Skocz do zawartości

[Pojedynek] Lemuur vs. Emronn


Gość

Kto okazał się lepszym magiem w tym pojedynku?  

1 użytkownik zagłosował

  1. 1. Kto okazał się lepszym magiem w tym pojedynku?

    • Lemuur
      10
    • Emronn
      11


Recommended Posts

♫ I am now, an instrument of violence

I am a vessel of invincibility

I cannot leave this undecided

Stepping down to battle another day

Remember me for all time this

Determination is a vital part of me

Surrender now or be counted

With the endless masses that I will defeat ♫

przemoc2.png

Tak więc, rozpoczynam kolejny (i spóźniony) pojedynek w sekcji Casual, gdzie tym razem zmierzą się:

- Lemuur, niegdyś zajmujący stanowisko moderatora na tym skromnym, jakże przyzwoitym forum, obecnie szczególnie aktywny w dziale Pinkameny.

- Emronn, będący od niedawna członkiem Inkwizycji, dobrze wykonującym swoją pracę.

Jak powszechnie wiadomo, obaj muszą przestrzegać regulaminu Sali Magicznych Pojedynków, prezentować bogaty styl wypowiedzi. Liczę, że ten pojedynek będzie udany a uczestnicy będą stosować się do zasad obowiązujących w dziale. Który z nich okaże się lepszy? Cóż, to się okaże, bowiem każdemu z Was przysługuje po dwanaście postów, co za tym idzie - szansę, by wykazać się pomysłowością, zaangażowaniem, przy wymyślaniu zaklęć, które mają swoją jakością przekonać użytkowników do oddania głosu na właśnie któregoś z Was. Liczę na Was, niech ten pojedynek zadowoli opiekunów tego działu, którzy dokładają wszelkich starań, aby dział się rozwijał, a użytkownicy dobrze się bawili.

Po raz kolejny, na tej arenie, zmierzą się dwaj magowie, a o tym, który z nich zostanie okrzyknięty zwycięzcą tej walki, zadecydują użytkownicy, za, powiedzmy.. dwadzieścia cztery posty, bo wtedy pojedynek zakończy się, i powstanie ankieta!

Tak więc, Moi Drodzy, bez mojego dalszego gadania, przejdźmy do konkretów - Życzę uczestnikom powodzenia, niech wygra lepszy, doskonalszy mag!

Pojedynek uważam za rozpoczęty!

Ej, ja nie miałem w pojedynku takich fajnych wprowadzeń i obrazków :nooooo: ~ Arjen

Bo jak odbywał się Twój pojedynek ze Ślimakiem, Magiczne pojedynki jeszcze nie były rozwiniętym działem, jak teraz, tylko jedną zabawą. :twilight9:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na arenie panuje grobowa cisza. Uczestnicy pojedynku wciąż nie wyszli z swych sal. Nagle... na środku areny część piachu zmieniła się w wielką, czarną kałużę, która zaczęła bulgotać. Ku zaskoczeniu widowni, ciecz nagle zaczęła pluć strumieniami na pobliską ścianę areny, wypisując dużymi literami "GREEAT AND POWERRRFUUL... EMRRRONN!". Część osób z widowni opuściła wzrok coś pod nosem jęcząc, gdy inni zaczęli podskakiwać i gwizdać odbierając nietypowe przywitanie za ciekawe. Inni jednak patrzyli znudzeni, czekając po prostu na pojedynek.

Zamiast drzwi, opadła płyta ściany obok, za którą stał Emronn. Kałuża z dziwną cieczą po prostu magicznie wyparowała, gdy ten wyszedł na środek areny. Miał na sobie białą, długą koszulę, której rękawy lekko przysłaniały nawet dłonie, zaś nogi okrywała długa, czarna męska spódnica. Gołe stopy okrywał naturalny but utworzony z skóry - najwidoczniej był wynikiem długich, bosych podróży. Długie, ciemne włosy były związane w kuc sięgający tylnego pasa, zaś czoło posiadało trzecie, zamknięte oko. Jeden z widzów zmrużył oczy najwidoczniej dostrzegając też jakieś czarne znaki na szyi wnioskując, że mag ma pokryte nimi całe ciało - być może rzeczywiście tak było, kto wie. Tłum przycichł, czekając na drugiego zawodnika...

W oczekiwaniu na rywala, usiadł po turecku na samym środku przyszłego pola bitwy. Wiedział, że nie powinien marnować czasu, a jego przeciwnik z pewnością go widzi i nie będzie miał za złe przygotowującego działania. Prawą dłoń przysunął do ust, zacisnął pięść i wyprostował swe cztery palce, dmuchając w nie dziwnym, niebieskim dymem. Ziemia zaczęła się lekko trząść, a za magiem wyrosły cztery wielkie, dwumetrowe pręty, które były wykonane jakby z jakiegoś kryształu. Wysokie na około trzy metry, nie większe w obwodzie niż sam Emronn. Palce u dłoni nagle zrobiły się niebieskie, nikt jednak nie wiedział z jakiego powodu.

- Tamashī no koramu. - cicho rzucił pod nosem mag, spoglądając na drzwi wyjściowe komnat przeciwnika.

- Mam nadzieję, że pokażemy tu prawdziwy pojedynek magiczny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeden z magów tkwił już na arenie w oczekiwaniu na swego przeciwnika... Tego jednak wciąż nie było ani widać, ani słychać. Po początkowych oklaskach, jak i gwizdach ponownie zapanowała wokół grobowa cisza. Cisza niezwykła, wręcz niepokojąca, jak na okoliczności, niecodziennie bowiem zdarza się, by na środku stadionu słychać było nawet najdrobniejszy powiew wiatru.

Niesamowity spokój został po chwili jednak przerwany, przez tajemniczy głos, który rozległ się wokół. Dźwięk był donośny, choć barwę miał zbliżoną do szeptu...

- A więc to Ty jesteś Emronn. Cóż... Wejście miałeś ciekawe, a widowiskowość jest kluczem do sukcesu, prawda?

W tej chwili wiatr zaczął się wzmagać, tworząc coraz to silniejsze powiewy. W końcu całej publice, jak i rywalowi ukazało się wielkie oko opadające z nieba. Ponure spojrzenie obserwowało przez chwilę arenę, po czym rozpłynęło się w powietrzu, a na jego miejscu pojawiła się istota ludzka.

Lemuur nie wszedł przez wrota, to byłoby za proste... On przybył z niebios, wleciał na arenę, niczym anioł, na swych mechanicznych skrzydłach. Włosy miał białe, swobodnie powiewały na wietrze, ciało zaś otaczał długi, szary płaszcz, przepleciony licznymi pasami. Białowłosy mag w dłoni dzierżył długą, dziwnie wyglądającą rózgę.

Powoli zleciał na niedużą wysokość, po czym zwrócił się do rywala:

- Witaj. Jak zapewne się domyślasz, jestem Twoim przeciwnikiem, zwą mnie Lemuur. Liczę na ciekawy i honorowy pojedynek... Heh... Niech wygra lepszy!

Po tych słowach białowłosy mag oddalił się trochę od przeciwnika. Obserwował... Zastanawiało go, czy pręty stojące za rywalem są techniką ofensywną, czy defensywną. Ostatecznie postanowił jednak nie ryzykować.

Sięgnął wolną ręką pod płaszcz, do kieszeni i wydobył z niej garść drobnych ziarenek, z wyglądu przypominających piasek... Zręcznym ruchem rozrzucił je na jak największym obszarze, zasypując z powietrza niemal całą arenę, po czym zacisnął dłonie na rózdze i wyszeptał coś pod nosem.

- Twój ruch Emronnie!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Emronn wstał i spojrzał przeciwnikowi w oczy. Wyglądał ciągle na spokojnego, jakby wiedział, że przeciwnik wszystko od samego początku obserwował. Lewą rękę wyciągnął w stronę przeciwnika, ukazując dłoń, zaś prawą wyprostował ku ziemi. Przeciwnik dostrzegł, iż w lewej dłoni maga otworzyło się oko.

- Liczę na Ciebie. - wyszeptał wiedząc doskonale, że przeciwnik doskonale usłyszał słowa. W prawej dłoni otworzyły się usta, które zaczęły dmuchać w ziemię, całkowicie zmieniając jej barwę na błękitną. Lemuur z pewnością poczuł chłód bijący z ziemi zupełnie, jakby ta zamarzła. Widownia też dostrzegła inną zmianę: dłoń maga stała się cała niebieska!

Minęło kilka chwil, a magowie wciąż utrzymywali swe pozycje.

- Jimen no kōkan! - krzyknął Emronn, a po chwili całe podłoże zostało pokryte kryształową płytą.

- Honor po obu stronach, bracie. Twój ruch.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ciekawy ruch Emronnie, nie stanowi jednak zagrożenia dla kogoś, kto znajduje się w powietrzu...

Białowłosy mag nie przejął się lodowym podłożem, w końcu miał skrzydła. Bardziej intrygowało go oko na dłoni i czole przeciwnika. Czyżby słaby punkt? Wyjdzie w biegu... To samo myślał o niebieskiej ręce rywala. Słabła, czy rosła w siłę? Raczej to drugie... Cóż... Nadeszła pora, by wykonać własny ruch.

Lemuur machnął swą rózgą, uniósł ją z dołu ku górze, a wraz z nią wzniosły się dwie wieże za jego plecami. Wyglądały nietypowo, wysokie na jakieś 5 metrów, przepełnione różnej maści urządzeniami, przekładniami, kołatkami. Chyba tylko on jeden mógł wiedzieć, czemu służą... To jednak działało wyłącznie na jego korzyść. Podleciał bliżej do swego dzieła, znajdował się teraz między tymi dwiema konstrukcjami. Na tym jednak nie poprzestał, wciąż miał w zanadrzu poprzedni ruch, który teraz postanowił wykorzystać...

Rózga uniesiona ku górze zaczęła połyskiwać, w tej samej chwili przez lodową pokrywę zaczęły przebijać się małe, mechaniczne stworzenia, przypominające skorpiony. Były ich setki, jeśli nie tysiące... Po jednym, na każde rozsypane wcześniej ziarno. Cała ta chmara małych bestii o odnóżach ostrych, niczym brzytwy ruszyła teraz w stronę przeciwnika.

Lemuur natomiast nie próżnował. Unosił się w powietrzu i obserwował swego wroga...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To, co widzisz pode mną... nie stworzyłem bez powodu.

Dłoń z okiem przystawił do ust, po czym językiem zamknął umieszczone oko. Druga ręka jednak wciąż była skierowana ku ziemi, dmuchając błękitnym dymem w podłoże. W ten czas jedne z stworzeń machnęło brzytwą przed Emronnem, rozdzierając jego koszulę i lekko odpychając do tyłu. Koszula upadła na ziemię, po chwili zamieniając się w kryształ.

- Co za... - Skrzywił się, powstrzymując język przed niewłaściwymi słowami. Widownia nie kryła zaskoczenia, gdy ujrzała całe ciało pokryte labiryntem ciemnych linii, pełne otwartych oczu i kilku kryształów w ciele.

- Hokaku... - powiedziało coś bardzo chrapliwym głosem... najprawdopodobniej dłoń maga. Kryształowa płyta się rozświetliła, a na niebie zawitała nagle noc.

- Hokaku... Kankyō o torikomu! - tym razem mag krzyknął równocześnie z dłonią, wypowiadając najwidoczniej pełną nazwę zaklęcia.

Wszystkie mechaniczne istoty nagle zmieniły się w kryształ, tak samo ogromne wieże, które przed chwilą przeciwnik stworzył. Wiatr zaczął bardzo mocno wiać, wytwarzając bardzo głośne gwizdy rozlegające się na całą arenę. Po chwili słupy stojące za Emronnem u szczytu otworzyły... kolejne usta, które zaczęły wciągać wszystko, co uczynił Lemuur, a broniący skrystalizował. Emronn zaczął się nagle trząść, zaś jego prawa ręka stała się całkiem niebieska po same ramię.

Przeciwnik nie tracił czasu, gdyż każda sekunda pojedynku była niesamowicie ważna: na bieżąco badał sprawę. Dostrzegł na ciele przeciwnika sześć oczu wielkości ust na plecach (ustawione w kolumnie po trzy, z lewej i prawej strony), zaś na klatce piersiowej trzy duże kryształy, tworzące po wyobrażonym połączeniu trójkąt: po jednym na pierś, trzeci na brzuchu. Na dodatek wszystko było pokryte dziwnymi, czarnymi liniami, co wspólnie tworzyło dziwaczne labirynty. Widzowie wciąż nie mogli ukryć zdziwienia, patrząc na maga w czarnej spódnicy.

Najdziwniejsze jednak było to, że gdy kolumny wchłonęły twory przeciwnika... jedna z par oczu się zamknęła, od strony szyi. Emronn przestał się telepać, wyprostował i znów zwrócił wzrok w stronę przeciwnika.

- To było bardzo ciekawe posunięcie. Walka z Tobą to czysta przyjemność... władasz potężną magią, jestem pod wrażeniem. Szkoda tylko, że jeden z Twoich stworów odkrył to, czego nie powinien.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lemuur zawisł w powietrzu... Cały jego twór został po prostu pochłonięty, jednak jego twarz wyglądała na spokojną, a oczy wciąż wpatrzone były w przeciwnika.

- Właśnie po to byli mi potrzebni. Twoja magia również jest potężna. Potrafisz nawet sprowadzić noc, gratuluję!

Walka w mroku nie była zbyt sprzyjająca, białowłosy mag był jednak na to przygotowany. Od razu skorzystał z soczewek, które ukrywał w płaszczu. Widoczność odzyskana. Wiatr silnie się wzmagał, nie przeszkadzało to jednak Lemuurowi, w końcu sam wywołał podobne zjawisko na początku, wiatr był jego sprzymierzeńcem. Walka ponownie się wyrównała. Latający mag nie odniósł żadnych ran, dodatkowo odkrył sekret przeciwnika, poświęcił jednak na to wszystko, co do tej pory stworzył, a była to wysoka cena... Na szczęście miał jeszcze jednego asa w rękawie. Wieże zasilane były od wewnątrz, więc wciąż miał z nimi łączność.

Wszystko, co zostało zbudowane może też zostać zniszczone - pomyślał, pstrykając palcami.

W tej chwili wielkie wieże eksplodowały, a wraz z nimi filary, które wchłonęły ich ciała. Wybuch był potężny, nie zranił jednak przeciwnika, gdyż pręty skupiły na sobie siłę eksplozji, lecz za cenę istnienia.

- Ziemia należy do Ciebie, co? Dobrze, zagramy więc nieco inaczej...

Po raz kolejny wykonał gest swą rózgą, tworząc dwie wieże. Tym razem jednak wyrosły one ze ścian areny. Unosiły się kilka metrów nad ziemią, a pomiędzy nimi lewitował już białowłosy mag. Żałował tylko, że musiał poświęcić swój ruch na odbudowę wież, nie mógł skutecznie zaatakować... Wciąż jednak miał kilka sekund, posłał więc wysoko w powietrze następną garść ziaren, ze smutkiem stwierdzając, że kieszeń z proszkiem właśnie została do reszty opróżniona.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okazało się, że nie wszystko było takie, jakie powinno - dla obu magów. Filary zostały całkiem zniszczone... jednak ich działanie nie poszło na marne. Dym, który rozwiewał wiatr po wybuchu został szybko wchłonięty przez usta prawej dłoni, co sprawiło, iż kryształ na brzuchu maga mocno zaświecił. Tym razem jednak nie stał się bardziej niebieski wbrew oczekiwaniom widowni. Wszystkich bardziej zaskoczyło to, iż jedno z zamkniętych oczu na plecach Emronna zaczęło wylewać łzy z krwi.

- Nie spodziewałem się tego wybuchu.

Twarz maga skierowała się w wierzę po lewej, zaś dłoń z ustami w stronę prawej. Usta po obu stronach się otworzyły i zaczęły podmuchem niebieskiego dymu krystalizować wieże, po czym - podobnie jak wcześniej stojące filary - wchłaniać. Miał policzki napełnione jakby powietrzem, zaś tych odpowiednikiem dla ręki był najwidoczniej brzuch. Na plecach zamknęło się trzecie oko, zaś Emronn cisnął powietrzem w stronę przeciwnika wytwarzając ogromną kulę niebieskiego dymu. Magia stała się mgłą dla przeciwnika, w której się znajdował.

- Mahō o kyapucha! - krzyknął, po czym klasnął. Przeciwnik zdał sobie sprawę z tego, że jego magia nie dość, iż została pochłonięta, to jeszcze zmodyfikowana na korzyść Emronna. Drugie z zamkniętych oczu na plecach zaczęło łzawić krwią, zaś trzecie ponownie się otworzyło.

Przeciwnik najwidoczniej nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Wisiał w niebieskiej chmurze, która mogła w każdej chwili jakoś się aktywować. Domyślił się też, iż Emronn najwidoczniej specjalnie szybko przemienił magię, by ta znów nie mogła eksplodować.

- Zniszczyłeś słupy dusz, które miały mnie wspomagać. Wiesz już, że stawianie tego samego nie będzie miało większego sensu. Obaj o tym wiemy. Liczę na kolejny, ciekawy ruch.

Niepokojące było dla Lemuura to, iż jak zauważył - dym porusza się wraz z jakimkolwiek działaniem jego ciała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niebieska mgła była sporym zaskoczeniem dla Lemuura, nie wybiła go jednak z rytmu, nie mógłby tak łatwo odpuścić...

- Wspaniały ruch Emronnie! Mgła poruszająca się wraz z moim ciałem... Rzucenie jakiegokolwiek czaru w takiej sytuacji byłoby nierozsądne, nie wiem bowiem, jakie niosłoby skutki. Na szczęście przeoczyłeś jeden szczegół!

Ku zdziwieniu przeciwnika tajemniczy gaz zniknął z pola bitwy tak szybko, jak się na nim zjawił. Oczom Emronna ukazało się stado mechanicznych, latających poczwar. Te drobne i niepozorne urządzenia pochłaniały magię wszelkiej maści i natychmiast przemieniały ją w energię, która zasilała ich silniczki. Wyjątkiem był jeden, jedyny typ zaklęć, oczywiście ten stosowany przez właściciela. Niestety... Wszystko ma jakiś słaby punkt, tak było i w tym przypadku. Twory te nie mogły bowiem magazynować zgromadzonej mocy, korzystały z niej natychmiast. Łatwo było zatem o utratę zasilania, mimo to Lemuur był przekonany, iż zyskał na czasie. W tej samej chwili, gdzieś spod jego płaszcza wydobył się cichy pisk.

W samą porę! - pomyślał. Owy pisk oznaczał, iż cel został namierzony. Dla maga posługującego się potęgą technologii nawet wzrok może być bronią. W tej chwili gdzieś zza jego pleców wystrzeliły trzy rakiety. Wycelowane były prosto w prawą rękę Emronna - tą, na której znajdowały się usta. Pociski były oczywiście samonaprowadzające.

Korzystając z chwili wytchnienia białowłosy mag spojrzał na swoją rękę, a konkretniej coś, co się na niej znajdowało...

- 60%... Gdybym tylko mógł wylądować... - wyszeptał do siebie, nierozważnie jednak, gdyż przeciwnik chyba zdołał to usłyszeć.

Zerknięcie na rękę nie zajęło mu wiele czasu, zdążył więc jeszcze przygotować kilka drobnych mechanizmów pod płaszczem. Nie było to oczywiście nic niezwykłego, po prostu niektóre urządzenia wymagały wcześniejszej aktywacji, a wolał mieć je w pogotowiu.

- Tym razem magią się nie wybronisz, co więc zamierzasz zrobić Emronnie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Emronn pierwszy raz się uśmiechnął podczas całego pojedynku. Tyle magii w niemal jednej chwili! Ku zaskoczeniu Lemuura, wszystkie stwory padły na platformę (najprawdopodobniej z powodu zniknięcia magicznego zasilania), zaś rakiety opadły w trakcie lotu do celu. Z jakiegoś powodu jednak nie wybuchły w powietrzu, lecz mag to zignorował. Przeciwnik najprawdopodobniej był przynajmniej zaskoczony.

- Wystarczyło, że nawdychałeś się chociaż tą chwilę. Dym miał na celu rozproszenie Twojej łączności z magią, więc przez najbliższe kilka minut będziesz skazany na swoje mniej magiczne zabawki. Szkoda, że do tego zaklęcia potrzebowałem czegoś dużego, jednak Ty to postawiłeś.

Mag lekko opadł, zaś jego lewą pierś pokryła niebieska barwa. Najwidoczniej modyfikacja wrogiego zaklęcia niosła jakieś skutki uboczne, bądź ten nie opanował zaklęcia do perfekcji. Wynikiem stworzenia gazu były szybkie wymiociny krwią.

Emronn jednak nie chciał ani chwili dłużej okazywać słabości, więc szybko się wyprostował i spojrzał z powagą przeciwnikowi w twarz. Dłoń z okiem wyciągnął w stronę przeciwnika, zaś drugą ręką zaczął oblizywać świecący się na klatce piersiowej kryształ.

- Rirīsu! - krzyknął, po chwili wypluwając na platformę pełno nasion, które po chwili przemieniły się w niemal mechaniczne stwory. Różnica była tylko jedna: te były pokryte kryształem, na dodatek miały z skrystalizowane, dodane skrzydła. Cała arena została pokryta mechaniczno-kryształowymi stworami, przypominającymi skorpiony. Tłumacząc najprościej, słupy, które wchłonęły na początku walki armię stworów przeciwnika, oddały swe zbiory Emronnowi. Kryształ na ciele widocznie był pojemnikiem modyfikującym zaklęcie wroga, które w tej chwili wykorzystał wprowadzając lekką modyfikację. Kryształ na klatce piersiowej zgasł, zaś na plecach zamknęło się trzecie oko.

- Wykorzystam to przeciw Tobie. Dobrze, że zniszczyłeś zaabsorbowaną wieżę, gdyż nie znałem jej działania, zaś stwory zdążyłem poznać. Są przepełnione moją magia, więc nawet gdybyś mógł przez najbliższe chwile czarować, nie będziesz miał na nie wpływu. Chyba, że mechanizmy idą inną drogą... lecz to szczegół.

Najwidoczniej kryształy działały nieco inaczej, niż oczy, które Emronn miał na plecach. Gorsze dla przeciwnika jest jednak to, iż mógł łączyć ich magię. Teraz obie dłonie były wyciągnięte w stronę przeciwnika. Na jednej z nich usta wykrzyknęły chrapliwie:

- Zniszczyć go!

W tej samej chwili setki, jeśli nie tysiące stworów korzystając z skrzydeł pofrunęło w stronę przeciwnika, by oddać swój atak.

Mag nie tracił czasu - usiadł po turecku na środku areny i zaczął masować palcami wskazującymi zamknięte oko na czole. Wyglądało to tak, jakby coś przygotowywał... widocznie tak też było.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tej chwili natomiast Lemuur zdołał się uśmiechnąć. Przeciwnik bowiem po raz pierwszy popełnił poważny błąd! Zignorował jego umiejętności...

"Jeśli znasz wroga i znasz siebie nie musisz obawiać się wyniku bitwy. Jeśli znasz siebie, lecz nie znasz wroga, z każdą wygraną odczujesz porażkę"

Opadające rakiety nagle zmieniły kurs, popędziły prosto do swego celu. Niczego nie spodziewający się Emronn nie miał chyba nawet szans, na unik...

- Rakiety nie były magiczne, to czysty mechanizm. - uśmiechnął się białowłosy mag.

Niespodziewany atak musiał być dla rywala szokiem, z pewnością jednak, jeszcze bardziej zdziwiło go to, co stało się niemal w tej samej chwili. Mechaniczne twory, które opadły wcześniej na ziemię powstały i pochłonęły całą jego energię z reszty konstrukcji. Dodatkowo ilość kryształu na arenie malała, zapewne również stworzony był z magicznej energii. Teraz Lemuur miał pod swoją, mniejszą lub większą, kontrolą wszystkie mechaniczne twory znajdujące się na arenie.

- Natomiast, jeśli chodzi o mechaniczne stworki... Magia służy tylko do ich kontroli, sama budowa jest czysto fizyczna. Co ciekawsze, w razie potrzeby są wyposażone w zasilanie samoczynne. Niestety, oznacza to mniejszą kontrolę. ( i pochłanianie również moich czarów - dodał w myślach ). Dlatego nie lubię z tego korzystać... No i jak już mówiłem wcześniej, te latające nie mają własnej baterii, więc bez magicznego wspomagania długo nie pociągną, na szczęście zwróciłeś mi moje skorpiony.

Wyglądało na to, że sytuacja obróciła się o 180 stopni. Tym razem to białowłosy mag wykorzystał moc przeciwnika, w dodatku wszystkie konstrukcje wróciły pod jego kontrolę, choć osłabione. Skorpiony oczywiście natychmiast ruszyły do ataku, latające pijawki zaś rozproszyły się po terenie starcia karmiąc się magiczną energią. Lemuur był dobrze przygotowany na walkę bez użycia czarów, nawet magicznie kontrolowane dotychczas skrzydła mogły być zasilane baterią awaryjną. Inna sprawa, że nie wystarczała ona na długo i z założenia przeznaczona była na koniec walki, więc stracił jeden z posiadanych atutów.

Podczas, gdy wrogi mag borykał się z nagłymi komplikacjami Lemuur krążył nisko po arenie, rozsiewając jakieś bliżej nieokreślone obiekty to tu, to tam. Mógł dzięki temu skutecznie przygotować się do dalszej walki, nie marnując przy tym zbyt dużej ilości energii.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sekundę przed tym, nim rakiety trafiły cel, Emronn się uśmiechnął po raz kolejny. Przeciwnik spoglądając na maga dostrzegł w ostatniej chwili otwierające się oko na czole, które miało rażąco błękitne tęczówki.

Środek areny wybuchł, zasłaniając dymem i odłamkami kryształu spory kawałek pola widzenia. Po kilku chwilach kontrast barw jakby się całkowicie odwrócił, zaś białowłosy mag wykonujący swe czynności poczuł, iż coś jest nie tak. Powoli zaczął się wręcz unosić, tak samo jak mechaniczne stwory czy widzowie. Wrogie stworzenia zaczęły bezradnie machać w powietrzu swymi kończynami, szukając miejsca przyczepienia, tak samo jak widzowie, którzy zaczęli krzyczeć i płakać, bezradnie machając rękoma czy nogami. Nikt nie wiedział co się dzieje, poza samym Emronnem. Dym wybuchu zniknął, tak samo jak mag z środka areny. Rakiety pozostawiły po sobie nie mały ślad - krater, który pomieściłby spokojnie do stu osób. Przeciwnik najpewniej zaczął się zastanawiać, co się właściwie stało.

- Już wyjaśniam. - znów ten znajomy głos. Pozycje się odwróciły: mag stał w powietrzu, jak gdyby nigdy nic, zaś przeciwnik lewitował plecami do ziemi, może na metr wysokości. Normalne, ludzkie oczy były zamknięte, zaś trzecie, większe od pozostałych - otwarte. Przy odwróconym kontraście tęczówka była czerwona, co pięknie się komponowało z tłem: ciemnoniebieska noc zmieniła się w pięknie rubinową.

- Jak zauważyłeś, korzystam z różnych mocy. Głównie manipulacja otoczeniem, czy nawet zmiana wymiaru, tak jak teraz to uczyniłem. Oko, które tak bacznie obserwujesz jest zdolne do kontroli grawitacji, stąd taki chaos na arenie. Na szczęście jego przygotowanie nie zajęło mi dużo czasu... w przeciwnym wypadku było by dla mnie mniej wesoło. W ostatniej chwili zmieniłem tor lotu rakiet, samemu odskakując, co przy kontroli grawitacji doprowadziło mnie do tego miejsca. Cóż... teraz możemy zacząć prawdziwy pojedynek. - wytłumaczył mag, spoglądając na ciało, które w ślimaczym tempie - ale jednak - zaczynało być coraz bardziej czerwone (naturalnie niebieskie, lecz kontrast barw pozostawiam w opisie). Nie było to zaklęcie, lecz magiczny efekt oka. Emronn wyciągnął prawą rękę w stronę przeciwnika, za pomocą kontroli grawitacji mocno wycierając przeciwnika plecami po ziemi/pozostałościach platformy. Czarnowłosy mag powoli zaczął tracić skrzydła, zaś pchnięcie po ziemi było prostolinijne na tyle, iż ten uderzył w ścianę areny plecami i tyłem głowy. Wraz z kontrolą grawitacji określonego celu Emronn zmieniał barwę nieco szybciej. Na polu bitwy panował totalny chaos, któremu ciągle sprzyjały krzyki innych. Maga to jednak najwidoczniej nie obchodziło, co się z tymi stanie.

Drugą rękę wyciągnął w stronę stworów, powoli zaciskając dłoń, co spowodowało, iż wszystkie mechanizmy z areny zebrały się w kulę. Zwinnie machnął ręką tu i tam, wyrzucając wszystkie obiekty poza teren areny. Widocznie albo go to dodatkowo wzmocniło, albo osłabiło - powiedzmy, że już 60% jego ciała było innej barwy, zaś sam znów zaczął pluć krwią, która zatrzymała się przed nim w powietrzu zamieniając w latające kropelki.

- Pora na zaklęcie. - Zgarbił się lekko, bacznie obserwując miejsce uderzenia przeciwnika, którego stracił z pola widzenia po wbiciu go w arenę.

- Te no tamashī - Trzecie z zamkniętych oczu na plecach zaczęło krwawić, zaś ciało otrzymało kolejne 5% zmiany barwy. Z całej areny wyrosły tysiące rubinowych dłoni, nie większych od ludzkich. Obecnie te pozostawały w bezruchu, jakby czekały na jakiś znak. Mag stopniowo ciągle zmieniał barwę, głośno sapiąc, zaś jego twarz, chociaż próbowała to ukryć, ukazywała zmęczenie.

"Magia nie zmienia zbytnio świata. Właściwie jeszcze bardziej go komplikuje." - J. K. Rowling

(Cytaty rzeczywiście oddają dodatkowe piękno pojedynkowi, czyż nie?)

Edit wyjaśniający: Trzecie oko nakłada zupełnie inny wymiar, w którym Panem jest twórca. Dlatego pijawki Lemuura nie były w stanie tego pochłonąć i zostałe wyrzucone. Wymiar to nie zaklęcie, zawsze jest się w jakimś wymiarze.

2aa0ps7.jpg

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nadłamane skrzydło i kilka siniaków, oto skutki ataku Emronna. Teraz Lemuur będzie musiał latanie przypłacić znacznie większą ilością energii, w dodatku stracił swój silny atut - mechanicznych pomocników. To, co się teraz działo zdecydowanie świadczyło o przewadze przeciwnika, białowłosy mag nawet nie wiedział, gdzie się teraz znajdował. W dodatku jego magia wciąż osłabiona była przez niebieski pył, choć powoli czuł, jak wracają mu siły. Z uśmiechem stwierdził jednak, że posiada jeden, drobny atut - znajdował się pod osłoną dymu. Szansa na to, że wróg go teraz widzi była znikoma, on natomiast dostrzegał go idealnie, soczewki wspomagające wzrok są bardzo przydatne w takich chwilach.

Kryształowe ręce znajdowały się gdzieś pod nim, dym go osłaniał, wróg zawisł w powietrzu. Lemuur miał więc kilka sekund na skuteczny atak z zaskoczenia. Nie zmienił pozycji, sięgnął natychmiast do płaszcza i wydobył z niego drobny, lecz solidny karabin z celownikiem snajperskim. Dzieło jego autorstwa, wystrzeliwujące pocisk z taką siłą, że w ułamku sekundy mógł pokonać kilometry, uderzając z ogromnym impetem. Wada? Pocisk był jeden. Przeładowanie takiej broni trwałoby jakąś minutę, co w czasie walki było praktycznie niemożliwe. Ten jeden strzał z obecnej pozycji oznaczał jednak wiele.

Białowłosy mag wstrzymał oddech, dokładnie wycelował, skupił się na celu, wziął pod uwagę wszelkie przeszkody... Po czym posłał potężną, stalową kulę prosto w trzecie oko przeciwnika. Dzieliło ich maksymalnie kilkadziesiąt metrów, pocisk błysnął więc z taką prędkością, że rywal nie miał nawet ułamka sekundy na reakcję.

Co ciekawsze, gdy dym już się ulotnił, po białowłosym magu nie było nawet śladu. Jakby nagle ulotnił się wraz z tym dymem... Nie zniknął jednak, obserwował przeciwnika i przygotowywał kolejny ruch, tylko z której strony?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Emronn miał wrażenie, iż przeciwnik coś knuje pod zasłoną. Tylko co? Szybko dostał odpowiedź, której zupełnie się nie spodziewał. Po linii prostej od strony przeciwnika wyrósł las kryształowych rąk, które zaczęły głośno strzelać, rozrzucając krystaliczny pył na wszystkie strony. Najprawdopodobniej te z samego przodu zostały trafione jakimś niesamowitym pociskiem, skoro dopiero dłonie najbliżej maga zdołały na sobie zatrzymać zabawkę przeciwnika. Mag był zaskoczony, iż wróg posłał w jego stronę coś tak przeszywającego - sądząc po torze lotu, wycelowanego w główny atut/wadę wymiaru - tajemnicze oko.

- Sprytnie. Chciałeś się pozbyć mojego oka. Zepsułeś też plan mego zaklęcia... dłonie dusz chwytają to, co najszybciej się rusza w danej chwili, jeśli to więcej rzeczy niż jedna. Najszybciej się ruszał pocisk, więc został chwycony, zaś ty jakimś magicznym trafem zdążyłeś mi zniknąć znów z pola widzenia, skoro miejsce, które obserwuję... jest puste. - Wyjaśnił zaskoczony mag, rozglądając się swym wielkim okiem dookoła.

- Tamashī o motomeru te! - krzyknął, po czym szybko podniósł ręce do góry dając w ten sposób jakby polecenie zaklęciu. Szybko też jego skóra pokryła się kolejną częścią barwy (Już jest ok. 75%), zaś czwarte oko na plecach powoli się zamknęło. Dłonie gwałtownie zaczęły się wyciągać z areny, wyrastając jako las kilku tysięcy rąk lecących w stronę przeciwnika. Emronn jeszcze nie wiedział, gdzie ten jest, lecz oko pozwalające zarządzać wymiarem w parze z odpowiednią magią mogło zdradzić położenie wrogiego maga.

- Te rubinowe ręce w końcu Cię pochwycą, wtedy nie będzie tak łatwo o ucieczkę. - oznajmił, bacznie obserwując tor ich pędu. Przeciwnik szybko też zauważył, iż usta w dłoni Emronna wydmuchują dziwny, czerwony gaz w powietrze...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ku zaskoczeniu Emronna kryształowe ręce skierowały się dokładnie w tym kierunku, gdzie wcześniej stał Lemuur i... Nagle zaczęły znikać. Masę magicznej energii po prostu szlag trafił, tymczasem oczom Emronna ukazało się sporych rozmiarów zwierciadło, za którym skrył się jego cel. W owym zwierciadle pojawiło się jego odbicie, tymczasem białowłosy mag unosił się już na równi z nim.

- Wystarczyła drobna próbka mocy. Teraz to nie Twój wymiar, a NASZ! Zwierciadło jest mechanizmem, choć działa dzięki magii, która na szczęście powróciła już do mnie na tyle, bym mógł go użyć. Gdy zetknie się z jakąkolwiek energią przechwytuje ją, tworząc odbicie jej właściciela. Moja energia w tej chwili połączona jest z tym, co gromadzi lustro, co za tym idzie? Mogę korzystać z Twoich zdolności, w dodatku na Twój koszt! Przynajmniej dopóki go nie zlikwidujesz...

Stosowanie mocy oka było na początku dla białowłosego maga nie lada wyzwaniem, głównie dlatego, że go nie posiadał, musiał więc korzystać z tego, które umieszczone było na czole przeciwnika. Po chwili jednak zdołał się przyzwyczaić. Kopiując jego ruchy wyciągnął ręce ku górze i wykrzyczał: "Tamashī o motomeru te!", a z dna areny wyłoniły się kolejne tysiące kryształowych rąk, tym razem skierowane na właściciela.

- To Twoja technika, mogę jedynie nieudolnie ją kopiować. Zapewne łatwo ją powstrzymasz, bardziej istotny jest jednak dla mnie fakt, iż Twoja energia zużywa się teraz dwa razy szybciej, podczas gdy moja pozostaje nietknięta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaskoczony działaniem przeciwnika, ciągle bacznie obserwował lustro, zaś dziwny, czerwony gaz wciąż wydobywał się z ust u dłoni. Nie spodziewał się takiego ataku. Poczuł nagle, jak opuszczają go siły, zaś barwa pokrywa go jeszcze szybciej (Obliczając status - ok.80%). Zignorował jednak pędzące w jego stronę kryształowe ręce, gdyż automatycznie jego poprzednie się na nie rzuciły (Przypominając - reagują na wszystko, co się w obecnej chwili najszybciej porusza, w tym wypadku ręce - ręce) tworząc przy uderzeniu dosyć wysoki, rubinowy murek.

Dym z ręki szybko poleciał w stronę lustra, zasłaniając całe odbicie. Był tak gęsty, iż gwarantował idealną zasłonę. Prawdopodobnie miał zostać użyty w innym celu, lecz sytuacja zmusiła go do jak najszybszego działania. Trzecim okiem, zdolnym do kontroli w wymiarze, wyciągnął spojrzeniem mury areny oraz pobliskie skały, zabudowując nimi lustro. Gruz uderzał tak mocno, iż najprawdopodobniej wręcz je zniszczył. Jeśli nie - dla gwarancji wspomniany wcześniej dym spowodował jakąś eksplozję, która powinna się pozbyć lustra na dobre.

- Przez chwilę nie wiedziałem, jak będę mógł Ci odpowiedzieć. Prawdę mówiąc, pojedynek wręcz za szybko się rozkręcił, a Ty pewnie wciąż masz jakieś asy. Właśnie dlatego pora to powoli już kończyć. - stwierdził Emronn, tym razem patrząc prosto na przeciwnika. Wzrok jednak znów powędrował ku ziemi, by najprawdopodobniej wykonać przy jego pomocy kolejny ruch. Mag zagryzł zęby zupełnie, jakby zaraz miał odczuć jakieś bóle... oko skupiło się na ziemi, wywołując jej małe trzęsienie. Wyciągnął w jej stronę ręce, po czym od siebie odsuwał tak, jakby coś rozrywał - nagle w ziemi pojawiła się niewielka szczelina (status: 85% koloru). Dłoń wraz z wzrokiem szybko wróciły na przeciwnika, gwałtownie cisnąc nim w szczelinę tak, by wbić go tam po same piersi. Mag zleciał, zatrzymując stopy na tak bardzo zmęczonej pojedynkiem ziemi, po czym stanął nie dalej niż metr od przeciwnika.

- Tak szybko muszę tego używać... jesteś naprawdę potężny. Miało mi to służyć dopiero pod koniec pojedynku, bym mógł powrócić do swej posiadłości pełen sił... Nie lubię tego robić... - kucnął przed przeciwnikiem, wyciągając rękę z ustami prosto przed jego twarz - ...ale to konieczne, jeśli chcę dłużej z Tobą powalczyć.

Szybko dłoń zacisnęła się na ustach przeciwnika, wysysając z niego energię, która była dostarczana powoli Emronnowi. Niestety w ślimaczym tempie, na dodatek nie widział rąk przeciwnika, gdyż te były pod ziemią i nie wiedział, czy czegoś nawet tam nie kombinuje. Barwy z Emronna zaczęły schodzić, jednak potrzebował by jeszcze wielu minut, by całkiem się oczyścić z "użycia" czy też "ukrytego atutu". Zdawał sobie sprawę z swobody ruchu rąk przeciwnika, jednak chciał go trzymać jak najdłużej, by przynajmniej wyrównać porcję posiadanej mocy. Wbrew pozorom, dłoń wysysająca energię nie dusiła przeciwnika, ani nic w tym stylu - po prostu gromadziła i zabierała to, czego się używa w magicznych pojedynkach. Druga ręka zaczęła masować oko, jakby piekło właściciela od tych kilku użyć.

Wskazówka/Informacja dodatkowa: Jako, iż oko podczas tego marnego masażu musi być zmrużone, zaś obie ręce są zajęte, to właściciel wymiaru nie może go użyć do nagłego kontrataku. Świetna okazja, lecz czas leci, a wydaje się, że ten potrzebuje go jak najwięcej, by wyssać odpowiednie ilości energii...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Emm... Emronnie, z kukły to wiele energii raczej nie wyciągniesz. - zaśmiał się Lemuur, stojąc gdzieś na murach areny.

- Gdy posiada się władzę nad tym wymiarem ukrycie własnej aury nie jest problemem. Wygląda na to, że z powodu zaskoczenia straciłeś skupienie i nie dostrzegłeś mojego drobnego podstępu. Gesty tak naprawdę wykonywałem ja, kukła jedynie je odwzorowywała, a jak powstała? Odrobina inżynierii, energii magicznej i mocy Twojego oka były wystarczające. Szkoda, że już nie mam nad nim kontroli... No ale cieszmy się tym, co mamy.

Białowłosy mag, nauczony wcześniejszym błędem dzierżył dwie bronie. Pierwszą trzymał w prawej dłoni. Był to wcześniej użyty karabin, wycelowany gdzieś daleko w losowym kierunku. Od ostatniego strzału minęła trochę ponad minuta, co oznaczać mogło tylko jedno... Drugą bronią była jego własna, lewa ręka, w tej chwili przypominająca jednak kształtem lufę. Uzbrojenie w dwie bronie blokowało dość znacznie jego ruchy obronne, jednak jak na ironie przeciwnik w tej chwili nie był chyba w stanie go zaatakować. Cóż, musiał działać szybko. "Kryształowe ręce rzucają się na najszybciej poruszający się obiekt, tak? To wyśmienicie..."

- Emronnie, mam wrażenie, że dajesz mi fory... Walcz lepiej najskuteczniej, jak potrafisz, by niczego nie żałować!

Po tych słowach Lemuur wystrzelił dwa pociski. Pierwszy, nieco szybszy poleciał gdzieś na daleki kraniec areny, a za nim powędrowały wszystkie ręce chroniące rywala. Drugi zaś poszybował prosto w niego. Niestety, nie był na tyle celny, by trafić bezpośrednio w oko.

Białowłosy pozostał bez ochrony, nie przejmował się tym jednak, nawet się nie krył. Najwyraźniej coś planował...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Emronn zwinnie przechylił głowę w tym samym momencie, gdy już przeciwnik puszczał pierwszy pocisk. Wiedział, że tu liczą się sekundy - dlatego też drugi pocisk ledwie przeciął jego policzek, gdy ten próbował go uniknąć. Pełen powagi, spojrzał na rywala puszczając kukłę, która wyglądała tak realnie, jak sam rywal. Kukła posiadała trochę energii... co prawda sterownej, lecz jednak - zdołała w małym kawałku zregenerować to, co mag stracił (Licząc status: jest ok. 70%).

Mag spojrzał na pobliski murek rubinowych rąk, zastanawiając się najwyraźniej nad sposobem ich wykorzystania. Za pomocą oka podniósł na arenie znacząco siłę grawitacji, co zaczęło mocno przyciągać do ziemi Lemuura ograniczając jego sprawność ruchową. Po chwili Emronn spojrzał pod siebie, znacząco obniżając moc grawitacji w promieniu metra, dwóch. Przyzwyczajony do krwawienia jako skutku ubocznego, nie zważał już na ból czy spływającą strumyczkami krew (Status: 80%). Musiał oszczędzać moc tylnych oczu najwidoczniej, skoro wszystko co robił, to przy pomocy zmęczonego już wymiarem trzeciego oka. Wstał i wyciągnął ręce w stronę pobliskiej ścianki zniszczonych, rubinowych rąk. Po chwili przy użyciu oka obrobił ręce (skruszając wokół) w piękne, długie włócznie. Jako, że był w zasięgu znacznie niższego pola grawitacji, bez problemu wziął pod siebie cztery takie i obserwował przeciwnika zmagającego się z otoczeniem. Szybko za pomocą oka podniósł swe bronie przed siebie, posyłając je z bardzo wielką prędkością (mimo otaczającej grawitacji, o prędkości pocisków z broni) prosto na Lemuura. Włócznie jednak nie były skupione i posłane po linii prostej, lecz lekko rozproszone - najwidoczniej miały przyszpilić przeciwnika do pobliskiej ściany, omijając punkty witalne, których uszkodzenie mogłoby zabić.

- Znam regulamin pojedynku, dlatego nie mogę Cię za... - przerwały mowę szybkie wymioty krwią, zaś osłabienie wynikające z użycia sprowadziło Maga na kolana (Status: 90%). Czuł, że jest wykończony, lecz jego honorem było trwać do końca. Jego honorem jest zwycięstwo!

Czasu jednak wciąż wiele przed rywalami, zaś los pokaże, komu pisana wygrana. Szybko stanął na nogi, próbując ignorować słabości i skupił się na przeciwniku. Włócznie pędziły, sekundy się liczyły, grawitacja mu nie sprzyjała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lemuur zaskoczony spojrzał na swego rywala... Ciekawiło go, jak wyglądać będzie ostateczny, zapewne samodestrukcyjny (przy 100%) ruch przeciwnika, nie była to jednak odpowiednia pora na takie przemyślenia. Od otrzymania rany dzieliły go sekundy, może nawet sekunda, musiał błyskawicznie podjąć decyzję...

Pomimo silnej grawitacji zgrabnym ruchem zrzucił z siebie płaszcz ochronny, który zarył o ziemię z ogromnym impetem. Oczom Emronna ukazała się okazała maszyneria skrywana pod szarą osłoną. Niemal całe ciało białowłosego maga było... Mechaniczną konstrukcją. Roiło się tam od kabli, przekładni i innych dziwnych mechanizmów, których znaczenia przeciwnik nie pojmował. W miejscu, gdzie powinno znajdować się serce widniał wyraźny, impulsywny blask o ciepłej barwie. To z niego zapewne wynalazca czerpał siły.

Nie było to wielkim zaskoczeniem, władca wymiaru z pewnością domyślił się już wcześniej, że pod płaszczem kryje się jakaś tajna broń. Bardziej szokujące z pewnością było dla niego to, co odczuł. Delikatna aura, jaka wcześniej otaczała białowłosego, teraz uległa zmianie. Stała się dużo potężniejsza, w dodatku nie była jednorodna. Składała się jakby z kilku energii, które wręcz emanowały tajemniczą siłą.

Ciało Lemuura stało się teraz jedną, wielką, ruchomą bronią. Mógł oddawać strzały praktycznie ze wszystkiego. Bez problemu ustrzelił więc wszystkie włócznie zmierzające w jego stronę, jednak z uwagi na tempo, w jakim musiał to robić zdołał jedynie zmienić ich tor. Każda z czterech włóczni zamiast nadziać kończynę maga jedynie ją drasnęła, pozostawiając drobną rysę na mechanicznym ciele.

- Płaszcz służył osłonie, ograniczał moje ruchy i regulował przepływy energii, wszystko po to, by dotrwać do tego momentu i zachować przy tym dostatecznie dużo mocy. Pora to kończyć, drogi rywalu!

Białowłosy mag szybko przeanalizował wszystkie procesy, jakie zachodziły w jego ciele.

Mana - 35%

Zasilanie - 50% + bateria awaryjna (60%)

Stan/Siły witalne - 85%

"Last Hope" - 20%

Tempo walki na moment zwolniło, obaj wojownicy z pewnością analizowali właśnie siły przeciwnika i starali się przewidzieć jego ruchy.

"A więc wchodzimy w końcową fazę walki..."

Wynalazca nagle uniósł się w powietrze, uczynił to bezproblemowo, jakby jego skrzydła nie podlegały teraz żadnym prawom grawitacji. Gdy znajdował się już na odpowiedniej wysokości (był na tyle odległy od ziemi, że niewidoczny dla Emronna) skrzyżował ręce. Nagle wokół niego wyrosło coś, co przypominało wcześniej konstruowane wieże. Ogromna konstrukcja, która całkowicie zamknęła go w sobie. Otaczała ją masa potężnej energii.

Mana - 25%

Zasilanie - 40% + bateria awaryjna (60%)

Stan/Siły witalne - 85%

"Last Hope" - 20%

"Dobrze... Zobaczmy, co teraz wykombinujesz..."

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako, iż był to należący do Maga wymiar, bez problemu dostrzegł przeciwnika - być może jego oko miało moc zbliżania? Nie raz pokazało, ze do normalnych nie należy.

Oko Emronna powoli zaczęło się przymykać, najprawdopodobniej w suktek zmęczenia. Przypomniał sobie o złożonej obietnicy Ellie... o tym, iż wygra sposobem, nie zakończeniem. Interpretacja zwycięstwa... Zwycięża ten, który pozostaje w pamięci, czy ten, który jako ostatni wciąż stoi na nogach? - zastanowił się przez chwilę, lekko uśmiechając.

- To koniec, dla mnie lub Ciebie. Lemuur... jesteś niesamowity. Nikt nie doprowadził mnie jeszcze do takiego stanu. - wraz z mową powoli przesuwał rękoma widzów, opuszczając ich na wciąż istniejące trybuny tak, by czuli się bezpieczni.

- Ci, którzy we mnie wierzyli, najprawdopodobniej się zawiodą. Wierzę, iż magia nie kończy się na zaklęciach... magią jest też sposób, słowa czy wiara. Zawiodłem pod każdym względem, zrobię więc to, co należy do mojego obowiązku w pojedynku i posłużę się ostateczną bronią, jaką być może doprowadzę Cię do podobnego mi poziomu. - Mag po krótkiej przemowie wyciągnął dłoń z ustami w stroną przeciwnika. Usta kaszlnęły, wypluwając po chwili do dłoni rubinowy bukiet róż, którym Mag cisnął w stronę Lemuura.

- Bīmuraitoningu! - krzyknął najgłośniej jak tylko mógł, szybko wyciągając obie dłonie w stronę przeciwnika. Nad przeciwnikiem pojawił się olbrzymi zbiór chmur, który nie wyglądał na coś bezpiecznego. W tej samej chwili Emronn został wypełniony swą barwą, zaś reszta otwartych oczu na plecach zaczynała się zamykać, lekko łzawiąc błękitną cieczą. Padł na brzuch, twarzą do ziemi, odwracając jedynie dłoń z okiem ku niebu tak, by mógł obserwować ciąg dalszych wydarzeń.

Chmury zaczęły tworzyć dziesiątki, jak nie setki pięknych, czerwonych wiązek błyskawic. Chmury zaczęły się nimi wymieniać, coraz bardziej zbliżając do przeciwnika, który przecież cały był wykonany z różnych metali, jeśli dobrze Emronn pojął ogół jego ciała. Wydawało się, iż dzieje się to tak bardzo powoli, jednak cały proces zajmował zaledwie sekundy. Grawitacja zaczęła powracać do normy, zaś barwy otoczenia powracały do pierwotnej formy, co najwidoczniej oznaczało zmianę wymiaru na poprzedni - zostawiając jednak za sobą wszelkie zmiany, czary... tak więc chmury, które nagle zrodziły przeogromną ilość grubych błyskawic, atakujących przeciwnika. Nie były to zwykłe błyskawice, jak wróg czuł - te miały na celu sparaliżować ciało, nie mogły go zniszczyć ze względu na plan zaklęcia (gdyż Emronn wszystkie przygotował tak, by te nie zabijały). Wstążki błyskawic masowo zaatakowały Lemuura, nie odpuszczając nawet na chwilę. Mag władający do tej pory kryształem, zaczął się znów lekko uśmiechać. Przewrócił głowę w bok tak, by mógł też obserwować reakcję widowni, tym razem otwierając swe naturalne oczy. Ciśnięty wcześniej bukiet opadł na ziemię blisko wejścia, z którego pierwotnie na początku pojedynku miał przyjść przeciwnik. Był to swego rodzaju okaz szacunku, a także honoru.

- Wiem, że się powtarzam, lecz naprawdę Cię podziwiam... osobiście uważam, iż zwyciężyłeś. Jestem też dumny z tego, iż właśnie z Tobą dane było mi stoczyć pojedynek pełen honoru. Cóż... w jednym powinniśmy się zgadzać... - Mag zaśmiał się lekko - ...daliśmy świetny pokaz magiczny, a o to w tym wszystkim chodzi. Podaj mi dłoń, jeśli jakimś cudem nie dasz się pogryźć mojemu zaklęciu, gdyż niemal całkiem sparaliżowany sam tego nie uczynię.

Jak bardzo Mag by nie pragnął, niemożliwym będzie kontynuacja pojedynku z jego strony. Powiedział to, co miał, kończąc pojedynek nieco wcześniej.

- Honor po obu stronach, Bracie... - rzucił na koniec, najwyraźniej całkiem przekonany do swej przegranej. Ostatecznie jednak lud wyceni zwycięzcę, biorąc pod uwagę najróżniejsze szczegóły pojedynku.

"Wierzę, iż magia nie kończy się na zaklęciach... magią jest też sposób, słowa czy wiara..."

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

" Zaledwie 20%... Niech to szlag!" - Pomyślał Lemuur aktywując coś, czego znaczenie znał tylko on sam - Last Hope.

Było to jego największe dzieło, broń tak potężna, że dla osiągnięcia pełnego efektu naładowana musiała być całą energią magiczną, jaką normalnie mógł posiadać. Z uwagi na sytuację nie był w stanie pokazać działa w całej swej okazałości, mimo to postanowił przyzwać je w chwili, gdy na niebie zaczęło dziać się coś niepokojącego. Nad stalową kopułą ukazała się wielka, masywna konstrukcja, z której wnętrza połyskiwało delikatne światło. Wycelował w górę, nawet nie śmiałby oddać strzału do leżącego przeciwnika. Huk! Potężna aura wzbiła się w powietrze, pochłaniając wszystkie chmury i zwiększając swą objętość. Po osiągnięciu bezpiecznej wysokości pocisk eksplodował z tak ogromną siłą, że niebo na chwilę przybrało barwę rubinową. Na szczęście nikomu z zebranych nic nie groziło.

- Last Hope, działo, którym planowałem zakończyć tą walkę. Posyła ku celowi potężny, magiczny pocisk, który pochłania całą magię, z jaką zetknie się na swej drodze. Podobną technologię zastosowałem przy latających pijawkach, szczerze mówiąc wpadłem na nie projektując tą broń. Szkoda, że pojedynek nie skończy się tak, jakbym chciał... A może to i dobrze? Nie lubię przerwanych planów, nie da się jednak ukryć, że tak jest ciekawiej.

Te słowa Lemuur wykrzyczał, wisząc w powietrzu, skierowane były do wszystkich. Na tym jednak mag nie poprzestał. Powoli opadł na środek zrujnowanej areny. Nie musiał się śpieszyć, pojedynek w końcu dobiegł końca. Wiele miał do powiedzenia swemu rywalowi, jednak milczał. Podszedł do miejsca, w którym leżał ciśnięty przez Emronna bukiet róż. Kwiaty były lekko przypalone, mimo to białowłosy mag podniósł je, czując się zaszczycony. Kolejnym celem jego podróży po gruncie był leżący na ziemi przeciwnik. Zdecydowanym krokiem podszedł do wyniszczonego ciała rywala i wyciągnął rękę w jego stronę.

- Emronnie, stoczyliśmy tutaj wspaniałą walkę. Byłeś... Jesteś naprawdę godnym i potężnym przeciwnikiem, również Cię podziwiam. Myślę, że daliśmy razem wspaniały pokaz umiejętności, a przy okazji dobrze się bawiliśmy, choć zarobiliśmy po kilka siniaków. Cóż... Nie ma frajdy bez ryzyka! I... Dziękuję.

Po tych słowach Lemuur uśmiechął się do swego przeciwnika i szybkim ruchem ręki podniósł go na proste nogi. Emronn nagle poczuł się nieco lepiej, czuł, jak krążą w jego ciele coraz większe ilości energii. Zdawało się, że mimo nietypowych ran jest w stanie stać na prostych nogach, a nawet całkiem sprawnie funkcjonować.

- Zostało mi trochę tego, więc mogłem się podzielić... Każdy wielki pokaz powinien mieć wielki finał... Co Ty na to Emronnie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Emronn po otrzymaniu niewielkiej dawki energii zaczął przyglądać się przeciwnikowi. Ponownie odwzajemnił uśmiech, lekko wzdychając.

- Piękny gest. Nie traćmy czasu. - po krótkim stwierdzeniu, ruszył wolnym krokiem nieco dalej, by utrzymać odpowiedni dystans od przeciwnika. Wiedział, iż efekty zaklęć są lepiej postrzegane, gdy jest na nie miejsce.

Gdy już się zatrzymał uznając pozycję za odpowiednią, palcami zwinnie zaczął rysować wzdłuż dziwnych linii na ciele różne znaki. Na ciele maga pojawiła się dziwna kombinacja znaków, lekko świecąc na niebiesko. Po chwili jego policzki urosły, jakby trzymały wewnątrz coś dużego. Gdy mag otworzył usta, z jego gardła zaczął się wydobywać dziwny klejnot, rozmiarów dwóch, może trzech pięści. Przypominał diament, lecz nim nie był - miał też na sobie wyryte jakieś dziwne znaki, z których zaczęło wydobywać się lekkie, niebieskie światło (niestety niezbyt widoczne za dnia). Trzymając klejnot po ustach, lekko dmuchnął w niego niebieskim dymem, co spowodowało pulsowanie światła. Najprawdopodobniej był to jakiś sekret maga ukryty na ostatnią okazję, z której wcześniej nie zdążył skorzystać.

- Skoro to nasze ostatnie starcie zaklęć... Nie popiszę się niczym szczególnym.

- Rakuen e no tabi

Emronn podniósł klejnot wysoko w górę, wyzwalając jakieś z jego mocy. Po chwile cała arena zatrzęsła, zaś z klejnotu wydobył się błękitny promień lecący w stronę przeciwnika. Coś jednak nie grało: wewnątrz promienia było widać jakby setki małych twarzy, które płakały, krzyczały, o coś błagały... Promień leciał dosyć szybko, więc Lemuur nie miał zbyt wiele czasu na reakcję. Wyczuł jednak, iż zaklęcie niekoniecznie będzie musiało nieść negatywne skutki. Być może było to coś w rodzaju zapieczętowanej wiedzy? Może jakaś klątwa?

- Przyjmij jedyne, czym mogę się odwdzięczyć za pojedynek. Wiem, że nie chciałeś, by to się tak skończyło, jednak jestem już całkiem bezużyteczny ze względu na moje kryształowe pojemniki oraz oczy. Wymaga to wstrętnej roboty, czego nie zamierzam czynić na arenie. Jeśli oddasz się zaklęciu, wszystko wytłumaczę. Jeśli nie jesteś pewien co do niego, to śmiało atakuj.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czar zrodzony z energii Lemuura tak naprawdę miał nikłe szanse na wyrządzenie mu krzywdy, rywal natomiast nie był typem krętacza, więc białowłosy mag nie miał nic do stracenia... Poza jednym.

Finałowa scena winna być widowiskowa, trzeba odejść z hukiem! O to chciał zadbać, zanim pochłonie czar przeciwnika, czy może raczej towarzysza zabawy? Nie wiedział nawet, jak teraz miałby Emronna nazywać.

Lemuur używając reszty swojej mocy postanowił nawiązać do początku pojedynku. Uniósł swe ręce w powietrze, a wokół areny powstało sześć wysokich wież. Podobnych do tych, których używał wcześniej. Czar dość tani i mało użyteczny, lecz widowiskowy! Białowłosy mag znajdował się mniej więcej pośrodku kręgu stworzonego z mechanicznych konstrukcji, gdy wzbił się w powietrze i nadział na promień wystrzelony przez rywala (bo tak ostatecznie postanowił nazywać swego oponenta). Powalony realną, lub udawaną siłą uderzeniową padł twardo na ziemię. Wieże w tej samej chwili eksplodowały kolorowym światłem, potężna spirala utworzona z ich energii wzbiła się w powietrze tworząc widowiskowy pokaz. Wirujące światła w końcu odsłoniły ciało maga, leżał, jakby nieprzytomny...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez chwilę jeszcze podziwiał twór Lemuura, lekko się chwiejąc - najwyraźniej znów słabnąc. Wciąż się jednak uśmiechał. By nie puścić gafy w postaci upadku przez taką błahostkę jak zmęczenie, usiadł po turecku na swoim miejscu przyglądając się temu, jak jego rywala zaczęła otaczać błękitna aura podczas zetknięcia z promieniem. Białowłosego maga jakaś moc uniosła lekko nad ziemię, zaś aura nasiliła się na tyle, by oślepić wszystkich wokół.

- Ty jesteś tym, który godzien posiadać Ellie, część duszy mej córki. Zapieczętowałem to, co z niej zostało, gdy opuszczała nasz świat. Urodziła się z niesamowitą mocą... lecz mimo upływu tak wielu lat, wciąż nie jestem w stanie władać Diamentową Magią. - Spuścił głowę, po chwili powoli się podnosząc, po czym spojrzał ponownie rywalowi w oczy, tym razem idąc w jego stronę. Aura nieco osłabła, już nie męcząc oczu widzów.

- Od tej pory będę Cię obserwował, by zobaczyć w jakim stopniu opanujesz Magię Dia... Nie, Magię Ellie. Obecnie w niczym nie doradzę, nie mam pojęcia, jak uwolnić te moce, lecz ktoś z Twoją wiedzą... Jeśli nie masz nic przeciwko.

Mag na chwilę się zatrzymał, podziwiając świeżo postawione wieże przez Lemuura. Dopiero teraz, gdy nie musiał się skupiać na nim, mógł dostrzec szczegóły ich piękna. Spojrzał jeszcze przez ramię, przyglądając się chwilę znikaniu diamentu, który się unosił w powietrzu. Promień zanikał, a Lemuur opadał, zatrzymując w końcu stopy na ziemi. Szczęśliwy takim obrotem spraw oraz tego, iż jego rywal okazał się prawdziwym obiektem podziwu, ruszył na środek areny. W końcu docierając, wyciągnął dłoń ku niebu, z której usta zaczęły dmuchać pięknym, kryształowym proszkiem, lekko opadającym na arenę - także zdobiącym świetnie wykonane wieże. Widzowie zaczęli głośno podziwiać efekt: wyglądało to tak, jakby w jakiejś małej kraince wybudowano technologicznie zaawansowaną architekturę, którą zdobiła kryształowa mgła, pięknie lśniąc i odbijając światło słońca. Emronn czuł po chwili, jak traci znów resztki sił, lecz nie żałował prezentacji. Liczyła się sztuka magiczna oraz jej zastosowanie.

- Ostatecznie, oraz co najważniejsze, gratuluję wygranej, Lemuurze. Nie wypieraj się, moim zdaniem na nią zasługujesz. Spakuj swoje rzeczy, będę czekał pod piątką w lewym skrzydle po ogłoszeniu wyników. Chętnie zaprowadzę Cię do mojej pracowni i opowiem więcej o tym, czym Cię obdarzyłem. Zbyt wiele prywatnych sekretów, bym mógł je wyjawiać publicznie. - Stwierdził, po czym szeroko się uśmiechnął opierając dłoń na ramieniu rywala. Po chwili jednak zaczął wzrokiem szukać osoby odpowiedzialnej za organizację, jakby oczekiwał wkrótce ogłoszenia wyniku.

- Nigdy Ci nie zapomnę tego pojedynku, bracie. - szepnął bardziej do siebie, niż do Lemuura. Był dumny z pokazu, który okazał się lepszy, niż się tego spodziewał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podczas gdy Emronn gotów był już do opuszczenia areny, Lemuur wciąż na niej tkwił... Wbrew pozorom odniósł poważne rany, gdyż zasilanie, z jakiego korzysta wiąże się także z podtrzymywaniem życia... Nie groziło mu żadne niebezpieczeństwo, po prostu musiał odpocząć, zebrać siły. W duchu dziękował rywalowi za dar, jakim go obdarzył. Połączenie diamentowej magii z jego technologią... To dawało ogromne możliwości, nie mógł już doczekać się serii eksperymentów.

Białowłosy mag rozejrzał się wokół, widział swoje zrujnowane tak naprawdę, lecz wciąż piękne wieże. Widział opadające wokół kryształy, błyski i całą masę innych, magicznych efektów specjalnych. I... Co najważniejsze, widział wiwatujący tłum i uśmiech na twarzy Emronna. To była niezapomniana chwila. Lemuur spojrzał na to wszystko po raz ostatni, ukłonił się nisko, a następnie zniknął w oparach dymu. Cóż... Facet lubił przesadzać ze spektakularnością.

Pierwszym, który ujrzał go po pokazie był jego rywal, który stał teraz przy wyjściu z areny. Białowłosy miał mu sporo do powiedzenia, dlatego go zatrzymał.

- Emronnie, kimże bym był, gdybym się nie odwdzięczył? Tak naprawdę obaj jesteśmy zwycięzcami tej walki. Jestem Ci bardzo wdzięczny za moc, jaką mnie obdarzyłeś, dlatego zamiast u Ciebie proponuję spotkanie w moim gabinecie... Przy okazji mógłbym wręczyć Ci kilka ksiąg, oczywiście, jeśli technologia w jakimś stopniu Cię interesuje... Wytworzenie kilku takich zabawek wcale nie jest trudne! Wierzę, że przyjdziesz, numer to był bodajże... Nieważne, wiem, że trafisz! Do zobaczenia!

I tak oto pojedynek dobiegł końca... Tak naprawdę więcej w nim było gry aktorskiej, aniżeli magii, ale czyż nie o to chodzi w walce pokazowej? Teraz obaj magowie radośnie debatowali przy wyjściu z areny, obaj oczekując na wynik...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...