Ból, który przeszył moje ciało był nie do opisania. Sparaliżował mnie, płonął w każdej jego części. Kości parzyły od środka, wyjące w spazmie mięśnie, krew buzowała, paliła jak kwas. Przez chwilę chciałem tylko jednego. Umrzeć. Byle szybko.
I nagle ból ustąpił. Zasłabłem, ale utrzymałem się na nogach. Wściekły podniosłem głowę i rzuciłem ogierowi najpaskudniejsze z możliwych spojrzeń. Jeszcze tego pożałuje...
Wyprostowałem się. Wszystko nadal mnie piekło, ale nie zwracałem na to uwagi. Zniżyłem głos, brzmiał jak syk połączony z warczeniem.
- Nie wiem czy zauważyłeś, debilu, ale nikt z nas nie widzi żadnej przyjemności w byciu tym twoimi wybrańcami. Jak śmiesz sądzić, że chcemy zostać w tym świecie, kiedy straciliśmy już dwie towarzyszki?! Jakim prawem nazywasz nas bandą bez mózgów, kiedy sam nie potrafisz wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi?! Lepiej zacznij gadać prawdę, bo następnym razem nie uda ci się tak mnie zaskoczyć, obiecuję ci to. A jeśli nawet, to zginiesz razem ze mną.
Przeszywałem go spojrzeniem, tonem i energią, która nagle zaczęła ze mnie bić. Znak Mortem był gotów - musiałem być przygotowany na najgorsze.