Skocz do zawartości

"Gdy różowy i żółty się spotykają"


Aaaa

Recommended Posts

*Wciąż jeszcze młoda klacz przemierzała kolejne metry... kilometry... zastępy niezliczonych kroków były jej towarzyszami. Mijała kolejne drzewa i kolejne krzaki. Rodziny zwierzą wszelkich zamieszkiwały te miejsca, a Fluttershy cieszyła się z ich obecności. W końcu jej specjalny talent był powiązany ze zwierzętami, więc ich obecność dodawała jej otuchy. Zmierzała w kierunku miejsca, gdzie kilka tygodni wcześniej pojawiła się tęcza. Długo się zbierała, ale w końcu udało jej się przekonać do tej wycieczki... szkoda tylko, że droga taka długa.*

*Krajobraz był wspaniały. Po lewej góry, których szczyty sięgały chmur, jakby starając się je zatrzymać dla siebie. Ośnieżone ich szczyty pobłyskiwały w promieniach słońca, które Celestia wzniosła wysoko, by młoda klacz mogła widzieć drogę. Po prawej natomiast biegł strumyczek. Woda uderzająca o wystające kamienie, pogrywała dla zwierząt i dla niej. Była teraz w miejscu tak pięknym, tak wspaniałym... takim... jej.*

*Sama podróż nie była ciężka. Szła powoli, robiąc co chwilę przerwy, by posilić się i przyjrzeć strumieniowi. Przepływające ryby wydawały się jakby machać do niej płetwami. A ten szum... taki spokojny, taki radosny. Aż serce napełniała ochota, by zatrzymać się tu na zawsze. By nazwać to miejsce domem. Niestety... wykonalnym to nie było. Nie w pojedynkę, nie, tak daleko od miasta... a szkoda.*

*Fluttershy podniosła znów swoją głowę. Mimo, że teraz odpoczywała sobie na trawie, jej spory wzrost, pozwalał jej patrzeć z tej samej perspektywy, co stojąca klacz... widziała więc sporo. A to, co ujrzała, ponownie dodało jej pewności... chociaż...*

*Tuż przed nią wił się dym. Nie był to jednak dym typowy dla pożaru, a raczej dym z komina. Gęsta chmura unosiła się do góry, przesłaniając lekko płynące po niebie chmury. Był to jej drogowskaz. Wsparła się wszystkimi nogami i stanęła na nogi. Na jej pyszczku pojawił się delikatny uśmiech, chociaż nie był on ze szczęścia. Był to raczej uśmiech niepewności. Nie wiedziała w końcu, czego ma się tam spodziewać.*

*I ruszyła przed siebie. Stawiała kolejne kroki, a każde minięte drzewo, zbliżało ją do miejsca, skąd leciał bym. Góry powoli znikały za horyzontem. Strumyk powoli odbiegał w inną stronę. Świat zmieniał się diametralnie... Nie jest dobrze. Każdy krok był coraz mniej pewny, kolejne myśli mówiące "Nie idź! Zawróć!" Kolejne wątpliwości. I ten strach... ta niepewność... Nie jest dobrze.*

-Um... może jednak zawrócę... - *Powiedziała do siebie Flutteshy* -Bo to chyba nie jest miejsce dla mnie...

*Jej oczom ukazywało się małe miasteczko. Kolejne kuce przechodziły od stoiska do stoiska, kupując towary, krzycząc na siebie i płacąc za zakupy. Nikt nie zwracał uwagi na klacz, która chwilę wcześniej pojawiła się za wzgórzu i patrzyła na zbiegowisko. Ale czy mieli na co patrzeć? Kolejna klacz... nic nowego... czy ważne było, że się pojawiła? Chyba nie... Tak to przynajmniej wyglądało.*

*"Skoro już tu jestem... to zobaczę co się tam dzieje... gdzieś z boku" - pomyślała sobie i zrobiła niepewny krok do przodu. Po kilku kolejnych, dostała się do miasta, by patrzeć z boku na wszystkie kuce. Nie udało się jej jednak pozostać niezauważoną... po chwili bowiem zauważyła ją jakiś kuc.*

-Hej dziecko... czegoś tu szukasz?

*Jej pytanie brzmiał bardziej jak atak, niż troska. Ale może tylko wydawał?*

-Ja... um... - *Zaczęła niepewnie i czuła, jak coraz bardziej rumienią się jej policzki.* -Już stąd idę...

*I nim usłyszała odpowiedź, pognała przed siebie, by uciec jak najdalej. To było jej pierwsze spotkanie z kimś z tego miejsca... i takie nieudane! Mijała kolejne budynki. Każdy następny zbliżał ją coraz bardziej do miejsca, gdzie miała poznać kogoś... kogoś nietypowego. Kogoś, kto miał coś zrobić... ale o tym za chwilę...

Link do komentarza

[justify]*Minęło trochę księżyców i wiosen od ostatniej tęczy na Farmie Kamieni. Pewna różowa jej mieszkanka postanowiła w końcu opuścić swe rodzinne gniazdko i udać w podróż, aby rozsiewać swój dar wszędzie, gdzie to było potrzebne, wszędzie, gdzie panował smutek i nieradość, wszędzie, gdzie... właściwie to po prostu wszędzie, gdziekolwiek by się nie udała, bo śmiechu nigdy za wiele, czyż nie?*

*I tak finalnie ruszyła w świat, za stałego towarzysza mając tylko wędrowny tobołek z domowym ciastem i paroma cennymi skałami, które mogły posłużyć za pieniądze. Mimo iż towarzysz był małomówny szybko się z nim zaprzyjaźniła, ogólnie to nie miała problemów ze zjednywaniem sobie kucyków, ewentualnie różnorakich pomniejszych nieożywionych przedmiotów, choć zdarzało się jej też swą nadpobudliwością kogoś rozgniewać, raz aż do takiego stopnia, iż musiała ewakuować się z farmy, która za nocleg miała jej posłużyć.*

*Błąkając się od domostwa do domostwa, od farmy do farmy, od hacjendy do hacjendy w końcu dotarła do większego miasteczka, w końcu dotarła do osady, która mogła się stać jej nowym domem, osady pełnej kucykowej społeczności. Pinkie nie tracąc czasu zagadywała do losowych przechodniów, spotykając się z bardziej lub mniej przyjaznymi reakcjami, a gdy w końcu zmęczyła się wrażeniami (i długą podróżą), postanowiła odwiedzić jeden z tutejszych lokali, aby się posilić i odrobiny spokoju zaznać. Nie trzeba zbędnie się wysilać, aby domyślić się, iż uwagę naszej słodkiej klaczy przykuła cukiernia znajdująca się na rogu w centrum miasteczka...*

*Naprawdę nietrudno udało jej się przekonać właścicieli do tego, ażeby oprócz ciepłego i, co najważniejsze, słodkiego posiłku zaproponowali jej nocleg na górnym pietrze przybytku. Zaraz z samego rana różowa klacz zaproponowała im coś jeszcze, co by powiedzieli na to, żeby została u nich na dłużej, w charakterze pomocnika cukierni. Z początku byli sceptyczni co do tego pomysłu, jednak postanowili dać jej szansę...*

-- Masz adres, masz babeczki. Teraz wystarczy, że je właśnie tam dostarczysz-- powiedział pan Cake. -- Powiedzmy, że to taki twój test, czy nadajesz się do pracy tutaj...

-- Spoko loko foko, możesz na mnie liczyć! -- odpowiedziała szybko i pewnie Pinkie.

*Zadowolona z siebie klacz szybko pognała pod wskazany adres z apetycznym ładunkiem. Nie widziała dokładnie, gdzie wskazane miejsce się znajduje, toteż błądziła trochę po miasteczku, co jakiś czas pytając o drogę mieszkańców. Mimo że nieraz zataczała nieregularne kręgi, mijając te same uliczki i zaułki, nie traciła determinacji i wręcz galopem biegła po bruku, będąc coraz bliżej celu... no, a przynajmniej taką miała nadzieję.*

*Biegnąc tak, zdarzało się, że musiała wymijać różne przeszkody, raz były to elewacje budynków, innym razem rozłożone stragany, lecz przeważnie były to kucyki. Pinkie bardzo skutecznie unikała kolizji ze wszystkim, co stanęło jej na drodze, skutecznie aż do momentu...*

[/justify]

Link do komentarza
  • 1 month later...

*Bieg trwał i trwał, aż do tego niefortunnego momentu. Jeden moment nieuwagi i Fluttershy wylądowała na ziemi, co skutkowało potłuczeniem zadu i ogólnym szokiem. Jej myśli były bardzo chaotyczne, nie wiedziała co się dzieje, ani dlaczego w zasadzie siedzi i tak ją coś boli... Aż otworzyła oczy.*

*Ukazała się jej młoda różowa klacz. Jej fryzura była taka niejednolita. Jej sposób bycia taki... wesoły. A jej wygląd wskazywał na kogoś, kto... kto nie jest możliwy do opisania słowami. Można powiedzieć, że Fluttershy poczuła od niej coś dziwnego, jakby energię, która ją przeszyła... Do czasu, aż zorientowała się, że własnie obie się zderzyły i to z jej winy!. Skuliła się więc i zasłoniła pyszczek kopytami. Nie chciała na nią patrzeć. Ogólne zażenowanie i strach sparaliżowały ją całkowicie. "Och... co ja zrobiłam! A jeśli jej się coś stało?! A jeśli się na mnie wydrze?! Co zrobię?!" I skuliła jeszcze bardziej. Chciała dosłownie zniknąć teraz i zapomnieć o tym... chciała być jak najdalej od tego miejsca... ale niestety była tu i nic tego zmienić nie mogło.*

*Otworzyła drżący pyszczek i trzęsącym się, chociaż słodkim, głosem powiedziała:*

-P-p-p-p-rzep-p-praszam...

*I wyjrzała zza kopytka, by ocenić, jak bardzo zła była różowa klacz. Jednak jak tylko przyuważyła jej oczy, od razu schowała się znów za kopytami. Nie zdążyła spojrzeć, ale już wiedziała... wiedziała, że musi być zła. W końcu właśnie się zderzyły, a ją było stać tylko na takie mierne przeprosiny! Co teraz ma zrobić? Może spróbuje uciec? Może spróbuje polecieć? Ale... ale latać dobrze nie umie... w sumie prawie wcale... Poza tym jej skrzydła też odmówiły posłuszeństwa! Czy może... może powinna biec? Znów uciekać ile sił ma... ale jak? Cała drżała i nie była pewna, czy jest w stanie chociaż stanąć! A co dopiero biec? Och... gdyby tylko Rainbow tu była... tu przy niej. Może coś by wymyśliła... Może by jej pomogła? Stanęłaby w jej obronie... Ale jej tu nie ma. Została tylko ona i... ktoś, z kim się zderzyła... Pozostaje jej tylko czekać i starać się nie płakać... byle tylko nie płynęły łzy... byle tylko...*

Link do komentarza
  • 1 month later...

*Przepyszny podwójnie lukrowany ładunek z nadzieniem dżemowo-owsianym wylądował na ziemi, chwilę później różowa klacz również się tam znalazła, a twardy grunt jasno dał jej do zrozumienie, że w istocie jest twardy. Gdy tylko się otrząsnęła z szoku i dotarło do niej, co właśnie zaszło, wstała mimo zawrotów głowy i podeszła, czy raczej próbowała to uczynić, do przeszkody, z którą właśnie się zderzyła.*

*Pegaz w kolorze waniliowego budyniu kulił się i trząsł, jakby w przerażeniu u kopyt różowej klaczy, można było odnieść wrażenie, że nerwowo zerkał zza swoich kopytek, chociaż nie można było być tego na sto procent pewnym - bardziej dyskretnie zerkać się nie dało. Cokolwiek ujrzał, przeraziło go nie na żarty! Aż Pinkie to nawet odrobinę zaniepokoiło, nie pozostało jej nic innego, jak działać więc.*

-- Umm... nic ci nie jest? -- zaczęła niepewnie, kto mógł wiedzieć, co tak przeraziło żółtego pegaza? -- Bo nie wyglądasz najlepiej... -- rzekła, po czym sobie przypomniała ostatnie wydarzenia i fakt, że rzeczony pegaz jest tą nieszczęsną przeszkodą, na której zakończyła swój bieg. -- Och, i wybacz, że cię potrąciłam! -- Różowa klacz nieco się speszyła.

*Pegaz wyglądał spokojniej ani odrobinę.*

-- Heh -- westchnęła Pinkie, zdaje się, że przez myśl jej przeszło, że to ona mogła wywołać taki stan u pegaza, nie czuła się z tym za dobrze, próbowała dalej zaciągnąć do rozmowy swoją nowo poznaną przyjaciółkę. -- Cześć! Ja jestem Pinkie Pie i...

*Tu, w tym momencie różowowłosa przypomniała sobie o czymś, o czym na śmierć zapomniała.*

-- Och, nie! Moje babeczki! -- krzyknęła i tym razem przypomniała sobie o pegazie. -- Znaczy, eee... to nie twoja wina -- próbowała go uspokoić.

*Naprawdę sytuacja była wyjątkowo niezręczna, Pinkie z jednej strony chciała ją jakoś zażegnać, ale z drugiej, cokolwiek robiła zdawało się budzić niepokój żółtej klaczy, a tego za wszelką cenę chciała uniknąć, miała ogromną nadzieję, że ta się odezwie, otrząśnie i wybaczy różowej jej nagłe i brutalne wtargnięcie w przestrzeń osobistą, ale jak do tej pory jej wysiłki spełzały na niczym...*

Link do komentarza
Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...