”.

[/align]

DWA

[justify]Ravon Shadowsong pognał na swej rączej panterze prosto do centrum Dolanaar. Zachodził w głowę co też mogło się wydarzyć – w miasteczku zawsze panował spokój, a i w okolicach trudno było natrafić na łotra, złodzieja czy skrytobójcę – czynienie zła nie leżało w naturze nocnych elfów.

W końcu, w głowie młodego strażnika zakiełkowała myśl, że być może osada została zaatakowana przez obce siły. Orkowie, taureni, trolle… Któraś z wymienionych grup mogła w końcu złamać panujący pakt o nieagresji.

Jakże wielkie zdziwienie ogarnęło Ravona, kiedy zauważył na środku głównego placu w mieście klatkę, a w niej… No właśnie. Więzień bardzo przypominał nocnego elfa. Ale z pewnością nim nie był. Przypominał raczej Wysokiego Elfa (rasę spokrewnioną, aczkolwiek nie do końca), jednak i tu się coś nie zgadzało. Wysokie elfy, zgodnie z opisem w księgach znajdujących się w zbiorach Darnassiańskiej biblioteki, mają oczy błękitne. Zaś odłam z ich rasy, który jest wrogo nastawiony i popiera Hordę, mianując się Krwawymi elfami, mają oczy zielone.

Osobnik w klatce miał oczy złote. I promieniowała z niego ogromna moc.

Większa, niż ta, którą można było wyczuć u Wysokiej Kapłanki Elune, Tyrande Whisperwind, matki Ventress.

Przybysz z żywym zainteresowaniem odnotował jego przybycie. Można by rzec, że ucieszył się na jego widok.

- Lepiej na niego nie patrz Ravonie. Ten elf jest dość dziwny – do uszu strażnika dobiegł cichy głos jego przyjaciela z jednostki. – Emanuje jakąś dziwną mocą.

- Tak… zdołałem to wyczuć, Xantusie – młody elf potarł w zamyśleniu brodę i z ciekawością spojrzał jeszcze raz na przybysza.

Ten z nonszalancką miną zaczął przyglądać się swoim paznokciom, jakby nagle zauważył w nich coś godnego uwagi.

Nocny elf pokręcił głową z niedowierzaniem i zwrócił się do swojego znajomego.

- Cóż on uczynił, że został zamknięty w klatce? – zapytał w końcu, zupełnie tracąc rezon. Ani chybi, przybysz wzbudził jego zainteresowanie.

- Chyba ma to coś wspólnego z tym, że nasi magowie wyczuli nieznane sobie zaklęcie, na dodatek wykonane przez istotę innej rasy niż nocny elf.

- Nigdy nie podobało mi się podejście Darkmoona – westchnął Ravon, nadal wpatrując się w niecodziennego gościa. – Przecież to uwłaczające. Tylko dlatego, że pojmany nie jest nocnym elfem, zamknięto go jak jakieś zwierzę w klatce?

Xantus nie odpowiedział. Wzruszył tylko ramionami. Prawdopodobnie miał równie ksenofobiczne podejście do nieznajomego, co dowódca.

- Byłbyś tak dobry i go przypilnował? Muszę na chwilę odejść z posterunku – nie czekając na odpowiedź przyjaciela, Xantus oddalił się w sobie tylko znanym kierunku.

Ravon jednakże wiedział co chodziło mu po głowie. A w zasadzie kto. W tłumie zauważył młodą partnerkę Xana, Mei.

- Nie wytrzyma nawet ośmiu godzin bez rozmowy z nią – westchnął ciężko, zupełnie zapominając o tym, co sam robił wobec Ventress.

- Taki jest urok miłości – do uszu Ravona dostał się łagodny, aczkolwiek dźwięczny głos.

Nocny elf zwrócił się w stronę klatki, w której zamknięty był „więzień”.

Złote oczy były teraz w pełni skupione na jego osobie. Strażnik mógł wyczytać w nich determinację oraz ponurą irytację, ze względu na nieciekawe położenie w którym przybysz się znalazł.

- Jesteś zdziwiony, że tak dobrze znam twój język, nocny elfie? – nieznajomy poprawił odrobinę swoją pozycję na wygodniejszą. O ile takową można było w ogóle przybrać w klatce z żelaznymi prętami. Na które, tak na marginesie mówiąc, rzucono zaklęcie blokujące jakąkolwiek działalność magiczną. Biedny białowłosy nie był w stanie uwolnić się samodzielnie.

- Może trochę. Wyglądasz obco, ale mówisz naszym dialektem zupełnie bez akcentu. Niesamowite – mimowolnie młody elf wydał z siebie westchnięcie zaskoczenia.

- No cóż, możliwe, że kiedyś zdradzę ci od czego jest to zależne, młodzieńcze – mruknął nieznajomy, rad, że młody wojownik podszedł do niego na tyle blisko, by móc swobodnie rozmawiać szeptem.

- Martwi mnie tylko fakt, że ktoś taki jak ty przybyszu, został schwytany – Ravon dotknął prętów klatki, i od razu cofnął dłoń. Poczuł dość nieprzyjemne ukłucie mocy którą zostały otoczone.

- Niefart – skwitował to krótko „więzień”. – A ja… cóż. Ja zjawiłem się tu po to, by znaleźć sojuszników. Nie mam czasu na siedzenie w klatce – Eternistrasz wyczuł w Ravonie przyjazną duszę i fakt, że nocny elf jest tak po prostu spragniony przygody. Od dawna bowiem, Ravon skrycie marzył o jakiejś niebezpiecznej misji.

- Ja… nie wiem… Nie wiem, czy powinienem zlekceważyć polecenia przełożonych… - srebrne, lekko skośne oczy Ravona zamigotały.

Wtem tłum na placu lekko się rozstąpił robiąc miejsce pewnej nie rzucającej się w oczy elfce.

- Ravon? Co tu się dzieje?

Na dźwięk jej głosu, młody wojownik od razu się odwrócił.

- Ven…? Co tu robisz?

- To ja ci się pytam, co tu się dzieje. Dlaczego ten elf jest w klatce? – młodziutka druidka bez śladu strachu podeszła do więzienia białowłosego i klęknęła przed nim, z szacunkiem pochylając głowę.

- Bądź pozdrowiony nieznajomy. Rini fandu’talach* – szepnęła w języku nocnych elfów nadal będąc w ukłonie przed nieznajomym.

Ventress nie miała pojęcia kim jest ów pojmany. Wyczuwała jednakże jego moc i wiedzę. Mocy jej przekonaniom dodawał zaś fakt, że nieznajomy ma oczy koloru czystego złota. U nocnych elfów bowiem fakt posiadania złotych, bądź bursztynowych oczu zdradzał szansę na dokonanie wielkich czynów przez ich posiadacza.

Owym kolorem odznaczała się dawna królowa elfów, Azshara, która ściągnęła na swój lud Płonący Legion w imię oczyszczenia swego ludu z niewiernych, za namową swego lorda doradcy, Xaviusa.

Był jeszcze jeden posiadacz bursztynowych oczu. Znacznie bliższy Ventress.

Jej stryj… Illidan Stormrage. Przeklęty na wieki zdrajca…

- O da rini fandu’talah thoribas al’shar dath’anar** – szepnął czystym darnassiańskim nieznajomy.

Na te słowa Ventress z uśmiechem uniosła głowę, patrząc białowłosemu z szacunkiem w oczy. Chwilę potem zwróciła się do swojego przyjaciela z dzieciństwa.

- Ravonie. Trzeba go uwolnić – szepnęła poważnie, podchodząc do wojownika. – Skoro taka istota jak on… wyczuwam to, taka… ważna. Skoro zjawił się tutaj, na pewno ma niezwykle ważny powód. Musimy zwrócić mu wolność i pomóc…

- Naprawdę tak uważasz, Ven? – Ravon skwapliwie wykorzystał moment, w którym młoda druidka znajdowała się tak blisko niego. Złapał ją za dłonie i popatrzył głęboko w jej srebrne oczy.

Na policzkach Ventress pojawiły się leciutkie purpurowe wypieki. I odwróciła wzrok, speszona.

- Zrobię to dla ciebie, moja droga Ventress… - mruknął Ravon, tuż przy uchu dziewczyny.

„Zrobię to…” – pomyślał. – „Sprzeniewierzę się poleceniom dowódcy oddziału…”

- A dla mnie? – w tę intymną chwilę wkradł się głos białowłosego więźnia, który teraz z wszechwiedzącym uśmieszkiem obserwował parę nocnych elfów.

Spłoszona Ventress odepchnęła od siebie lekko Ravona i wróciła do klatki, w której zamknięty był pojmany tajemniczy elf.

- Mam pomysł jak sprawić, byś był wolny – szepnęła zdeterminowana druidka i sięgnęła do sakiewki którą miała u pasa.

- Czyżby to były zioła? Ususzone i zmielone złotokorzenie oraz słoneczna trawa? Z odrobiną łez Arthasa i królewską krwią? – jednym tchem wyrzucił z siebie białowłosy. – Takiej mieszanki używała tylko jedna osoba. Na dodatek znam ją tylko z opowiadań… - przybysz wyraźnie się ożywił i w skupieniu wpatrywał się w drobne dłonie młodziutkiej elfki.

- Przyrządzać tę mieszankę nauczył mnie mój ojciec, Malfurion Stormrage – z dumą mruknęła Ventress, rozcierając zioła w dłoni. Następnie zamknęła oczy, pogrążając się w medytacji i prosząc wiatr o rozniesienie drobin startych na proch ziół wśród osób znajdujących się na placu, z wyłączeniem jej, tajemniczego więźnia i Ravona.

Białowłosy aż kucnął, w pełnym skupieniu wpatrując się w druidkę.

„Córka samego Malfuriona! Doprawdy, nie mogłem trafić lepiej!”[/justify]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Raczej Bogowie :3 Jest wzmianka o nich w "Rozbiciu" (trzeci tom trylogii "Wojna Starożytnych" zdaje się...). Co prawda, tam w ujęciu "złych Bogów" czyli podszeptów, które nakłoniły Nelthariona do stworzenia Dysku... :) Ale postanowiłam optymistycznie zakładać, że skoro są "źli Bogowie", to czemu miałoby nie być dobrych? :)

Jakbym czytał Knaaka x3

Najlepszy komplement, jaki mogłam usłyszeć :rolleyes:
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Edziu A przeczytałeś ogólnie wstęp? Dobra moja ocena opowiadania. Nie będę się długo rozpisywał, bo nie lubię tego typu opowiadań. Ale opowiadanie wyszło bardzo fajne. Uniwersum, które wybrałaś na opowieść znam trochę, dlatego chętnie je czytałem. Jak by to Twi powiedziała "Keep up the good work". Co do tego, że nie lubię tego typu opowiadań, to chodzi o to, że w ja wolę takie przygody niż takie opowiadania. Też sobię skrobnę jakiegoś fanfica. Tylko na temat MLP, będę miał na to chyba z 15h w ciągu tego weekendu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej, ale bez takich! :) Studiuję Dziennikarstwo (haha, byłam na 4 wykładach, ale co tam, jak to brzmi! XD) i generalnie jestem molem książkowym, stąd moja "wesoła twórczość" ma taki kształt :D Tarreth - chętnie zapoznam się z Twoim fanficiem - wiersze były poruszające, więc zakładam, że i w prozie radzisz sobie świetnie :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Awww dziękuję za komplement, dotyczący wierszy x3

Proza...? Częstuj się, częstuj... wszystko masz w tym samym dziale. Tam, o tam...

Ty się Tarreth zamknij i mnie nie denerwuj. Ja mam słaby fanfick, nad którym siedzę w domu i próbuję go ulepszyć. I nie mam pomysłu co zrobić. I nie chce mi się nabijać postów jakoś.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zebym sie czepial, ale imo przesadzasz z przymiotnikami. Przez chwile poczulem sie jakbym znowu czytal te pierwsze 20 stron Nad Niemnem, ktore mozna bylo zmiescic w 2 zdaniach. Wiecej tresci, mniej opisow, oto moja rada. P.S. O gustach sie nie dyskutuje, ale Knaak suksi. P.S 2 To opowiadanie potrzebuje Rhonina.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do opisów... Efekt jest zamierzony. Bardzo zależało mi na podkreśleniu majestatu smoków, dlatego się tak z nimi... obeszłam. Ale myślę, że aż tak źle to nie wyszło i mimo wszystko, dobrze się czyta mój prolog. A tak z innej beczki... Zapraszam na rozdział pierwszy :) Życzę miłej lektury!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaczyna się... niewinnie ;>

Nawiasem mówiąc, niektóre opisy wydawały mi się rodem z książki Knaaka... mam rację? O.o

Poza tym... Poza tym..

...

Tego się bałem - perspektywa Alli =.= Nie jestem fanatykiem Hordy, wręcz przeciwnie! ale wolę historie opowiadane z punktu widzenia orków, taurenów i trolli, niż elfów, ludzi i innych... mało interesujących istot.

Rasista...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie, prolog nie byl zly, po prostu lekko mnie znudzil ze wzgledu na ta mase opisow.

1 rozdzial spodobal mi sie juz o wiele bardziej, ale mam pare uwag.

Ventress w odróżnieniu od członków swojego ludu, ceniła prostotę i stonowane barwy, w przeciwieństwie do pretensjonalnych, jaskrawych kolorów, którymi mieniły się domostwa w centrum Dolanaar. Podobnie miało się zresztą z ubiorem. Nocne elfy kochają przepych i wystawne stroje, wprost ociekające zdobieniami.

No nie wiem. W WoWie mozna zobaczyc jak zyja nocne elfy. W ich domach nie ma praktycznie zadnych ozdob. Tak samo z ich ubiorem.

Krasus (bo pod tym imieniem magowie znali jego ojca), wysłał wtedy młodego maga na misję, by uwolnił jego małżonkę, Alexstraszę, z niewoli orków. Oczywiście odbyło się to nie bez problemów, a Rhonin nie wiedząc, że działa na zlecenie smoka, wybaczył mu fakt tak niecnego postępku. Od tamtego momentu, oboje byli dobrymi przyjaciółmi.

Chyba jednak 'obaj' :P

P.S Nie traktuj moich postow jako czepialstwa, po prostu wiem ze gdybym ja sam cos pisal, zalezaloby mi na krytyce, pochwal mozna posluchac, ale one nigdzie nie prowadza... :P

Czekam na kolejne rozdzialy.

Tego się bałem - perspektywa Alli =.= Nie jestem fanatykiem Hordy, wręcz przeciwnie! ale wolę historie opowiadane z punktu widzenia orków, taurenów i trolli, niż elfów, ludzi i innych... mało interesujących istot.

Nie chce sie bawic w spekulacje, ale z tego jak sie rozwija to opowiadanie to mysle, ze smoku po prostu bedzie zbierac druzyne, zaczyna sie od nelfow, ale pewnie po drodze dojda inne rasy.

Chyba ze nelfy okaza sie zue i ubija smoka zanim zdazy sie wytlumaczyc.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No nie wiem. W WoWie mozna zobaczyc jak zyja nocne elfy. W ich domach nie ma praktycznie zadnych ozdob. Tak samo z ich ubiorem.

Ta gra i bez tych ozdób zajmuje 20GB... Wyobrażasz sobie, jaką gracze mieliby lagernię i jak zapchany komputer jedną grą, gdyby Blizzard zdecydował się na MEGA odzwzorowanie każdego szczegółu? Więcej wyobraźni! :D

Np. według opisów z lore... Stowmwind, jakby miało być tak wielkie, jak piszą w książkach, to zajmowałoby mniej więcej tyle miejsca, ile WoW teraz. Czyli cały Kalimdor, Eastern Kingdoms i Northrend naraz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
  • 4 months later...

Cóż... Znalazłam na komputerze krótki rozdział drugi. Z tym, że nie wiem czy powinnam go tutaj zamieszczać, bo to opowiadanie raczej nie będzie już kontynuowane.

Chociaż... kto wie. Może jeszcze mi coś odbije i wezmę się za pisanie...

Tym nie mniej - nie wiem. Jest jeszcze ktokolwiek zainteresowany tym, żeby doczytać co nieco, czy po prostu zamknąć temat...?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tankowałam resto druidem głowę Mimirona w Ulduarze. Your argument is invalid xD

Soooo... nie dasz mi żyć, jeśli:

a) nie założę Ci Warcraftowej sesji

b) nie będę pisać dalej, nawet, jeśli w grubej mierze ff miał się opierać na perspektywie aliantów?

Och...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...
×
×
  • Utwórz nowe...