Skocz do zawartości

"Iter Nulla" - Lazy Smart (Brejbyrn)


Vermik

Recommended Posts

Imię: Lazy Smart

Rodzina: Jest sierotą podrzuconą do sierocińca w Haliflanks. Tam jedyną bliską mu osobą była jedna z opiekunek, niebieskiego umaszczenia z szarą grzywą klacz. Jej cutie markiem były dwa kopytka, miały one sugerować pomocne kopytko.

Ksywa / Przydomek: Last Gate. Jest dziwnym połączeniem dwóch imion, jego własnego i ducha który żyje w nim: Terrible Gaze.

Gatunek: Alicorn

Wiek: 17

Wygląd: http://i.imgur.com/uGkZRl.png

Drugi link, z imageshacka

Cutie Mark: Paląca się świeca, okulary i książka. Ma to symbolizować silne więzy z wiedzą, wszystko jednak jest czarnobiałe z powodu braku wiary w siebie.

Talent, Unikatowa Zdolność: Wybitna inteligencja i zdolność do analizy.

Charakter: Last jest bardzo leniwy, nieśmiały, ciekawski, lubi też gdybać i analizować. Często się zamyśla i wygląda wtedy na smutnego lub poważnego.

Krótka historia: Smart został podrzucony pod drzwi sierocińca w bardzo burzową noc. Razem z zawiniątkiem czyli źrebięciem jakim był, była zostawiona mała kartka "Światło połączone z mrokiem. Zaopiekujcie się Lazy Smart'em". Miał wtedy najpewniej roczek. Przez cały czas Gaze znęcał się nad Smartem, jednak ich dyskusję często wykraczały po za poziom przeciętnego dorosłego kuca. Rówieśnicy również nie byli zbyt uprzejmi w stosunku do alicorna, bo był zawsze ponad nimi... Talent magii i możliwość lotu, choć nie był wybitnym lotnikiem. Kierowani zazdrością dokuczali mu. Gdy Smart miał dziewięć lat dostał swój cutie mark. Stało się to jak czytał kolejną książkę szukając wytłumaczenia skąd się wziął i dlaczego jest w nim ktoś jeszcze. Tak analizując lekturę pojawił się jego cutie mark. W nagrodę za trud, Gaze powiedział mu że jest z nim połączony za karę, musi z nim spędzić życie by odpokutować swoje winy, jednak jakby mógł to by go zabił. Po mimo zyskania swojego znaczka Smart nie odnalazł swojego miejsca, bo nikt nie okazał mu rodzicielskiej miłości. Przez swój smutny i często poważny wygląd nikt go nie przygarnął. W wieku siedemnastu lat Smart postanowił nadać sobie przydomek Last Gate. Miało to symbolizować ostatnią bramę jaka przejdzie by odnaleźć swoje miejsce na świecie. Gdy to uczynił uciekł z sierocińca w poszukiwaniu odpowiedzi na swoje pytania. Gaze skomentował to krótko: "Wreszcie zaczyna się coś dziać smarku... pamiętaj, że oba dary masz dzięki mnie..." Zapewne miał na myśli skrzydła i róg...

Cel postaci: Poznać swoich rodziców, wyjaśnić dlaczego Gaze jest z nim połączony, sprawić by świat o nim usłyszał i go docenił oraz chciałby spędzić z kimś resztę swojego życia, czyli zakochać się.

Towarzysz: Terrible Gaze, duch rezydujący w tym samym ciele co Smart.

Zgadzasz się na grimdark?: Grimdark? Jasne jeśli klimat nie będzie o bezmyślnym krojeniu się, bo to nudne ;p. Jeśli jednak masz pomysł na coś w stylu Silent Ponyville to prowadź mnie wodzu :).

Promienie słońca, którym udało się przedostać przez gęste sklepienie z liści, smagały cię po twarzy. Nieustępliwie kroczyłeś przed siebie, zostawiając za sobą coraz to kolejne metry. Zapasy wykupione w małej wioseczce Faproth ponad dwa tygodnie temu dawno się wyczerpały, z twego żołądka dobiegały niepokojące dźwięki, przypominające odgłosy pędzącej w dół lawiny kamieni, jakiej byłeś świadkiem całkiem niedawno, mijając łańcuch górski Cloperia.

Od trzech dni podróżowałeś przez niemałych rozmiarów puszczę, gdzie choć wody było pod dostatkiem, to zdrowego pożywienia ze świecą by szukać.

Mijał już czwarty miesiąc, odkąd opuściłeś sierociniec - miejsce, które domem powinieneś był nazwać, choć pewien byłeś, że stwierdzenie owe jest fałszywe. Powodem tegoż były wspomnienia z nim związane. Odrzucony od reszty dzieciaków, powszechnie uważany za dziwaka... Lecz przyznać trzeba, że wyróżniasz się wśród tłumu. Młody alicorn, istota, która przetrwa przy życiu całe wieki, a jej korzenie być może sięgają samej rodziny królewskiej to widok dosyć rzadki. Choć cechy te są raczej powodami do dumy, dla innych były to tylko preteksty do nienawidzenia twej osoby. Czemu? Najprawdopodobniej zwyczajnie ci zazdrościli... Lecz teraz, w oczach nieznanych kucyków z innych miast, byłeś zwyczajnym, samotnym wędrowcem, jednorożcem - ciemny płaszcz praktycznie zawsze dokładnie skrywał twe skrzydła, miałeś już dość ukradkowych spojrzeń, wytykania palcami... Chociaż zwykły obserwator mógłby uznać, że nie posiadałeś żadnych przyjaciół, była jedna "osoba", którą mógłbyś nim nazwać. Gaze. Mimo to, że jest istotą niematerialną o niezbyt przyjemnym charakterze, mimo to, że niejednokrotnie ci dokuczał, jak dotąd nigdy cię nie opuścił, niezależnie od sytuacji, do jakich dochodziło... No, prawdę mówiąc, był zamknięty w twym ciele i wykorzystałby pierwszą okazję, żeby się uwolnić, lecz cóż to miało w tym momencie za znaczenie? Ważne, że jest jedynym towarzyszem w tej podróży, w poszukiwaniu prawdziwego domu, własnego kąta, miejsca, które mógłbyś zająć na dłuższy okres. Nie miałeś rodziców, którzy by cię przygarnęli, a nawet, jeśli stwierdzenie to było by błędne, nie masz szans na odnalezienie ich. Jedynymi istotami, które okazały ci nieco czułości, były opiekunki w sierocińcu. Szczególnie dobrze wspominałeś jedną, starszą klacz o...

Hej, młody, patrz!

Zupełnie niespodziewanie, daleko w zasięgu twego wzroku pojawił się maleńki budynek. Podekscytowany przyspieszyłeś kroku. W miarę, jak się zbliżałeś, kształt rósł i rósł, aż w końcu osiągnął rozmiary sporego domku jednorodzinnego. Gdy już dzieliło cię od niego zaledwie kilka metrów, zauważyłeś wiszący nad drzwiami szyld, a z wewnątrz doszły twych uszu śmiechy oraz grana na instrumencie strunowym melodia. Pewne było jedno - jesteś cholernym szczęściarzem! Właśnie gdy poczułeś, jak twoje wnętrzności kurczą się do rozmiarów ziarenka, los zsyła dla ciebie karczmę!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uratowany... Byłem uratowany. To nie był wytwór mojej wyobraźni skoro nawet Gaze mi to wskazał. Chciałem pobiec, ale czułem, że to awykonalne... nie w moim stanie. Ruszyłem spokojnie, bacząc na każdy krok. Omdlenie z braku sił, mogło się równać z zdemaskowaniem mojej osoby... ~ Niech tak pozostanie iż jestem zwykłym jednorożcem ~ moje myśli zaprowadziły mnie dosłownie pod drzwi karczmy. ~ Gaze, zawsze bałem się spytać... Dlaczego właściwie jesteś ze mną połączony? I czy to ma związek z tym, że jestem alicornem? Westchnąłem, nie licząc specjalnie na odpowiedź. To nie było w jego zwyczaju... czasem odpowiadał, czasem nie. Otworzyłem drzwi, nie zważając już na głośne śmiechy i zabawę. Chciałem zjeść coś normalnego... _______________________________ Ciekawie się zaczyna. Ps, czemu "Brejbyrn"? :>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Niemal wszelkie odgłosy dochodzące z karczmy natychmiast zamilkły, gdy tylko postawiłeś swe kopyto za jej progiem. Czy to możliwe, żeby przybycie zwykłego (przynajmniej na pierwszy rzut oka) kuca doprowadziłoby stado gadatliwych pijaków do zamknięcia jadaczek? Rozejrzałeś się po głównym pomieszczeniu i odpowiedź nasunęła się sama - oczywiście, że nie. Choć odgłosy, które słyszałeś będąc na zewnątrz dawały ci do zrozumienia, iż spodziewać się możesz wewnątrz nawet kilkudziesięciu gości, zauważyłeś ich zaledwie kilku, być może kilkunastu - jeden jednorożec, dwojga pegazów, kilka kucyków ziemnych i karczmarza, wielkiego, mocno zbudowanego gryfa z ciemną łatą na prawym policzku. Wygląda na to, iż głód doprowadził do tego, że twój mózg zaczął płatać ci figle, wywoływać halucynacje... Albo po prostu Gaze postanowił się nieco zabawić. Z twego żołądka po raz kolejny rozległ się odgłos przypominający trzęsienie ziemi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Te wszystkie spojrzenia... nie podobało mi się to. Czułem się osaczony. Głód jednak wygrał z rozumowaniem, zacząłem kroczyć ku karczmarzowi. - Czy strudzony wędrowiec dostanie tu jakąś ciepłą dobrą strawę? - spytałem dochodząc do lady. Co do cholery mogło budzić w nich takie zachowanie... ~ Gaze, masz jakiś pomysł o co tu chodzi..?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Olbrzymi gryf niespodziewanie uderzył łapą w blat, wbijając weń pazury głęboko na centymetr. - Zależy, co rozumiesz przez słowo "dobra"... - rzekł, łypiąc na ciebie nieproporcjonalnie małymi w stosunku do rozmiarów cielska oczyma. - Mamy mięso, dużo rodzajów, jelenie, zajęcze, kurze... Dla kopytnych szyszki, świeże, zbierane w pobliskim lesie, trawa, zwykła, bez przypraw, znajdą się też jakieś kwiatki, ale nie spodziewaj się za nie niskich cen. Napitki różne, o tak. Miód, piwo, zwykła woda, herbata. A jeśliś śpiący, do wynajęcia mamy pokoje, tanie, bo chujowe, ale jednak lepsze to od spania pod gołym niebem - do najbliższego miasteczka jeszcze ładne kilkanaście mil. Kończąc swą przemowę, zaczerpnął głośno powietrza do płuc. Cały czas się w Ciebie wpatrując, chwycił za szmatkę, pierwszy-lepszy z rogu kufel i zaczął go starannie polerować. Przez chwilę zwlekałeś z odpowiedzią, oczekując na opinie Gaze'a na temat sytuacji, jednak zapowiadało się na to, że się nie doczekasz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ordynarne słownictwo, poddenerwowanie i agresja... Z całą pewnością gdziekolwiek zmierzam, pakuję się w kłopoty. A jadło? Równie dobrze, mogłem najeść się w lesie i tam przespać jakbym zadbał o szałas i ognisko. Te humory Gaze'a... mógłby czasem potraktować mnie lepiej... W końcu... mamy tylko siebie... Żeby tylko starczyło mi pieniędzy... - W takim razie poproszę o szyszki i... herbatę. Potem chciałbym wynająć, ten... jak to Pan raczył powiedzieć "chujowy pokój". Nie wiem co miałem czuć... radość już dawno zniknęła... Towarzyszył mi jedynie głód i wrażenie, że jestem tu niechciany, tak samo było w sierocińcu...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobra. Obczaj swoją nową norkę, za pięć minut będzie żarcie i chlanie. - rzekł, wpatrując się w Ciebie groźnie. - Trix! Pokaż panu jego pokój... Zza wielkiego gryfa, jakby z nikąd, pojawiła się błękitna klacz-jednorożec, odziana w brudną suknię koloru pleśni. Jej wyraz twarzy zdecydowanie nie wskazywał na to, żeby była zadowolona ze swej pracy. Przeszła parę metrów i ukazała tobie drewniane schody, otworzywszy drzwi, których obecności twe oczy wcześniej nie raczyły stwierdzić. Wyczuwszy twój wzrok na sobie, obróciła się, unosząc lekko brwi. - Chodźże.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klacz jak klacz, lecz cierpi gnijąc tu. Za pomoc mogłem tylko odwdzięczyć się uśmiechem. Nie wiem jak mi to wyszło. Długo jednak nie stałem w miejscu, ruszyłem w kierunku jaki wskazała mi Trix. Chciałem milczeć lecz nie potrafiłem: - Mogę wiedzieć gdzie zawędrowałem?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Gospoda "Pod Złotym Dębem". Kiedyś rzekomo bardzo popularna, ale okolica zarosła. Mało kto teraz wie, jak tutaj trafić, no i oczywiście pojawiła się silna konkurencja. Niewielu obecnie pamięta o starym, dobrym "Złotku", choć na brak klientów nie narzekamy - sporo podróżników zupełnie przypadkowo zjawia się tutaj. Więcej nie wiem i nie mam najmniejszych zamiarów się dowiedzieć, nie zagrzeję tutaj miejsca zbyt długo... - rzekła, ostatnie zdanie akcentując wyjątkowo wyniosłym tonem. Podczas kilkunastosekundowej podróży korytarzem klacz szeptała pod nosem cichutko, jednak twe uszy zdołały wychwycić zaledwie kilka słów, takich jak "bezczelność", "wstyd", "szacunek". Ciekawe, czy... - Jesteśmy na miejscu. Siódemeczka. - z nikąd przed twymi oczami zmaterializował się zwyczajny, zardzewiały klucz - Zostaw swoje rzeczy i najpóźniej za pięć minut masz się zjawić na dole. Nawet nie myśl, że będę latać z miejsca na miejsce, żebyś ty mógł napełnić swój żołądek. Ach, jeszcze jedno... Nie spodziewaj się luksusów. - to powiedziawszy, oddaliła się, zostawiając ciebie samego. Z sąsiedniego pokoju dochodziło ciche chrapanie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Życie jednak nikogo nie rozpieszcza. Wszyscy dostają kopy... Nie pamiętam już gdzie byłem ostatnio, teraz nie wiem dokąd zmierzam. Stoję głupio przed drzwiami do mojego chwilowego lokum i mam w nim zostawić swoje rzeczy... Ale przecież ja nic nie mam tak naprawdę. Ostatecznie schowałem swój klucz i powoli z powrotem ruszyłem na dół. Nie miałem chwilowo czego szukać w pokoju, a nie chciałem też stwarzać problemu... Spokojnie poczekam, zjem co zamówiłem, a potem kolejna podróż jak się wyśpię?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Słońce zaczęło zachodzić, gospoda opustoszała, przez brudne okna do głównego pomieszczenia wpadało pomarańczowe światło. Kilku gości minąłeś schodząc po schodach, a na parterze jedynymi przytomnymi osobami było kilku twardogłowych pijaczków, pijących prawdopodobnie swój tysięczny kufel trunku, oraz oczywiście gospodarz, bacznie obserwujący - Już jesteś? Szybko. Bardzo szybko, jak na podróżnika. Wręcz masz szansę poparzyć gębę... - rzekł lekko rozbawionym tonem gryf. Wykonał szybki ruch wielką, zakończoną ostrymi pazurami łapą i po długim stoliku, za którym stał, szybciutko prześliznęła się taca z miską pełną suchych szyszek sosnowych oraz kubkiem herbaty, którego niewielki procent zawartości wylał się podczas swej krótkiej podróży.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żarty? Takie żarty są... prymitywne. Nie było mi do śmiechu. Byłem w miejscu raczej ponurym i oznaczonym smutnymi wydarzeniami. Wdało się w życie tu obecnych coś co do reszty pozbawiło ich radości życia. W zasadzie mnie również to kiedyś dotknęło... Spojrzałem na swoje zamówienie i westchnąłem. Czego więcej mogłem się spodziewać. A mogłem poradzić sobie sam w lesie. - Takowy rarytas jak cukier... dostanę tu? - spytałem. - W ostateczności zadowolę się łyżką miodu do herbaty... Słodki smak na podniebieniu, to jedyna rozrywka jaką mogłem się poszczycić tego wieczora...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mmm? - gryf spojrzał na ciebie tępo, w zaledwie sekundę jego uwagę w pełni zdołała pochłonąć inna czynność - A, cukier. Ponownie wykonał szybki ruch łapą i sunęła ku tobie całkiem ładna jak na tutejsze standardy, wykonana z porcelany cukierniczka. - Tylko nie przesadzaj, to już końcówka, a nie możemy tego tak po prostu kupić na targu, musimy czekać na wędrownych handlarzy z innych miast...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zatrzymałem cukierniczkę za pomocą magii. Z jakiegoś powodu napawała moje serce. Odrobina piękna w tak ponurym miejscu... Pozostało mi posłodzić dwie płaskie łyżeczki za pomocą magii i czekać, aż nieco ostygnie herbata. Postanowiłem więc zagaić karczmarza... - Wędrowni handlarze? A cóż powstrzymuję od wędrówki do miasta. Chyba nie jakaś bajka o tym, że w lesie straszy - zażartowałem w nadziei, że nie trafiłem w czuły punkt tej karczmy...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ty się chyba spodziewasz, że zaraz zwyczajna sesja z dupy przerodzi się w super mhoczny grimdark. Chyba mnie nie doceniasz. xd __________________________________ - Nie straszy, ale jest kurewsko daleko. Ta gospoda jest jak pierdolony domek na środku Zebricańskiej pustyni. W którą stronę byś nie poszedł, najbliższe miasteczko napotkasz za kilkadziesiąt mil. Raz wysłałem jednego kmiota po zapasy. Nie wrócił. Siedzi sobie teraz pewnie daleko stąd w jakimś miasteczku i popijając kawę śmieje się na myśl, jak wykiwał starego Lorenza... - zastukał szponami o stół, krzywiąc się - Ciężko znaleźć nowych pracowników do takiej nory, dlatego wolę nieco poczekać na handlarzy. Czasami nawet zatrzymują się w pobliżu na dłużej, jedni śpią tutaj, drudzy w obozowisku. Daj im tyle trunku, żeby praktycznie przestali komunikować się ze światem zewnętrznym, a zakupy robisz kilkukrotnie taniej. Problem tkwi wtedy jedynie w dogadaniu się z nimi. Tępaki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obskurna karczma, wszyscy jacyś tacy w niej. Sam byś się czuł dziwnie :P. _______________________________________________________________ Odpowiedź pełna bluzgów, ale przynajmniej wiem, że jest to w miarę bezpiecznie miejsce. Więc jest to karczma w samym środku pustkowia... - Grunt to się utrzymać - odparłem Lorenzowi - Nurtuję mnie w takim razie jedno... Czemu owa gospoda jest w takiej odległości od cywilizacji? Oczywiście jeśli można wiedzieć... Czekając na odpowiedź postanowiłem uraczyć się leśnym "specjałem"...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Idź na Ponyvillskie groby i się spytaj niejakiego Bastiana Highwinda... Dość tych pytań, głowa mnie już zaczyna boleć. Rób co musisz i spadaj. - rzekł lekko poddenerwowanym tonem, po czym swój wzrok skierował na drzwi. Dopiero teraz mogłeś zauważyć na jego twarzy oznaki starości lub ekstremalnego zmęczenia. Wokół dzioba brakło mu nieco piór, przez co łatwo można było zauważyć blade sińce, zdobiące jego oczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Więc jednak jest coś, co jest drzazgą w oku tej karczmy.

- Proszę jeszcze wskazać mi kierunek. Jak się posilę pójdę zaspokoić moją ciekawość - odparłem karczmarzowi.

Zdawałem sobie sprawę, że muszę naciskać na odcisk, ale...

~ Co o tym myślisz Gaze. Cmentarz... Czy to aby nie Twój żywioł? ~ spytałem tak by Gaze wreszcie przemówił do mnie.

Brakowało mi jego głosu... jak i jego opinii. Był mi... trochę jak surowy ojciec którego nigdy nie miałem. Tak pogrążony w myślach poparzyłem język, zupełnie jak mówił karczmarz. Herbata była gorąca, ale... była!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpis nie jest najlepszy, zmęczenie dało się we znaki, ale zawiera to, co zawierać miał. :x

__________________________

- Więc umiesz rozmawiać z duchami zmarłych, tak? - zakpił sobie, chwilę później wybuchając salwą śmiechu, a gdy już się uspokoił, rzekł - Ponyville? Idź na północ. Czyli tak, jak cały czas. Pojawi się kilka skrzyżowań, ale po prostu je omiń.

Wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie. Uśmiechał się lekko, patrząc na ciebie, jakbyś był wyjątkowo zabawnym komikiem.

Po chwili do twego umysłu dotarła myślowa lanca, zawierająca odpowiedź na zadane przez ciebie pytanie.

~ O tak, młody. O tak.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest dobrze :).

___________________

Żałowałem obu pytań... bardzo. Z jednej strony zostałem wykpiony, z drugiej zaś poruszyłem dziwny temat. Nic nie odezwałem się do karczmarza. Pozostało mi dalej spożywać herbatę i szyszki. W końcu to lepsze niż nic.

~ Gaze, nie wiem czy sobie ze mnie żartujesz czy nie. Ale jeśli chciałeś bym się przestraszył to Ci się udało. Jesteś moim sprzymierzeńcem czy wrogiem..?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

~ Przecież dobrze to wiesz. Jesteśmy połączeni już bardzo długo.

Odpowiedź była z pewnością zadowalająca. Sekundy mijały, szyszki znikały, a słońce już całkowicie się schowało za horyzontem, ustępując miejsca księżycowi. Ostatni goście się wykruszali, każdy z nich ruszył do swojego pokoju na piętrze. Może i na Ciebie nadszedł najwyższy czas?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Noc zawsze ukazywała cudniejszą stronę nieba. To w niej tkwią zagadki, które dzień rozwiewa... Z takimi myślami udałem się do pokoju. Budzenia nie zamawiałem, więc jeśli zdejmę z siebie okrycie na noc, to chyba nie będzie problemu. Pokój numer siedem, trafiłem do niego bez problemu. Zardzewiały klucz zniknął w zamku, a płaszcz zdawał mi się już ciążyć. Postanowiłem również na dziś skończyć z tymi wszystkimi rozmyślaniami, czas na odpoczynek... - Tak jak mówili, luksusów mam się nie spodziewać - próbowałem sobie dodać otuchy w nadziei, że nie dostałem jakiegoś najgorszego lokum.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nacisnąłeś na porównywalnie zerdzewiałą do klucza klamkę, drzwi się uchyliły, skrzypiąc przeraźliwie, zajrzałeś do środka pokoju i... Rzeczywiście luksusów szukać tutaj nie mogłeś. Zwyczajne, małe, drewniane pomieszczenie z jednym oknem, zwisającą z sufitu lampą naftową, łóżkiem, którym był zwyczajny snopek siana kształtem przypominający materac oraz niziutki stolik. Noc tutaj wygodna z pewnością nie będzie, lecz jak mówi znanie przysłowie: "Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z całą pewnością przepłacę za mój pobyt tutaj. Podszedłem do okna by spojrzeć na niebo. Gwiazdy i wielka przestrzeń, zapewne kryję się za nimi wiele tajemnic, lecz to nie czas by je zgłębiać. Ruszyłem na swoje posłanie i ułożyłem się jak najwygodniej w pozycji embrionalnej. ~ Dobranoc Gaze...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaledwie zdołałeś położyć głowę na poduszce i zamknąć oczy, świat snu błyskawicznie cię pochłonął. I choć sny miewałeś niezwykle rzadko, tym razem mózg wygenerował całkiem miły obraz ciebie, wypoczywającego na łące z rodziną, matką, ojcem i bratem. Tam byłeś szczęśliwy i za nic nie chciałbyś tego miejsca opu... No tak, to tylko sen. Otworzyłeś oczy. Srebrne światło księżyca wpadało przez okno, rażac cię. Prawdopodobnie był sam środek nocy. Cóż cię obudziło? Nie miałeś pojęcia i raczej nie była to informacja godna rozmyślań na jej temat. W końcu czy ktokolwiek nigdy nie obudził się kilka godzin przed nastaniem ranka ot tak, bez powodu? Mało prawdopodobne. Zaś gdyby każdy kuc dzielił ciało z kimś innym, o godzinie trzeciej nad ranem cała Equestria już wstawała by do życia. Zamknąłeś oczy, chcąc ponownie rzucić się w obięcia snu. Pozostały ostatnie sekundy, zanim... Stukanie. Głośne na tyle, żeby swe źródło miało zupełnie niedaleko ciebie, być może nawet wewnątrz twego pokoju... Niegodne uwagi, zapewne jakiś gryzoń. Po około półtorej minuty odgłos powtórzył się. Zdałeś sobie sprawę z tego, że jego źródło znajdowało się na korytarzu. Cóż, wygląda na to, że niektórym nie w myśli jest dać innym porządnie się wyspać. Na dłuższy moment ponownie zapanowała cisza... Tylko po to, żeby mogła być przerwana przez potężne rąbnięcie w drzwi pomieszczenia, na które wydałeś resztki własnych oszczędności, w którym to próbowałeś wypocząć po wielu dniach podróży. Tego już zbyt wiele...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...