-
Zawartość
1875 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
16
Wszystko napisane przez Po prostu Tomek
-
Ban bo wasz zakon stanie w opozycji do mojej czerezwyczajki, Gandziu. Derpy jest moja! I kolejny ban, bo nie wiem o co pani chodzi.
-
Popatrzyłem na klacz z aprobatą. Też nie lubiłem tego miejsca. *** Rozejrzałem się w poszukiwaniu jakichś mniej reprezentacyjnych korytarzy, schodów w dół czy miejsca z większą ilością strażników. W tym samym czasie zerknąłem, kto dziś przyjmuje poddanych.
-
Homo Sovieticus. USA czy ZSRR?
-
Ban bo pomogę DeDanielosku! Ze mną nie zginiesz! I drugi ban dla pani powyżej. Niech ma.
-
Ban bo gratuluję 400. posta, towarzyszu Gandziu.
-
Tak. Masz puszkę z mięsem?
-
DeDanielosek - Ban bo oby nie. I feel deep hatred towards her.
-
I say Blueblood...
-
Ban bo ja.
-
- Nie do końca o to mi chodziło, ale niech ci będzie. Podreptałem do zamku, mając głęboką nadzieję, że wszystko się uda. No i że Dustowi nic nie będzie. Postanowiłem pilnować go jak oka w głowie.
-
- No, to już było lekko chamskie, obywatelu. Nikogo nie zabiliśmy. I nie uważam was za bezmózgów. Dowodem jest fakt, że tkwicie za murami ufortyfikowanego miasta. - odparł przez megafon Kupała. - Nawet nie zacząłem tej wojny. Po czym odjechał nie odwracając się nawet. Nie to nie, chciał po dobroci. Wrócił na wyjściowe stanowisko. Postanowił wysyłać jednostki według planu, ale dopiero po uzyskaniu wyników zwiadu. (Nie, że Changea jest mała. To my mamy pojazdy po prostu.)
-
Ban bo taki spaaaam.
-
A wyłamię się. Powieści socrealistyczne. Młot czy miecz?
-
Marionetka na sznurkach.
-
(Dzięki za objaśnienie, Nightmare. Przyda się. Swoją drogą, wojenny opis w cholerę, bo jak to bez ponurych równin.) Armia Czerwona zatrzymała się około 20 kilometrów od granicy, już po changeańskiej stronie. Po dojściu niedaleko pierwszego miasta rozpoczęli przygotowania bojowe. Komisarz rozkazał przeprowadzić zwiad lotniczy i pieszy, cały czas z kontaktem radiowym. Po chwili wziął do ręki megafon i samotnie podjechał pod mury. - Obywatele tej osady! Przybywamy jako wsparcie dla niejakiego Gandzi, od niedawna cara Sombralandu! Nie zamierzamy jednak siać tu śmierci i zniszczenia! Przychodzimy przynieść wolność wam i wszystkim, którzy jej pragną! Otwórzcie więc bramy miasta i powitajcie nas! - wygłosił. Słowa potoczyły się dookoła. Odbite od murów echo jeszcze przez jakiś czas roznosiło je po Changei.
-
Czując się przyciśnięty tempem rozwoju wydarzeń postanowiłem nie zwlekać. Canterlot był piękny, ale atmosfera w nim panująca już nie. Te wszystkie kuce zadzierające nosy po same chmury... Od razu opowiedziałem klaczy o moim planie. - Jestem też otwarty na twoje propozycje.
-
Postanowiłem obmyślić plan. Poproszę o audiencję i streszczę tak jak Cadence całą przygodę. Pójdę na wszelki wypadek sam lub z Dustem. Zobaczymy co powie. Rozejrzę się po drodze w pałacu.
-
Komisarz wpatrywał się przez lornetkę w ponurą, changeańską równinę. Przeczesywał teren wzrokiem w poszukiwaniu śladów nieprzyjaciela. Po chwili milczenia przywołał adiutanta. - Powiadomić sojuszników o naszej obecności, podać pozycję. Zapytać o zamiary i cele. Konny bez słowa zasalutował i odjechał w kierunku sztabu. Sam Kupała zżymał się na gwałtowność reakcji Gandzi. Przed chwilą dowiedział się, że przed wypowiedzeniem wojny odbył się jeszcze zamach stanu. To była akurat jedna dobra wiadomość tego dnia. Spojrzał z wzgórka, na którym stał na ciągnącą poniżej armię. Nie wyglądała jakoś bardziej majestatycznie. Chrząknął głośno i wrócił do badania terenu.
-
Ekhem. W imieniu Nadzwyczajnej Komisji ds. Oceny Sztuk Różnych wystawiam temu malunkowi ocenę wysoce pozytywną. Masz moje gratulacje.