Skocz do zawartości

kapi

Brony
  • Zawartość

    895
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez kapi

  1. Pokemona poderwała się do lotu, z zamiarem wbicia kopyt w twarz przeciwnikowi, jednak strażnik bez najmniejszego problemu zasłonił się mieczem, zdejmując resztkę tarczy z alter ego.

    Magic rzucił swoim nożem, jednak chybił i to znacznie. Co gorsza broń zniknęła gdzieś w tłumie, przez co zielony jednorożec nie wie gdzie on teraz jest.

    Green napięła swój łuk i wycelowała w głowę. Bliska odległość, brak wiatru, dobre oświetlenie dawały idealne warunki do strzału. Ruch był płynny. Wszystko wykonała tak jak to zawsze robiła. Puściła strzałę, która poszybowała w ten krótki lot trafiając Changelinga prosto między oczy. Siła uderzenia była tak wielka, że strażnik odleciał do tyłu. Oczy zalały mu się krwią. Jednak ten wojownik, doświadczył w swoim życiu gorszych rzeczy. Wiedział, że jeszcze żyje, a teraz wiedział, kto może mu zrobić najwięcej.

    Odepchnięcie przez strzałę spowodowało, że ogień Dragon znów chybił.

    W okół pokemony odnowiła się tarcza tym razem wyczarowana, przez Grassa.

    Tymczasem strażnik zaszarżował na Green, jako że w chwili obecnej stanowiła największe zagrożenie. Szybka zmiana celu zaskoczyła kucyki. Green została potężnie cięta na wysokości korpusu. Krew pociekła obfitym strumieniem.

    Tymczasem tłum, który jeszcze przed chwilą przypatrywał się zajściu, teraz zaczął panicznie uchodzić, tak by uchronić się od obrażeń. Krzyki i wrzaski tłuszczy zwróciły uwagę innych strażników i tak oto do miejsca walki leciały cztery Changelingi. Jednak jeden z nich został zatrzymany przez biegnący tłum.

    Pojawiło się nowe ogłoszenie w dziale ogłoszeń regulaminu i tych wszystkich rzeczy, jeśli możecie to zajrzyjcie.

  2. Strażnicy patrzyli na pokaz przez chwile w milczeniu. Nagle kapitan uderzył w stół z kartami, tak mocno, że nogi się połamały, a pieniądze pospadały z brzękiem na podłogę.

    - Co tu do jasnego Roju się wyrabia! Kto pozwolił na ten publiczny występ i gdzie do Wielkiej Chrysalis jest szacunek do Władz! Kto za to odpowiada!- Wrzasnął strażnik tak głośno, że wszystkie trwające szepty ustały i nawet Wam na początku głos zamarł w gardłach.

    W tej chwili kapitan mierzył Was wzrokiem. Pozostali strażnicy utworzyli dość luźny okrąg w okół Was. Sytuacja zmieniła się drastycznie w kilka sekund.

    (jakby co, to z mieszania w myślach nici test się nie powiódł)

  3. Kapi stał na swojej popękanej platformie i obserwował co się działo. Tarcza Haleba wybuchła i coś się stało z mieczem Zegarmistrza. Wtedy w jego kierunku popędziły promienie z jego własnej książki. W myślach rozkazał zaprzestać ostrzału, a sam znów pochylił platformę. Wiedział, że nie wytrzyma ona za długo.

    Każde trafienie owocowało kolejnym pęknięciem, które teraz łączyły się niczym pajęcza sieć. Pewne fragmenty platformy odłupywały się. Zostało jeszcze tylko kilka pocisków, ale niestety jeden z nich przebił płytę, która rozpadła się z dźwiękiem tłuczonego szkła i znikła w powietrzu. Kapi spadając uniknął pozostałych trzech promieni i wylądował na galaretce, która zamortyzowała upadek.

    Przez chwile tak siedział ,po czym podniósł się. W tym momencie zauważył Zegarmistrza, który patrzył na niego. Później wszystko stało się świetliste. Ogłuszające wybuchy przedarły ciszę panującą na arenie, eksplozje wstrząsnęły galaretką. Kapi ujrzał tylko łunę światła. Zegarmistrz miał rację, nie było sposobu na uchronienie się od pierwszych wybuchów, a w takowych nie da się swobodnie czarować. Jednak na szczęście Kapi posiadał dwie rzeczy : Pierwszą z nich była jedna z mikstur płynących w jego ciele, która powiększała refleks do maksimum, które nie uszkadzało organizmu. Drugą był jego płaszcz z kapturem, który oprócz funkcji ozdobno-dekoracyjnych stanowił również barierę ochronną przed magią. Zwykle był nieprzydatny, gdyż wystarczyło go odsunąć i już Kapi był wystawiony na ciosy poza tym nie chronił od samej siły ciosu. (Tak jak z mieczem - zbroja może ochronić przed przecięciem czegoś, ale tylko lekko amortyzuje samą siłę uderzenia, która niejednokrotnie odrzuca przeciwnika w tył.) Teraz jednak sytuacja była inna. Mag stał na galaretce i to ona przez zmianę swojego kształtu amortyzowała znaczną większość siły uderzeniowej.

    Gdy nastąpiły pierwsze wybuchy Kapi, dzięki zwiększonemu refleksowi padł szybko na ziemię, zakrywając się cały płaszczem. Oczywiście nic nie jest tak szybkie, żeby uchronić przed wybuchem z zaskoczenia, dlatego magowi mocno poparzyła się głowa i to co nie zdążyło być zakryte, jednak w chwili dotarcia sygnału bólu do mózgu, postać już dawno padła na ziemię.

    Zegarmistrz nie mógł widzieć manewru Kapiego, gdyż cała przestrzeń usiana była wybuchami, a one dość mocno świecą. Teraz więc mag miał czas, aby zastanowić się co zrobić. Kilka sekund wystarczyło. Ewidentnie niedomagała jego obrona, skupił się na ataku pozostawiając minimalne ilości energii na defensywę. Było to generalnie dziwne zjawisko, gdyż z natury wolał się bronić niż atakować. Przyszła pora by zmienić proporcję wydatków energii z ofensywy na obronę.

    Sekwencja czarów, które chciał teraz wykonać, ćwiczył już od kilkunastu lat. Było to jedno z nielicznych zaklęć, które zwykle wychodziło, tak jak się tego chciało. Jednak zanim rozpocząłby inkantację, musiał pozbyć się wybuchów nad nim eksplodujących.

    Korzystając z względnie bezpiecznego położenia w którym się znajdował, wypił kilka mikstur. Teraz mógł rozpocząć działania.

    -Magico Magneto- wypowiedział mag, tworząc na swojej części areny kilka magicznych magnesów. Przyciągnęły one magiczną energię Zegarmistrza uniemożliwiając wybuchy nade mną. W prawdzie nie będą one działać wiecznie i zaraz ich moc się wyczerpie, ale mi tylko tyle wystarczało do zrealizowania moich planów.

    Zwykle gdy ktoś wspomaga swoje zaklęcia krwią i takimi rzeczami, są one potężniejsze. Kapi nigdy sam się nie kaleczył (chyba, że w ostateczności), jednak gdy ktoś zadał mu rany mógł to wykorzystać. W prawdzie była to magia irracjonalna, a zatem raz to działało ,a raz nie, ale spróbować nigdy nie zaszkodzi.

    Mag rozpoczął wykonywać ruchy przypominające taniec. Każde pociągnięcie ręką, czy nogą było zgrane ze sobą i płynne. Przy całym wykonywaniu tego nie ustawał wypowiadać jakiś dziwnych formuł magicznych. W pewnym momencie zaczął w powietrzu rysować palcem rozmaite runy magiczne, które po zakończeniu rozświetlały się, każda inną barwą. Tak stworzył w okół siebie okrąg z nich, a na koniec przyłożył palec łącząc punkt, w którym zaczął z końcem linii. Cały znak został wykonany jednym bardzo długim pociągnięciem. Teraz Kapi uniósł obie ręce do góry, a wraz z nimi powędrował okrąg. Uniósł się na ok 50m nad ziemie. Następnie mag zaczął się obracać w okół własnej osi. Zmienił się na chwilę w kulę, z której odrywały się cząsteczki energii magicznej padając na ziemię dookoła. W miejscach, gdzie to nastąpiło podłoże zaczęło się świecić. (Cząsteczki przeniknęły przez warstwę galaretki). Następnie nie tracąc czasu Kapi wykonał kilka zamaszystych ruchów rękoma tworząc długie na 3m linie z energii. Każda rozszerzała się na środku, by zwężać się ku końcom. Emanowały zielonym światłem. Kapi zakręcił rękoma pod kątem i tak oto owe twory zaczęły wirować w powietrzu, pod kątem ok 45 stopni w stosunku do płaszczyzny podłoża. Następnie mag skierował swój wzrok na książki strzelające promieniami. Zaczęły się one kręcić o wiele szybciej. Finalnie tworząc kulę niebieskiej energii. Kapi wyciągną w jej stronę rękę i umieścił ją pod runami, przesuwając dłonią po nieboskłonie. Wykonał kilka płynnych ruchów rękoma, zbierając powietrze i nasączając je magią. Wyrzucił je do przodu, gdzie się rozpłynęło. Oczy Kapiego zapłonęły i oburącz stworzył kolejne runy wokół siebie. Tym razem weszły one w ziemie i zaczęły krążyć. Każda również emanowała innym światłem. Na koniec Kapi rozłożył ramiona i z jego tułowia wystrzeliły liczne magiczne twory przypominające trybiki i części. Zaczęły układać się w kilkaset mechaniczno-magicznych urządzeń.

    Teraz rozpoczęło się prawdziwe działanie czarów. Runy, które wzleciały zaczęły się obracać, a pomiędzy nimi pojawiła się świetlista błona. Z jej wnętrza emanowała jasność. Runy oddalały się od siebie, rozciągając przejście. W pewnym momencie z głębi portalu wysunęła się olbrzymia łapa. Miała zielony kolor, całą pokrywały specjalne, twarde, nachylone, nachodzące na siebie łuski. Z przodu wystawały olbrzymie pazury, które bez najmniejszego problemu kruszą skały. Po jej budowie widać było, że jej właściciel jest umięśniony. Za kończyną wysunęła się druga, a pomiędzy nimi wyłoniła się głowa. Cała również pokryta została łuskami. Miała ostre rysy, choć wyglądała majestatycznie. Zęby wyglądały na bardzo ostre, a szczęki mogły spokojnie przegryźć zbroje, czy skały. Smok wychodził powoli z portalu. Chwilę potem ukazały się jego potężne skrzydła. Posiadały błonę jak u nietoperza, tylko całe były najeżone kolcami i zabezpieczone łuskami, poza tym ich rozmiary przytłaczały. Tułów robił olbrzymie wrażenie. Zewsząd chroniły go olbrzymie płyty zbudowane ze zrogowaciałych łusek. Nie nosiły na osobie żadnych śladów uszkodzeń, choć reszta ciała pokryta była bliznami. Cały smok miał olbrzymie rozmiary. Liczył sobie 100m długości (licząc ogon i szyję) 10m wysokości (gdy wyprostował łapy i uniósł szyje) oraz 5m szerokości (nie licząc skrzydeł). Jego ogon cały również był pokryty łuskami, z których wystawały kolce. Po bokach wyrastała ostra płyta łuskowa, nadając właściwości sieczne. Był to mój znajomy zielony smok - Zargaroth. Nie był on podwładnym Kapiego. Został on stworzony z połączenia magii irracjonalnej z rasą smoczą. Dla niego okazuje się mu szacunek, przez proszenie go o pomoc, czuje się wtedy wywyższony. Nigdy nie obróci się przeciw temu, kogo już dobrze zna i uważa za podwładnego. Zagaroth na szczęście znał Kapiego, a mag jest jedną z nielicznych osób, które miało to szczęście dostać się do Jego królestwa w wymiarze irracjonalnym. Użytkownik już nawiązał myślowy dialo z potężnym kompanem. Największym plusem smoka po swojej stronie jest to, że te stworzenia są zarazem magiczne, jak i posiadają olbrzymią odporność na cudze czary. Zagaroth wzbił się w powietrze i kołował nad areną.

    W miejscach, gdzie zaświeciła się ziemia zaczęły wyrastać liczne smukłe, stalowe słupy. Przypominały wyglądem architekturę tolkienowskich Elfów. Kolumienki miały wysokość ok 1,2m, wystawały zatem częściowo ponad galaretkę, a na ich szczycie unosiły się różnobarwne, ale symetryczne kryształy, kształtem przypominające rąb obrócony w okół własnej osi. Pokrywały większość obszaru areny. Jeden z nich zaświecił się na czerwono i wysłał promienie w skupiska energii magicznej Zegarmistrza, znajdujące się przy magnesach. Zapłonęły one światłem i zapadły się w sobie, po czym wygasły. Był to bowiem promień dezintegrujący magię.

    Z magicznych części zaś powstało wiele dział magicznych. Wszystkie stały za Kapim. Te bliżej niego były kalibru 88mm, a dalsze 5,5 cala. Wszystkie stały na obrotowych platformach, obudowanych ścianami zawierającymi runy.

    Na koniec kula, która kiedyś była książkami rozświetliła się, jak reflektor, a jej oślepiające światło spadło wprost na Zegarmistrza. Kapi nie miał zamiaru teraz atakować. Wyczerpał zbyt dużo energii na stworzenie tego, żeby mógł sobie pozwolić na ofensywę bez uszczuplania swojej wydolności bitewnej. Czekał teraz i regenerował siły.

  4. Atlantis rozpoczął inkantację tarczy ochronnej w okół swojego domu. Niebieska poświata otoczyła dom . Kula energii pięła się w górę i już prawie się zamknęła, jednak, tuż przed tym tarcza się rozleciała.

    Tymczasem Rebon usłyszał odgłosy zbliżającej się grupy kucyków. Można było wywnioskować, że są odziani w jakieś zbroje, gdyż dało się słyszeć szczęk metalu.

  5. Tłum tym razem zwrócił uwagę na sztuczki w większej liczbie. Prawie cała sala zapatrzyła się na ogniowe zjawisko (ciężko nie zauważyć czegoś takiego, gdy przelatuje Ci nad głową). Większość odgłosów ucichła. Większość oczu wpatrywała się na twór MT. W tym momencie jednak drzwi otworzyły się z trzaskiem, uderzyły w ścianę, odłupując trochę farby i odbiły się z lekka. W wejściu stał kapitan patrolu straży miejskiej i lustrował sytuacje we wnętrzu swoim zimnym spojrzeniem, bez krztyny emocji. Za nim stała reszta oddziału. Puki co nie odzywał się.

    Wolnym krokiem wszedł do środka, a wraz z kapitanem podążył oddział, przez co zrobiło się coraz bardziej tłoczno.

  6. Witam Was wszystkich, zbliża się miesiąc od momentu, w którym sesja ruszyła, a przy okazji zaraz będą Święta Wielkanocy. Z tej okazji, chciałbym życzyć Wam wszystkiego najkucykowszego i Bożego błogosławieństwa. Korzystając z tego, zapytam, czy macie jakieś prośby/ sugestie/ skargi/ pomysły dotyczące prowadzenia sesji. Tak jak zawsze powtarzam, chcę prowadzić Wam jak najlepszą sesję, a nie jest to możliwe bez poznania tego co ode mnie oczekujecie. Być może akurat udało mi się trafić w Wasze gusta, ale jeśli komuś coś by nie pasowało, to proszę powiedźcie.

    Sprawą, którą chce poruszyć jest też to, że jeszcze przed startem tej sesji, pojawiły się głosy, że chcecie kolejne. Puki co nie wiem czy będę miał czas na kolejną, ale przy założeniu, że coś wygospodaruję, pytam Was, czy chcielibyście drugą sesję, a jeśli tak to wyraźcie Wasze zdanie w jakim stylu, czyli: Czy ma się skupić na walce, czy na rozmowach, w jakim okresie czasowym ma się dziać, czy jest coś, co chcielibyście zobaczyć w fabule i to wszystko, co mogłoby mi się przydać.

    Wszystkim życzę przepinkastycznych Świąt i Bożego błogosławieństwa.

    (odpowiadajcie tu - w temacie ogłoszeń, dzięki)

  7. Pokemona Wyrwała nóż z ziemi, jednak jej cios chybił. Strażnik dostrzegł ruch za plecami, obrócił się i wtedy został uderzony beczką z winem. Changelinga odrzuciło i zatoczył koło w powietrzu. Cały spływał winem, ale nie utracił przytomności. Był teraz wściekły. Jednak zgodnie z tym, co mu mówiono - nie atakuje się innego celu zanim pierwszy nie zostanie pokonany, dlatego znów zaszarżował na Pokemone. Miecz jednak odbił się od pola siłowego, które wyczarował Magic. Jednak jego poświata prawie całkowicie znikła. W tym momencie Dragon Hoof zmieniła się w smoka i zaczęła ziać ogniem, jednak nie zauważyła brawurowej szarży Changelinga, więc pióropuszem ognia zostało zalane tylko powietrze.

  8. Magic skupił się i udało mu się wyczarować pole siłowe w okół Pokemony. Otoczyła ją zielonkawa bańka. Dla jasności Pokemona otrzymuję tarcze o wytrzymałości 7, jednak od zadawanych jej obrażeniom (tarczy) nie odliczam wartości wytrzymałości fizycznej i aktualnego pancerza. Tymczasem Green próbowała wyczarować promień, co niestety nie udało się. Jednak strażnik dostrzegł próbę inkantacji czaru i wiedział ,że ma przed sobą już troje przeciwników.

  9. Przechodzimy teraz na system 1 post na turę (na osobę), gdyż rozpoczęła się walka.

    Pokemona cisnęła nożem, który wbił się obok strażnika. Changelingowi to wystarczyło, żeby zakończyć rokowania i przejść do czynów.

    - W imieniu Największej Królowej we wszechświecie Chrysalis oraz wielkiej Pani Nocy Nightmare Moon jesteś aresztowana, poddaj się, puki jeszcze żyjesz!- Wrzasnął strażnik, głosem niskim, donośnym i złowieszczym. Nie brzmiała w nim krztyna litości. Miał obowiązek powiedzieć taką formułę, choć zwykle z góry znał odpowiedź. Nauczył się już, żeby nie ryzykować, zwłaszcza, ze to on został zaatakowany.

    Strażnik natychmiastowo poderwał się do lotu. Korzystając z zaskoczenia, jakie opanowywało przeciwników podczas tego manewru, gdyż był bardzo wymagający i Changelingi uczyły się go w armii latami, wyprowadził potężny cios. Ogier wystrzelił z ziemi jak strzała, pomimo noszenia kolczugi. W jego mieczu odbiło się słońce. Pokemona, choć przygotowana na atak nie przypuszczała, że może on nastąpić aż tak szybko, poza tym ogłuszający wrzask strażnika, zawsze wpływa na umysł i na chwilę obezwładnia. Mały alicorn wykonał unik, jednak nieskutecznie. Ostrze dynamicznie i z wielką siłą przecięło lewą przednią nogę Pokemony. Oczom wszystkich ukazała się struga czerwonej krwi, która zalała pobliski obszar. Mały alicorn poczuł olbrzymi ból. Jeszcze nigdy nie doświadczył tak potężnego uderzenia. I tak miała szczęście, że dostała w nogę, nie było tam żadnych ważnych narządów.

    Tymczasem strażnik wzbił się ponad Pokemone i szykował się do morderczego pikowania na nią, gdyby nie raczyła się poddać.

  10. Nightmare Moon skinęła na jednego ze swoich gwardzistów

    - Zaprowadź pana Quantuma do archiwów.- powiedziała mrocznym, acz życzliwym tonem.

    - Tak jest moja Pani.- odparł tamten.

    - Proszę za mną.- Powiedział gwardzista.

    Quantum poszedł. Przemierzali korytarze, z których każdy był bogato zdobiony księżycową ornamentyką po jednej stronie, natomiast druga została opatrzona w liczne gobeliny i zbroje oraz oręż. Ci, którzy mieszkali dłużej w Canterlot i dostąpili zaszczytu zwiedzania pałacu, pamiętali, że kiedyś te ściany były niczym nie zakryte, gdyż tam znajdowały się płaskorzeźby i zdobienia o tematyce słońca.

    W końcu dotarli do wielkich czarnych żelaznych drzwi. Gwardzista użył magii, by otworzyć wrota. Przed Quantumem stanął otworem korytarz okalający całe archiwa, od którego w bok odchodziły przejścia do różnych skrzydeł. Każde było zamknięte, przez jeszcze mocniej wyglądające wrota, wyposażone w zaporę magiczną. Nad każdym przejściem widniała tabliczka z nazwą skrzydła zrobiona z kryształu. Wszędzie piętrzyły się liczne kolumny, a gdy ogier spojrzał w górę zobaczył ułożone w spirale schody, które prowadziły na poszczególne piętra. Wieża pod którą się znajdował miała ok. 50m wysokości, a i tak nie była najwyższa z pośród całego kompleksu. Strażnik wręczył Quantumowi kartę wstępu do wszystkich części archiwów. Wystarczyło ją przyłożyć do dowolnych drzwi, by się otworzyły. Teraz pozostało mu tylko wybrać gdzie chcę się dokładnie udać i czego szuka.

  11. Atlantis przeszukując szafę spostrzegł kufer i wziął go. Zapomniał jednak jak jego zawartość jest ciężka i upuścił pudełko. Dało się słyszeć dźwięk tłuczonego szkła. Atlantis otworzył go i wtedy cały pokój wypełnił się dymem. Jednorożec szybko zwiał ten dym magią do kąta pokoju i oszacował straty. Zbiły się 3 butelki z gazem ocucającym i po 4 flakoniki z zasłoną dymną oraz z gazem usypiającym.

    W tym momencie przyszedł Trevis niosąc zwoje i powiedział.

    -Znalazłem zwoje, lecz pochowałeś w dziwnych miejscach pieniądze, dlatego mam tylko 71 monet oraz nigdzie nie zobaczyłem prezentu dla Blue.- Powiedział smok ze smutną miną.

    Tymczasem w chatce Zecory już dobrych kilkadziesiąt godzin siedział w zamyśleniu Wiktor Hawker. Musiał nawdychać się jakiś oparów, czy innych rzeczy, gdyż nie zdawał sobie sprawy z upływu czasu. Teraz jednak ockną się i wypytał Zecorę o położeniu towarzyszy. Gdy powiedziała mu, że najbliższych znajdzie w Ponyville, pomknął tam jak strzała. W locie dostrzegł miasto pogrążone w obławie i rewizjach domowych, jednak spostrzegł też stojącego na dworze Grima, którego zapamiętał z domku. Skręcił więc w tamtą stronę i wylądował. Grim oczywiście też go zauważył. Klacze i Ogiery oto przed Wami uczestnik tej sesji, który ze względu na problemy techniczne nie mógł dołączyć wcześniej - Guardian.

  12. Strażnik swoimi wprawnymi zmysłami wojownika dostrzegł błysk metalu w słońcu i zorientował się co zrobił Magic. Odwrócił się więc w jego stronę. Jego twarz przybrała srogi wygląd, o ile usłyszał początek wypowiedzi Grassa, to teraz skupił się na potencjalnym przeciwniku.

    - Zgadzam się absolutnie, że należy zachować spokój, tylko dlatego ten ogier wyciąga broń na przedstawiciela władz, a tam mała uwłacza mojej godności? Proszę to natychmiast wyjaśnić i odpowiedzieć kim dokładnie jesteście, z czyjej inicjatywy badacie słońce oraz jak się nazywacie, byle szybko zanim stracę cierpliwość.-

  13. Strażnik słuchał w spokoju nie zmieniając wyrazu twarzy. Gdy Grass skończył mówić, strażnik odczekał chwilę, gdyby był człowiekiem, uniósł by właśnie brwi, wyrażając zdziwienie tym co usłyszał. Jednak nagle odwrócił się w miejscu, próbując złapać Pokemone, pokazującą mu różki. Jednak zrobił to o sekundę za późno, gdyż ta odsunęła się w cień.

    - Co ty do wszystkich lęgów wyrabiasz?!- wrzasnął strażnik grubym i groźnym głosem.

    - Gadaj jak się nazywasz i gdzie mieszkasz, natychmiast, albo rozpłatam ci brzuch.- to mówiąc dla potwierdzenia dobył standardowego miecza, w jaki jest wyposażona armia Changelingów. Nie wyróżniał się jakąś szczególną jakością wykonania, ale można nim było bez większych problemów zabić kogoś. Całe ostrze było czarne, stworzone ze specjalnego wulkanicznego metalu znajdującego się w pobliżu zamku Chrysalis. Sytuacja stawała się napięta.

  14. Cała drużyna przedzierała się przez puszczę domów. Wszyscy szli za Green, która pewnym krokiem prowadziła wszystkich w stronę dzielnicy handlowo-towarowej. Mieścił się ona obok dworca, aby łatwo było przenosić wszystkie potrzebne towary. Zagłębili się w wąskie uliczki, przy których stały rozmaite magazyny i hurtownie. Wszędzie krzątali się kupcy i rzemieślnicy, wymieniając się towarami. Były to jedne z bardziej zatłoczonych i unikanych przez szlachetne jednorożce uliczki Canterlot. Wszystko pilnowali strażnicy stojący na każdym skrzyżowaniu.

    Mimo jednak bardzo użytkowo-handlowej funkcji tego miejsca, budynki zrobione zostały doskonale. Każdy z białego marmuru przyozdobiony wieloma kolorami i płaskorzeźbami. Wysokie wierze z materiałami przytłaczały swoją wspaniałością. Swiatło słońca majestatycznie się od nich odbijało. Od czasu do czasu stały różne kawiarnie i restauracje dla kupców. Powietrze wypełniały liczne rozmowy dyskutujących kucy i maszyn, które przerabiają materiały.

    Szli tak zbliżając się do miejsca, gdzie według pamięci Green miał się mieścić warsztat płatnerza. Wspominała go jako małą, ale zadbaną, przytulną kuźnie. Starszy kucyk zawsze wykonywał swoją pracę z sercem i oddaniem, doskonaląc z każdą chwilą swój kunszt. Nie brał za swoje usługi dużo (tylko tyle, żeby nie odczuwać znacznej biedy), raz nawet spotkał się z księżniczką Celestią, która chciała go zatrudnić w Królewskich Kuźniach, jednak odmówił, tłumacząc się niewystarczającymi umiejętnościami, do tak odpowiedzialnej pracy.

    Green zmyśliła się i pogrążyła we wspomnieniach. Już prawie byli na miejscu, jeszcze jeden skręt i uliczka. Jednak coś nieoczekiwanego zagrodziło im drogę.

    Był to Changeling w mundurze strażnika, który wystawił kopyto, tuż przed nosem Green. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Po prostu powiedział:

    - Nie kojarzę Was, kim jesteście, czego tu szukacie? - Zapytał strażnik tonem spokojnym, chłodnym, acz nie wrogim.

×
×
  • Utwórz nowe...