Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Kocur zmaterializował się z rudej mgły, która na ułamek sekundy utworzyła się nad podłogą i raz jeszcze zmierzył Pete'ego podejrzliwym spojrzeniem. W postaci kota wszystko to co skrywał było uziemione i przede wszystkim widoczne, co stanowiło niewątpliwy plus całej tej sytuacji. 

    - Co? Nie! Nie! Zawrzyj mordę, Pete! Dobra, słuchaj, cokolwiek pozytywnego potrafisz, jak będziesz to robił, dostaniesz wolny dzień w tygodniu, łapiesz? 

    Kocur przerwał lizanie łapy i zamarł, a jego mięśnie skryte pod futrem zadrżały. Spojrzał na Torna z czymś na kształt przejęcia i tkwił tak dłuższą chwilę. 

    - ...Jest jakaś klątwa czy pieczęć co cię wiąże, tak? No więc masz wychodne na ten dzień, możesz sobie hulać jak tylko daleko chcesz, łapiesz? 

    Na pysku sierściucha na chwilę pojawił się wyraz futrzanego zagubienia, a źrenice gwałtownie się rozszerzyły. Stwór miałknął przeciągle i ruszył w dół schodów, na ułamek sekundy zmieniając się w rudą torpedę. Najpierw rozległo się gorączkowe tupanie, a potem trzaski i uderzenia dobiegające z dołu. Huk był niemiłosierny, tak jakby walił się dom. A potem zastała cisza. 

    - A niech mnie... - westchnęła pobladła babcia, Torn na chwilę zamienił się w kamień i z tego odrętwienia wyrwało go spojrzenie na Pete'ego. 

  2. Miał tylko nadzieję, że nie będzie musiał leczyć całego tego tałatajstwa po kolei w każdym miejscu, w którym się zatrzymają.

    Póki co nie zamierzał wiać od zbójów, bo co prawda może i było to wątpliwie moralne, ale - mimo iż Iriel nie znał dobrze standardów obyczajowych tego kraju - karmili, odziali i nie bili, a to już mogło być uznane za dobry początek. Poza tym nie znał terenu, ciało z pewnością było podatne na ataki dzikich zwierząt, dzikich roślin i dzikich ludzi, a i z pewnością nie zdążyłby spieprzyć tak szybko, żeby go nie wytropili. A konsekwencje mogły być bardzo przykre i zapewne takie właśnie by były. 

    Na razie jednak skupił się na chorym. 

    Zapalenie wątroby nie napawało optymizmem. Przede wszystkim trzeba było dyskretnie znaleźć ludzi, którzy mogli byś paskudztwem zarażeni, to po pierwsze. Po drugie, trzeba było jakoś ludzi uświadomić, że w miarę możliwości i potencjalnej biedy powinni zacząć trochę dbać o siebie. Optymalnie czymś ich postraszyć, bo nie sądził, żeby przeszli na lekkostrawną dietę warzywną. 

    - Macie może miętę? Temu tutaj też trzeba dawać rośliny do jedzenia. Na przykład jakieś strączkowe - powiedział do najbliższego typa. 

  3. - Z całym szacunkiem, ale Hetman chyba nie jest żywy, jeśli dobrze się orientuję - zauważył nekromanta z odrobiną złośliwości, nim Hetman zabrał głos w tej sprawie. 

    - Haczykiem jest sama wędrówka w zaświaty. I jeśli zginiesz w świecie w którym się znajdziesz, nie dostaniesz do niego drugi raz dostępu.

  4. Kocur, jako stworzenie najwyraźniej rozumiejące mowę ludzką, po przemowie krasnoluda wyglądał na całkiem zadowolonego. Ale już kiedy odezwał się Pete, nastroje jakby osłabły. Zielone ślepia wbiły się w wampira, żeby zaraz potem zostawić po sobie pustkę. Rudzielec rozwiał się w powietrzu, uprzednio sycząc nieprzyjemnie. Syczenie zreszta unosiło się w powietrzu jeszcze dłuższy czas, roznosząc się tak jak atmosfera grozy, podobna do tej w kanciapie. Gdziekolwiek wampir by się odwrócił, coś za nim stało i gdzieś w podświadomości miał, że to tylko ostrzeżenie i że to coś co za nim stoi może mieć znacznie więcej zębów i pazurów niż zwyczajny kot. 

    - Ej, wracaj, wracaj! Dobre kici! Przeproś go, kretynie! - rzucił Torn, najwyraźniej jak wszyscy obecni reagując na nagłą, nieprzyjemną atmosferę. 

  5. - Zbliż się do niego, znajdź może jakiś dowód. Chwaliłeś się podobno zmysłem strategicznym, mam rację? Jeśli tak, jestem pewien, że znajdziesz sposób na ściągnięcie go na ziemię. Najpierw musisz tradycyjnie trafić w zaświaty, potem dostaniesz przewodnika, jako gest dobrej woli, aby dostać się do jego głowy, ale potem radź sobie sam. Możesz oczywiście wziąć towarzysza do pomocy, ale nikogo, kto nie jest żywy - wyjaśnił, znacząco patrząc na ducha. 

  6. - Dobra, dobra, zamknij się i czyń powinność - syknął krasnolud. Oboje z babuszką ściskającą w dłoniach naczynie stłoczyli się w drzwiach, ale zaraz potem do wnętrza wciskały się tylko ich głowy, żeby zrobić Pete'emu przejście. 

    Starowina postawiła na podłodze misę z breją i czekali, aż wampir wykona swój ruch. 

    Im głębiej na strych, tym bardziej ciężkie stawało się powietrze, a kocia mumia, śmiertelnie nieruchoma, wyglądała niemal wyzywająco. Strach otaczał, naciskał, miażdżył płuca... A kiedy już Pete dotknął kufra, nastąpiła kulminacja. 

    Od strony smutnego truchła doszły gwałtowne trzaski, kiedy trup wyginał się jakby coś go opętało. Pete mało nie wpadł na misę postawioną pod drzwiami, kiedy dawał nogi za pas. Rozległ się bolesny dla uszu, rozdzierający wrzask czegoś o naprawdę potężnych strunach głosowych. Zdawało się, że budynek zawibrował. 

    Trup wybuchł nagle czymś pomarańczowym, co po krótkiej obserwacji okazało się być rudym, gęstym futrem. Puszysta torpeda uderzyła w mgnieniu oka do miski i wychłeptała ją niemal na raz. Wszyscy obecni odsunęli się pod drewnianą balustradę. 

    Zdziczały potwór w postaci rudego, teraz już absolutnie żywego kota stanął u progu i łypnął zielonymi ślepiami kolejno na wampira, krasnoluda i babcię od ziół, prezentując imponujące kły. Był naprawdę duży jak na kota i całkiem majestatyczny, gdyby nie nadgryzione ucho i dwie blizny na pysku. 

    Kocur przeciągnął się, wypinając zad i leniwie wbił pazury we framugę, drapiąc ją od niechcenia i nie spuszczając wzroku z któregoś z trójki obecnych. 

    - Czeka na ofertę, jak się zdaje - podszepnęła krasnoludowi staruszka. Torn podrapał się po brodzie. 

    - Eee... Co by tu... Może zechcesz chronić ten rewir, co? Ale nie przed gośćmi, tylko przed tymi... Niepożądanymi gośćmi. Czego to bydle może chcieć w zamian? 

  7. Nekromanta pstryknął palcami. Do uszu Adama dotarł nieprzyjemny stukot, aż w końcu huk. Koścista forma Hetmana rozpadła się, a gnaty leżały teraz w upiornym, acz nieco żałosnym stosiku szmat i kości. 

    Obok zmaterializował się Hetman w swojej standardowej postaci i westchnął głęboko, jakby z ulgą. 

    - Duch wytworzył wokół siebie otoczkę. Tkwi w środku Drugiej Wojny Światowej ze swoich wspomnień. Musisz stać się częścią jego świata, żeby go uświadomić, że to już minęło, a on ma inny cel. Tak, ponownie będziesz musiał dostać się w zaświaty. A potem jeszcze głębiej, do umysłu swojego przyjaciela - wyjaśnił. 

  8. Kapłan zamrugał, wyrzucając do ognia resztki skorpiona. Chitynowy pancerz strzelił parę razy, rozpadając się w płomieniach. 

    - Harusepth, nie "łysy". Kapłan wielkiego Necheny i sekretarz królewski - wyjaśnił, nie kryjąc lekkiego oburzenia. Kiwnął jednak wcześniej głową, kiedy Hamzat zadecydował o warcie, pozostało więc czekać na swoją kolej do spania. 

    Przez całe cztery godziny warty nie stało się nic interesującego. Ot, czasem jakiś szakal zawył zdecydowanie zbyt blisko, ale nic się nie naprzykrzało i o dziwo ciepło ognia nie zwabiło niczego ani nikogo do obozowiska. Pod koniec organizm Hamzata zaczął już wyraźnie odmawiać posłuszeństwa, ale kapłana nie trzeba było budzić. Wstał nawet nim przyszedł jego czas i klepnął nomada w ramię. 

    - No, możesz już iść spać - oznajmił. 

  9. - Skropimy powłokę cielesną w którą się wciela tym, a potem zostawimy jako gest dobrej woli. No i ktoś musiałby otworzyć jedną ze skrzyń. Ktoś bardzo szybki - odparła babuszka, tarabaniąc się z wolna po schodach. Za nią szedł Torn, z ręką przy pasie, gotową sięgnąć po nóż. Był też oczywiście topór, ale w przypadku gdy krasnolud nie chciał zdekapitować towarzyszy w ciasnym przejściu, był nieprzydatny. 

    Oto stanęli przed drzwiami nawiedzonego pomieszczenia. Torn odchrząknął. 

    - No, Pete - zaczął. - Zdaje się, że ty całkiem szybki jesteś, nie? 

  10. - Usiądź, proszę - powiedział, zamykając laptopa i odkładając go na bok. Wskazał na krzesełko naprzeciwko stolika, który zajmował. Ogółem rzecz biorąc pomieszczenie w którym się znajdowali nie było zbyt przestronne. 

    - Duch żołnierza jest w zaświatach, uwięziony we własnej głowie i wojnie, której najwyraźniej nie przestał toczyć. Jeśli chcesz po niego pójść, musisz sam wyciągnąć go z uniwersum, które sobie stworzył. Jeśli chodzi zaś o pana, panie hetman, sprawa wydaje się być znacznie łatwiejsza. Już o tym rozmawialiśmy, nie widzę powodu powtarzania tego wszystkiego. 

  11. Meer generalnie wyglądał jakby miał Pete'emu za złe całą tę akcję. Zabrał czym prędzej swoje zmarniałe ubrania i poszedł je wypłukać do źródła w karczmie. 

    - Ha! - zakrzyknęła staruszka i wymierzyła poskręcanymi artretyzmem palcem w stronę wampira. - Jakbyście byli świadkami, to przynajmniej nie mielibyście możliwości nikomu o tym powiedzieć. W najgorszym przypadku nie byłoby czego po was zbierać. Bogin w domu to nie przelewki. Zazwyczaj wzywa się w tym celu wykwalifikowanych ludzi z dużym stażem, a i tak nigdy nie ma gwarancji, że da się bydle wykurzyć. To będzie tak: przynieście mi misę, powinnam mieć resztę składników - oznajmiła. Torn chwilę później już przytargał drewnianą michę, którą postawił na stole, a babcia zaczęła zdradzać tajemnice płóciennego worka, który miała ze sobą. 

    Najpierw wlała do misy ciemną ciecz z glinianego słoika, która na pewno była krwią i na pewno nie ludzką. Potem przyszedł czas na sól i parę niezidentyfikowanych, zwietrzałych ziół - Pete prawie nic nie czuł. Chwilę później coś pomieszała, cmoknęła dwa razy i spróbowała mieszanki. 

    - Będzie. To teraz na strych, mili państwo!

     

  12. - Pete, ty gnoju - oznajmił zrezygnowany Meer i posłusznie niemal, w kłębie ostatnich oparów alkoholowych wsunął się po drabince do wody, wcześniej zdejmując z siebie rzeczy.Nie trwało to długo, nim wyszedł. Zebrał wszystkie ubrania i ruszył z powrotem do oberży w samych gaciach, ale że nikogo nie było widać w okolicy, raczej nie odbije się to skandalem obyczajowym.

    Właśnie, nikogo nie było widać ani też nawet czuć. Ale kto wie, być może ci co mieli Pete'ego obserwować mieli sposoby na pozostanie niewykrytym nawet przez wampira? Miasto wokół zdawało się być spokojne i senne, czyli tak jak być powinno.

    W środku okazało się, że babuszka sprawnie poradziła sobie z wykryciem i identyfikacją świństwa na strychu. Co prawda z góry czuć było jałowcowy dym z mieszanką jakichś innych ziół, ale wciąż lepsze to, niż wszechobecny smród wódy, który po sobie zostawili. 

    Kiedy wampir z łowcą weszli do środka, krasnolud z kobieciną akurat schodzili na dół.

    - W tym budynku spętany jest duch - oznajmiła babcia. - Teraz uśpiony, ale kto wie co będzie, jak już się obudzi. To bogin, jest zdolny do zmiany formy tak często jak zechce i w co tylko zechce. Prawdopodobnie czegoś strzeże - można go obudzić na dwa sposoby, jeśli nie chcecie omijać strychu szerokim łukiem. Albo dotknąć czegoś na strychu, czego bardzo nie polecam, albo podania mu pewnej mikstury, która powinna nieco ostudzić jego temperament i nakłonić do współpracy. 

  13. - Widzę, że już zjadłeś, więc możemy chyba zacząć działać - powiedział Hetman i wskazał głową Adamowi, aby ten poszedł z nim za drzwi. Wyszli ponownie do przedpokoju, żeby zaraz potem pójść za róg i zapukać do jeszcze innych drzwi. Hetman zapukał; kości nieprzyjemnie zgrzytnęły o powierzchnię, a ze środka dało się usłyszeć "proszę". 

    Białowłosy mężczyzna siedział przed laptopem, który zupełnie do niego nie pasował. Stary grymuar - być może bardziej. Może jakaś misa z nieznanymi substancjami, ale nie rzecz tak zwyczajna jak laptop. Przenikliwe oczy nekromanty spojrzały na Adama. 

  14. - Nie tylko. Dla ciebie może i przenośne, chyba, że jednak postanowisz kraść jakieś materialne rzeczy. Wtedy może się różnie skończyć. Wracamy! - oznajmiła Rose i skierowała się w stronę z której przyszły. Zaczęła się żmudna wspinaczka z powrotem w dół po wszystkich tych mostkach, po dachach i innych okolicznościach przyrody. Rose mogła zauważyć, że póki co podążały ścieżkami "bardziej na widoku", gdzie od jednej strony wciąż było morze, a niebo przecinały w mniejszej bądź większej odległości skrzydlate stworzenia, mieszkańcy miasta. Ale były też ciemne zaułki, a właściwie całe miast było nimi poprzecinane. To były miejsca, w które lepiej było się nie zapuszczać. 

     

  15. Zostawił na razie chorego na szkarlatynę, chcąc zająć się kolejnym z chorych. Iriel zamierzał do tego pierwszego jeszcze wrócić, jako że nie zamierzał dać choróbsku za wygraną. Był bardzo zadowolony z względnego rozsądku herszta, bo jak wiadomo, nieodpowiednia osoba u władzy to spory problem, a ten przynajmniej nie wydawał się być zwichrowany psychicznie. 

    Jak już chory się zbudzi, trzeba mu będzie dać ostrą reprymendę dotyczącą stylu życia. Iriel wiedział co prawda, że nie ma co kazać mu jeść sałaty, marchewek i jagód goji bo i tak tego nie zrobi (a w tym klimacie prawdopodobnie wspomnianych jagód nie było), ale gdyby ktoś w jego sytuacji (oby nie) miał znowu leczyć jakiegoś chorego kretyna przesadzającego z gorzałą, to będzie miał kłopot.

     - Szefie, prowadźcie do tego drugiego, co? 

  16. - Sępa? - zapytał kapłan. Miał tendencję do wyrazu jakby ktoś z całej siły uderzył go w twarz. - Sęp nie jest omenem zła ani grozy, dobry barbarzyńco! Pan nie mógł okazać ci go w ten sposób. Sępy to dumne stworzenia, wysłannicy Bati, bogini matki. Powinieneś to wiedzieć, on powinien ci przekazać! - rzucił rozpaczliwie. Wyglądał na zrozpaczonego, ale nic nie sugerowało, żeby choć domyślał się, że Hamzat nieco zniekształca prawdę. - Chyba że... wizja nie była czytelna. Tak, mogło tak być. On często zsyła zawiłe wizje, wizje dla mądrych. Nic dziwnego, że jej nie rozszyfrowałeś - dodał, jakby to było całkowicie oczywiste i wzruszył ramionami. - Dobrze, czym prędzej zjemy i zapadniemy w sen, tym prędzej wyruszymy rano do Bati. Chodźmy - rzekł, zabierając kamień i idąc  w ciemność. 

    Nawet gdyby skorpion był większy, nie byłoby z niego pożytku. Dziewucha uniosła smutne, małe truchło za ogon i wykrzywiła się z obrzydzeniem, aby zaraz potem pobiec za Hamzatem. 

    Udało się finalnie złowić tłustą jaszczurkę i trzy skorpiony, ucztę jak na możliwości pustyni. Trzeba było szybko wracać do obozowiska, bo w oddali słychać już było głosy kojotów. Szczęśliwie, mały obóz oferował dobre schronienie i niebawem gad oraz pajęczaki piekły się nad ogniem. 

  17. - Na to wychodzi. Pertraktowałem z jaśnie Sartoriousem i pytałem o Wilka i o mnie. Odparł, że oczywiście może o tym porozmawiać, ale w twojej obecności i tylko wówczas. Dodał, że niczego nie obiecuje - poinformował Hetman, podchodząc nieco bliżej. Czasami przy wykonywaniu ruchu powstawało upiorne skrzypienie i stukot. 

  18. - Ja ci dam menela, gnoju ty! - odparł wojowniczo Meer, oczywiście ulegając niezaprzeczalnej sile Pete'ego. 

    - Ech, kurwa - stwierdził krasnolud i machnął ręką w stronę schodów, wskazując staruszce kierunek.

    Co się tyczy najbliższego punktu świeżej wody, to był on pod postacią umywalki z kranikiem na "zapleczu" karczmy, ale że to było zdecydowanie za mało, była jeszcze inna opcja. 

    Niedaleko od wyjścia  z wspaniale prosperującej jako śmietnik karczmy Torna był kanał, jeden z wielu miejskich kanałów prowadzących od rzeki do morza. Niektóre z nich były w miarę czyste, inne z kolei... cóż, należało się zastanowić czy wrzucenie Meera oczyści nieco jego, czy oczyści nieco kanał. Ogółem rzecz biorąc, poza olejem unoszącym się po powierzchni wody ten konkretny nie powinien być taki zły. 

  19. - Moralnie niewiadomi jesteśmy wszyscy. Owszem, może się okazać, że jednak nie są dobrzy, ale ja właściwie też nie wiem czy jestem dobra czy jednak nie. Ostatnio działo się tyle, że nie starczyłoby czasu, by to przemyśleć, A czas jaki mamy jest na tyle ograniczony, że lepiej go nie przeznaczać na kwestie egzystencjalne - powiedziała. 

    W tym momencie do kuchni wkroczył Hetman w swojej trupiej postaci. Jego wejście zostało uprzedzone stukaniem kości o posadzkę, bo szkielety najwyraźniej nie czuły potrzeby noszenia butów. Rozejrzał się pustymi, świecącymi oczodołami po pomieszczeniu.

    - Ach, wstałeś już. 

  20. - Tak, rozmawiałam. Są dość ponurzy - stwierdziła wampirzyca. - Ale jednocześnie bardzo rzeczowi, lubię rzeczowych ludzi - dodała szybko. - Dziewczyna ma dosyć mroczne poczucie humoru, ale zdaje się, że można ją lubić. Aż dziwne, że dopiero co mieliśmy zapobiec katastrofie którą rzekomo mieli sprowadzić na świat, a sami pracowaliśmy dla tych złych gości, nie? - zapytała.

  21. - Nie mnie oceniać, nie ja dowodzę. Ale jeśli ktoś taki jak Lars twierdzi, że to dobry plan, to ja mu ufam - odpowiedziała entuzjastycznie. - Poza tym, nie wszyscy mieli się stać nieśmiertelni. Tylko Benu, choć Anubis o tym zapewne nie wie. Zresztą trudno powiedzieć co też może knuć - wzruszyła ramionami. 

  22. - Lars powiedział mi, że im mniej wyznawców tym bóg słabszy. Cóż, mieli tam zdaje się w Nowym Państwie dużo reform religijnych, dużo zmian... Nic dziwnego. Podobno obecnie są uśpieni w nieodkrytych świątyniach pod piaskami - odpowiedziała Irene, zabierając album z powrotem. - I podobno będziemy podróżować nocą, bo właściwie jak inaczej. Nie wiem tylko jak będziemy szukać tych świątyń i tych bogów, ale może będzie zabawnie. Pewnie chcieliby wrócić do życia, ci którzy jeszcze żyją. 

  23. - Ej, ej, ej, co to za zachowanie! Co za brak kultury! - warknął łowca, coraz bliższy trzeźwości. Łowcy z zasady szybko trzeźwieli. 

    Niedługo później w progu domu pojawił się znajomy krasnal, wlokąc za sobą jakąś staruszkę, która z kolei wlokła spory płócienny wór. Krasnolud ostrożnie zajrzał przez drzwi, póki nie upewnił się, że za nimi czekała go rudera, a nie postapokaliptyczny krajobraz. W zasadzie jedno miało wiele wspólnego z drugim. 

    Ale przez parędziesiąt minut jego nieobecności żadna mroczna siła się nie odezwała, Meer natomiast stanął na nogi, choć okrutnie cuchnął nocnymi alkoholowymi rozbojami. 

    - Ohoho - zaczęła staruszka, wzrokiem ostrym jak nóż rozglądając się po pomieszczeniu. - Ja tu wyczuwam więcej niż jednego złego ducha! Wyczuwam całe litry! Przewietrzcie tu lepiej, go śmierdzi spirytusem tak, że się tu wszyscy podusimy. I prowadźcie do tego waszego zła - zażądała. 

  24. Zarówno łysy jak i Sigrid odwrócili gwałtownie głowy, zamierając w pozycjach gotowych do obrony/ataku/ucieczki. Otoczenie wokół Hamzata było dogłębnie lustrowanej centymetr po centymetrze. 

    - Wąż? - zapytał łysy, poszukując bezskutecznie gada. 

    Księżycowy musiał być dziś bardzo zajęty, skoro nawet nie wysłuchał co Hamzat ma do powiedzenia, ale cóż, jego boskie prawo. Co zaś się tyczy sępa, żadna ponura sylwetka nie wieńczyła ani skał wokół, ani wydm, ani nawet nieba tonącego w gwiazdach. Nie było też słychać ich okropnych krzyków, ani krzyków tego, co mogło być celem sępów. 

    - Co się dzieje? - dopytywała Sigrid. 

  25. REDWATER 

     

    Gryf zmierzył go surowym wzrokiem, ale przy tym nie patrzył na niego z góry, albo przynajmniej się przed tym powstrzymał. Niemal niezauważalnie skinął głową w oszczędnym geście powitania. 

    - Witam serdecznie w domu Sleeverów. Jak rozumiem, charakter naszej operacji jest nieco... - tu spojrzał wymownie na Coppera, co zostało nagrodzone niewinnym, szczęśliwym uśmiechem -... Nieco tajny. Proszę zatem podążać za mną, byle cicho w miarę możliwości - rzekł, przepuszczając ogiera, zamykając za nim drzwi i ruszając pod stronę, drewniane schody.

    W środku panował niemały przepych. Była dębowa boazeria, były wielkie obrazy olejne, były dywany i kandelabry, ale przede wszystkim było dosyć ciemno. 

     

    ROSE

     

    - Kradzione przedmioty? Moja droga, jeśli chcesz być złodziejką tutaj, musisz być bardzo dobra w swoim fachu, albo bardzo naiwna. Wyobraź sobie, mieliśmy tu kiedyś węża morskiego, który słynął z ogromnie bezczelnych kradzieży, ale najlepszy jego numer był wtedy, kiedy okradł jednego z kupców z jego drogocennych diamentów. Dodam, że kupiec połknął je, żeby uniknąć kradzieży - opowiedziała z pobłażliwym uśmiechem. - Tu wszystko jest kradzione albo wątpliwego pochodzenia. To nie jest już tęczowa Equestria, tutaj przyjaźń nic nie znaczy. Znaczy za to dużo przebiegłość i twardy zad. 

×
×
  • Utwórz nowe...