-
Zawartość
1875 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
16
Wszystko napisane przez Po prostu Tomek
-
Cóż. Odpowiedź brzmi nie. Widziałeś menorę?
-
(Drobna pomyłka, bo mnie chodziło dokładnie o korbacz. Rodzaj bata.) Kuce. Glewia czy halabarda?
-
Tak. Widziałeś imadło?
-
Pan Wątek. Piecmejker.
-
Tak. Lubisz być w posiadaniu rzeczy powszechnie uznanych za starocie?
-
Nie i nie. Masz magnetofon?
-
Niezrozumienie. Korbacz czy lamia?
-
Nie wiem, weź coś na uspokojenie. Jako lekarz polecam cyjanek potasu. Medyk. Łeb mnie boli.
-
Jeżeli panowałby w nim jedynie słuszny ustrój oparty na równości i szeroko pojętej sprawiedliwości, to czemu nie? Co byś zrobił gdyby w wyniku działania mrocznych sił przerzuciłoby cię do Equestrii jako antagonistę?
-
Element Bezprizornej.
-
Powinienem być martwy. I nawet martwiłem się, że tak jest w rzeczywistości. Jednakowoż, lepiej dla mnie, iż się tak nie stało. Za to straciłem Towarzysza Sobowtóra, moje oficjalne drugie wcielenie. Odbijanie góry nie bedzie już takie łatwe. Ale nic to! Bo oto na szczycie znajduje się tylko jeden cholerny dzieciak. Nie deliberując zatem sam ze sobą długo nad następnym krokiem wspiąłem się na górę. Postanowiłem, iż najlepiej będzie zaprosić cię do konsoli na jakąś gierkę. Gdy podszedłeś, przylutowałem ci w japę swoją dębową laską z granitową gałką. Ty padłeś na glebę, a ja wezwałem karetkę, by zjawiła się u podnóża. Zostawiłem cię tam, a samemu ponownie zawitałem na wierzchołku. Oczywiście mojego leżaka już tam nie było, cholerne złodziejstwo. Zatem na stojąco ogłaszam z cicha, ze góra jest moja.
-
W poszukiwaniu harmonii - [zabawa] sesja RPG (Drużyna idąca po jedzenie)
temat napisał nowy post w Sesje z Pinkie Pie
Grim Cognizance poddał się spokojnie przewodnictwu jednorożca, zwyczajnie podążając za nim przez karczmę. Dopóki nie wyszli, rozglądał się ciekawie na boki. Z jednej strony interesowało go miejskie życie, bo jeno kilkakrotnie był w Stalliongradzie, a z drugiej warto byłoby zapamiętać szczegóły otoczenia. Zwłaszcza skupił się na wejściu do podziemi. Gdy uznał, że zapamiętał co trzeba, oddał się typowemu zwiedzaniu. Słuchał, przechodząc mimo, zacnych pieśni trubadurów opiewających dawno minione dzieje. Okupacja jakby odarła ich pieśni z pewnej ledwo wyczuwalnej otoczki. Kucyk sam nie wiedział jakiej, lecz czuł podświadomie, że coś zanikło. Część utworów znał jeszcze z dawniejszych, spokojniejszych czasów. Niestety nie mógł zapoznać się dokładnie z repertuarem otaczających go pieśniarzy. W karczmie było cokolwiek głośno, a ponadto obowiązki wzywały do zajęcia się innymi, ważniejszymi sprawami. Wkrótce on i pozostała dwójka opuściła przytulną oberżę. Przejście z ciepła sali w zimną ulicę wywołało dreszcze, zresztą nie tylko u niego. Widocznie Yellow odczytał nieco inaczej sygnał, albowiem zaraz począł uspokajać go samego i Wiktora. Grim prychnął z cicha. Nie miał doświadczenia bojowego, lecz nie bał się straży. Kiedy tylko ponownie ruszyli w drogę raz jeszcze zaczął uważnie rozglądać się po okolicy. Oczywiście ponownie z dwóch powodów. Szukał charakterystycznych punktów, które mogłyby później pomóc w zorientowaniu się w przestrzeni. Mimo iż dzielnica nie była zbyt bogata dało się wyczuć, że przemierzają ulice ważnego miasta. Nie było tu znanych nawykłemu do wsi oku słomianych dachów czy zwykłej, drewnianej zabudowy. Owszem, domy może z drewna, ale wszystkie pomalowane. A i ozdób nie brakło wokół. Fontanny, w których przyjemnie szemrała woda, albo sprawiające dziwnie ponure wrażenie puste piedestały. Grim przypuszczał, że stały tam kiedyś pomniki, które nie przypadły do gustu nowej władczyni. O tym, że cała sceneria nie jest naturalna przypominały pojawiające się co jakiś czas patrole. Zawsze jednak trio rebeliantów ostrzeżone zawczasu światłem czy dźwiękiem zdołało uniknąć niechcianego spotkania. Ciemnordzawy ogier zdumiał się. Pomimo nieciekawej sytuacji, rontów krążących po ulicach czy po prostu ciemności życie toczyło się dalej swoim rytmem. Jakby nic się nie stało. Na krótką chwilę złość na gnuśność mieszczuchów porwała ogiera, lecz rychło minęła, przekuta w smutek. Przecież oni mają rodziców, dzieci, które muszą chronić. Nie wszyscy mogą porwać za broń i przepędzić precz nieprzyjaciela. Zaraz zresztą Grim doszedł do wniosku, iż wie, dlaczego tak jest. Bo oto po bliżej nieokreślonym czasie Yellow, Wiktor i on sam wkroczyli do bogatrzej części stolicy. Od razu wywarła ona silne wrażenie na nieobytym kucu. Tak silne, że aż było to widać. Nawet nie zwrócił zbytnio uwagi na strażników przy bramie, tak był zafascynowany perspektywą odwiedzenia tego miejsca. Nie mógł powstrzymać się przed przeliczaniem pod nosem pełnych przepychu domów czy dzieł sztuki na żywność, ubrania, narzędzia... Mina mu jednak zrzedła kiedy spojrzał w stronę pomnika Nightmare Moon, uzurpującej sobie prawo do władzy nad całą Equestrią. Nie to było jednakowoż przyczyną tej zmiany nastroju. Brama. Nie, to złe słowo. To była prawdziwa góra z żelaza oraz kamienia. Ujrzał wzmiankowane dzieło architektury obronnej, zrozumiał dolę mieszkańców i cień strachu padł na jego prostą duszę. Jak, do jasnej cholery, mają zdobyć tego molocha, mając za sobą garstkę zapaleńców? Dopiero teraz uświadomił sobie w pełni, na co porwał się, gdy dołączył do wyprawy. Nieświadomie potrząsnął głową. Nie mogą, ON nie może, poddać się na widok murów. MUSI być jakiś sposób. - Musi... - wyszeptał bardzo cicho. Przełknął ślinę i odchrząknął. - Dobra, to teraz szukamy domu Wiktora. Nie ma co zwlekać. - rzekł do pozostałej dwójki pewniejszm już głosem. Nagle do głowy przyszło mu by dopowiedzieć - Przecież noc nie potrwa wiecznie. -
Atak na dygnitarza państwowego karany jest łagrem. Wybacz, Pinkie. Podaję dalej.
-
Eliksir Burżujstwa, jego posiadacz po wypiciu nabywa dokładnie tą samą moc, co mityczny król Midas. Fragment całunu, ikona, zawleczka od granatu, benzyna i śrubka.
-
Element Krzywoustego.
-
I nalot! No, piloty, dzięki za pomoc! A, tak przy okazji, moja góra.
-
Allahu Akbar! Moja (a raczej tego co ze mnie zostało) góra.
-
Porwałem ten helikopter strasząc załogę trzema nabojami do SWD, które na szczęście miałem w dłoni. Tylko, że ja nie potrafię latać! Straciłem panowanie nad sterami, pojazd począł wyczyniać dzikie powietrzne podrygi, po czym uderzył w szczyt góry. Ledwo żywy wytaszczyłem się na zewnątrz. Nie wiem, gdzie jesteś i czy w ogóle żyjesz, więc uważam, że góra jest moja.
-
Zdenerwowałem się, że ubrudziłaś moją górę tym keczupem, w efekcie zrobiłem użytek z SWD. Nie zabiłem cię, niestety, lecz pocisk uwiązł w twym ramieniu, a ty sama straciłaś równowagę i stoczyłaś się z góry. Ja natomiast rozłożyłem sobie raz jeszcze leżaczek na szczycie.
-
Otrzymałaś tak zwany Eliksir Metra. Jedna kropla jest ekwiwalentem ponad pół megatony, a efekty uboczne są gorsze i znacznie szybsze niż działanie standardowego promieniowania. A ja sobie zmieszam te dwa, Eliksir Metra i Eliksir Samotności.
-
Ja widziałem Reksia, pomysłowego Dobromira, Bolka i Lolka... i Laboratorium Dextera, i Scooby Doo i inne mózgotrzepy.