Skocz do zawartości

Salmonella

Brony
  • Zawartość

    388
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Salmonella

  1. Spojrzałam w stronę kształtu i zobaczyłam tylko jedno: kłopoty. Moje- jeśli podejdę tam i zostawię moją dziurę na pastwę losu, ale też bardziej uniwersalne i dotyczące wszystkich pasażerów statku- jeśli kształt okaże się czymś pragnącym zrobić więcej dziur. Tutaj zasada o trzymaniu się swojej misji i nie wplątywaniu w dodatkowe utrudnienia średnio mi pomagała. Oba rozwiązania mogły, cóż, niezbyt korzystnie wpłynąć na moją historię.

    Rozstawiłam wokół dziury zdjętą przed chwilą barierkę z napisem "UWAGA!", położyłam na wierzch kawałek dykty i ruszyłam w stronę kształtu.

  2. // A gdzieś kierowałam inną postacią? Jeśli tak, to wybacz.

    Wymamrotałam jakieś "Do widzenia" i wysunęłam się z kajuty. Po zamknięciu drzwi wywróciłam oczami i ruszyłam korytarzykiem cicho pogwizdując szantę. Dobrze mieć to już za sobą. Kajuta cuchnęła rogaczami na kilometr.

    ~ Jakieś trzy dni? Dobra, da się znieść. ~

    Zatrzymałam się na chwilę na pokładzie i popatrzyłam na słońce, po czym ruszyłam na spotkanie z kolejnym dniem stukania młotkiem, wkręcania śrub i spawania rur.

  3. Przemknęłam zręcznie pomiędzy jednorożcami kręcącymi się po pokładzie, dzielnie opierając się chęci otarcia się o któregoś z nich i słuchania wymyślnych, panicznych okrzyków o wszach i brudzie.

    ~ Gdybym znalazła na tym statku chociaż jednego jednorożca pracującego, w 'parszywej, zawszonej kotłowni', to przysięgam, że pokonałabym całą moją niechęć do tych rogatych szkap... No, może nie całą, ale taki okaz byłby warty zapoznania się z nim. Na szczęście raczej tu takich nie znajdę...~

    Zamknęłam za sobą drzwi do korytarzyka, sprawdziłam, czym nie jestem zbytnio umazana smarem i zastukałam do kajuty.

    ~ Postarasz się nie wyjść na taką, która ubrudziła sobie kopytka i od razu chce do mamusi. Zwyczajnie spytasz... ~

    Na dźwięk "Proszę!" otworzyłam drzwi i weszłam do pomieszczenia. Nie przyglądając się zbytnio wystrojowi, zwróciłam się w stronę kapitana i zaczęłam:

    - Przepraszam, mam pytanie...

    - Tak?- jednorożec nawet nie spojrzał w moją stronę.

    - Ile właściwie będzie trwała podróż do Canterlot przy tych wiatrach?

  4. ~ Nie, nie, nie. Pri, gdzie jesteś? Powiedz coś! ~

    W ciemności nie było widać mojego zakłopotania- a przynajmniej miałam taką nadzieję. Spięłam ciało, izolując się od ogiera i skupiłam na jednej z gwiazd. Nie mogłam tak od razu wrócić do kajuty, duma mi na to nie pozwalała. Wytrzymam. Wytrzymam pięć minut absolutnej ciszy, a potem odejdę. Zapomnę.

    Ze wzrokiem wbitym w niebo powtarzałam sobie w myślach, że mam misję. Dziesiątki, setki razy składałam to zdanie z liter i rozbijałam ponownie. Milcząc. Po dłuższej chwili ciszę przerwał stuk moich kopyt. Odwróciłam się i raz jeszcze spojrzałam na ogiera. Rozwiana granatowa grzywa skrzyła się w świetle księżyca.

    ~ Kicz. ~

    Bardzo chciałam w to wierzyć. Wróciłam do kajuty i padłam na pryczę.

  5. Przełknęłam ślinę.

    ~ Nie po to tu jesteś. Nie dla cudnych ogierów. Prawda?~

    - A co, ma pan zamiar zadbać o mój brak bezpieczeństwa? - rzuciłam zadziornie. Bardzo chciałam myśleć o nim jako o utrudnieniu. Naprawdę się starałam.

    Oparłam się o burtę, jednocześnie odsuwając ucho od ciepłego, lekko łaskoczącego oddechu ogiera. Z bezpiecznej odległości mogłam spojrzeć mu w te jego niesamowite oczy.

    - Co tu robię... - zaczęłam powoli. - Wspominam. I wątpię, żebym... - urwałam. Tak bardzo nie chciałam tego mówić. - Wątpię, żebym potrzebowała pomocy przy tej czynności.

  6. Czułam swoją szczękę, każdy jej kawałeczek. Przez większość dnia zaciskałam ją na młotku lub innym narzędziu. Nie, żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało- praca nad wynalazkami w piwnicy dawała dokładnie takie same efekty. Teoretycznie mogłabym trzymać te rzeczy w kopytkach, ale te częstokroć były mi potrzebne do innych czynności.

    Po szybkim oczyszczeniu się ze smaru ruszyłam na kolację. Odpowiedź ogiera na pytanie o posiłki nie przestraszyła mnie jakoś wyjątkowo. Byłam nastawiona na najgorszy scenariusz, czyli dwie kromki chleba sianowego dziennie, w związku z czym każda, naprawdę każda alternatywa odpowiadała zarówno mi jak i mojemu żołądkowi. Idąc do jadalni myślałam o wszystkich obrzydlistwach, które zjadała moja paczka w gorszych okresach i o radości, jaką przynosiło nam znalezienie kilku warzyw nadających się do ugotowania zupy.

    ~ Piękne czasy... ~

    Byłam też bardzo ciekawa reszty załogi. Mimo usilnych starań, podczas pracy nie udało mi się nikogo podejrzeć- wszyscy, łącznie ze mną, biegali za swoimi zajęciami w tempie, którego nie powstydziliby się Wonderbolts.

  7. Wzdrygnęłam się nieco na dźwięk 'Lovely', ale nie okazałam tego. Rzuciłam tylko:

    - Er, jeśli można.

    Następnie przeniosłam wzrok na kocioł i kilkoma fachowymi stwierdzeniami ustaliłam z ogierem problem. Nie była to jakaś dramatyczna usterka grożąca tragedią na statku.

    ~ No, chyba, że szary dymek ulatniający się z maszyny podrażniłby delikatne płucka jednorożców... Wtedy całą załoga musiałaby rzucić się na rozgrzany kocioł, aby własnym ciałem osłonić szlachciaków przed dymiącym potworem... ~

    Uśmiechnęłam się lekko pod wpływem tej wizji, po czym pochyliłam się po narzędzia.

    - Jak wygląda sprawa posiłków? We własnym zakresie czy załoga ma je wspólne?- spytałam, szukając klucza francuskiego. Przy okazji szybko omiotłam wzrokiem miejsce, w którym przyszło mi pracować.

  8. // Przepraszam, że zmienię czas, ale nie mam pojęcia, dlaczego w poprzednim użyłam teraźniejszego. Proszę o wybaczenie :>

    Otworzyłam oczy wraz ze wschodem słońca. Karton zwany kołdrą nie zgiął się w żadnym miejscu. Mimowolnie pomyślałam, że ten twardy materiał można by wykorzystać w wielu ciekawych wynalazkach... Dobra, może powstrzymam się od urządzenia tu warsztatu. A'propos...

    Postawiłam kopytka na szorstkiej, drewnianej podłodze i podeszłam do portretu kapitana. Tak jak myślałam, był przykręcony. Nie było mowy o zdejmowaniu... Z pomysłu odkręcenia lub oderwania malowidła od desek kajuty zrezygnowałam dosyć szybko. Dewastacja tego typu mogłaby zostać odebrana jako chęć szybkiego opuszczenia statku...

    ~ Trudno, panie jednorożcu... Będziemy musieli nauczyć się ze sobą żyć, hah. Albo... co sądzisz o roli tarczy do rzutek? ~

    Poprzedniego dnia nie zapytałam nikogo o to, jak wygląda na statku kwestia posiłków, więc wyjęłam z torby kilka dość suchych kromek chleba sianowego. Podstawowe pożywienie każdego kucyka pracującego w fabryce za marne pieniądze smakowało tego dnia wyjątkowo dobrze. Szybko wsunęłam dwie i, jeszcze przeżuwając, wyszłam na pokład.

  9. Próbowałam sprawdzić w myślach, czy wszystko zabrałam, ale układanie listy jakoś się nie kleiło. Moje myśli uciekały w stronę bandy. Zdziwi ich moje zniknięcie? Pewnie nie. Robiłam to już. Kto wtedy przejmował dowodzenie? Chyba Dunger... Prawdę mówiąc uważałam, że na lidera nadawałby się jeden z pegazów, Misty Trail, ale nie mogłam się do tego przyznać. Skrzydlate kuce są były mi bardzo bliskie - sieroty, wyrzutki społeczeństwa - ale ich obecność, a co dopiero wyższe stanowisko, kłóciły się z moimi ideami. NASZYMI ideami.

    ~ Poradzą sobie. Prawda? Beze mnie. Na pewno. ~

    Dobrze. Wypadałoby zastanowić się nad tym, jak zrealizować swój cel.

    Stanęłam na rynku. Powietrze było słone, szczypało w oczy.

    ~ Szkoda będzie opuszczać to miasteczko... Cicho, wrócisz przecież. Razem z Pri. ~

    Zastanawiałam się, gdzie u licha mogli się udać państwo Star. Tfu, jacy państwo? Spluwam na ziemię. Jak TO mogło przejść mi przez myśl?

    ~ Jednorożce. Szlachta. Canterlot! Siedlisko najgorszych szkap w jedwabnych sukieneczkach i gorsecikach! I pomyśleć, że się tam zapuszczę! I jeszcze za to zapłacę! Chyba, że... ~

    Wsłuchałam się w szum fal. Podstawowe narzędzia brzęknęły w mojej torbie.

    ~ Mechanik na statku? Brzmi... fajnie. Dałabym radę. ~

    Ruszyłam w stronę portu. Nie będzie łatwo.

  10. A Luna Eclipsed Miała być opryskana przez Derpy. Następnie miała uszyć mega-różowiutkie uybranko dla Luny (bo to księżniczka etc), a Luna miała je podrzeć. I biedna Lunka miałą mieć strzępy materiału między zębami, a Pinkie zinterpretować to: "Ona właśnie zjadła jakąś księżniczkę!".

  11. Oryginalny i twórczy temat służący do informowania świata o tym, jaka jest nasza ulubiona książka. "Equestriańska magia 13-wieczna" Starswirla Brodatego. Zdecydowanie. I tak brzmi to normalniej niż moja prawdziwa ulubiona książka... "Nędznicy" Victora Hugo Yay?

  12. Czternastoletnia Bytomianka imieniem Sara. Na forum jestem zarejestrowana od jakiegoś czasu, ale postanowiłam się mocniej wgryźć dopiero niedawno (czytaj: przedwczoraj). Stała bywalczyni katowickich ponymeetów, częściowa pomysłodawczyni pierwszego z nich. Całkiem sporo udzielam się na FGE (komentarzowo, nie autorsko), skrycie pisuję fanficki, jeszcze skryciej rysuję kucyki... Liczę, że wkręcę się w to forum- zwłaszcza w jakiegoś RPGa.

  13. Wyznaję wyświechtany slogan "Nie słucham gatunków tylko muzyki". Na pierwszym miejscu z pewnością znajduje się Tom Waits. Oprócz tego , w porządku losowym, Pink Floydzi, Beatlesi (głównie w aranżacjach z filmu "Across The Universe"), Genesis, Jthro Tull... I wszelakie soundtracki: "Across the Universe" o którym już wspominałam, "Spirit: Stallion of the Cimmaron"...

  14. Jeden z moich ulubionych odcinków. *płacze przy scenie w której Silverstar zdejmuje kapelusz i honorowo przyjmuje śmierć* Może to dlatego go lubię, że mam słabość do wszelakiej dyskryminacji rasowej i uciskanych Murzynów (Zecora) lub Indian (bawoły).

×
×
  • Utwórz nowe...