Skocz do zawartości

Krocząc przez popioły i zgliszcza - „Wędrówka ku wieczności” (Draco Brae)


Applejuice

Recommended Posts

Nikt nie zasługiwał na taki los. Niezależnie od tego co zrobił. Doskonale to wiedziałem na podstawie własnych doświadczeń. Tylko... że ja nawet nie wiedziałem za co pokutuję. Chwila jednak nie była godna przemyśleń. Robiło się nieciekawie w jaskini i zapowiadało się, że będzie ona czyimś grobem. Jednakże, nie moim... A tym bardziej nie tego nieszczęśnika.

- Bzdura - stwierdziłem z pogardą.

Niewiele czekając zmobilizowałem się do działania. Musiałem po prostu zabrać to truchło jak najdalej od jaskini. Ostatecznie później spełni się jego życzenie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 55
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Zapomniałeś o czasie teraźniejszym :P

_____________________________________________

 

Z każdą chwilą odgłos spadających kropel wody nabrzmiewa coraz głośniej. Gdy zbliżasz się do ciała, dusza ponownie się odzywa, głosem łamiącym się od rozpaczy:

- Nie rozumiem... I nie chcę rozumieć. Bzdura? Być może... Ale to postanowienie jest tak naprawdę jedyną rzeczą, która pozwoliłaby mi istnieć spokojnie...

Prawdopodobnie nie masz czasu na dyskusje i rozważania, więc po prostu dźwigasz ciało, które okazuje się wyjątkowo lekkie i opuszczasz jaskinię. W samą porę, bo ze sklepienia zaczynają odpadać pojedyncze kawałki ziemi i niewielkie odłamki skał.

- Nikt nie może mnie znaleźć...

To były ostatnie słowa, które wypowiada głos. Czujesz, jak ta niematerialna moc się oddala, niesiona przez łagodny powiew wiatru w kierunku nocnego nieba.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie leciałem daleko. Nie musiałem. Szybko dotarł do mnie fakt, iż dusza była przywiązana bardziej do miejsca jak ciała. Wszystkie moje działania są jednak pozbawione sensu. Cokolwiek bym nie uczynił, zawsze jest tak samo. Pytania bez odpowiedzi i sprawy, które nie kończą się pomyślnie. Chciałbym chociaż przez to czuć kucie w sercu, ale i tego nie ma. Po raz pierwszy ktoś do mnie był życzliwy, ale to było niczym otwarta klatka, która została zamknięta tuż przed mym nosem. Mam ochotę zrobić to co zwykle robiłem nocami, przeczekać, ale najpierw musiałem spełnić prośbę zmarłego. Nie znając jego imienia, postanowiłem mu tylko usypać nagrobek. Jedyne co go tu znajdzie, to robactwo.

Niewiele czekając, zdecydowałem, że zakopie go blisko jaskini. Oczywiście w miarę możliwości. Potem dopiero ułożę się gdzieś obok. Szybko obniżyłem lot z nadzieją, że ziemia nie odmówi pochówku...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odnajdujesz odpowiednie miejsce, gdzie ziemia nie jest twarda. Niedawno musiał tutaj padać deszcz, bo wszędzie dookoła obrastają mchy, a grunt jest nieco wilgotny, toteż kopanie nie sprawia ci trudności. Gdy grób jest już odpowiednio głęboki, umieszczasz w nim ciało. Dopiero teraz możesz zobaczyć twarz nieszczęśnika, na której o dziwo gości spokój. Zupełnie tak, jakby podczas śmierci nie odczuwał żadnego bólu - wygląda on po prostu tak, jakby zasnął.

Zasypujesz ciało wcześniej wykopaną ziemią. Jesteś poplamiony krwią zmarłego. Jego ostatnie życzenie zostało spełnione, choć nie do końca... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwilę jeszcze patrzyłem na dzieło jakiego dokonałem. Pierwszy raz chyba kogoś grzebałem. Nie czułem przy tym nic poza spełnieniem obowiązku. Stałem tak gapiąc się bezmyślnie, po czym zastanowiło mnie jedno: co teraz? Miałem świadomość, że daleko stąd do najbliższych osad, więc nawet jeśli komuś by się udało tu zajść, to co mu po tym.

Westchnąłem.

Nie chciało mi się teraz szukać jakiegoś głazu, by nadać temu miejscu pewną symbolikę, więc odłożyłem to na dzień jutrzejszy. Teraz już nawet nie miałem ochoty szukać schronienia. Zresztą, mój wygląd, który teraz został ubarwiony krwią, zwiastował tylko kłopoty. Ułożyłem się więc po prostu w pobliżu nagrobka i czekałem na sen, na poranek...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wysokie na kilka metrów języki ognia pną się ku czarnemu niebu. Płonące domy stają się więzieniem dla wielu niewinnych istot. Słyszysz ich krzyki przepełnione cierpieniem, którego umysł nie potrafi pojąć. Słyszysz krzyki każdego rannego, płonącego żywym ogniem. Widzisz, jak istoty podobne tobie - być może nawet twoja rodzina - próbują uciec przed nieuniknionym wyrokiem, oczywiście na próżno...

Przyglądasz się temu, nie mogąc nic zrobić. To także część twojej "kary" - ból płynący z bezsilności. Te obrazy powtarzają się w twoim umyśle już nieskończoną ilość razy, mimo to zawsze jest w tym coś, co mimo wszystko przeraża cię na nowo...

Wtem dostrzegasz element, który jeszcze nigdy wcześniej nie pojawił się w twojej świadomości. Kucyk w lśniącej zbroi, dzierżący broń i przenikający pomiędzy jednym budynkiem a drugim... Jego sylwetka zamazana jest przez czarny dym...

Pojawiają się następni. Dostrzegasz ich tylko na ułamek sekundy - chwilę potem natychmiast znikają. Przemykają niczym złowrogie cienie, a wszyscy wyglądają tak samo. Lśniąca zbroja i broń...

 

Budzisz się nad ranem. W nocy znów padał deszcz - ziemia stała się jeszcze bardziej wilgotna, a z twojej sierści zniknęły wszystkie plamy krwi. Przez liście drzew leniwie przedzierają się pierwsze promienie słońca.

Wejście do jaskini jest kompletnie zablokowane przez głazy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powoli trawiłem po przebudzeniu to co mnie nawiedziło. Nowy element układanki. Być może nawet igraszka losu, która zmusza mnie do nienawiści. Takowi zbrojni nie pasowali do obrazu wioski. Ich obecność... Czy powinienem ich obwiniać? Czy powinienem mieć za bohaterów? Łatwiej uwierzyć w to pierwsze.

Podniosłem się z ziemi i raz jeszcze spojrzałem na grób. Przypomniało mi się, o kamieniu. Zamrugałem parę razy, przeciągnąłem się i strząsnąłem nieco wody, która mogła jeszcze gdzieś na mnie być. Spojrzałem ponownie w kierunku jaskini.

- Słowo się rzekło - podsumowałem to co wczoraj powiedziałem.

Teraz po prostu zabrałem się do znalezienia odpowiedniego kamulca, który byłby odpowiedni na grób. Potem będę kontynuował swoją tułaczkę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeden z głazów, który zablokował jaskinię, wydaje się być najbardziej odpowiedni. Jest nieduży, gładki i okrągły, biały. Umieszczasz go na grobie w miejscu, gdzie powinna się znajdować głowa zmarłego ogiera.

W lesie jest wyjątkowo cicho - nie słychać porannego świergotu ptaków, a wiatr jest tak słaby, że niemal nie porusza liśćmi na ogromnych drzewach. W powietrzu można wyczuć atmosferę śmierci. Pozostała ci jedynie dalsza wędrówka. Rozłożyłeś skrzydła i zamierzałeś się wbić w powietrze, gdy nagle...

Głośne i piskliwe szczeknięcie gwałtownie przerywa ciężką ciszę. Odwracasz się i dostrzegasz małego, kremowego szczeniaczka, który dzielnie obnaża przed tobą jeszcze mleczne ząbki. Puszysty ogon ma uniesiony do góry i macha nim na wszystkie strony. Warcząc powoli zbliża się do ciebie, choć widać, że traktuje to "polowanie" jako zabawę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dalsza wędrówka została przerwana. I to czym!? Drobnym kłębkiem sierści, mleczaków oraz ogona, który startuje do większych od siebie. Pocieszne to i nie uświadomione. Obserwowałem psa z powagą, szybko jednak zdałem sobie sprawę, że on sam tu nie jest. Nie zapowiadało to kłopotów, ale zwiastowało raczej spacerowicza.

Gdzieś w głębi słyszałem "Zostaw Puszka! Nie zjadaj go!" Czy inne takie. Westchnąłem ciężko i zdecydowałem się rozejrzeć, za potencjalnym właścicielem. W końcu może i ja go faktycznie nie zeżrę, ale cała gama innych stworzeń może to zrobić.

Edytowano przez Draco Brae
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szczeniak rezygnuje z cichego i złowrogiego warczenia. Próbuje zbliżyć się do ciebie niepostrzeżenie i jak najciszej. Rozglądając się nie dostrzegasz, że pies już jest koło twoich nóg... i to właśnie nie obrał za swojego przeciwnika. Radośnie skacze dookoła ciebie, szczekając i nawet próbuje cię lekko ugryźć, ale ostatecznie nie potrafi się na to odważyć. Doskakuje do twoich kopyt i szybko się cofa, powracając do swoich "podchodów". Wkrótce, jakby znużony, kładzie się na trawie brzuchem do góry, patrząc na ciebie brązowymi oczami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wpatrywałem się chwilę w brązowe oczy psiaka i rozważałem co mam z nim zrobić. Zostawienie go, oznaczało dla niego pewną śmierć. Zabranie ze sobą byłoby ogromną katorgą, bo chyba nigdy nie zajmowałem się zwierzęciem, a przynajmniej tak czuję. Zresztą nawet jeśli bym go zabrał, to szybko bym odczuł w rzecze czasu jego brak. Rozdzierałbym siebie na jeszcze drobniejsze kawałki.

Rozejrzałem się raz jeszcze za potencjalnym właścicielem. Szczeniak szybko doświadczył okrucieństwa świata, bo zdaje się, że był od małego sam.

- Przepraszam mały - rzuciłem niedbale, nie chciałem się przywiązywać, ale nie chciałem również, by cierpiał w lesie głód, a wreszcie śmierć z tego powodu. Pozwoliłem by moje kopyto zaczęło rozgrzebywać ziemię na jeszcze jeden dołek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szczeniaczek widząc to znów podnosi się na cztery łapki, podbiega do ciebie i zawzięcie pomaga ci kopać. Nie zdaje sobie sprawy z tego, co zamierzasz zrobić...
Nagle podnosi wysoko uszy i staje wyprostowany, przyglądając się pobliskim krzakom bacznym wzrokiem.
- Flavi?
Szczeniak uradowany biegnie w kierunku krzaków i znika w ich gąszczu. Słyszysz cichy chichot, prawdopodobnie należący do małej klaczki.
- Ciii, Flavi, bo mnie usłyszy! - szepcze. - To Chamunda...

Edytowano przez Applejuice
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wzruszyła mną reakcja szczeniaka. Wytrwale i metodycznie kontynuowałem to co postanowiłem. Starałem się przy tym nie myśleć. Jeszcze bym zmienił zdanie. Świat nie jest taki piękny jak się przecież wydaje.

Od kopania oderwała mnie reakcja szczeniaka na szelest liści. Zmysły już dawno stały się głuche na otoczenie. Brak potencjalnego wroga nie zmuszał mnie do walki o życie, więc po prostu nie dostrzegałem tego co on. Nie zachowałem się jednak równie głupio jak szczeniak. Spoglądałem wciąż w to co robiłem do tej pory i pozwalałem, by moje kopyta czekały na to co będzie. Słysząc jakieś słowo, najprawdopodobniej imię tego szczeniaka zrozumiałem, że właściciel się znalazł. Zastrzygłem na to uszami i uniosłem łeb, by patrzeć przed siebie. Ostatecznie nie musiałem już brudzić sobie kopyt i byłem gotowy odlecieć.

Od zamiaru odciągnęło mnie określenie Chamunda. Prychnąłem na tyle wyraźnie i głośno, by właściciel wiedział, że ja wiem o jego obecności. Zwróciłem więc wzrok ku krzakom, w których teraz siedziały dwa maluchy.

- Niebezpiecznie jest chodzić samemu po lesie - stwierdziłem ze spokojem.

Przeszywałem krzaki wzrokiem. Zwykle przede mną uciekali lub mnie obrażali, więc może po prostu ta reakcja mnie ciekawiła?

Chamunda..? Cokolwiek to znaczyło, pewnie i tak byłem potworem...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klaczka pisnęła ze strachu, a piesek, wyczuwając zmianę w jej nastroju, zawarczał cicho. Pośród liści wyłoniła się para brązowych, zaciekawionych oczu.

- Mówi! - wyszeptała klaczka z przejęciem, a potem dodała głośniej, zupełnie tak, jakby rozmawiała ze swoim rówieśnikiem i nie zdawała sobie sprawy z tego, z kim ma do czynienia: - Zawszę chodzę z Flavim po lesie.

Klaczka przez chwilę tylko na ciebie patrzyła, a potem spytała ze zdziwieniem:

- Skoro jest niebezpiecznie, to czemu jesteś sam?

Edytowano przez Applejuice
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na określenie "mówi" zarżałem kpiąco. Mimo to, wciąż obserwowałem to co robi młoda klaczka. Jej tłumaczenie było na miejscu. Co ciekawe zwróciła uwagę na coś na co nie powinna.

- Zdajesz sobie sprawę kogo o to pytasz? - odparłem pytaniem na pytanie w dość szorstki sposób.

Szybko dotarło do mnie, że coś się zmieniło w moim monotonnym życiu, a jeszcze więcej zmian będzie później. Pytanie brzmiało czy owe zmiany będą dobre. Chyba, że to dalszy ciąg moich halucynacji. Wtedy powinienem zrobić coś absurdalnego, by się ich pozbyć. Tylko... Czy wtedy moja psychoza się nie pogłębi?

Zaostrzyłem wzrok na oczach wciśniętych w krzaki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Chamunda! - wykrzyknęła klaczka i wyskoczyła zza krzaków, machając kopytami z podekscytowania, a jej oczy ani na chwilę nie spuszczały z ciebie wzroku. Klaczka prawdopodobnie miała około sześć lat. Jej umaszczenie było kremowej barwy, a długie włosy, spięte w warkocz, płonęły jaskrawym, pomarańczowym blaskiem. Nie widać było po niej ani najdrobniejszej oznaki strachu - przeciwnie, była niezmiernie zainteresowana twoją osobą. Podeszła nieco bliżej.

- Wyglądasz jak Chamunda... - stwierdziła, tym razem już nieco mniej pewnie. - Ale raczej nią jesteś, chyba że od urodzenia masz takie skrzydła? Jeju, chciałabym mieć skrzydła - bąknęła i rozgniewana spojrzała na swój grzbiet.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaczynało mnie wkurzać określenie "Chamunda". Czułem się cały czas przez to słowo obrażany. Wynikało to raczej z faktu, iż po prostu nie znam jego znaczenia. Poza tym... brzmiało tak bardziej jak bym był klaczą...

W między czasie moje oczy również wodziły za brzdącem, który najwyraźniej traktował mnie jako rozrywkę. A przynajmniej takie odnosiłem wrażenie po ekscytacji małej klaczki. Było to dla mnie żenujące, upadłem z rangi potwora na zwierzę w cyrku. Dopiero kolejna wzmianka o "Chamundzie", wyrwała mnie z zamyślenia, a kolejne słowa sprawiły, że odruchowo uniosłem lewe skrzydło. Prezentowałem je w całej okazałości. Nie do końca sam rozumiałem po co to robiłem. Po kilku sekundach owej demonstracji zdałem sobie sprawę, że przyłączyłem się do tej głupiej gry w cyrk. Złożyłem skrzydło i nachyliłem się ku klaczce.

- Ciesz się z tego co masz - odparłem ściszonym głosem, który był nastawiony na grozę. W pewnym sensie brakowało mi tradycyjnego okrzyku pełnego strachu. Dodatkowo uśmiechnąłem się złowrogo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Klaczka przyglądała się twojemu skrzydłu z lekko otwartą buzią. Gdy nachyliłeś się ku niej, wreszcie okazała nieco strachu. Cofnęła się o krok, wpatrując się w twoje usta, zupełnie tak, jakby oczekiwała ujrzeć tam kły, lecz po chwili spojrzała ci w oczy... i ona także się uśmiechnęła.

- Masz oczy jak moja jaszczurka - powiedziała i zaśmiała się. Była tak malutka, że przeszła między twoimi kopytami i zaczęła iść w przeciwnym kierunku. - Flavi!

Piesek natychmiast za nią podążył. Klaczka odwróciła się do ciebie.

- Idziemy do zamku, pójdziesz z nami? - spytała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uśmiechała się... Sparaliżował mnie ten fakt. Dawno nie widziałem tego drobnego gestu. Przecież potwór zasługuje na co innego. Czułem się skołowany i po prostu stałem jak do tej pory. Wewnętrznie czułem się jakby miotał mną silny wiatr, zewnętrznie nie chciałem po sobie niczego pokazać. Nie wiem na ile udało mi się to osiągnąć. Dopiero wzmianka o jaszczurce mnie wyrwała z... Szoku. Skwasiłem minę z zażenowania i obróciłem się w jej kierunku.

- Nie boisz się? - spytałem wreszcie. Nurtowało mnie to bardzo. Był to fenomen dla mnie, którego nie mogłem w żaden sposób wytłumaczyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klaczka pokiwała przecząco głową.

- Niby czemu? - spytała zdziwiona, a potem bąknęła nieco obrażonym tonem: - Chyba że znowu będziesz mnie straszył.

Flavi szczeknął cicho, co prawdopodobnie miało zabrzmieć jak ostrzeżenie. Klaczka odwróciła się i zawołała przez ramię:

- To co, idziesz czy nie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mierzyłem szkraba wzrokiem. Z każdą chwilą czułem się dziwniej, ale starałem się zachować spokój zewnętrzny. Na szczeniaka nie zwracałem uwagi, nie miałem po co. Intrygowała mnie postawa klaczki, dlatego poczułem się, by ją pouczyć.

- Zamek? - powtórzyłem z delikatnym przeciągnięciem tego słowa i zbliżyłem się do małej. - Jeśli jest zamieszkany po co nękać właścicieli, z drugiej zaś strony, jeśli opuszczony, to po cóż mącić spokój duchów i ich łańcuchów?

Uciekałem przed potencjalnym towarzyszem podróży. Czyżbym się obawiał, że i ona zniknie w rzece czasu i zostawi bolesny ślad? Mimo iż skupiałem wzrok na szkrabie, to myślami zaczynałem odbiegać gdzieś w rachubę ile to czasu już minęło w moim życiu.

Edytowano przez Draco Brae
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klaczka odwróciła się w twoją stronę i wybuchła śmiechem.

- Ale to mój zamek! - oznajmiła radośnie i uśmiechnęła się promiennie. - Tylko trzeba go naprawić... bo deszcz prawie rozwalił ścianę. - Jej oczy zrobiły się duże i okrągłe; najwyraźniej była mocno przerażona tym faktem. - I chcę ci pokazać Mimi... Jak masz na imię? - spytała nagle.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uniosłem jedną brew, pozostając przy tym ze spokojnym wyrazem pyska. Ta mała stwierdziła, że zamek należał do niej. Co ciekawe, nie dostrzegłem żadnej większej budowli, gdy przelatywałem tędy. Łgała lub wyolbrzymiała pojęcie o swoim "domku", w którym żyła. Miałem wrażenie, że to była raczej ta druga opcja. Szybko jednak zrezygnowałem z myślenia i spojrzałem w niebo. Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć klaczce na temat mojego imienia.

- Nie posiadam go - stwierdziłem pusto. - Po prostu go nie pamiętam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No to... - zaczęła niepewnie klaczka, przekrzywiając przy tym nieco głowę i patrząc na ciebie z zaciekawieniem - nie posiadasz go czy nie pamiętasz?

Chwilę milczała, nie spuszczając z ciebie wzroku, a na jej gładkim czole wpełzła delikatna zmarszczka od intensywnego myślenia. Musiało dziwić ją to, że ktoś może zapomnieć swojego imienia, ale ostatecznie nie zadała żadnego pytania.

- Jak nie pamiętasz, to sobie przypomnisz - stwierdziła, uśmiechając się. Podeszła do ciebie nieco bliżej. - Ja mam na imię...

Huk błyskawicy rozdarł leśną ciszę. Klaczka pisnęła ze strachem i schowała się za tobą, kuląc się na ziemi.

- Jeju - zaszlochała cicho. - Znowu...

Edytowano przez Applejuice
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Imię... Czyżby zlepek kilku liter był świadectwem czyjegoś istnienia? To było już nudne i wciąż nie prowadziło mnie dalej. W zasadzie jak całe moje życie. Gdyby nie nagłe uderzenie, pewno bym się jeszcze bardziej pogrążył w rozmyślaniach i po prostu wzbił się w powietrze, by lecieć. Zwyczajnie lecieć przed siebie. Szkrab jednak bał się czegoś. Czyli ciekawość była silniejsza od strachu, sęk w tym, że błyskawicy nie sprawdzi jak mnie.

- Znowu? - powtórzyłem. - To naturalny cykl natury. Energia musi krążyć i znajdować drogę przepływu - stwierdziłem odwracając się do małej klaczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...