Skocz do zawartości

Ku chwale Republiki - Avanidius


Geledrin

Recommended Posts

Imię: Quintus Equesus Tacitus

Ksywa: "Grzywa"

Rodzina:

- Ojciec: Septimus Equesus Tacitus - Aktualna głowa rodu

- Matka: Gaia Equesus Tacitus - pochodzi z mało znaczącego rodu, przez co przejęła nowe nazwisko rodowe i przydomek rodowy by poprawić swój status.

- Rodzeństwo: czterech braci ( Agrippa, Faustus, Sertor, Vibius ) i dwie siostry ( Prima, Secunda )

Pochodzenie: Cytadela - Lunarna stolica. Siedziba senatu, Rady Wojskowej, główne centrym handlu i nauki. Serce Republiki. Wśród wygnańców było zawsze niewiele jednorożców. Skoro magia nie pomagała w codziennych zadaniach, Republika Lunarna zmuszona była szukać innego wyjścia - rozwój technologii. Stąd jej poziom na księżycu jest nieporównywalnie wyższy niż w przypadku Equestrii.

Gatunek: zwykły, ordynarny, naziemny kuc.

Wiek: 27 lat standardowych

Wygląd: Szary ogier z czerwoną grzywą i czerwonym ogonem. Wszystkie kuce urodzone już na księżycu mają ciemniejszą maść i przytłumione kolory. Stąd jasny czerwony jest niezwykle rzadki i kojarzy się go jako symbol szczęścia.

Dołączona grafika

Cutie Mark: Topór. Wydaje się, iż lunarni mają Cutie Marki świadczące raczej o przynależności do danej rodziny, niż o umiejętnościach. Stąd całą rodzina Equesus jest naznaczona symbolicznym toporem w takiej czy innej wersji.

Specjalność: Legionista służący w V Centurii wchodzącej w skład V Legionu Szturmowego pod wodzą Marcusa Aemiliusa Paulusa Maximusa - generała potężnego zarówno fizycznie jak i politycznie, wywodzącego się z patrycjuszowskiego rodu.

Charakter: Praworządny neutralny. Od dzieciństwa miał wpajane posłuszeństwo wobec przełożonych, więc wykona każdy rozkaz jaki dostanie o ile ten nie będzie wyjątkowo głupi, lub nie będzie godził w ogólnie przyjęte na Lunie pojęcia Honoru czy Sprawiedliwości.

Krótka historia: Quintus urodził się jako trzecie dziecko w szlachetnej, lecz nie patrycjuszowskiej rodzinie Equesus wywodzącej swe korzenie od pierwszych wygnańców. Rozporządzenie senatu z roku 972 kalendarza republikańskiego zachęca każdą rodzinę do posiadania przynajmniej czworga potomstwa, gdyż troje najstarszych dzieci musi odbyć służbę wojskową. Czwarte dziecko byłoby potencjalnym gwarantem ciągłości rodu. Wobec tego Quintus - zgodnie z prawem - miał zostać żołnierzem. Życie na Lunie nie należy do najłatwiejszych, ale dzięki swemu uporowi i wstawiennictwu rodziny udało mu się dostać do elitarnej Akademii Szturmowej, którą to ukończył z 52 wynikiem. Tam też zdobył swą ksywę "Grzywa" wynikającą z jej nietypowego koloru.

Oddelegowany do V Legionu Szturmowego przygotowywał się do tzw. "Pierwszej Fali": etapu inwazji, w którym wojska szturmowe miały się przebić desantowcami na powierzchnię Equestrii i ustanowić placówkę z Portalem - kluczem do "Drugiej Fali".

"Druga Fala" miałaby polegać na przerzucaniu wojsk liniowych oraz zaopatrzenia bezpośrednio z Luny na Equestrię, poprzez zaawansowany technicznie obiekt tworzący tunel wymiarowy między dwoma punktami. Dzięki temu można by uniknąć niebezpieczeństw związanych z dokonywaniem desantu.

Cel postaci (co chcesz osiągnąć w czasie przygody): Przynieść honor swej rodzinie i ojczyźnie, zwalczyć uzurpatora i tyrana Celestię, wziąć udział w operacji "Pierwsza Fala" a po jej ukończeniu czekać na dalsze rozkazy.

Towarzysz (inny kuc lub zwierzątko): Teoretycznie nikt. Praktycznie chyba cała centuria.

Zasady Honoru:

----------------------------------------------------------------------

1) Honos habet onus - zaszczyt pociąga za sobą obowiązki. Niezrównana chwała spływa na walczących w imię ojczyzny! Tym samym i odpowiedzialność olbrzymia na ich barkach spoczywa. Pamiętajcie o tym żołnierze kiedy w boju naprzeciw wroga staniecie.

2) Amor patriae nostra lex - miłość do ojczyzny naszym prawem. Święte to prawo każdego obywatela w jedynej słusznej sprawie walczyć. Ku chwale Luny! Za Republikę! Za Honor!

3) Audaces fortuna iuvat timidosque repellit - śmiałym los sprzyja i bojaźliwych odtrąca. Prawdziwy wojownik nie boi się walki. Walcz mądrze, ryzykuj, wycofuj się jeśli stratedzy dopuszczą takie rozwiązanie. Lecz nigdy, NIGDY nie uciekaj.

*Według nowego rozporządzenia senatu wprowadzającego poprawki do punktu 5 w VII rozdziale Podręcznika Walki, w przypadku ucieczki z pola bitwy lub poddania się, pojedynczą osobę czeka 50 batów. W przypadku dezercji bądź poddania się całej centurii, ma ona być zdziesiątkowana ( tzn. co dziesiąty żołnierz ma zostać dla przykładu i uratowania honoru Legionu rozstrzelany, ewentualnie powieszony ).

4) Audi, vide, sile - słuchaj, patrz, zachowaj milczenie. Słowa potrafią być równie groźne co pociski i magia. Roztropnie dziel się informacjami, gdyż wszędzie mogą być solarni szpiedzy.

5) Aut vincere, aut mori - Albo zwyciężać, albo umierać. Teraz, gdy podnosimy znów nasze głowy. Pełni Dumy i Nadziei na lepsze jutro i sprawiedliwą Equestrię, nie możemy się wycofać. Zwycięzca zgarnia wszystko. Pamiętajcie o swych rodzinach, swych przodkach, swych przyjaciołach, swej ojczyźnie. Nie można ich zawieść!

6) Dulce et decorum est pro patria mori - Słodko i zaszczytnie jest umierać za ojczyznę. Tak jak nasi przodkowie wygnańcy, tworzący Republikę w niesprzyjających warunkach, okupujący krwią i śmiercią każdą piędź terenu wydartą surowemu księżycowi - tak i my teraz mamy okazję doznać Zaszczytu jakim niewątpliwie jest ostateczna ofiara na ołtarzu wolności. Nie bójmy się śmierci, bo z nią przychodzi wieczna chwała!

7) Extremis malis extrema remedia - Na krańcowe zło krańcowe środki. Choć środki użyte mogą wydawać się niegodne czy brutalne, sami historycy i przyszłe pokolenia przyznają nam rację, że w obaleniu tyrana jakim jest Celestia nie można przebierać w środkach. Solarni z pewnością nie będą się kierowali Kodeksem Honorowym.

8) Fas est et ab hoste doceri - Godzi się uczyć i od wroga. Choć Solarni są godną pożałowania zbieraniną słabeuszy - i u nich może pojawić się wybitna postać zmieniająca losy wojny. Należy wtedy odłożyć na bok urażoną dumę i uczyć się na błędach.

9) Labores pariunt honores - trudy przynoszą zaszczyty. Poprzez walkę za swą ojczyznę możesz stać się pełnoprawnym obywatelem i przynieść chwałę swemu rodowi. Nie jest to droga łatwa, za to wielce zaszczytna.

10) Parcere subiectis et debellare superbos - Oszczędzać zwyciężonych, a dumnych poskramiać. Pamiętajcie, iż niesiecie Equestrii wyzwolenie a nam Zemstę. Oszczędzajcie wroga gdy ten się podda i nie miejcie litości gdy dalej stawia opór.

11) Potius mori quam fodeari - Prędzej śmierć niż pohańbienie. Tak jak rzecze Kodeks. Dla rodu lepsza jest śmierć pierworodnego syna niż wieczna hańba.

12) Semper fidelis - zawsze wierny

13) Semper invictus - zawsze niezwyciężony

14) Semper paratus - zawsze gotowy

Nie na darmo trzy ostatnie punkty to zawołania naszych Legionów Szturmowych. Tylko chwała! Tylko sprawiedliwość! Tylko Luna! Zważajcie żołnierze na te punkty a otworzy się przed wami droga do zostania wojownikiem doskonałym. Obrońcą ojczyzny. Wzorem dla potomnych i powodem do dumy dla przodków.

----------------------------------------------------------------------

*Ulotki rozdawane żołnierzom w koszarach wraz z ekwipunkiem.

Oto jego podanie, świetne moim zdaniem. Dziś zaczyna się jego podróż.

---------------------------------------------------------------------

Całym statkiem trzęsło. Lunarni obijali się o siebie, część weteranów dawała radę oprzeć się turbulencjom spowodowanym szybkim lotem w kierunku Equestrii. Ty siedziałeś obok swojego pododdziału i z całych sił zaciskałeś szczęki by przypadkiem nie wybić sobie zębów. Nagle Kapitan Travinius Eqseptus wstał.

-Zbliżamy się do jakiejś wioski na granicach Imperium Solarnego, wiemy o dwóch bazach wojskowych, nie powinny stanowić dla nas problemu o ile nie mają tam zbyt wielu "magów". - Ostatnie słowo wypowiedział z wyraźnym obrzydzeniem, wszyscy Lunarni nie lubili jednorożców, to właśnie one dysponowały mocą zdolną ich zatrzymać. - Solarni nie wiedzą n arazie o naszym ataku dlatego nie lata wokół nas kupa pocisków, kul ognia i Luna wie czego jeszcze. Oto co zrobimy: nie macie co liczyć na miłe powitanie, oni nas niedługo zobaczą i przygotują się do walki, dlatego gdy statek wyląduje, wybiegacie jak najszybciej, ustawiacie generatory pola ochronnego nawet za cenę życia, to podstawa gdy będziemy mieli przyczółek wybicie tych kuców nie będzie stanowiło problemu. Aha, nie przewidujemy brania jeńców, nie wiadomo czy nie wyślą jakoś wiadomości, więc wszystko co spotkacie ma zostać zabite. Zrozumieliście?

-TAK JEST!

Nagle usłyszałeś huk, zaczęło się, Solarni was wypatrzyli. Zgadywałeś że Ziemia jest już niedaleko. Poprawiłeś swój karabin przypasany do boku, maskę ustawiłeś na maksymalne oczyszczanie widoku, tak by nic ci nie przeszkadzało w walce. Ty i twoi towarzysze musicie ustawić środkowy słup generujący pole, będziecie w samym środku piekła.

Szarpnęło całym statkiem, wylądowaliście. Pneumatycznie poruszane drzwi opuszczają się powoli. Do środka wdziera się coraz więcej czerwonego światła, Zapada noc, czas Lunarnych. Drzwi opuściły się do końca do środka zaczęły wpadać pociski, twoi towarzysze odpowiedzieli ogniem, dwójka techników z twojego oddziału podniosła słup i zaczęła biec. Lunarny obok ciebie dostał nagle dziwnych konwulsji, zgadujesz że to robota maga, było blisko, to ty mogłeś leżeć i powoli umierać.

-ZERO LITOŚCI!! LUNA I REPUBLIKA!!

Los Equestrii jest w waszych rękach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilka sekund a zarazem jakby wieczność. Napięte mięśnie, adrenalina burząca krew w żyłach, pełne skupienie. Szybki rzut kątem oka na wyświetlacze w hełmie. Skafander, broń - wszystko w stanie skrzącej się na zielono gotowości. Nie pamiętam kiedy je odpaliłem, ale nie zdziwiło mnie to. Po latach spędzonych w Akademii uruchamianie takich rzeczy załatwia się wręcz instynktownie.

Pojedynczy, głęboki oddech przed walką. Cenna chwila. Nigdy nie wiadomo czy nie jest już ostatnim. Szybka hełmu zmatowiała, a po chwili wyrysowała się na niej siatka celownicza. Poczułem jak nanomaszyny w mym krwiobiegu i elastyczne wzmacniacze opinające mięśnie i stawy szykują się do nadchodzącej bitwy. Oto nadszedł czas. Nasz czas.

Wybiegłem po trapie razem z żołnierzami niosącymi słup. Dotknąłem końcówką języka sensor umieszczony w hełmie i przestawiłem komunikator z kanału ogólnego na wewnętrzny, przeznaczony dla mojego pododdziału.

- BRACIA! - mimowolnie krzyknąłem choć wiedziałem, że nie ma to sensu. Komunikacja była niczym nie zakłócona i moi towarzysze wszystko świetnie słyszeli - Robimy tak jak rzekł kapitan: Słup jest najważniejszy. Snajperzy zajmują się w pierwszej kolejności osłoną techników i ściąganiem magów. Rannymi zajmiemy się gdy przyjdzie na to pora. Grupa szturmowa biegnie ze mną. Grupa broni ciężkich rozstawia się zaraz przy słupach. Titus i jego zwiadowcy obstawiają prawą flankę i nadają cele dla snajperów. W przypadku rozbicia i straty kontaktu randez vous w punkcie alpha. SEMPER INVICTUS! - ostatnie zdanie znów wykrzyczałem. Teraz w pełni świadom swego czynu.

Wpadłem w cwał za technikami. Moja pierwsza prawdziwa bitwa stała się faktem...

******************************************************

Wysoko postawiłeś poprzeczkę Geledrin :). Zobaczymy czy podołam, bo to pierwsza taka moja zabawa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pociski latały wszędzie dookoła, widziałeś jak seria z Solarisa 56, standardowego karabinu Gwardii, rozorała pierś twojego towarzysza, dziury po kulach były jak ślady po meteorytach, widziałeś żebra i serce pracujące ostatkiem sił, nie pomogą już nawet nanoboty, zwalił się na ziemię wystrzeliwując ostatnie pociski. Jedna z kropek na twoim wyświetlaczu zgasła.

Poczułeś adrenalinę pompowaną przez twój organizm, spięły ci się wszystkie mięśnie, biegłeś za technikami.

Snajperzy po twojej lewej właśnie przygotowywali się do strzału. Jeden mierzył drugi obliczał odległość i podawał dane dla swojego partnera. Strzał! Na maksymalnym zbliżeniu widziałeś co się stało. Z powodu zbyt dużej dawki enzymów wszystko działo się jakby wolniej. Kula powoli wbiła się w róg jednego z magów, rozorała go na trzy części, przepiła się przez czaszkę, wyszła drugą stroną, ciągnąc za sobą smugę krwi. Mag padł na ziemię. Z satysfakcją pomyślałeś, że technicy Republiki nie na darmo siedzieli miesiącami nad kulami zdolnymi przebić każdą magiczną ochronę.

Nagle poczułeś wstrząs. Szybki rzut oka przez kamerkę umieszczoną z tyłu hełmu pozwolił ci zobaczyć dumę waszego oddziału. Potężny ogier, wyszedł powoli ciągnąc na plecach potężne działko. Rozstawił szeroko nogi i aktywował system. Z specjalnych osłon na nogach wysunęły się stalowe bolce po czym wbiły się w ziemię. Działko się opuściło, chwilę poszumiało, nagle bardzo szybko rozświetliło się na ciemnoniebiesko i wystrzeliło. Pocisk plazmy poleciał z szybkością dźwięku i uderzył w jedną z wieżyczek, z których Solarni ostrzeliwali wasze oddziały. Plazma wybiła olbrzymią dziurę w ścianach drewnianej konstrukcji. Powoli zaczynała się zawalać. nagle belki się złamały i konstrukcja pogrzebała pod sobą swoją załogę, mogłeś zauważyć jak jedna z krokwi przebija się przez brzuch gwardzisty, nie był to przyjemny widok. Drewno zmieszane z wnętrznościami kuca.

Biegłeś dalej, technicy zaczynali rozstawiać słup i wtedy się zaczęło. Najwyraźniej jakiś oficer Solarnych zorientował się co macie zamiar zrobić. Wokół was wykwitały rozbryzgi piasku podniesione kulami. Wszędzie dookoła latały pociski. Wasze osobiste mini pola siłowe się wyczerpywały, a możliwość ich odnowienia nastąpi dopiero po bitwie. Musisz coś zrobić. Dostrzegłeś stanowiska z których do was strzelano, w każdym były dwa kuce osłonięte małą kamienną konstrukcją. Spiesz się bo cała misja spełznie na niczym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Grupa szturmowa! Musimy odciągnąć ogień od słupów! Idziemy!

Skręciłem w kierunku bliższego bunkra i rzuciłem się w przód ile sił w mięśniach i wzmacniaczach. Przerażenie? praktycznie go nie czułem. Mikroserwery w tętnicach, wbudowane filtry, koprocesor w hełmie... wszystko pilnowało bym odczuwał tylko tyle strachu ile jest potrzebne bym miał przyśpieszone odruchy. Potencjalna ucieczka zależała jedynie od braku silnej woli kuca, nie od jakichś pierwotnych instynktów.

- Titus! - rzuciłem omijając kolejną fontannę piachu rosnącą przede mną. Do głowy przyszła mi głupia myśl, że po walce czeka mnie cholernie długie odtruwanie z tych wszystkich enzymów. Dowództwo wyraźnie ich dziś nie poskąpiło. - Weź ze swymi chłopakami namiary na dalszy bunkier i przekaż je broniom ciężkim. Tylko zrób to proszę zanim nam DUPSKA ODSTRZELĄ! - Nie musiałem tego mówić. Wiedziałem, że Titus jest profesjonalistą i pewnie już sam o tym pomyślał. Zwyczajnie rozbawiła mnie wizja tego kuca wywracającego z rezygnacją oczami na te słowa. Zadziwiające jakie pomysły mogą przyjść do łba podczas szarży.

- Szturmowi: koncentrujemy ogień na pierwszym bunkrze i staramy się dojść do zwarcia. Dalszy bunkier ostrzeliwujemy granatami konwencjonalnymi kiedy wejdziemy w zasięg. Gazu lepiej nie ryzykować na taką błahostkę.

Przestawiłem karabin z serii po trzy pociski na ogień ciągły. "Lunas kal 44". Prawdziwe cacuszko! Gdybym miał kiedyś okazję spotkać inżyniera, który go opracował... wyściskałbym go jak własną matkę. A propos matki... przypomniał mi się nagle wiersz jaki opowiadała gdy byłem mały. Wwiercił mi się w mózg i zaczął tętnić między uszami.

"Ludzie w białych domach mówią to pole chwały

w niedziele chodzą do kościoła i na białe procesje

ulicami czystymi w słońcu przebiega pies biały

w białym kwitnącym parku Zakochana czyta poezje"

Czy filtry i adrenalina nie powinny zabezpieczać też przed nostalgią? Czy to bezpieczne?

"Ale tutaj nie ma wcale białości

w szarej ziemi rowy pełne brudnych żołnierzy

dym siny i różowy przechodzi do nas przez rzekę

nie białe żółte są kości

armatniego ataku ognisty prąd

na niebie nieustannie leży

to front

to zstąpienie do piekieł"

Bunkier znalazł się w zasięgu skutecznego ognia. Cele na ekranie taktycznym jarzyły się wściekłą czerwienią. Pęd zmniejszał szanse trafienia, ale i tak ostrzał miał stanowić jedynie zasłonę.

"Odcinek 212 i wzgórze 105

we dnie szturmy i strzały

a w nocy przez dym przedzierają się reflektory

po drutach kolczastych biegają błyski żywe jak rtęć

wszystko ma wtedy inne kolory"

Otworzyłem ogień. Z lufy miotacza plunęło ogniem. Wyszkolenie bojowe, wspomaganie wszczepami i implantami, cała ta chemia w organiźmie - jeśli dobiegniemy, zwycięstwo będzie nasze. Nie zwracałem już uwagi na to co się wokół dzieje. Ranni? Umierający? Pociski odbijające się od ledwie działającej tarczy energetycznej? Teraz liczyły się tylko metry pozostałe do bunkra... metry i ten pieprzony wiersz.

"Gdy cicho zbłąkana kula wślizgnie się w białe czoło

znienacka zrobi się biało (nawet na froncie)

biała niedziela biały park piesek biały

zatańczą wkoło"

Widziałem już białka oczu Solarnych. Bestie były przerażone! I bardzo dobrze. Celestia wkrótce upadnie a ich samych czeka zasłużona kara. Ostatnie metry. Skok i ostatnia linijka wiersza. Jak zapowiedź nadchodzącego starcia:

"Pole chwały"

- ZA REPUBLIKĘ!

******************************************************

Dobra. Trochę sporo tego patosu :P. W przyszłości może lepiej będzie trochę to ożywić. Póki co nie mogłem się powstrzymać. Za wiersz odpowiada pan Józef Czechowicz. Tytuł to "Front".

Dorzucam jeszcze ten przybliżony wygląd wojaka:

Dołączona grafika

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Biegniecie, kule świszczą wszędzie dookoła. Kolejny twój towarzysz pada pod ostrzałem. Ostatnie metry, wasza trójka kontra oni, zatwardziali wyznawcy Imperializmu, wierni swej monarchini do ostatniego oddechu. Jednak to nie chroniło przed strachem, czasem jednak dodaje on sił. Tak stało się teraz, jeden z nich wyskoczył z bunkra i pobiegł w waszą stronę, trzymając coś w zębach.

Kolejne metry mijają w ciągu ułamków sekund, jednak każdy z nich wydłuża się w godziny. Dostrzegasz co niesie solarny. Pas wypełniony Blaskiem Equestrii i przyczepione do niego granaty. Wiedziałeś co to jest, szkolili was. Jeśli on dotrze żywy do waszego oddziału, Recyklerzy nie będą musieli nawet dezintegrować waszych ciał. Po prostu znikniecie oblani świecącym kwasem. Sekundy mijały.

Jedna za drugą...

Nagle oślepiło was, nim maski wyciemniły i wyostrzyły obraz do waszych uszu dotarł huk jakby wybuchła tu co najmniej Księżycowa Bomba Taktyczna. Gdy efekty ustały zobaczyłeś co się stało, snajperzy trafili idealnie w granat na pasie co zainicjowało kombinację. Solarny zniknął z hukiem, a wy mieliście wolną drogę do bunkra.

Ostatnie kroki, skok. Powolny lot, wszystko widziałeś jakby kilkukrotnie wyostrzone. Twoje kopyt trafiło w locie w pysk przeciwnika. Chrzęst było słychać nawet przez filtry w hełmie. Żuchwa zwisała mu bezwładnie, krew lała się z rozerwanych żył. Jednak szybko się opanował i mimo ran podniósł swojego Solarisa i zaczął do was strzelać, wasze tarcze wytrzymają jeszcze tylko kilka sekund, a drugi bunkier miał możliwość celniejszych i bardziej morderczych ataków.

Ratowało was tylko jedno, artyleria zasypywała cały teren pociskami, tak że przez fontanny piasku niewiele było widać. Chwała Lunie że wasze hełmy miały czujniki podczerwieni. Dzięki temu wiedzieliście, z której strony do was strzelają. Nie potrafiłeś pojąć jednego jakim cudem artyleria nie udekorowała posoką załogi drugiego bunkra całej okolicy. Czyżby mieli tam jednorożca?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z różnych miejsc naraz pluje ogniem. Na mnie i mych towarzyszy spada prawdziwy grad kul, dziurawiąc wszędzie ściany bunkra. Mignęła mi wypalająca się już tarcza - tak rozładowana nie jest w stanie zatrzymać wszystkich pocisków... Stęknąłem boleśnie, gdy jakaś zabłąkana kula przeszyła mi udo. Na szczęście opinacze i nanomaszyny momentalnie się z tym uporały. Upewniłem się tylko, czy wszystko jest w porządku: na wyświetlanej w hełmie sylwetce postaci blada poświata otuliła trafione miejsce - jest dobrze. To znak, że rana nie powinna przeszkadzać w dalszej walce. Obejrzę ją po walce. Lepiej by się nie zbabrała. Artyleria ładuje wszędzie. Świat jest przeorany kraterami po wybuchach. Gdyby nie pancerz, to zapewne czułbym bogaty bukiet zapachów: od zwęglonych ciał po lekko zalatujące siarką pozostałości wypalonych plazmą osłon strzeleckich. Na szczęście szturmowcy muszą być oznaczeni. Ustalony tuż przed rozpoczęciem akcji sygnał kodowy ma uchronić przed ostrzałem własnej armii. Muszę działać szybko. Myśli jednak biegną powoli i leniwie. Czuję się trochę, jakbym brał udział w jakimś przedstawieniu wirtualnym: realistycznym i pełnym szczegółów. Nie mam czasu na jego podziwianie. Wyprowadzam serię szybkich ataków w kierunku wojaka z rozkwaszonym pyskiem. Uderzenie, zwód, chwyt, unik... ciosy wypłacałem diabelnie szybko. Używam "Żelaznego Kopyta": sztuki walki doprowadzonej do perfekcji przez Lunarne Konsorcjum Zasobów Kuców - co bardziej zawistni zwą ich łowcami niewolników. Styl ten jest brutalny i bezlitosny, wymarzony dla komandosów, którzy rozumieją, że czasem bardziej niż honorowe zachowanie liczy się wyłączenie przeciwnika z walki. Z wstydem przypominam sobie, że miałem obiekcje przed nauką tego stylu. Szczęśliwie dla mnie ojciec nalegał, a ostatecznie kazał mi go opanować. Powinienem mu za to podziękować raz jeszcze gdy wrócę. Zajęty walką nie miałem czasu wydać rozkazów. To tylko kilka sekund, lecz cholernie ważnych. Towarzysze, którzy dotarli tu ze mną to Gnaeus i Marcus. Nie byli to weterani, ale jednak nadal całkiem dobrzy żołnierze. Zresztą z porządnych rodów. Liczyłem, że zachowają się tak, jak radzi Podręcznik Walki: korzystając z marnej widoczności wroga poszukają osłony i ostrzelają bunkier z granatów. Konwencjonalne jak widać nie zdały rezultatu, artyleria nie może dobrze namierzyć, jest tam zapewne obecny jednorożec... Powinni użyć gazu paralityczno-drgawkowego! Na samą myśl o tej broni zjeżyły mi się włosy na karku... na Lunę... oby filtry były w pełni sprawne. - Użyjecie Gazu! - Tylko tyle zdążyłem rzucić. Miałem nadzieję, że w pobliżu nie znajdował się żaden schron cywilny o otwartym obiegu powietrza. Takiej śmierci nie życzyłem nikomu... może z wyjątkiem magów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie obchodzi cię honorowa walka, wszystko sprowadza się do tego kto przeżyje. Powrót do korzeni, pierwotnej nienawiści, żądzy zabijania. Uderzasz kopytem w kolano przeciwnika, z łatwością je łamiesz, trzask łamanych kości, dźwięk rozrywanej torebki stawowej. Przeciwnik jest już prawie twój, jednak jakaś zbłąkana kula uderza cię i rozprasza na kilka sekund.

Na wojnie właśnie te sekundy decydują o życiu i śmierci. Solarny uderzył na ciebie. Szybki cios stalowym hełmem w twoją maskę uszkodził kilka wyświetlaczy, oraz jeden z filtrów. Szybko się jednak pozbierałeś. Kilka ruchów i znalazłeś się z boku przeciwnika, uderzenie obu kopyt powaliło go na ziemię. Wtedy Gnesus spadł na jego czaszkę oboma kopytami. Lata wojen zbudowały na nim potężną muskulaturę, uderzenie było więc miażdżące. Głowa rozprysnęła się, kawałki czaszki wpadły do środka jeszcze bardziej potęgując efekt zmiażdżonego mózgu. Żuchwa opadła w dół odsłaniając zęby i napuchnięty język, nie trzyma się dobrze bo uderzenie zerwało część mięśni.

W tym czasie Marcus wystrzelił swój granat gazowy. Odbił się on od tarczy, jednak upadł tuż obok bunkra. Chwile poleżał i z obu końców zaczęła uwalniać się trucizna. gaz powoli się unosił, rozchodził dookoła. Macki buro-żółtej substancji dotarły w końcu do bariery. Na chwilę wstrzymałeś oddech, jednak mag nie zabezpieczył się przed gazem. Szybko zaczęło działać, kuce padły na ziemię, tocząc pianę z ust. Wszystkie żyły na ich szyjach i tułowiu pociemniały, po czym nabrzmiały niesamowicie. Śmierć przyszła po chwili jednak mogłeś podziwiać jak niesamowicie powiększone żyły zaczynają pękać, na wpół skrzepła krew wylała się na wszystko dookoła. Z ust i oczu płynęła ropa wymieszana z krwią. Kuce jeszcze chwilę drżały na ziemi i przestały się ruszać.

Z bunkra wybiegł jednak jednorożec. Nie testowaliście jak działa gaz na magicznych kucach. Nie wiecie czego się spodziewać. Magia była nieprzewidywalną siłą. Oczy jednorożca płonęły, bił od nich jakiś dziwny blask, były jednak puste, bez źrenic, bez tęczówki tylko świecąca powierzchnia. Jego róg wysyłał błyski na wszelkie strony a tam gdzie trafiły powstawały bruzdy jakby ktoś uderzył to miejsce wielkim ostrzem. Nieszczęsne kuce trafione owymi błyskami padały przecięte, z wypadającymi narządami wewnętrznymi, zwisającymi żyłami, umierały we własnym gównie. Nie była to chwalebna śmierć, jednak najczęściej tak wyglądały wojny. Chwała przychodziła po latach, gdy na wojnę patrzyły inne pokolenia.

Mag dobiegł do innego bunkra zajętego ostrzeliwaniem załogi prawego słupa energetycznego. Nagle zatrzymał się, wszystkie objawy u normalnych organizmów przebiegły w ciągu paru sekund i mag leżał martwy. Jednak jego magia się nie skończyła, oczy mimo lejącej się z nich krwi wciąż świeciły, a róg aż emanował energią. Solarni obejrzeli i rzucili się w dół bunkra. Ich szczęście, tyle mogłeś powiedzieć, mieli refleks. Sekundę później czaszka po prostu wybuchła i uwolniła skumulowaną moc. Wypaliła ona wszystko w promieniu pięciu metrów i wybiła lej głęboki na dwa. Ze swojej pozycji widziałeś, że ziemia jest zeszklona, gorąco stopiło piach, krew i łuski w jedną masę.

Cisza spowodowana twoim skupieniem na magu zniknęła, znów uderzyły cię wszelkie odgłosy wojny. Strzały, huk i krzyki rannych przerwał głos Traviniusa:

- Quintus, z oddziałem będziecie poruszali się od bunkra do bunkra czyszcząc każdy z nich. Gdy dotrzecie do tej pozycji - na masce wyświetliła ci się mapa - zaczekacie, dołączą do was inne wyforsowane grupy i uderzycie razem na bramę. Wykonać!

- To jakieś cztery bunkry, licząc z tym który jest czysty. praktycznie w linii prostej. Jeśli w czystym gnieździe mają jakieś swoje cacuszko będziemy mogli łatwo sprzątnąć kolejne, i tak aż nie dotrzemy do punktu docelowego. - Powiedział Gnaeus i obejrzał się na ciebie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Masz rację. Pójdziesz przodem, dla postrachu. Marcus będzie cię obstawiał. Ja sprawdzę jeszcze czy wszystko w porządku z hełmem... wolałbym nie mieć problemów z filtrami gazu - powiedziałem wskazując wymownie głową w kierunku ofiar naszego ataku. Zdecydowanie widok nie należał do najprzyjemniejszych.

Choć rozkaz od kapitana nie wydawał się szczególnie precyzyjny, to ja dobrze wiedziałem jakie są wytyczne taktyczne... Czas przesłać rozkazy zwiadowcom.

- Hej Titus. Z deka się skomplikowało. Słyszałeś zresztą co Travinius powiedział, więc nie będę się nad tym rozwodził. Okopcie się przy słupie razem z ciężkimi. To jest najważniejsze. My lecimy do punktu zbornego. Jak coś, to jesteśmy pod tą częstotliwością co zawsze. Bez odbioru. -

Mimo wszystko teraz powinno być łatwiej - przynajmniej taką miałem nadzieję. Oddziału nie stać już na większe straty, bo inaczej cała grupa szturmowa przestanie istnieć... a na uzupełnienia w środku bitwy raczej nie mamy co liczyć.

- Dobra chłopaki! - zwróciłem się znowu do mych towarzyszy. - Zrobicie jak powiedziałem, ale uważajcie na siebie. Nie wiem jak wasze tarcze, ale moja praktycznie już nie działa. Nie chciałbym was stracić. - Chyba serio polubiłem tych gości.

- ALE, ALE! - dodałem po chwili patrząc na ich miny. - Nie myślcie sobie, że to jakiś wybitny przejaw sympatii z mojej strony. Cieszę się i doceniam fakt, że pomyśleliście, iż mogłem was polubić. Co z pewnością nie jest łatwe patrząc na wasze krzywe mordy... I MOŻE NAWET awansowaliście w mych oczach z rangi bezmózgich źrebaków, do czegoś bardziej przypominającego regularnego żołnierza. ALE NIE UPOWAŻNIA WAS TO do wyciągania pochopnych wniosków. -

Spojrzałem po nich a na mojej twarzy zagościł prawdziwy uśmiech. Chyba pierwszy tego dnia.

- No! Bierzcie dupy w troki i za*********cie do następnego bunkra. Zaraz was dogonię. - To mówiąc odwróciłem się i zająłem hełmem.

******************************************************

Dołączona grafika

Chwała Lunie!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nanoboty naprawcze zatkały wszelkie uszkodzenia, może nie działała maska najlepiej teraz, ale gaz się nie dostanie do środka. Nie miałeś też dostępu do wspomaganego celowania, teraz musisz sam to robić. Uszkodzenia nie były tak straszne jesteś w stanie prowadzić walkę.

Twój oddział ruszył, Gnaeus biegł z przodu, delikatne rozbłyski pokazywały że jego tarcza działa ale na jego szczęście jej wytrzymałość nie jest wystawiana na próbę. Marcus przedzierał się zaraz obok ostrzeliwując się sporadycznie. Dotarli obaj do bunkra. Zobaczyłeś że przybijają sobie kopyto i podnoszą coś z jednej strony bunkra. Gdy Marcus odsłonił kawałek zobaczyłeś prawdziwe cudeńko. Solarni nazywają to Promykiem. Karabin maszynowy z szybkostrzelnością sięgającą stu pocisków na minutę. Ich smugi tworzyły właśnie ów promyk, ta broń potrafi oddział dzielnych żołnierzy przerobić na mielone mięso w ciągu paru minut.

Marcus podłączył wszystko i działko było gotowe. Kolejny bunkier został zasypany ogniem, takiego nawału nie mogły wytrzymać nawet magiczne tarcze. Jedyną wadą było to że broń zjadała skrzynkę amunicji w ciągu pięciu minut. Ta nie starczyła nawet na trzy. W czasie gdy Marcus strzelał z miną źrebaka który dostał wymarzoną zabawkę pod choinkę, Gnaeus wszedł głębiej, prawdopodobnie do jakiegoś pomieszczenia pod gniazdem, bunkra, by wyciągnąć więcej amunicji. Jednak po chwili wybiegł stamtąd i zwymiotował zaraz za progiem.

To co zobaczył na pewno nie było przyjemne, ale co to mogło być, Solarni raczej nie mieli takiego syfu by żołnierz tego nie wytrzymał. Marcus spojrzał na towarzysza i samemu wszedł do środka. Po minucie wywlekł czerwono-czarną skrzynkę z wnętrza, ale zataczał się i ledwo powstrzymywał by nie zwymiotować. Podłączył pas amunicji i znów zaczął strzelać, ale z jego dawnej radości nic nie zostało, było to metodyczne przebijanie się przez osłony materialne i magiczne.

Co tam było, że dwójka weteranów tak odebrała ten widok.

Nie widziałeś co się dzieje z kolejnym okopem ale miałeś prawo przypuszczać że wygląda jak jedna posiekana pociskami masa. Nagle przed oczami przemknęło ci kilka niebieskich kul, najwyraźniej gdzieś trzeba było koncentrować ogień ciężkich broni. Zobaczyłeś że pociski uderzyły w mur okalający obóz i wybiły w nim olbrzymie dziury, strzelało coraz mniej obrońców, czułeś że zbliżacie się do końca pierwszej bitwy, a właściwie początku końca, pozostał jeszcze duży obóz w którym mogą być dziesiątki obrońców. Jednak przedpola powoli zaczynały być wasze.

Inżynierom w końcu udało się ustawić słupy i zamigotała osłona, pozwoliło to waszym siłom wypakowywać sprzęt dotąd osłonięty zasłonami i stalą desantowców. Wszystko szło jak na razie po waszej myśli, jednak czy było tak dobrze okaże się dopiero gdy policzycie martwych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poszedłem powoli w kierunku bunkra. Nie śpieszyło mi się. Sytuacja wyglądała na opanowaną, a trochę odpoczynku w tym wirującym ogniem świecie się przyda. Zastanawiałem się co teraz robią bracia i siostry. Czy walczą? Czy czekają dopiero na swój przydział? Z powodów bezpieczeństwa od pewnego czasu przed inwazją byłem odcięty od wszelkich informacji. Siedzieliśmy na poligonach i metodycznie ćwiczyliśmy. Ciekawe jak jest teraz w domu... te kilkaset tysięcy kilometrów nad moją głową.

Kiedy tak się zastanowić nad tymi liczbami a nie przyjmować ich jedynie jako wartość, to... uczucie powala... do domu jest kawał drogi.

Po chwili stałem już przed bunkrem. Miałem okazję się mu bliżej przyjrzeć. Nie wyglądał zbyt solidnie, niemniej był... wyjątkowy. Solarni nie słynęli z wybitnych inżynierów, ale z pewnością umieli budować z sercem. Nawet pieprzony bunkier musiał mieć smukłe, lśniące wsporniki niczym jakieś kolumny starożytnych świątyń.

- Już jestem - rzuciłem w kierunku lunarnych - Wszytko idzie po naszej myśli, więc możecie sobie zapalić fajki i trochę się odprężyć. Za pięć minut wychodzimy i udajemy się na miejsce zbiórki.

Mówiąc to rzuciłem im paczkę papierosów i udałem się poszukać tego, co mogło wyprowadzić ich z równowagi. Nie spodziewałem się ujrzeć niczego wesołego, ale nie wiem czy to poczucie obowiązku, czy raczej ciekawość. Musiałem jednak to COŚ zobaczyć.

- Ech, ...k***a... - mruknąłem do siebie - a już myślałem, że to będzie dobry dzień... P********e poniedziałki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stanowczo to nie był przyjemny widok. Najwyraźniej piep****i Solarni wybrali sobie ten akurat dzień na wizytę rodziny. Jedna z szaf płonęła oświetlając całość. Tuż pod nią leżał źrebak, jednak gaz nie dodał mu uroku. Pęknięty brzuch, czarna, zakrzepła krew powoli wylewała się na zewnątrz. Wnętrzności leżały dookoła niego, jelito zaplątało mu się na szyi, pewnie gdy się przewrócił podczas próby ucieczki od gazu. Żyły na szyi popękały, ubierając go w parodię kołnierza z krwi, skóry i strzępów mięsa. Oczy uciekły mu ku górze, na jednym z nich już siedziała wielka mucha.

Jednak to nie było najgorsze. Nieco dalej, wśród zniszczonych, poprzewracanych mebli leżało kilka innych kuców. Wszystko cywile, nie mogłeś powiedzieć ile ich tam jest. Część z nich wyglądała podobnie do źrebaka. Inne gaz potraktował bardziej destrukcyjnie. Jeden leżał z wielką jamą w szyi, tak jakby głowa nie wytrzymała i mu pękła, wszędzie leżały koło siebie flaki, resztki jedzenia i kawałki kucyków. Wymieszane w jeden wielki gulasz. Śmierdziało od tego niemiłosiernie. Zapach potęgował zaduch, gorąco i sam widok. Ciała też były posiekane. Jeden miał odciętą głowę, leżała ona obok, mała główka brązowego malucha, patrzyła z niezrozumieniem w dal. Inne ciało było przecięte poziomo, góra zsunęła się a na sztywnych nogach stałą jakby misa wypełniona zupą z narządów, krwi, tłuszczu, żył i kału.

Ściany też były poznaczone śladami po cięciach maga. Część wnęk była wypełniona krwią, jednak jedna wyglądała inaczej. Jakby kuc stanął inaczej i siłą uderzeniowa poniosła go na ścianę. A tam został do niej dosłownie przybity. Gaz zrobił swoje, a że inne miejsca na ciele nie miały przestrzeni, pękł mu odbyt wszystko zwisało z niego ku dołowi, a pod nim część jego wnętrzności utworzyły mały stosik.

Wiedziałeś że oni i tak by zginęli, ale śmiercią szybszą, czystszą i łatwiejszą, strzał w tył głowy, dezintegracja ciał i wszystko. Nie musieli tu cierpieć. Niedobrze że tak się stało, to mogą wykorzystać Solarni o ile jakiś da radę tu dotrzeć i sfotografować to miejsce. Należy się wszystkiego pozbyć. Może coś tu jeszcze zostało w całości.

-Quintus weź jeszcze skrzynkę amunicji, Marcus to wystrzela i będzie można iść! - Z góry usłyszałeś głos Gnaeusa, przywołał on cię do działania, chwilę bowiem zastygłeś widząc wnętrze bunkra.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Już idę! - odkrzyknąłem - Niech Marcus nie spina dupy! Może tę skrzynię da się lepiej wykorzystać!

Jeszcze raz rozejrzałem się po pomieszczeniu... niezły syf się tu zrobił.

Podszedłem do tej brei i grzebnąłem kopytem w czymś co kiedyś chyba było kucem. Ścięgna, krew, mięśnie... wszystko porozrywane i wymieszane. Przypomina mi to trochę sos do spaghetti autorstwa babuni - no może trochę bardziej makabryczną jego wersję. Niemniej zaskakujące podobieństwo wzbudziło we mnie podejrzenia... chyba nawet widzę słynne klopsiki mięsne. Po powrocie będę musiał poważnie pogadać z babką o jej "tajnym" przepisie i znikającej służbie. Jeśli to o czym myślę okaże się prawdą, to chyba własnokopytnie ją uduszę.

- Maaaaaaaaaaaaaaarcuuus! - znowu musiałem drzeć ryja. Cholera. Każę sobie zapłacić dodatkową kasę za uszczerbek na zdrowiu. - Delikatna zmiana planów!

Wytarłem kopyto w jakąś szmatę i udałem się do chłopaków na górze.

- Musimy tu posprzątać zanim propaganda wroga zdąży wykorzystać tę sytuację przeciw nam. Pamiętajcie, że oficjalnie jesteśmy wyzwolicielami. - spojrzałem po nich oczekując choć odrobiny zrozumienia. Niestety tępy wyraz ich twarzy sugerował coś zupełnie innego.

- Ech... - westchnąłem i zabrałem się za dłuższe wyjaśnienie - Jest tak: na dole burdel, wokół burdel, w telewizji solarnej będzie burdel jeśli to znajdą... nie minie godzina a burdel zrobi się w naszym dowództwie i niechybnie dosięgnie też nas. Musimy sobie obić zadki blachą. Najlepiej poprzez wysadzenie bunkra w powietrze. Pomóżcie mi poszukać wszystkiego co może wybuchnąć... jeśli będzie tego za mało to dorzucimy co nam jeszcze zostało z ładunków wybuchowych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Zostaw to kurwa, i tak nikt tu nie przetrwa, przyjdą nasi i posprzątają. Jak ty to chcesz teraz zniszczyć, tu nie ma nawet tyle materiału żeby zwykły kibel wysadzić. Zostaw to, bierz skrzynkę i lecimy na górę, za parę minut mamy być w miejscu zbiórki. Pamiętaj, że to ty do kurwy nędzy, masz nas poprowadzić.

Gnaeus miał w tym sporo racji. Teraz pozostało ci podjąć decyzję, on jest twoim podkomendnym, jest Lunarnym, wie co to dyscyplina. Jednak ty też masz rozkazy, lepiej nie myśleć co by było gdybyś nie zdążył, a zebranie całości amunicji z tych porozwalanych półek zajmie trochę czasu, nawet jeśli będziecie to robić we dwóch.

Poza tym mimo że nie powinieneś poczułeś bół w miejscu gdzie zranił cię Solarny. Czy to możliwe, że skurwysyn miał inteligentną amunicję. Słyszałeś o tym, miał być to najnowszy wynalazek tutejszych magów. Nabój tak napełniony magią że w ciele ożywał i zaczynał wędrować do serca. Jeśli to to musisz się spieszyć. Masz parę godzin zanim pocisk dotrze do serca. Jedyną nadzieją jest spotkanie kogoś z pułku medycznego. Wyjęcie kuli nawet siedzącej głęboko to dla nich parę minut roboty.

Teraz jednak zapach przypomniał ci o obecności siekanego mięsa w bunkrze. Musisz zdecydować co dalej. A czasu do spotkania coraz mniej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Gnaeus do cholery! - ryknąłem - zważaj na słowa. Mówisz do swego oficera! Za taką niesubordynację powinienem kazać odliczyć ci dziesięć batów. Wyjątkowo tego nie zrobię, bo masz trochę racji...

- Uwaga - zwróciłem się teraz do artylerii za pośrednictwem komunikatora w hełmie - weźcie namiary na miejsce w którym się teraz znajdujemy. Przyda się tutaj jakoś... za piętnaście minut odpalić ze trzy pociski burzące i wypalić to miejsce do zera.

No i chyba wszystko załatwione. Wszystko z wyjątkiem *wędrującego pocisku*. Aż wstyd mi się zrobiło na myśl o Solarnych i ich technologii. Co za żałosne istoty! Pocisk zabijający po kilku godzinach? Gdyby nie fakt, że w tym czasie zapewne spotkam jakiegoś medyka, to amputowałbym sobie nogę w warunkach polowych, a potem w bazie przydzieliliby mi implant lub może nawet ją zregenerowali! Bycie oficerem wiąże się z fajnymi przywilejami.

Popatrzyłem na mych towarzyszy i kiwnąłem im głową. Teraz możemy zrobić jak mówił Gnaeus.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

-Przyjęliśmy, macie trzy minuty by się stamtąd zabrać.

Znów poczułeś ból, jednak tym razem było inaczej, tak jakby w kilku punktach. Chyba nie słyszeliście o wszystkich funkcjach tego pocisku. Najwyraźniej miałeś mniej czasu niż przypuszczałeś. Poczułeś pociski w barku, obu przednich nogach i gdzieś w brzuch. Najwyraźniej się rozszczepił i teraz każdy kawałek powoli cię masakruje rozrywając mięśnie, ścięgna i narządy wewnętrzne. Póki co nanoboty się jeszcze wyrabiają z naprawianiem ciebie od środka.

Poczułeś ukłucie w lewym boku, to twój kombinezon wstrzyknął ci porządną dawkę narkotyku, teraz nie czujesz bólu, ale wciąż myślisz jasno. Jednak nie możesz ocenić jak daleko zaszły szkody w twoim ciele. Wytaszczyliście skrzynkę. Szybko podłączyliście. Marcus wystrzelał wszystko w ciągu minuty. Bunkry do których walił wyglądały jak sitko.

-Hahahahah Gińcie skurwysyny! - No cóż ciężko mu było odmówić sobie odrobiny radości z siekania wroga ich własną bronią.

Pobiegliście dalej, do ostrzału mieliście jeszcze trochę czasu więc zdążyliście dobiec do drugiego bunkra.

Już mieliście wskakiwać gdy zobaczyliście jego. Solarny całkiem podziurawiony, przy życiu utrzymywała go tylko siła woli, w zębach trzymał Blask. Z takiej odległości nie potrzebuje tego wysadzać wystarczy, że otworzy pojemnik a podciśnienie wyrzuci płyn na wszystko w promieniu dwóch nawet trzech metrów. Wiesz, że nie macie czasu i możliwości się cofać, zaraz tamten bunkier zostanie ostrzelany z artylerii, a znając jej celność razem z nim wszystko w promieniu 15 metrów.

Zanim zdołałeś cokolwiek zrobić Gnaeus rzucił się na niego, zobaczyłeś jak Solarny zaczyna otwierać fiolkę celując wylotem w was. Czas jakby na chwilę stanął.

--------------------------------------------------

Ok masz trzy akcje, jedna akcja to 10 sekund. Możesz w tym czasie wykonać trzy krótkie czynności typu skok, strzał, dłuższa czynność to dwie akcje jak odskok od bunkra, ty możesz orientacyjnie się w tym poruszać, ja będę oceniał co zdążysz zrobić co nie, więc kombinuj.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- UNIIIIIIIK! - Wrzeszczę na całe gardło i rzucam się w bok. Miałem zamiar jednocześnie zrobić zwód i po przeturlaniu się przyjąć dogodną pozycję do strzału. Jeśli pierdolec w bunkrze żyłby nadal, to zrobię mu pełen magazynek dziur kalibru 44 w dupie.

Jeśli tylko Marcus pomyśli i skoczy w przeciwną stronę, to w najgorszym wypadku tylko jeden z nas zginie, bo Solarny będzie musiał wybrać w kogo celuje.

Taką przynajmniej miałem nadzieję...

-------------------------------------------------------

Sorry, że z opóźnieniem walę :D. Gry są super, ale miałem niezły zapieprz teraz. W środę mam ostatni egzamin ( mam nadzieję ) i potem zostanie mi już tylko jebutny megaprojekt do zrobienia. Ale na niego mam czas do końca lutego, więc na spokojnie, codziennie po troszku sobie go zrobię i będzie gitara.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Nie wiesz jak on to zrobił ale udało mu się. Jebany Gnaeus wyszedł z tego. Gdy ty się turlałeś, Marcus odskoczył w drugą stronę, ale on rzucił się ratować was. Jego kopyto wystrzeliło i wybiło Solarnemu fiolkę. Nie obeszło się bez strat, Solarny topił się na waszych oczach zmieniając się w błyszczącą kałużę, Jednak nie tylko on. Gnaeus Stracił przednią nogę i pół twarzy. Wystarczyło kilka kropel kwasu, nie będzie już nigdy taki sam, czegoś takiego się nie zapomina. Jego twarz wyglądała jakby ktoś odciął mu policzek i część szczęki rozżarzonym do białości ostrzem. Nogi nie było wcale.

Kuśtykał otępiały przed siebie nie zwracając uwagi na nic co się dzieje. To musiał być szok. Gdy spojrzałeś na fiolkę uświadomiłeś sobie, że uratował on wam trzem życie. Fiolka miała specjalny system rozpryskujący, Blask pokryłby wszystko i wszystkich w promieniu trzech metrów. Nic by was nie uratowało.

Czasu jednak było coraz mniej, zaraz musieliście być przy swoich ludziach, otrzymacie kolejne rozkazy, nie zapominaj że toczy się wojna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

- Gnaeus! Gnaeus! - zaryczałem. - Na Wszechstwórcę! Uratowałeś nam wszystkim dupsko... Należy ci się medal... Urlop... Cokolwiek...

Podbiegam do niego i odpalam w jego pancerzu sekwencję uśpienia. W takiej formie będzie miał większe szanse na przetrwanie. Niech spokojnie odpoczywa, podczas gdy nanomaszyny będą zawzięcie walczyły o utrzymanie go przy życiu. Ładuję dziada na na grzbiet, pomagając sobie przy tym serwomechanizmami w karabinach by ulokować go tak, aby nie spadł podczas cwału. Czułem, jak jego mięśnie powoli wiotczeją, a pancerz - czy też jego resztki - spokojnie się temu poddaje i przestaje stawiać jakikolwiek opór.

- Trzymaj się żołnierzu. Zrobiłeś swoje. Dowleczemy cię do punktu zbiórki choćby nie wiem co... Tam zajmą się tobą lekarze.

- W drogę - rzekłem do drugiego szturmowca i poszedłem w cwał.

-----------------------------------------------

Jeśli przegiąłem z sekwencją uśpienia to powiedz D:. Zmienię to

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twój kombinezon podłączył się do systemów Gnaeusa, widziałeś teraz na wyświetlaczu jego stan. A pogarszał się bardzo szybko. Mieliście naprawdę niewiele czasu. Marcus biegł po twojej lewej, osłaniał cię ostrzałem z Lunara.

Nagle wokół was zaroiło się od pocisków, Luna wam sprzyjała że nie leżeliście zmasakrowani po pierwszej salwie, ale szczęście mogło szybko się odwrócić. Gdzieś z przodu i mocno po lewej ujrzałeś błysk trzech luf. Marcus najwyraźniej tego nie zauważył bo wciąż strzelał do innego bunkra. Gnaeus jęczał na twych plecach. A z tej odległości rozróżniałeś już wyćwiczone ruchy zawodowców, ładujące broń.

Do kolejnej salwy zostało maksymalnie 20 sekund, do miejsca zbiórki dobiegniecie w minutę. Gnaeus ma dwie, jeśli w tym czasie nikt mu nie pomoże, nie dożyje końca starcia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mogę się już zatrzymać. Nie mam wyboru... trzeba biec. Sam też przecież potrzebuję pomocy z wyciągnięciem inteligentnych pocisków. Spinam więc wszystkie mięśnie do ostatecznego wysiłku. Staram się wycisnąć ile tylko się da zarówno z mego organizmu, jak i całej techniki, którą w sobie mam. Może to złudzenie, a może rzeczywistość, ale wręcz czuję jak krew płynie mi przez organizm. A każde ścięgno z osobna przykłada się do postawionego przed nim zadania. Przez komunikator daję znać Marcusowi o nowym zagrożeniu i zaraz po tym nadaję artylerii nowy cel. Powinienem podać trzy koordynaty, ale mam czas tylko na podanie jednego. Liczę jednak, że wywołana ostrzałem nawałnica stali, piasku i ognia skutecznie skryje nas przed oczyma wroga.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...