Skocz do zawartości

aTOM

Brony
  • Zawartość

    405
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    3

Posty napisane przez aTOM

  1. Grota [crossover][dark]

    Opis: Pojedynek Mistrza z uczniem zaważy na losach Galaktyki.

     

    Tak oto aTOM popełnił pierwsze w życiu samodzielne opowiadanie. Przygotujcie się na sztampę, liche dialogi, denne opisy i wyświechtane postacie. Całość to crossover z Gwiezdnymi Wojnami, zaś główną inspiracją dla fanfika były te dwa arty:

    http://ncmares.deviantart.com/art/Sith-Twilight-452158870

    http://ncmares.deviantart.com/art/Sith-Celestia-454199954

    Nadal mam pewne obawy co do treści, a dokładniej biorąc, czy wpada ona dokładnie w ramy konkursu… trudno, najwyżej wylecę z rywalizacji. A jeśli nie, to... ostatnie miejsce, nadchodzę! :crazytwi: 

  2. Madeleine jak zwykle pojawia się znikąd, strzelając przy tym z fanfikowego działa najwyższego możliwego kalibru.
     
    Prosto w serce. I parę innych organów.
     
    Narracja wspaniała, doskonale podkreśla klimat, a zakończenie zasługuje na miano kolejnego pocisku. Scena kulminacyjna, jak już zostało wspomniane, jest wprost obłędnie opisana (niech szlag trafi zakaz spoilerowania, bo bym wszedł w głębszy wywód na ten temat). Sześć stron... zwykle w takim przypadku aż by się chciało prosić o rozwinięcie historii, ale o dziwo, tym razem nie wydawało mi się to za mało. Ten tekst jest "pełny", kompletny, nic dodać, nic ująć. No, może jedynie tożsamość amanta mnie ciekawi, ale... jakaś część tajemnicy musi zostać ;)
    • +1 1
  3. Rozdział I:
     
    Zaczęło się bardzo dobrze. Wszelkie opisy, przedstawienie Inches, no miód malina, aż tu nagle pojawiają się powiastki erotyczne, a konkretnie ich wymieniona kilka linijek dlaje nazwa... i atmosferę szlag trafił. Potem pojawia się Cannabis, czyli palenie powodu impotencję i wypadanie lotek :D Już chciałem napisać, że dialog Inches i Cannabisa naprawdę mi się podobał... a tu znowu rozwalenie klimatu tak bezczelnym podtekstem. Mam wrażenie, że można to było zrobić nieco subtelniej, bo w obecnej formie nagle "wyrywa" to człowieka z tekstu. Na szczęście zaraz potem znowu wbija on w niego swe ślepia niczym szpak w telewizor.
     
    Klasztor. Milcząca kapłanka-wojowniczka. Nie no, plejada postaci w tym fiku jest fantastyczna :D Kosztela, nawet strażnik przy bramie, który się na ledwie parę linijek pojawił był świetnie opisany. No i sama końcówka rozdziału jest... zaskakująca. 
     
    Miód-zdania:
     
    "Spanie jest przereklamowane, mamo. Jak można tracić codziennie siedem godzin z życiorysu, gdy można je wykorzystać bardziej produktywnie?" - oj, tak...
    "Większość jej pacjentów cieszyła się końskim zdrowiem" - I see what you did there...
    • +1 1
  4. W przeciwieństwie do części osób, które tu wyraziły swoją opinię, uważam, że prolog był świetny. Fakt, Weratyr to kawał sukinielenia (w ogóle "ieleni" to świetna nazwa - tak prosta, a jednocześnie twórcza), no i zakończenie prologu było takie... hmm, nagłe, ale czytało się świetnie dzięki OPISOM. Mi również od razu do głowy przyszedł Sapkowski i pewien fragment Sagi Wiedźmińskiej, w podobny sposób opisujący las i Leśniczych (i czyżby to właśnie oni były inspiracją ileni?).
     
    Ale serio, opisy są fenomenalne. A narracja, choć momentami nietypowa, także wg. mnie może być policzona na plus.
     
    I na przekór większości znów, postać Whisky Jara jakoś niespecjalnie mi podeszła (choć zobaczymy, co przygotowałeś dla niego w dalszych rozdziałach).
     
    "Zabij jednego jako ostrzeżenie" - tak! Cóż za piękne zerwanie ze schematem! Już myślałem, że Oski każe Weratyrowi wypuścić wszystkich, a tu strzała w oko.
     
    "strzeżonego las strzeże" - świetne zdanie.
     
    Jedynym zgrzytem, jaki dostrzegłem to zbyt długa "definicja" na samym początku. Wydaje mi się, że sporą dozę tychże informacji mogłeś spokojnie przemycić w samym tekście. Albo to ja jestem zbytnio przyzwyczajony do jednozdaniowych wstępniaków z powieści Ericsona :P
     
    W każdym razie, prolog bardzo mi się spodobał i na pewno przeczytam też kolejne rozdziały, a przemyślenia swe tutaj ujmę.
    • +1 2
  5. Siedzę i myślę, myślę i siedzę... Po raz pierwszy mam okazję wziąć udział w czymś takim i napisać coś samemu, a nie jeno tłumaczyć, ale nie wiem, czy mój pomysł (crossover) da się przepchnąć. Zły osobnik jest (nawet dwóch, toteż sednem wszystkiego jest ich pojedynek), zły plan gdzieś się w tle przewija, a cały fik można określić mianem walki o władzę. Wystarczy, aby wpasować się w ramy?

  6. Numeracja rozdziałów to... kwestia zmienna. Owo "XL" pojawiło się, gdyż ostatnio dowiedziałem się od autora i jego ekipy, że taka jest właśnie planowana ilość rozdziałów. Wcześniej chcieli skończyć na XXXVIII, ale uznali, że byłoby to zbyt wartkie (zresztą, nawet najnowszy rozdział ma nieco zbyt szybką akcję, co widać choćby w niezbyt szumnym zamknięciu wątku walki Lockwooda i Zircona).

     

    Ale nie traktujcie powyższego jak wyroczni, bo mam wrażenie, że "spontaniczność" jest dobrym określeniem dla autora i jego korektorów :P

  7. Po miesiącu rwania włosów, gryzienia klawiatury, biurka oraz paru paneli, a także wypiciu hektolitrów kawy, oddaję w wasze internety nowy rozdział, drodzy czytelnicy. Życzę miłej lektury! Pragnę też serdecznie podziękować korektorom, a także Alcyone Meissie za pomoc z rymowankami ;)

     

    Rozdział XXXVI: Istota

    Stron: 49

    Ilość słów: 16491

     

    "Dobrze być znów w domu."

  8. Ta lektura wywołała u mnie silne napięcie mięśni twarzy, ze szczególnym uwzględnieniem kącików ust tudzież wzmożone wytwarzanie pewnej grupy hormonów peptydowych, co w następstwie wywołało stan euforyczny. Zaiste, komizm słowny w niej zawarty jest najwyższej próby. Aprobuję i bezspornie polecam.

    • +1 1
  9. W końcu znalazłem czas, aby przeczytać i coś skrobnąć. Po pierwsze, Departamenty - cholernie mi się podoba ten pomysł (inspiracją były Ministerstwa z FOE?). Po drugie, świat mi się podoba, mroczna Equestria, gdzie wszyscy drżą na samo wspomnienie o imieniu Fluttershy (i innych pewnie także). Po trzecie, kucoperze i echolokacja - świetny koncept jak dla mnie.

     

    Trochę nie kumam kwestii pieniędzy, 30k za zniszczone ciuchy? Przelicznik srogi, rozumiem, akurat może tam jakaś hiperinflacja szaleje, ale po prostu nienaturalne się te liczby zdają. No i czasowo jakoś się dłuży akcja, w sensie - wspomniane jest, że główny bohater ma jakieś półtora dnia, zanim Departament zwali mu się na łeb... a on zamiast od razu spieprzać i kombinować, wysyła Małą na zakupy i śniadanie.

     

    Generalnie jest dobrze, jak powiedział Spidi - jest sporo fajnych detali, akcja co prawda idzie dość powoli do przodu, ale i tak czyta się dobrze. Pisz dalej, panie Omega.

     

    "Gdybyś dał mi pieniądze, byłabym szybciej" - aż mi się pewien stary dowcip przypomniał, jak to kiedyś szło się z dychą do sklepu i nakupiło chleba, jajek, masła, soków... a dzisiaj wszędzie te cholerne kamery! :D

  10. Jedno słowo - ghul. Mózg roz... pryśnięty. Takiego czegoś się nie spodziewałem. Cała scena w domu była świetna, każda z nowych postaci przemyślana, a Chromii się oberwało bardziej niż zwykle. Co prawda główna oś fabuły nadal stoi nieco w miejscu, ale to nieistotne, bo kawałek o historii tego świata i poboczna historyjka w pełni to wynagradzają. Rozdział trzyma poziom poprzednich, dobra robota, panie Zodiak, nie siedź tak, czytając moje nieskładne zdania, tylko pisz dalej :D

     

    Dwa zdania:

    Wraz ze swoją stoicką gębą pędziła do Fillydelphii, jakby miasto miało istnieć tylko do końca miesiąca. 
     
    – To nie macaj mleczarek. 
     
    No śmiechem parsknąłem tak szczerym, że mało mi zęby nie wyleciały xD Rozdział miał oczywiście więcej tego typu świetnych zdań czy opisów.
     
    [offtop]
    Wieśka kręcą? Niebezpieczny plan, zważywszy na to, jak wyglądała poprzednia, ekhem, "próba" przeniesienia na ekran. Osobiście nie obraziłbym się za pełnometrażową animację w wykonaniu Bagińskiego.
    • +1 1
  11. Jako błędy miałem na myśli głównie literówki/orty i interpunkcję, momentami także sam sposób zapisu (np. brak wcięcia przy zaczynaniu nowego akapitu). Uczenie się na błędach to najlepsza metoda wg. mnie, ale często te błędy musi ci ktoś wskazać. Korektorzy są nieocenieni w tej materii i jeśli wierzysz, że dasz radę bez nich... cóż, może ci się to udać, ale będzie dużo ciężej, bo w pojedynkę nie masz szans sam wszystkiego wychwycić, a w dodatku przez własny tekst lecisz z automatu przy którymś z kolei czytaniu (nie cztyasz ltier, tlyko słwoa).

     

    Hmm... dobra, niech będzie. Nie mam czasu na 7 rozdziałów, ale jeśli chcesz, mogę się zgłosić jako korektor kolejnego. Napisz go, daj znać na PW przed publikacją, a ja postaram się znaleźć nieco czasu i pomóc ci powyłapywać błędy oraz dać kilka sugestii, w miarę możliwości.

  12. Przemyślenia po lekturze rozdziału siódmego:

     

    - zwolnić biurokratów i polityków! Taaaak!

    - "duży, niebieski szczur." - czyżby nawiązanie do oficjalnych komiksów? To mi się podobało.

    - Żeberka z dzika i cała reszta. Ómarłem, skisłem, padłem, i kilka innych slangowych określeń na nagły reset mózgu. Kompletnie nie kupuję jedzenia przez kucy mięsa, o ile takie coś nie ma konkretnego uzasadnienia w fabule lub fik nie jest randomem. Masz prawo, aby coś takiego zrobić, ale... skoro sam piszesz, że nawet tobie się to zdaje dziwne... to po co?

    - zaznaczyłem trzy błędy. Te trzy błędy to jednak jakieś 3% wszystkich, jakie się w tekście znalazły. Poprawa w pisaniu jest, acz nadal jest także sporo do poprawy.

    - postać Vanguarda... podoba mi się ten koleś. Wojak, skurczybyk, w dodatku ma na pieńku z Shiningiem. Przez swój wygląd, a także kwestię jedzenia i picia jakoś nasunęło mi się porównanie do Szalookiego Moody'ego z Pottera.

    - ogólnie rozdział był całkiem niezły, nie spodziewałem się, że uczta Celki będzie "pożegnalną" dla niektórych, a sama postać Ojca robi się coraz ciekawsza. Jestem ciekaw, kiedy to wszystko się zawali i nadejdzie Skynet  :crazy:

    • +1 1
  13. Co ja tu robię... przecież nawet nie lubię Fallouta :P

     

    Ale przywiedziony tytułem tak jakoś zacząłem czytać. Skończyłem szybko, co nie znaczy, że historia jest zła. Po prostu nie umiem się odnaleźć w klimatach post-apo. No i prawdę mówiąc lekko się zagmatwałem przy scenie wykładania konserw na półki i dialogu między trzema kucami.

     

    Jednak polecam załatwić sobie jakiegoś korektora, bo choćby takich rzeczy jaki znaki interpunkcyjne w wielu miejscach po prostu nie uświadczyłem. Również sposób zapisywania dialogów był miejscami niepoprawny. Polecam ci przejrzeć poradnik zrobiony przez Decadeda, większość takich błędów będzie spokojnie w stanie poprawić sam po jego lekturze.

     

    "Przez jakie “żet” było to napisane? Ż z kropką czy morze er-zet? Bo jeśli przez er-zet to powinnaś być mi wdzięczna." - Wybacz, ale musiałem. To zdanie jest tak komicznym "kfiatkiem", że nie mogłem się oprzeć, aby go nie przytoczyć. Ale na 1/4 całości tekstu, którą przeczytałem, znalazłem tylko jeden takowy, więc nie jest źle ;)

     

    Popraw błędy i zapis, a fanów Fallouta pewnie przyciągniesz. Powodzenia i pozdrawiam.

  14. Że się tak zapytam: świadome nawiązanie do sławnego filmiku na YT czy tak samo wziąło i wyjszło?

    Wyjszło samo, bo nie mam pojęcia, o jakim filmiku mowa. Hmm, teraz poczułem się zawiedziony swoim "research'em translatorskim", bo zazwyczaj uwielbiam wciskać nawiązania gdzie się tylko da :D

     

    Aż mi się "Today is a Good Day to Die" przypomniało. Skąd wy bierzecie te opowiadania? 

    Raz na miesiąc, w czasie pełni, wrzucam ketchup, garść liści i losowego blind-baga do miksera, po czym włączam go na pełne obroty, ustawiając nieprzykrytą wiekiem górę na ścianę. Tytuły same się malują  :crazy:

     

    Więcej czarnych komedii! Więcej popieprzonego humoru!

    Postaram się, choć następny tekst na warsztacie to (nie)typowy [sad]. No i kolejna część Tego Przeklętego Kolosa.


  15. Osobiście wolałbym aby taki motyw został wykorzystany w nieco poważniejszym opowiadaniu, ale jeśli ktoś ma dosłownie kilka minut, które chciałby przeznaczyć na szybką, nieskomplikowaną komedyjkę, to Rainbownomicon świetnie się do tego nadaje.

    Jeśli chcesz poważniejszego opowiadania na ten temat, to polecam "500 Little Murders", w zależności od obycia z angielskim w oryginale lub tłumaczeniu <bezczelna autoreklama mode on>

     


    Co więcej, nie cierpię kiedy śmierć jest przedstawiana w formie drugorzędnego problemiku, który po zaledwie tygodniu przygotowań można łatwo rozwiązać. Wiem, że w tym przypadku ma to wydźwięk komediowy ale mimo to jakoś nie potrafię tego łyknąć.

    Cóż, a ja właśnie dlatego zdecydowałem się na przekład ww. fika. Lubię czarny humor (może aż za bardzo), a tu było go w sam raz, aby móc się zaśmiać, ale nie poczuć się w pewnym momencie przesyconym/zdegustowanym/znudzonym tego typu żartami. Acz lekki niedosyt faktycznie jest - bardziej doświadczony pisarz pewnie pociągnąłby całość o kilka stron więcej.

  16. Cały tekst połknąłem z miną na zmianę ze śmiechem.

     

     

    To było ... dziwne  

     

     

    Yay, chyba drugie tłumaczenie w tym roku, jakie przeczytałem

    Niezmiernie mi miło, że się podobało. Takie słowa zawsze motywują, toteż dziękuję za komentarze :)

     

    Mnie osobiście zaś w wersji oryginalnej najbardziej kupił tekst Rarity o byciu miłą :D


  17. Tłumaczenia to inna sprawa, można by je wziąć w karby jakiegoś reżimu roboczego, jako że nie wymagają one aż takiej kreatywności jak pisanie fików.

    Trzymajcie mnie, bo mu przywalę :P

     

    Sam kiedyś korzystałem przy tłumaczeniu z metody 1 strony dziennie (no, w moim wypadku były to średnio 3), ale w metodzie tej przeszkadza cholernie ta prozaiczna rzecz zwana życiem. Wyjedź na dwa dni, gdzie nie masz dostępu do kompa, a już cały skrupulatnie wypracowany plan idzie się golić, bo nastąpiła przerwa. Człowiek ponoć potrzebuje powtarzać coś przez 21 dni, aby weszło mu to w nawyk "automatyczny". 2-3 dni przerwy potrafią skutecznie to rozwalić i całe wyrabianie sobie takiego nawyku trzeba zacząć od nowa.

     


    Do dziś wracam do starych plików z tekstami i dokonuję poprawek, słowo tu, przecinek tam. Pisarz nigdy nie jest do końca zadowolony ze swojego dzieła.

    Tak bardzo prawda. A jak człowiek patrzy na teksty, które przełożył np. rok temu, to się za głowę chwyta, jak mógł taką szmirę wypuścić na świat :pinkieo:

     


    Czy znacie jakieś sposoby, aby zredukować ten problem, przynajmniej częściowo?

    Gdzieś już to pisałem - obowiązkowa kartka papieru i długopis noszone wszędzie, aby zapisać wszystko, co ci przyjdzie nagle do głowy. I choć metoda pisania "na nawyk" ma swoje wady, będę jej bronił pod tym względem, że dobrze jest sobie znaleźć godzinę, o której najlepiej się pisze/tłumaczy i starać się tak układać, dzień, aby mieć ją wolną na właśnie to. U mnie to zwykle bywa 6 rano :confused:

  18. Nie tak dawno natrafiłem na pełną czarnego humoru komedię, która mocno mi się spodobała i domagała się natychmiastowego przekładu, za który się szybko zabrałem. Ocenę, czy tekst faktycznie był tego warty pozostawiam oczywiście wam, drodzy czytelnicy. Miłej lektury :)

    autor: Void Chicken
    korekta tłumaczenia: artiko, Jet.Wro
    Opis: Niespodziewana góra przerwała akrobacje powietrzne Rainbow Dash, a Twilight wygląda na aż za bardzo podekscytowaną na myśl o zabawie w nekromantę.
     

    Rainbownomicon [PL]

    Lektorat tłumaczenia w wykonaniu NightShade

     

    Rainbownomicon [ENG]

    • +1 3
  19. Fakt, ale to cholerstwo było swego czasu tak popularne, że trochę dziwne mi się to zdało. Ale i tak propsy za przekład, jak zawsze :D Notabene, jak tak teraz pomyślałem o tym, jaj ja bym to przełożył, to do głowy wlazła mi podmiana tego na "ja w klubie disco mogę robić wszystko" :D Dziwny jest mój umysł...

     

    Dobra, koniec offtopu z mej strony.

    • +1 1
  20. "Mam płonącą cegłę. Ty nie" - to zdanie najbardziej zapadło mi w pamięć i chyba doskonale oddaje tego fika i jego humor. Dolar po raz kolejny wybrał do przekładu tekst lekki i przyjemny (i chyba za bardzo lubi fiki "insektowo-owadowe" :D ). A ostatnia scena, ze względu na przypadkowe powiązanie z pewnym znanym ostatnimi czasy fikiem jest podwójnie śmieszna w polskim wydaniu :D

     

    Czytać! Bo jak nie, to was pająki za obrazek wciągną, jak to mawia moja babcia.

     

    Mam jednakże dwie propozycje w kwestii przekładu:

    1."Malutki-tyciutki"? Toż mamy taki piękne określenie jak "ici-tyci", nie pasowałoby nieco lepiej?

    2. "Szuramy nogami każdego dnia" - "Co dzień szuram nogami" - wiem, że nie zachowuje to liczby mnogiej z oryginału, ale jakoś pod melodię lepiej się wpasowuje :P 

     

    Ale za "nawet brewka nie pykła" czy też "Iże twa konina zadnia została sprana przez pajęczaka, droga siostro" należy ci się kufel cydru xD

  21. hoćby wypowiedź Cadence gdzie na końcu jest mowa o teściu a Shining Armor odpowiada wyraźnie, że nie jest to jego ojciec. Nie zawsze to, co jest w języku angielskim da się dosłownie oddać żeby to miało ręce i nogi.

    "He's not my dad" - a mi tu na przykład od razu nasuwa się skojarzenie, że to drobny żart słowny związany z członem "father". Patrząc pod tym kątem twój przekład jest w pewnym stopniu uzasadniony (choć ja na przykład nie bawiłbym się w próbę zachowania żartu słownego i machnął coś w stylu "Chcę, żeby moje życie się skończyło. Ale teścia nie chcę!". Ale ja zawsze robię wszystko na opak :P). A określenie czegoś mianem "nowego" nie wydaje mi się być podkreśleniem - nieraz natrafiałem w angielskich tekstach/filmach na użycie tego ot tak, po prostu.

     

    Ech, taka pierdółka, a tyle rozkminy :D Chyba za to pokochałem tłumaczenia.

     

    W każdym razie, wykonuj dalej dobrą robotę. Czekam na kolejne komiksy w twoim wydaniu.

×
×
  • Utwórz nowe...