Skocz do zawartości

Zmara

Brony
  • Zawartość

    185
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Zmara

  1. Witam. Cieszę się, że ktokolwiek będzie mógł przybyć. Z okolicy na 90% będą:
     

    ~Zmara
    ~BROnypony
    ~Vieg
    ~Duncan89(?) [podaję nick, aczkolwiek nie wiem, czy ma konto. To ten, który ostatnio nie mógł :3]
    ~Kuba S. [nie ma konta]

    ~BlueSmileDot

     

    Spoza okolic:

     

    ~imesh

    ~Aglet

    ~kuracyja

  2. Spokojnie. Teraz sprawdzamy ile osób będzie mogło, jeśli większość będzie "na nie" to zmieniamy. Chcemy, by jak największa ilość osób mogła przybyć, miast trzymać się z góry ustalonych terminów. Fandom dla fandomu. 

  3. Los zadecydował o moim przetrwaniu. Jesteś chory… I kto to mówi? Ja przynajmniej nie staram się popełniać samobójstwa! Nie… Ty robisz o wiele gorsze rzeczy. Niby jakie? Co ja Ci w ogóle zrobiłem? Moje rany są chyba wystarczającym dowodem… Huh? Przecież to…khhhhhhhhkkkhh…  Zatkało Cię? To khhaahh… Nie wiem co się z Tobą dzieje, ale zachowaj to dla siebie. Tak właściwie, to przestań wywoływać ból w mojej nodze. Powiedziałem…! Rozejrzał się i spostrzegł, że jego kopyta zaczyna oblegać kabel nieznanego pochodzenia, zapewne jednej z pralek. Golden Shield próbował coś ku temu zaradzić, lecz nie było to łatwe zadanie. Te kable jakby żyły własnym życiem. Odłóżmy to na później. Teraz kosa. Skupił się na swojej kosie wbitej w ścianę i za pomocą magii, wyciągnął ją ze ściany. Przylewitowała do niego. Scythe się uśmiechnął.

     

    -Radzę się odsunąć. To mogłoby… zaboleć… – wyszeptał wpatrzony w podłogę. A więc znów… Po czym stało się. Nie zważając na to, czy jego kompan się odsunął, czy też nie, chwycił kosę w prawe kopyto i zrobił nią zamaszysty ruch w poziomie i z całej siły machnął całym odnóżem, jakby broń była przedłużeniem jego ciała. Wycelował w kable i najzwyczajniej próbował je przeciąć, jednak siła ciosu była tak mocna, że prócz kabli, zahaczył o ciało na lewym boku. Stróżka czarnej posoki spłynęła po jego boku, lecz sam ogier niewiele się tym przejął. Kolejny zamach, tym razem w pionie. Białą poświata wydobywająca się z rogu i w tym momencie oblegająca ostrze kosy zdała się przyciemnić i zmienić barwę na szarą. A może to było tylko złudzenie optyczne? Nieważne. Kolejne uderzenie w kable, tym razem znad głowy uderzyło w kable. I kolejne, i znów. Bił w nie tak przez jakąś chwilę, nie zważając na ich stan. Zamach po zamachu, cios po ciosie. Góra – dół, góra – dół, - góra… I oręż zatrzymał się w powietrzu. Róg przestał świecić. Ostrze też. Kosa zmieniła się w skalpel i upadała na podłoże.

     

     

    Kap, kap, kap… Shin Shin To. Kapu – kap. Krew? Nie, to nie to. Ciało Doktora drżało – szlochał. Z jego oczu płynęły czerwone łzy, przepełnione żalem i goryczą. Głowę miał opuszczoną, a włosy całkowicie zasłoniły mu górną część twarzy. Obtarł oczy i podniósł wzrok w sufit(?).

    -Przepraszam Cię za ten widok. Po prostu jestem słabym, bezużytecznym szaleńcem… Ale śmiesznie było, co nie?! – jego źrenice uległy zwężeniu, a on patrzył się tym wzrokiem bezpośrednio na swego wybawcę.

     

  4. Pierwszy termin: 

     

    SOBOTA

    12.10.2013

    GODZ 10:00 I WCZEŚNIEJ

    PIOTRKÓW TRYBUNALSKI UL. JULIUSZA SŁOWACKIEGO 123

     

    Jak Wam pasuje ten termin? Dnia dziesiątego miesiąca października będzie kolejna rocznica wyemitowania serialu, więc chciałbym to jakoś uczcić z chętnymi, jednakowoż, jeśli to zły termin, zostanie zmieniony. Fandom dla Fandomu! 

     

    Kolejna sprawa. Prawdopodobnie rozdane zostaną przypinki "Piotrkowskiego Minimeet'a". Darmowe, aczkolwiek nie wiadomo, jak to z nimi będzie, więc niczego nie obiecuję. Plus możliwe, że będzie możliwe zakupienie przypinek z jakimś wybranym wzorem, ale to też żaden pewniak. 

     

    Dziękuję, przepraszam, pozdrawiam i życzę Miłego Dnia!

  5. Witamy Was bardzo serdecznie. Pierwszy minimeet uważam za udany (i pewnie nie tylko ja). Były zdjęcia? Były. Były filmy? Nie wiadomo. (ja nie widziałem ;_ ;) Mina ochroniarzy w Smyku - niezapomniana. Podobnie jak ludzi w parku i na placu zabaw - nevermind. Są to oznaki na to, iż organizacja nie była najgorsza. Tak więc ponownie witam w temacie, tym razem II Piotrkowskiego Minimeeta. W poprzednim wątku były daty i kto może, a kto nie etc. Czemu tak wcześnie kolejny? A czemu nie?! Tak więc temat jest. Na początek kilka pytań dla zainteresowanych:

    1. Czy miesiące wrzesień/październik Wam odpowiadają? (mogą pasować oba/jeden/żaden)
    2. Czy jeśli tak, to przybędziesz?
    3. Czy zabierzesz znajomych spoza forum/tematu?
    4. Czy jeśli organizowany/e będzie/ą w późniejszym terminie, niż któryś z powyższych miesiąców, to są szanse na to, że wpadniesz?
    5. Czy pomysł wybrania się na seans filmowy (do kina) przypadłby Ci do gustu?

    Propozycje dalszych pytań również można dawać w komentarzach. Nowe pytania również mogą się pojawić. Gdy będziemy mieli kilka zdecydowanych osób, podam datę. I jeszcze jedna sprawa. Meet powinien odbyć się w Weekend, ze względu na szkołę/pracę osób chętnych. Na tą chwilę to już wszystko. Post będzie edytowany na bieżąco.

    Dziękuję, przepraszam, pozdrawiam i życzę miłego dnia!


    EDIT 1.0

    Ostateczny termin II Piotrkowskiego Minimeet'a:

    SOBOTA
    12.10.2013
    GODZ 10:00 I WCZEŚNIEJ
    PIOTRKÓW TRYBUNALSKI UL. JULIUSZA SŁOWACKIEGO 123


    Pomysł z kinem aktualny więc uprasza się o zabranie dodatkowej gotówki!

    Projekt plakietek pozostają pod znakiem zapytania.

    Kolejne informacje jak również telefony kontaktowe zostaną podane na TRZY dni przed meet'em. Telefony zostaną usunięte o godzinie 23:59 dnia 11.10.2013

    Dziękuje, przepraszam, pozdrawiam i życzę Miłego Dnia!

    EDIT 2.0

    Jednak wrzucam dziś, wybaczcie.

     

  6. Ciastko uniósł ręce do bloku, lecz nie doczekał się ciosu. Miast tego został oplątany łańcuchem, którym to zręcznie operował Zmara. Jeszcze za wolno. Zdążyłby zablokować. Piekielny cały czas wiercił się niespokojnie. Czy on chce się jeszcze mocniej zaplątać? Gorzej, jeśli chce mnie przyciągnąć do siebie. Nie wiedząc kiedy, Zmara już leciał na przeciwnika, który z niewiarygodną prędkością sięgnął po swój oręż i ustawił go w pozycji, która z początku wyglądała jednoznacznie. Będzie ze mnie szaszłyk… Jednak w tej chwili zamiast poczuć przeszywające ostrze, poczuł uderzenie. Bardzo silne zresztą. Kamienna pięść cisnęła Kosiarzem spory kawałek w tył, aczkolwiek kiedyś musiała stracić wysokość, co wkrótce uczyniła. Trzask łamanego łańcucha wywołał u młodziana kolejny przypływ radości. Teraz mogę ją uwolnić Vlad. Jestem gotowy. Wyprostował się, kosa dzierżona w jego dłoni zajaśniała ciemnym światłem.

     

     

    -Nirvana ulatuje z broni, Piekielny. Teraz się zabawimy! – Jego uśmiech w tym momencie przekroczył mimikę normalnego człowieka. Jego źrenice zwęziły się, a oczy wydały się większe. Złapał broń oburącz i zaczął się z nią siłować. Jednym, mocarnym ruchem mięśni rozerwał broń na dwie połowy. Białą i czarną. Złączoną łańcuchem.

     

     

    -Uwolniona forma Nieba lub Piekła. Kusarigama! A teraz się zamknę. Po pewnej walce z pewnym kotem nauczyłem się trzymać język za zębami. Vlad. Wpuść Czarną Krew – rozkazał. Momentalnie wydawało się, że jego mięśnie zwiotczały. Opuścił ramiona, jakby nie miał w nich czucia. Jego oczy straciły błysk i zmatowiały, a postawę zmienił na pochyloną. To już nie był ta sama postać. Nagle wykonał zamaszysty ruch dłonią dzierżącą białą połowe broni, wykonał zamach i z całej siły wbił w ziemię. W tym samym momencie, z sufitu wyłoniło się kryształowe ostrze, które pędziło w kierunku przeciwnika. Zmara jednak nie próżnował. Drugie ostrze również wbił w ziemię. Kryształowe ostrze wyrosło z ziemi za oponentem, lecz znacznie szybciej. Teraz miał odciętą drogę ucieczki do tyłu, pozostawało mu ucieczka na boki, manewr do tyłu z zamiarem zniszczenia lub uniknięcia ostrza, akrobacja powietrzna, zapadnięcie pod ziemię lub szarża wprzód. Pomijając wszelakie zaklęcia i bloki. Tak w skrócie mógł zrobić tylko tyle, albo aż tyle.

     

     

    -Paku, paku. Pa- pa. Hihihi. O! Jeszcze te dziwne onamenty. Gihi – wybełkotał. –Wejdźmy na wyższy poziom. Changeling Multiversum – Oczy Paradoksu! – wykrzyczał ku zdziwieniu nie tylko moim, jako narratora, ale również jego broni.

     

    -Wielkie nieba… Paniczu Piekielny! Mój partner właśnie uznał Cię za osobę, która powinna ujrzeć choć jedno zaklęcie ze swojego specjalnego repertuaru. Teraz zawalczymy na poważnie – zabrzmiało echo słów, dobiegających z obu ostrzy.

    Po wypowiedzeniu zaklęcia, źrenice Zmary zmieniły kształt w symbol nieskończoności. Na domiar tego, na jego czole pojawiło się kolejne, tym razem zamknięte, oko. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się nimi w poczynania przeciwnika, widząc dokładnie każdy jego najmniejszy ruch.

     

    -Wzrok ShariKuGan. – Kolejne zaklęcie zostało wypowiedziane. Zamknięte oko drgnęło i po chwili otworzyło. Nie miało źrenicy, było całe białe. Widniały na nim czarne okręgi, na których można było dojrzeć plamki tego samego koloru, które dobry obserwator mógł zidentyfikować z wcześniejszymi. Obcy w płaszczu przyjął wyzywającą pozę i czekał na ruch przeciwnika, nie spuszczając z niego wzroku. W dłoniach trzymał łańcuch, łączący Heaven i Hell.

  7. Zaraz zginiemy głupcze! Wróciłeś! Jakoś mnie to teraz nie obchodzi, fajnie się spada! Oszalałeś… I to nie tak jak, jak tego oczekiwałem… Zawsze byłem szalony. Po prostu muszę cały czas siedzieć pod tą głupią maską, pod którą muszę ukrywać Ciebie. Jestem szalenie szczęśliwy i właśnie to sobie uświadomiłem. Pierwszy raz aż tak… Bo gdy to uwalniam, Ty powracasz szybciej. Ale chwilowo jest mi przyjemnie i przestało mnie to obchodzić. Czyli Ci wyżej też Cię już nie obchodzą? Miło. Właśnie sobie uświadomił, co czynił. Dead się rozkręcał wraz z nim. Szybko zamknął oczy i już chciał rzucać zaklęcie, gdy przypomniał sobie, co mogłoby to dla niego teraz znaczyć. Nie minęło jeszcze wystarczająco dużo czasu od poprzedniego razu. Jego powieki znów się uniosły, a sam Omega zaczął orientować się w sytuacji. Cała hala zdawała się przekrzywiać i zmieniać swoją pozycję. Ciekawe doświadczenie. Wszystko zaczęło przesuwać się ku „dołu”, jak już wcześniej zdążył zauważyć. Personel nie był zadowolony z tego powodu. Przywódca grupy szybko zareagował, jak to dobry łucznik powinien. Przyspieszona reakcja. Konstruktor mógł bez większych przeszkód się poruszać po pionowej powierzchni. Pięknie nam to wyszło. Myślałeś o takich protezach? Wiadomo… Alfa unosił się nad tym wszystkim. Całość zdarzyła się bardzo szybko. Thunderlight’owi i Sykstusowi udało się uratować Vixen. Dowódca krwawił. Scythe szybko odwrócił wzrok od tego miejsca. Co jeśli będę musiał go operować? Po tym wszystkim potrzeba mi medytacji. Nie przesadzasz? Czemu mnie po prostu nie puścisz wolno? Dlaczego? Brzęczało mu to w umyśle jeszcze przez pół sekundy. Będę mógł odpocząć… Jednak przemyślenia przerwał mu jakiś kształt zbliżający się w jego stronę. Golden Shield leciał mu na ratunek. Właśnie dlatego nie mogę odpocząć. Szybko zmobilizował się do wszczęcia działań, mających na celu zapobiegnięciu jego śmierci. Jego róg zajaśniał białym światłem, a w zasięgu jego kopyta znalazł się skalpel. Złapał go i jednym, zgrabnym ruchem całego odnóża rozłożył go, przemieniając w kosę. Na ile było to możliwe zmienił swoją pozycję na pionową względem nowego otoczenia i przy pomocy swoich dwóch kończyn, z całej siły uderzył kosą w podłogę, która pomału stawała się ścianą. Miało to na celu spowolnienie jego spadania i ewentualne zahaczenie o jedną z pralek, oczywiście uważając na personel.
      
    -To mnie trochę spowolni! Teraz masz szansę! Uważaj tylko na ewentualne spadające przedmioty! Jeśli dostaniesz w plecy, to nie będzie przyjemnie! – wykrzyczał i złapał się mocniej kosy. Ponownie spojrzał w górę. Thunder już schodził z klaczką na grzbiecie, zaś Kryształowy się do tego przygotowywał. Sprzęt do wspinaczki. Nie mógł zrobić jakiejś trampoliny? Uśmiechnął się. Już od bardzo dawna nie wyrażał emocji tak swobodnie. Wiedział również, że nie potrwa to długo i będzie musiał się opanować. Chciał jednak rozkoszować się tą chwilą najdłużej jak mógł, nawet jeśli oznaczało to spadanie na ścianę. Jego wybawca był coraz bliżej. Doktor spojrzał mu w oczy. Zobaczył w nich dużą determinację. Strach? Nie, chyba mi się wydawało. Chciał go uratować. Scythe’a to poruszyło. Nagle cała radość, zmieniła się w smutek. Wiedział, na co ich wszystkich narażał. Może nie powinien tego robić? Tak będzie lepiej. Oddam się w ręce losowi. Ty chyba nie… Nie zdążył dokończyć, ponieważ biały ogier już zdążył wypuścić kosę z uchwytu.
      
    -Dziękuję!
     
    I właśnie wtedy to poczuł. Wszystko wokół zwolniło, a on sam zaczął się unosić. 

     
    - Tylko mocno się trzymaj- powiedział głośno i wyraźnie pegaz do jednorożca, ale bez większych emocji, jakby miał przyjemność ratować tak codziennie. Złapał go w krytycznym momencie. Jeden z większych przedmiotów miał właśnie lecieć prosto na Scythe, jednak wybawca był odrobinę szybszy.
     
    Przez chwilę wydawało się, że Golden się wahał co zrobić, ale musiał rozejrzeć się po nowej nieco zdemolowanej okolicy. Rozejrzał się i zauważył Sykstusa, który przemieszczał się w kierunku nowej podłogi. Musiał tylko większy kawałek przelecieć z niewygodnym żywym ładunkiem na plecach, ale wtedy każdy byłby bezpieczny przynajmniej chwilowo.

  8. Podczas tego całego cyrku, który odwalał Zmara, Ciastko bardzo dobrze zapanował nad tym, co się wokół  niego działo. W dłoni Przypalonego pojawił się granat, jednak ten, miast momentalnie go zużytkować, nie wiedzieć czemu, czekał do ostatniego momentu. Odbiwszy wszystkie pociski, w tym kołki, które wbiły się gdzieś w ziemię, począł obserwować sekwencje ruchów, które robił młodzieniec, by przyzwać to, co zostało przyzwane. Widać było uważnie, że największą uwagę poświęcił kuli. Czyżby maniak informacji? Będzie się musiał trochę pomęczyć, niestety. Pomyślał przelotnie chłopak w płaszczu.

     

     

    Przyszedł czas, że antagonista spostrzegł oręż Zmary i wpatrywał się weń, jak w jakieś dzieło sztuki. Minęła chwila, a Miecznik przemówił. Nie, żeby była to jakaś dłuższa wypowiedź, ale zawsze to jakiś „potok” słów. Ciastko począł serią szybkich teleportacji zbliżać się do piedestału. Co on u licha wymyślił? Czyżby teraz chciał podziwiać piedestały z bliska? Przecież nie są takie małe, powinien je dobrze widzieć z daleka… Czy Ty naprawdę jesteś taki głupi? Czemu tak uważasz, przecież wiesz, ile myślałem nad ich konstrukcją! Są piękne. Niestety muszę  Cię lekko rozczarować… Przerwał myśl, bo gdyż ponieważ zakuty w zbroję jegomość, zaczął tańczyć z mieczem i modlić się do piedestału.

     

     

    -Wybacz, ale tylko one nadają się… – odrzekł. Wierzchołek pentagramu uniósł się i zmienił formę. Został wręcz połączony z bronią adwersarza, tworząc coś jakby włócznio-glewio-halabardo-miecz. Przy czym to nie był koniec nowości. Przypalony rozkazał Kosiarzowi czekać, by zmienić efekty specjalne swojej broni, zapewne, by wyglądała bardziej twórczo, jak piedestały Zmary. Czy on Cię nie faworyzuje? Nie. Lepiej powiedz, czy skany się powiodły. Tia. Mamy szczęście, że użył naszych materiałów, inaczej byłoby trudniej. Przynajmniej ma część naszej magii, a to możemy wykorzystać później. Sprawdziłeś aurę? Maka, czy… Maka. Tak. Aura magiczna wysoka, przesyłam parametry ze wszystkich odczytów w tym odczyty „naszej” części broni, wraz z poprzednimi skanami miecza.  Pięknie, koniec z okularami. Potrzebne nam jeszcze tylko parametry fizyczne… Niestety, Zmara był zbyt pochłonięty rozmową, by dosłyszeć monolog Piekielnego, dosłyszał tylko ostatnie słowa, które odbiły się echem w jego głowie.

     

    -Ale niech teraz przemówi za nas nasza broń! – dudniło. Fajny tekst. Oponent skracał dzielący ich dystans. Osiem metrów. Pięć metrów. Dwa metry. Idealnie! Wyskok, odepchnięcie, cios. Zmara kierowany siłą bezwładności, odleciał do tyłu na trzy metry, lecz udało mu się utrzymać na nogach i nie wypuścić broni z dłoni. Zakończono skan parametrów fizycznych. Przesyłanie skończone.

     

    -Nareszcie – szepnął, podczas gdy jego zbroja zmieniła się w esencję, do złudzenia przypominającą niebieskawą mgiełkę i wniknęła do Heaven or Hell. Na twarzy naszego bohatera pojawił się szeroki uśmiech. Teraz może się zabawić.

     

    -Seven Stakes Of Purgatory – powiedział na głos, dokładnie akcentując każde słowo z osobna. W tym momencie wszystkie kołki na arenie, zarówno te odbite, jak i te wciąż wbite w ziemię, zamieniły jasną bielą i zmieniły w wiązki świata, które pomknęły w kierunku Ciastka, który w tym momencie mógł poczuć, jak z dużą siłą został odepchnięty w tył. Miejsce, w którym stał tuż przed chwilą, zajęło siedem dziewcząt, które mogły być w wieku licealnym lub uniwersyteckim. Ubrane były jednakowo, w krótkie, czerwone kamizelki, pod którymi widnieją białe koszule z różowymi krawatami. Pod tą warstwą ubrań, widnieją jeszcze czarne, mocno dolegające do ciała czarne koszulki. Dół ich garderoby zdobiły skąpe spódnice, o dziwnym kroju i nadkolanówki. Kończąc, ich nogi zdobią również długie, zielone kozaki. Różniły się nieznacznie a znakiem charakterystycznym były ich długie włosy, która każda miała innego koloru. Wszystkie stały przed wyprostowanym już magiem i spoglądały na przeciwnika

     

    -Przywitaj się. Oto Siedem Grzechów Głównych. Lucifer, Leviathan, Satan, Belphegor, Mammon, Beelzebub i Asmodeus. Odpowiadają one kolejno Dumie, Zazdrości, Gniewowi, Lenistwu, Chciwości, Nieumiarkowaniu oraz Nieczystości. Są one moimi meblami, odkąd Złota Wiedźma wszczęła pojedynek z pewnym młodzianem. Lepiej jej nie mówić, że jej mebelki mają więcej niż jednego właściciela. No ale cóż, mniejsza ze szczegółami. Dziewczęta, proszę o powrót do dłoni! – wydał rozkaz, zaś mrugnięcie oka później, wszystkie znalazły się w jego dłoni, pod postacią kołków. Ponownie zajaśniały światłem, aczkolwiek tym razem było ono ciemne, mroczne wręcz. Kołki zniknęły, a miast nich pojawiło się sześć pierścieni i jeden medalion. Wszystkie były na swoich miejscach docelowych, po trzy pierścienie na dłoń, od palca wskazującego do serdecznego, zaś wisior zwisał na szyi Przywoływacza.

     

    -Przykro mi przerywać te piękne widoki, ale moje miłe Panie są mi potrzebne w walce. Obiecuję jednak, że pokłonią się na koniec naszego występu – zwrócił się do widowni, a następnie przeniósł skupienie na adwersarza. – A co się tyczy Ciebie, to naprawdę ładny cios. Odwdzięczę się. Shun-po – zakończył i w ćwierć sekundy stał już metr od swego rywala. Szybki zwód, kucnięcie i zamarkowany podbródkowy, który miał tylko odwrócić uwagę przeciwnika, od łańcuchów, którymi oplótł go w pasie, za pomocą drugiej dłoni. Teraz czekajmy na jedno mocne szarpnięcie…


  9. Brr… ten dźwięk był… Nieważne… Scythe wrócił na korytarz, trzymając pokrojony plan pomieszczeń za pomocą magii wydobywającej się z jego rogu. Minął skrzyżowanie ze znakami i skierował się wprost do pralni. Ale to miłe uczucie. Bez nerwów, bez… stresu? Już prawie był w pralni, gdy usłyszał jakiś dziwny szmer. Zignorował to, jednak zapamiętując dźwięk i ruszył dalej. Jego oczom ukazała się ogromnych rozmiarów pralnia z rzędami wysokich pralek, sięgających niemalże pod sam sufit. Rozejrzał się, jednak nie mógł nigdzie spostrzec swoich towarzyszy. Gdzie oni mogą być? Scythe zaczął iść przed siebie, rozglądając się wpierw po suficie, a następnie przypatrując się ścianom i w końcu podłodze. W jednym z miejsc spostrzegł wgniecenie. Nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie to, że było dość mocne i w kształcie kopyta dorosłego ogiera. Tylko jedna osoba miałaby na tyle siły, by to zrobić. Koniec końców wiem, co stworzyłem… Nie, komu pomogłem, tak. To było właściwe określenie. Pomyślał i ruszył ku śladu. Okazało się, że było ich więcej. Szedł tak szukając swej drużyny, jednak skupienie przerwał mu jakiś mechaniczny odgłos.
     
    -UJĘ ZA WSPÓŁPRACĘ – usłyszał głos Thunderlight’a, aczkolwiek bardziej robotyczny. Biały ogier już miał skierować się do źródła głosu, gdy usłyszał krzyk.
     
    -Pomocy! – Kolejny głos, aczkolwiek bardziej piskliwy. Czyj to głos? Aaa, przecież mieliśmy jakąś młodszą klacz w zespole. Vixen… Myśląc to przyspieszył kroku do tego stopnia, że widział już z daleka sylwetki swoich kompanów. 
    W tym momencie zaczęło się dziać coś dziwnego. Doktor poczuł, jak jego wnętrzności zaczynają się unosić. Zresztą jak i on sam. Czyżby nasz architekt bawił się grawitacją? Miło…
     
    -Aaaaaaaarrrrrrrrriiiiiiibaaaaaaaaaaaaaaaaa! – wykrzyczał, by jego głos dotarł do pozostałych śniących, a sam, na ile pozwalała mu na to przestrzeń, skierował się w ich stronę. 
     

     

  10. Według mnie to było... świetnie! Podobało mi się i poznałem sporo pozytywnie zakręconych ludzi. I byłem dźgany Sztandarem Luny. Szkoda tylko, że koniec końców wielu nie dotarło, to było nas chyba z dziesięć osób, więc nie najgorzej. Były blindbagi, naklejki, Stefan, kostka rubika, kalambury, pytania, Stefan, sporo randomu, Sztandar Luny, pielgrzymka do parku, cynamon, szejki... Koniec końców, to było tego całkiem sporo. I Aglet... Większość była pełnoletnia. :3

×
×
  • Utwórz nowe...