Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Przywitała się z tymi, którzy ją przywitali. Innym skinęła głową i usiadła na pierwszym możliwym miejscu. Oczywiście pierwszym na co zwróciła uwagę była służka grająca na skrzypcach. Saskia lubiła muzykę skrzypiec. Następnie uwagę zwróciła na kucharzy, a potem niemal na wszystko prócz smętnej służącej w pokoju. Zastanawiała się co się stało i jaki miało to związek z pytaniem pani Felicji, ale nie zapytała. Miała to w planach, ale może później, nie przy wszystkich. Na sam początek Saskia chciała się przywitać i poznać z dziewczyną. Siadła naprzeciwko niej.

    - Witaj, jestem Saskia - przedstawiła się. Starała się to zrobić jak najbardziej nienachalnie, nie wiedząc czy ma się spodziewać wybuchu płaczu, agresji, czy może zignorowania jej obecności. 

  2. - Nie jest to co prawda wejście do Doliny, ale może też cię w pewnym stopniu zainteresuje? - zapytała. Wstała z miejsca i ruszyła z powrotem wgłąb lasu. 

    Las miejscami się przerzedzał, ukazując bardzo podobny krajobraz co ten otaczający polanę; wzgórza, skały wapienne wystające z nich niby zęby starożytnych, od dawna martwych bestii i niewielkie jeziora. Sam zaś las będący lasem charakterystycznym dla klimatu umiarkowanego też dawał się poznać jako urokliwy i jedynym dźwiękiem który nie pasował, było rytmiczne tykanie. W niektórych miejscach się nasilało, w innych milkło niemal całkowicie. Brzmiało jak bardzo stare zegary. 

    W pewnym momencie Togrutanka skręciła w stronę takiego tykania i po chwili szperania w trawie Zabrak ujrzał metaliczny błysk. Coś co było w trawie nie było do końca martwe, ale do żywych także nie należało - tak prezentował się sygnał, który wyczuwał Mocą. 

    - Nie wiem jakie jest twoje zainteresowanie biotechnologią i alchemią, ale warto spojrzeć. A to nie wszystko - stwierdziła, kucając nad czymś. Odsunęła się, prezentując Ketarowi... Wyszczerzony czerep. 

    Na wpół zagrzebany w ziemi leżał trup. Nie było widać jego nóg, ale widać było korpus i drgające ręce - kości powleczone przewodami i metalem. W jednym z oczodołów świecił czerwony pierścień światła - upiorne, migające oko. Żuchwa automatycznie się poruszała, jakby pozostałości technobestii próbowały coś rzuć. Gdzieniegdzie widać było strzępki suchej skóry, a spod metalu prześwitywały kości i inne elementy organiczne, które zakonserwowały się zamiast zgnić. 

    Togrutanka stała wyszczerzona nad tykającym truchłem. 

    - I co powiesz?

  3. - Dobrze, pani - odparła i ukłoniła się.  Odstawiła stołek na miejsce, żeby potem pójść do magazynu po środki do czyszczenia. Porządnie posprzątała wszystko, odłożyła na miejsce odpowiednie rzeczy, zabrała wszystko czym wysprzątała pokój i już miała wychodzić... Sprawdziła jeszcze, czy lustro nie ma smug po jej umyciu i upewniwszy się, że wszystko jest w najlepszym porządku, wyszła z pokoju i odstawiła wszystkie rzeczy na miejsce. Ruszyła z powrotem do pokoju wspólnego służby. 

  4. Saskia zaczęła już zakładać suknię, nim odpowiedziała. Nie zamierzała tracić cennego czasu jej pracodawczyni.

    - Widzę ją pierwszy raz, pani. Jeszcze nie miałam okazji jej poznać. Jedyne co mogę ocenić, to to, że dobrze rozczesała pani włosy. Nie wiem czy wypada, proszę mi wybaczyć bezczelność, są piękne - odpowiedziała, starając się nie brzmieć jak ktoś, kto chce się podlizać. W międzyczasie nie próżnowała i kończyła zakładać pani suknię - delikatnie, ale stanowczo. 

  5. - Nie szukaj jej - rzekła jeszcze Pratima i zamilkła ostatecznie. 

    Moc zaczęła z wolna przepływać przez Ketara, traktować go jako element przyrody niemal nieożywionej. Jego umysł się otwarł i na krótki tylko moment zobaczył w głowie obraz. 

    Zobaczył dwa skalne słupy stojące po obu stronach płytkiego wąwozu. Zobaczył łagodne wzgórza, jak w okolicy i porośnięte trawą zbocza. 

    A potem nagle wizja się urwała, a wszystko wokół wypchnęło Zabraka ze stanu medytacji, zmuszając go do otwarcia oczu.

  6. Miała dość sporo sióstr, więc miała sprawność jeśli chodziło o obejście z długimi włosami, a te kobieta miała naprawdę piękne. Działała więc szybkimi, pewnymi, ale i delikatnymi ruchami, żeby przypadkiem nie sprawić jej bólu. Miała nawet ochotę ją skomplementować, ale nie była pewna jak zostanie to odebrane, więc postanowiła na wszelki wypadek trzymać język za zębami, choć nie zamierzała zachowywać się jak tamta, spłoszona dziewczyna. Kiedy fryzura była gotowa, czekała aż pani będzie gotowa na włożenie sukni. 

  7. - Łatwiej będzie coś znaleźć jak oczyścisz umysł z niepotrzebnych emocji. Owszem, to nauki Jedi. Ale Dolina nosi właśnie ich nazwę, więc sądzę, że to może sporo ułatwić. Wczuj się w planetę. Stan się powietrzem, ziemią, zwierzętami i roślinami. Stań się niczym, przestań być sobą - poinstruowała i zamilkła. 

  8. - Nie. Istotnie nie było - odpowiedziała kobieta. Pozycję miała jak do medytacji - skrzyżowane nogi, wyprostowane plecy. - Dlatego na niego czekam. Świt to najlepsza pora dnia. Najświeższa. Najbardziej energetyczna. Najlepsza na medytację - odparła i na chwilę zamilkła. Nie odwróciła się w jego kierunku, tylko dalej siedziała z twarzą skierowaną na wschód. Przez moment słychać było tylko relaksujące odgłosy natury budzącej się do życia. Czuć było woń jakiegoś gatunku kwitnących kwiatów, świeżej trawy i... Czegoś co gniło nieopodal. Ot, natura.

    - I co? Gawędziłeś sobie z jakimiś pradawnymi Sithami? - zapytała Pratima. Nawet nie widząc jej twarzy mógł być pewien, że się uśmiecha. 

  9. "Świetnie się składa, ja lubię policzkować panie Felicje za czepialstwo"

    - Oczywiście, dziękuję za rady Weroniko - odparła Saska, nawet radosna przez to, że współpracownica się uśmiechnęła. Ogólnie humor miała dość dobry, choć na uwadze miała też fakt, że szybko może się jej zepsuć. 

    W odpowiednim czasie ruszyła do jej pokoju, zapukała według instrukcji i czekała na pozwolenie. 

  10. - Daj spokój, nie jestem znowu aż tak brzydka - skomentowała, znów obracając pełne patosu słowa w żart. 

    Początkowo chłód przeszkadzał w zaśnięciu, ale wkrótce ciepło ogniska zrobiło swoje i Zabrak zasnął.

    Miał sny, ale żaden z nich nie był związany ani z Mocą, ani z Ruusan. Były to tylko nic nieznaczące, często absurdalne strzępki świadomości i jeśli wysłał je jakikolwiek Jedi albo Sith, to musiał cierpieć na koszmarne poczucie humoru. 

    Niemniej Ketar obudził się rano, cały i co najważniejsze żywy. Z ogniska leniwie sączył się dym, było jeszcze przed świtem i wydawało się być nawet chłodniej niż nocą. 

    Teraz łatwiej było rozpoznać teren wokół. Las otaczał małą polankę z trzech stron, a od jednej otaczał ją niski wzgórek, na którym siedziała postać odwrócona do niego plecami - najpewniej Pratima. 

  11. Kiedy skończyła jeść, odniosła talerz do kuchni i postanowiła poczekać w pokoju wspólnym nim nadejdzie czas na... Pomaganie pani w zdjęciu ubioru. Tego faktycznie trochę się obawiała - nie chciała w końcu popełnić żadnej gafy, a szlachcianki bywały bardzo kapryśne, żeby nie powiedzieć że czasem nawet sadystyczne. 

  12. - Szybciej, szybciej - przewróciła oczami. - Nie wszystko możesz zrobić szybko. To was gubi, was, adeptów Ciemnej Strony. Jak najszybciej i jak najmocniej. Nic dziwnego, że większość z was nie dożywa starości. Czasem trzeba się uzbroić w cierpliwość - odparła. - Jeśli miejsce będzie chciało cię przyjąć, to cię przyjmie. Do Doliny nie dociera się na współrzędnych, a na tym, co ma się w głowie. I w duszy. Mnie to przyszło podczas snu, może i tobie przyjdzie? - zapytała. 

  13. - Och, tajne przejście - zachichotała. Włożyła w ten chichot naprawdę dużo trudu, tym bardziej żeby brzmiał głupio i naiwnie. - No tak. Kusząca sugestia, to na pewno. Myślę, że kiedyś z niej skorzystam, ale na pewno nie dziś. Dziś panuje taki chłód, że nie mam najmniejszej ochoty wysuwać nosa na zewnątrz - uśmiechnęła się radośnie, zastanawiając się dlaczego właściwie Regus się tak wgapia i czy jest to powód by czuć się dziwnie. 

    Sięgnęła po zupę i zaczęła ją z wolna jeść. 

    - Ty gotowałeś? Jest naprawdę świetna. Nie miałam jakoś wcześniej okazji skorzystać z zupy serowej i widzę że było czego żałować. 

  14. - Dzięki. Mnie również miło cię poznać, Regusie. Jestem Saskia. - Podała mu dłoń. Zupa serowa pachniała naprawdę przednio. - Widzisz mnie po raz pierwszy, bo przyjechałam wczoraj. Słyszałam od Patricka, że klify są niesamowite w tracie zachodu słońca i liczę na to, że jutro uda mi się je zobaczyć, bo podobno ma być przejaśnienie. Nie mogę się doczekać - dodała entuzjastycznie. - Pogoda trochę mnie wystawia na próbę, bo nie jestem do tego typu temperatur przyzwyczajona. Wiesz, jestem bardziej z południa. Ale okolica jest malownicza, wszyscy póki co są mili, a zamek jest... Jakby to powiedzieć, duży. Jakim cudem się w nim nie gubicie? - zapytała. A potem spojrzała na dłoń chłopaka. - Wypadek przy pracy? Mam nadzieję, że to nie moja zupa przysporzyła ci tego oparzenia. 

  15. - Jestem Jedi? - zapytała Pratima, marszcząc brwi. I wtem Ketar poczuł, jak wokół jego umysłu plączą się wiązki pochodzenia Ciemnej Strony Mocy. - Ani Jedi, ani Mroczna Jedi, ani - brońcie duchy zmarłych - Sith. Nie jestem żadnym z nich. Co zaś się tyczy Ruusan i siódmej kampanii na Ruusan, ostatecznej bitwy która się tu rozegrała... Tu wszyscy ponieśli porażkę. Bractwo Cienia i Armia Światła. Więcej przeżyło Jedi niż Sithów, co ciekawe. Ale najważniejszym punktem programu, tym, co stało się jako ostatnie była eksplozja bomby myśli. Miejsce w którym została zdetonowana dzisiaj jest znane pod nazwą Doliny Jedi. Ogromna ilość energii zabiła wszystkich wrażliwych na Moc w okolicy, a bąbel Mocy który się później wytworzył uwięził ich duchy. Jedi i Sithów. Tak samo nieporadnych i bezbronnych wobec śmierci. Wyobraź sobie zdeformowaną kulę, napęczniałą od energii, świecącą własnym światłem. Kulę będącą przejściem między światem żywych i martwych. Ponury relikt z przeszłości, pomnik przypominający zapomniane wydarzenia, pomnik nieszczęścia i udręki ciągnących się setki lat. Oto co się tu wydarzyło - opowiedziała. 

  16. - To nie będę ci przeszkadzać. Właściwie... Przyznam, że trochę zgłodniałam, więc jeśli to nie kłopot, to poproszę o coś na ząb - odpowiedziała.Ten gość był całkiem przyjemny w obyciu, ale i trzeba przyznać, że na takiego wyglądał. Gdy w kuchni pojawił się pomocnik, Saskia odmachała mu i odwzajemniła jego uśmiech. Była całkiem zadowolona po tej krótkiej i niezobowiązującej pogawędce, a i klify rzeczywiście chętnie by zobaczyła. Co się tyczy samych 'tajnych' przejść... Nie zamierzała się nimi zajmować, póki nie miałaby takiej potrzeby. Saskia była cholernie ciekawska, ale potrafiła nad tym zapanować. A tu mogło jej to przynieść kłopoty.

  17. - Tekst o duchach był żartem. A wiedzy poszukuje każdy. Albo i powinien poszukiwać jej każdy. Jaki miałabym interes w tym, żebyś umarł? Absolutnie żaden. Ale nie lubię, kiedy ktoś okazuje brak manier i zamierza się na mnie z bronią,a ty to zrobiłeś. Dalsze argumenty przyjmuję, przekonałeś mnie. Może prócz wspólnego poszukiwania wiedzy, bo nie masz niczego co by ci w tym pomogło, a ja nie zamierzam ci w niczym pomagać. Jeśli się postarasz, sam znajdziesz to, czego szukasz - odpowiedziała. - Usiądź, wprowadzasz nerwową atmosferę. Zawsze odnosiłam wrażenie, że Mroczni to impulsywne istoty. 

  18. "Chciałam wyrwać się spod kontroli ciotki-wiedźmy, zrobić jej na złość, udowodnić że da się żyć bez czarów i bzdurnych czarów, wrócić jako zwycięzca z małym, własnym majątkiem i zasłużyć na zazdrość tych głupich dziewek ze wsi i powszechny szacunek rodziny. No ale przede wszystkim czarownictwo..."

    - Chęć poznania kawałka świata, oczywiście. Zmiana otoczenia, próba życia na własny rachunek - odpowiedziała z uśmiechem. - Dziękuję - rzekła, odbierając ciepłą herbatę od kucharza. Niemal od razu wzięła łyka, mimo temperatury. - Chętnie w takim razie kiedyś przejdę na klify. Jak tylko się rozpogodzi. Ale z drugiej strony, mimo niewielu okazji do obserwowania zachodów słońca lubisz pracę w kuchni? - zapytała. - I musisz mi powiedzieć więcej o tajnych przejściach. Lepiej wiedzieć skąd kto może mnie podglądać. Mam nadzieję, że jedno nie znajduje się w mojej szafie. Bez przesady, mam tam reformy, trochę prywatności - zażartowała. 

  19. Nawet nie spojrzała na miecz. Nie drgnęła, nie poruszyła się, znów się uśmiechnęła. 

    - Ponieważ znam Ruusan, ponieważ nie jest to moja pierwsza eskapada w miejsce Mocy, ponieważ jestem przygotowana do zimnych nocy - odparła, celowo omijając temat miecza. - Bo o to pytałeś, tak? Chyba, że pytanie dotyczyło wykorzystania twojego miecza świetlnego i tego, dlaczego powinieneś darować mi życie. Otóż to pytanie jest nieprawidłowe - rzekła. Odwinęła koc i sięgnęła po torbę naramienną, nie przejmując się budzącą bronią i wkurzonym Zabrakiem. Póki co nie widział jej miecza, ale wyciągnęła z torby zawiniątko w srebrnej folii. 

    - Wybacz, zgłodniałam. Też dostaniesz, jeśli będziesz rozsądny. Lubię rozsądnych, ale nie lubię marnować jedzenia na trupach, więc jeśli nie okażesz się być przyszłym trupem, podzielę się. - Z zawiniątka wyjęła kawałek czegoś, co zapewne było suszonym mięsem i ugryzła. Gdy przeżuła kęs, a takie zwlekanie z odpowiedzią również było formą drwiny, schowała folię i wróciła wzrokiem do Ketara. 

    - Wracając. Odpowiednie pytanie brzmi: dlaczego ja powinnam darować ci życie, Ketarze Jeal? - zapytała absolutnie poważnie. 

  20. - Dzień dobry. Tak, Saskia. Saskia Villen - odparła, uśmiechnęła się i uścisnęła mocno dłoń mężczyzny. Znalazła sobie krzesło bądź taboret i usiadła na nim, gotowa na niezobowiązującą pogawędkę. 

    - Jest bardzo... Miło. Ze strony współpracowników, oczywiście. Macie wygodne łóżka, dawno nie spałam tak dobrze - odparła. - Chociaż przyznam, że klimat wystawi mnie chyba na próbę. Chętnie zobaczyłabym klify z bliska, sporo się o nich nasłuchałam. A sam zamek jest... Duży - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. 

  21. Poważna i kamienna twarz Togrutanki nagle zmieniła się diametralnie. Zaprezentowała pełen zestaw ostrych, trójkątnych zębów właściwym drapieżnikom i... zaczęła rechotać. Śmiała się dosyć długo, nim w końcu spoważniała. 

    - Powinieneś żałować, że nie widziałeś swojej miny. "Czy duchy powiedziały ci, co masz tutaj robić?" Nie, nie potrzebuję duchów do tego typu rad. Zazwyczaj wystarcza instynkt zachowawczy. Jesteś wędrowcem w planecie zapomnianej przez Galaktykę, odgrodzonej od niej ogromną i wciąż rosnącą mgławicą. A ja lubię mieć z kim porozmawiać, nawet jeśli mój rozmówca plecie pierdoły - wówczas mogę z niego drwić. I proszę, oto jesteś, a ja mam lepszy humor niż rano. Poza tym, nie przeżyłbyś nocy poza statkiem. Ruusan i jego przyroda są spokojne, ale nie tylko przyroda tu jest. Zobaczysz rano, jeśli zdecydujesz się zostać przy ognisku. Jeśli nie, nie zobaczysz. Widzę, że jesteś nowy w "interesie" i jesteś samoukiem, co? Chwyciłeś się tego mojego impulsu jak koła ratunkowego. Nie ma się czego wstydzić, po prostu następnym razem nie ufaj w każde słowo jakie usłyszysz od nawiedzonego nieznajomego - odpowiedziała Pratima i mrugnęła do niego porozumiewawczo. 

  22. Do sprzątania mebli wystarczaly dwie ścierki i wiadro z wodą, bo i drewno nie było szczególnie wymagające - wystarczyło nie przesadzić z wodą. Do powierzchni szklanych, w tym luster, wykorzystała roztwór soli, wody i soku z cytryny. Sprzątała bardzo dokładnie, ale bez choćby tknięcia szuflad. Sprawdziła też, czy okna wymagają umycia, a na sam koniec posprzątała podłogę. Raz jeszcze sprawdziła, czy czegoś nie pominęła i te same czynności wykonała w gabinecie. Po skończonej pracy wyprała ścierki i zostawiła je do wyschnięcia, a miotły i inne przyrządy do sprzątania zaniosła z powrotem do schowka. Potem ruszyła się zameldować do kuchni. 

  23. - Nic nie dzieje się bez powodu ani celu? No, może oprócz drugiej Gwiazdy Śmierci i Bazy Starkiller. To całkiem spore argumenty, przyznasz - odpowiedziała. Chwyciła patyk który leżał gdzieś obok i rzuciła leniwie w ognisko.

    - Niech będzie, grajmy w otwarte karty: duchy przodków mi kazały - stwierdziła z absolutną powagą.

  24. - Myślę, że to nie jest zły pomysł - odpowiedziała cicho, rzucając mu zakłopotany uśmiech. Zauważyła ten dziwny gest z próbą położenia ręki na jej ramieniu, i... trochę jej to dało do myślenia. Tyle, że póki co nie wiedziała co ma myśleć ani w jakim kierunku, więc dała sobie z tym spokój. Po prostu podeszła do stołu i zajęła wolne miejsce.

    - Dzień dobry - powiedziała wszystkim zebranym i szybko oraz nie wyłączając dyskrecji przeanalizowała obecną w pokoju służbę, nim zajęła się swoją herbatą i śniadaniem, docelowo dwiema kanapkami. Gdy skończyła, wróciła do Herona. 

×
×
  • Utwórz nowe...