Skocz do zawartości

Fikus

Brony
  • Zawartość

    302
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Fikus

  1. Leżałam chwilę na ziemi, nie będąc zdolna zarejestrować co się właśnie stało. Bo jakim cudem zasypiając pod drzewem, budzę się na ziemnej podłodze? Może coś piłam? Albo brałam? Chyba nie...z drugiej strony, nawet nie pamiętam. Jedyne co zostało mi w pamięci to ta dziwna zakapturzona postać. Jaki, do cholery, kolejny pionek? Co to ma być? W końcu stwierdziłam, że potem nad tym pomyślę. Teraz bardziej przydałoby się sprawdzić,gdzie dokładnie się znajduję. Powoli dźwignęłam się na kopytka i niepewnie rozejrzałam się po pokoju. Cóż, pokój jak pokój. Kilka szafek, okno i łóżko. Może najpierw przeszukam szafki...tak, może znajdę tam coś co pomoże mi widzieć w tym egipskich ciemnościach. Ostrożnie podeszłam do jednej z szafek i drżącym kopytkiem, poczęłam sprawdzać każdą z nich. 

  2. Yuki zamknęła oczy i zacisnęła zęby. Bolało. Strasznie bolało. Co za...już po nim. Nagle w klacz wstąpiła niebywała złość. Adrenalina zaczęła otumaniać ból. Yuki powoli wstała z ziemi. Jej róg znów tlił się tym razem krwistoczerwonym światłem, tak samo jak jej klatka piersiowa. Po chwili koło kucyka zmaterializował się 3 metrowy, metalowy pręt z kolczastymi wypustkami. Od czasu do czasu, na broni dało się widzieć małe, czerwone wyładowania elektryczne. Yuki zmarszczyła brwi i spojrzała wyzywająco na Talara. Ogier zatrząsł się zaskoczony bo okazało się, że oczy klaczy zmieniły kolor. Nie były już brązowe, pełne ciepła i radości. Teraz przybrały barwę ciemnej czerwieni, patrzyły na niego ze złością. Po dłuższej chwili, Talar zorientował się, że Yuki gdzieś zniknęła. Za to poczuł prąd przepływający przez jego ciało i ogień gryzący jego ciało. Klacz zaatakowała od tyłu, mocno uderzając rywala w plecy. Kiedy upadł, ta podniosła go magią i kontynuowała atak przez dobre 10 minut. Wyładowała na nim całą swoją złość i frustrację. Kiedy skończyła, Talar był kucem bez grzywy i większości futra, połamanymi żebrami, milionami siniaków i co najważniejsze - złamanym rogiem. Co jakiś czas wstrząsało nim jakieś mniejsze wyładowanie elektryczne. Klacz zadowolona popatrzyła z góry na ogiera i odeszła na kilka metrów, żeby obejrzeć reakcję ogiera z bezpiecznej odległości. 

  3. Cholera jasna...

     

    Yuki leżała na ziemi, prawie nieruchomo. Od czasu do czasu jej ciało delikatnie drgało. Klacz starała się wymyślić coś, co postawiło ją na nogi i dodało sił. Róg klaczy zabłysnął i dało się słyszeć ciche jęki klaczy. W końcu, rana na plecach zniknęła, pozostawiając po sobie różową bliznę. Ciało kucyka zregenerowało się na tyle, by Yuki mogła wstać i utrzymać się na trzęsących się nogach. Mimo to, że mięśnie klaczy protestowały dalszemu użytkowi, jej umysł pozostał trzeźwy i świeży, a w oczach nadal tlił się płomyk nadziei. Yuki mocno wbiła swoje kopytka w ziemię i spojrzała wyzywająco na rywala. Jej róg znów zaczął się tlić, tym razem emanował silnym pomarańczowo-białym światłem. Chwilę potem z rogu klaczy wystrzelił potężny pocisk energii elektrycznej połączonej z ogniem. Talar zaskoczony tak potężnym atakiem, nie zdążył się uchylić i pocisk trafił prosto w jego pierś. 

    Ogier przewrócił się. Na początku nie poczuł nic ale kiedy spróbował wstać poczuł rozdzierający ból w klatce piersiowej. Rywal Yuki zaczął ciężko oddychać, pocić się i dostał drgawek. Ból był silniejszy z minuty na minutę, a Talar miał już poważne problemy z oddychaniem. Powoli tracił przytomność. Tymczasem klacz siedziała spokojnie i obserwowała ogiera z bezpiecznej odległości, 

  4. mlp_fim___insanity_by_drawingdye-d6n7xda

     

    Imię: Fire Heart (Yuki)

    Płeć: Klacz

    Rasa: Kuc ziemny

    Historia:

    Pewnego ciepłego, jesiennego wieczoru w Vanhoover na świat przyszła mała, beżowa klaczka o mądrych brunatnych oczach. Jej mama, Clever Eye, bardzo kochała swoją córkę. Nadała jej imię Fire Heart. Miała również brata starszego o 5 lat , który nazywał się Wind Cloud i był, tak samo jak matka pegazem. Również pokochał swoją malutką siostrzyczkę i zajmował się ją tak często jak mógł. Ojciec - Proud Shadow - był kucem ziemnym. Niestety nie był dobrym mężem ale nienagannie wypełniał swoje ojcowskie obowiązki. Mała Fire rosła jak na drożdżach. Z  każdym dniem stawała się ciekawsza świata i nowych kucyków. W końcu, w wieku lat 5 poszła do miejsca zwanego przedszkolem. Placówkę prowadziło kilka uczynnych klaczy, które z ciepłem i miłością opiekowały się i uczyły małych podopiecznych. Nasza beżowa klaczka uczyła się szybko i sprawnie. Poznała tam również swoją przyjaciółkę - Blue Skittle. Malutkie klacze bardzo się ze sobą zżyły. Przebywały ze sobą kiedy tylko mogły, odrabiały razem lekcje, rozmawiały o ogierach i dzieliły swoje pasje. Kiedy Heart ukończyła lat 8 udała się do szkoły podstawowej, oczywiście razem ze swoją przyjaciółką. Jej wychowawczynią była dojrzała klacz, która traktowała źrebaki surowo ale nie agresywnie. Zawsze mogło się zapytać ją o pomocne kopytko lub o wyjaśnienie skomplikowanego zadania z matematyki. W klasie 2, razem z Blue poznała nową klacz - Little Sweet. Również została jej przyjaciółką ale Fire była bardziej związana ze swoją starą, dobrą przyjaciółką. Po ukończeniu 3 klasy trzeba było się rozstać z ukochaną wychowawczynią i przystąpić na dalszy poziom nauki. Otrzymała więc nowego wychowawcę. Tym razem był to ogier, który traktował młode kucyki z dystansem. Fire niezbyt go lubiła. W klasie 4-6 nie radziła sobie najlepiej chociaż w klasie 5 otrzymała świadectwo z paskiem. W ciągu tych 3 lat stała się mądrzejsza ale też bardziej zadziorna i uparta. W wieku lat 11 była poddana wielkiej próbie. Jej rodzice się rozeszli. Jej ukochana mama bardzo to przeżyła ale mimo to nie zamknęła się w sobie. Walczyła o prawo do swoich dzieci i wygrała. Heart nie chciała znać swojego ojca. To co zrobił jej matce uważała za najgorszą rzecz jaka kiedykolwiek mogła nastąpić. Na dodatek znalazł sobie nową klacz co jeszcze bardziej zdenerowało małą klaczkę. Przez to wydarzenie stała się bardziej ponura i poważna chociaż z czasem rany się zagoiły. Po 6 latach nauki w podstawówce Fire zdobyła wiele przyjaciół, którym mogła zaufać. Przyszedł czas na gimnazjum. Myśl o pójściu w to straszne miejsce przerażało trochę klacz ale dobrze wiedziała, że tego nie uniknie. Z resztą zawsze to coś nowego. Pierwszy dzień w nowej szkole był dziwny...w duchu wierzyła, że nadal będzie ze swoją starą klasą i nawet z gburowatym starym wychowawcą. Jakie było jej zaskoczenie kiedy okazało się, że jest w klasie ze swoimi przyjaciółkami. Była taka szczęśliwa z tego powodu. W nowym towarzystwie znalazła również swoją dawną koleżankę z obozu zimowego, którą oczywiście bardzo lubiła. Towarzystwo bardzo jej się podobało. Podobnie jak nauczyciele...no może z wyjątkiem pani od muzyki. Wiekowa już klacz ją przerażała. W ciągu jednej z lekcji Fire miała zaśpiewać przed całą klasą. Wtedy ujawniła się jej słabość. Klacz cierpiała na glossfobię - strach przed jakimikolwiek występami przed publicznością. Starsza pani nie zwracała uwagi na przerażony wyraz twarzy małej klaczki. Kazała jej zaśpiewać pod groźbą oceny niedostatecznej. Fire przełknęła ślinę i z jej gardła wydobył się słaby jęk i nieprzytomna, padła no podłogę. Po tym wydarzeniu każdy pamiętał żeby przypadkiem nie kazać robić czegokolwiek przed większą ilością kucyków. W wieku lat 14 Heart zdobyła swój znaczek. Był to piękny jesienny dzień, beżowa klacz wracała właśnie do domu z piątką w zeszycie i uśmiechem na twarzy. Nagle z jej prawej strony dobiegł ją krzyk. Była to jej przyjaciółka Blue Skittle. Oczywiście Fire pognała na ratunek starej przyjaciółce. Kiedy Heart dotarła na miejsce skąd dobiegał krzyk zatrzymała się. Była przerażona. Przed nią właśnie płonął średniej wielkości budynek. Tam właśnie była jej przyjaciółka. Drzwi wyglądały tak jakby za chwilę miały się zawalić...zawalić! Klacz rzuciła się w stronę drzwi i w ostatniej chwili wparowała do środka. Wszędzie był ogień a żar buchał jej bezczelnie w twarz. Znów krzyk. Na górze. Fire w kilku susach znalazła się na piętrze i ujrzała swoją przyjaciółkę. Klacz zaklinowała nogę w niewielkim otworze powstałym w podłodze nie nie mogła jej wyjąć. Z jej tylnej prawej nogi ściekała cienka struga krwi. Brązowo oka podbiegła do przyjaciółki, objęła ją w pasie i zaczęła ciągnąć w swoją stronę, z nadzieją, że uda jej się wyciągnąć Blue z opałów. W końcu udało im się. Skittle runęła na Fire przygniatając ją swoim ciałem. Była nieprzytomna. Heart szybko się pozbierała i zarzuciła sobie klacz na grzbiet. Około 10 metrów od niej było okno. Wokół niego płomienie. Nie dało się zejść na dół schodami bo zwyczajnie się paliły. Beżowa klacz wzięła głęboki wdech. Zaczęła biec. I wyskoczyła przez okno. Co najdziwniejsze nie miała żadnych poparzeń. Miała tylko złamaną nogę, małe wstrząśnienie mózgu i kilkanaście siniaków. I tak właśnie zdobyła swój znaczek. Nie wiedziała dlaczego akurat płomień ale z czasem przestała o tym myśleć. Została okrzyknięta bohaterką ale nie na długo. Po kilku miesiącach sprawa poszła w zapomnienie. Szczerze mówiąc Fire się z tego cieszyła. Nie lubiła bycia popularną. Bardziej odpowiadało jej bycie normalną dziewczyną. Po 3 latach nauki w gimnazjum przyszedł czas na wybranie liceum. Heart napisała test gimnazjalny z nienagannym wynikiem i trafiła do jednego z lepszych liceów w Vanhoover. Wybrała profil biologiczno-chemiczny bowiem chciała zostać lekarzem, tak jak jej matka. W liceum pierwszy raz doznała uczucia miłości. Jej pierwszy wybranek miał na imię White Speed. Była w niego wpatrzona jak w obrazek tak samo jak on w nią. Byli ze sobą przez 2 lata i rozstali się w spokoju. Zostali przyjaciółmi. Po pełnym sukcesów i porażek okresie nauki w liceum przyszedł czas na studia. Matura okazała się bardzo trudna dla Fire ale udało się jej zdać z całkiem dobrym wynikiem. Wybrała się na studia do Canterlotu. Była bardzo dumna z tego, że udało się jej dostać się na tak dobrą uczelnię. Niestety musiała zostawić swoją najukochańszą matkę z bratem, który ukończył już studia w Vanhoover. Ze łzami oczach opuściła rodzinne miasto i rozpoczęła dorosłe życie. Aktualnie nadal studiuje medycynę w Canterlocie, mieszka w akademiku z klaczą o imieniu Gleaming Star i nadal utrzymuje kontakt z rodziną i przyjaciółmi. 

    Cechy charakteru: Wesoła, lekkomyślna, błyskotliwa, empatyczna, silna, leniwa.

    Największe marzenie: Ukończyć studia, założyć rodzinę i żyć spokojnie po kres swoich dni.

    Największy koszmar: Kalectwo, utrata rodziny i przyjaciół. 

     

    (Rasa: Pegaz, jednorożec albo pegaz xDD)

     
  5. Tymczasem Yuki spała sobie smacznie obracając się czasami z boku na bok, machając przy tym kopytkami. Była naprawdę bardzo zmęczona. Widać, że spało jej się co najmniej dobrze, bo uśmiechała się błogo przez sen. W końcu, po upływie godziny klacz powoli otworzyła ślepia i nadal leżąc na ziemi ziewnęła szeroko. Brązowa klaczka powolutku dźwignęła się na swoje obolałe kopytka, po czym wyciągnęła się i otrząsnęła z kurzu i piachu, przy okazji odpędzając senność. Rozejrzała się za Talarem i zauważyła, że siedzi w fioletowej kopule. Kompletnie nie wiedziała czy jest ona nie do przejścia czy mogła sobie tak po prostu wejść. Oceniając charakter Talara wątpiła żeby zasnął w czymś bez ochrony więc zrezygnowała z prób wejścia do dziwnej galarety i spokojnie usiadła, czekając na to jak jej rywal się ocknie. Miała również trochę czasu na przemyślenie czym chciałaby go zaatakować. 

  6. Myślała. Tak właściwie to była jedyna rzecz, którą mogła teraz zrobić. Myśleć. Klacz wytężyła umysł, w poszukiwaniu zaklęcia, które wróci jej dawną sprawność ruchu i sierść. Po chwili Yuki znalazła odpowiednie zaklęcie, tylko teraz została kwestia go zrealizowania. Po chwili całkowitej ciszy dało się słyszeć przyśpieszony oddech beżowego kucyka, przy czym jej róg zaczął się delikatnie tlić pomarańczowym światełkiem. Po chwili owe światełko zaczęło się rozprzestrzeniać po całym ciele klaczy, przybierając coraz jaśniejszą barwę. W końcu pomarańczowa powłoka pokryła całe ciało Yuki i zaczęła ona być coraz jaśniejsza aż w końcu stała się całkowicie biała. Przez chwilę było widać tylko kontury beżowego kucyka. Po około 10 minutach światło zniknęło, a na ziemi leżała już całkowicie zregenerowana klacz. Tylko, że...nie ruszała się. Talar podszedł szybko do rywalki i przyłożył ucho do jej piersi. Okazało się, że Yuki oddycha spokojnie i...śpi. Oburzony ogier spojrzał wściekły na klacz, mając jej za złe to, że zasnęła w środku pojedynku. Tymczasem klaczka drzemała sobie smacznie, cicho pochrapując i nawet delikatnie się uśmiechając. 

     

    (A tak btw, to najlepszego Talar :3)

  7. Ooooh, wal się - klacz jęknęła niemal niesłyszalnie i zaczęła myśleć. Przychodziło to jej z trudem, w końcu miała potrzaskane kości. Po około 2 minutach intensywnego myślenia, Yuki przypomniała sobie zaklęcie, o którym mówił Talar. Było całkiem proste i miłe w wykonaniu...jeśli nie miało się szkieletu skruszonego w miazgę. Klacz wysiliła się i jej róg delikatnie zabłysnął. Chwilę potem jej tylnie nogi były już gotowe do użycia, tak samo jak żebra i przednie kopytka. Yuki jęknęła cicho i powoli dźwignęła się na nogi i popatrzyła wrogo na Talara. Bolała ją głowa i trudno było jej stać, ale wiedziała, że da sobie radę. Klacz zaczęła szukać zaklęcia, którym mogła by zaatakować rywala. Beżowy kucyk postanowił zaatakować z bliska. Zaklęcie, które sobie przypomniała wymagało dużej prędkości. Yuki leżała na drugim końcu areny, z dala od ogiera więc miała duże pole do manewru. Klacz zgięła tylne kopytka i z wyskoku, zaczęła gnać ku Talarowi. Kiedy dziko cwałowała w jego stronę jej róg zaczął świecić na biało, a po wokół niej powstało coś na kształt wiru...z błyskawic. Ogier nawet nie zorientował się kiedy tuż przed nim zjawiła się rozpędzona klacz. Yuki z całą swoją siłą uderzyła w Talara, rażąc go prądem, łamiąc kości i...samej się przy tym przewracając. Klacz przetoczyła się kilkanaście metrów dalej, nie robiąc sobie większej krzywdy. Kiedy w końcu się zatrzymała, natychmiast wstała żeby zobaczyć co się stało z Talarem. Okazało się, że ogier leżał plackiem na ziemi z wyrwą w boku i osmolonymi nogami, pyszczkiem i rogiem. Miał również połamane kilka żeber i jedną, przednią nogę. Klacz zadowolona popatrzyła na ogiera i powiedziała zadowolona:

     

    Dobrze ci tak.

  8. Nowy dopływ informacji tak uderzył w klacz, że aż cofnęła się do tyłu i zdziwiona klapnęła na ziemi. Spojrzała się pytająco na ogiera. Przecież mogła walczyć i bez tego. Teraz Talar leżał jak długi na ziemi, z oka leciała mu krew i...ogólnie był w złym stanie. Timber wstała i pokuśtykała do rywala po czym szybko zaczęła go oglądać. Ogier patrzył się na klacz jak idiotkę, kiedy ta starała się go uleczyć na tyle by mógł wstać i walczyć dalej. Po oględzinach Timber szybciutko przyszykowała odpowiednie zaklęcie i po chwili z ciała Talara zniknęły najgłębsze nacięcia, a także poczuł większy dopływ siły. Kiedy klaczka była pewna, że jednorożec da radę wstać, zerwała się z miejsca i jak najszybciej oddaliła się od przeciwnika. Po pokonaniu około 20 metrów, odwróciła się i krzyknęła:

     

    JEŚLI NADAL CHCE CI SIĘ WALCZYĆ TO WSTAWAJ, TY MAŁA GANGERNO!

  9. Smoczyca leżąc na ziemi, głęboko westchnęła. To już koniec. Teraz może odpocząć. Jej ciało zaczęło się kurczyć i kurczyć aż w końcu na ziemi zamiast smoka leżał mały kucyk. Chociaż na pierwszy rzut oka nie przypominała już kucyka. Powyrywana sierść, głębokie rozcięcia, brak jednego oka i potargana grzywa całkowicie zmieniły wygląd klaczy. Klaczka spróbowała się podnieść. Po kilku nieudanych próbach stała już na nogach ale chybotała się na nich jak źrebak, stawiający pierwsze kroki w życiu. Z boku wyglądało to jakby zaraz miały się jej połamać nogi. Timber zaczęła stawiać małe kroczki, zmierzając w stronę Talara. Kiedy jednooka nareszcie dotarła do ogiera, spojrzała na jego rany. Czy na pewno chciała to zrobić z aż takim efektem? Wyliże się ale zostaną mu blizny. Rywal nieufnie patrzył się na Timber, oczekując jakiegoś podstępu. Można wyobrazić sobie jego zaskoczenie kiedy klacz delikatnie go przytuliła. Po tym odeszła kilka kroków w tył i powiedziała:

     

    Dziękuję za wspaniały pojedynek.

     

    Klacz spojrzała na ogiera, uśmiechając się szeroko. Dla Talara było to niepojęte - jak można się uśmiechać tak ciepło do kogoś kto zrobił ci tyle złego? Nawet nie zdążył nic powiedzieć nim klacz ugięła przednie kopytko i zgrabnie się przed nim ukłoniła. 

  10. Uniosłam oczy ku górze i głęboko westchnęłam. Ile razy będę jeszcze dzisiaj w siebie wrzucać to zielone coś? Tyle, że tym razem muszę to zrobić sama. Minęły około 3-4 godziny od kiedy się obudziłam, czuję się dobrze, trochę jestem zmęczona...może jednak uda mi się dzisiaj usiąść? Powoli zaczęłam się przekręcać na plecy. W moim stanie nie było to łatwe ale do zrobienia. Kiedy już to zrobiłam zaczęłam powoli odsuwać się do tyłu by przyjąć pozycję półleżącą. I...udało mi się. Oparłam się plecami o wysoką belkę z przodu łóżka i jakoś dałam radę. Trochę mnie bolało ale to mogłam wytrzymać. Z racji, że umiałam się posługiwać widelcem i nożem , nie miałam problemów w zjedzeniem. Chociaż robiłam to trochę niezdarnie to jakoś szło. Tyle wygrać. 

  11. Klacz wstała na nogach jak z waty i spojrzała na ogiera pogardliwie. Na miejsce powybijanych zębów zdążyły się już pojawić nowe tylko odrobinę dłuższe, z ostrymi zakończeniami.

     

    Jak mnie nazwałeś?

     

    Warknęła lodowato Timber patrząc się z furią na Talara. Nagle beżowy kucyk zaczął się trząść. Ogier podszedł na bezpieczną odległość do klaczy i spojrzał na nią przestraszony. Kopyta beżowej zaczęły się zmieniać w potężne łapy z pazurami. Timber krzyczała z bólu, widać było, że nad tym nie panowała. Chwilę potem nadszedł czas na zmianę pyszczka. Jej twarz znacznie się wydłużyła i zwiększyła. Na dodatek wyrosły z niej wielkie kły. Klacz również zwiększyła swój wzrost - miała teraz koło 5 metrów. Futrzasty, milutki ogonek zamienił się w wielki, pokryty łuskami zabójczy bicz. Z grzbietu klaczy wyrosły około 9 metrowe skrzydła. Chwilę potem przed Talarem stał wielki, rozwścieczony...smok. Smoczyca ryknęła dziko. Echo jej ryku odbiło się od ścian areny i ogłuszyło trochę ogiera. Timber błyskawicznie zniżyła swój łeb i wściekle spojrzała na rywala po czym syknęła

     

    Jak mnie nazwałeś?

     

    Smoczyca otworzyła paszczę i zionęła ogniem. Kiedy skończyła, uniosła głowę i spojrzała z góry na Talara. Leżał teraz prawie nieruchomo na ziemi, ciężko sapiąc. Odniósł wiele obrażeń. Jego lewa tylnia noga nie nadawała się już do użytku. Timber spaliła doszczętnie jego grzywę i ogon. Na jego ciele widniało też wiele poważnych i głębokich oparzeń. 

  12. Ćwiczyć z kimś? Takie same? 

     

    Na razie muszę poczekać jak będę w stanie wstać 

     

    Mruknęłam zamyślona. Byłam ciekawa jak wygląda ta klacz i czy ją znam. Klasa III E...czy widziałam kogoś z tej klasy w tym feralnym dniu? Pamiętam praktycznie wszystkie imiona tegorocznych trzecioklasistów. Pomyślmy...a tak, widziałam jedną klacz. Wysoka jednoróżka z szarą sierścią i z śliczną różową grzywą. Chanel. Tylko czy to ona? Nie byłam pewna czy na pewno chodzi do III E a Charlie pewnie jej nie kojarzy...chociaż dlaczego by się nie zapytać? Spojrzałam się na ogiera i zapytałam cicho:

     

    Czy to Channel? Ta klacz z szarą sierścią i różową grzywą..chyba chodzi to III E...

  13. Serio?

     

    Jęknęłam cała dygocząc. Szybko wyczarowałam sobie ręcznik i zaczęłam się osuszać. Trochę to zajęło, bo dopiero 30 minut później byłam całkowicie sucha...ale ziemia była mokra...cholera. Co tu zrobić? Nagle do głowy wpadł mi jeden pomysł, który po wypiciu płynu z buteleczki był całkiem możliwy. Skupiłam się i zgięłam nogi. Chwilę potem skoczyłam i z moich boku wysunęły się dwa potężne ogniste skrzydła. Chybotałam się jeszcze trochę w powietrzu ale w końcu wbiłam się w rytm. Spojrzałam na Talara i uśmiechnęłam się szeroko po czym utworzyłam dwa ogniste bicze. Z wielką prędkością posłałam oba w stronę Talara. Bicze owinęły się wokół kopyt ogiera i z łatwością go wywróciłam. Bicze jednak nie zwolniły ucisku i pociągnęły chwilę ogiera po błotnistym podłożu.

  14. Zastrzygłam uszami i odpowiedziałam:

     

    Tak, chętnie posłucham

     

    Oczy nadal miałam trochę załzawione ale definitywnie się uspokoiłam. O Celestio,dobrze, że Charlie tutaj jest. Bez niego pewnie bym zwariowała. Tak właściwie to słuchanie o szkole było o niebo lepsze od roztrzepywania moich spraw rodzinnych, prawda? Podniosłam głowę na tyle ile mogłam i z zaciekawieniem popatrzyłam się na ogiera, czekając na jego relację zdarzeń. 

  15. Wtuliłam pyszczek w szyję ogiera i szepnęłam cichutko:

     

    Zostań przy mnie.

     

    Powoli przestawałam płakać. Z drugiej strony...zawsze po burzy pojawia się tęcza, czyż nie? Problem tkwił w tym, że tych burz będzie jeszcze wiele. Po tym wszystkim pewnie się strasznie zmienię. Chociaż jak teraz na to patrzę to nie wyobrażam sobie siebie wiecznie poważnej i niewzruszonej. Będę musiała przeprosić tatę. Mam nadzieję, że nie zrobiłam mu krzywdy. Mama...na nią jestem aktualnie zła. Bardzo zła. Strasznie zła. Nie pojmuję jak mogła ukrywać przede mną coś tak ważnego? Przecież gdyby mi to powiedziała to nic złego by się nie stało...a może miała ku temu jakieś poważniejsze powody? Może jutro ją spytam...

  16. Położyłam uszy po sobie i zaczęłam cicho łkać. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Nie wiedziałam czy chcę żeby był przy mnie. Nie wiedziałam czy osoba, którą kocham ma tu być i mnie wspierać. Normalny kucyk na pewno uciekł by się do tego. Normalny, zwykły kucyk, któremu świat nie wali się na głowę. W takich sytuacjach nie da się myśleć jasno ani tym bardziej spokojnie. Nawet nie widziałam czy jestem zła czy rozżalona. Raczej oba na raz i coś jeszcze...czyżby strach? Dawno się nie bałam. Bardzo dawno. Teraz to uczucie pożerało mnie od środka, mąciło myśli i wyciskało łzy z oczu. Chciałam stąd uciec. Jak najdalej od wszystkich. Nawet od Charliego. Chciałam wstać i popędzić do parku. Położyć się pod drzewem wiśni i zapomnieć o tym wszystkim. 

  17. Nie odpowiedziałam. 

    Wiedziałam dobrze, że Charlie ma rację. Co prawda irytowało mnie to, że dowiedział się o tym wcześniej niż ja ale nie miałam go za co winić. Miałam dość. Nagle na moich barkach spoczywało wiele problemów. Spadły na mnie tak nagle, niespodziewanie. Wszystko przez mój wypadek. Przez moją nogę i mój bok. Wszystko przez moje cierpienie. Cicho leżałam na łóżku, pozwalając by Charlie głaskał mnie po kopytku. Płytko westchnęłam i zamknęłam oczy. Tak bardzo chciałam żeby to wszystko się nie zdarzyła. Dlaczego musiała być to akurat biblioteka? Dlaczego nie na przykład stołówka? Dlaczego w ten dzień? Dlaczego...ja? Z trudem ruszyłam swoim prawym kopytkiem tym samym nie pozwalając na dalsze pieszczoty ogiera. Delikatnie zakryłam swoje prawe oko w momencie gdy spod moich powiek wypłynęła łza. Nie chciałam żeby widział jak płaczę choć widział to już nie raz. 

  18. Klacz szybko wylądowała i podeszła powoli do buteleczki. Spojrzała podejrzliwie na Talara. Czy oby na pewno nie kantował? Z drugiej strony...dlaczego miałby to zrobić? Timber chwyciła ząbkami zakrętkę od butelki i gładko ją odetkała. Następnie wypluła ją w piach i znów chwyciła buteleczką po czym głęboko westchnęła
     

    Raz...dwa...trzy!

     

    Jednooka szybko odchyliła głowę do tyłu i płyn swobodnie wyciekł do jej gardła. Smakował...ostro. Bardzo ostro. Kiedy klacz była pewna, że w małej buteleczce nic już nie ma, schyliła się i odstawiła ją na ziemię. Uniosła wzrok i spojrzała na Talara. Nie odczuwała żadnej różnicy. Siedziała tak przez kilka minut i nagle znowu zaczęła się palić ale nie tak samo jak paliła się wcześniej. Tym razem nie kontrolowała ognia tak dobrze. Zaskoczona zerwała się na nogi i podniosła kopyto. Ogień się rozprzestrzeniał. Wysokością sięgał 15 metrów a szerokością - na około 5. Natomiast Timber nie była już zwykłym kucykiem ziemskim, tylko istotą, której zarys przypominał kucyka. Spojrzała jeszcze raz na ogiera i uśmiechnęła się wdzięcznie. Klacz mocno zaparła się kopytami o ziemię i skupiła się. Chwilę później po jej obu bokach pojawił się dwa sporej wielkości feniksy. Ich majestatyczne sylwetki pięknie się prezentowały. Co jakiś czas wydawały z siebie krótki skrzek. Przy okazji Timber wytworzyła jeszcze kilka ognistych kul. Cisnęła je w Talara, tym samym posyłając feniksy by wywołać bolesne poparzenia. 

  19. Klacz siedziała ciężko dysząc na ziemi. Po jej twarzy spływały krople potu. Źrenica jej prawego oka zmniejszyła się do poziomu główki szpilki. Spojrzała na Talara z przerażeniem. Zaczęła cała drżeć. Dla niej ten kuc był teraz kimś kto na zawsze zdarł jej uśmiech z twarzy. Bała się i jednocześnie go znienawidziła. Chwilę potem znów spuściła wzrok i siedziała tak przez kilka dobrych minut. Starała się myśleć ale przerażające koszmary usilnie jej przeszkadzały i mąciły jej umysł. Po policzku spłynęła jej jedna łza. Musi coś zrobić. Powoli wstała. Ponownie popatrzyła na Talara. Wzięła głęboki oddech i zamknęła oko. Wokół brązowookiej zaczęły się unosić ogniste języki, które unosiły ją w górę. W końcu klacz otoczona ogniem poczuła się spokojniej. Był to dla niej największy możliwy komfort w tej chwili. Po uzyskaniu wysokości pięciu metrów, Timber otworzyła oko. Nadal płakała. Nadal się bała. W końcu posłała w stronę rywala dwa potężne strumienie ognia. Talar skulił się instynktownie ale tym razem nie poczuł bólu. Wręcz przeciwnie. Poczuł ulgę. Ogień otoczył jego gardło i brzuch po czym zaczął je kurować, a wszystko na rozkaz klaczy. Chwilę później po otwartych ranach zostały tylko różowe blizny. Timber nadal unosiła się w powietrzu, patrząc z góry na ogiera. 

×
×
  • Utwórz nowe...