Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją od 09/29/25 we wszystkich miejscach

  1. Od autora: Spin-off do "Twilight Sparkle w nowoczesnej baśni o Księżycu". Miała być historia Cadance... I może kiedyś będzie historia Cadance. Ale nie w tym temacie Korekta: @Hoffman Starlight Glimmer kradnie lalkę małej klaczce. "Nowoczesna lalka" Rozdział 1
    2 points
  2. Dziękuję za komentarze zawsze motywują do dalszego pisania. Tak czy inaczej, to nie będzie długa opowieść. Warto znać tę historię, ale postaram się tak pisać, żeby nieznajomość tekstu nie wpływała na wrażenia z lektury.
    1 point
  3. Hmm… tak jak kolega wyżej zauważył tekstu jest na razie niewiele, więc i ciężko się na razie bardziej rozwinąć. Jak na razie mogę powiedzieć, że jest to solidne 9 stron opowieści i nie ma szans, że nie będę czekał na rozwinięcie historii o mojej ulubionej klaczy, której kreacja w tym rozdziale mi się jak na razie bardzo podobała. Mam też pytanie do autorki, jak na razie bowiem tego nie odczułem, ale czy nieznajomość oryginalnej historii będzie jakoś mocno wpływać na dalszy odbiór? Niestety dość wolny ze mnie czytacz i nie byłem jeszcze w stanie zajrzeć do ,,Twilight Sparkle w nowoczesnej baśni o Księżycu", która chwilowo dzielnie czeka na swoją kolej w kucykowym TBR
    1 point
  4. Witam serdecznie! Ciężko mi upichcić komentarz do jednego rozdziału, jeszcze tak krótkiego, no ale czego się nie robi, gdy ulubiona autorka wstawia nowy fik na forum, i jeszcze jako odsłona poboczna do już przeczytanego tekstu. Tekst przeczytany, muzyka włączona, można pisać. Zacznijmy od oczywistości. Lubię je mieć za sobą, bo wnoszą niewiele wartości merytorycznej w takich przypadkach. Bo zwyczajnie nie mam na co narzekać. Strona techniczna jest dobra, nie zauważyłem błędów. Tekst ma bardzo przyjemny, przejrzysty styl. Całość czyta się płynnie. Dialogów było mało, ale oddawały co miały oddać. Tempo jest akurat (chociaż ja osobiście lubię takie wolniejsze teksty, więc być może jestem skrzywiony pod tym względem). Fabularnie historia nie jest bardzo mocno zakorzeniona w oryginale, chociaż ma pewne odniesienia. Bez czytania oryginału tekst byłby mimo to zrozumiały - w tym sensie, że stanowi, jak na razie, oddzielną całość, jedynie połączoną pewnymi wydarzeniami i jedną, główną zresztą, postacią. Poznajemy tu pewne nieznane nam wcześniej fakty/domysły/poszlaki dotyczące ważnej w Nowoczesnej Baśni sprawy, w dodatku od strony bardzo osobistej. Nie mogę powiedzieć, że samo w sobie stanowi to spójną całość. Nie dlatego, że nie jest to spójne, po prostu nie jest to całość - jak już wspomniałem, jeden rozdział ;p. Jest pewien element mocnej sugestii co dalej się będzie działo (chociaż autorka potrafi zaskakiwać, być może się zdziwię). Postać Starlight (główna) została tu dobrze (roz)budowana (względem oryginału [no wybaczcie, nie mogę się cały czas do niego nie odnosić]). Względem serialu zaś... hm, musiałbym znów obejrzeć. Może jest to jakiś pretekst na powtórkę serialu? Mniejsza. W każdym razie, poznajemy część, drobniutką, jej dzieciństwa, a także losy jej matki i ojca. O ile ojciec w serialu był, o tyle matka... no nie mogę powiedzieć, że poszła po mleko, to bardziej do starego by pasowało. Skończmy na tym, że jej nie było w serialu i tu poznajemy wizje tego co się z nią stało (a raczej, co mogło się stać i idzie się domyślić, że będzie tego więcej). Ogólnie rozdział skupia się na Starlight i tym co jest wkoło niej i wychodzi to dobrze. Podsumowanie? Jest pozytywnie i zachęcająco. Kibicuje szczerze autorce, by udało jej się dokończyć ten tekst. Na razie nie oceniam tego jakoś bardziej szczegółowo, bo całość dopiero się rozkręca (chociaż, jak to u Niki, w bardzo charakterystycznym, niezbyt spiesznym tempie, ale dla mnie jest to plus). Pozdrawiam.
    1 point
  5. No i powracam, i to dużo szybciej niż się spodziewałem. Za mną jest cała saga rodziny Crusto, którą muszę powiedzieć mega przyjemnie mi się czytało. A teraz tak, podchodzę trzeci raz do napisania tego komentarza i zwątpiłem w moje umiejętności stworzenia koherentnej długiej wypowiedzi, więc przyszła pora na absolutny potok myśli. No to lecimy: Od czego by tu zacząć… może od tego, źe światotwórstwo jest dobre i z reguły spójne, nie przypominam sobie bym znalazł jakikolwiek fragment który by całkowicie podburzał koncept który wcześniej został ustanowiony. Co do świata, to większość czasu spędzamy w Equestrii, a mówiąc większość czasu mam na myśli dobre 90%. Cavelonia na tyle na ile dano ją było mi poznać to ją pokochałem i czekałem sobie między każdym opowiadaniem kiedy do niej wrócimy. Kiedy poznamy szczegóły tamtego na wpół zapomnianego świata, czy dowiemy się więcej na temat zebr, co się konkretnie z nimi stało; czy dowiemy się czegoś więcej na temat miast z dalekiego połódnia i jak tam się żyje; może jakieś informacje na temat wspomnianym rodzie Ashfallów . No i niestety przynajmniej jak na razie nic z tego nie było, choć pewnie się to zmieni w sadze o rodzinie Ashfall, a tak przynajmniej wnioskuję po cliffhangerze na końcu ostatniego opowiadania z ,,pierwszego tomu", więc nieukrywam trochę hype jest do czytania dalej. No ale żeby nie było Equestria też jest ciekawa, no i nie poznajemy jej jako idealnego państwa które znane jest z serialu, o nie tutaj dostajemy kraj z problemami. Ponadto możemy się przyjrzeć życiu kucy z różnych sfer społecznych, poczynając od szanujących się osobnikach z Manehattanu, poprzez grupy najemnicze a kończąc na lokalnych wiedźminach. I żadna z tych sfer nie jest pozbawiona wad, w żadnym opowiadaniu nie dostajemy idealnego życia, zawsze jest coś brzydkiego w miejscach które odwiedzamy. I dobrze, bo to pasuje do kreowanej historii. To może teraz z dwa zdania o postaciach. Zdarzają się lepsze i gorsze, wiadomo tak musi być. Ogólnie jednak większość ma dobrze wykreowane charaktery, nie plączą się logicznie w swoich celach czy przekonaniach. Szczerze trochę szkoda, że niektóre z postaci drugoplanowych pojawiają się tylko na rozdział i potem znikają bez śladu, bo moim zdaniem niektóre z nich mogłyby szczerze zasłużyć sobie na własny spin-off. Moją ulubioną postacią w którymś momencie został Fenrir, nie wiem czy to dlatego, że jego losy poznajemy najbardziej szczegółowo, ale zawsze mi się morda cieszyła jak rozdział dotyczył tego pegaza. Postacią którą zaś polubiłem najmniej był Albert i to nie dlatego, że był gburem i pijakiem, jest to jedyna postać która zdawało mi się, że zmieniała się trochę za bardzo przy każdej okazji jak się o niej słyszało, ale do tego jeszcze wrócę później… jak nie zapomnę. Fabuła… jest. I co tutaj myślę przez jest, otóż każde opowiadanie jest zamkniętą w pełni samodzielną historią, przy których teoretycznie nie jest potrzebna znajomość reszty, i szczerze nie przeszkadza mi to, czasem zdaje mi się, że przeskoki życiowe postaci pomiędzy kolejnymi tekstami są ciut zbyt ,,nagłe" ale mogę z tym żyć. Innym jednak szczegółem jest fakt, że kiedy przeczytałem, że one-shoty należą do ,,sagi rodziny Crusto" to spodziewałem się, że będą one odrobinkę bardziej ze sobą powiązane i teoretycznie takie się też stają ale dopiero w na sam koniec opowiadań, patrząc na nie chronologicznie. O ile dobrze zrozumiałem opis serii, to była ona pisana w sposób który na pewno nie można nazwać po kolei, więc pewnie dużo wynika z tego i zważając na ten fakt to i tak dość solidnie wyszło. To teraz co nieco o każdym z opowiadań: ,,O szyby deszcz dzwoni" Tutaj się rozpisywać nie będę, w mojej pamięci nadal pozostaje jako solidna opowieść i to w sumie tyle. ,,Poznając nowy świat" Przyznaję minęło trochę czasu od przeczytania tego i średnio zapadło mi w pamięć, a moje notatki z okresu czytania są co najmniej brzydkie. To co jednak na pewno pozostało mi w głowie to to do czego już wcześniej nawiązywałem. W pierwszej części Albert jest pokazany inaczej niż wcześniej, stał się jakby milszy? Z pierwszego opowiadania wywnioskowałem i pamiętam to, że był on… no po prostu idealna osoba do nienawidzenia. A tutaj nawet w notatkach zapisałem sobie, że jego opisy przeżyły absolutną przmianę dodając mu chech które wcześniej nie miał. Nadal nie wiem co do końca o tym myśleć, ale no po prostu wydaje mi się to niespójne. Druga część, czyli Gleipnir i jego pierwsze dni w skole pamiętam już trochę lepiej. No i dostaliśmy historię typu; wieśniak wkracza do wielkiego miasta. I tutaj pamiętam dobre przedstawienie tej przeprowadzki: jednorożec zachwycający się najprostszymi żeczami, absolutnie realna rozmowa z Happim, przy której brechnąłem, no i starcie się z rzeczywistością. Gleipnir absolutnie nie miał szans na przygotowanie się do egzaminów, bo może i wielu studentów będzie zaprzeczać ale nie materiału z kilku lat nie nadrobimy w dwa miechy. Pojawił się też klasizm, rasizm, prześladowania no i cała mieszanka; czyli dobre przedstawienie szkoły xD. Jeszcze co mnie trochę zastanowiło na końcu, to fakt jak szybko Gleipnir zaczął się łapać na przywoływaniu słów ojca i tak jak z początku miałem z tym problem tak z czasem chyba zacząłem bardziej rozumieć skąd takie zachowanie i ogólny szacunek do ojca mimo swojej przeszłości. ,,Na głębokich wodach" Z tym opowiadaniem nie potrafię sobie przypomnieć żebym miał jakis problem. Ot historia Fenrira jak został najemnikiem, choc nie do końca, bo jego opiekun tak jakby nie dopuszczał go zbytnio do zadań i ćwiczył z nim jedynie podstawy. No i ktoś oczywiście musiał podłapać jego kompleksy i je wykorzystać. No i tak poznajemy Spice, kuca który najpierw się zbliża do Ferira, wprowadza go w świat ulicznych walk, trochę od siebie uzależnia, wbija nóż w plecy a na koniec zabiera ze sobą, bo w końcu została ostatnią rzeczą jaka mu w życiu została. Słodko. Co ciekawszego sobie zapisałem z tego rozdziału to moje zamiłowanie do mentora pegaza Sweepa, polubiłem go, był dla młodego ogierka trochę jak nowy ojciec w tym świecie, był jego głosem rozsądku i szczerze żal mi było patrzeć co dostawał w zamian od swego podopiecznego. Miło też było zobaczyć, że Fenrir przez cały czas niósł dobro w sercu, fakt faktem może i się bił po pyskach o kasę ale ciągle pozostawał w nim ten mały miły ogierek. ,,Altruistka" Ogólnie opowiadanie całkowicie oderwane kontekstowo od czegokolwiek wcześniej. Czy było złe, absolutnie nie, czy było przewidywalne, jak najbardziej, czy łezka się w oku zakręciłą, może troszkę. Ogólnie lubię to opowiadanie proste i miłe, choć to akurat może być złe porównanie. Co jednak zauważyłem to, że sytuacja Silk jest dość mocno zbliżona do tej którą przeżywał Gleipnir u siebie w domu. Jakby Albert i Vibrant Blossom, dość oczywiste porównanie między nimi, obaj zaborczy, obaj wiedzą lepiej, obaj będą decydować za innych. Posiadają drugie połówki które są ich całkowitym przeciwieństwem, choć Henrietta jest raczej śmielsza w swoich poczynaniach od Archera. No i Silk, pokrzywdzone dziecko które największe oparcie w rodzinie ma w starszej siostrze. Nie wiem czy był to efekt zamierzony, ale na pewno wpadł mi w oko w trakcie czytania. W całości jednak miałem jeden problem, Manehattan był opisany jako miasto wypełnione kucami które dbają jedynie o siebie i swoje interesy, w samej historii zaś tego nie widać. Wszystkie kuce spoza rodziny Silk są miłe i pomocne, no i po prostu kontrast był na tyle wyraźny, że nawet moje niewrapne oczy były w stanie dostrzec tą niekonsekwencję. 3 opowiadania za mną i prawie godzina minęła, a czuję, ze głównie smęcę, no cóż poradzę. ,,Piątek trzynastego" Dobra to czas na pozytywy. Bardzo dobrze wspominam ,,Piątek Trzynastego". W notatkach nie napisałem nic złego. Historia może i polegała trochę na tym, że Fenrir jest absolutnym farciarzem ale co z tego, jak daje to dobrą przygodę. No i poznajemy tak zacną osobistość jak Botomless Pouch która w trakcie kolejnych historii tak na mnie urosła, że sam sie zdziwiłem. Pegaz też dostaje trochę lepiej zarysowany charakter, nie zabija ale potrzebuje adrenaliny. Co za tym idzie nie lubi tego całego najemnikowania chce się wyrwać trochę pobohaterzyć i w ogóle. No i farciarz akurat kiedy chciał się wyrwać z tego życia, to niedość, że jego grupa upada to jeszcze spotyka literalnie wiedźminów z tego świata, z ciekawym lore za nimi stojącym, no żyć nie umierać. I jeszcze Botomless do niego dołącza, bo się okazuje prawdziwym przyjacielem, no po prostu wspaniale. No i Twisted Vein o którym nie można zapomnieć, przyjaciel który uratuje mu w przyszłości tak dupsko, ze napewno nie mógł się tego spodziewać. No i co, nadzieja żyje w naszym bohaterze, odnalazł przyjaciół tam gdzie się tego absolutnie nie spodziewał i ruszył kuć swój los od nowa… po raz kolejny. ,,Shhh! To sekret!" No tak opowiadanie na które czekałem długo. Wielki powrót Gelgii i to jaki. Wracamy do Caveloni którą jak już wcześniej wspominałem żałuję, że tak niewiele z niej widzieliśmy. No i znowu nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Solidne opowiadanie, świetny sposób na wprowadzenie historii zebr, no i sama stara zebra która mnie kupiła w pełni. Szkatułka i jej niedokończona jeszcze tajemnica. Jak dla mnie świetny kawałek literatury. ,,Tajemnica Białego Bazyliszka" No i zaczynam widzieć pewną tendencję wzrostową. Lubię to opowiadanie, ekspansję tego co wiemy na temat łowców. Absolutnie nie jednoznaczna jaskinia i przeplatanie w podrozdziałach bajania kuca w barze. Jedyny problem a może dwa jakie tu mam to to, że jestem za głupi by wyłapać o co tak właściwie chodziło temu bazyliszkowi (choć nie jest to szczerze wada, realistycznie daje to czytelnikowi popis do snucia własnych teorii, i jest to problem ze mną a nie samą opowieścią) no i szczerze trochę brakowało mi polowania na potwory, no bo jakby nie było już później zbytnio nie wracamy do tego etapu życia Fenrira i realistycznie nigdy nie zobaczyliśmy go na prawdziwych łowach. I to trochę miałem na myśli mówiąc wyżej, że ,,że przeskoki życiowe postaci pomiędzy kolejnymi tekstami są ciut zbyt ,,nagłe" ale mogę z tym żyć.". Mimo wszystko pamiętam, że świetnie się bawiłem czytając Białego Bazyliszka. ,,Ołowiany Gleipnir" Będę szczery, jest to po prostu bardzo sztampowa historia licealna. I na tym to w głównej mierze pozostawię. Jakby czytało się okej, ale o zaskoczeniu to nie było tu mowy. Nadal nie było to zła lektura, a wolny rozwój związku był nawet słodki? tak to bym chyba określił. No i druga część ołowianego Gleipnira, już bardziej ambitna z nieudanym eksperymentem, zmieniającym go w super twardego kuca 9000 i dodającego mu charakteru tego typowego osiłka. Wolałem tą część opowieści, ale nadal była dość mocno przewidywalna. Ogólnie jest to po prostu dla mnie opowiadanie typu meh… jakby nic złego czy okrutnego tutaj się nie znajdzie, no ale w sumie to wybitnego też nic nie ma. 7 opowiadań za mną, zaczyna mi brakować słów ale wiem, że jak teraz tego nie napiszę to nigdy. No to lecim. ,,Nikt nie jest doskonały" No i wracamy do ciekawszego opowiadania i pierwszego które realistycznie łączy wątki dwóch postaci głównych. I jak je łączy? jak na moje dość dobrze. Nie mamy tu rzucania się w ramiona, całusy i rozmowy jak gdyby nigdy nic. Tak właściwie to kuzyni, a przynajmniej jeden z kuzynów nie poznaje nawet drugiego przy pierwszej konfrontacji. A jak w końcu Fenrir się odsłania to nie ma kolorowo, rozmowa się nie klei, temu coś nie pasuje to znowu tamtemu. Myślę, że jest to dość fajne przedstawienie spotkania po latach. Takie strasznie niezręczne i kończące się w sumie gorzej niż jakby się nie spotkali. A wszystko przez głupie nieporozumienia i nie sposobność znalezienia wspólnego języka. Szczerze czuję, że mógłbym dużo więcej napisać o tym konkretnie tekście, ale brakuje mi słów by to ładnie opisać. Skończę więc to stwierdzeniem, że w tym opowiadaniu Fenrir stał się moją ulubioną postacią. ,,Samotny pegaz na rozdrożu" Jest to drugi romans w tej serii i wolę go dużo bardziej od poprzedniego. Co jednak warto nadmienić widzimy po raz ostatni Fenrira łowcę, co jest smutne, bo realistycznie nie widzieliśmy go nawet na prawdziwych łowach, no ale cóż. Szczerze gdybym miał znaleźć cokolwiek co mi tu może trochę nie pasowało, to charakter Silkflake, jakby wiem, że minęło dość sporo czasu od kiedy przeczytałem ,,Altruistkę" ale na pewno nie taką ją zapamiętałem. A tak poza tym, to reszta wydawała mi się w porządku. Botomless który stał się prawdziwym przyjacielem na zawsze. Rozterki Fenrira pomiędzy osiedleniem się a potrzebą adrenaliny. Sama Silkflake mimo, że trochę bardzo nie pasuje mi do jej poprzedniego ukazania, to była na pewno ciekawa do oglądania. No i to tyle autor się postarał i napisał całkiem spoko romans co mogę dodać. ,,Spełnienie życzeń" Oj tak jeszcze w trakcie czytania dokładnie wiedziałem jak podsumować to opowiadanie, które notabene jakoś stało się moim ulubionym z pierwszej sagi. Od pewnego momentu z mojej głupiej mordy po prostu nie schodził wafel i czułem się jak znów jak dziecko w święta. Nic więcej nie dodam. ,,Następny dzień po świętach" No i na sam koniec. Cóż to powiedzieć, trochę spokojniejsze dokończenie wątku z ,,Spełnienie życzeń". Odprowadzeni zostają goście, Twisted Vein dostaje charakteru, Gelgia jest… Gelgią. Albert co ciekawe znowu się wydaje ciut inny niż wcześniej, ale tym razem chyba można to przypisać nie nagłej zmianie zdania, ale faktycznemu wydarzeniu w Neighfordzie. W sumie to szczerze jak tak myślę to w samym opowiadaniu aż tak wiele się nie działo, brakowało mi trochę konfrontacji z Albertem no ale cóż. A wszystko kończy się na rozmowie z dwójką Ashfallów, co pewnie płynnie nas przeniesie do sagi o ich rodzinie. No i co. Napisałem co napisałem. Przy kolejnej sadze może będę sobie zapisywał odczucia bardziej na świeżo, bo co jak co ale troche się jednak zapomina i potem ciężko wydukać z siebie wszystko co by się chciało, no i może nie musiałbym siedzieć dobre dwie godziny pisząc (ale były to dobrze spędzone dwie godziny ) Anyway Kresy są super, warte przeczytania na pewno. Jakbym zaś miał powiedzieć czym Kresy do tej pory są w moim odczuciu to: Jest to opowieść o odnalezieniu siebie w życiu. O odszukaniu własnej drogi, która pozwoli żyć ze sobą w zgodzie. Tak, chyba to dobrze obrazuje co w moim odczuciu widziałem we wszystkich opowiadaniach. Teraz już zastało tylko przeczytać ciąg dalszy. I jak ktoś faktycznie zdecyduje się przeczytać ten cały bełkot, to z góry przepraszam xD
    1 point
  6. Przeczytałam do końca trzeciej części dziewiątego rozdziału, więc pomyślałam, że zostawię jakiś komentarz. Styl jest bardzo przyjemny. Najbardziej podobały mi się opisy. Były bardzo obrazowe, klimatyczne i nieprzesadzone. Moje ulubione wątki to Alikorngard i klasztor. To pierwsze jest ciekawe ze względu na traumy, jakie wszyscy stamtąd przynieśli. Tajemnica jest bardzo dobrze napisana, czuć ją, czuć to zagubienie, czuć mrok. Natomiast w to drugie wciągnęłam się autentycznie, przeczytałabym o tym całe opowiadanie. Jestem na tyle ciekawa, co się dalej wydarzy, że aż przeczytałabym starą wersję, żeby tylko się dowiedzieć. Myślę, że to mówi samo przez się. W ogóle, podoba mi się ta religia, te przemyślenia głównej bohaterki. Podobał mi się też motyw, że ta ucieczka z zamku nie udała jej się za pierwszym razem. Wątki polityczne są dla mnie za trudne, chociaż na razie mało ich było (albo ja jestem nieuważna, co też jest prawdopodobne). Co do bohaterów, Night Shadow jest całkiem w porządku. Ale chyba najbardziej lubię Dark Mane’a, Bastard Spella i Javelina. I domyślam się, że to się zmieni Dark Mane wydaje się być… Hmm, miły. Bastard Spell szalony, a Javelin rozsądny. Ale pewnie jeszcze się zaskoczę. Trochę jeszcze mieszają mi się niektórzy z łowców, bo trochę ich jest, ale mniej więcej się orientuję. To, że ich imiona nie są prawdziwymi imionami było dość oczywiste. Ogólnie, ciekawie się to rozwija. Cóż, muszę się dowiedzieć, co będzie dalej, więc czekam na ciąg dalszy
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...