Skocz do zawartości

Elizabeth Eden

Brony
  • Zawartość

    2954
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Wszystko napisane przez Elizabeth Eden

  1. Akademia Zła, Gabinet Crystal Klarysa westchnęła, słysząc insynuację wysnutą przez swoją koleżankę. Oczywiście, że zauważyła wcześniej, a nawet podkreśliła we własnej wypowiedzi jak bardzo sytuacja Arii i Alisy wpisywała się w kanony baśni. Dziekan Zła musiała jednak zdawać sobie sprawę z tego, że żadna historia nie mogła zaczynać się na korytarzach szkolnych - Baśniarz nie działał w ten sposób i nigdy nie wybierał niedokształconych, rozchwianych i niepewnych swoich ideałów nastolatków. Nie pozostawiało najmniejszych wątpliwości, że gdy Aria ukończy Akademię - a mimo delikatności i wrażliwości dziewczyny wierzyła w to, że uda jej się osiągnąć wysoki wynik - będzie ona przygotowana do ewentualnej konfrontacji. Jednak nie teraz, nie w pierwszej klasie, kiedy ich nauki ograniczały się właściwie do najbardziej podstawowych walorów Dobra i Zła, a nie walki pomiędzy dwiema stronami. - Aria poradzi sobie z Alisą, jeżeli zostaną swoimi nemesis - szepnęła wróżka z niewielką tylko dozą satysfakcji, zupełnie jakby była tego absolutnie pewna - Zanim to się jednak stanie, musimy zadbać o to, by obie dziewczęta bezpiecznie przetrwały wszystkie lata nauki. Lady Lesso zerknęła na swoją przyjaciółkę z ukosa, filiżanką zakrywając gorzkie skrzywienie ust. W którymś momencie dla wszystkich, także dla najstarszych i najbardziej doświadczonych mieszkańców Puszczy, jasne stało się, że Dobro zawsze wygrywało i będzie wygrywać w baśniach. Jako wiedźma nie była w stanie do końca powściągnąć niechęci. Kiedy jednak chwilę później Klarysa odwróciła się do niej z uśmiechem, w oczekiwaniu na to, aż odpowie na pytanie Crystal, w oczy rzuciło jej się bardziej niż zwykle jak łagodne zmarszczki w kącikach oczu i ust starszej dziekan paradoksalnie nadawały jej twarzy wyrazu młodzieńczej niewinności. Jakakolwiek siła mąciła w równowadze, jej przyjaciółka z pewnością nie miała nad nią kontroli. Cieszyła się jedynie z sukcesów swoich uczniów, jak na rozsądnego nauczyciela przystało. Lady Lesso złączyła palce bladych dłoni i zatknęła je pod brodą, zastanawiając się teraz nad pytaniem przełożonej. Było ono bardzo przewrotne i wymagało ostrożnej odpowiedzi; tak naprawdę bowiem nie mogła być pewna, ile będzie ona miała wpływu na przyszłą sytuację tej bądź co bądź utalentowanej dwójki. Milczała więc przez dłuższą chwilę, analizując w głowie wydarzenia, których była świadkiem i rozpatrując je pod kątem realnych poszlak oraz podświadomych domysłów. - Crystal, moja opinia nie będzie miała aż tak wielkiego znaczenia jak bezpośrednia konfrontacja z tą dwójką - powiedziała w końcu, skupiając na blondynce swoje przenikliwe, fioletowe spojrzenie - Będąc jedynie zewnętrznym obserwatorem nie da się właściwie ocenić ich relacji. Jeżeli jednak chcesz znać moją opinię; tak, uważam, że łączy ich coś więcej. To nie musi być miłość i najprawdopodobniej nią nie jest - podkreśliła, zdając sobie przecież sprawę z tego, że młode Zło z miłością nie miało nic wspólnego. - Ale nie byłoby dla mnie zaskoczeniem, gdyby okazało się, że testują oni na sobie zawszańskie relacje, które mogli mieć okazje podpatrzeć. Może chcą się wyróżnić. Może naprawdę są samotni i uważają, że potrzebują bliskiego kontaktu z drugą osobą. A może to coś jeszcze innego. Jestem natomiast pewna, że nie jest to dla nich korzystne i narażają się na wielką krzywdę. Jako nigdziarze nie dojrzeli jeszcze do takich wyzwań, ich natury będą się ze sobą ścierać i mogą stanowić im przeszkodę - urwała i rzuciła Klarysie wymowne spojrzenie, gdy kątem oka zauważyła, że wróżka poruszyła się niespokojnie w fotelu, jakby miała zamiar się wtrącić. W ten niemy sposób poprosiła ją o to, by nie próbowała. Rzeczy, o których mówiła Lady Lesso, mogła zrozumieć jedynie druga wiedźma. - Należy jednak pamiętać, że relacje pomiędzy nigdziarzami nie stoją w sprzeczności z regulaminem - zakończyła nieco cichszym tonem, tracąc chęć na dalsze dywagacje. W głębi serca miała bowiem wrażenie, że wszystko co powiedziała w niewielkim, ale tylko niewielkim stopniu czyniło z niej hipokrytkę.
  2. Akademia Zła, Gabinet Crystal Lady Lesso zachowała neutralną pozycję zarówno wtedy, gdy została przez swoją przełożoną pochwalona (co nie zdarzało się często, szczególnie biorąc pod uwagę ich niewypowiedzianą rywalizację), jak i podczas karcącego monologu, jaki skierowała do Klarysy. W każdym innym przypadku zapewne stanęłaby w obronie przyjaciółki, która była starsza, bardziej doświadczona i wrażliwsza od Crystal, jednak obecnie nie byłaby w stanie się z nią nie zgodzić. Ciężko uwierzyć, by dziekan Dobra, zazwyczaj tak sumienna i pedantyczna w stosunku do zasad, mogła przymknąć oko na sprawę tak istotną. Drobne wskazówki zostawianie przez Augusta Sadera rzeczywiście z rzadka brzmiały poważnie, a Lady Lesso sama podczas pierwszego roku pracy w Akademii łapała się na ignorowaniu dziwnego mężczyzny i jego pozornie niewiele znaczących komentarzy, jednak Klarysa znała mężczyznę dłużej. Był nawet czas, gdy młoda nauczycielka Zła odczuwała podziw, widząc jak lekko przychodzi kobiecie tolerowanie wszechwiedzącego uśmieszku i lakonicznych odpowiedzi wieszcza. Z bólem serca musiała przyznać, że w tamtym czasie osobiście nie odznaczała się równie dojrzałą cierpliwością. Osaczona i osamotniona dziekan Dobra musiała samodzielnie zmierzyć się z subtelnym oskarżeniem i zrobiła to wyprostowana, z uniesioną głową, nawet jeżeli na jej policzkach zakwitł bladoróżowy rumieniec wstydu. - Musisz mi wybaczyć, Crystal, jeżeli w nawale zajęć i obowiązków zlekceważyłam historyczną ciekawostkę jaką podzielił się ze mną August. To nie byłby pierwszy raz, gdy wpadały mu do głowy takie opowieści; historia to jego prawdziwa pasja, mówi o niej znacznie chętniej i wylewniej niż o sprawach teraźniejszych, czy tym bardziej przyszłych - westchnęła, kręcąc lekko głową i opuszczając wzrok. - Przyjmuję na siebie tę odpowiedzialność i zbadam to najszybciej jak będę mogła. Być może w tym wypadku uda mi się wyciągnąć z Augusta więcej informacji - dodała z nadzieją. Lady Lesso uniosła sceptycznie brwi, ale nic nie powiedziała. Po chwili przeciągającego się milczenia, podczas którego Klarysa odzyskiwała koloryt i dobry nastrój popijając swoją przesłodzoną herbatę, zdecydowała się jednak zabrać głos, by wyrównać poziom spoczywających na nich obowiązków. - My również zbadamy obecność takich przejść w Akademii Zła. To, że Elisabeth ich nie znalazła, nie oznacza, że nie znajdzie się uczeń, który to zrobi - uśmiechnęła się chłodno, rzucając Crystal krótkie, ironiczne spojrzenie. Dziekan wiedziała z pewnością, że mógł to być zarówno ktoś inteligentny, jak Elvira, Raver, czy Judith, jak i kompletny imbecyl pokroju Christiana czy Savy, który natknąłby się na nie przypadkiem. Temat Czytelniczek zdawał się wyczerpywać. Choć w gruncie rzeczy nie doszły do żadnych satysfakcjonujących odpowiedzi, każda miała już ułożony plan działania w celu zapobiegnięcia dalszym incydentom. Nie były Dyrektorem, nie mogły decydować o tym, który uczeń pasował do Akademii, a którego trzeba byłoby odesłać do domu - wiedziały zresztą, że w przypadku Czytelników w ogóle nie było to możliwe i tylko sam Dyrektor wiedział, gdzie znajduje się ich świat i jak do niego dotrzeć. Mając jednak konkretne cele - oddzielenie dziewcząt od siebie drogą łagodniejszą lub bezpośrednią, zbadanie dróg ucieczek z zamków i wzniesienie dodatkowych straż - czuły się pewniej ze świadomością, że nie tkwią bezradnie w bezczynności. Mogłyby zresztą siedzieć tutaj do rana i prawdopodobnie nie udałoby im się dojść z jakiego powodu Elisabeth powoływała się z taką pewnością na pomoc Dyrektora Akademii. Nic więc dziwnego, że Lady Lesso z ulgą przyjęła zmianę tematu zaproponowaną przez Klarysę. - Żeby nie przeciągać spotkania i nie sprowadzać go jedynie do dwójki uczennic... czy jest jeszcze coś, o czym powinnyśmy porozmawiać, Crystal, Lady Lesso? - zanim kobiety zdążyłyby się do tego odnieść, sama kontynuowała - Mi chodzi w tym momencie po głowie sprawa Alisy z Jezior Pirany i Arii z Zasiedmiogórogrodu. Tak niefortunna, tak baśniowa - westchnęła. - Nie jest to może równie pilne, nie słyszałam bowiem, by doszło między nimi do rękoczynów, wiem jednak, że Alisa to jedna z twoich najlepszych wiedźm i prosiłabym, żebyście miały ją na oku, a najlepiej spróbowały udzielić dydaktycznego pouczenia - zaproponowała tak uprzejmie, jakby próba wytłumaczenia czegoś młodej i buntowniczej nigdziarskiej dziewczynie, nie będącej nawet do końca człowiekiem, było zadaniem lekkim i nie sprawiającym większych problemów - Po tym jak jeden z książąt ogłosił publicznie na obiedzie, że ta nigdziarka powinna zostać wydalona ze szkoły, a najlepiej stracona... - Klarysa westchnęła, pocierając sobie z zażenowaniem czoło na samo wspomnienie Juliana stojącego z mieczem na stole, niczym na królewskim przemówieniu. - ...Aria raz po raz przychodzi do mnie zapłakana, twierdząc, że Alisa grozi jej śmiercią. Och, nie twierdzę, że w Akademii Zła nie jest to codziennością - dodała nieco ostrzej, widząc jak Lady Lesso zakrywa dłonią usta w ironicznym geście niedowierzania. - Ale byłabym spokojniejsza, gdyby jedna siostra nie zostawiała drugiej na lunchu karteczek z rysunkami dziewczyn bez głowy i dopiskami "twój koniec jest bliski". To utrudnia mojej uczennicy przygotowywanie się do zajęć i wpędza ją w bezsenność. W szczególności zwróciłabym uwagę na to, czy Alisa nie ściąga do tej kampanii innych nigdziarek, ponieważ wróżka Willow twierdzi, że na zajęciach w Nekrodolinie Scarlett z Kruczego Boru zamknęła Arię w pustej trumnie. To się oczywiście zdarza, ale zauważyłam, że Scarlett i Alisa trzymają się względnie blisko - zakończyła Klarysa, spoglądając na Crystal ze zmęczeniem. Tym razem to Lady Lesso pokręciła z niezadowoleniem głową. Młodzi uczniowie Akademii bywali doprawdy niemożliwi.
  3. Akademia Zła, Gabinet Crystal Stwierdzenie Crystal zdawało się uspokoić Klarysę, która na kilka sekund wyłączyła się z rozmowy, wpatrując z zażenowaniem we własne dłonie. Dysonans w odróżnianiu Dobra od Zła mógł charakteryzować każdego - ale nie dziekanów Akademii, którzy przysięgali prowadzić swoich uczniów jasno po jednej z dróg! Z ochotą przyjęła więc to wyjaśnienie; jakkolwiek Elisabeth z Lasu za Światem mogła łamać regulaminy i mieszać nastoletnią arogancję oraz brak poszanowania dla zasad ze szlachetnymi motywami i potrzebą niesienia pomocy, najważniejsze dla nich - jako dla grona pedagogicznego - było zapewnienie dzieciom bezpieczeństwa. To był oficjalny koniec eskapad Czytelniczki, a także przyjaciół, których pociągała za sobą. Sięgając po drugą filiżankę herbaty, przyjemnie parującą i słodką, dziekan Dovey poprzysięgła sobie, że czas na gierki się skończył i wszyscy uczniowie łamiący reguły będą karani, na tyle surowo na ile przewidziano to w regulaminie Dobra. Lady Lesso obserwowała kątem oka nową determinację, jaka przyoblekała rumianą twarz jej przyjaciółki, odczuwając w głębi serca łagodne rozbawienie. Zawszanie trzymali swoje emocje na dłoni, rozkosznie naiwnie otwierali mimikę i gesty na interpretacje wrogów, a jednak potrafili robić to w sposób tak wyzywająco szczery, tak butny, że kryła się za tym siła, która wciąż pozostawała poza jej zrozumieniem. Pomysł ze skłóceniem dwóch dziewcząt podstępem znów nie przypadł Klarysie do gustu, jednak tym razem powstrzymała się od obszernego komentarza. Uniosła jedynie jedną brew nad krawędzią filiżanki, by dać Crystal do zrozumienia, że angaż Elisabeth w wiedźmie plany pozostawał poza dyskusją. Nie miała prawa przykładać ręki do tego, w jaki sposób jej Złe koleżanki potraktują młodą Adelię, lecz - jak sama zresztą słusznie zauważyła - Dobro nie niszczyło bezdusznie ani nie stosowało kłamstw jako środka zaradczego. - Osobiście zajmę się sprawą Elisabeth. Zanim sięgnę po dosadniejsze metody, poświęcę czas na to, by długo i dokładnie z tą dziewczyną porozmawiać - zaznaczyła cicho, nie próbując podjąć tematu krótkiego zawahania Crystal; domyślała się, że blondynka, jak większość wiedźm, musiała radzić sobie z demonami przeszłości, nigdy jednak nie naciskała na to, by je poznać. Nie robiła tego Lady Lesso, więc tym bardziej nie zamierzała Crystal. Ostatnie pytanie dziekan Zła okazało się jednak strzałem w dziesiątkę; w jaki sposób Elisabeth tak często i skutecznie przedostawała się do drugiego zamku? Przy wszystkich zabezpieczeniach wydawało się, że nie da się zrobić tego więcej niż jeden, przypadkowy i pełen szczęścia raz. - Oczywiście, że nie ma takiego przejścia. Bariera na Moście Połowicznym przepuszcza nauczycieli, dlatego nie byłoby to zupełnie koniecznie - odparła nieco zrzędliwe, a potem odwróciła do Lady Lesso, chcąc zaangażować ją w dyskusję; ostatecznie od dłuższego czasu już siedziała w uprzejmym milczeniu. - Lady Lesso, a co ty o tym myślisz? W jaki sposób Czytelniczka może włamywać się do waszego zamku? Fioletowe oczy kobiety zmrużyły się lekko, sygnalizując, że zrozumiała cel, w jakim zadano jej to pytanie. - Jeżeli odrzucimy wcześniejszą hipotezę o tym, że według dziewczyny to Dyrektor Akademii jej pomaga - rzuciła nieco kąśliwym żartem, nie spodziewając się, że Klarysa zareaguje tak poważnie; wróżka zacisnęła mocno usta, spoglądając na nią z przyganą - Wtedy najbardziej prawdopodobny staje się Most - zakończyła pewnie, nie dając zbić się z tropu. - Bariera nie jest w stu procentach pewnym zabezpieczeniem. Nie odsyła uczniów natychmiast z powrotem, ale biernie blokuje przejście, dając co sprytniejszym czas na znalezienie luki - z zastanowieniem przyłożyła paznokieć do ust. - Rozważanie tego, w jaki sposób Elisabeth ją ominęła bądź udowodniła, że tak naprawdę jest Zła... - dodała tylko dla samej satysfakcji usłyszenia tego, jak Klarysa z oburzeniem wciąga powietrze; sama nie wierzyła bowiem w to, że wybrana przez Dyrektora zawszanka może mieć nigdziarską naturę - ...nie ma raczej większego sensu. Opowiedzieć mogłaby o tym jedynie sama uczennica. Bardziej pilny jest problem tego, w jaki sposób w ogóle znalazła się na tym Moście; o ile mnie pamięć nie myli, w Zamku Dobra te drzwi pojawiają się jedynie wtedy, gdy wezwie je nauczyciel - spojrzała pytająco na Klarysę. Ta natychmiast pospieszyła z odpowiedzią. - To prawda, ale... - położyła dłoń z zawstydzeniem na karku. - Nie jestem już pewna, ale wydawało mi się, że August opowiadał coś kiedyś o tym, że każda ze Szkół ma drogi ewakuacyjne na wyższych partiach wież, na wypadek gdyby klatki schodowe wyłączono z użytku... Nie wydaje się, by miało to sens, ostatecznie odkąd Dyrektor Akademii zabezpieczył szkołę i odciął ją od Puszczy Błękitnym Lasem, nie doszło do żadnego poważnego ataku. Z drugiej strony, jako nauczyciel historii mógłby zapewne mieć na myśli te, które pozostały z dawnych, niebezpiecznych czasów - urwała z zastanowieniem, czekając na to, co miałaby do powiedzenia Crystal; być może ona również kiedyś o tym słyszała.
  4. Akademia Zła, Gabinet Crystal Wysłuchały Crystal w neutralnej ciszy; najważniejszy, najbardziej dotkliwy problem obu szkół, czyli nocne łamanie regulaminu przez Elisabeth z Lasu za Światem mieli częściowo za sobą, nawet jeżeli większość tajemnic wciąż pozostała niewyjaśniona. Lady Lesso zachodziła w głowę, jak dziewczyna tak skutecznie była w stanie umykać wszelkim problemom, jaki związek mógł lub nie mógł mieć z tym Dyrektor Akademii i dlaczego uczniowie tak bardzo uparli się w tym roku, by drążyć temat Baśniarza i jego Strażnika. Klarysa Dovey natomiast podchodziła do wszystkiego spokojniej; pracowała w tej szkole już wystarczająco długo, by wiedzieć, że zawsze musiała się trawić dwójka lub trójka uczniów o nadzwyczajnej ciekawości, zdolności do łamania regulaminu, a także takich, którzy zafascynowani srebrną wieżą Dyrektora stawialiby zakłady, kto zdoła dostać się do niej pierwszy. Nie wiedziała, kto mógł mieć bardziej dość dzieciaków podejmujących próby obejścia wilczych strażników - nauczyciele, czy sam Dyrektor. Klarysa pamiętała przypadki takich, którzy jako zmogryfikowane nietoperze zamierzali przemknąć pomiędzy patrolującymi wróżkami, a nawet jeden przypadek zawszańskiego księcia, który z balkonu wieży Honor próbował dorzucić magiczne lasso aż do okna wieży Dyrektora. Pokręciła głową, uśmiechając się sama do siebie. Wspominała tego chłopca z sympatią, nawet jeżeli wpadał na nieprawdopodobne pomysły, a ostatecznie został złotą biedronką. Tak, to nie byli pierwsi uczniowie tak zainteresowani tajemnicą Baśniarza. Crystal miała rację i to powinno nieco ukoić ich nerwy. Dlaczego więc nadal rozmyślała o tych dziewczynkach z takim niepokojem? Być może chodziło o to, że to Czytelniczki albo o fakt, że obie ustawicznie ryzykowały zdrowiem. A może - co dużo bardziej frapujące - o tę serię niewytłumaczalnych zdarzeń, których pewnego źródła nadal nie sięgnęły. Gdy jednak Crystal zakończyła swoją wypowiedź, wróżka sięgnęła najpierw łagodnie po pustą filiżankę i wychyliła się w fotelu. - Annabelle, moja droga, czy mogę prosić o jeszcze odrobinę herbaty? Dawno nie miałam okazji pić tak wyśmienitej - dopiero potem obejrzała się z uśmiechem na Lady Lesso, która z nietęgą miną kołysała w dłoni własną; od dawna wystygłą. - Plotki zawsze były i będą, Crystal, ale wszyscy wiemy, że Królowa Śniegu była zawszanką; nie tylko skończyła Akademię Dobra, ale i otrzymała własną historię według reguł Baśniarza. Nie jedna osoba powiedziałaby zapewne, że Elisabeth z Lasu za Światem przejawia zachowania podpadające pod chuligaństwo, ale pod przykrywką roztrzepanej nastolatki z pewnością skrywa dobre serce - umilkła raptownie. Po kręgosłupie przebiegł jej dziwaczny dreszcz, jakby nagle ktoś zaczął intensywnie się jej przyglądać; obejrzała się przez ramię, lecz w gabinecie nikogo nie było. Musiało jej się tylko zdawać. - Tak samo Królowa Śniegu skrywała dobroć pod pozornym chłodem. Popatrzmy chociażby na Alana; to jej potomek z krwi i kości, potrafi mrozić spojrzeniem prawie równie skutecznie, co ty, moja droga, ale równocześnie zajmuje bardzo wysokie miejsce w rankingach - mrugnęła przyjaźnie, składając dłonie na kolanach, najwyraźniej niewzruszona faktem, że właśnie porównała Dziekan Zła do młodego księcia - Co do tego chłopca, Ravera... - Lady Lesso zmarszczyła brwi, niezadowolona z sugestii Crystal, jakoby miała mu dać to, czego chciał; zalety jej działań i tak przewyższały wady, nawet jeżeli nigdziarz poczuł się chwilowo bardziej wyjątkowy - Wszystkie zgadzamy się z pewnością, że to jeszcze nie czas na nemesis. Nie lekceważmy zagrożenia, ale zachowajmy rozsądek w obliczu młodzieńczej brawury - nagle odwróciła się całym ciałem do biurka Złej dziekan, poważniejąc na tyle wyraźnie, jakby znów miała zamiar kłócić się z nią w którejś z poruszanych spraw. Okazało się jednak, że jej nagła bezkompromisowa postawa wynika z czegoś całkiem odwrotnego - Crystal, zgadzam się z tobą. Mi również wydaje się, że to Alan włamywał się do Akademii Zła w towarzystwie Elisabeth. Nie mam na to jednak żadnych dowodów, a co za tym idzie, nie mogę go ukarać. Nie wiem, czy miałabym serce zrobić to nawet, gdyby okazało się to prawdą, ponieważ, jak zauważyłaś, to zachowanie prawdziwie rycerskie, pomimo łamanych reguł. Zabrzmię może nieco surowo, ale naprawdę nie wątpię, że to wina Elisabeth, że chłopiec również się tam znalazł i to ona inicjowała każde z tych włamań - westchnęła, oglądając się na okno. - Siatka zależności i motywów, jaką otaczają się te dziewczynki jest doprawdy frustrująca. Człowiek zaczyna się wręcz zastanawiać, co jest naprawdę dobrem, a co złem - urwała, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziała. Zarumieniona opuściła głowę i nie dodała już nic, podczas gdy Lady Lesso rzuciła Crystal spojrzenie zbyt krótkie, by dało się odczytać jego intencje.
  5. Akademia Zła, Gabinet Crystal To nie było tak, że Klarysa odczuwała wyjątkową niechęć do konkretnego ucznia Akademii Zła; zawsze starała się być wyrozumiała, jednak jako dziekan zawszan musiała przejawiać ostrożność wobec tych, którzy mogli zrobić jej podopiecznym rzeczywistą krzywdę. Raver udowodnił już raz taką zdolność, więc Klarysa nie zamierzała udawać, że myśli o nim równie łagodnie jak o pozostałych dzieciach w jego wieku lub że nie jest zdania, że chłopiec zasługiwał na naganę. Chociaż większość kar stosowanych w Akademii Zła uważała za zbyt brutalne, ufała słowom Lady Lesso, która nie raz upominała ją, że w niektórych przypadkach jedynie to mogło przynieść jakikolwiek efekt. Nigdziarze nie byli Dobrzy i nie mieli tacy być; ta Akademia powinna ich ukształtować na doświadczonych czarnych charakterów, a ból był jednym ze środków. Nie ważne, jak bardzo brzmiałoby to okrutnie, Dovey nie zamierzała z tym walczyć. Wtedy równie dobrze zawszańskie reguły mogłyby zawładnąć oboma zamkami, a tego nie chciała; szanowała równowagę i wierzyła w swoich uczniów. W głębi ducha czuła, że w ich zwycięstwach więcej kryło się potęgi miłości i odwagi niż domniemanej przez nigdziarzy interwencji Dyrektora, ale nie zamierzała wymawiać tego na głos w tym towarzystwie, by nie urazić dwóch wiedźm - bez wątpienia równie zdolnych nauczycielek i pedagogów. Lady Lesso natomiast wspominała tamtą rozmowę z mieszanymi uczuciami; Raver był zapatrzonym w siebie egoistą o szczeniackich poglądach, jednak wciąż jego przechwały nie były całkiem puste i - Crystal miała rację - nie wydawał się przejawiać bezsensownej agresji, którą tak potępiała wśród nowych uczniów. Nigdziarz naprawdę uzdolniony, zazwyczaj trzymający się w cieniu... Lady Lesso była rozdarta pomiędzy gniewem a podziwem i wiedziała, że odpowiedź na to, jaką wartość dla ich Akademii chłopiec przejawiał naprawdę kryła się w tym, co takiego robi w tym cieniu, w którym przebywał. Jeżeli, tak jak podejrzewała, znęcał się nad innymi dla samej przyjemności, próbując podporządkowywać sobie pozostałych uczniów strachem... wtedy był jedynie kolejnym dzieciakiem czekającym na to, by Akademia pokazała mu gdzie jego miejsce. Lecz jeśli naprawdę miał jakiś skryty plan, który ułożył i próbował wprowadzić w życie, wtedy Lady Lesso z chęcią obedrze go z niego kawałek po kawałku, a potem pokaże mu, co należy w nim poprawić i w jaki sposób zrealizować go lepiej, jeżeli tylko okaże się warty realizacji. Szanowała uczniów, którzy mieli rozsądne cele, nie takich, dla których szczytem nigdziarskiego sukcesu było doprowadzanie innych do płaczu. Obie nauczycielki spojrzały z zaciekawieniem na krucze pióro, które pojawiło się w dłoni Crystal, lecz po jej słowach reakcje rozbiły się na dwa bieguny; Dovey zmarszczyła brwi, jakby sama idea śledzenia uczniów za pomocą podsłuchu wprawiła ją w dyskomfort, natomiast Lady Lesso pokiwała ze zrozumieniem głową, najwyraźniej równie zawiedziona tym, że reguły Akademii to uniemożliwiały. Nauczycielka Klątw i Pułapki sięgnęła po swoją wychłodzoną, gorzką herbatę i przystawiła ją do cienkich ust, sugerując tym samym, że na ten moment zrezygnowała z odpowiedzi. Pytanie zostało skierowane bardziej do Klarysy niż do niej, a sama nie miała do dodania nic poza potwierdzeniem (Tak, zdawała sobie sprawę, jak niewielki wpływ na chłopca miała tamta rozmowa, lecz wcale nie taki był jej cel; chciała mu jedynie uświadomić, że nauczyciele uważnie go obserwują, by bardziej zastanawiał się nad swoimi krokami. Dodatkowo dało jej to łatwy powód do wysłania go na surową karę, gdyby znów go na czymś przyłapała, nawet z opóźnieniem). Mogłaby jeszcze ewentualnie przeprosić Crystal za swoje samodzielnie podejmowane decyzje, lecz, co oczywiste, nie zamierzała tego zrobić. Nie wtedy, gdy dostrzegała sens tamtego działania, który z pewnością nie umknął również jej przełożonej. Klarysa Dovey w tym czasie przesuwała spojrzeniem po wysokiej, szczupłej sylwetce Crystal; robiła to mimochodem, pogrążona we własnych myślach do czasu, aż zdołała uformować z nich odpowiedź; - Nemesis, jeszcze tego by brakowało... To się w tej Akademii nie zdarzyło od lat. Gdy pomiędzy nigdziarzem, a zawszaninem zaczyna nawiązywać się relacja bohater-nemesis, zazwyczaj oznacza to kolejną baśń. A to niemożliwe, jeszcze nie teraz - zacisnęła mocno usta, jej policzki poróżowiały - Obserwujemy jednak uważnie tę sytuację dla dobra uczniów. Myślę, że to jedno wielkie nieporozumienie, ale już samo to, że dzieci mogą się uznać za nemesis stanowi wielkie niebezpieczeństwo dla wszystkich - odetchnęła i odwróciła wzrok, przez kilka chwil obserwując ciemne okno, za którym z daleka błyskały w ich stronę pojedyncze światła w wieżach Akademii Dobra, jak wróżkowy pył rozsypany we mgle - Jeżeli chodzi o ucznia, był to Alan ze Śnieżnych Wzgórz. O ile mi wiadomo próbował pomóc Czytelniczkom, gdy te wdały się w kłótnię z Raverem. Lisa spędza z nim sporo czasu, jak już mówiłam wcześniej. Utworzyli drobną grupkę, do której włączyli Stephanie z Lisiego Gaju i Aidana z Nottingham... To dobrze, Czytelniczce potrzebni są przyjaciele, którzy mogliby uświadomić jej, jak wygląda nasz świat - westchnęła, przechylając swoją filiżankę; była pusta, na dnie ostało się jedynie kilka bursztynowych kropel.
  6. Akademia Zła, Gabinet Crystal Po przeciągającej się wymianie sprzecznych zdań temat ucznia władającego mocą ognia na nowo zjednoczył wszystkie uczestniczki zebrania w jedną, ukierunkowaną na ten sam wniosek całość. Każda z kobiet zdawała sobie sprawę z zagrożenia, jakie sprawiali nigdziarze lub zawszane, którzy pojawiali się w szkole z mocą, którą częściowo umieli już władać, będąc przy tym przepełnionymi nastoletnimi hormonami. Lady Lesso nie kryła złośliwego uśmiechu, gdy usłyszała wyraźną niechęć, jaką Dziekan Zła odczuwała wobec Ravera; prawda, nigdziarz był wyjątkowo arogancki i problematyczny, sama nie raz miała ochotę zmusić go siłą do tego, by choć raz opuścił pokornie głowę i przyznał, że nie jest wszechwiedzący. Lecz drażliwość idąca tak daleko, że Crystal pragnęła utemperować ucznia dla samej satysfakcji i wyraźnie szukała dziur w jego poprawnym sprawowaniu tylko po to, by ten cel osiągnąć? Mimowolnie zaczęła zastanawiać się za jakie struny w sercu niewzruszonej dziekan musiał pociągnąć ten chłopiec, co jej przypominał i w jaki dawny siniak uderzył, by z kobiety, która zazwyczaj traktowała wszystkich po równo surowo, wyciągnąć takie pragnienie zemsty. Spojrzała kątem oka na Klarysę, która historii zachowania Ravera słuchała w milczeniu, podpierając policzek na dłoni i marszcząc z niepokojem brwi. Oczywiście nie mogła mieć zbyt wiele do powiedzenia na temat nie swojego ucznia, jeżeli nie dotyczyłoby to również jej zawszan. - Bardzo mi przykro, że nie poinformowałam cię o tym wcześniej, droga Crystal, lecz sama wiem o tym od niedawna - zauważyła z nutą żalu w głosie, jakby perspektywa ukarania nastoletniego chłopca w Sali Udręki nie była dla niej wcale tak odpychająca, gdy w grę wchodził agresywny piroman. Ach, zawszanie. Ludzie, w których sercach miłosierdzie toczyło nieustający bój z potrzebą sprawiedliwości. Lady Lesso nie mogła jednak dłużej zwlekać z tym, do czego sama musiała się jeszcze przyznać. Poprawiła długi, czarny warkocz z fałszywym zamyśleniem, obierając najlepszą taktykę na to, by opowiedzieć o tym, czego teoretycznie nie wolno jej było robić. Lekkie zażenowanie wypadło idealnie, nawet jeżeli osobiście uważała za bzdurną zasadę, że każdorazowe problemy z uczniami oraz własne próby ich rozwiązywania powinno się na bieżąco relacjonować dziekanowi. Przy takiej ilości katastrof, jakie jednego dnia potrafili sprawiać nigdziarze? Jeżeli pozostali nauczyciele rzeczywiście się do tego stosowali to wcale jej nie dziwiło, że Crystal woli spędzać dnie zamknięta we własnym gabinecie. - Dobór grup okazał się niekorzystny, niestety na tym etapie nie można ich już zmienić. Okazja nadarzy się przed rozpoczęciem drugiego roku. Zawsze znajdzie się powód, by ich rozdzielić, nawet jeżeli nie tak poważny jak nigdziarka i zawszanka będące w połowie siostrami - zgrzytnęła zębami na wspomnienie chaosu z Alisą z Jezior Pirany i księżniczką Arią, który przyniósł im wszystkim to, czego tak przecież potrzebowali; kolejną wiedźmę, która o niczym nie marzyła jak tylko o tym, by wepchnąć pojedynczej zawszance sztylet w samo serce. Dyrektor Akademii zawsze potrafił odnaleźć w Puszczy najbardziej skrajne i nieprawdopodobne przypadki, choć biorąc wszystko pod uwagę, powinni mu być za to wdzięczni. Gdyby nie nadawali się do kształcenia takich ewenementów to nigdy nie zaczęliby tutaj pracować, a jeżeli miałaby być szczera: wolała zagubione dusze i niedojrzałych morderców do utemperowania od pompatycznych, przekonanych o własnej wyższości potomków władców. Klarysa nie raz zwierzała jej się z przypadków książąt lub dam, którzy narzekali w listach rodzicom na to, że nauczycielka dała im szlaban albo profesor kazał siedzieć w ławce obok syna młynarza. Nigdziarze mieli znacznie większe powody do tego, by się żalić (Bestia miał ich cały arsenał w lochach) ale wszyscy dobrze wiedzieli, że gdyby którykolwiek czarnoksiężnik poskarżył się z czegoś mamusi to równie dobrze mógłby przeprowadzić się do piwnicy ze wstydu przed reakcją kolegów. Zło potrafiło znieść najgorsze i robiło to w milczeniu. W ten właśnie sposób zyskiwali doświadczenie i siłę. Lady Lesso westchnęła, przechodząc do sedna. - Właściwie to rozmawiałam już z Raverem na temat jego przesadnego zainteresowania Czytelniczkami. Być może powinnam zamiast tego poinformować o tym ciebie i go tutaj przysłać, uznajmy jednak, że oszczędziłam ci kłopotu, wiemy dobrze jak działa na ciebie ten chłopiec - zmrużyła fioletowe oczy; drobny przytyk był niezamierzony, lecz po wszystkim nie była w stanie go pożałować. - Zatrzymałam go po zajęciach - zaczęła, przytaczając wszystko, co usłyszała tamtego przedpołudnia... ___ - Raver, stój. Zamknij drzwi za pozostałymi i podejdź tutaj - zażądała surowym tonem, gdy większość uczniów zdołała już przecisnąć się przez przejście i odetchnąć z ulgą na chłód korytarza, który w porównaniu z jej klasą był jak promień słońca po wyjściu z lodowatej wody. Niektórzy odwracali głowy; złapała wzrokiem Adelię, chudą jak kościotrup i ponurą jak topielica, która uniosła na sekundę szarą twarz, spoglądając ukradkiem w stronę wysokiego chłopca. Elvira położyła dłoń na ramieniu czarnowłosej koleżanki z pokoju, Walburgi, i szepnęła jej coś do ucha ze złośliwym uśmiechem. Zaraz potem zauważyła jednak Thomasa, marszczącego brwi z niezadowoleniem i zamilkła, a wyraz jej twarzy zrobił się niemalże dziewczęco niewinny. Wszystkie te dzieciaki były w swoich emocjach zdecydowanie mniej subtelne niż mogłoby im się wydawać. Typowa młodość. Nawet nigdziarz, który zatrzasnął pewnie drzwi za umięśnioną Labrendą, patrzył na nią w sposób, który tylko jemu musiał wydawać się neutralny. Nie miała problemu z dostrzeżeniem ostrożności w sposobie, w jaki zaplótł ręce za plecami. Trzymanej w ryzach irytacji w głębokich odmętach czarnych oczu. - O co chodzi, pani profesor? - zapytał, lawirując między lodowymi ławkami i zatrzymując się przy ostatniej, kilka metrów od jej biurka. Gdyby była bardziej złośliwa, kazałaby mu podejść bliżej, nie miała jednak nastroju na niepotrzebne gierki. - Dobrze wiesz, o co chodzi. Adelia z Lasu za Światem - na wspomnienie dziewczyny przez twarz chłopca przeszedł grymas, którego nie zdążył ukryć. Uśmiechnęła się nieprzyjemnie. - Nie muszę chyba po raz kolejny zaczynać opowieści o tym, że Czytelnicy są tak samo wartościowymi uczniami Akademii jak spadkobiercy baśni? Nie interesują mnie twoje powody; masz przestać śledzić tę dziewczynę i wprawiać ją w poczucie zagrożenia. Dowartościowuj się w inny sposób - liczyła na to, że Raver szybko zauważy, że nie ma szansy na to, by jakakolwiek dyskusja z nią okazała się skuteczna. Potrzebowała potwierdzenia, w innym wypadku bez wyrzutów sumienia ukaże go za zlekceważenie bezpośredniego polecenia nauczyciela. Nie chodziło jedynie o Adelię; nie mogli być wszędzie i chronić uczniów przed każdą nieprzyjemnością, nigdziarze chcąc nie chcąc musieli nauczyć się tutaj samodzielności. Zachowanie Ravera pociągało jednak za sobą efekt domina. Zdrowie dziewczyny wydawało się bezustannie pogarszać pomimo leków, popadała w obłęd, podczas gdy jej zawszańska koleżanka niemal wyrywała sobie rude kudły, by w jakiś sposób ją uratować, narażając się wciąż i wciąż. Jeżeli czegoś z tym nie zrobią będą mieli dwójkę martwych studentów jeszcze przed Próbą Baśni. Pierwszym krokiem było odcięcie Ravera od tej całej sprawy; straciła cierpliwość po tym jak wraz z Klarysą odkryła jego wyczyny na pierwszym obiedzie. - Nie śledzę jej ani nie staram się przestraszyć, pani profesor - odpowiedział Raver cicho po dłuższej chwili milczenia. - Ta Czytelniczka mnie tylko intryguje, chciałbym móc poznać ją lepiej - zaznaczył przekonująco, choć Lady Lesso nie omieszkała skwitować tego krótkim prychnięciem. - Nie jesteś księciem, Raver. Nie zabiegaj o względy dziewczyny, która cię nie chce. Chłopiec uśmiechnął się nagle w sposób tak uprzejmy, że niemal złowrogi. - Myślę, że to nie mi powinna pani profesor o tym przypominać. Adelia nie interesuje mnie jako dziewczyna, tylko jako wiedźma. Chciałbym pomóc jej wyciągnąć się z okowów fałszywej przyjaźni z zawszanką - ostatnie słowo wysyczał tak niskim, gardłowym głosem, że mimowolnie pomyślała o Annabelle - Oczywiście, że mam w tym ukryte intencje. Każdy z nas, Liderów, rozgląda się już w Akademii za godnymi sługami - wyciągnął ręce zza pleców, krzyżując teraz kościste ramiona na piersi; wyglądał na coraz mniej niepewnego, jakby odkrycie tematu rozmowy go uspokoiło. Choć Lady Lesso czuła, że kłamie, nie miała żadnego sposobu na to, by mu to udowodnić. Arogancja Ravera osiągnęła jednak poziom, przy którym trzeba było zwrócić na nią uwagę. - Rozwiązywanie problemów między księżniczką, a wiedźmą nie jest twoim obowiązkiem. Nie ingeruj w sprawy, które cię nie dotyczą, a w szczególności te, gdzie nikomu nie jesteś potrzebny - oparła dłonie na chłodnym biurku, wychylając się lekko, by spojrzeć mu w oczy. Nie obawiała się pomarańczowych błysków w jego tęczówkach ani delikatnego zapachu popiołu, który zawsze go otaczał. - Odpuszczenie sobie relacji z Adelią z Lasu za Światem jest jedynie moją sugestią, która ma cię uchronić przed ośmieszeniem - zacisnęła zęby - Natomiast od zawszanki Elisabeth będziesz trzymał się z daleka i to rozkaz - oczy chłopca pociemniały na to słowo, naturalny instynkt, który wyrobił sobie przez lata, podczas których ewidentnie nie miał nikogo, kto nauczyłby go posłuszeństwa. Przez kilka sekund mierzyli się wzrokiem; Lady Lesso czuła, jak wzbiera w niej mroźna satysfakcja, gdy ciemne brwi chłopcy drżały intensywnie, jakby gotował się do kłótni, która skończyłaby się dla niego wizytą w Sali Udręki. Ostatecznie jednak westchnął bezgłośnie, opuszczając posłusznie głowę i uderzając pająkowatymi palcami o ramiona. Uległość też nie była rzeczywista, ponieważ z jego cienkich ust nadal nie zniknął drobny uśmiech, który drażnił nauczycielkę, choć równocześnie wprawiał ją w stan łagodnego podziwu. Co też jeszcze ten niedojrzały piroman mógł chować w rękawie? Czym zamierzał ją zaskoczyć? - Oczywiście, postaram się, pani profesor - przytaknął słodko, ale to nie koniec. - Czy gdyby jednak okazało się, że wśród zawszan kryje się osoba, która może okazać się moim nemesis, to czy sięganie po wszystkie środki, by dowiedzieć się o niej jak najwięcej nie byłoby słuszne? Nie byłoby tym, co zrobiłby prawdziwy nigdziarz? Niczym żmija w ukryciu? - rozplątał ramiona i oparł bezwiednie dłonie na lodowej ławce; choć jego ręce nieznacznie iskrzyły, struktura wody pozostała nienaruszona, meble w tej klasie chroniła magia - Może mi pani profesor zaufać, unikam konfrontacji na wrogim terenie. Przez kilka sekund nie wiedziała co odpowiedzieć na te rewelacje, potem jednak uśmiechnęła się znów, mniej złośliwie, a bardziej z politowaniem, gorzko. - Raver... nie zasłaniaj się nemesis, gdy nie wiesz jeszcze nawet, co oznacza to słowo - pokręciła głową, obserwując jak jego blade policzki różowieją nieco z powodu poniżającej sugestii w jej słowach. - Kiedy spotkasz swojego nemesis nie będziesz miał co do tego najmniejszej wątpliwości. Nie licz na to, że stanie się w to szkole - ciągnęła, z powrotem nabierając uszczypliwości. - Nemesis to ktoś, kto rośnie w siłę, kiedy ty słabniesz. Jeżeli takie jest twoje wytłumaczenie na to, że znów przegrałeś z Elvirą, to powinieneś popracować nad retoryką - oczy Ravera rozszerzyły się z zaskoczenia, ramiona zadrżały ze wstrzymywanej złości - To koniec tej rozmowy. Jeżeli jeszcze raz dojdzie do mnie informacja, że zaatakowałeś zawszanina lub doprowadziłeś Czytelniczkę do histerii, czeka cię adekwatna kara. Pamiętaj, że Bestia nie przyjmuje żadnych usprawiedliwień. A teraz idź na lekcję, profesor Crystal nienawidzi spóźnień. Nigdziarz przez kilka sekund trwał bez ruchu, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią, ostatecznie jednak odpuszczając; ruszył w stronę drzwi, przed samym uchwyceniem klamki decydując na ostatni komentarz. - Mogę panią profesor zapewnić, że żadna dziewczyna nie będzie w stanie mnie pobić - wyszeptał z determinacją, choć spokojnie. Lady Lesso, która zdążyła wstać i odwrócić się do niego plecami, pokręciła głową z cichym westchnieniem. - Wydaje mi się, że pobicie przez dziewczynę masz już za sobą. Profesor Angle opowiedział mi o tym, co Adelia zrobiła ci na Pielęgnacji Brzydoty - zagryzła wargę, nie mogąc powstrzymać się przed dodaniem: - Naucz się panować nad sługami zanim ich zwerbujesz. Jedyne co usłyszała w odpowiedzi to ciche trzaśnięcie drzwi.
  7. Akademia Zła, Gabinet Crystal Klarysa nie odczuła, by jej reakcja na rewelacje Crystal stanowiła przejaw braku doświadczenia w trzymaniu emocji na wodzy. Jako zawszanka z krwi i kości nie widziała potrzeby w tym, by chować się za wielowarstwowymi maskami w znajomym towarzystwie, pozwalała sobie na wyrażenie troski wobec uczniów nawet wtedy, gdy była to krótka przerwa na odetchnięcie. Miały wystarczająco wiele czasu, spotkanie nie musiało przebiegać w trybie ekspresowym; jakby na przekór twardemu stoicyzmowi Crystal Klarysa pokusiła się nawet o to, by po zakończeniu krótkiej wojny na spojrzenia z Lady Lesso sięgnąć znów po ciepłą herbatę i powolnym, eleganckim ruchem unieść ją do ust. Uniosła wyżej głowę i obserwowała drugą dziekan uważnie znad krawędzi filiżanki, pokazując tym samym w prosty, wróżkowy sposób, że nie czuje wyrzutów sumienia, co więcej; nie zauważa nawet, by wydarzyło się cokolwiek niepożądanego. Pomimo lekkiej nuty surowości (ostatecznie kwestia noża wciąż wymagała wyjaśnień) jej błękitne tęczówki nie mogłyby być bardziej serdeczne i figlarnie nieświadome. Lady Lesso uniosła bladą dłoń do policzka i ukryła za palcami przelotny uśmieszek. Nikt nie potrafił tak jak zawszańscy nauczyciele samą postawą ciała udowodniać na każdym kroku, że ich nigdziarska powściągliwość i wytrwałość w oskubywaniu sedna sprawy z niepotrzebnych uzupełnień jest bardziej niecodzienna niż czysta woda w Jeziorach Pirany. Dziekan Dovey potrafiła być dużo bardziej irytująca niż dało się to wyrazić w uprzejmych słowach, lecz obserwowanie jej teraz - unoszącej ledwie dostrzegalnie jedną brew, jakby prowokowała spokojną jak lodowa statua Crystal do komentarza - było dużo bardziej zabawne niż wypadało. Całe szczęście potrafiła zachować twarz bez wyrazu, dzięki czemu - jako bezstronny obserwator tej niemej potyczki - nie ściągnęła na siebie uwagi żadnej z kobiet. - Czarnowłosą zawszankę - wymamrotała Klarysa, odkładając filiżankę na oparcie fotela i wbijając intensywne spojrzenie w oczy Crystal w taki sposób, jakby nareszcie opanowała początkowe zaskoczenie. - To bez wątpienia Sophie ze Śnieżnych Wzgórz. Nie przypominam sobie, by którakolwiek z pozostałych uczennic miała tak ciemne włosy - uśmiechnęła się lekko, z satysfakcją. - Tym razem napawa mnie to dumą. Elisabeth i Sophie dogadują się z wielkim trudem, do tego stopnia, że jedna z nich więcej niż raz prosiła mnie o zmianę pokoju, który są zmuszone dzielić. Wspaniale, że instynkt nawet w sytuacji zagrożenia nie pozwolił jej na takie negocjacje - emocje na twarzy Klarysy zmieniały się szybko; od zastanowienia, po zadowolenie i niepewność. Jak gdyby Elisabeth z Lasu za Światem wciąż stanowiła dla niej wielką zagadkę. Choć ten konkretny monolog prowadziła tylko dla siebie we własnej głowie, ostatecznie chyba doszła do jakiegoś wniosku, ponieważ szepnęła - To dobra dziewczyna. Lady Lesso zerknęła z ukosa na przyjaciółkę, nie uzupełniając tego o własne przemyślenia na temat drugiej z Czytelniczek. Jeszcze nie teraz, skakanie po tematach miało zły wpływ na merytoryczną wartość rozmowy. - Christian to problem nas wszystkich jako nauczycieli Zła, nasza odpowiedzialność, jednak Crystal ma rację; zarządzanie szkołą pełną młodych uczniów z ambicją na zostanie wielkimi czarnymi charakterami to czasami więcej wysiłków do rozłożenia na jednostki niż w Akademii Dobra - Klarysa przechyliła głowę z uznaniem; naprawdę rozumiała różnice między młodymi zawszanami, którzy dla stopni i prestiżu chcieli zachowywać się jak najlepiej oraz nigdziarzami, którym wydawało się, że ich przeznaczeniem jest łamanie reguł i mają prawo robić, co im się żywnie podoba. - Z naszymi uczniami jesteśmy sobie w stanie poradzić, lecz rozdzielenie dwóch Czytelniczek będzie wymagało wspólnej pracy - dodała Lady Lesso rzeczowym tonem, wychylając się nieco w swoim fotelu. Klarysa westchnęła; wiedziała dobrze, że to prawda i że problem dwóch przyjaciółek będzie musiał zostać rozwiązany jak najprędzej, dla dobra ich oraz pozostałych dzieci. Nie mogła jednak powstrzymać się przed pytaniem; - Droga Crystal, czy to naprawdę problem, że dwójka nigdziarzy czuje do siebie przywiązanie? - nawiązywała oczywiście do poprzednich słów kobiety. - To jasne, że w waszym statucie leży samodzielność - podkreśliła nieco ponuro. - Ale wszyscy wiemy dobrze, że także wśród nigdziarzy zawiązują się grupy i duety, które można byłoby nazwać przyjaźnią - rozłożyła pytająco dłonie. - Szczególnie po podziale na grupy. Zło naprawdę miałoby dużo większą szansę na osiąganie sukcesów, gdyby nauczyło się ze sobą współpracować - dodała prawie pomocnie, na co Lady Lesso zacisnęła zęby. - Myślę, że relacja między dwójką nie sprawiających większych problemów uczniów to najmniej istotny element tego spotkania - wtrąciła stanowczo, choć uprzejmie. Dziekan Dovey westchnęła bezgłośnie, nie protestując - Poruszony został jednak temat Ravera z Kruczego Boru. Ten chłopiec... - spojrzała przelotnie na Annabelle. - jest bez wątpienia jednym z najbardziej uzdolnionych na tle swoich kolegów. Nie czyni go to mniej problematycznym. Zespolenie z żywiołem jest trudne do ujarzmienia i wymaga szczególnego nadzoru grona pedagogicznego. A o ile mi wiadomo dzieciak zainteresował się w ostatnim czasie Czytelniczkami. Obiema. - zmrużyła powieki. - Nie chodzi jedynie o ten sławetny chaos na pierwszym obiedzie, w którym jako jeden z niewielu nie brał udziału, choć ostatecznie okazało się... - Że poświęcił ten czas na to, by gnębić Adelię i Elisabeth i grozić śmiercią mojemu innemu uczniowi - uzupełniła natychmiast Klarysa, jakby wcześniej już o tym z Lady Lesso rozmawiała. Nauczycielka Klątw i Pułapek nie zareagowała, najwyraźniej niewzruszona tym, że jej przerwano. - Ponadto dowiedziałam się również z rozmów między uczniami, że śledzi Czytelniczkę jak cień, a ona potem skarży się na to koleżance-księżniczce, która czuje się w obowiązku ją przed nim bronić - zakończyła nieco ironicznym tonem; na bladej twarzy pojawiły się przez chwilę oznaki zmęczenia w postaci opuszczonych kącików ust i ściągniętych brwi. Historie jakie miały miejsce na terenie Akademii bywały czasem bardziej zawiłe i nieprawdopodobne niż baśnie spisane w księgach.
  8. Akademia Zła, Gabinet Crystal Oskarżenie Crystal wprawiło Klarysę w oszołomienie; kobieta zamrugała szybko, unosząc brwi i odchylając głowę do tyłu. W momencie przestała przypominać zrelaksowaną, życzliwą wróżkę, a jej niebieskie oczy pociemniały z niewypowiedzianą urazą. Wiedźmy były oczywiście znane ze swojej bezpośredniości, jeżeli miały ochotę przekazać nieprzyjemne wieści rzadko robiły to owijając je dla pozoru w kolorowy papier. Mimo tej wiedzy, dziekan Dovey musiała przyznać sama przed sobą, że słowa koleżanki ją zabolały; wyczuła to również Lady Lesso, która rzuciła stojącej za biurkiem blondynce krótkie, niemal wrogie spojrzenie zanim znów obojętnie skupiła się na oglądaniu własnych, głaszczących obicie paznokci. Zdawała sobie sprawę, że Dovey nie potrzebowała wsparcia w tej konkretnej konfrontacji, nawet jeżeli policzki jej poróżowiały, a oddech przyspieszył. Dziekan Dobra nigdy nie kierowała się w swoich naukach tym, by uniemożliwiać uczniom rozwijanie indywidualnych opinii. Znaczny procent z nich obejmował po szkole najważniejsze stanowiska kierownicze w zawszańskich królestwach, więc byłoby to zupełnie niepotrzebne i szkodliwe. Crystal na pewno zdawała sobie sprawę, że niezależnie od sposobu, w jaki zostało to powiedziane, Klarysa nie miała niczego tak absurdalnego na myśli. Nie chciała ograniczać Magdalene, a jedynie wyprowadzić ją z niebezpiecznej drogi. Chociaż domeną tego rodu było jakże sławetne powiedzenie, że nie ma rzeczy pewnych, nie wszystkie tajemnice czekały na to, by je odkryć; nie wszędzie powinno się wtykać nosy. Dovey naprawdę nie zależało na tym, by stemplować w uczniach jedyne właściwe zdanie na temat Dyrektora Akademii, w swoim gronie mogli dyskutować ile chcieli, lecz była różnica między uczniami, którzy zadawali pytania i szukali odpowiedzi w książkach, a takimi, którzy włamywali się nocą do obcego zamku i siali zamęt z przeświadczeniem, że Dyrektor Akademii uratuje ich w każdej sytuacji, ponieważ ma taki obowiązek. Tu chodziło o ich bezpieczeństwo i o wierność najbardziej podstawowym regułom. Mimo wszystko, gdy uprzejmie dawała Crystal dokończyć odpowiedź, pod osłoną frustracji pojawił się okruszek wstydu. Być może rzeczywiście wpadała w histerię - być może Magdalene kierowała jedynie ciekawość, a ona teraz rozmawiała o niej na forum dziekanów i szanowanej nauczycielki w taki sposób, jakby była młodą zarozumiałą panną, która próbuje dokopać sobie drogę do luki w przepisach. Mimowolnie zarumieniła się na ciemniejszy odcień różu, który uwydatnił zazwyczaj niewidoczne piegi. Ponieważ Crystal miała rację - Czytelniczki w istocie widziały Dyrektora Akademii w takiej formie w jakiej chciał się im pokazać, a w naturze Magdalene i jej brata leżało, by zawsze o wszystko pytać, nieustannie dociekać. Miała już o tym pojęcie z rozmów z pozostałymi nauczycielami Dobra. Odetchnęła, odsuwając rękę od twarzy i decydując się nie ciągnąć tego tematu, tylko po to, by przypadkiem nie pogrążać uczennicy w sposób nieuczciwy. Nie był to jednak koniec emocji; ledwo twarz Klarysy zdążyła wrócić do naturalnego, delikatnie rumianego odcienia, wykładane przez Crystal karty momentalnie znów odebrały jej dech. Przez kilka sekund słuchała blondynki w milczeniu, a gdy ta zadała ostatnie pytanie nie odpowiedziała, lecz pochyliła się do przodu i ukryła oczy za dłońmi. - Klaryso, czy wszystko w porządku? - zapytała Lady Lesso momentalnie, oglądając się ostrożnie na jej zgarbioną postać. Sama nie zareagowała przesadnie na przekazane przez dziekan informacje, ponieważ walczący i grożący sobie śmiercią uczniowie nie byli dla niej niczym obcym (ostatecznie zdołała już poznać charakter pracy w Akademii Zła, szczególnie z równie niewyszkolonymi co aroganckimi pierwszoroczniakami). Zainteresowała ją natomiast reakcja gargulców, które - szczególnie po stronie nigdziarzy - wydawały się szczerze nie cierpieć uczniów. Zanim jednak rozpoczęłaby temat, rozproszyło ją zachowanie Dovey. - W najlepszym, Lady Lesso. Moja uczennica, księżniczka, prawie zabiła innego ucznia - wymamrotała i dopiero po chwili kobiety mogły zauważyć, że przyciska kciuk do nasady nosa, jakby nagle złapał ją uciążliwy ból zatok. - Przecież to stoi w sprzeczności ze wszystkim, czego ich uczymy. Wydawało mi się, że zdążyłam poznać Elisabeth na tyle, by wiedzieć, do czego jest zdolna, ale ta dziewczyna wciąż potrafi mnie zaskoczyć. Negatywnie. Lady Lesso zmrużyła fioletowe oczy, rzucając Crystal kolejne, tym razem bardziej porozumiewawcze spojrzenie. - Elisabeth się broniła - zauważyła z nieznaczną ironią, ledwo powstrzymując przed zniecierpliwionym westchnięciem. - To nie stoi w sprzeczności z regułami zawszan. Klarysa wyprostowała się nagle, układając dumnie ramiona. - Wiem. Co nie zmienia faktu, że zaangażowała się w walkę z nigdziarskim chłopcem, który był bardzo niebezpieczny. Z tego co powiedziała Crystal być może nawet ją zainicjowała. Nie powinna... Jest na to zbyt delikatna. To już kolejny raz, gdy w tak głupi sposób naraziła swoje życie - odwróciła głowę do Crystal, jakby nagle o czymś sobie przypomniała. - A propos, droga Crystal: od kiedy w waszej Akademii uczniowie pierwszych klas mogą nosić przy sobie noże? - zapytała z lekkim przekąsem, zapominając już o poprzednio zadanym jej pytaniu. Lady Lesso zrezygnowała z tłumaczenia młodego durnia za swoją przełożoną, nie omieszkała jednak rzucić równie złośliwego komentarza na temat wizji zawszanek, którą zdawała się przedstawiać Klarysa. - Jest zbyt delikatna? Została złapana przez nigdziarza na balkonie, co miała zrobić, jeżeli nie się bronić? Wychylić przez barierkę i śpiewem przywołać księcia? Dziekan Dovey i nauczycielka Zła spiorunowały się wzrokiem, choć więcej było w tym wyzwania niż rzeczywistej kłótni. - Dlaczego nigdziarz miał przy sobie nóż? - powtórzyła wróżka z naciskiem.
  9. Akademia Zła, Gabinet Crystal Choć zarówno Klarysa Dovey jak i Lady Lesso były, w mniejszym lub większym stopniu, przejęte skutecznością, z jaką uczennica z Lasu za Światem poruszała się pomiędzy dwoma zamkami, żadna z nich nie wydawała się nadal wziąć do serca obaw Crystal dotyczących ewentualnego podsłuchu. Nauczycielka Klątw i Pułapek, widząc jak jej przełożona spogląda raz po raz w stronę widocznej za oknem srebrzystej wieży, odchyliła się z zastanowieniem w fotelu, ze wzrokiem wbitym w sufit próbując w zasobach własnej wiedzy odnaleźć przyczynę ostatnich nadzwyczajnych wydarzeń. Nie śmiała twierdzić, że jako młodsza i mniej doświadczona osoba mogłaby wiedzieć o czymś, o czym nie wie sama dziekan tej szkoły, lecz domyślała się, że jeżeli Crystal miała jakikolwiek powód w tym, by ją zapraszać, było to właśnie jej świeże, racjonalne i wciąż nieskażone baśniowym strachem spojrzenie na rzeczywistość. Dziekan Dovey natomiast lękała się jedynie o los swoich uczniów, nie o nienazwane zagrożenie, zasugerowane przez Crystal. Przez wszystkie lata, jakie spędziła w Akademii - najpierw jako uczennica, potem nauczycielka i dziekan - Dyrektor Akademii nie zrobił nigdy nic, co bezpośrednio zaszkodziłoby komukolwiek na jej terenie. A przynajmniej nigdy o niczym takim nie słyszała. Rozumiała jednak ostrożność dwóch wiedźm; baśnie od dłuższego czasu ukazywały uznanie jedynie dla strony Dobra, na tyle bezkompromisowo, by nigdziarze przestali uznawać to za osobiste niedokształcenie. Klarysa, pomimo dumy, jaką odczuwała względem swoich wychowanków, również zgadzała się z tym, że nie było to korzystne. Nie tylko względem strony Zła, ale także zawszan, którzy w ostatnich latach stawali się coraz bardziej leniwi i przekonani o przyrodzonym prawie do sukcesu. No i jest jeszcze Merlin. Merlin powiedział kiedyś, że jego zdaniem Dyrektor Akademii może nas nie raz ogromnie zaskoczyć - przypomniała sobie, zerkając z wahaniem na wspaniałe, czarne pióro i kartki, dostarczone uprzejmie przez Annabelle. Czyżby to był właśnie ten czas? Czy powinni mieć się na baczności? Lady Lesso obserwowała z ukosa jak jej przyjaciółka wyciąga powoli dłoń, prawie chwytając za róg notatnika... ostatecznie jednak rozmyślając się i składając ręce na podołku z przyjaznym, lecz nieco delikatniejszym uśmiechem. - Dziękuję, myślę, że nie będzie to konieczne - szepnęła do odpełzającego węża, a potem spojrzała na Crystal. - Bardzo miło słyszeć, że tak nas cenisz - zauważyła ciepło, a potem zamilkła, tym razem nie odczuwając impulsu, by niegrzecznie przerywać monolog drugiej dziekan. - Och, nikt nie wątpi w to, że nie skrzywdziłabyś mojej uczennicy - Klarysa uniosła pojednawczo rękę, jakby zaniepokojona tym, że jej wcześniejsza irytacja związana z planem zastraszenia dziewczyn przez Crystal mogła zostać w ten sposób odebrana. - To nie podlega dyskusji. Obawiam się jednak, że wspomnienie tamtego... wydarzenia - pokręciła głową, przygryzając policzek. Jej twarz przybrała dużo bardziej napięty i sztywny wyraz na wspomnienie ran, które Elisabeth tak skutecznie starała się przed nimi ukrywać. - obala tezę Lady Lesso na temat dodatkowych zabezpieczeń. Jako dziekani powinniśmy zresztą być o nich poinformowani. - zmrużyła oczy w zastanowieniu. - Co jednak nie zmienia faktu, że sposób, w jaki Elisabeth zdołała tamtej nocy uciec z Akademii Zła przed Christianem również pozostaje tajemnicą - choć nigdziarze nie należeli do zakresu obowiązków Dovey, wróżka znała dobrze ich imiona i charakterystyczne cechy, potrafiła więc zrozumieć do czego nawiązywała Crystal. - Odpytywana, nawet w perspektywie przedłużenia szlabanu, upierała się, że po prostu szybciej biega i zdołała przedostać się na most. I w istocie, jak na zawszankę naprawdę prędko biega... - kobieta zastukała palcami w podłokietnik swojego fotela, nieświadomie podświetlając go złotawymi, niegroźnymi iskierkami, które migotały na krańcach jej paznokci i gasły. Lady Lesso odchrząknęła, wyrywając ją z chwilowego zamyślenia. - Wydawało mi się, że chciałaś nam wcześniej o czymś powiedzieć... - zasugerowała uprzejmie, choć sposób w jaki splątała blade palce na kolanie i wychyliła ciało do przodu sugerował, że sama nie mogła dłużej powstrzymać ciekawości. Klarysa zamrugała i skinęła głową, raz jeszcze spoglądając niespokojnie w stronę notatnika. Potem jednak zmarszczyła brwi, a przez jej oczy przebiegła dziwna mieszanka emocji; typowa dla zawszan wierność, odwaga wynikająca z zaufania. - Tak, chciałam. Temat, jaki dzisiaj poruszyłyśmy, był już przeze mnie omawiany z jedną z uczennic, nie chciałabym jednak, by zostało to zrozumiane w niewłaściwy sposób. Nie czynię żadnych sugestii, opowiadam po prostu o wątpliwościach, które chodzą ostatnio po głowie Magdalene z Candour - zaczęła oficjalnym tonem, unosząc dłoń i nieświadomie przechylając ją w stronę okna, za którym przez mgłę przebijała się srebrna wieża. - To nie jest zresztą pierwszy raz, gdy słyszałam tego typu pytania. Dzieci są ciekawskie, a my jesteśmy dla nich najlepszym źródłem rzetelnych informacji - rzuciła siedzącej obok Lady Lesso krótkie spojrzenie. - Magdalene to bardzo specyficzna zawszanka; choć pochodzi z rodu królewskiego różni się znacznie od swoich koleżanek-księżniczek. Pod płaszczykiem stoicyzmu typowemu jej krainie oraz nieśmiałości, będącej efektem wyizolowania, kryje jednak bardzo błyskotliwy umysł i pomocną naturę. Obawiałam się o nią, myślałam, że będzie miała problem z aklimatyzacją w nowym otoczeniu, ale od dłuższego czasu spędza posiłki, a czasami nawet i popołudnia z grupką, którą utworzyła wokół siebie Elisabeth - zamilkła na chwilę, zaciskając usta, jakby liczyła coś w głowie. - Alan, Aidan, Stephanie... czasami dołącza do nich również Sophie, kuzynka Alana, Hector z Nibylandii lub Damien, brat Magdalene. Staram się mieć na nich oko, ponieważ to nadzwyczajna grupka zawszan z, jak na pewno się domyślacie, dużym potencjałem na robienie zamieszania - Lady Lesso uśmiechnęła się kątem ust w odpowiedzi na dobór słów kobiety. - Im dłużej te dzieciaki są w Akademii, tym więcej posiłków spędzają przy jednym stole, zawzięcie ze sobą dyskutując. Ostatnio nimfa doniosła mi nawet, że widziała kilka razy jak Magdalene odwiedza Elisabeth wieczorami w jej pokoju... - Klarysa pokręciła głową. - To wszystko może wydawać się masą niepotrzebnych informacji, lecz rzecz w tym, że Magdalene, spędzająca teraz tak wiele czasu z Czytelniczką, pojawiła się ostatnio w moim gabinecie, prosząc o chwilę rozmowy. Była bardzo sprytna i starała się zmylić mnie prozaicznymi pytaniami, ale widziałam dobrze, że prawdziwe oczekiwanie odczuła dopiero wtedy, gdy zaczęła wypytywać mnie o Dyrektora. Zapewniała, że to jedynie ciekawość, dodatkowe badania na lekcje Historii Bohaterstwa, ale dziewczyna zapytała mnie nawet... - westchnęła pod nosem, jakby sama nie wierzyła w to, że ma zamiar połączyć ze sobą te dwie sytuacje; tajemnicze zniknięcie Elisabeth z Akademii Zła oraz wizytę dociekliwej księżniczki. - ...czy zdarzyło się kiedykolwiek w historii szkoły, by Dyrektor pokazał się uczniowi. Lady Lesso uniosła brwi, lecz Klarysa kontynuowała szybko zanim którakolwiek z kobiet zdążyłaby coś powiedzieć. - Oczywiście, uznałam, że jako młoda księżniczka z Candour odczuwa pragnienie spotkania z legendarnym Dyrektorem Akademii, że być może marzy o tym, by na własne oczy zobaczyć Baśniarza, wcale bym jej się zresztą nie dziwiła, więc oczywiście szybko wyjaśniłam jej, że na coś takiego najpewniej nie będzie mogła niestety liczyć - Klarysa zacisnęła drżącą dłoń na ramieniu drugiej ręki, jakby nagle zwątpiła w to, czy powinna w ogóle zaczynać ten temat. Ale ostatecznie... skoro rozmawiała już o tym z uczennicą, mogła to zrobić również z dziekanem i nauczycielką... - Rzecz w tym, że spodziewałam się, że dziewczyna będzie zawiedziona, a zamiast tego... być może jestem w błędzie, ale mam wrażenie, że moje słowa ją przestraszyły. Chciała odejść, więc pociągnęłam rozmowę na temat Dyrektora jeszcze chwilę, by się upewnić, że nie będzie próbowała czynić niemądrych rzeczy. Nie chciałam, by sobie szkodziła, jej miejsce w rankingu i tak plasuje się dużo niżej niż moim zdaniem na to zasługuje. Dziewczyna uległa i zadała mi jeszcze parę standardowych pytań o charakterze obu Akademii i, a to chyba pierwszy raz, gdy usłyszałam takie słowa od uczennicy, czy ja osobiście widziałam kiedyś jak wygląda w środku Wieża Dyrektora - zamilkła, pozwalając słowom wybrzmieć. Wkrótce Lady Lesso przerwała ciszę, opierając rękę na podłokietniku z cichym skrzypieniem starego drewna. - Nie rozumiem. Czy ty chcesz zasugerować, że uczennica zobaczyła Dyrektora? - zapytała, brzmiąc nagle wyjątkowo chłodno i nieprzyjaźnie. - Niczego nie sugeruję - zaoponowała dziekan Dovey, uśmiechając się znów, choć słabiej - Jeżeli już jednak rozmawiamy o tym, że Elisabeth z Lasu za Światem zdaje się przypisywać wiele rzeczy Dyrektorowi, który nie mógł w żaden sposób mieć w nich udziału, warto wspomnieć o tym, że jest to najwyraźniej narastająca w szkole tendencja. Uczniowie bawią się w badaczy, tworzą teorie, gdy prawdopodobnie po prostu nie rozumieją kim tak naprawdę jest Dyrektor Akademii i co jest jego zadaniem. Trzeba położyć temu kres - zaznaczyła, nie spoglądając już więcej w kierunku Wieży.
  10. Akademia Zła, Gabinet Crystal Wiadomość na kartce zaskoczyła Lady Lesso - przeczytała ją kilka razy, by upewnić się, że w pełni zrozumiała intencje, a później zmrużyła oczy, rzucając swojej przełożonej uważne spojrzenie spod rzęs. Informacja zdołała nareszcie wzbudzić w kobiecie łagodne odczucie niepokoju, choć nadal daleko było temu do takiej ostrożności, jaką zdawała się oczekiwać Crystal. Z pozornie beznamiętną miną pokazała kartkę siedzącej obok Klarysie, trzymając ją delikatnie pomiędzy dwoma bladymi palcami. Dziekan Dobra przeczytała ją ze zmarszczonymi brwiami, a potem przechyliła nieznacznie głowę, spoglądając na Crystal tak, jak zwykły to robić wróżki matki chrzestne, gdy pełne troski oczekiwały wyjaśnienia. Przez moment mogło się nawet zdawać, że Dovey nie zachowa narzuconej odgórnie zasady milczenia i zapyta wprost o źródło tego ostrzeżenia - w ostateczności jednak rozmyśliła się i tylko zacisnęła usta, zaciskając karteczkę w dłoni i zmieniając ją magicznie w kupkę złotego pyłu, osypując go na własne, poszarzałe od marszu buty. Żadna z kobiet nie odezwała się już do momentu otrzymania herbaty. Spoglądały tylko na siebie ukradkiem, jakby szukając potwierdzenia u drugiej, że ona również nie ma pojęcia, dlaczego Crystal tak nagle poczuła potrzebę usilnej ochrony prywatności tej rozmowy. Klarysa podziękowała Annabelle uprzejmie, gdy ta położyła przed nią tackę i natychmiast sięgnęła po własną filiżankę, wrzucając do niej eleganckim ruchem trzy kostki cukru. Lady Lesso uczyniła to z dużą większą rezerwą, rezygnując zupełnie ze słodyczy; lubiła swoją herbatę mocną i gorzką. Gdy Crystal rozpoczęła monolog, najwyraźniej zbyt zmęczona i pogrążona we własnych myślach, by odpowiedzieć na wcześniej zadane przez Klarysę pytanie, obie kobiety przestały wiercić się w fotelach i wysłuchały kobiety uważnie, zdając sobie sprawę, że właśnie dzieli się z nimi tym, co w ostatnich dniach tak wyraźnie ją męczyło. Przy temacie Czytelniczek Lady Lesso wyraźnie spochmurniała, opuszczając głowę i z tajemniczą miną muskając usta bladym kciukiem. Och, Crystal nie myliła się, zakładając, że jest zaangażowana w tę sprawę, ostatecznie sama spędzała ostatnie dni na próbach możliwe jak najszybszego zaaklimatyzowania tej słabej dziewczyny w ich szkole. Powszechnie uchodziła może za wiedźmę pozbawioną empatii, pełną chłodu dla niekompetentnych uczniów, lecz w rzeczywistości ich dobro było dla niej równie ważne, jak dla każdego innego nauczyciela, jeżeli nie bardziej. Nie zamierzała wspierać ani przymuszać Adelii z Lasu za Światem do zaliczania zajęć i rozwijania złych talentów; od tego miała profesorów przedmiotowych, ekspertów w swoich dziedzinach oraz siebie samą, jedyne prawdziwe źródło motywacji. W jej mniemaniu tym, co naprawdę ściągało dziewczynę w głębię rozpaczy był jednak problem, poruszany właśnie przez Crystal. Dziekan upatrywała się przyczyn w przyjaźni z dziewczyną z Akademii Dobra i było to częściową prawdą; Lady Lesso uzupełniła to jednak w myślach o coś głębszego. Cierniem nie była znajomość między księżniczką i wiedźmą, lecz fakt, że Adelia zupełnie nie była na nią gotowa. Nie potrafiłaby być niczyją przyjaciółką, gdyby od tego zależało jej życie, ponieważ nie potrafiła zobaczyć niczego poza czubkiem własnego nosa. Jako młode nieopierzone zło musiała na czas rozwoju zostać odcięta od ludzi, których niszczyła, równocześnie samej dając się zniszczyć. I w tym konkretnym zgadzała się z Crystal - nie dało się zrobić tego inaczej niż szybko i brutalnie, ponieważ skaza odklejana powoli jedynie zwiększała cierpienie. Zupełnie innego zdania była Klarysa Dovey. Tegoroczny przypadek Czytelników od samego początku dogłębnie ją poruszył. Nie oskarżała Dyrektora Akademii o sprowadzenie dziewcząt będących wcześniej w zażyłej relacji; nie czuła się kompetentna do tego, by oceniać, które serce w Świecie Czytelników odznacza się największym dobrem, a które największym złem, tym bardziej, że nie miała nigdy okazji tam trafić. Ze swoimi umiejętnościami była jednak w stanie zauważyć szlachetną waleczność Elisabeth oraz bolesne rysy w charakterze Adelii, tak charakterystyczne dla młodych studentów Zła. Zapraszając rudą dziewczynę na prywatne rozmowy (których wydawała się szczerze nie cierpieć i unikała ich jak ognia, pomimo najszczerszych chęci dziekan Dovey) czuła zawsze kujące podszepty żalu. Chciałaby powiedzieć ponurej uczennicy, że pewnego dnia - gdy obie będą już bardziej dojrzałe, zaczną rozumieć pewne sprawy, w tym momencie zasłonięte przez młodzieńczą porywczość - odnajdą się znowu i będą mogły żyć jak dawniej. Wiedziała jednak lepiej niż by w ten sposób mydlić jej oczy. Dzieci trafiały do Akademii Dobra i Zła z jakiegoś powodu; każde z nich, bez wyjątku, miało w sobie potencjał na bohatera baśni. A baśnie rządziły się jasnymi prawami - wiedźma i księżniczka nie mogły być przyjaciółkami, a wszelkie próby zawsze kończyły się katastrofą i rozlewem krwi. Adelia i Elisabeth nie były pierwszymi, które próbowały, Crystal miała jednak rację, gdy zaznaczała, że nigdy wcześniej nie zdarzyło się to z dwoma Czytelniczkami. Właśnie dlatego konieczność rozdzielenia dziewcząt dla ich własnego dobra była dla Klarysy tak przykra (i dlatego cieszyła się, że młodą Lasy Lesso poznała długo po tym, gdy Baśniarz przestał się nią interesować i pozwolił jej spokojnie osiąść w murach Akademii). Czy jednak była zdania, że należało zrobić to tak gwałtownie i bez znieczulenia, jak sugerowała jej koleżanka? Z całą pewnością nie. Prawdziwe poruszenie wywołało w kobietach dopiero wspomnienie o najnowszych przygodach dwóch dziewcząt w Akademii Zła. Lady Lesso uniosła ostro jedną brew, nie zdawała sobie bowiem sprawy, że ich wspólne eskapady zdarzały się tak regularnie; jej zdziwienie wciąż blakło jednak przy reakcji Dziekan Dovey. Wróżka złapała mocno za rączkę fotela i wychyliła się do przodu, spijając z ust Crystal każde słowo na temat wymyślonego przez nią planu. Przy niektórych zdaniach zaróżowiona twarz kobiety zdawała się sugerować, że jedynie ostateczna grzeczność powstrzymuje ją przed wtrąceniem się w wypowiedź drugiej dziekan, natomiast po komentarzu Annabelle na temat Elisabeth z Lasu za Światem - księżniczki, jej uczennicy, która podczas nielegalnych ucieczek rzucała kamieniami w zwierzęta jak nigdziarski łobuz - złapała się za serce, jakby osobiście ją to ubodło. Opowiedziana historia miała wiele ciekawszych oraz bardziej upokarzających momentów (Lady Lesso odważyła się nawet prychnąć chłodno, kiedy Crystal zasugerowała jej domniemany udział w zniknięciu Elisabeth, jakby kiedykolwiek praktykowała tak marne złośliwości w ramach zemsty) i po jej zakończeniu żadna z kobiet nie odzywała się przez dłuższą chwilę, niepewne od czego najlepiej byłoby zacząć. Jako pierwsza rezon odzyskała Klarysa, prostując się dumnie w fotelu i odkładając filiżankę z niedopitą herbatą na tackę. Zniknął gdzieś życzliwy uśmiech, zastąpiony przez grymas przypominający urazę. - Nie było to najbardziej uczciwe wobec mnie i mojej szkoły nie poinformować nas o tym, że polujesz na uczennicę, na dwóch uczniów, pozostających pod opieką Akademii Dobra - kobieta położyła twardy nacisk na słowo "polujesz", choć jej oczy złagodniały, gdy kontynuowała - Rozumiem twój zamysł i troskę o ich dobro, jednak podeszłaś do tego w niewłaściwy sposób. Zdecydowałaś się na samodzielne działanie, zapominając o tym, że siła tkwi w grupie - Klarysa spojrzała kątem oka na Lady Lesso, która przez cały ten czas nie odezwała się słowem. - Podejrzewałam, że Elisabeth wymyka się nadal z Akademii, pomimo moich najszczerszych prób przekonania ją do tego, by przestała, lecz gdybyś zdecydowała się wtedy zasięgnąć mojej opinii, miałabym szansę odnaleźć wykorzystywaną przez dziewczynę lukę w zabezpieczeniach i uniemożliwić jej dalsze próby. Szantaż i groźby nie są środkiem, Crystal. Nie wobec moich zawszan - dodała z niemalże matczynym ostrzeżeniem - Nie zamierzam ingerować w twoje metody nauczania nigdziarzy, lecz ty również nie miałaś prawa tamtej nocy na własną rękę konfrontować Elisabeth. Śmiem twierdzić, że tajemnicze wydarzenie, które tak cię martwi było jedynie sprawiedliwą ręką, która przypomniała ci o tym, gdzie leży granica twojej odpowiedzialności - zakończyła nieco napiętym tonem, zaciskając palce na podłokietniku, a potem zupełnie go puszczając. Przez chwilę nikt nic nie mówił, lecz zanim Crystal zebrałaby się na odpowiedź, zrobiła to Lady Lesso, wzdychając cicho przed wyrażeniem zdania niezgodnego z opinią przyjaciółki. - Klaryso... dziekan Dovey - poprawiła się, uśmiechając nieco sarkastycznie. - Myślę, że zbyt szybko zdecydowałaś się tak surowo ocenić tę sytuację. To pewne, że dziekan Crystal... - skinęła beznamiętnie głową w kierunku przełożonej. - ...nie zachowała się w pełni sprawiedliwie, pamiętaj jednak, że obie jesteśmy wiedźmami. Gdy wiedźma widzi szansę na to, by rozwiązać dręczący ją problem, robi to natychmiast i bez zawahania, nie poświęcając myśli grzecznościom lub sympatiom - Dovey zmrużyła powieki; róż powoli schodził jej z policzków, choć nadal nie wydawała się w pełni przekonana. - Moim zdaniem pokazanie dziewczętom w praktyce największych ułomności ich niezdrowej przyjaźni było właściwą metodą - podkreśliła dla zachowania wierności przekonaniom, bez względu na zawiedzione spojrzenie, jakie rzuciła jej przyjaciółka. Później będzie czas na to, by ponownie oddać się dyskusjom wynikającym z różnych światopoglądów. - Wracając jednak do wiedźmiego praktycyzmu. Spostrzeżenie na temat manipulatorstwa było słuszne, lecz nie to stanowi sedno problemu, który poruszyła Crystal - Lesso odwróciła głowę od Klarysy, czując na policzku jej palące spojrzenie. - Dyrektor Akademii nie może pomagać uczniom. A w każdym razie nigdy wcześniej nie próbował. Czy komukolwiek wiadomo o szkolnych zabezpieczeniach, które zwracałyby zawszankę do jej Akademii, gdy w drugim zamku napotka ją zagrożenie? - zapytała rzeczowo, sugerując bez wstydu, że konfrontacja z wściekłą Crystal jak najbardziej zawierała się w definicji "zagrożenia". Klarysa uniosła dłoń do ust w zamyśleniu, choć jej ponure niebieskie oczy już sugerowały odpowiedź. - Gdyby tak było nie dochodziłoby do tych wszystkich okazjonalnych potyczek, gdy pojedynczemu uczniowi udawało się wedrzeć do Akademii przez Leśny Tunel w trakcie zajęć - zauważyła cicho, najwyraźniej rezygnując z dalszych prób strofowania Crystal; prawdziwy problem wypłynął wreszcie na pierwszy plan wedle sugestii Lady Lesso. - I nie wierzę, by Elisabeth nie doświadczyła żadnej narażającej ją sytuacji podczas swojej pierwszej ucieczki. Przebywanie samotnie w tym zamku - obejrzała się wymownie na okno, z którego widać było dokładnie czarne, strzeliste wieże. - jest znacznie bardziej niebezpieczne niż rozmowa pod opieką nauczyciela - zauważyła, tym razem biorąc pod uwagę pozytywny aspekt planu swojej Złej koleżanki. - Jest jeszcze jedna, być może powiązana rzecz, która w ostatnich dniach mnie zastanawiała, ale... Nie jestem pewna, czy nie jest to nadużycie z mojej strony sugerować, że... - urwała, jakby tracąc przekonanie do tego, co miała zamiar opowiedzieć.
  11. Akademia Zła, Gabinet Crystal Żadna z nauczycielek nie okazała zdziwienia, gdy drzwi otworzył im przerośnięty wąż; Klarysa pokusiła się nawet o wyciągnięcie jasnej dłoni i przesunięcie zielonymi paznokciami po łuskach przy łbie, dbając o to, by przypominało to bardziej gest powitania niż pieszczoty, nie zamierzała bowiem urazić podopiecznej Crystal sugestią, że ktokolwiek poza Dziekan Zła mógłby się na nie poważyć. - Witaj, Annabelle - powiedziała uprzejmie, obdarzając węża drobnym uśmiechem, gdy ten odprowadzał ich do biurka niczym najprawdziwszy konferansjer. - Jestem pewna, że tak nie jest. Kogoś takiego jak ty nie da się zastąpić, wierz mi na słowo. Lady Lesso trzymała się pół kroku z tyłu, unosząc cienkie brwi na widok wyraźnie zaniepokojonej Crystal. Nie poświęciła zbyt wiele czasu Annabelle, zwróciła uwagę na jej obecność jedynie poprzez nieznaczne skinienie głowy, a potem jako pierwsza zajęła wskazane miejsce, pokazując tym samym, że jest gotowa natychmiast przejść do konkretów. Klarysa Dovey jednakże nie odczuwała podobnego pośpiechu, znacznie bardziej niż jej młodsza przyjaciółka przyzwyczajona do tego typu spotkań. Zanim usiadła zdążyła jeszcze zmierzyć drugą dziekan przeciągłym spojrzeniem i wygładzić seledynową suknię. - Ciebie również miło widzieć, Crystal - odparła, składając elegancko ręce na kolanach. - Myślę, że wszystkie skorzystamy na ciepłej, słodkiej herbacie z miodem - Lady Lesso zamrugała, lecz Klarysa nie odrywała spojrzenia od swojej wymęczonej koleżanki. - Nie ma sensu czynić spotkania przesadnie oficjalnym, mamy do omówienia wiele przypadków, a dobrze wiemy, że nie każdy przyjemny - zacisnęła usta, jakby zastanawiała się, czy poczynić komentarz na temat ewidentnego zmarnowania Crystal, w ostateczności jednak zrezygnowała, odwracając głowę do Lady Lesso. Nauczycielka Klątw i Pułapek nie wyglądała jakby zamierzała dodać cokolwiek od siebie. Siedziała sztywno wyprostowana, z ramionami skrzyżowanymi na piersiach, jednak jej fioletowe oczy, którymi nadal analizowała stan swojej przełożonej, również nie nosiły śladów dotychczasowego chłodu. Nie sprawiała wrażenia nerwowej lub zmartwionej, lecz bez wątpienia była zaintrygowana; zastanawiała się, co takiego Crystal ma zamiar im przekazać i dlaczego nalegała na jej obecność. Zacisnęła usta, odchylając głowę lekko do tyłu. Przeczucie mówiło jej, że miały z tym związek dwie Czytelniczki, prawdopodobnie się nie myliła. Choć dziewczęta zaczęły nareszcie stabilizować się na swoich pozycjach w Akademii Dobra i Zła, wciąż pozostawały tajemnice oraz niedociągnięcia, stanowiące przyczynek do kpin dla pozostałych uczniów oraz dodatkowy wysiłek dla nauczycieli. Dovey najwyraźniej uważała podobnie, kiedy zwracała się ponownie do dziekan Crystal, siląc na niemrawy uśmiech. - Czy Dyrektor Akademii odpowiedział na twój list, czy tak jak w moim wypadku nie uznał tego za konieczne? Lady Lesso westchnęła bezgłośnie do siebie. Crystal nie musiała nawet otwierać ust, by wszystkie znały odpowiedź na to pytanie. Zanim jednak zdążyłyby kontynuować niewygodny temat, kobieta poczuła, że coś ociera się o wierzch jej chłodnej dłoni. Przechyliła głowę, spoglądając karcąco na węża. Nie zamierzała pozwalać na to, by rozpraszał ją w trakcie rozmowy, niezależnie od tego, czy był, czy nie był ulubionym pupilem Crystal. Po wcześniejszym powitaniu Annabelle powinna już domyślić się, że to nie przy tym fotelu mogła spodziewać się pieszczot. Okazało się jednak, że zwierzę zamierzało jedynie dostarczyć jej nieznaną kartkę. Sięgnęła po nią, rzucając przy tym Crystal podejrzliwe spojrzenie.
  12. Akademia Zła, Gabinet Crystal, comiesięczne zebranie dziekanów Pył osypywał się z czarnych kolumn w cichej symfonii ze stuknięciami wysokich obcasów na lodowatej podłodze nigdziarskich korytarzy. Wokół słychać było drażliwe skrzypienie targanych wiatrem zawiasów przy klamkach starych szyb, skrobanie szczurów między murami oraz odległe zawodzenie, mogące oznaczać zarówno niepokornego ucznia zamkniętego w Sali Udręki jak i młode wiedźmy wyśpiewujące zawszańskie melodie wskutek przegranego zakładu. O tej godzinie w holu i na klatkach schodowych dało się już spotkać jedynie patrolujące wilki oraz włochate pająki na nisko zawieszonych niciach. Zamek zasypiał, wymęczone wrzaskami i kłótniami sale mogły odetchnąć ze spokojem, wiekowe płaskorzeźby i witraże ogarniał mrok, w którym jedyne światło zapewniał wyłaniający się zza chmur księżyc, nadający strzelistym, czarnym wieżom jedynej w swoim rodzaju aury. Akademia Zła była przeciwieństwem Akademii Dobra pod każdym względem. Biała twierdza najlepiej prezentowała się wtedy, kiedy ciepłe słońce odbijało się milionem barw na szklanych pomostach i złotych ornamentach, wypełniało każdy zakamarek podobną jasnością, jaka gościła w sercach młodych księżniczek i książąt. W tym samym czasie siedziba nigdziarzy odżywała dopiero po zachodzie; ciemność i cisza nadawały korytarzom nastrojowości, jakiej ze świecą szukać w najsławetniejszych złych pałacach. Nawet ktoś jaki jak ona mógłby poczuć ciarki na plecach. Na to jednak miała przecież metody. Uniosła rękę do góry, pozwoliła palcu wskazującemu zapłonąć jasnym blaskiem, rozgonić cienie czające się we wnękach i odstraszyć największe gryzonie. Dopiero w nowym, magicznie wzmocnionym świetle jej kolorowa sylwetka tak wyraźnie odrysowała się na ciemnym tle Akademii. Długa, seledynowa szata przyozdobiona złotymi i srebrnymi gwiazdkami na trenie oraz grzebyk w kształcie dyni wpięty w jasne, nieco siwiejące włosy nijak miały się do ponurego wystroju. Klarysa Dovey zdawała się być w Szkole Zła jak wycięty z innego obrazka, niezdarnie wklejony element, jednak świadomość własnego niedopasowania nie wydawała się jej ciążyć. Przeciwnie, po terenie wroga poruszała się energicznie i z uśmiechem, wyciągając zachęcająco rękę do towarzyszącej jej bladej kobiety. - Nie rozumiem, dlaczego tak się przed tym opierasz, Lady Lesso. - Ponieważ to spotkanie dziekanów. Jak dobrze wiesz, ja nie jestem dziekanem. Ona coś knuje. Być może znalazła wreszcie sposób na to, by pozbyć się mnie ze szkoły - wiedźma odpowiedziała grobowym tonem, zaciskając cienkie palce na bordowym płaszczu, który ciągnął się za nią posępnie, jedyne dzięki zaklęciom nie zbierając brudu. Klarysa parsknęła pod nosem, odwracając głowę, by jej młodsza przyjaciółka nie zauważyła jak przewraca oczami. - Albo może po prostu ceni twoje zdanie bardziej niż mogłoby ci się wydawać - skontrowała łagodniejszym tonem. - Poza tym jedynie Dyrektor może wyrzucać profesorów z Akademii. - Dlatego informuje mnie o tym, że mam być obecna w ostatniej chwili, dobrze wiedząc o tym, że najpewniej jestem już w łóżku? - Lady Lesso wymamrotała jadowicie, dopinając guziki w nieco wymiętej szacie. - Wybacz mi, jeżeli zabrzmię przewrotnie, ale jak to mówiłaś na swoich zajęciach... prawdziwy złoczyńca jest zawsze przygotowany? - Dziekan Dobra uśmiechnęła się, czując na karku mordercze spojrzenie drugiej nauczycielki. Klarysa nie wątpiła w to, że Crystal miała zrozumiały powód do tego, by nalegać na obecność dodatkowej osoby podczas ich comiesięcznego spotkania. W przeciwieństwie do samej Lady Lesso, potrafiła zaufać osądom swojej złej odpowiedniczki, niezależnie od tego jak różne bywały ich poglądy. W kwestiach nadzorowania szkół nie było miejsca na wzajemne wątpliwości i spory; uczniowie zapewniali ich aż nadto, czasami o włos powstrzymując się (a raczej będąc powstrzymywanymi) od wszczęcia zamieszek, rozbojów i regularnych bitew, gdzie w ruch szły miecze, płomienie i żywe zwierzęta. A najgorsze, że w tych słowach nie było ani krztyny przesady. Westchnęła ze znużeniem. Zarządzanie Akademią, do której - zgodnie z założeniami - trafiały dzieci o sercach zarówno najszlachetniejszych (jedna skrajność), jak i najbardziej podłych (druga) było czasem trudniejsze niż zarządzanie królestwem, choć niejeden znany władca zapewne stwierdziłby inaczej. Delikatnym, uprzejmym ruchem zapukała do drzwi gabinetu Crystal, wygaszając blask, którym wcześniej oświetlała sobie drogę. - Gotowa na zebranie? - zapytała pogodnie, otwierając drzwi na usłyszane potwierdzenie. Lady Lesso nie raczyła odpowiedzieć.
  13. Akademia Zła, Noc, Wieża Szkoda Cierpliwość dziekan Zła musiała się kiedyś skończyć, tak samo jak ta rozmowa. Lisa miotała się w duchu, próbując wymyślić dobrą odpowiedź, jednak nic nie wydawało się odpowiednie; a przez odpowiednie miała oczywiście na myśli coś, co pozwoliłoby im przynajmniej ujść płazem z tej próby ucieczki, równocześnie nie raniąc osób postronnych. Opowieść węża nie zrobiła na Lisie zbyt wielkiego wrażenia; nasłuchała się już dostatecznie dużo historii o wiedźmach i księżniczkach, którym nadal nie dawała wiary, poza tym - jak słusznie zauważyła nauczycielka - ich sytuacja była inna. Profesorowie tych Akademii mieli się dopiero przekonać jak bardzo inna. Przede wszystkim oczekiwała momentu, w którym zostaną ukarane za jej niewyparzony język, bo nie wątpiła, że po raz kolejny zachowała się nazbyt impulsywnie. Ściskała Adelię, ta ściskała ją jeszcze mocniej; na obu twarzach malowało się zmęczenie, wściekłość oraz żal. Groźba Sali Udręki sprawiła też, że Lisa poczuła jak ulatuje z niej determinacja. Nagle przypomniała sobie jaką tak naprawdę niesprawiedliwą władzę miała nad nimi ta kobieta. W tej samej chwili, w której palce Adelii wpiły się boleśnie w delikatne okolice żeber Lisy, dziewczyna rozluźniła zaciśnięte pięści i wychyliła się do przodu, czując wilgoć zbierającą się na rudych rzęsach. - Nie robię z pani żadnej idiotki! My chcemy tylko wrócić do domu, czy to tak trudne do zrozumienia? Adelia jest po prostu przestraszona! - rzucała przypadkowe odpowiedzi na masę poruszonych przez Crystal tematów, tylko po to, by ostatecznie zamilknąć i przycisnąć dłoń do ust. Adelia krzyknęła, gdy zaczęły otaczać je krucze pióra, Lisa natomiast wpiła zęby we własne palce, w próbie zmuszenia samej siebie do podjęcia tej ostatecznej próby, na której samą myśl robiło jej się niedobrze. Co mogła jeszcze zrobić? Co powiedzieć? Logicznie... Pal licho logikę. - Dobrze, powiem! - wrzasnęła histerycznie ponad szelestem krążących coraz szybciej piór, na co Adelia załkała dławiąco, myśląc chyba, że nareszcie zdecydowała się wydać Alana. Oczywiście nie była to prawda; dziewczyna nadal nie byłaby do tego zdolna, lecz kiedy już opadły wszystkie pióra i znów poczuła, że stoi pewnie na zimnej posadzce, z jej ust wyrwały się słowa, nad którymi sama niezbyt się zastanowiła. - Wiem, czyje buty ukradłam, okej? On nam nie pomagał, ale... I zanim zdążyłaby dodać coś więcej, zniknęła. Nie było żadnego magicznego błysku, żadnego trzasku ani powiewu zaklęcia, żadnych kruczych piór. W miejscu, w którym zaledwie sekundę temu stała wysoka, ruda Czytelniczka, nie było teraz nic, a jej wyznanie urwało się tak nagle, że jeszcze przez kilka sekund w uszach dzwonił im dziewczęcy głos. Adelia pisnęła, przyciskając do piersi ręce, którymi wcześniej ściskała przyjaciółkę. Tajemnicze zniknięcie Lisy, nie mające żadnego związku z magią Crystal, wstrząsnęło nią do tego stopnia, że przez dłuższą chwilę potrafiła jedynie mrugać załzawionymi oczami i i telepać się pod szorstkim mundurkiem. Potem wsunęła palce w osłabione, brązowe włosy, kuląc się w sobie i uciekając wzrokiem od strasznej dziekan i jej olbrzymiego węża. - Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego? - szeptała pomiędzy jednym płaczliwym czknięciem, a drugim. Po poprzedniej wściekłości nie został nawet ślad; Crystal równie dobrze mogła ją sobie tylko wyobrazić. To, że Adelia oskarżyła kobietę o zniknięcie Lisy nie było niczym nadzwyczajnym; ostatecznie czy nie właśnie tym zagroziła im parę minut temu? Lisa być może też tak pomyśli, gdy następnego dnia zerwie się nagle z własnego łóżka - wciąż w butach i dodatkowym okryciu. W tej chwili istniały jedynie dwie osoby, które mogły być absolutnie pewne tego, co naprawdę się tu wydarzyło, a jedna z nich chichotała właśnie w wiekowej komnacie, w najbezczelniejszy sposób udowadniając coś, co uczennica w złości zarzuciła nauczycielce. Ma wszystkich za nic i ciągle z was drwi.
  14. Akademia Zła, Noc, Wieża Występek Z każdą chwilą sytuacja stawała się coraz bardziej zagmatwana. Skronie zaczynały pulsować jej bólem, a serce od dawna biło gdzieś w okolicach krtani. Odwaga nadal chciała napierać i szukać wyjścia, lecz rozsądek coraz częściej przebijał się na wierzch, a wraz z nim myśl, że dzisiejszego wieczoru już wszystko stracone i dla własnego dobra powinny odpuścić, nawet, jeżeli nie chciały. Przez większość wypowiedzi Crystal nie odezwała się słowem, zbyt oniemiała, by cokolwiek z siebie wydusić. Te wątpliwości, które na samym początku odrzuciła, wróciły teraz z olbrzymią mocą, sprawiając, że po raz kolejny owinęła wokół Adelii ochronne ramię, wplatając palce w jej cienkie, wilgotne z nerwów włosy. Im dłużej słuchała nauczycielki, tym bardziej uświadamiała sobie jak bardzo nielogiczna i nieprawdopodobna była ta historia. Chociaż bardzo chciała trwać w nadziei, że znalazł się ktoś, kto mógłby im pomóc, nie była dłużej w stanie uwierzyć w jakiekolwiek jej słowo. Czuła, że wiedźma nie tylko próbowała się nimi zabawić, ale też kompletnie nie słuchała tego, co mówiła do niej Lisa. Ostatecznie - jaki tak właściwie mogła mieć pożytek w tym, że pomoże im uciec? Spokój od Adelii? Wątpliwe, dziewczyna większość ostatniego tygodnia spędziła przecież spokojnie i cicho. Narażała się na gniew Dyrektora - bo cokolwiek by nie mówiła o swojej wiedźmowatości, Lisa nadal nie wierzyła, by mogło jej to ujść płazem, w końcu sama przyznała już, że porywacz poświęcił wysiłek i czas na to, by je tu ściągnąć - proponując, że zrobi to właściwie za nic. Bo przecież jeżeli chciała przypadkowego ucznia, wcale nie potrzebowała do tego jej słowa; była Dziekanem do cholery. Słuchała jej tylko tak długo, jak myślała, że pragnie złapać zawszanina łamiącego regulamin lub dowiedzieć się w jaki sposób Lisa włamywała się do zamku; teraz nareszcie zdobyła się na słuszną nieufność. Nie wiedziała tylko, co myśli o tym wszystkim Adelia. Przyjaciółka po raz kolejny stała się apatycznie wręcz cicha i poza tym, że obserwowała swoją nauczycielkę spod ramienia Lisy - biała ze zmęczenia i niepokoju, z zaczerwienionymi oczami i gorącymi łzami, które cicho skapywały ze skóry na szorstką koszulę - milczała, chyba całkiem oddając jej kwestię rozwiązania tego problemu. Słyszała tylko, jak z gardła drobniejszej dziewczyny raz na jakiś czas wyrywało się przypadkowe, głuche czkanie; ze swojego miejsca nie była w stanie dostrzec nagłego niebezpiecznego dystansu w oczach przyjaciółki ani tego jak mocno i zaborczo zaciskała ona palce na jej talii. Co jednak najciekawsze; mroczne spojrzenie i niechęć nie były skierowane na Lisę, mimo że ta odmówiła wydania Alana i teraz plątała się w próbach wyciągnięcia ich z beznadziejnej sytuacji. Nie, Adelia mroziła wzrokiem Crystal, wściekła, że ta odważyła się tak otwarcie wyciągnąć wady ich nierozerwalnej przyjaźni, grożąc równocześnie, że to właśnie one staną się krańcem nadziei na powrót do domu. Nie miała prawa. Lisa ze wszystkimi swoimi błędami oraz durnym honorem była sprawą tylko i wyłącznie Adelii i tylko ona jedna będzie radzić sobie ze złymi chłopcami, którzy próbują ją zbałamucić. Kiedy Crystal w końcu nachyliła się do nigdziarki, z jej oczu nadal płynęły łzy, ale pod lekko rozchylonymi ustami kryły się mocno zaciśnięte zęby. To czy - i jak bardzo - Adelia czuła się zdradzona też nie było sprawą jakiejś obcej, obrzydliwej wiedźmy. Nie miała żadnego pojęcia o ich relacji. Żadnego! Tych słów nie była już w stanie wytrzymać także Lisa, bo nagle dotarło do niej, co tak właściwie próbowała osiągnąć nauczycielka; udowodnić, że obydwie nadają się do swoich szkół i przekonać Adelię, że dla Lisy ważniejsi są zawszanie. Nie mogła na to pozwolić, to nie była prawda! Tylko Dyrektor ponosił winę za to, że znalazły się w tej sytuacji i nie zamierzała skazywać na cierpienie kogoś niewinnego, nie ważne jak bardzo nie próbowano by jej do tego zmusić. Wzięła głęboki, świszczący oddech, siląc się na spokój i gorączkowo myśląc nad nowym planem. - Jeżeli pani profesor by słuchała, co do niej mówię. - wycedziła. - To by wiedziała, że znalazłam buty w szatni i nie wiem, czyje są. Może mi pani profesor nie wierzyć, ale ja powiedziałam wszystko, co wiem. Nie obchodzi mnie, co myślicie o Dyrektorze; może naprawdę ześwirował, ale ja wiem, że coś zrobił - tym razem jej stwierdzenie miało w sobie znacznie więcej prawdy niż wcześniej. Całkiem pominęła napomknienie Crystal o Alanie i obiedzie, obawiając się, że gdy wspomni jego imię nie będzie dłużej w stanie zachować przekonującego wyrazu twarzy. - Nie rzucę przypadkowym imieniem księcia, to bez sensu. Nic to pani profesor nie da, a ja nie zamierzam mieszać się w pani sadystyczne potrzeby. I jeszcze jedno; cokolwiek pani powie, nie zniszczy pani naszej przyjaźni. Adelia wie, jak ważna dla mnie jest, inaczej by mnie tu nawet nie było. Prawda? - przełknęła ślinę, z lekką niepewnością czekając na reakcję niższej dziewczyny. Ta jednak błyskawicznie owinęła ramiona wokół jej szyi w potwierdzającym tonie i spojrzała na Crystal spod poklejonych włosów. Dla Lisy był to zapewne gest przyjaźni, bardziej obiektywnie jednak; przynależności - Tak naprawdę pani wcale nie chce nam pomóc, prawda? - podsumowała w końcu Lisa; głos tylko nieznacznie jej się przy tym załamał, ale dzielnie ciągnęła dalej, być może znów nieco zbyt pewna siebie. - Bo ja dopełniłam swojej części umowy i wydałam pomocnika. Może to pani sprawdzić, zapytać go. A nie, przepraszam - Zdawała sobie sprawę jak bardzo przeciąga strunę, a jednak nie była w stanie przerwać; tym razem to ją w oczy zapiekły łzy frustracji. - Zapomniałam, że Dyrektor ma was wszystkich za nic i ciągle drwi z własnych nauczycieli. Szczególnie z nigdziarzy i... Zbyt późno zdołała ugryźć się w język; otrzeźwiło ją dopiero głośne wciągnięcie powietrza przez Adelię i drobna dłoń, wbijająca przydługie paznokcie w jej ramię. Wygląda na to, że teraz to ona przesadziła.
  15. Akademia Zła, Noc, Wieża Występek Wydawałoby się, że moment w którym umiera nadzieja powinien być bardziej spektakularny i odczuwalny, odznaczyć się nagłym przewrotem emocji, sił; kiedy jednak Lisa zdaje sobie sprawę, że Dyrektor Akademii wcale nie zamierza jej pomóc - i być może nigdy tego nie robił - odrzuca łzy oraz rezygnację, odwracając się dziko w kierunku nauczycielki. Wir wydarzeń trwa, upadł jeden plan, więc trzeba trzymać fason i wymyślić następny. To Adelia szybko traciła energię i uchylała się przed walką, a Lisa zawsze potrafiła znaleźć jakieś słowa, trop, najlepszy do wyjścia z danej sytuacji. Rozpłacze się później, kiedy znów zda sobie sprawę z tego, że przegrała, na razie jednak musiała zrobić wszystko, by nie otrzymały dotkliwej kary - szczególnie Adelia, która nie była niczemu winna. Lisa nie chciała mówić tego na głos, ale wątpiła, by jej przyjaciółka odważyła się na ucieczkę, gdyby trafiła tu sama. Być może lepiej, że Dyrektor porwał też ją, może mogła jakoś pocieszać się tym, że to tutaj, a nie w domu, jest aktualnie najbardziej potrzebna. Oderwała plecy od ściany i wystąpiła krok do przodu, instynktownie zasłaniając Adelię, która szybko z tego skorzystała, łapiąc ją z tyłu za koszulkę. Prawie czuła przez materiał jej lodowate, lepkie od potu palce. To wszystko było tak bardzo niesprawiedliwe! Gadający wąż i jego groźby ją przestraszyły, to jasne - niemal fizycznie odczuła ból w zgięciu lewego łokcia po tym jak zwierzę zażądało ręki w ramach rekompensaty - lecz chyba nadal była zbyt zła i skołowana, by prawdziwie okazać strach. Ustała w miejscu, nawet jeśli na drżących nogach, a potem uniosła głowę i spojrzała dziekan prosto w mroczne oczy, z delikatnie tylko mniejszą butą niż wcześniej. Sytuacja była patowa, prawda, ale ostatecznie one były dziećmi, a ta kobieta nauczycielką. Jak bardzo niszczyć uczniów mogła Akademia Zła? Chyba tylko tak, jak Akademia Dobra ich rozpuszczała. Dyszała z biegu i wściekłości, konwulsyjnie zaciskała pięści przy boku, nie mogąc zapanować nad rozdzierającą frustracją. Sprawy zmieniły bieg dopiero wtedy, gdy dziekan odwołała swojego węża; Annabelle brzmiało zdecydowanie zbyt przyjemnie, miała tak chyba nawet na imię jedna z prababć Lisy, jednak to nie to naprawdę przykuło jej uwagę. Na słowa kobiety nareszcie uleciała z niej złość, co odczuła jak metaforyczne wiadro zimnej wody, które ostatecznie nie przyniosło spokoju, a kolejne, równie silne emocje. Wyrwała się do odpowiedzi tak szybko, że prawie się zapowietrzyła, podczas gdy Adelia zaplotła mocno ramiona wokół jej talii, ostrożnie wychylając głowę zza wyższej sylwetki. - No tak! Tylko o to nam chodzi! Nareszcie... - urwała, w ostatniej chwili powstrzymując się przed dodaniem, że ona również ma nadzieję nigdy więcej nie ujrzeć Crystal, jej węża ani całego tego okropnego zamku. Propozycja nauczycielki była tak nagła, że całkiem zapomniała o wątpliwościach (bo przecież to wszystko brzmiało nazbyt pięknie) oraz o swoich kolegach z Akademii Dobra, za którymi - czy odważy się to przyznać? - z pewnością będzie tęsknić. Zanim jednak nieokreślone uczucia zdołałyby ułożyć się w prawdziwą radość, kobieta szybko przypomniała jej o znajomych w najgorszy możliwy sposób. Zamknęła usta z cichym tąpnięciem zębów, całkowicie oniemiała. Wydacie mi ucznia, który pomagał wam w ucieczce. Musicie wydać go obie. Co was obchodzi los jednego zawszanina? Lisie zakręciło się w głowie, gdy pomyślała o Alanie; tak życzliwym, sprawiedliwym, ciągle oferującym bezinteresowną pomoc i po prostu dobrym jak przystało na uczniów tej szkoły. Znacznie lepszym od Ambrosiusa, czy Abraxasa, z jakiegoś nierzeczywistego powodu nazywanych wzorami książąt. Czy mogła wydać go na nieokreślone męki, odebrać szansę na przyszłość i powrót do domu tylko dlatego, by sama mogła osiągnąć coś, co bezprawnie jej odebrano? Uratować Adelię kosztem kogoś innego, a już tym bardziej tak przyjaznego? Odpowiedź była oczywista; nigdy w życiu, nigdy, nawet gdyby chodziło o jakiegoś okropnego ucznia z Akademii Zła, a nie Alana. Nie potrafiłaby spojrzeć rodzicom w oczy ani wziąć Nathana na ręce ze świadomością, że zniszczyła życie jakiemuś nastolatkowi. Co jednak się stanie, gdy odmówi? Jak kara czeka ją i Adelię i czy kiedykolwiek będą mieć jeszcze kolejną szansę na ucieczkę? Poczuła, że Adelia wystąpiła krok do przodu i stanęła obok, uwieszając się jej łokcia. Spojrzała na nią, obawiając się tego, co ujrzy. Nie bez przyczyny, bo zobaczenie swojej przyjaciółki z tak wyraźnym oczekiwaniem w wielkich, szklistych oczach, z przygryzioną z ekscytacji wargą, nie było w tej sytuacji budujące. Naprawdę chciała jej pomóc, ale nie mogła równocześnie skrzywdzić Alana. Musiała to zrozumieć; i tak była wdzięczna, że dziewczyna nie wyrwała się z odpowiedzią jako pierwsza, wymuszając na niej w ten sposób potwierdzenie tej wersji, czego pewnie i tak by nie zrobiła. Czy mogłaby ją za to winić? Pewnie nie, Adelia w stanie wielkiego stresu często najpierw robiła, a dopiero potem myślała. Spojrzała na nauczycielkę, umyślnie sprawiając wrażenie osoby, która się waha, równocześnie gorączkowo myśląc nad odpowiedzią. Mogła skłamać, ale skoro dziekan już wiedziała o tym, że ktoś im pomagał... no właśnie, skąd o tym wiedziała? Nie zostawili żadnego śladu, jeśli nie liczyć tych nieszczęsnych butów. Mogła do nich nawiązać, zaryzykować, ale czy to wystarczy? Kogo mogła wydać, kto był w tej Akademii taką osobą, której nie mogliby tak po prostu zrobić krzywdy? Profesor Sader wydawał się miły i tajemniczy, ale z drugiej strony, jeżeli nauczycielka by się do niego udała, ten z pewnością by zaprzeczył, bo przecież z jakiej racji miałby kryć uczennice, które złamały regulamin? Przełknęła ślinę, choć usta miała niemal całkiem wyschnięte. A może gdyby... gdyby powiedziała tylko pół prawdy? - Nie rozumiem, o co pani profesor chodzi - wycedziła, nadal brzmiąc na nieco sfrustrowaną. I dobrze, może w ten sposób zamaskuje drżenie głosu. - Włamywałam się tu już, przyznaję, ale nie było ze mną nigdy żadnego zawszanina - Półprawda. Nie zwróciła uwagi na Adelię, choć ta poruszyła się niespokojnie, wbijając zmartwiałe spojrzenie w podłogę. Cholera, co mogła powiedzieć, by jakoś wyjaśnić zachowanie przyjaciółki, jej strach? Przede wszystkim musiała uważać, by nie syknąć, bo palce dziewczyny bardzo mocno wpijały się teraz w jej skórę na ramieniu. - Skąd w ogóle wzięła pani profesor ten pomysł? Chodzi o buty, które ukradłam? - Kolejna półprawda; pierwszej nocy kradła, ale nie buty od Alana, tylko ubrania od Stephanie. - Zabrałam je z szatni, jakiś książę chyba zostawił je po treningu - paplała jak najęta, próbując za wszelką cenę wymyślić coś, co mogłaby użyć jako karty przetargowej... - Naprawdę bym pani powiedziała, ale... - ... i wymyśliła. - Trochę się boję, okej? To nie było normalne ani zrozumiałe dla nas. Miałyśmy.... pomoc, po prostu nie wiem, czy mi wolno o niej mówić. - Adelia uniosła głowę i spojrzała na nią z rozchylonymi ustami. Tak, tak właśnie na mnie patrz, jakbyś była przerażona. - W końcu to się tu chyba normalnie nie zdarza, żeby Dyrektor pomagał uczniom w łamaniu zasad, co nie? - kolejna półprawda; ostatecznie, rzeczywiście im wtedy pomógł. Chyba. Nie wierzyła, że naprawdę to robi.
  16. Akademia Zła, Noc, Wieża Występek Wystarczyła niecała minuta, kilka nic nieznaczących sekund między złapaniem Adelii za rękę, a pociągnięciem jej w stronkę klatki schodowej, by cały plan ucieczki znów się definitywnie posypał. Z jednej strony powinna się już tego chyba spodziewać, a z drugiej - cholera, dlaczego to musiało przytrafiać się właśnie im? Najpierw porwanie, potem te wszystkie przejściowe przygody ze złymi i dobrymi nastolatkami, a teraz jeszcze to. Lisa była absolutnie pewna, że skoro już złapała ich sama dziekan, mogą zapomnieć o opuszczeniu zamku, w każdym razie na ten moment, bo to jasne jak zęby księżniczek, że nie zamierzały przestać dopóki się stąd nie wydostaną. W baśniach działy się już rzeczy niemożliwe, więc baśń Adelii i Lisy opowie przyszłym pokoleniom o dwóch dziewczynach, które zrobiły głupków z Dyrektora Akademii i wszystkich jego nauczycieli. Tak właśnie będzie. To podpowiadała Lisie gorąca frustracja, która zalała ją na widok wysokiej kobiety; frustracja skutecznie pokrywająca niepewność i strach, zostawiając jedynie niemożliwy do poskromienia bunt. Przerażenie Adelii w stu procentach wystarczało dla nich obu, bo ten dramatyczny, prawie że książkowy zwrot akcji szybko uporał się z niepokojącą apatią - przyjaciółka znów kwiliła pod nosem, zaciskała mocno palce na łokciu Lisy i obrzucała profesorkę spojrzeniami prawie błagalnymi, bo przecież na dobrą sprawę nie umiała zrobić niczego więcej. I dobrze. I dobrze! Nikt nie miał prawa do tego, żeby oceniać ją za wrażliwość i w ten sposób dręczyć! Nikt nie miał prawa wmawiać jej, że jest zła! Odwróciła lekko głowę, spodziewając się ujrzeć za swoimi plecami kolejnego nauczyciela, którego ta wiedźma przyprowadziła na wspólne łowy. Zacisnęła zęby i widocznie zadrżała, gdy zamiast tego zobaczyła gadającego węża. Widywała już wróżki, gnomy, nimfy, a nawet zachowujące się po ludzku zwierzęta, jednak ten widok z jakiegoś powodu wywołał w niej z początku olbrzymi niepokój. Niestety dla węża; nie na tyle olbrzymi, by przyćmić furię, szczególnie po tym jak Adelia przylgnęła do niej w przestrachu, ściskając dokładnie tak samo jak wtedy, gdy porwano je z Gawaldonu. Nie wydawała się zaskoczona umiejętnościami węża, po prostu skrajnie oszołomiona. Żadna z nich tego nie przewidziała; w takim wypadku spróbowałyby przecież czegoś innego, choćby ucieczki w dzień. Kiedy ponownie spojrzała na nauczycielkę, była cała zarumieniona - od szyi do cebulek włosów - jej rude włosy wymknęły się z niechlujnego kucyka i wydawały elektryzować, a w zielonych oczach z trudem doszukać się dało strachu lub wstydu. Tak właśnie wyglądał kres jej wytrzymałości; perfidnie zapędzona w kozi róg z rozszlochaną przyjaciółką na ramieniu. Szarpnęła Adelią może tylko trochę zbyt mocno, tak by stała obok niej, a nie za nią. Dziewczyna sapnęła z niedowierzania i spojrzała w górę wielkimi oczami, lecz Lisa trzymała ją pewnie, dociskając bezpiecznie do swojego boku. Tylko w ten sposób mogła niepostrzeżenie sięgnąć tam, gdzie zamierzała. - Pójdziemy. Chyba nie mamy innego wyjścia - wycedziła przez zaciśnięte zęby; w tym momencie jej ostateczną wściekłość dało się pomylić z przerażeniem i głębokim szokiem. Uwierzyła w to chyba nawet Adelia, bo zwiotczała i oparła się na niej bezwładnie, jakby bierność dotychczasowej bohaterki całkiem odebrała jej nadzieję. Wszystko co nastąpiło później było skrajnie głupie i podyktowane chwilą. Lisa nie zastanawiała się szczególnie nad tym, co robi, gdy szybko - jeszcze zanim dziekan Crystal zdołałaby choćby pomyśleć o odpowiedzi - chwyciła za poluzowany kawałek muru odstający od pokruszonej kolumny. Zrobiła to za plecami przyjaciółki, niezauważalnie, nie dbając o to, czy cały zamek z tego powodu runie im na głowy. Błyskawicznie odwróciła się, szarpiąc drobniejszą Adelię ze sobą i szerokim rozmachem w tył rzuciła kamieniem w kierunku węża, obojętna na to, czy trafi, czy nie. Być może los miał jeszcze wobec nich jakąś łaskawość, bo trafiła; niestety nie w pysk, ale na tyle blisko głowy, by chwilowo go oszołomić. Wtedy wystrzeliły, uchylając się instynktownie przed potężnym ogonem i mrocznym zaklęciem, które niemal smagnęły je po głowach. Nie mogły przebiec obok Crystal, to oczywiste, a bieg w przeciwnym kierunku szybko okazał się bezcelowy - korytarz dormitorium był ślepy i miał na końcu jedynie pozbawione szyb okno przez które mogły ewentualnie wyskoczyć w akcie totalnej desperacji. Po uderzeniu w ścianę Adelia natychmiast odwróciła się twarzą do swojej nauczycielki, zakryła twarz drobnymi rękami i pochyliła głowę tak, że tylko głośny szloch zaburzał obraz pokornej uczennicy. Lisa natomiast nie miała sił ani chęci do tego, by się przed kimkolwiek korzyć, chociaż do oczu już napłynęły jej łzy wściekłej bezsilności. Kopnęłaby w mur, gdyby miała jeszcze na to choć odrobinę energii. Zamiast tego oparła dłonie na lodowatym parapecie i wyjrzała na zewnątrz, tam, gdzie za inną wieżą pobłyskiwała eterycznie siedziba Dyrektora. - Uratuj nas - warknęła niezrozumiale, prawie bestialsko. Dla dwóch kobiet (i węża) pewnie nie miało to żadnego sensu, a Lisa zachowywała się jak wariatka. Dziewczyna jednak nadal była przekonana, że władca Akademii już raz wyciągnął ją z beznadziejnej sytuacji i - nie ważne jak bardzo by go nie cierpiała - mógł zrobić to po raz kolejny. Jeżeli tak wyglądała ostatnia nadzieja, Lisa zamierzała trzymać się jej tak długo jak mogła. Minęła sekunda, potem dwie, pięć. Nic się nie wydarzyło.
  17. Akademia Zła, Noc, Wieża Występek Musiał minąć pełen tydzień, zanim Lisa zdecydowała się na podjęcie kolejnej próby wydostania ich z Akademii Zła. Miało na to wpływ wiele czynników, niekoniecznie nawet związanych z tym, że dotychczasowe dwie, spontaniczne i słabo przemyślane, okazały się totalnym fiaskiem. Od samego początku wątpiła, by zdołała wymyślić coś lepszego na własną rękę bez możliwości zwiedzenia mrocznego zamku, a nie zamierzała zrzucać tego na barki Adelii, bo nie miała najmniejszej ochoty, by jej wrażliwa przyjaciółka wymykała się gdziekolwiek poza względnie bezpieczne towarzystwo nauczycieli. Obydwie musiały skupić się przede wszystkim na utrzymaniu stabilnej pozycji w rankingu, a nie było to proste; niejednokrotnie w tym tygodniu Lisa zasłużyła sobie na ostatnie miejsce, denerwując nauczycieli lub po prostu nie będąc w stanie skupić się na durnych zadaniach. Jak do tej pory najbardziej znośne pozostawały Historia Bohaterstwa (profesor Sader rzadko wymagał od nich jakichkolwiek odpowiedzi między testami, a kiedy już w ogóle zadawał pytania, zazwyczaj miały one jedynie skłonić do refleksji) oraz - zaskakująco - Pielęgnacja Urody (profesor Sericia jakimś cudem utrzymywała swoje przeświadczenie o naturalnym poczuciu estetyki Lisy, nawet jeżeli ta nie przychodziła już na zajęcia z ulizanymi włosami). Co prawda na żadnych z tych zajęć nie mogła liczyć na ścisłą czołówkę, nie, to było zarezerwowane dla pięknych dziewczyn i chłopców, którzy znali podstawowe fakty o krainach, w których się wychowali. Tak naprawdę na dobre stopnie mogła liczyć jedynie u profesor Dovey, bo na zajęciach Dobrych Uczynków wystarczyło kierować się instynktem oraz, sporadycznie, na Przetrwaniu w Baśniach. Och, te ostatnie zajęcia były prawdziwą katorgą. Lisa nie miała pojęcia, kto dobrał grupy, ale ich stanowiła istną mieszankę wybuchową. Sama zazwyczaj unikała wchodzenia w konflikty, nawet kosztem swoich zawszańskich kolegów, którzy ponuro reagowali na jej izolację. Cóż, nie miała innego wyjścia. I tak spędzała z Adelią koszmarnie mało czasu, nic dziwnego, że na tej lekcji rozmawiała prawie tylko z nią, co samo w sobie nie było łatwe. Nie z Raverem, tym paskudnym chłopcem, który samym spojrzeniem potrafił doprowadzić Adelię do łez. Cykl zawsze wyglądał tak samo - najpierw nie odstępował Adelii na krok, potem konfrontował się ze wściekłą Lisą, a kiedy próbował objąć swoją palącą magią rudą zawszankę, Alan natychmiast kierował jego mniej lub bardziej ofensywną uwagę na siebie. Jeżeli dodać do tego jeszcze burkliwego Thomasa i wiedźmę Elvirę, cała lekcja zaczynała kręcić się wokół osobistych niechęci. Śliczna blondynka z Akademii Zła była prawie tak samo paskudna jak Raver, nawet jeśli wzbudzała mniejsze onieśmielenie i znacznie lżejszy niepokój. Podczas lekcji Lisa traktowała ją z odwzajemnianą obojętnością, ale odkąd złapała ją na tym, jak pokrętnie wykorzystała innych uczniów, by zbadać słowa nauczyciela na temat działania parzących krzewów rosnących na wschodniej granicy Błękitnego Lasu, obserwowanie jej cynicznych uśmieszków stało się trudniejsze niż wcześniej. Adelia radziła sobie lepiej. Lepiej niż na początku swojego pobytu w Akademii Zła i zdecydowanie lepiej niż Lisa w Akademii Dobra. Odkąd się uspokoiła, mniej płakała i - z lekkimi oporami - przystała do współlokatorki Judith, zaczęła całkiem sprawnie dryfować po dolnych, lecz nie krańcowych punktach rankingu. Przyczyna była całkiem prosta; gdy dziewczyna, mocno dopingowana przez Lisę, znalazła w sobie dostateczne ilości odwagi, by grzecznie wykonywać nauczycielskie polecenia, prędko wyszło na jaw, że w tamtej szkole było tak wielu uczniów wybuchowych, buntowniczych lub prostackich, że jakoś zawsze znajdywał się ktoś, kto na lekcji zachowywał się gorzej od niej. Chociaż Lisa nie ufała wiedźmom, Judith zdawała się działać na Adelię uspokajająco, w każdym razie bardziej niż Margo, od której najchętniej trzymałaby swoją przyjaciółkę z daleka. Konflikt między wściekłą dziewczyną, a Stephanie z pewnością szybko się nie skończy, nawet jeżeli nie dochodziło znów do tak gwałtownych wybuchów jak na tym pierwszym obiedzie. Wszystko to miało swoje dobre i złe strony. Adelia radziła sobie lepiej w Akademii Zła i Lisa nie martwiła się już tak, że marne wyniki sprowokują nauczycieli do zrobienia jej krzywdy, równocześnie jednak drobna dziewczyna robiła się coraz cichsza i bardziej apatyczna. Wiecznie chodziła z zaczerwienionymi, podkrążonymi oczami, blada jak papier i z sino zaciśniętymi ustami. Każdego dnia coraz bardziej przypominała też ducha, a Lisa nie wiedziała co - poza tragicznymi warunkami i okropnym planem lekcji, a więc rzeczami na jakie nie miała żadnego wpływu - może to jeszcze pogłębiać. Uważnie obserwowała Ravera, bo nigdziarz spoglądał na jej przyjaciółkę podejrzanie zbyt często, ale atakowanie go nie miałoby teraz żadnego sensu, tym bardziej, że Adelia nie chciała nic potwierdzić. Za każdym razem, gdy pytała, czy jakiś nigdziarz - a w szczególności ten - ją krzywdzi, jedynie patrzyła na nią tymi wielkimi oczami i lekko kręciła głową. - Nie. Nie, nie. Po prostu słabo się czuję. Boli mnie głowa i mam gorączkę. Kiedy Adelia kładła jej głowę na ramieniu i mocno oplatała szyję, nie czuła, by z jej czoła biło jakieś nadzwyczajne gorąco. Wręcz przeciwnie, dziewczyna bywała lodowato zimna, co tylko wzmagało frustrujący niepokój. W końcu Adelia zawsze była chorowita i te warunki prędzej czy później musiały odcisnąć na niej jakieś piętno. Raz Lisa zdecydowała się nawet na drastyczne środki i próbowała zapytać Judith, współlokatorkę Adelii, o to jak dziewczyna naprawdę daje sobie radę w Zamku Zła. Podkradnięcie się do tej dziwacznej, opatulonej w dodatkowy czarny płaszcz wiedźmy nie było żadnym problemem, tym bardziej, że na obiedzie zazwyczaj siadała na skraju, w pewnym oddaleniu od innych; trzeba było tylko poczekać, aż Margo odejdzie, chociażby po to, żeby porozmawiać z wilkami. Chociaż jednak zdołała jakoś do niej dotrzeć i nie została natychmiast przepędzona, nie dowiedziała się niczego szczególnego. Judith mogła nie obrzucać jej wyzwiskami, ale ewidentnie nie miała też ochoty na żadną rozmowę, tym bardziej o Adelii, tak jakby poczuła się urażona, że Lisa chce z niej zrobić osobistego informatora. Cóż, przynajmniej spróbowała. Wniosek i tak mógł być tylko jeden - musiały się wydostać, nawet za cenę wielodniowej tułaczki po Puszczy. Cholera, nie zamierzała pozwolić, by baśniowe potwory zniszczyły kogoś tak łagodnego jak Adelia. Ciągle też nie mogła zapomnieć o rodzinie, której brak z każdym dniem dokuczał coraz intensywniej. Być może dlatego zdecydowała się wykorzystać początek weekendu na nową próbę ucieczki - już po szlabanie, niespodziewanie, nikogo nie informując, by przypadkiem nie próbowano jej śledzić. Za trzecim razem przedostanie się pod osłoną nocy na dobrze znane piętro Wieży Występek wydawało się niezwykle proste. Gdyby bardziej się na tym skupić - chyba nawet zbyt proste. To już prawie jak jakaś ich szalona tradycja. Adelia czekała na nią przed nieznacznie tylko uchylonymi drzwiami pokoju numer sześćdziesiąt dwa, bez słowa owijając ręce wokół jej ramion, gdy tylko się do niej zbliżyła. Lisa poczuła na otrzymanej od Alana bluzce wilgoć, która musiała być łzami strachu, ulgi lub radości, lecz tym razem jej niższa przyjaciółka nie szlochała, nie jąkała się ani histerycznie nie wzdychała. Poza tym, że drżała - pewnie z panującego tu chłodu - wydawała się nawet spokojna, tylko zaciskała mocno dłonie na jej karku i talii, jak poszukujące opieki dziecko. - Idziemy? - szepnęła, sięgając za plecy i splatając lodowate palce Adelii z własnymi. Dziewczyna skinęła głową, słabo się uśmiechając. Ostatnio robiła to jedynie w jej towarzystwie; nic dziwnego, że w tym momencie uśmiech ten był więc dla Lisy jak ostatni znak nadziei.
  18. Akademia Zła, Noc, Wieża Szkoda W którymś momencie naprawdę uznała i zaakceptowała myśl, że Thomas poprosi ją o wyjście. Ostatecznie; dlaczego nie miałby? Od samego początku nie oczekiwał żadnej pomocy i równie dobrze mógł czuć się skrępowany tym, że dziewczyna wyciągnęła go z takiej sytuacji. Śmieszne myślenie, które Elvira zazwyczaj zbywała sfrustrowanym przewróceniem oczami - bo naprawdę, ta męska duma! - wciąż jednak potrafiła dojrzeć w nim szczątkowy sens i zrozumieć, gdzie miało swoje podstawy. Wsparcie dziewczyny mogło być przecież odebrane jako słabość. W epoce książąt, dam i gospodyń jedynie wiedźma mogła cieszyć się pełnymi swobodami, otwartą drogą do rozwoju i wyłączeniem spod klamry wiekowych obyczajów. Wiedźmie nikt nie zarzuci, że nie zachowuje się poprawnie lub dziewczęco, bo ona w powszechnej opinii nie była po-prostu kobietą. Elvira nie zamierzała więc pozwalać sobie w tej szkole na marne przejawy nieuzasadnionej męskiej dominacji, niezależnie od tego ile razy Raver specjalnie naruszał jej osobistą przestrzeń, żeby ją onieśmielić. Chodzili przecież do szkoły, której dziekanem była prawdziwie potężna wiedźma. A jednak - mimo wszystko - była w stanie zrozumieć zawstydzenie Thomasa i już położyła rękę na klamce, szykując się do powrotu do łóżka w nadziei, że chłopak nie będzie próbował już dziś niczego nieodpowiedzialnego. Nie miała pewności, w jaki dokładnie sposób powinna odebrać fakt, że nigdziarz jednak zdecydował się przyjąć jej towarzystwo i powoli ściągnął koszulę. To coś znaczyło, z całą pewnością, bo źli bohaterowie nie zachowywali się w ten sposób - nie zawiązywali nici milczącej sympatii. Oparła ramię o kamienną ścianę i ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma popatrzyła na ciało Thomasa. W zaciszu własnego umysłu musiała przyznać, że wyglądał całkiem całkiem, jakkolwiek nie należałaby do osób, na których nagość robiła szczególne wrażenie. Czuła się dziwnie pusto. Chyba przez zmęczenie. Gdy chłopak odwrócił się z zawahaniem - ta chwila napięcia nie umknęła jej uwadze - z gardła dziewczyny wyrwało się najcichsze z westchnień. Wbrew pozorom, nie był to jednak ani strach ani zniesmaczenie ani - tym bardziej - współczucie. Zaskoczenie to najlepsze słowo; niedowierzanie okraszone nutą bardzo odległego smutku. Po kilku rozmowach z Thomasem domyślała się już, że nigdziarz nie miał łatwego życia i wielokrotnie cierpiał ból fizyczny z rąk obcych ludzi. Nikt inny nie wyskakiwałby tak po prostu z pogadankami na temat potwornej natury człowieka oraz panującej w niektórych społeczeństwach zgnilizny moralnej. Nie poświęcała temu wielu myśli, bo nie spodziewała się, że pęknięcia sięgają aż tak głęboko - Thomas wyglądał jakby całe dzieciństwo spędził w więziennej celi wychowywany przez kata. Licznym ranom i oparzeniom wciąż jednak przyglądała się z zainteresowaniem; był to niecodzienny i rzadki widok, nawet jeśli nieprzyjemny, w każdym razie według jednostek wrażliwszych od niej. Elementem, którego nie dało się przeoczyć, było również napięcie w postawie chłopaka, który ewidentnie obawiał się jej reakcji. Jeżeli tak; po co więc się obnażał? Po co wystawiał się na taką słabość? Czyżby jej zaufał? Dziwaczny smutek pogłębił się, jednak nadal nie było to poczucie winy lub żal - niby dlaczego miałaby myśleć w ten sposób? Przecież to nie ona była przyczynkiem jego cierpień. Zbliżyła się do Thomasa na tyle bezszelestnie, że odwrócony tyłem chłopak nie mógłby tego dostrzec. Zauważył ją dopiero, gdy wyciągnęła rękę i powoli - prawie delikatnie - przesunęła chłodnymi palcami po największej bliźnie na jego plecach. Po części była to zwykła ciekawość - ta sama kocia potrzeba, która kazała jej zejść piętro niżej i obadać sytuację. Z drugiej strony chciała w ten sposób przekazać też inną rzecz; informację, że z jej ust nie usłyszy nigdy kpiny ani wzgardy, w każdym razie nie na ten temat. Naśmiewanie się, wykorzystywanie w dyskusji krzywdy niewinnego - krzywdy dziecka - było jednym z najniższych, najbardziej pustych argumentów. Jako człowiek inteligentny nie widziała siebie na takim poziomie. - Idź spać. Oszczędzaj rękę - powiedziała cicho, beznamiętnym tonem, wciąż jednak lekko muskając palcami jego plecy - Widzimy się na śniadaniu. Potem wyszła, nie dlatego, że targały nią emocje - po prawdzie to wciąż czuła się pusto i chłodno - ale dlatego, że po prostu nie było już niczego, co mogłaby dodać, a przeciąganie tego wieczoru wydawało jej się bezsensowne. Oboje potrzebowali odpoczynku. Akademia Zła, Noc, Gabinet Dziekan Opuszczała gabinet Crystal bardziej zadowolona niż zirytowana. Choć zaledwie chwilę wcześniej kobieta robiła wszystko, by doprowadzić ją do ostateczności, Lady Lesso nie była kimś, kto pozwoliłby rzeczom tak małym zepsuć sobie humor, szczególnie wieczorem, gdy organizm potrzebował wyciszenia. Była uspokojona faktem, że ten ponury obowiązek ma już za sobą, w każdym razie na ten moment i może powrócić do własnych spraw. Co więcej, Crystal wyraziła nawet chęć wysłania do rodziców Elviry listu, który wysłać powinna, co pozytywnie ją zaskoczyło. To już był prawie koniec, postawiła już jeden z ostrych obcasów na korytarzu, niewzruszona chłodnym powiewem, który nieznacznie zaszeleścił krańcami jej sukni. Ostatnie słowa dziekan jednak ją zatrzymały. Przystanęła na sekundę lub dwie, zaciskając mocno długie paznokcie na framudze. Potem, nie odwracając się, ruszyła dalej. - Owocnego wieczoru, Crystal - rzuciła na pożegnanie, cicho zamykając za sobą drzwi. To było... niespodziewane. I nieznacznie irytujące. Skręciła w prawo, kierując się w stronę klatki schodowej i cicho wzdychając. Na jej ustach wykwitł niewielki, nieznacznie rozbawiony uśmieszek. Za kogo ta kobieta się uważała?
  19. Akademia Zła, Noc, Wieża Szkoda Nie planowała zostawać tutaj długo. Był cholerny środek nocy, wyszła tylko na parę minut, by uspokoić myśli, a ostatecznie wylądowała w zalatującej grzybem łazience ze skrajnie wyczerpanym - a przez to przesadnie emocjonalnym - Thomasem. W sumie mogłaby odwrócić się teraz na pięcie i odejść, każdy nauczyciel w Akademii Zła uznałby to pewnie za właściwą rzecz do zrobienia. A jednak coś trzymało ją w miejscu i ze skrzyżowanymi na piersi ramiona obserwowała tego durnia, żeby upewnić się, czy na pewno dobrze oczyści tę ranę, a potem wróci prosto do pokoju. Cóż, przynajmniej nikt nie mógł zarzucić jej, że będzie złym przywódcą, skoro już teraz potrafiła zatroszczyć się o swoich podwładnych. Jej myśli też zaczynały pomału tracić na logice, powinna właśnie leżeć w łóżku i na swoich przyniesionych z domu kocach zażywać koniecznego dla zdrowia odpoczynku. Słuchała jego wywodów, nieznacznie unosząc jedną, jasną brew. Musiała przyznać, że przez kilka sekund było jej nieco przykro, gdy go słuchała, ale współczucie szybko umarło, zastąpione przez dobrze znaną irytację. - Przestań. Szczerze wątpię, by każdy pragnął twojej śmierci; tak naprawdę jesteś ludziom absolutnie obojętny i ani trochę nie obchodzi ich, co się z tobą stanie. Po prawdzie, żadna z osób, które spotkałeś i które cię krzywdziły prawdopodobnie nawet cię już nie pamięta. Właśnie dlatego polegamy przede wszystkim na sobie i realizujemy własne plany i cele. Gdybym ja zachowywała się tak, jak ode mnie oczekiwano, pewnie siedziałabym teraz na jakimś podwieczorku w różowej, falbaniastej sukience i podawała rączkę wdzięczącemu się do mnie księciu. Sprawiłabym tym przyjemność swoim rodzicom. A jednak jestem tutaj, bo sprawianie innym przyjemności nigdy nie należało do moich priorytetów. Pokaż - Nie czekając na zgodę, złapała go za przegub. Jej palce były zadziwiająco chłodne i delikatne; niemal białe na jego słabo opalonej skórze. Mogła wydawać się krucha, ale trzymała go pewnie, bez momentu zawahania - Powinno się szybko zagoić, ale oszczędzaj tę rękę. Nie wiadomo, czy nie doszło do wewnętrznego urazu. Raczej nie jest złamana, ale prawie na pewno obiłeś sobie kość - westchnęła. - Co do jednego muszę się z tobą zgodzić. Największymi potworami są ludzie, dlatego powinniśmy bać się ich bardziej niż zjaw, duchów, czy - ostatnie słowo wypowiedziała nieco dziwnym, odległym tonem - zmarłych. Prośba o odwrócenie się przyszła nagle i nieco ją zaskoczyła. Tak, spodziewała się, że chłopiec będzie chciał zmyć krew, która popłynęła mu za rękaw i obadać pozostałe miejsca, które zderzyły się z kamienną kolumną, lecz z jakiegoś powodu miała wrażenie, że zachowa się przy tym jak stereotypowy nigdziarz - po prostu zrzuci ubranie, nie bacząc na przyzwoitość i towarzystwo dziewczyny. W sumie, na dłuższą metę, nawet nie poczułaby się zgorszona. Ludzkie ciało nie było niczym nadzwyczajnym, a ona nigdy nie próbowała udawać takiej rumieniącej się mimozy, jaką próbowali z niej zrobić nauczyciele i starsze zawszanki. No i to nie tak, że Thomas zamierzał całkiem się przed nią obnażyć. Choć jednak w normalnej sytuacji nie zrobiłoby to na niej wrażenia, teraz poczuła się dziwnie speszona. Obrzuciła spojrzeniem jego twarz, włosy, potem ramiona. Przez chwilę miała chyba nawet ochotę powiedzieć "Nie" i unieść wyzywająco brwi, ale ostatecznie byłoby to pewnie zwyczajnie niedojrzałe. - Mogę sobie pójść? - szepnęła, specjalnie formułując te słowa na pytanie. W ten sposób dawała mu wybór odrzucenia oferowanej, może nawet wymuszanej pomocy. Nie była pewna, jaką odpowiedź chciałaby usłyszeć, więc milczała z zaciekawieniem, wyczekując jego decyzji. Akademia Zła, Noc, Gabinet Crystal Słuchając dziekan z każdą chwilą czuła się coraz bardziej upokorzona i zniechęcona. W pewnym momencie uniosła nawet sceptycznie jedną brew, zdając sobie sprawę, że kobieta specjalnie traktuje ją z wyższością i pogardą, w wielu kwestiach kompletnie nieuzasadnioną. Ostatecznie przeniosła spojrzenie na węża i przyjrzała mu się z naukową ciekawością, bo obserwacja jego lśniących łusek i muskularnego ciała wydawała się przyjemniejsza niż spoglądanie na znacznie bardziej toksyczną twarz Crystal. A jednak, gdy przyszła chwila na odpowiedź, była w stanie zdobyć się na boleśnie uprzejmy uśmiech i pociągnięcie tematu, nawet jeżeli za znacznie bardziej interesującą uznała wzmiankę węża o więzi, która łączyła go z Raverem. Jeszcze to zbada. - Bardzo dziękuję za propozycję - szepnęła, bezwiednie oblizując zęby. - Lecz zamówienie dla Czytelniczki przyborów codziennego użytku, który każdy z mieszkańców Bezkresnej Puszczy zabiera za sobą w bagażu, jest obowiązkiem dziekana, a nie wilków, które nie mają uprawnień reprezentatywnych. Swoich obowiązków nie musisz mi dokładać, gdyż zrobiłaś to już wcześniej - zmrużyła fioletowe oczy, a jej ton, który w pewnym momencie stał się lodowaty, wrócił do swojego normalnego, spokojnego brzmienia. - Uczniowie w Akademii Zła przeżywają twarde lekcje samodzielności, co nie znaczy, że możemy pozwolić im na pozbawianie się życia i zdrowia. Pierwszego. Dnia - podkreśliła. - Żadne z nich nie dotrwa do zakończenia szkoły, jeżeli w ciągu początkowych tygodni zostawimy ich samych sobie. Cieszę się, że zgadzamy się co do Ravera - Zdecydowała się nie nawiązywać do zaczepki na temat imienia. - Pozostaje jeszcze tylko kwestia Elviry, której matka wysyła do Akademii listy z prośbą o zwrócenie im córki, powołując się na żądanie rodziców. Jedynie Dyrektor ma prawo do podejmowania takich decyzji, a tę argumentację uznał najwyraźniej za niewystarczającą. Zgodnie z zasadami przekazuję teraz te listy tobie, bo to ty masz prawo je skatalogować, zniszczyć lub odesłać odpowiedzi z odmową. Proszę - Z wewnętrznej kieszeni płaszcza wyjęła dwie, wyraźnie otwierane wcześniej koperty i położyła je na biurku. - To wszystko - Bez zbędnego przeciągania zebrała się do wstania z krzesła.
  20. Akademia Zła, Noc, Wieża Szkoda Nie zdecydował się skorzystać z tego jakże pomocnego gestu, więc oszczędzili sobie pseudo szlachetnych teatrzyków, od razu przechodząc do rzeczy. Przede wszystkim Thomas musiał umyć tę ranę, jeżeli nie chciał złapać tężca lub innego syfu, jakie z pewnością czaiły się w nieczyszczonych od wieków zakamarkach Akademii Zła. Z zatamowaniem krwawienia będzie musiał poradzić sobie sam, najlepiej we własnym pokoju, w łóżku. Dopóki jasnoczerwona, tętnicza krew nie spływała mu po ramieniu, tworząc na podłodze mokre plamy, była pewna, że nie umrze ani nie pozbawi się witalnych sił, w każdym razie tych, które mu jeszcze zostały po pustej batalii ze zjawą. Musiał iść spać, najlepiej po jakimś posiłku i uzupełnieniu płynów. Prowadząc go do znajdującej się na piętrze łazienki, z ledwością powstrzymywała się przed sfrustrowanymi westchnieniami. Czy każdy nigdziarz musiał mieć w sobie tę durną i kompletnie bezzasadną determinację do odbierania sobie szansy na sukces? Czy każdy musiał głupio unosić się męską dumą i pozorną siłą? I pomyśleć, że to ona ryzykowała teraz karę za przebywanie w nieswoim dormitorium. Dramat. Jakby tego było mało, Thomasa wzięło na wspominki. W sumie powinna się spodziewać, przecież minęła północ, a która godzina nadawała się do nich lepiej? Pozwoliła wygadać mu się do końca, a potem odpowiedziała, cicho, nie odwracając głowy: - A zaczynało się robić sentymentalnie... Nie wiem, jak to jest mieć "wszystko" bo ani ja ani żaden inny człowiek na tym świecie nigdy wszystkiego nie mieliśmy. Moja rodzina nie jest dla mnie wszystkim. Nic nie jest, bo zawsze będę pragnęła mieć więcej. Taka już po prostu ludzka natura. Poza tym doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co muszę, a czego nie muszę. Pomagam ci, bo mam na to ochotę, ale równie dobrze mogłabym wrócić do pokoju bez żadnych wyrzutów sumienia. Półprawda. Otworzyła drzwi łazienki i pewnym krokiem weszła do środka - świece w zapuszczonych kandelabrach zapaliły się automatycznie, najwyraźniej przystosowane do takich ewentualności, jakimi mógł być przepełniony, uczniowski pęcherz. Wizytę przyjęła z ulgą, bo, zaskakująco, było tu cieplej niż na korytarzu. W powietrzu wciąż unosiła się nieco oślizgła para, pozostałość wieczornych kąpieli. Tym razem odpuściła sobie prysznic i zaprowadziła Thomasa pod spękaną, kamienną umywalkę, każąc mu wyciągnąć rękę. Woda była tylko zimna, a mydło pachniało dziwacznie, ale lepsze to niż nic. - Jeżeli swoje dotychczasowe rany pozostawiałeś bez oczyszczenia, to jestem pod wrażeniem, że jeszcze żyjesz - pociągnęła rozmowę dalej, odsuwając się o krok i krzyżując ramiona. Nie miała zamiaru przytrzymywać i wycierać mu ręki, nigdy nie aspirowała na pielęgniarkę. - Jestem również przekonana, że jesteś, jak to ująłeś, "godny" jego mocy. Jesteś od niego nawet potężniejszy, ale musisz się najpierw nauczyć korzystać z własnego potencjału. Komplementy, komplementy. Dla złamania ich efektu cmoknęła z niezadowoleniem i odgarnęła z obojętnością cienkie włosy. Powoli robiła się zmęczona i nie podobało jej się to. Zmęczony człowiek miał skłonność do podejmowania głupich decyzji. Akademia Zła, Noc, Gabinet Crystal Brak szacunku, jaki Crystal okazywała swoim rozmówcom momentami osiągał poziom trudny do wytrzymania. W przypadku każdej innej osoby, czy to profesora, czy - tym bardziej - ucznia, Lady Lesso szybko doprowadziłaby go do porządku, a potem prawdopodobnie odmówiła dalszej rozmowy z tym, który nie potrafił jej po ludzku prowadzić. Świadomość tego, że w tej sytuacji może jedynie zacisnąć zęby i obrzucić swoją przełożoną lodowatym spojrzeniem była deprymująca. Mimo wszystko zdołała jakoś znieść piski cholernego szczura, wcinające jej się w słowa oraz lekceważącą postawę Crystal. Najważniejsze, że odpowiedziała krótka i rzeczowo, czyli dokładnie tak, by ich rozmowa zakończyła się sprawnie, możliwie szybko. Na prowokacje węża nie zamierzała odpowiadać, bo własną opinię o Dyrektorze wolała zachowywać dla siebie, ale odniosła się do tematu Klarysy i Czytelniczek. Była nieznacznie zirytowana uwagą kobiety, lecz nie dlatego, że się z nią nie zgadzała. Dziekan Dobra istotnie bywała często zbyt pobłażliwa dla swoich uczniów, ale fakt, że uwagę zwracał jej ktoś, kto miał chyba najmniej wspólnego z tą szkołą z całej nauczycielskiej kadry zakrawał o bezczelność. -To oczywiste, że wiedźma i księżniczka nie mogą się przyjaźnić - odparła sucho i dość automatycznie, bo zasadę tę znał każdy, kto żył w Bezkresnej Puszczy dłużej niż osiemnaście lat. Swoje własne przemyślenia w tej kwestii również wolała przemilczeć, w każdym razie nie miała zamiaru dzielić się nimi z Crystal. Na pytanie o zastrzeżenia uśmiechnęła się nieznacznie, choć było w tym znacznie więcej chłodnej ironii niż prawdziwej wesołości - Gdyby moje kompetencje pozwalały na wytyczanie zastrzeżeń do tych spraw, to bym z nimi do ciebie nie przychodziła - odparła cichym, aksamitnym głosem, a potem kontynuowała; - Jeżeli już chodzi o rzeczy, jakimi zajmowałam się do tej pory, powinnam wspomnieć, że kazałam dostarczyć Czytelniczce ubrań i niezbędnych przyborów, bez których musiała radzić sobie pierwszego dnia. Leczyłam też głębsze urazy kilku uczniów po tamtym nieszczęsnym obiedzie. O ile mi wiadomo jedynie Raver odważył się przyjść bezpośrednio do ciebie - błysnęła drapieżnie zębami. - Kwestię tego chłopca również poruszało wielu nauczycieli, zarówno Akademii Zła, jak i Akademii Dobra. Jubę i Klarysę Dovey zaniepokoiła głęboka wrogość między nim, a Czytelniczką Elisabeth, mająca swoje źródło w wydarzeniach, które zapewne umknęły naszej uwadze. Angle chciał, bym przekazała, że podczas jego lekcji chłopak namówił naszą łagodną Czytelniczkę do bezpośredniego ataku, natomiast Kastor... i ja... - dodała po chwili - ...uważamy, że powinien być obłożony dodatkowymi obowiązkami i rygorami, gdyż kontroluje swoją moc na tyle pewnie, że może stanowić zagrożenie - powoli przesunęła po ustach ostro zakończonym paznokciem. - Jest arogancki i bezczelny, ale przy tym ambitny; w kartotece nie figurują nazwiska żywych rodziców, a jego przeszłość zna chyba tylko Dyrektor. Mimo wszystko jest zespolony z żywiołem i potrafi z tego korzystać zadziwiająco dobrze. Nawet profesorowie zawszan sygnalizują prośby, by objąć go programem, który zmniejszy szansę na to, że zrobi innym krzywdę - zamilkła, dodając po kilku sekundach; - Jest pierwszy w rankingu i nie można mu tego siłą odebrać, ale trzeba utemperować jego przekonanie o własnej bezkarności. Myślę, że dodatkowe lekcje Osobistych Talentów nadałyby się idealnie - podsumowała nie bez przyjemności.
  21. Akademia Zła, Noc, Wieża Szkoda Choć do samego końca była rozdarta między kocią ciekawością zajrzenia do miejsca, w którym nie powinno jej być, a zdrowym rozsądkiem i sennością, nakazującymi wrócić do pokoju, w ostateczności ta wyprawa mogła przynieść drobne korzyści. Wiele rzeczy wydarzyło się jednocześnie, na co Elvira kliknęła karcąco językiem. Nie trzeba było być tak inteligentnym jak ona, by domyślić się, czego chłopiec próbował dokonać - bibliotekę też przecież odwiedzili razem, a Elvira nie zapominała łatwo szczegółów, które już zdążyła sobie przyswoić. Zastanawiała się tylko, dlaczego Thomas pracował tak niewydajnie i próbował wymusić na sobie efekty w stanie wyczerpania i nieostrości umysłu; to przecież oczywiste, że nic z tego nie będzie, bo nie miało prawa być. Gdyby to ona została cienistym upiorem, na widok czołgającego się po ziemi, mdlejącego pana prawdopodobnie rozsypałaby się w popiół z samego zażenowania. Uwaga o Raverze zirytowała ją w niewielkim stopniu, ale nie pozwoliła sobie na daleko idącą zazdrość - w ten sposób nigdzie się nie dochodziło, a ona przecież wiedziała, że jest w stanie go pokonać, potrzebowała tylko trochę więcej czasu na przyzwyczajenie do koszmarnych warunków kulturowych i sanitarnych. Już otwierała usta, by odparować jakąś błyskotliwą uwagą, a potem - odrobinkę tylko niechętnie - doprowadzić Thomasa do porządku, jednak zanim zdążyłaby wydusić choć słowo, cienisty koń po raz kolejny wychynął z kamienia, tym razem skupiając swoje widmowe oczy prosto na niej. Instynktownie cofnęła się o krok, odchylając głowę, ale bestia nie wyglądała na chętną do ataku. To dawało niezwykłą szansę na przyjrzenie się temu majestatycznemu, wyjątkowemu stworzeniu, znanemu z tego, że karmił się jedną z najbardziej toksycznych pożywek świata - ludzkimi emocjami. Tego wszystkiego zdążyła już dowiedzieć się na lekcji Osobistych Talentów. Chociaż nie odczuła żadnego wyraźnego efektu, żadnych wizji ani koszmarów, zachowała pełną ostrożność do czasu aż koń zniknął, a Thomas po raz kolejny upadł na podłogę. Przewróciłaby oczami, gdyby nie fakt, że tym razem chyba naprawdę się zranił. Poprzestała na zaciśnięciu ust i potępiającym spojrzeniu. Pewnie wyruszyła do przodu, by zbadać, jak mocno krwawi - od tego zależała siła reprymendy, jakiej mu udzieli oraz to, czy zdecyduje się pomóc mu wstać - ale wcześniej jej spojrzenie przyciągnęło leżące na podłodze zdjęcie. Musiało mu wypaść, zauważyła przecież jak histerycznie starał się go dosięgnąć ze swojego miejsca pod popękaną kolumną. Dobry człowiek zapewne delikatnie by mu je podsunął, okazując zrozumienie i szacunek dla prywatności. Jak jednak podpowiadał czarny łabędź na piżamie, Elvira nie była dobrym człowiekiem, więc zamiast tego schyliła się szybko i porwała zdjęcie, zanim dosięgnęłyby go palce chłopaka. Wygładziła je ostrożnie, pochłaniając z bliska fotografię pięknej kobiety i przystojnego mężczyzny - prawdopodobnie zawszan, sądząc po łagodnych rysach twarzy i ciepłych uśmiechach, choć dziewczyna nie zamierzała niczego zakładać z góry. Myśl, że musieli to być jego rodzice zdecydowała się więc na razie odsunąć do sfery domysłów, planując powrócić do tego tematu, gdy Thomas będzie bardziej fizycznie i mentalnie sprawny. - Jeżeli nie chciałeś, żebym go oglądała, nie trzeba było nosić go przy sobie podczas nocnego treningu - mruknęła nieco zgryźliwie, ostrożnie kucając obok niego (nie zamierzała klękać, podłoga była tutaj lodowata!) - Ani doprowadzać się do takiego stanu. Czy ktoś ci już mówił, że wycieńczony człowiek nie jest w stanie opanować niczego, nie ważne ile razy by to powtarzał? Nie? Więc uznaj to za pierwszą lekcję od swojej przyszłej szefowej. Widziałam twoją ostatnią próbę i gdyby twój upiór mógł wydawać dźwięki, prawdopodobnie rżał by ze śmiechu. Pokaż tę rękę - dodała nieco łagodniej, przy okazji wtykając mu zdjęcie do zdrowej dłoni. - Nie masz przy sobie bandaży, prawda? Ja też nie. Chodźmy do łazienki - powoli podniosła się na nogi i wyciągnęła rękę. Bardziej dla samego gestu, niż z chęci pomocy, bo to przecież oczywiste, że nie zamierza marnować sił na to, by go dźwigać. Sam jest sobie winny, jeżeli po tym wszystkim zwymiotuje z wysiłku. Akademia Zła, Noc, Gabinet Dziekan Crystal jak zawsze nie zawodziła, zachowując irytującą i przesadnie wyakcentowaną manierę wyższości. To mogło działać na półgłówków pokroju Angle'a, uprzejmego Sadera, czy pokorne wilki, ale Lady Lesso od samego początku nie pozwalała na to, by z jej ust spłynęła choć jedna, otwarcie wroga odpowiedź na zaczepki. Być może to dlatego dziekan tak upierała się, by na każdym kroku okazywać tę nonszalancką arogancję? Być może liczyła, że w końcu przebije się przez lodową skorupę Lesso i złamie jej długo budowany autorytet pośród uczniów, nauczycieli, nawet samego Dyrektora? Cóż i tym razem będzie musiała zmierzyć się z porażką. Blada kobieta poprawiła wąską, fioletową suknię i natychmiast zajęła proponowane miejsce. Nic nie odpowiedziała na groźby węża, choć po prawdzie wywołały one jej głębokie niezadowolenie, a nawet niepokój, lecz z powodów dość nieoczywistych. - Widzę, że nauczyłaś zwierzątko mowy, gratulacje - powiedziała sucho, rzucając potężnemu stworzeniu jedno, bardziej zaintrygowane niż lękliwe spojrzenie. Co ta kobieta robiła podczas długich godzin spędzanych w samotności? Co próbowała osiągnąć? Grzecznie odmówiła każdego poczęstunku i napoju, w imię zasady pełnej ostrożności, ale na ostatnią - śmieszną - uwagę nie mogła już nie odpowiedzieć. - Jeżeli ta myśl cię uspokaja - mimo neutralnego tonu nie zabrzmiało to zbyt pokornie, więc natychmiast przeszła do rzeczy, urywając drętwy pokaz sztucznych uprzejmości. - Nie moja wiedza w tym, dlaczego nauczyciele wolą kierować do ciebie sprawy za moim pośrednictwem. Myślę jednak, że możesz zapytać ich o to sama, jak tylko wyjdziesz z laboratorium - jej usta zadrżały, ale w porę powstrzymała uśmieszek. - Teraz jednak pozwól, że przejdę do rzeczy ważniejszych. Dziekan Dovey - Klarysa, dodała w myślach - przypomina o waszej współpracy w próbach wyłapania uczniów krążących między szkołami. Jej głównym zmartwieniem jest aktualnie jedna z uczennic, która przybyła na zajęcia okaleczona, choć oczywiście podczas rozmowy zapierała się, że był to tylko wypadek w oranżerii. Znalazła sobie nawet świadków, fałszywych rzecz jasna. Tej samej nocy na balkonie wieży Szkoda wilki znalazły okrwawiony nóż. Należący, jak mniemam, do Christiana z Lodowych Pól, choć poprzedniego dnia strażnicy mieli wynieść mu z pokoju całą broń - delikatnie zmarszczyła ostry nos. - Na pewno się domyślasz, że okaleczoną dziewczyną była Czytelniczka. Dziewczę raz za razem przekrada się do Akademii Zła i dziekan Dovey oczekuje pomocy w złapaniu zarówno jej, jak i Adelii. Obie nadal wierzą w to, że są w stanie uciec i prędzej czy później przysporzą szkole problemów, a nie można ich ukarać bez lepszego dowodu - umilkła, splatając dłonie na kolanach, jakby zamyślona.
  22. Akademia Zła, Noc, Wieża Szkoda Minął dopiero drugi dzień zajęć, lecz z bólem musiała przyznać, że im więcej czasu spędzała w Akademii Zła, tym bardziej poddawała w wątpliwość swoją tak przecież starannie przemyślaną i dokładną decyzję o zmianie stron. Oczywiście, po prawdzie była to rzecz umowna; nadal nie identyfikowała się z nigdziarzami, tak jak wcześniej nie lubiła być nazywana zawszanką. Wiedźma, księżniczka - to jej nie określało. Uciekła z domu w podróż do Lasu Stymfów po to, by dostać się do legendarnej Akademii, zaczerpnąć jak najwięcej z bogatego programu nauczania magicznego, do którego nie miała dostępu nigdzie indziej, a potem - być może - zostać znanym bohaterem baśni i wyrobić sobie renomę umożliwiającą postępujący rozwój. Nie obawiała się tej rozdmuchanej na wszystkie strony bajeczki o klątwie prześladującej zło, gdyż po prostu w nią nie wierzyła. Każdy sam decydował o swoim losie i tłumaczenie porażek Baśniarzem i jego nieznacznie już przereklamowanym Strażnikiem uznawała za płytkie, wręcz komiczne. Ci wszyscy złoczyńcy - formalnie ustalona grupa w społeczeństwie, jak wielokrotnie powtarzano w szkole - zbyt wiele czasu spędzali w swojej przestarzałej, komfortowej strefie działania, nie podejmując żadnej walki. Elvira z Nottingham natomiast nie pozwoliła porwać się po to, by zostać wiedźmą w spiczastym kapeluszu, gotującą w wielkim kotle potrawkę z niewinnych dzieci. Nie chciała nemezis ani korony ani nawet pięknej księżniczki do porwania (porywanie ważnych osobistości w celach naukowych było durne; to oczywiste, że wszyscy będą chcieli za wszelką cenę ich uratować). Elvira była piękna, inteligentna i zdolna; była nową twarzą zła. Wmieszała się w nigdziarzy tylko dlatego, że w porównaniu do zawszan odznaczali się znacznie większą przebiegłością, pokorą i brakiem męczących konwenansów. Jedynie Akademia mogła jej dać potrzebną wiedzę, magiczne zdolności i doświadczenie. Po trzech dniach w starym, śmierdzącym zamku ze zrujnowaną biblioteką i tłumami wrednych nastolatków, którzy pragnęli jedynie bezzasadnego okrucieństwa dla zasady, miała wrażenie, że ktoś paskudnie ją oszukał. Gdzie w tym wszystkim była jakakolwiek ambicja, finezja? Tak, byli tutaj niezwykle wykształceni nauczyciele, ale czy historia wypisana czarnym tuszem na pergaminie była warta czterech lat tej męki? Czy nie lepiej byłoby jej kształcić się na własną rękę, poza tym wielkim spektaklem wróżkowego pyłu i sypiących się szkieletów? Teraz to i tak bez znaczenia. Nie miała wyjścia, musiała sobie poradzić i jakkolwiek ciężkie byłyby warunki - wyciągnie z tej szkoły wszystko, co tylko się dało. Poza tym, to nie tak, że wszystkich nigdziarzy w tej szkole z góry spisywała na straty. Jej współlokatorki miały pewne irytujące cechy - choćby ewidentne wariactwo Kim, czy nieuzasadniony snobizm Walburgi - ale potrafiła dostrzec w nich potencjał nad którym należało solidnie popracować. Obydwie miały pojętne umysły i godne uwagi umiejętności, musiały jedynie nauczyć się właściwie z nich korzystać. Poza nimi zwróciła uwagę także na Judith, cichą i spokojną - a zatem niebezpieczną - dziewczynę zainteresowaną alchemią, która nieustannie dreptała jej po piętach w rankingu. Wampir Eudon, lodowy chłopiec imieniem Lavalle; każdy z nich miał w sobie niemożliwą do zlekceważenia bystrość. Natomiast Alisa budziła w niej jedynie pełną dystansu ostrożność, była potworem, bez wątpienia potężnym, ale też poza poziomem, który umożliwiałby korzystną komunikację. Pozostałych w dużej mierze plasowała w przedziałach obojętności, czasem niechęci lub pogardy, do przyszłej obserwacji, a raczej - powierzenia tej obserwacji innym. Z trzema drażniącymi wyjątkami. Ravera trudno było ignorować, kiedy wciąż królował na czele szkolnego rankingu - był to chłopiec równocześnie skrajnie do Elviry podobny, jak i drastycznie od niej różny. Inteligentny, rozważny, cierpliwy, ambitny i wysoce uzdolniony, obdarowany wrodzonymi atutami. Zespolenie z żywiołem, coś tak pięknego i wyjątkowego, a jednak rzecz, której Elvira nigdy nie życzyłaby samej sobie. Poza mocą pozostawiała bowiem równie wiele ograniczeń i słabości o których Raver albo nie wiedział albo ignorował ich istnienie. Przemądrzały, okrutny, władczy i płytki w swojej widocznej potrzebie dominacji. Ta Akademia była za mała dla ich dwójki. Próbowała pozostawać ponad konfliktami i nie darzyła go ani szacunkiem ani niechęcią, ale prędzej czy później będzie musiało się to zmienić. Później Adelia - sól w oku i zagadka całego zamku, który po krótkim czasie zdążył podzielić się na dwa obozy; tych, którzy nią pogardzali i lekceważyli oraz tych rozsądniejszych, uważnie przyglądających się jej poczynaniom. Elvira nie wierzyła w wiele legend dotyczących Dyrektora Akademii, ale ciężko było jej wątpić w jego właściwe osądy, skoro każdy z uczniów obu szkół miał w sobie jakąś charakterystyczną cechę, definiującą jego przynależność. Adelia nie znalazła się tu bez powodu i raz na jakiś czas komunikowała to drobnymi sygnałami. Jeżeli miałaby być całkiem szczera - ta wiecznie zasmarkana i szara z wyczerpania dziewczyna budziła w niej więcej negatywnych emocji i rozdrażnienia niż Raver i Alisa razem wzięci. A wszystko przez to, że za każdym razem, gdy wydawało jej się, że już ją rozgryzła, ona robiła coś, co całkiem obracało do góry nogami ten osąd. Nie wiedziała, co o niej myśleć i nie potrafiła tego zdzierżyć. Na koniec... Thomas. Ten bezczelny chłopiec, który śmiał być tak interesującym, że nie potrafiła przestać myśleć o jego prawdziwym potencjale i tym, co mogła z niego zrobić, gdy już zostanie jej sługą. Cieszyła ją myśl, że będzie go mieć przy sobie. Tak to sobie zaplanowała i tak będzie. Choćby miała zastosować najbardziej nikczemne techniki manipulacji, nie odpuści sobie tego chłopca. Być może jednak była trochę nigdziarką. A jeżeli już o tym mowa. Nocny spacer po Akademii Zła mógł dla wielu wydawać się proszeniem o nieszczęście, ale ona czuła się pewnie, gdy wychodziła na korytarz, by zaczerpnąć odrobiny mniej zatęchłego powietrza i posiedzieć w samotności, sprzyjającej dokładnemu ułożeniu myśli. Musiała mieć porządek w głowie, bo tylko to było gwarancją sukcesu. Do zamkowego mroku i wilgotnych oparów można się było przyzwyczaić, a drogę do okna znała już niemal na pamięć, więc dotarcie na upragniony parapet nie zajęło jej wiele czasu. Tutaj nie było szyb ani framug - wiatr hulał radośnie po korytarzach, chłostając ją po twarzy i orzeźwiająco rozplątując włosy. W dodatkowej bluzie, która chroniła przed chłodem i ciepłych, nieprzemakalnych skarpetkach mogła siedzieć tu pełną godzinę, obserwując baśniowe zdobienia Akademii Dobra i wdychając parne, wieczorne powietrze, pachnące bryzą znad Zatoki Połowicznej. O tej godzinie nie wisiała żadna mgła, wszystko dało się obserwować bez problemu. Była tutaj całkowicie sama, odprężona, nie musząc ukrywać wyrazu przyjemności na twarzy. Jeżeli złapie ją jakiś nauczyciel lub wilk, powie, że wyszła do toalety, której drzwi mieściły się niedaleko; sprawdzała to w regulaminie kilka razy, uczniowie mieli prawo do przebywania w nocy na korytarzu swojego dormitorium, o ile nie zakłócali spokoju pozostałych. Nie mieli natomiast prawa do opuszczania przydzielonego im piętra, a jednak to gdzieś z niższej kondygnacji dobiegł do niej dziwaczny, nieco niepokojący dźwięk, przywodzący na myśl uderzenie, a po nim cichy szelest. Było już sporo po północy, nieokreślone odgłosy w Akademii Zła o tej godzinie nie wydawały się bezpieczne, więc zsunęła nogi z parapetu, mając zamiar wrócić do pokoju. Zmieniła zdanie, gdy do jej uszu dobiegło stłumione przekleństwo - głos, który rozpoznawała i który, jak zdążyła się domyślić, dobiegał z równie otwartego okna tej samej wieży, tyle że piętro niżej. Czy wspominała już o bezczelnym chłopcu, którego nie potrafiła wyrzucić z głowy? Bezszelestne przemknięcie się na spiralne schody, a potem kilkanaście stopni w dół okazało się równie proste, co opuszczenie pokoju, nawet przy panujących wszędzie ciemnościach. Usprawiedliwiając swoje działania ciekawością i potrzebą gromadzenia informacji, postawiła pantofle na kamiennej podłodze i natychmiast pomknęła do przodu, mając w pamięci nieco odmienne ułożenie tych dormitoriów w porównaniu do piętra na którym mieszkała wraz ze współlokatorkami. Tutaj okno nie znajdowało się na końcu długiego korytarza; należało najpierw przejść pod ozdobnym łukiem, a potem trafić do wypełnionej półkolumnami alejki, którą można było przedostać się również na jeden z balkonów. To właśnie tam znalazła przyczynek całego tego zamieszania. Thomas leżał na ziemi z zaciśniętymi pięściami, kompletnie wyczerpany i nieruchomy. Być może był to efekt wzmocniony przez mrok i chłód, ale jego zmaltretowana, rozbita na podłodze sylwetka wywołała w niej niewyjaśnione zaniepokojenie. Nabrała ochoty, by natychmiast do niego podbiec, złapać za ramię i potrząsnąć, sprawdzić puls, ale powstrzymała się. Poprawiła ciemną bluzę, którą narzuciła na długą, granatową koszulę nocną i zmrużyła podejrzliwie oczy. - Co robisz? - zapytała, mając nadzieję, że brzmi na lekko zainteresowaną, nie zmartwioną. Akademia Zła, Noc, Gabinet Crystal Ostre jak brzytwa obcasy stukały nieprzyjaźnie na lodowatej podłodze - tak samo jak jej blade, zaciśnięte knykcie na eleganckich drzwiach prowadzących do gabinetu wiecznie rozdrażnionej i izolującej się od ludzi dziekan. Nie weszła do środka bez zaproszenia, napastliwie i niegrzecznie jak przeciętny uczeń tej szkoły. Nie bez powodu nosiła tytuł szlachecki, dziedziczny, wyrażający przynależność do rodu, jej pochodzenia, którego strzegła tak zaciekle, że nawet Crystal nie miała pojęcia skąd wzięła się Lady Lesso, najlepsza kandydatka do prowadzenia zajęć Klątw i Pułapek, jaka nawinęła się podczas poszukiwań. Ambitna wicedziekan i jej przyszła następczyni, z czego kobieta na pewno zdawała sobie sprawę. To była tylko kwestia czasu, aż Dyrektor rozkaże Crystal opuścić zamek, stwierdzając, że nie ma tu już dla niej miejsca. Poza zwykłymi sentymentami, nie wyobrażała sobie, dlaczego kobieta miałaby z tego powodu rozpaczać; wielokrotnie udowadniała, że nie jest przywiązana ani do uczniów ani do samego nauczania i znaczną część formalnych obowiązków zrzucała na barki swoich podwładnych. Większość czasu spędzała zamknięta na cztery spusty w swoim gabinecie, zapominając o tym, że to w dużej mierze od niej zależała przyszłość całych pokoleń Zła. Czasami można było odnieść wrażenie, że próbuje bawić się w drugiego Dyrektora z tym jak smętnie panoszyła się po korytarzach - jakby cały zamek należał tylko do niej, a troska o los i baśnie uczniów były wysoko poniżej jej godności. Klarysa mogła głosić dyplomatyczne opinie, że szanowała swoją koleżankę i nie zamierzała ingerować w jej metody nauczania, ale ona dobrze wiedziała, że Dziekan Dobra również czeka na dzień, w którym nareszcie otrzyma kogoś z kim da się współpracować. Słysząc zaproszenie - oczywiście zirytowane, bo przecież jak ktoś mógł ośmielić się naruszać święte terytorium pani tej szkoły? - zacisnęła usta i z wyrazem chłodnego profesjonalizmu na twarzy weszła do środka. Miała nadzieję, że w jej nieznacznie zmrużonych powiekach i napiętej postawie widać, jak bardzo nie chciała tu być oraz jak bardzo musiała. Nauczyciele obu Akademii - jak zwykle - woleli przecież rozmawiać z nią na tematy, które w ostateczności powinny trafić także do dziekan. - Dobry wieczór, Crystal - przywitała się cicho, bez zbędnych emocji, pozwalając sobie na ostry i czysto formalny uśmiech. - Przybywam, by przekazać prośby i skargi kadry nauczycielskiej, które muszą zostać rozpatrzone przez dziekan. Czy masz czas? - zapytała, kryjąc ironię za uprzejmością i zbliżając się do biurka. Obydwie wiedziały, że na to Crystal musi wygospodarować wolną chwilę, jakkolwiek nudne i niepotrzebne mogłoby jej się to wydawać. Lady Lesso i tak zapewniała jej wygodę załatwiania większości spraw bieżących oraz krótkiego streszczania tych, którymi musiała zająć się osobiście. Była jej cholernym posłańcem. Istna komedia.
  23. Akademia Dobra Wszyscy słuchali Alana w milczeniu, nawet Lisa, która doskonale znała odpowiedź na każdy z poruszonych przez niego tematów i na dobrą sprawę powinna już na samym początku przerwać tę tyradę domysłów i rozważań. Może nie chciała być nieuprzejma; obawiała się, że przy tym całym zmęczeniu nie będzie w stanie zrobić tego wystarczająco taktownie. A może po prostu miała nadzieję, że chłopak sam dojdzie do wszystkich wniosków i wyręczy ją z konieczności tłumaczenia całego zajścia. Niestety - wszystko zakończyło się kolejnymi pytaniami, a gdy tylko Alan ucichł, Stephanie i Aidan natychmiast wrócili spojrzeniami na zmarniałą Lisę. Oczy jej współlokatorki znacznie złagodniały, nie wydawała się też być już tak natarczywa i zdeterminowana do uzyskania odpowiedzi. Pewnie widok wymiętej i szarej jak papier Lisy odebrał Stephanie chęć do walki, na którą Czytelniczka w ogóle nie była przygotowana. I dobrze. Aidan od samego początku nie wyglądał na osobę, która może przymuszać ją do mówienia czegokolwiek, a po długim wykładzie Alana tylko jeszcze bardziej skulił się w sobie, jakby niepewny, czy w ogóle chce poznać pełną wersję wydarzeń. Główny Hol całkiem opustoszał, uczniowie rozeszli się w stronę klas. Przez kryształowy sufit wpadało słabe, bladozłote słońce, które pod kątem malowało na ścianach jaśniejsze plamy. Nie było czasu na długą rozmowę. - To na pewno nie był nauczyciel i Dyrektor mi się nie pokazał - powiedziała Lisa dobitnie, mając nadzieję, że tym razem koledzy jej uwierzą; ostatecznie wcale nie kłamała, nie miała po prostu siły na przytaczanie każdego szczegółu. - W ogóle go nie widziałam, chodzi o to, że na jego wieży coś nagle zabłyszczało, zanim sfrunęły do nas gargulce. Samo to, że nas nie zabiły... - machnęła wymownie piegowatą dłonią, wskazując na Alana i nawiązując do jego poprzednich słów - ...wskazuje na to, że ktoś je musiał wysłać. Wiem, że to się może wydawać nieprawdopodobne, ale ja naprawdę mam wrażenie, że to był Dyrektor. - Bo na jego wieży coś błysnęło? - mruknął pytająco Aidan. - Jesteś pewna, że to nie skrzydło wróżki albo... - Jestem pewna - odparła natychmiast dziewczyna z taką desperacją w głosie, że Aidan zaczerwienił się pod piegami. - Ej, ale ja ci wierzę. Naprawdę! Chcę się po prostu upewnić, bo nigdy o czymś takim nie słyszałem. Lisa westchnęła i oparła ramiona o schody, a Stephanie rozejrzała się, jakby dopiero teraz zauważyła jak bardzo sami tu byli, do tego stopnia, że ucichły nawet odległe szumy rozmów. Chyba rozumiała, że nie mieli czasu, bo wysunęła się krok do przodu i delikatnie wymacała ranę Lisy przez mundurek, zanim pomogła jej poprawić bluzę i dokładnie ją zapiąć. - Mam nadzieję, że to nie jest niezgodne z zasadami - powiedziała z mocno zaciśniętymi ustami, a potem spojrzała Lisie prosto w zielone oczy; tak mętne i zmęczone. - Czymś sobie opatrzyłaś tę ranę, prawda? Czuć jakiś materiał - a gdy dziewczyna skinęła głową - Nadal tylko nie rozumiem, dlaczego Dyrektor Akademii miałby zareagować. Przecież wcześniej też tam byliście razem z Alanem - Ściszyła głos, na wszelki wypadek. - I nic wtedy nie zrobił. Więc... - Alan ma rację, byliśmy w niebezpieczeństwie. Wiesz, walczyliśmy na balkonie, nigdziarz miał nóż, to mogło skończyć się bardzo źle. Mógł mnie dźgnąć albo mogliśmy wypaść - Lisa miała nadzieję, że wspomnienie o tym nie będzie tak trudne, jak brzmiało w wyobraźni; ostatecznie wcale nie zasugerowała, że to ona przypadkiem zepchnęła za barierkę nigdziarza. Niestety, po słowach wróciło poczucie winy, strachu i mdłości, a głos załamał jej się tak, jak to zazwyczaj dzieje się na sekundę przed płaczem. Stephanie rozchyliła usta i uniosła brwi, a potem wyciągnęła ramiona, jakby znów chciała ją przytulić. Lisa na to nie pozwoliła; złapała współlokatorkę za nadgarstek, mruganiem odgoniła łzy i uśmiechnęła się do całej trójki - nie pocieszająco, nie wymijająco, ale z błagalnie milczącą prośbą. - Dziękuję wam, że się tak martwicie, to wiele dla mnie znaczy, ale teraz naprawdę powinniśmy już iść na lekcje. Jeżeli się spóźnimy, to wzbudzimy jeszcze większą sensację. Po prostu... nie chcę o tym teraz rozmawiać, ale nie chcę też żebyście sobie wyobrażali nie wiadomo co, bo nic wielkiego się nie stało - urwała, nie wiedząc, co jeszcze mogłaby dodać. Po kilku sekundach złapała ich po kolei za ręce - najpierw Stephanie, potem Aidana, a na końcu Alana, którego chłodną dłoń trzymała najdłużej. Naprawdę musieli już iść. Może kiedy indziej im o tym opowie. Wieczorem albo jutro albo... Nie, nie mogła o tym myśleć teraz; musiała skupić się na tym jak przez cały długi dzień ukryć przed nauczycielami swoje rany i przygnębienie.
  24. Akademia Dobra W kilka sekund posypał się cały plan ukrycia przed pozostałymi śladów nocnej potyczki. W sumie powinna się tego spodziewać - sama do końca nie wierzyła w jego powodzenie i zdawała sobie sprawę z tego, na jak kruchych podstawach stoi. Była zbyt padnięta i miała za mało czasu, by wymyślić coś skuteczniejszego. Jedyne, na co jeszcze miała nadzieję, to że nauczyciele nie będą przypatrywać jej się tak dokładnie i zignorują drobne wskazówki. Teraz musiała zmierzyć się z trójką kolegów, na co kompletnie nie miała sił. Najlepszym wyjściem była chyba szczerość, bo ona nie wymagała wielkich nakładów energii, lecz również nie przychodziła łatwo - gardło miała ściśnięte i przez długi czas milczała, nie wiedząc od czego zacząć. Stephanie była tak wzburzona, że z ledwością stała w miejscu; Lisa widziała, jak jej mięśnie drżą z chęci zrobienia czegokolwiek, co mogłoby pomóc jej albo ukarać perfidnego nigdziarza. Aidan wydawał się nieco bardziej oszołomiony i wystraszony - być może nie znał się na uczniach Zła tak dobrze, jak Stephanie, która miała niebezpieczną kuzynkę, więc nie wyobrażał sobie czegoś takiego w murach Akademii. No i był jeszcze Alan, na którego Lisie najtrudniej było spojrzeć. Miała abstrakcyjne wrażenie, że w jakiś sposób go zawiodła i naraziła na masę niepotrzebnych nerwów. Poza tym, chłopak zdecydowanie zbyt szybko domyślił się rany na jej brzuchu, a jego słowa sprawiły, że poczuła się jeszcze gorzej. Objęła ciepłą dłonią jego palce na swoim ramieniu, krótko je ścisnęła, a potem odsunęła, bo to całe współczucie i życzliwość wydawały jej się nie na miejscu - ostatecznie, sama była sobie winna i ponosiła odpowiedzialność za wszystko, co ją spotkało. Nikt nie kazał Lisie - ba, wszyscy to ciągle odradzali - włamywać się do Zamku Zła bez większych przygotowań i narażać na śmierć nie tylko siebie, ale i niewinną Adelię. Drugi (a raczej trzeci - pomyślała smętnie) raz nie popełni tego błędu i tym razem lepiej zaplanuje ten wypad. Do tego czasu obie musiały sobie jakoś poradzić. - Nie, nie mocno - odpowiedziała w końcu, spoglądając prosto w miodowe oczy Stephanie. - To wszystko są tylko szramy z walki, ale nie są zbyt głębokie i przemyłam je parę razy antybakteryjnym mydłem, więc na pewno nic mi nie będzie. Nie chcę, żeby ktokolwiek to oglądał, poza tym nie ma na to czasu, bo za chwilę będą zajęcia - widząc, jak Stephanie otwiera usta z oburzeniem, szybko kontynuowała. - Serio, nic mi nie będzie. Boję się tylko, żeby żaden z nauczycieli nie zauważył, że coś jest nie tak. - To będzie trudne. Wyglądasz okropnie - powiedział Aidan pomocnym tonem, na co Lisa prawie parsknęła śmiechem. Prawie. - Dzięki - Chciała już dyskretnie zmienić temat i namówić resztę, by ruszyli w stronę klas, ale ich stalowe spojrzenia zbyt wyraźnie mówiły, że nie uznają tych wyjaśnień za wystarczające. - No tak... - zaczęła z westchnieniem, które miało zabrzmieć na pełne frustracji, ale ostatecznie wyszło zmęczone i uległe. - Zaatakował mnie nigdziarz. Spotkaliśmy się przypadkiem na balkonie. Adelii nic się nie stało, a ja z nim przez jakiś czas walczyłam, do momentu aż... - Słowa uwięzły jej w gardle zanim zdążyłaby wyznać najgorszą prawdę o swoim prawie-morderstwie. Przełknęła ślinę, uśmiechnęła się z trudem i pokręciła głową. - Dyrektor Akademii nas rozdzielił, przynajmniej takie mam wrażenie. To znaczy, tak dokładnie to były gargulce - dodała szybko, widząc szok na twarzy Aidana. - Mam po prostu wrażenie, że to Dyrektor nas zobaczył i je wysłał. - Mhm - mruknęła cicho Stephanie i Lisa widziała, że choć współlokatorka chce jej uwierzyć, ta historia nie brzmiała dla niej zbyt przekonująco. Nie winiła jej, być może sama była w błędzie, a ten blask w okolicach wieży tylko sobie uroiła. Słabo pamiętała szczegóły tamtej walki. - W każdym razie naprawdę mogło być gorzej. Ten nigdziarz miał prawdziwy nóż, kiedy walczyliśmy. Nie dodała już nic więcej, zdając sobie sprawę, że szczegóły tamtego zajścia z całą pewnością ich nie uspokoją.
  25. Akademia Dobra, ranek Ranek po całej nocy koszmarów przywitał Lisę pulsującym bólem, rażącymi promienia słońca i hałasem. Nie wiedziała, która jest godzina ani czy jest bliska spóźnienia się na zajęcia; w tej chwili nie obchodziło ją nic poza tym, jak bardzo chciałaby jeszcze spać, najlepiej do południa. Druga męcząca eskapada do Akademii Zła w końcu dała o sobie znać i kiedy Stephanie nareszcie zdołała wywlec ją z łóżka, nie tylko z ledwością otwierała oczy, ale też poruszała się ostrożnie, oszczędzając przemęczone mięśnie. Czuła się jak po bardzo, bardzo intensywnym meczu i nie za bardzo orientowała się w tym, co dzieje się wokół niej. Dziewczyny się ubierały, Sophie jak zwykle roztaczała wokół siebie woń kosmetyków i perfum, a Stephanie nieporadnie wiązała wstążki przy mundurku. - Sorry, że budzę cię tak późno, ale skoro i tak nie możesz iść na śniadanie... - zawiesiła głos. W tym momencie Lisa przypomniała sobie o swoim szlabanie. - No, w każdym razie zobaczymy się później - Niby przypadkiem nachyliła się do niej, bezceremonialnie opierając pantofla na białym prześcieradle i poprawiając sznurówki. - I pogadamy, okej? Wiem, co zrobiłaś - a po chwili wahania - Cieszę się, że cię znowu widzę. Potem dość szybko wyszły, zostawiając Lisę w głuchej ciszy. Potrzebowała czasu, żeby wyplątać się z sideł zmęczenia i przetrawić wszystkie wczorajsze wydarzenia. Była osłabiona i nieco apatyczna, ale głęboko w środku niesamowicie zdruzgotana. Kolejny raz im się nie udało i to tym razem wyłącznie z jej winy, bo nie zdołała w porę ukryć ich przed nigdziarzem ani sprawnie go unieszkodliwić. Sama myśl o tym, co przeżywała teraz Adelia była koszmarna, na tyle, że nieco przytłumiała rozterki Lisy. Z jednej strony miło będzie znowu zobaczyć Alana, Stephanie, która dopiero sama to potwierdziła, Aidana, czy Hectora. Z drugiej... mdliło ją na samą myśl o tym, że jest zmuszona kolejny dzień udawać, że wszystko w porządku i przechodzić przez cukierkowe i bezsensowne zajęcia. Jeżeli dodać do tego ból, zastygłe rany i wyczerpanie, Lisa była dziś cieniem samej siebie. Po raz pierwszy od porwania czuła się tak, jakby na nic nie miała już sił - i choć wiedziała, że wkrótce je odzyska, bo musi odzyskać, bo Adelia naprawdę jej potrzebuje, w tym momencie pozwoliła sobie na samotną obojętność. Powoli, jak człowiek, który przez długi czas nie opuszczał łóżka, przemknęła się do łazienki, gdzie zamknęła za sobą drzwi na kluczyk i znowu wzięła kąpiel. Chociaż Lisa nie należała do ludzi, którzy pielęgnują się przy każdej okazji - to znacznie bardziej brzmiało jak coś, co robi typowa księżniczka - gorąca woda i piana bardzo przyjemnie rozluźniły napięte mięśnie i pozwoliły jej po raz kolejny obejrzeć i oczyścić rany. Nie wyglądały tak tragicznie, jak mogłoby się wydawać po tych niedopranych plamach krwi, ale nie było też dobrze. Na przedramionach miała pełno podłużnych, zaczerwienionych nacięć, na których potworzyły się już różowawe strupy. Starała się ich nie naruszyć, mając na uwadze, że raczej nie zdoła nikogo oszukać wymówką o kocie albo innej niegroźnej bestyjce. Rysa na brzuchu prezentowała się gorzej - wciąż była lepka i wrażliwa. Spróbowała zrobić sobie prowizoryczny opatrunek z białych, łazienkowych ściereczek, a potem - wciąż z zaklejonymi oczami - wróciła do pokoju, by odnaleźć tam talerz z apetycznie pachnącym śniadaniem i sporej wielkości kuferek. Na swoim łóżku. Podeszła do niego z lekką niepewnością, bo nie miała bladego pojęcia, co może w nim być; ostatecznie, paczka z torbą, pergaminami i innymi szkolnymi sprawunkami od dziekan została jej wczoraj dostarczona przez wróżki. Na wierzchu leżała karteczka, na której ktoś nabazgrolił niedbałym pismem - Była na korytarzu. Zajrzałyśmy, ale to chyba dla ciebie : ) - S. Lisa skuliła się mentalnie, wyobrażając sobie, że Stephanie wróciła do pokoju i usłyszała jej ciche pojękiwania, gdy na początku przyzwyczajała rany do wody. Ale nie, chyba nie; drzwi całkiem nieźle wytłumiały dźwięki i jak wczoraj przekonała się przy Sophie, trzeba się było przy nich naprawdę drzeć, by coś usłyszeć. I tak miała szczęście, że żadna ze współlokatorek nie dostrzegła tych zranień, ani wczoraj ani dzisiaj rano, gdy nieprzypadkowo owinęła się cienką kołdrą. Podczas zajęć zakryje brzuch mundurkiem i jakoś wytłumaczy własne niepewne kroki, a ramiona... różowa sukienka ich nie zakryje, więc musi skombinować sobie jakąś bluzę. Już zastanawiała się nad tym, czy Stephanie obraziłaby się, gdyby pogrzebała jej w rzeczach, ale gdy otworzyła kuferek, zdała sobie sprawę, że wcale nie musi nic pożyczać. Kufer był po brzegi wypełniony różnymi ubraniami, a zaraz na wierzchu ktoś położył karteczkę z dedykacją - Dla rudej dziewczyny. No tak, nic dziwnego, że Stephanie uznała to za paczkę dla niej. Pozostawało tylko pytanie; od kogo? Usiadła na skraju łóżka i zaczęła przeglądać zawartość skrzynki, przy okazji pogryzając kanapki z serem, pomidorem i dziwnym, nieco gorzkim w smaku rodzajem sałaty. W paczce było absolutnie wszystko, od bardzo wygodnych, prawie sportowych spodni, po bluzy, koszulki, nieprzemakalne skarpety i buty z mocną podeszwą. W pierwszej chwili Lisa nawet nieszczególnie próbowała domyślić się nadawcy - zachwycała się przyjemnym w dotyku, trwałym materiałem, tak innym od nieco szorstkich gawaldońskich ubrań i rozmyślała nad tym, jaka to wielka szkoda, że nie dostała tej paczki już wczoraj. Z pewnością by tak nie przemarzła, poza tym mogłaby oddać część Adelii, która musiała żyć na co dzień w tym zimnym, wilgotnym zamku. Dopiero gdy dotarła na dno, zdała sobie sprawę, że nie jest to z pewnością paczka od nauczycieli. Śliczny naszyjnik - może trochę nie w jej stylu, ale jednak śliczny - oraz błękitna sukienka z zabawnym liścikiem "Wybacz ten fatalny gust mojego syna" sprawiły, że niemal natychmiast domyśliła się, że dostała to od ucznia. Sądząc po drogiej biżuterii i wytwornej (chyba nawet nieco zbyt wytwornej) sukience - od księcia. Sądząc po tym całym błękicie i kryształkach... - Alan - mruknęła Lisa pod nosem z mieszaniną niedowierzania i irytacji. Mimo woli poczuła, jak na ustach wykwita jej uśmiech. To było niespodziewane, ale naprawdę miłe. Czuła się nawet trochę głupio, bo nie była pewna, czy to jest normalna rzecz, którą dla koleżanek robią baśniowi książęta. Nie wyobrażała sobie takiego prezentu od Abraxasa, Ambrosiusa, czy Edwarda. Ale oni nie byli przecież jej kolegami. Odłożyła sukienkę i naszyjnik z powrotem, bo nie czuła się dostatecznie książęco, by nosić rzeczy tego typu, a potem wsunęła na stopy wygodne buty i zabrała się za szykowania mundurka. Musiała jeszcze tylko pomyśleć, co w końcu zrobić z tą podartą koszulką Stephanie, ale w tej konkretnej chwili nie miała na to żadnego pomysłu. *** Kiedy kilkanaście minut później schodziła po kręconych, półprzeźroczystych schodach wieży Czystość, wciąż czuła się jakby dopiero co gargulec zrzucił ją brutalnie na Most Połowiczny. Jak to powiedział nigdziarz - zmokła wiewiórka, czy coś w tym stylu. Guziki eleganckiego mundurka miała pozapinane krzywo i nie do końca, różowe wstążki wisiały smętnie wokół jej obolałego brzucha, którego za żadne skarby nie zamierzała nimi ściskać. Włosy ledwo musnęła szczotką i była prawie pewna, że spora ich część wystawała komicznie na wszystko strony, poza tym w lustrzanej ścianie na korytarzu zdołała zobaczyć własną twarz - pobladłą, wymęczoną, z wyraźnie podkrążonymi oczami. Uroczo. Na stopniach stawiała bardzo ostrożne kroki, szczelnie owijając się bluzą, kompletnie niepasującą do sukienki, na którą ją narzuciła. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, jej nieobecność na śniadaniu była prawdziwym szczęściem, bo przynajmniej nie musiała z samego rana znosić prześmiewczych spojrzeń. Ciekawe, co powie o tym wszystkim profesor Sericia, która jeszcze wczoraj twierdziła, że Lisa "ma potencjał". Zawieszona między zmęczeniem, a dziwacznym, melancholijnym smutkiem z powodu nieudanej ucieczki, nie od razu dostrzegła, że w Głównym Holu wszyscy już na nią czekają. Przez "wszyscy" miała oczywiście na myśli Stephanie, Alana i Aidana. Uśmiechnęła się do nich słabo, doskonale zdając sobie sprawę z faktu, że nie będzie w stanie w żaden sposób ukryć przed nimi swojego stanu. Nie denerwowało jej to. W pewnym momencie chyba zaczęła mieć to już gdzieś. - Cześć - przywitała ich prawie pogodnie, przystając u podnóża schodów. - Przepraszam, że tak długo się tu wlokłam. Dzięki za paczkę, Alan, to było bardzo miłe z twojej strony - powiedziała, zadowolona z tego, że udało jej się go zaskoczyć. Także Aidan uniósł wysoko brwi, ale Stephanie jedynie pokiwała głową, jakby domyśliła się tego już wcześniej. - To naprawdę ciepła bluza - dodała, widząc, że wszyscy wciąż obserwują ją z niepokojem i niepewnością. - Chociaż musisz mi wybaczyć, bo raczej nie będę nosić tamtej sukienki; obawiam się, że mogłabym ją zniszczyć. Ale to jest chyba prezent od twojej mamy. Zostawiła nawet karteczkę - paplała bezsensownie, mając nadzieję jakoś odwrócić uwagę kolegów. Nie chciała dopuścić, by zapadła między nimi cisza, bo domyślała się, że wtedy zaleją ją pytaniami, na które nie była gotowa. Powinna się domyślić, że nie zamierzają pozwolić na pominięcie tematu wczorajszej nocy. Stephanie urwała tę paplaninę, bez ostrzeżenia owijając wokół niej ramiona. Na początku zabolało, dość koszmarnie, ale spróbowała nie wydać z siebie żadnego dźwięku, bo wiedziała, że współlokatorka nie zrobiła tego specjalnie. Stephanie chciała jedynie ją pocieszyć, więc pozwoliła sobie rozluźnić się w jej uścisku i z opóźnieniem na niego odpowiedziała. Z pewnością domyślali się przyczyny jej tragicznego nastroju i steranego wyglądu. Skoro próbowała uciec, a jednak wciąż tu jest, to znaczy, że plan się nie powiódł. Zawiodła. Przegrała. Stchórzyła. No, to ostatnie może było już lekką przesadą. Widziała zmartwienie i smutek zarówno w zmarszczonych brwiach Aidana i jego ponurych, zielonoszarych oczach, jak i w cichej postawie Alana. Stephanie owionęła jej szyję ciepłym oddechem i szepnęła - Nie martw się. Te przyjacielskie gesty były na pewno bardzo wzruszające, ale też niezbyt pożądane - Lisa już czuła, że oczy ją pieką, a przecież nie mogła się rozkleić, nie teraz. Była silna i miała przyjaciółkę do uratowania. Nie za bardzo wiedziała, co ma odpowiedzieć na to wszystko, więc tylko mocniej otoczyła ramionami plecy Stephanie. Szybko tego pożałowała. - Och, na najdalsze zakątki lasu Sherwood, Lisa, co ty masz na rękach! - wybuchnął Aidan tak, że kilka przechodzących obok księżniczek obrzuciło ich skandalicznymi spojrzeniami. Lisa zamarła, gdy zdała sobie sprawę, że podczas tulenia Stephanie podwinęły jej się rękawy bluzy. Zanim zdążyłaby zareagować, zawszanka bez wahania wyplątała się z jej ramion i złapała ją za nadgarstki, zanim zdążyłaby znów schować ręce. Bezradnie patrzyła, jak twarz Stephanie wydłuża się z niedowierzania, a jej miodowe oczy robią się wielkie i wściekłe zarazem. - Kto ci to zrobił? - zapytała tak nieprzyjemnym tonem, że Lisie mimowolnie przyszła na myśl rozjuszona Margo. Miny Alana i Aidana były dla niej najlepszą wskazówką na to, że trzeba szybko ratować sytuację. - Nikt mi tego nie zrobił - powiedziała jak najbardziej uspokajającym głosem, chociaż jej ramiona drżały od chęci zasłonięcia ich przed wzrokiem kolegów. - Po prostu się obtarłam, nic wielkiego. Tam są ostre kamienie na ścianach, nie... - Ostre kamienie. Ostre jak nóż, masz na myśli? - przerwała jej Stephanie, puszczając jej nadgarstki i odsuwając się o krok do tyłu. Lisa mimowolnie owinęła ręce wokół brzucha, widząc ich oburzone, wściekłe i ponad wszystko wystraszone spojrzenia. Nie miała pojęcia, jak ma im to wszystko wyjaśnić.
×
×
  • Utwórz nowe...