Skocz do zawartości

D'jall

Brony
  • Zawartość

    19
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez D'jall

  1. I tak więc ruszyli, ani trochę się nie ociągając. Po przespanej nocy Past Echo czuł się jakby minął miesiąc. Dziwne, prawda? Sporo się wydarzyło w dość krótkim czasie, więc mogło być to zrozumiałe. W jakimś sensie. Wędrówka szła gładko i całkiem sprawnie. Nikt nawet nie narzekał, co było dobre. Echo zastanawiał się właśnie kiedy Minor zacznie coś śpiewać dla urozmaicenia nieco monotonnej wędrówki, gdy drużyna dostrzegła karawanę. Wynikła dyskusja, czy należy nawiązać z nią kontakt i ewentualnie przyłączyć się do niej. - Nie zaszkodzi podejść - wtrącił się szary kuc. - Możemy sporo... hm... zyskać, przy niewielkim koszcie. Marzenie handlowca, można rzec. - Całkowicie nieistotnym szczegółem było to, że przecież handlem się drużyna ta nie zajmowała. Ale kto by się przejmował takimi drobiazgami.
  2. - Dlatego trzeba będzie załatwić przewodnika, czy coś - odparł Echo, gdy Gleinir powiedział o charakteryce pustyni. W sumie towarzysz i spontaniczny lider drużyny miał sporo racji. - Minor, zawsze nosisz przy sobie jakieś instrumenty? - zapytał muzycznego kompana.
  3. Echo usiadł sobie przed ogniskiem tak, aby mniej więcej dobrze widzieć strony książki. - Co zwróciło moją uwagę? Hmm... Może coś zupełnie bez znaczenia, ale jednak zwróciło. Wydaje mi się, że ci nomadzi musieli mieć jakąś pomoc przy tworzeniu płaszcza. Z tego co wiem ich magia była bardziej taka... pierwotna, niż naukowa. Może się mylę, ale takie zaklęcie mogłoby wymagać nieco większego zaawansowania - odparł szary kuc. - Zaś co do tego, co ów płaszcz może skrywać... Może to jakieś podziemne katakumby, albo coś w tym rodzaju. Takie coś jest mniej podatne na czynniki zewnętrzne, niż budynek jako taki. Szczególnie na pustyni, gdzie owe warunki nie są zbyt korzystne. I jeszcze coś. Myślę, że może się to znajdować w pobliżu jakiejś oazy, lub pozostałości po takowej. Religia religią, ale woda do życia jest potrzebna, a budowa mogła trwać długo.
  4. I tak oto rozpoczęła się wiekopomna przygoda, od powodzenia której zależeć będą losy świata! No, albo zaspokojenie ciekawości badaczy. W każdym razie dla pewnej grupy kucyków podróż ta była dość ważna. Echo dreptał sobie obok Gleipnira i wraz z nim przeglądał księgę otrzymaną od Twilight. Dość ciężko było iść z książka lewitującą przed nosem, ale jakoś dawali radę. Zamierzali w kierunku Los Pegasus. Minor Sax zapewne nie wybaczyłby im, gdyby ominęli to miasto. W sumie wypadało tam zajść przed wyprawą na pustynię, chociażby po to aby nieco uzupełnić zapasy i popytać mieszkańców miasta o pustynię. Podczas podróży zatrzymali się jednak, gdy nastał wieczór, aby przy ognisku spożyć jakiś w miarę ciepły posiłek i przedyskutować to co ich czekało. - Gleipuś i co tam sądzisz o informacjach z księgi? - zapytał Echo podczas postoju.
  5. Szary jednorożec zerknął również na treść księgi. Zastanawiał się, czy dałby radę, już na miejscu zlokalizować dokładne położenie magicznego płaszcza maskującego poprzez spojrzenie w przeszłość. I tego, co on może skrywać. Z zamyślenia wyrwały go słowa kompana. - O tak - odparł. - "Pod Piątym Kopytem". Znośne jedzenie i trunki tam mają. I nawet nie rzucają zbyt często nożami i butelkami. - Uśmiechął się radośnie, chyba żartując.
  6. - Los Pegasus, pustynia i pradawna tajemnica - wymienił Echo, który milczał dłuższy czas, wcale nie przysypiając! Po prostu... nooo... milczał. I podziwiał sufit tawerny. - Podoba mnie się to - zacytował słowa usłyszane gdzieś tam, kiedyś tam. Podszedł do Gleipnira, który otrzymał księgę. - Co tam ciekawego piszą? - zapytał i podsunął nos do tomiszcza, aby je powachać. Zapach książek był miły. Słysząc zachwyt Minora wyszczerzył się. - Znam tam świetną spelu... knajpę. Można będzie odwiedzić. Kto wie, może jak popytamy tam, to ktoś będzie wiedział coś ciekawego o tym, co się kryje na pustyni - powiedział z uśmiechem.
  7. - Też myślę, że Hooves ma rację - stwierdził Echo, gdy i on podszedł aby zbadać mapę. - Argumenty ku temu już przedstawiono, więc moglibyśmy najpierw właśnie tam popatatajać. - Zamyślił się na chwilę, wciąż patrząc na mapę. W sumie nie rozmyślał już odnośnie samej trasy, ale na czymś wzrok skupić musiał. - Co do podziału, to myślę że powinny być dwie ekipy. Jest nas tyle, że po rozdzieleniu grupki mniejsze nie będą tak bardzo rzucały się w oczy. Zawsze to coś... a do tego będą na tyle też liczne, że będziemy mogli poradzić sobie z zagrożeniami. Znaczy się, chyba - powiedział.
  8. Past Echo zmarszczył brwi na słowa Hoovesa.- Nie sprecyzowałem, racja. Wybacz. To był pewien jednorożec o imieniu Shining Flame, jeden z największych mistrzów magii związanej z ogniem w Equestrii. Żył jakieś dwieście lat temu, ale może o nim słyszałeś... No dobra, to teraz zabrzmiało nieco dziwnie, ale tak widziałem go. Na tym polega mój talent. Widzę przeszłość, wspomnienia związane z osobami, przedmiotami i miejscami. Przydatne w pracy. - A co, jak się wszyscy chwała tym co potrafią, to i Echo może! Po tym zwrócił się do Deezee. - Nie szkodzi. W tym notesie jest i tak wiele bazgrołów, więc jeden zajączek nie zmienia zbyt wiele. W sumie ładnie narysowany - zarzucił pochwałą.
  9. Szary ogier ruszył rzecz jasna za innymi ba zewnątrz, aby popatrzeć jak robią z siebie błaz... znaczy się, jak dają pokazy swoich nadzwyczajnych zdolności. - Hmm... Interesujące... - stwierdził krótko Echo, gdy kuce się popisywały. Nawet wyciągnął że swojej sakwy notatnik i zaczął w nim coś zapisywać, utrzymując zeszyt jak i ołówek magią. Po chwili zamknął notes i wrzucił go do torby. - Rzadko kiedy widuje się tak... rozwinięte talenty magiczne - przyznał. - Ale żebyście nie poczuli się zbyt dumni i nie popadli w samozachwyt dodam, że historia pamięta znacznie lepszych - dodał ze złośliwym uśmieszkiem. - Sam widziałem, można rzec - powiedział na koniec.
  10. Szary jednorożec odniósł wrażenie, że ktoś wcisnął mu wypowiedź o potworach strzelających czymś z oczy w usta. Tak, jakby te słowa same z nich wyszły, bez kontroli własnej woli kuca. No cóż, zdarza się. Dobrze, że wypił niewiele cydru, bo mogłoby być znacznie gorzej. Milczał przez chwilę, wyobrażając sobie jak gorzej właściwie mogłoby być. Wzdrygnął się na tę wizję. Gdy skończył rozważania, zaczął mówić drużynowy muzyk. Wsłuchał się w jego pieśń i na moment pogrążył się w nostalgii. O, tak... wspomnienia z Akademii tylko w części dotyczyły nauki. Otrząsnął się z myśli o tym, co było. - Gratuluję zaszczytnych wyróżnień i tytułów - rzekł poważnie Echo do Minora. W jego głosie nie było ironii. No, może odrobinę. - Doprawdy wielkie to osiągnięcia. - Wyszczerzył się paskudnie. Jako, że już zaczął mówić, uznał, że powie, co i on ukończył. - Ja zaś jestem absolwentem Canterlockiej Akademii Magii. Osiągnięcia na polu samej magii raczej nie najwyższe, lecz, jak to określali profesorowie "powyżej przeciętnej", cokolwiek miałoby to w ich mniemaniu znaczyć. Ogólnie z magią "radzę sobie". Podczas studiów jednak bardziej skupiałem się na historii i w tej dziedzinie jestem o wiele lepiej wykształcony. Zresztą tego dotyczy właśnie mój znaczej. - Kiwnął głową w bliżej nieokreślonym geście, wskazującym na ozdobiony znaczkiem bok. - Od chwili ukończenia CAeMki, edukuję się, można rzecz na własne kopyto. Zarówno w sztukach magicznych, jak i w wiedzy historycznej.
  11. Gdy temat w jakiś nie do końca zrozumiały dla Echo sposób, zszedł na rodziny członków niedoszłej jeszcze drużyny, wspomniany Echo westchnął cicho. Nie, żeby nie trawił rozmów na takie tematy. Był to dla młodego ogiera temat raczej neutralny. Po prostu jakoś umykało jego rozumowaniu, jakie ma to mieć znaczenie dla ich wyprawy. Oczywiście nie omieszkał tego skomentować. - Nie wiem, jakie ma to znaczenie, ale moja rodzina, w te liczbie rodzice, mieszkają w Canterlocie. I w zasadzie tyle. Nie widziałem ich od dłuższego czasu. To... snoby. Pewnie woleli by, abym siedział w Canterlocie "jak przystało na porządnego jednorożca", zamiast włóczyć się po Equestrii. Tak szczerze mówiąc, to niewiele obchodzi mnie ich zdanie. - Kuc spojrzał na Minor Saxa i wyszczerzył się, słysząc jego prośbę. - Ale tak wyglądasz znacznie zabawniej - zażartował. Mimo to, nie uwolnił nowego kompana. - A tak wracając do dyskusji, pytań i tak dalej... Co was skłoniło do uczestnictwa w tej wyprawie? - zapytał pozostałych. - Gleipnir chce znaleźć kuzyna, a reszta? - dodał.
  12. Tymczasem Echo siedział przy stole, wraz z pozostałymi, lecz w przeciwieństwie do nich milczał. Był właśnie po spektakularnej, tak do dobre słowo, spektakularnej przegranej partii pokera. No ale cóż, zdarza się. Mógł być sobie historykiem, co poprzez wizje poznaje przeszłość, lecz nie sprowadzało się to do przewidywania jakie karty mają konkurenci. Będzie więc musiał zapamiętać i wbić sobie do upartego łba, nie grać w pokera! Znaczy do czasu, aż nadarzy się ku temu okazja. W milczeniu obserwował jak jego nowi towarzysze witają się z fioletową klaczą, która dopiero co przekroczyła próg tawerny. Nie można było odmówić im entuzjazmu. Szczególnie temu, biało-czarnemu, który podszedł do nich i przywitał się jako Minor Sax. Szary ogier uśmiechnął się lekko. Wyprawa mogła okazać sie całkiem ciekawa. Słysząc pytanie Gleipnira, pokręcił tylko głową. - Ja sobie daruję. - Rzucił zielonookie spojrzenie spod czarnej grzywy w stronę Twilight. - skoro inni już się przedstawili, nadszedł czas i na mnie - zaczął. - Past Echo. Lub po prostu Echo. Szybciej i lepiej brzmi. Jestem... wędrownym historykiem. Tak to chyba można nazwać. - Uśmiechnął się nieznacznie.
  13. Ja również jestem przeciwny tworzeniu klas postaci. To zbędne ograniczenie, a ograniczeń nie lubi nikt. Mamy wiele przykładów gier komputerowych i systemów RPG, które są pozbawione tego rozwiązania, a mimo to są bardzo dobre. Zegarmistrz wskazał dobry przykład - Świat Mroku. Do tego podoba mi się koncept nauki zaprezentowany przez niego. Realistyczny, łatwy do ogarnięcia i logiczny. Można będzie wprowadzić także jakiś nauczycieli, którzy odpłatnie by uczyli graczy danych umiejętności. I jeszcze co do samych klas postaci... Z jako takich bym zrezygnował. Ale zawsze możemy stworzyć coś w rodzaju poradnika dla nowych, niedoświadczonych graczy. I najzwyczajniej w świecie opisać jakie umiejętności pasowałyby do archetypów/klas postaci. Jedna osoba mogłaby skorzystać z tej pomocy, niejako gotowej "klasy". Inna, ambitniejsza, mogłaby dobrać umiejętności na własną rękę. A co do pomysłu Nightmare... cóż, nie wydaje mi się aby taka mieszanka odniosła zamierzony skutek. Lepiej skupić się na jednej koncepcji, w tym przypadku na steampunku, niż mieszać ich wiele.
  14. Czytając post Zegarmistrza o "czarnorynkowych" kantorach przypomniało mi się coś, o czym miałem wspomnieć odnośnie podróżowania jeszcze. Związku za bardzo z owymi kantorami nie ma, co prawda, ale nic to. Pisaliśmy wcześniej o długich i niebezpiecznych wędrówkach pomiędzy miastami. Pomysł fajny, ciekawy i tak dalej. Ale... jeżeli ktoś będzie chciał podróżować szybko i bezpiecznie? Dlatego proponuję umożliwić też taką opcję. Coś na zasadzie "szybkich podróży", które nieraz w RPGach występują. W każdym mieście byłby temat z przewoźnikiem, który za odpowiednią opłatą oferuje przewiezienie do innych miast. Oczywiście owa opłata byłaby dość wysoka, z oczywistych względów. Jeżeli kogoś byłoby stać i chciałby wydawać pieniądze, czy inny środek płatniczy, na takie coś to myślę, że warto mu to umożliwić. Ktoś jeszcze wspominał o golemach parowych. Motyw również ciekawy i, jakby nie patrzeć, steampunkowy. I można go powiązać z wcześniejszym pomysłem o "bezpańskich" maszynach na bezludnych terenach. Opuszczone/zagubione golemy? Tylko problemem byłoby to, dlaczego jeszcze działają. No, ale to tylko taka luźna sugestia.
  15. Wybieranie drogi i omijanie terenów narażonych na anomalie wydaje się świetne. Ze względu fabularnego i klimatycznego. Jednak może być ciężkie do zrealizowania. Ale w sumie to zależy od tego, jaką formę miałyby przybrać podróże. Czy w jednym temacie-sesji, czy też gracz musiałby opisywać poszczególne etapy wędrówki w tematach każdej z lokacji, części pustkowi, czy po czym by tam wędrował. Co do "żywych" zagrożeń na pustkowiach. Bandyci - jak najbardziej. Tutaj w sumie mamy spore pole do popisu, bo można stworzyć różne grupy. "Zwykli" rozbójnicy, zdziczałe plemiona kanibali, ekoświry za wszelką cenę usiłujące odwrócić skutki katastrofy i ukarać winnych (czyli każdego w ich mniemaniu) i tak dalej. I co do Iluminatów, których powyżej opisał EverTree... brzmi świetnie, po prostu
  16. Na motyw z artefaktami do używania magii wpadłem zaraz po wysłaniu ostatniego posta. Skoro dwie osoby na to wpadły, pomysł nie może być zły Odnośnie formy magii, zgodzę się z Lemuurem. Magia powinna być sztuką trudną i dość subtelną, a nie nawalaniem kulami ognia w co popadnie. Przykłady Lemuura może do subtelnych nie należą, ale co tam. Ponad to według mnie magie nie powinna być schematyczna. To znaczy nie powinno być z góry określonej liczby i formy zaklęć. "Magia" powinna być po prostu energią, której formę nadaje sam mag. To daje spory popis dla wyobraźni i inwencji graczy. Oczywiście tego, aby owe popisy nie przerodziły się w coś za bardzo... wybujałego, pilnować musieliby MG. Spalona ziemia i mutanty, o których pisał RedSky... hmm... świat podzielony na "miasta-państwa" oddzielone pustkowiami pełnymi anomalii magicznych (pozostałości po katastrofie) i mutantami z tychże? Dzięki owym anomaliom teoretycznie magowie mogliby być na pustkowiach silniejsi, ale sama magia z kolei mogłaby być bardziej chaotyczna. Czyli nie wiadomo, czy zaklęcie się uda i mag rozpali ognisko, czy też zamieni się w kurczaka. No i skrajnie niebezpieczne mutanty, co raczej odstraszałoby magów, którzy mieliby ochotę zamieszkać na pustkowiach. Do tego na pustkowiach dałbym też jakieś ruiny, w których można by znaleźć artefakty sprzed katastrofy. Cenne i niezmiernie trudne w zdobyciu. Niekoniecznie magiczne. I jeszcze odnośnie magii jako paliwa. Wizja piwnicznych "bimbrowni" magii wymiata
  17. Temat zainteresował mnie, gdyż miałem do czynienia ze sporą ilością pbf'ów, w znacznej mierze od strony "technicznej". Głównie były to pbf'y kameralne, skupiające się na rozgrywce dla kilku-kilkunastu osób. Po prostu taki typ wolę, według mnie panuje na takich lepszy klimat. No, ale do rzeczy. Propozycja steampunka w targanym konfliktami i katastrofami świecie podoba mi się. Steampunk sam w sobie jest fajny, podobnie jak klimaty postapokaliptyczne. No i wspomniany przez poprzedników mrok. W samej fabule skupiałbym się na intrygach, spiskowaniu i kombinowaniu, zamiast na czystej akcji i rowałce. I taka propozycja... Lemuur wspomniał, że "powinna" być tam magia i technologia. Technologia to wiadomo - niejaki znak firmowy steampunka. Technologię ukazałbym w takim pbf'ie jako bardziej dostępną i akceptowalną, niż magia. Powód niechęci społecznej do magii i magów, mógłby być taki, iż to oni byli bezpośrednio, lub pośrednio odpowiedzialni za zdewastowanie świata. To by utrudniło nieco grę postaci-magów, jak i uczyniło ją ciekawszą. A i jeszcze miałem wspomnieć o mechanice. Według mojej skromnej opinii powinna być ona ograniczona jak tylko się. Tak, aby tylko można było stwierdzić czy dana postać jest w stanie poradzić sobie w danej sytuacji, ale bez zbędnych statystyk. Chodzi mi głównie o to, aby akcja, ewentualna walka, czy jakiekolwiek inne działanie było opisem gracza, pokazem jego inwencji twórczej i zdolności literackich, a nie ślepym podążaniem za cyferkami w karcie postaci.
  18. Czarna Żmija (ang. Blackadder), to cykl brytyjskich miniseriali komediowych, produkowanych przez telewizję BBC w latach 1983-1999. Wątek fabularny wszystkich czterech sezonów (po sześć odcinków każdy) opowiada o losach przedstawicieli tytułowego rodu Czarnych Żmij. Każdy sezon rozgrywa się w innej epoce. Pierwszy sezon rozgrywa się w średniowiecznej Anglii, rozpoczynając się od roku 1485. Akcja drugiego ma miejsce w latach panowania Elżbiety I. Trzeci sezon pokazuje nam losy Czarnej Żmii u schyłki wieku XVIII i na początku XIX wieku, w okresie zwanym regencją. Ostatni sezon zaś to okres I wojny światowej. Ze względu na takie a nie inne czasowe rozmieszczenie opowieści o dziejach rodu Czarnych Żmij, obserwować możemy różne wydarzenia z historii Anglii w nieco odmiennej wersji, niż znamy to z historii. Całość oczywiście ocieka wręcz brytyjskim humorem, głównie w wykonaniu znanego i lubianego Rowana Atkinsona, który ponad to grał chociażby w takich filmach, jak Johnny English, czy seria Jasia Fasoli. Jako ciekawostkę dodam, że w serialu gra także Hugh Laurie w całkowicie odmiennych rolach od Dr Housa. I cóż mogę więcej napisać? Słyszał ktoś o tym? Może oglądał? Jakie macie o tym opinie? Mi osobiście do gustu najbardziej przypadł sezon drugi. W dalszej kolejności, wedle mojego uznania, byłby czwarty, trzeci i na końcu pierwszy. I na koniec jeszcze kilka cytatów, aby post wydawał się dłuższy. "Cudowna rzecz ta demokracja. Weźmy taki Manchester: Sześćdziesiąt tysięcy ludzi, a mają trzy głosy." - Czarna Żmija o polityce osiemnastowiecznej Wielkiej Brytanii. Wówczas obowiązywał wysoki cenzus majątkowy, by mieć prawo głosu. "– To kogo oni wybierają w tych wyborach? – Jak zwykle tych samych: grubi torysi zostają członkami parlamentu, jak osiągną pewną wagę; zwyrodniali rewolucjoniści, co myślą, że jak trochę popracują, to im się należą pieniądze. Jak zwykle ten sam bajzel. Bubki na górze, plebs na dole, a ja między nimi ciągnę ze wszystkich, ile się da kasy." - Czarna Żmija do pani Miggins o polityce. "– Następnie? Karany sądownie. – W żadnym razie. – Przecież będziesz członkiem Izby Gmin. Napiszę chociaż defraudacja i zboczenia seksualne." - Czarna Żmija wypełnia w imieniu Baldricka formularz kandydata w wyborach parlamentarnych. "– Jakaż jest twoja definicja psa? – Nie kot." - Czarna Żmija i Baldrick.
  19. Dzisiejszej nocy po raz pierwszy miałem sen, w którym występowały kuce. No... prawie występowały. Dlaczego "prawie? Odpowiedź poniżej. Przyznam, że zwyczajnie nie pamiętam szczegółów. Mimo to, postanowiłem opisać to co pamiętam jako, że to mój pierwszy taki sen. Akcja snu działa się na terenie lasu. Lub naturalnej formy drzewiastej, do lasu bardzo zbliżonej. Był sobie strumyk, jakaś nieduża chatka, a słońce prześwitywało przez liście. Ogólnie sceneria całkiem malownicza. Ja zaś przebywałem w czymś w rodzaju dużego namiotu. Który był równocześnie... hmm... określiłbym to mianem dziwacznego środka transportu. Taki namiot, który się porusza. Był całkiem spory, więc mieściło się w nim kilka istot. Ja, oraz kilka kucyków. Tyle, że nie "widziałem" ich. Znaczy się widziałem, ale nie dostrzegałem wizualnego podobieństwa do kucyków. Ich forma była raczej bardzo niesprecyzowana. Jednak czułem ich kucykową obecność. Nie "widziałem" ich jako kuce, lecz "czułem" ich tak. Czułem także, że są to postacie znane mi. Na pewno wiem, że odczuwałem obecność Celestii. Sama akcja snu była dość niejasna i zagmatwana. Tak więc, ja oraz koniowata zgraja mieliśmy być obserwatorami konfrontacji jakiegoś leśnego licha (które z jakiś przyczyn kojarzyło mi się z Tomem Bombadilem z "Władcy Pierścieni") z jakimś tam innym nieistotnym stworkiem. Samej konfrontacji nie doczekałem, gdyż się obudziłem, lecz jak przez mgłę pamiętam dość ciężką atmosferę oczekiwania i spekulacje jak ona miałaby przebiegać i jaki będzie jej wynik. I w zasadzie tyle. W sumie najciekawszym była nie tyle akcja, co mentalne wyczuwanie obecności kuców. Niesamowicie głębokie i żywe uczucie, które zdarza mi się w snach dość często, lecz nigdy się nie nudzi.
  20. D'jall

    Ulubione Potrawy !

    Zacny temat, więc trzeba się wypowiedzieć. Wszak odżywianie się to jedna z podstaw biologicznego życia, a dobre jedzenie jest dobrem bo jest dobre. Wytypowanie jedynej i ulubionej potrawy jest raczej niemożliwe. Wiele jest dobrych i lubianych, więc, podobnie jak powyżsi, wypisze kilka. Dzięki temu post będzie dłuższy i przez to wydawać się będzie bardziej "profesjonalny". Aby zachować jako taki porządek, potrawy podane będą w kolejności od dania pierwszego, do drugiego. A na końcu umieszczę "inne", czy fast foody i takie tam. Tak więc, potrawy zaliczające się do "dania pierwszego", czyli zupy: - Grochówka: Absolutny faworyt spośród zup. Szczególnie z dodatkiem dużej kromki chleba z masłem. Danie smaczne, pożywne i syte jak mało co. Najlepsze jest podczas przerw w czasie jakiś wypadów turystycznych, na kajaki, czy jachty. - Rosół: Tego, rzecz jasna, nie mogło zabraknąć na takiej liście. Typowo "niedzielne" danie. Smaczny, pożywny, ale jak dla mnie niezbyt syty. Mimo to nie ma nic lepszego, niż talerz ciepłego rosołu po powrocie z tygodniowego biwaku, gdzie jadło się tylko zupki błyskawiczne zalewane zimną wodą. - Ogórkowa: Sam nie wiem dlaczego tak bardzo mi smakuje ta zupa. Tak po prostu. Smaczna i tyle. Podobnie jak grochówka, lubię ją z dodatkiem kromki chleba z masłem. Tyle zup wystarczy, teraz kilka dań bardziej "stałych". - Kotlety schabowe i mielone: Oczywiście z dodatkiem ziemniaków i sałatki. Tutaj chyba wyjaśniać nie trzeba. Kotlet to kotlet. - Pierogi ruskie: Czasami nachodzi mnie taki stan, że mógłbym odżywiać się tylko nimi. Są tak dobre, że aż nie wiem co pisać. Dobre! - Spaghetti: O, tak, mało co może zastąpić talerza pełnego makaronu z mięsem mielonym i sosem, posypanym startym serem. Pochwalę się, że osobiście robiłem to danie tyle razy, że doprowadziłem jego smak do perfekcji. I teraz jeszcze kilka dań "innych". - Fasolka po bretońsku: Sama w sobie jest dobra i syta, a jak się ją osobiście doprawi to jest jeszcze bardziej smaczna. Polecam podczas podgrzewania jej wrzucić do garnka kilku kawałków sera żółtego. Wydaje się niedorzeczne, ale efekt jest... ciekawy. - Kebeb: To raczej nikogo nie dziwi. Nie ma to jak zjeść kebaba w okienku pomiędzy zajęciami. Podstawa żywieniowa niejednego studenta. - Pizza: Też raczej pozycja nie dziwna. Pizza jest dobra, bo jest dobra. W niemalże każdej formie i z każdymi dodatkami. I tyle. Wielu dań pewnie nie wymieniłem. Po prostu nie przyszły mi teraz do głowy. Ogólnie to lubię kulinarne eksperymenty, jak i sam coś czasem dobrego przygotować, więc takich "ulubionych potraw" jest dużo więcej, niż na tej liście.
  21. Opcja przeszukiwania forum nie znalazła tematu bezpośrednio traktującego o tym serialu, co jest karygodne. Postanowiłem więc to zmienić. A przez tom że ty (tak, właśnie TY!), nie pomyślałeś o założeniu takowego tematu Król Julian obrzuca cię hańbą! "Pingwinów z Madagaskaru" nikomu raczej przedstawiać nie trzeba. Jednak tym, którzy ostatnich kilka lat spędzili w betonowym bunkrze bez dostępu do telewizji, czy Internetu, należy się krótki opis. Wszak zasłużyli. Życie w bunkrze do łatwych nie należy. Tak więc, "Pingwiny..." to serial animowany, który swoja premierę miał na kanale Nickelodeon, później zaś zaczęły go emitować także inne stacje. Produkcją zajmuje się bodajże DreamWorks. Po tej garści nieistotnych informacji, na które i tak nikt nie zwróci uwagi, pora przejść do fabuły. Opowiada ona o czwórce pingwinów z nowojorskiego zoo. Są to wyszkolenie komandosi i tworzą one oddział do zadań specjalnych. Serial opowiada o ich przygodach podczas misji, często kompletnie absurdalnych. W skład "jednostki", jak wspomniano, wchodzą cztery pingwiny. Skipper, który jest dowódcą. Jego brak zaufania do osób spoza oddziału graniczy z paranoją. Kolejny nazywa się Kowalski. Oddziałowy naukowiec i uczony. Taka pingwinia wersja Twilight w wersji hard. Trzecim członkiem oddziału jest Rico, specjalista od demolki i... ee... zaopatrzenia. Najmłodszy stażem i wiekiem jest Szeregowy. Jak na prawdziwego komandosa przystało lubi kucyki i słodycze. Prócz oddziału w serialu występują także inne postacie, zarówno przyjaciele, jak i wrogowie. Do najbardziej znanych należy wspomniany wcześniej Król Julian - samozwańczy król lemurów (i wszystkiego innego), jego doradca Maurice, oraz podnóżek Mort. Tak więc zapraszam do dyskusji. Które postacie lubicie? Które nie? Dlaczego? I tak dalej, i tak dalej.
  22. D'jall

    UFO, Kosmici

    Śmieszą mnie nieco teksty w stylu "Wierzę w UFO". Bynajmniej nie z powodu samej wiary, ale raczej z racji na formę. Każdy chyba wie, że UFO to skrót od "unidentified flying object", czyli "niezidentyfikowany obiekt latający". Takim czymś może być, no nie wiem, dziwna chmura, czy też starożytny chiński wynalazca, który wystrzelił się w powietrze na krześle z przymocowanymi doń "rakietami". Coś co lata, ale nie wiemy co to. Ale tak do tematu. Osobiście wierzę w istnienie cywilizacji pozaziemskich. W liczbie mnogiej. Powód ten sam, jaki u większości - statystyka. Wszechświat jest zbyt wielki, zbyt wiele z nim galaktyk, gwiazd, planet itd. To, byśmy istnieli tylko my wydaje się wręcz absurdalnym marnowaniem miejsca. Co do zaś rzekomych odwiedzin Ziemi ze strony obcych... Nie wykluczam tego, ale również nie jestem jakimś zagorzałym zwolennikiem takich teorii. Istnieje wiele zeznań, rzekomych dowodów i spekulacji, które są ciekawe, ale wcale nie muszą być prawdą. Chociaż miło by było żyć w czasach pierwszego kontaktu z jakaś obca cywilizacją o pokojowych zamiarach.
  23. D'jall

    Star Wars, Dude

    Skoro taki temat powstał, trzeba się wypowiedzieć. Z Gwiezdnymi Wojnami zapoznałem się dzięki koledze. To było już kilkanaście lat temu, dokładnie nie pamiętam ile. Owo "zapoznanie" przybrało formę spędzania dni na graniu wraz z owym kolegą na Nintendo 64 w grę zwaną Star Wars: Rogue Squadron. Nie muszę chyba mówić, że zapoznanie to nie należało do zbytnio szczegółowych. Kolejny kontakt miał miejsce gdy dorwałem jeden z komiksów Star Wars. Właściwie zupełnie przypadkowo, dostałem go od wujka. W owym zeszycie było kilka opowieści, m.in. zatytułowana "Misja Lorda Vadera", oraz jedna, której tytułu nie pamiętam. Opowiadała o historii najemnika, wynajętego przez imperium, do warty na planecie gdzie zsyłano więźniów. Owa planeta zamieszkiwana była przez istoty, które za dnia przybierały formę posągów pięknych kobiet, zaś nocą stawały się meduzo-pozobnymi potworami. Trochę dziwne, ale cóż... Pierwszy kontakt z filmami miał miejsce, gdy Polsat po raz pierwszy wyemitował Nową Nadzieję. Nagrałem sobie ten film na kasetę VHS, podobnie jak pozostałe, które zostały wyemitowane. Tak, droga młodzieży forumowa, wtedy jeszcze używano takich archaicznych nośników. Starą Trylogię obejrzałem w ten sposób sporo razy, podobnie jak Nową. Na Atak Klonów i Zemstę Sithów wybrałem się nawet do kina. Od tamtej pory całość Sagi obejrzałem wiele razy, nawet tego nie liczyłem. Później doszły do tego gry i książki. Pierwszą książką z tego uniwersum, która przeczytałem, był Wektor Pierwszy. Późniejsze potoczyły się lawinowo. Co do gry, to nie jestem pewien (nie licząc wspomnianego Rouge Squadron). Do tego doszły niezliczone artykuły na stronach o SW, kilka komiksów... Teraz krótko o faworytach. Z filmów ciężko mi cokolwiek wybrać. Nowa Trylogia nieco gorsza od Starej, ale wciąż niezła. Ale konkretny film, według mnie najlepszy, ciężko mi wskazać. Wszystkie były dobre! Z książek najbardziej do gustu przypadła mi trylogia Dartha Bane'a, czyli Droga Zagłady, Zasada Dwóch i Dynastia Zła. Z gier zaś bezapelacyjnie faworytami są obie części KotOR'a. Przyznam, że druga część niego bardziej mi się podobała, a to ze względu na postać Kreii i klimatyczne rozmowy z nią. Faworytami pośród postaci są głównie Sithowie. Sidious, Revan, Nihilus, Sion, Bane, Vader, Traya... nie sugerujcie się kolejnością. O kilku może nawet zapomniałem. I teraz krótko odnośnie moich odczuć względem Mocy, tak odnośnie dyskusji, która miała tutaj miejsce wcześniej. Ja "stoję" zdecydowanie po Ciemnej Stronie. Jest bardziej pociągająca, klimatyczniejsza, daje dostęp do ciekawszych umiejętności, a jej najsłynniejsi użytkownicy - Sithowie, mają ciekawsza historię. Poza tym, jeżeli zagłębić się w ich filozofię mi historię niektórych z nich można dojść do wniosku, że Sith wcale nie musi "być zły". Co do Jasnej Strony... cóż... Ujmę to tak. Grając któryś tam raz w KotOR'a chciałem przejść go po Jasnej Stronie. Ale jakoś nie mogłem się przemóc, aby wybierać jej opcje, więc skończyło się jak zwykle :/ I jeszcze krótko odnośnie planowanej kolejnej Trylogii. Z początku miałem nieco mieszane uczucia, gdy usłyszałem o wykupieniu praw autorskich przez Disney. Ale teraz myślę, że nie będzie tak źle. W końcu nie da już stworzyć większej abominacji niż TO. PS: I też proszę o wpisanie na listę.
  24. Uczestniczyłem już w niezliczonej ilości sesji RPG, ale w kucykowej jeszcze nie. Co mi tam. --- Imię: Past Echo, lub po prostu "Echo" Opis wyglądu: Echo jest, rzecz jasna, jednorożcem. Blado-szary róg wyrasta z jego równie szarego czoła. Reszta ciała również jest tej maści. W pewnym sensie nijakiej, ni to ciemnej, ni to jasnej. Neutralnej. Tak przynajmniej lubi to określać sam Echo, gdy najdzie go specyficzny, filozoficzny humor. Czyli dość często. Grzywę ma długą, czarną, bujną i z lekko zakręconym włosiem. Utrzymuje ją tylko w takim porządku, aby nie przeszkadzała mu, przez co nie prezentuje się ona zbyt dobrze. Można by rzec, wygląd jego jest zupełnie i całkowicie przeciętny i absolutnie niewyróżniający się. Byłoby to jednak pewne nagięcie prawdy, gdyż kolor jego oczu jest dość niespotykany. Są one jaskrawo i jadowicie zielone. Znaczek jest raczej zwyczajny i przedstawia małą klepsydrę. Z piaskiem przesypanym w całości do dolnej komory. Często nosi gruby płaszcz z głębokim kapturem. Bynajmniej nie dlatego, że lubi sprawiać wrażenie tajemniczego. Po prostu podczas swoich wędrówek często zmuszony jest podróżować podczas nieprzyjemnej pogody, a taki płaszcz całkiem nieźle przed nią chroni. Doświadczenie/Początkowa moc magiczna: Past Echo przez wiele lat swojej młodości uczył się magii, a jakże, w Canterlocie. Ukończył tamtejszą akademię z całkiem przyzwoitymi wynikami, przez co nie ustępuje w znajomości popularnych zaklęć innym absolwentom tejże uczelni. Jednak posiada także wyjątkowy talent, który oczywiście ma związek z jego znaczkiem. Talent ów dotyczy magii związanej z czasem. Bynajmniej nie umożliwia mu to podróży w czasie, przewidywania przyszłości i tym podobnych cudów. Echo po prostu potrafi dostrzec minione wydarzenia, które działy się w danym miejscu. Strzępki obrazów, rozmów, swoiste "echa" przeszłości. Panuje on co prawda nad tą mocą, lecz zdarza się, iż owe "wizje" są całkowicie spontaniczne, szczególnie, jeżeli w danym miejscu wydarzyło się coś, co wywoływało potężne emocje pośród uczestników tych zdarzeń. Krótka historia: Echo urodził się, oraz wychował w Canterlocie. Lecz od źrebięcia dobrze wiedział, że nie pasuje do otoczenia. Po prostu źle się czuł w stolicy. Mimo to grzecznie spełniał oczekiwania rodziców. Dostał się do Canterlockiej Akademii Magii i rozpoczął w niej naukę, co właśnie "spełniało oczekiwania" rodziny. Późniejsze lata spędził na nauce i próbie odkrycia swojego specjalnego talentu. Niestety, nie mógł zdobyć znaczka dość długo. Właściwie w swojej klasie uzyskał go jako ostatni. Uważa jednak, ze warto było czekać. Stało się to podczas lekcji dotyczącej historii magii Equestrii. Jako jeden z nielicznych Echo nie zasypiał, lecz wsłuchiwał się w, z pozoru nudny, głos nauczyciela. Pomyślał wtedy, że wspaniale byłoby być świadkiem wydarzeń, o których opowiadał nauczyciel. I ta myśl pochłonęła go. Nie mógł skupić się na niczym innym, przez co jego wyniki w nauce pogorszyły się. Wiele godzin spędził w bibliotece szukając odpowiedzi na pytania, których sam do końca nie znał. Natrafił na niejasne wzmianki o zaklęciach umożliwiających wejrzenie w przeszłość. I postanowił znaleźć sposób, aby je rzucić. Całe miesiące poszukiwań i treningów w końcu się opłaciły. Zaklęcie, które uznał za właściwe, było trudne, lecz wierzył w swoje siły. Udało mu się je rzucić właściwie tylko dzięki szczęściu. Przez krótki moment ujrzał widmową postać innego jednorożca, który tak jak on, uczył się w Akademii. Wiele lat przed nim. Wtedy też poczuł TO uczucie na boku. Nigdy wcześniej tego nie doświadczył, ale nie można tego pomylić z niczym innym. Na jego boku pojawił się znaczek. Klepsydra, której piasek przesypał się w całości. Symbolizująca to, co minęło. Po ukończeniu Akademii Echo postanowił zająć się badaniem historii Equestrii. Miał w końcu do tego doskonałe predyspozycje. Tak więc opuścił Canterlot i rozpoczął niekończącą się podróż, aby ujrzeć jak najwięcej. Niedawno trafił do małego miasteczka Ponyville. Z pozoru niczym nie wyróżniającej się osady, jakich wiele. Przybywając tam odwiedził oczywiście bibliotekę i tam wymienił kilka słów z Twilight Sparkle. Jego zdolność wyczuwania echa przeszłości od razu powiedziała mu, ze ta klacz miała spory wpływ w najnowszą historię Equestrii, więc postanowił ją obserwować. Przedmioty: - Sakwa, w której nosi poniższe przedmioty. - Notatnik, w skórzanej okładce, w którym Echo prowadzi zapiski ze swojej podróży - Kilka ołówków. Są praktyczniejsze od piór - Wspomniany wcześniej płaszcz - Trochę pieniędzy - Skromny prowiant w postaci sucharów, suszonych kawałków jabłek i manierki z wodą --- Mam nadzieję, że taka moc magiczna przejdzie. Wydaje mi się dość klimatyczna i odpowiednia do tego typu sesji
×
×
  • Utwórz nowe...