-
Zawartość
3487 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez KougatKnave3
-
Odwracam się do córki - Zostaliśmy sami, do czasu aż nie znajdą Lekarstwa... jeśli w ogóle istnieje - spojrzałem na nią przerażony. Nie chce być moją fobią do końca życia.
-
- Nie jestem zły... nie panuje nad swoim ciałem - podeszłem do niej blisko - Nigdy by nie skrzywdził Ciebie ani nikogo z naszej rodziny... zapamiętaj - powiedziałem i pocałowałem ją w czółko. Potem Twi w policzek.
-
Głaskam ją... - Spokojnie... nie potrwa to długo. Chyba już miałem wiele przypadków nie szczęścia... jeszcze tylko odmłodzenie zostało, ale los nie jest chyba aż tak okrutny - powiedziałem z uśmiechem
-
- Wychodząc, powiesz Lekarzowi by dawał nam torebki z krwi? Inaczej tutaj powariujemy z Lily - powiedziałem. Ciężko o to prosić... mam nadzieje, że wszystko będzie dobrze.
-
Dobra... nie polatam sobie przez jakiś czas. Odwdzięczam się tuleniem - Spokojnie kochanie... od tego się nie umiera - powiedziałem tuląc ją. Jak będę z dala od Światła słonecznego, i będę miał zapas krwii, to nie umrę.
-
- Wiem... i tu zrobiłem błąd. BTW, twoja krew bosko pachnie... eee, co ja powiedziałem? Nie ważne. Teraz ważne jest to, że muszę znaleźć lekarstwo. Ja i Lily zostaniemy tu... wampiry, moja największa fobia, I MUSIAŁEM SIĘ NIM STAĆ!
-
Spoglądam na nią przerażony. Informuje Delicate, że przyszła matka. Po chwili mówię do Twilight - Ja... chciałem dobrze... szukałem tego kto zrobił TO naszej córce.
-
Powoli ją obejmuje. W takiej pozycji czekam na Twilight, aż jej nie wyczuje. Jeśli to co mi opowiadał tata po wskrzeszeniu jest prawdą... krew Alicorna można łatwiej zlokalizować i rzekomo jest Boska w smaku... nie wiem, czemu to powiedziałem.
-
Patrzę na Deli przepraszająco. Ja... nie chciałem, na prawdę... ale ja nie panowałem nad sobą. Lily mogła po chwili coś mokrego... to łzy. Pierwszy raz przy niej płaczę.
-
- Rozumiem cię w pełni... ale mam więcej przejebane. Nie mówiłem wam tego... ale... ja się boje wampirów - powiedziałem rzucając się na Lily w uścisku, tuląc ją z całej siły.
-
- Wy... wybacz - powiedziałem będąc w kącie skulony ze strachu. Ja... się boje... siebie. Nie mogę uwierzyć, że znów zaatakowałem Deli. Jakim cudem to mi się stało?
-
PROCEDURY JASNO MÓWIĄ, ŻE DO TAKICH POMIESZCZEŃ NIE WPUSZCZA SIĘ NIEAUTORYZOWANEGO PERSONELU, NAWET RODZINY! Ja już sobie z nimi pogadam. A w ogóle poinformowali Twi?
-
Odskakuje szybko od tego co ugryzłem. Patrze na to przerażony... co ja zrobiłem. Jak ja mogłem... CZEMU JĄ TUTAJ WPUŚCILI! Widać, ze bez Lucy jestem niczym... czemu mi to zrobiła?
-
Proszę kogoś z zewnątrz by wyniósł Delicate... jeśli się da. JA NIE WYTRZYMAM! - DELI PROSZĘ! JA NIE WYTRZYMAM DŁUŻEJ. ZRÓB TO DLA MNIE! - powiedziałem do niej błagalnie. Ja... nie wytrzymam dłużej...
-
- Deli... wyjdź, proszę cię - powiedziałem ledwo się trzymając. Ja dłużej nie wytrzymam... wytrzymuje tak długo jak tylko mogę, do czasu, aż nie zamkną się drzwi za Delicate.
-
- Wyprowadź siostrę... proszę - powiedziałem chwytając się za głowę. Nie rzucę się na Deli... nie zrobię tego jej. Będę się musiał odizolować wraz z Lily.
-
- Czy ja jestem...? - Chwyciłem się za głowę... Twilight mnie zapierdoli. Matka mnie zapierdoli... a potem ojca, bo wykrakał. Rodzice Twi mnie zapierdolą... MASA LUDU BĘDZIE MNIE ZAPIERDALAĆ!
-
Spoglądam na Lily - Co się dzieje... czemu czuje się tak... martwo? - Spytałem się jej. Zaraz... chyba nie jestem... nie... NIE! DAJCIE MI KURWA KOŁEK! MUSZĘ SIĘ ZAPIERDOLIĆ!
-
Siedzisz sobie z... dobre 5 godzin kiedy wreszcie dokuje nie mały statek. Na jego boku napisane jest "Normandia". Ciekawa nazwa. Widzący dokujący statek, żołnierze patrzą się z zachwytem.
-
- SPACER! TAK TAK TAK, SPACER! - zaczął skakać z zachwytu powodując małe trzęsienie ziemi które pozbawiło cię równowagi. Nie ma co... cholernie ciężki, i w razie czego może się przydać w walce.
-
Podnoszę głowę. - C... co się... dzieje? - spytałem się obecnych mnie - Zgaście to światło bo oślepnąć można - powiedziałem zakrywając oczy. Kurwa, jaśniej się nie dało, nie?
-
Wychodzę na zewnątrz i do komunikatora mówię - Do Bazy Lost Hills, wzywam transport... na moje... współrzędne... - powiedziałem i padłem nieprzytomny na ziemię.
-
Wstaję, robię widmowy palec jak u cesarza czyli Decyzja kciukiem - Reast in Hell, Bitch - opuściłem palec w dół na znak, że macki mają ją wykończyć. Następnie wychodzę na zewnątrz wzywając transport.
-
Hyyyy... HYyyyy. NO KURWA DOBRA! Ściskam zwieracze i je spawnuje je... by ją ogłuszyły. Ale obliczając wszystko... nie zdążę przed wytryskiem...
-
O NIE! NIE UŻYJE TEGO ZAKLĘCIA. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać aż to się skończy. Nie spodziewam się, że to się szybko skończy...