Skocz do zawartości

Fikus

Brony
  • Zawartość

    302
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Fikus

  1. Wszystko teraz do mnie wróciło. Uderzyło we mnie tak nagle, że wstrzymałam oddech. Tata. Zostawił mnie i mamę kiedy miałam 7 lat. Po prostu zwiał. Byłam mała i mało rozumiałam. Wtedy jeszcze nie odczuwałam gniewu. Niestety z czasem to uczucie zaczęło rosnąć. Kreowało się w moim sercu i stawiało mojego ojca w ciemnym świetle. Nienawidziłam go. Zostawił mnie i chorą mamę. To ja biegałam do apteki po lekarstwa. W młodym wieku spędzałam samotne noce w domu kiedy mama leżała w szpitalu. A on sobie po prostu poszedł. Ot tak.

    Jak ś-śmiesz t-tu przychodzić? - powiedziałam drżącym ale zezłoszczonym głosem. Patrzyłam się w ścianę naprzeciwko mnie. Nie chciałam go tu. 

  2. Krew odpłynęła mi z twarzy. Kto to jest? Skąd zna moje imię? Dlaczego wydaje się taki...znajomy? Wpatrywałam się głęboko w jego zapłakane i przekrwione oczy, starając sobie coś przypomnieć. Wiedziałam, że skądś go znam. Buszował gdzieś głęboko w moich wspomnieniach. Nagle do głowy wpadło mi jedno wspomnienie. Jedno szczególne. Żyłam z nim długo. Nie myślałam o nim za wiele ale dopiero teraz to mogło mieć jakieś znaczenie. Kiedy miałam 7 lat do mojego domu wpadł jakiś kuc. Ogier. Matka się z nim kłóciła, żądał spotkania ze mną. Potem mama upadła na podłogę i...tutaj taśma mi się urwała. Mogę przysiąść, że to on. Przynajmniej tak mi się wydaje...tylko co on wtedy robił w moim domu?

    Kim jesteś? C-co tutaj robisz? Skąd z-znasz moje imię? - zapytałam drżącym głosem. 

  3. Głuchą ciszę panującą na arenie przerywa radosny stukot kopyt. Na arenę wparowała jedna z najweselszych osób na świecie - Timber zwana też Fire Hoof! Z szerokim uśmiechem na twarzy patrzy na przeciwnika. Z racji, że postacie dzieli dość duża odległość, klacz nabiera powietrza w płuca i krzyczy radośnie:

    CZEEŚĆ! JESTEM TIMBER ALE MOŻESZ MI MÓWIĆ FIRE HOOOF! TY PEWNIE JESTEŚ TAALAR CZYŻ NIEE?

    Po głośnym orędziu klaczy, przyszedł czas na rozpoczęcie zabawy. W końcu to panie mają pierwszeństwo! Beżowa istota stała przez chwilę, rozmyślając jaki ruch poczynić by rozpocząć pojedynek. Timber zamknęła oczy i skupiła się. Chwilę później na jej prawym kopytku pojawił się mały czerwono-żółty płomyk a potem jeszcze jeden i jeszcze jeden. W końcu całe przednie nogi klaczy pokrywały płomienie najprawdziwszego ognia. Zadowolona uśmiechnęła się i stanęła na tylnych kopytkach. Nie zaatakowała. Czekała, wpatrując się w oczy przeciwnika. 

  4. Mocno zakasłałam po tym jak pielęgniarka wpakowała mi to pyszczka to zielone coś. Fuj. Moich szkolnych znajomych i Charliego już nie było. Miałam czas na chwilę refleksji. W przyszłym tygodniu wychodzę...albo wyjeżdżam. Wolałabym wyjść. I za dwa i pół tygodnia egzaminy a moje książki spłonęły. Cholera. Będę musiała sporo nadrobić. Może nawet napiszę dobrze ten test! Byłoby miło. Tylko jak mam powtórzyć około 6 lat nauki w 2 i pół tygodnia i jeszcze mieć czas na rehabilitację? W tym momencie chyba moje zdrowie jest ważniejsze...przestałam rozmyślać gdy do mojej jamy ustnej została wpakowana kolejna porcja zielonej papki.

  5. Dobra. No to zaczynamy. Na początek swoje prawe kopytko przemieściłam na prawą stronę. Zabolało trochę. Potem zgięłam lewe i powoli zaczęłam prostować obie przednie nogi. Zabolało. Znajdowałam się w pozycji pół leżącej. Teraz najtrudniejsza sprawa - tylnie nogi. Spróbowałam przesunąć prawą nogę pod mój brzuch ale zabolało i to bardzo. Westchnęłam głęboko i skrzywiłam się. Byłam bezradna. Nienawidziłam tego uczucia. Ile bym teraz oddała za sprawne kopytko. No cóż...przynajmniej udało mi się ruszyć z małą ilością bólu. Lekko przybita ponownie się położyłam i powiedziałam:

    Ech...chyba będę musiała jeszcze trochę poczekać. 

  6. Charlie...ja nie chcę wyjechać stąd na wózku - powiedziałam smutno i stanowczo zarazem. Dokładnie oglądałam swoją nogę i bok. Noga nie wyglądała jakoś strasznie źle ale bok mnie przeraził. Spróbowałam wyprostować lewą przednią nogę. Poczułam delikatny ból ale nie oszałamiający. A może na początek spróbować by usiąść? Tylko trzeba to jakoś inteligentnie opracować. Leżałam na prawym boku. Musiałabym się przerzucić na brzuch i wtedy spróbować usiąść. Tylko, że niezbyt mogłam to zrobić bo do tego była by mi potrzebna moja lewa tylna noga, w której nie miałam prawie w ogóle władzy. Jest jeszcze Charlie. Jeśli spróbuję wykonać jakikolwiek ruch to mogę być pewna, że unieruchomi mnie w zastraszającym tempie. Cholercia. Chyba będę musiała to załatwić drogą kompromisu...chociaż nie za bardzo chciałam się poddawać tak łatwo. To zdecydowanie nie w moim stylu...po dłużej chwili, zrezygnowana zapytałam:

    A chociaż usiąść mi wolno? 

  7. Nie, dzięki...-powiedziałam oglądając zdarzenie za ścianą. Nie obchodził mnie Rapid, to ten tajemniczy kuc mnie zaintrygował. Widziałam go już kiedyś. Nie pamiętam gdzie ale widziałam. Dobra, koniec rozmyślania na teraz. Chciałabym chociaż spróbować wstać. Bardzo. Strasznie. Szczerze mówiąc było to dość wątpliwe ale chciałam tylko spróbować. Nie czułam lewej tylnej nogi więc będę musiała cały ciężar ciała przenieść na prawą. To chyba nie będzie takie trudne

    Aaale i tak poproś pielęgniarkę. Chcę spróbować wstać - powiedziałam stanowczo to Charliego patrząc się mu prosto w oczy. 

  8. Wystarczy, że będziesz, Char - powiedziałam uśmiechając się. Przeniosłam wzrok na kucyki za szklaną ścianą. Ujrzałam zaskoczone twarze Tea i jej przyjaciółek a także kolegów Rapid'a. On natomiast poczerwieniał ze złości. Wyglądał tak jakby chciał ukatrupić i mnie, i Charliego. Zmartwiłam się trochę. Co prawda Charlie był wyższy od niego a może i nawet silniejszy ale mimo to nie chciałam żeby doszło do bójki

    Wiesz co...mam do ciebie małą prośbę. Proszę, uważaj kiedy będziesz wracał do domu bo Rapid wygląda jakby miał wyjść z siebie i stanąć obok - powiedziałam patrząc się na kuce za szklaną ścianą. 

  9. Kocham cię, April. I nie zostawię cię. Już nigdy.

    Osłodkacelestiolunostarswilubrodaty!

    On to powiedział! Kocha mnie! Nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy płakać. Z jednej strony moja sytuacja jest trochę denna a raczej nawet BARDZO denna ale TO postawi nie na nogi! Teraz będę walczyć dla Charliego. Dla mamy. Dla siebie. Wyciągnęłam szyję i delikatnie pocałowałam mojego ogiera. Szczęście w nieszczęściu. Nawet nie obchodziło mnie, że za szklaną ścianą stoją moje pseudo-przyjaciółeczki i Rapid ze swoją kompanią pustaków. Teraz byłam jeszcze bardziej zmobilizowana do działania. 

  10. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Będę kaleką. KALEKĄ. Bez jednej nogi. Chyba, że...a może rehabilitacja? Czy to też możliwe? Może jednak dam radę stanąć samodzielnie na nogi? Przeczuwałam co mogłoby się zdarzyć ale w tej chwili najważniejsze dla mnie było odzyskanie władzy w moim lewym kopycie. Nawet jeśli ból będzie mi rozrywał mięśnie. Zrobię wszystko by móc normalnie chodzić

    Czy istnieje jakaś inna droga? Rehabilitacja? Cokolwiek? - zapytałam już bardziej zdecydowanym tonem, patrząc się bezpośrednio w oczy ogiera. 

  11. Do oczu napłynęły mi łzy. Jak to nie będę w pełni sprawna? Może straciłam nogę? Błagam, cokolwiek oprócz straty nogi bądź paraliżu. Skierowałam swój przerażony wzrok na kucyka w białym kitlu. Był on średniego wzrostu i siwe, niemal białe włosy. Miał też trochę zmarszczek. Jego srogie i poważne spojrzenie lustrowało mnie uważnie. Bardzo często miałam kontakt z lekarzami ale mimo wszystko nie lubiłam ich

    D-doktorze? C-co mi jest? - zapytałam drżącym głosem ogiera. 

  12. Bywało lepiej...- mruknęłam cicho i spojrzałam na ogiera. Nagle do głowy wpadła mi jedna myśl. Zastanawiało mnie czy z moim ciałem wszystko w porządku. Nie mogłam za bardzo ruszać nogami, bardzo bolał mnie lewy bok. Z przerażeniem odkryłam, że nie czuję lewej tylnej nogi. Nie miałam siły żeby spojrzeć czy nadal ją mam więc na moją mordkę wypełzł tylko wyraz strachu, który łatwo było zauważyć 

  13. Och...fuj - parsknęłam cicho. Cholera. Chyba nie za bardzo chciałam to wiedzieć...ale zaraz, jeśli mówi mi to Charlie to musiał to widzieć...a po tym co zrobiłam w parku...może on jednak odwzajemnia to co czuję? Gdybym ja zobaczyła jak jakaś klacz go całuje, podeszłabym, dała jej w dziób, rozpłakała się i uciekła. Ale ja nie jestem nim. Spojrzałam na niego ze smutkiem i wyszeptałam:

    To nic nie zmienia Char...bynajmniej nie dla mnie - z trudem uniosłam kopytko i delikatnie otarłam łzę, która spływała mu po policzku. 

  14. C-charlie? - wyjąkałam cicho. Co on tutaj robi? Co robi tu moja mama? Ile przespałam? Co z resztą szkoły? Skąd się wziął ten pożar? Tak bardzo chciałam zadać te wszystkie ale nie mogłam. Wszystko mnie tak bardzo bolało. Zamiast tego skuliłam się, wywołując jeszcze wielki błąd. Na mojej twarzy pojawił się grymas. Bardzo trudno ruszało mi się nogami więc dałam sobie spokój ze zmianami pozycji. Spojrzałam na Charliego i cichutko zapytałam:

    C-co się stało?

  15. Drżąc postanowiłam pełznąć jak najdalej od ognia. Z każdym ruchem czułam jakby coś rozdzierało mi bok, za każdym razem z mojego gardła wydobywał się krzyk. W połowie drogi do nikąd, zlana potem, poddałam się. Nie miałam już siły iść dalej. Ból stał się oszałamiający, nawet nie miałam już siły płakać. Ciężko oddychałam. Leżałam na samym środku biblioteki, więc moje ciało będzie łatwo znaleźć. To..tak to się kończy? Myślałam, że umrę jako staruszka, pewna, że zrobiłam w swoim życiu wszystko co chciałam. Z Charlim. Kto się zajmie mamą? To ja się nią opiekowałam. Tata wyjechał. Co się stanie kiedy mnie zabraknie? 

  16. Potrząsnęłam głową. Muszę iść dalej. To nie może się tak skończyć. Muszę jeszcze tyle zrobić. Nie powiedziałam jeszcze tylu rzeczy Charlie'mu. Nie porozmawiałam jeszcze z mamą. Nie wygarnęłam całej mojej szkole co o niej myślę. Nie chcę umierać. Wzięłam kolejny zamach do skoku ale zamiast na szafkę trafiłam W szafkę. Z łomotem upadłam na podłogę i poczułam ogromny ból w lewym boku. 

  17. Och...serio? - wymamrotałam ironicznie i spanikowana rozejrzałam się po bibliotece. Okna - nie ma mowy. Drzwi...DRZWI! Tylko, że właśnie teraz się fajczyły. Super. Zaraz...szafki! One nie jeszcze nie spaliły się doszczętnie a są wysokie. Tylko...czy one się nie zawalą? Chyba nie jestem aż taka ciężka...dobra, koniec myślenia, to moja jedyna szansa! Wspięłam się na szafkę, przy której stałam. Trochę się chybotała ale jakoś dałam sobie radę. W końcu stałam na szczycie i patrzyłam przed siebie. Szafki, które znajdowały się najbliżej drzwi zaczęły się już palić. Muszę się śpieszyć, no chyba, że chcę się zabić. Zebrałam się w sobie i skoczyłam na sąsiednią szafkę. 

  18. Kiedy weszłam do biblioteki, zaszyłam się między książkami o florze Equestrii. Tam położyłam się pod jedną z szafek i wzięłam pierwszą lepszą książkę jaką wpadła mi w kopytka. Trzęsłam się, chciałam się oderwać od tego co za chwilę miało mnie czekać. Kopytkiem przerzucałam strony, wchłaniając śliczne, pastelowe rysunki. Powoli się uspakajałam. Moje ciało i umysł ogarnęła chwilowa ulga. Zamknęłam książkę i odłożyłam ją na miejsce ale nie wstałam ze swoje miejsca. Rozkoszowałam się ciszą i spokojem panującymi wokół mnie. Niestety to było tylko chwilowe. 

  19. Głęboko westchnęłam. Schowałam książki do torby i oparłam się o szafkę. Źle się czułam. Targały mną uczucia, które nigdy nie występowały w parach. Starałam się oddychać miarowo. Szkoła była miejscem, w którym najbardziej nie chciałam się znaleźć w takim sytuacji. Maskowanie uczuć też opanowałam do perfekcji.  Spojrzałam na kucyki, które tłoczyły się przy wejściu do sali, w której za chwile miałam zasiąść i ja. Charlie też. On jest gdzieś tam. Czuję to. Przydałby mi się teraz tutaj. Przytuliłby nie i powiedział kilka słów otuchy. Teraz pewnie jest na mnie wściekły. Położyłam uszy po sobie i wbiłam wzrok w podłogę. No cóż...nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ciekawe kim zostanę. Może kwiaciarką? Hm...to byłby nawet niezły pomysł bo kwiaty nawet mnie ciekawią. Tylko będę musiała się stąd wynieść. Ponownie spojrzałam na gromadę pastelowych klaczy i ogierów. Wstałam. Wzięłam torbę. Otarłam kopytkiem oczy i stawiając dumne kroki, kierowałam się do sali. 

  20. ''Słodziutka''? Nie bądź taki szybki bo cię z tyłu zabraknie - mruknęłam cicho trochę zdenerwowana. Właśnie takich typów nienawidziłam. Puste głowy, które jadą na sterydach i myślą, że każda pójdzie za nim w ogień. Żałosne. Rapid'a znałam od 1 gimnazjum. Klacze z mojej klasy biegały za nim jak dzikie kiedy on odzywał się tylko do mnie. No i niezbyt lubił Charliego. O ile dobrze pamiętam w 2 klasie znalazł dziewczynę i chodził z nią...tydzień? Przez ten czas celowo kiedy przechodził koło mnie, obdarzał ją namiętnymi pocałunkami a ja nawet nie zwracałam na to uwagi. Wyjątkowo irytujący. Nie zda egzaminu ale zrobi karierę sportową, to jest pewne. Po chwili milczenia odpowiedziałam na tyle spokojnie na ile mogłam sobie pozwolić:

    Dziękuję i nawzajem. 

  21. Przepraszam, laleczki ale muszę iść powtarzać WSZYSTKO póki mogę - powiedziałam już bardziej opanowanym głosem i odeszłam, zabierając ze sobą swoją torbę. Nie ukrywam, że smutno mi trochę z powodu Tea. To dobra klacz. No, to BYŁA dobra klacz. Uczyła się wzorowo zanim poznała mnie. Wtedy chyba się zbuntowała i wszystko się zawaliło. Jestem okropna. Wbiegłam do wnętrza szkoły i od razu popędziłam do swojej szafki by móc w spokoju powtarzać. Nogi mnie paliły jakby ktoś mi je przypalał. W końcu dotarłam na miejsce i usiadłam pod moją szafką numer 768 i zaczęłam powtarzać. Niezbyt mi to szło bo myślałam o Charlim. Ciekawe kiedy mnie dorwie i poderżnie gardło...

  22. Ciężko dysząc oparłam się o drzwi podniosłam lekko kopytko

    Dajcie...m-mi...chwile- wyjąkałam i klapnęłam na podłodze. Zrobiłam to trochę celowo chociaż naprawdę byłam zmęczona. Szybko zaczęłam obmyślać mój plan. Mówić czy nie mówić, oto jest pytanie? Czy skoczyłby za mną w ogień? Nie, zdecydowanie nie. To trzeba coś umyślić...Hm...jestem spocona i zdyszana. Numer z goniącym psem będzie idealny!

    Wstałam z ziemi i skierowałam wzrok na klacze:

    Cóż...pies mnie gonił. Znowu. Tylko tym razem był większy. O wiele większy - tu przełknęłam ślinę - Zaczął mnie ścigać w parku. Przez tą torbę o mało co się nie zabiłam! Nawet nie zdążyłam powtórzyć materiału...z drugiej strony i tak nawet nie wiem kim chciałabym zostać. Ech...życie jest ciężkie- skwitowałam i spuściłam głowę, udając dyszenie. Byłam kłamcą doskonałym. Tak to jest kiedy przez całe swoje życie nigdy nie jesteś przygotowana do lekcji albo zapomnisz pracy domowej. Trzeba sobie radzić, czyż nie?

  23. Wzięłam głęboki wdech i oparłam się plecami o tył ławki. Patrzyłam zamyślona w zielone drzewa. I co ja mam mu powiedzieć? ''Hej Charlie, kocham się w tobie od pierwszej gimnazjum, czy chcesz ze mną być?''. A może...ale czyja byłam zdolna to zrobić? Narazić go na nerwy przed egzaminem? Narazić siebie? Z drugiej strony do odważnych świat należy. Tyle, że ja nie jestem uber-odważna. I kolejny pomysł wpadł mi do głowy. Teraz, to było naprawdę do zrobienia. Może i odważna nie jestem ale jestem mistrzem spontaniczności. Do egzaminu zostały mi jakieś 30-40 minut. Zdążę zwiać i może nie będę musiała się tłumaczyć. Spojrzałam szybko w stronę wyjścia z parku. Jakieś 5 minut sprintu i będę ''w domu''. No to...jedziemy. Obróciłam się do Charliego i...pocałowałam go. Tak właściwie to nigdy w życiu się nie całowałam. To było...takie cudowne uczucie. Chwilę potem odsunęłam się od ogiera i wyrzuciłam z siebie wszystko w jakże zastraszającym tempie: 

    Kochamcię,powodzenianaegzaminie,pacześć! - zeskoczyłam z ławki i porwałam torbę mało się przy tym nie wywracając. Zaczęłam biec jak szalona w stronę szkoły. Zasuwałam jak nigdy wcześniej.  Uśmiechnęłam się do siebie. Po policzku spłynęła mi łza. Nie potrafiłam powiedzieć czy było to ze szczęścia czy ze strachu. Wniosek był jeden - będę sprzedawała frytki w barze szybkiej obsługi. 

×
×
  • Utwórz nowe...